v10

Kyuubi leżał opierając łeb na łapach. Spoglądał na wszystko w koło, analizując jak to się stało. Wtedy, tamtej nocy, 10 października, w końcu udało mu się złamać pieczęć. Był wolnym Bijuu.. mógł nareszcie postawić swoją nogę na gruncie, zaryczeć, rozprostować zbolałe od wiecznego leżenia kości. Mógł poczuć się niezależny... ale oczywiście nie na długo. Zaraz jakiś przeklęty Uchiha musiał przejąć nad nim kontrolę i nakazać rozwalić tę głupią wioskę. A mógł uciec i pożyć na zewnątrz. Ale zamiast tego został po raz kolejny wykorzystany. A potem jakby nigdy nic zapieczętowany w Uzumaki'm przez konających rodziców. Cholera ich. I cholera tego Uchihę!
Lis uśmiechnął się nikczemnie.
Szkoda, że nie wiedzieli... Nie wiedzieli, co przyniesie czas w wyniku ich decyzji.
Mimo iż gniewał się i żałował, że dał się znowu zapieczętować, czuł, że chyba zmieni na ten temat swoje zdanie... 

*
- Och! Gaara, już się obudziłeś! - Wręcz wykrzyknął Naruto patrząc na Kazekage.
Naturalnie cieszył się, że jest on raczej cały i chyba zdrowy. Ale nie zmienia to faktu, że na jako taką rozmowę nie był gotowy i najzwyczajniej w świecie improwizował. Wiedział, co chce powiedzieć, ale nie wiedział co chce usłyszeć. W tej kwestii, pozostał pełen niepewności. Bądźmy szczerzy, on nie chciał wrócić do wioski Liścia. A powinien w niej zawitać już niedługo. Tak czysto teoretycznie, to właśnie powinien pędzić w stronę swojej wioski.
No i czysto teoretycznie Gaara, jako Kazekage nie powinien pozwolić, aby jego gość nie wrócił do swojego kraju.
- Tak - mruknął ledwo słyszalnie. - Powiesz mi, co tu robię? - Dopytał. Czuł się nie najlepiej, cały obolały i otumaniony. A poza tym, zaczęły dochodzić do niego różne wspomnienia, o których parę sekund wcześniej nie miał pojęcia. A właściwie to miał pojęcie, ale ich po prostu nie pamiętał.
- Emm... jasne. - Zaczął Uzumaki już ciszej. - A więc walczyłeś z gościem z Akatsuki. I on cię porwał, i przytargał tutaj. A ja cię im odbiłem. - Skończył krótką relację, lekko skołowany.
Czerwonowłosy chwilę milczał, przypominając sobie kolejne wydarzenia przed swoim omdleniem. I mimo, iż wywód Naruto był krótki, to pomógł mu. Otumanienie poszło w zapomnienie, wygonione inną, silniejszą emocją. Niepokojem. Lecz nie dał tego po sobie poznać, zachowując pokerową twarz, wyuczoną latami samotności. Za to jego blond włosy przyjaciel był niczym otwarta księga. Czy był smutny, czy radosny - wszystko było widać.
- Ty też walczyłeś - zauważył - z tym drugim.
- Tak, ale on mnie tylko zajmował, abym nie dołączył do waszej walki i ci nie pomógł. - Sprostował. - W wiosce pewnie już podjęli jakieś działania... - Dopowiedział niby od niechcenia. Miał nadzieję, że Kazekage podłapie temat. Przeliczył się...
Gaara tymczasem przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Uzumaki jawnie ignorował swojego towarzysza, skupiając się na źródle wody, koło którego siedzieli. Woda brnęła, żłobiąc sobie koryto wodne. Kiedyś, za jakieś kilkadziesiąt lat może o będzie potężna rzeka?
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? - Spytał Kage skupiając wzrok na okolicznej naturze. - O tym arcyważnym dokumencie i wyciągnięciu z ciebie, co ci jest. Musisz to kiedyś powiedzieć, do diaska. Może ktoś ci będzie mógł pomóc. Przyjaciele, lekarze ninja...
. Piąta uznała, że to właśnie Gaarze uda się wydusić z Naruto prawdę. Z jakiegoś względu właśnie taką miała nadzieję, gdy dała tę kartkę chłopakowi i nakazała ruszyć z nią aż do wioski Piasku. Może chciała, by to właśnie on z nim porozmawiał? W końcu, jakby nie patrzeć, obydwoje byli jinchuuriki i obydwoje nie byli zbyt miło traktowani w dzieciństwie. Było ono pełne cichych łez, zawodów, samotności i pytań bez odpowiedzi. Zamiast radosnych zabaw, niesamowitych historyjek przed snem, pierwszych znajomości oraz rodziny. Co prawda potem wszystko się pozmieniało, ale jakby nie patrząc - gdyby nie Naruto, to Gaara pozostałby zgorzkniały, pełen bólu.
Może to był moment, gdy miał się odwdzięczyć?...
- Naruto - dodał z wręcz oskarżeniem w głosie, gdy blondyn uparcie milczał. Naprawdę się martwił. Gdzie się podział ten najgłośniejszy ninja? Radosny, optymistyczny, mający jasne cele?
- Gaara - odpowiedział w końcu chłopak. Uff... a więc nie postanowił go ignorować.. chyba.
Tymczasem blondyn miał w głowie miał istny mętlik. Chciałby zostać tutaj, a nie wracać do wioski Liścia. W końcu, kto by chciał wrócić do morskiej toni, wyrywającej powietrze z płuc, spod której dopiero co, uciekło się? Nikt. Chciał zostać tutaj, daleko od wszystkiego. Oraz chciałby poznać odpowiedzi na własne pytania. Które, nawiasem mówiąc, dotyczyły między innymi bólu w oczodołach. Oraz innych, istotnych rzeczy.
Jak na zawołanie zaczęły szczypać.
- Wracaj do wioski Piasku, jesteś Kazekage, potrzebują cię. - Zaczął mówić. Musiał to zrobić. Powiedzieć. Był tego pewny. Nie ma zamiaru kręcić i oszukiwać. Nie chciał stać się osobą pokroju Akatsuki, ale jeszcze bardziej nie chciał udać się ponownie do wioski. Wolał już zostać okrzykniętym zbiegłym ninja. Trudno. - Ja zostaję tutaj, nie wracam do wioski. Nie chcę być uciekinierem, ale nie mogę teraz wrócić. Sam nic nie wiem, a każdy oczekuje ode mnie odpowiedzi. - Dodał cierpko. To była czysta prawda i dlatego to tak ciężko przechodziło przez gardło.
Nie wiedzieć czemu, ninja z wioski Piasku, w jakiś zdrowo pokręcony sposób, zrozumiał. A nawet ucieszył się, że usłyszał to od niego. Choć to nie było to, co chciał usłyszeć, cieszył się. Ironia losu, prawda?...
- Czyli mam rozumieć, że kiedyś wrócisz? - Dopytał Gaara, patrząc na liścia, który spadł z ogromnego drzewa i szybując na wietrze, wylądował w wodzie, brnąc dalej inną ścieżką.
- Nie wiem..
Liść zniknął pod taflą wody.

*
Naruto wstał z miękkiej ściółki, obejrzał się wkoło, zakręciło mu się w głowie i.. usiadł ponownie na ziemi. Powtarzał tę sekwencję ruchów po raz enty. Słońce zdążyło znieść się wysoko, a ptaki wybudziły się z letargu i teraz śpiewały radośnie. A Gaara opuścił go, zmierzając do wioski.
Blondyn był otoczony żyjącą naturą, no i miał zapieczętowanego w sobie Lisiego Demona. Ale mimo to był sam. I nikt poza nim nie mógł mu powiedzieć, gdzie iść dalej? Został zamknięty w ciasnej klatce, z której usiłował znaleźć wyjście.
Dodatkowo, jakby tego było mało - wzrok zaczął mu zawadzać. Widział obraz rozmazany, powielony. I do tego, naturalnie, doszedł ból. To nie był atak taki, jaki spotkał go w wiosce Piasku. Że był gotowy zwijać się z odnoszonego cierpienia. To było irytujące szczypanie i zamazany obraz. Gdy zamykał oczy, zaczynało mu się kręcić w głowie. Odnosił wtedy wrażenie, że gleba to niebo, niebo to rzeka, a rzeka to drzewo, a drzewo to gleba. Ciężko wytłumaczyć.. po prostu wszystko mu się mieszało a i dźwięk okłamywał jego uszy. W jednej chwili czuł milion maleńkich czakr, w innej nic. Czasami ćwierkanie ptaków brzmiało jak sopranowy śpiew tysiąca pięknych dam. W innej jak okropny skrzek. Rzeka i drzewa lepsze nie były. Źródło wody szumiało kojącym skołatane nerwy szumem, a zaraz potem brzmiało jak brzdęk broni podczas bitwy. Drzewa raz opowiadały niewiarygodne historie sprzed setek lat, zaraz potem wracały do obgadywania irytującym szeptem blondyna. I tak w kółko. Oczy szczypały, obraz był ciągle rozmazany, dźwięk zmieniał wibracje - z pozytywnych na  negatywne i na odwrót - a głowa zaczynała boleć, od ciągle to nowych doznań. Nie było nic, do czego blondyn mógł przytwierdzić myśli. Ani owych myśli nie było. Albowiem gdy chciał coś przeanalizować - wszystkie słowa rozsądku rozbiegały się w każdym kierunku, z daleka od chłopaka.
To był istny rollercoaster!
Na szczęście z czasem, który trwał może dwie godziny? Może pięć? Uczucie słabło. Wzrok zaprzestał niemiłosiernego kręcenia, uszy zaczęły łapać dźwięki w normalniejszych i spokojniejszych tonach, głowa przestała ciążyć, a myśli przestały uciekać. Wszystko zniknęło.
Naruto znów miał głowę pełną rozważań, czujny wzrok, dobry słuch oraz "lekką" głowę. Powoli wstał z ściółki. Czuł, że wszystkie mięśnie zastały mu się w pozycji w jakiej spędził ostatnie... znaczy ostatni czas. Dlatego też wykonał kilka ćwiczeń rozciągających i dopiero ruszył. A w zasadzie to rozejrzał się na boki i usiadł ponownie na ściółce. Mimo, iż nic mu już nie było. Wszystko było na swoim miejscu, ale on i tak nie znał drogi ani celu.

W takiej chwili wpadł mu do głowy, bardzo, bardzo, ale to bardzo niedorzeczny pomysł.
Zamknął swoje niebieskie patrzałki i po chwili znalazł się w mrocznych głębinach swojego umysłu. Czyli w pomieszczeniu z wodą sięgającą do kostek i ogromnym Lisem w klatce.
- Kyuubi - zagadał - wiesz może, gdzie mam się udać?
Demon prychnął cały czas leżąc i opierając łeb na przednich łapach. Ogony jak i uszy oklapły, ale wściekle czerwone oczy z eliptycznymi źrenicami pozostały czujne. Obecnie lustrowały chłopaka od głowy po stopy, które były pod wodą.
-  Szybko się wylizałeś - zauważył od niechcenia, przytaczając samopoczucie chłopaka sprzed kilku minut. - Albo i nie - westchnął. - Skąd niby przyszła ci do głowy myśl, że ci pomogę? - Spytał nieuprzejmym warknięciem.
Mimo swojego standardowego zachowania "jestem wrednym lisem", to dało się wyczuć jakąś nutkę. Dziwną, nietypową nutkę, która łudząco przypominała sarkazm.
- Ponieważ już raz mi pomogłeś?...  - Strzelił. Nie była to wcale jakaś głupia odpowiedź. W końcu wtedy pomógł mu obrać odpowiednią trasę, dzięki czemu Gaara był teraz w drodze powrotnej. A jakby nie patrzeć, to równie dobrze mógł go okłamać.
- Dałem ci suchy fakt, a nie pomogłem. Uzumaki to urodzone sensory. - Sprostował.
Ten dzieciak był zbyt pewny siebie.. jak zawsze, zresztą.
Wykrzywił usta w lekkim uśmieszku, ukazując białe, ostre kły.
- Ale gdybyś mi tego nie powiedział, nie odnalazłbym Gaary. - Kontynuował pewny swego. Chciał by i tym razem Kyuubi dał mu taki suchy fakt, coś co pomoże mu obrać odpowiedni kurs. Inaczej to wszystko padnie. Akatsuki go znajdą, albo wioska. I będzie miał wtedy tylko dwa wyjścia, poddać się albo walczyć. Szczerze nie chciałby znaleźć się przed takim wyborem.
- Limit wykorzystany. I w ogóle skąd pomysł, że znam odpowiedzi na twoje pytania? - Westchnął zdejmując z pyska ironiczny uśmieszek. - A zresztą nieważne. Idź stąd.
Blondyn nie dał się wyrzucić. To w końcu jego umysł i ma prawo tu przesiadywać ile chce. Stanął za pomocą czakry na płytkiej wodzie, a następnie usiadł na niej po turecku. I w ten sposób ogłosił Lisowi, że nigdzie się nie wybiera.
- Skoro nie chcesz mi pomóc, to może chociaż powiesz mi skąd wiesz tyle o Uzumaki'ch? - Podpuścił go.
Chciał aby zdradził mu skąd posiadł informacje na temat jego rodu. Aby i Naruto skorzystał z tego źródła. Bolał go czasem fakt, że prawie nic nie wiedział o swojej rodzinie, dlatego chciałby w końcu czegoś się dowiedzieć. Kim byli jego rodzice? Dlaczego Uzumaki, skoro mają swój "herb", nie mają swojej dzielnicy lub domu jak np. Uchiha? Czym się charakteryzują? Czy są silni? Kiedyś próbował wypytać o to i tamto Jiraiyę, ale ten zawzięcie odwracał jego uwagę od tego tematu. Tak, jakby nie miał prawa nic wiedzieć. No chyba, że to, iż jego rodzice zginęli podczas ataku Kyuubi'ego na wioskę. Powalająca wiedza, nie?
- Żyję na tym świecie setki tysięcy lat, dzieciaku. Pamiętam czasy, gdy twoja wioska była tylko szalonym planem Pierwszego. A nawet i dalsze. - Burknął.
Naruto wcale nie był jakiś sprytny. Albo przynajmniej nie na tyle sprytny, aby przechytrzyć Lisa. Albowiem wiedział on doskonale, że blondyn atakuje jego lisią bronią. A mimo to, zdecydował się puścić troszkę pary zza ostrych kłów.
- Ech... Uzumaki są szanowanym rodem jak i Uchiha. Przynajmniej byli.
- Byli?... Przecież ja żyję a jestem Uzumaki! - Oburzył się.
- Tak. Ale podczas wojny twoja rodzinna wioska została zniszczona, ze względu na silne techniki Fūinjutsu. Ocalali, w tym niedobitki Uzumaki, opuścili wioskę w poszukiwaniu nowego schronienia. - Zerknął na zasłuchanego blondyna krytycznym spojrzeniem. - Mogłeś czasem posłuchać na historii co mówił nauczyciel, to byś to wiedział. - Przyuważył równie karcącym tonem głosu.
Kyuubi podniósł się z wygodnej pozycji i usiadł. Uszy postawił w górze, tak samo jak ogony. Teraz i on wyglądał jak lis-profesor.
- Ale Iruka nigdy nie wspominał o Uzumaki'ch. - Zauważył.
- Bo nie było po co, tym bardziej, że miał w klasie jednego z nich. W szkole informacje o rodach to takie ciekawostki. Nie ma potrzeby mówienia o nich i podbijania ego dzieciakom z tym nazwiskiem. - Wytłumaczył pokornie z cieniem irytacji.
- A moja wioska? Chodzi o tę w kraju Wiru, prawda Lisie? Może bym ją odwiedził i czegoś się dowiedział? - Dopytywał.
Lis w odpowiedzi prychnął.
- Dzieciaku, z tej wioski nic nie zostało. Została zrównana z ziemią, wraz ze wszystkimi archiwami. I setkami ludzi. Jedyne co tam znajdziesz, to obraz smutku i rozpaczy. - Na tę myśl "wykładowca" Naruto uśmiechnął się nikczemnie.
Za to niebieskie oczy Uzumaki'ego wypełniły się smutkiem. Właśnie się dowiedział, że jego rodzinna wioska została zniszczona. Że miejsce, do którego należał jako Uzumaki już nie istnieje. Co prawda wychował się w, otoczonej drzewami i górami, wiosce Liścia, ale jednak to nie było to samo. Nie miał tam tego, co by mógł mieć w kraju Wiru. A teraz, kiedy jego priorytetami było znalezienie odpowiedzi na pytania "O co chodzi z bólem w oczach?" oraz "Kim byli Uzumaki?", oczywistym było, że chciałby zacząć poszukiwania w rodzinnej wiosce.
A tak na marginesie, to blondyn łudził się, że jedno ma związek z drugim.
- Kyuubi, a czy...
Lis skupił na nowo wzrok na blondynie, odrzucając myśli o przygniecionych rozbitymi domami ludziach, krzyczących z bólu i wołających o pomoc.
Znał go od dnia jego narodzin. Ten dzieciak, od zawsze krzyczał, że chce zostać Hokage tej żałosnej wioski Liścia. I w zasadzie to tyle. Ale teraz nagle zainteresował się innymi rzeczami. Rodziną, wioską... mimo iż jego lisie serce było zimne i twarde jak kamień, to umysł podrzucał mu myśli, że mu go szkoda. Naruto zawsze miał pod górkę, ze wszystkim. Nie miał wzorca, w którego mógłby patrzeć dumnym wzrokiem. Nie miał nawet cholernej piastunki, która by go wychowała, poopowiadała przed snem niesamowite historie. Nie miał przyjaciół, do beztroskiej zabawy. Był sam, sam jeden i jego katy wokoło. A mimo to siedział tutaj, kilka metrów przed klatką i był. Był, czy smutny, czy przygaszony, czy pełen nieokiełznanej energii. Był. Przetrwał to wszystko sam i zaczął przeć do przodu, zdobywać siłę. W ten sposób udowodnił wszystkim, że nie jest byle kim. Że posiada w sobie nieznaną innym siłę, którą powinien mieć każdy Kage. Ponieważ ta mentalna siła było świetnym rusztowaniem dla jej fizycznego odbicia. I co więcej, jakby przybyło mu kilka lat, to nadawałby się już na kandydata do upragnionego stanowiska. Tyle że i tak nikt by go nie zauważył. Ponieważ ludzie, prawie cała wioska, rzekłaby, że nie chce go na swojego Hokage. I to się nazywa, do cholery jasnej, niesprawiedliwość. Musiałby przenieść góry i zmienić bieg rzeki, aby uznali, że ktoś "jego pokroju" nadaje się. Niezła hipokryzja, prawda? W końcu ludzie szydzący z innych jak najbardziej się nadają, prawda? Pff... Tak to już bywa. Może to dobrze, że Uzumaki podjął tę decyzję?
- Nie jestem Kyuubi, dzieciaku. Tylko Kurama.

*
Długość części:
2372 słowa
I oto jubileuszowy, dziesiąty rozdział. I co więcej - jak do tej pory, najdłuższy.
Lecz to na tym kończą się dobre wieści, albowiem jutro mam samolot i lecę daleko stąd na okrągły tydzień. Więc wątpię, abym coś w tym czasie napisała. Ale, ale, ale tym razem nie zostawiam Was na miesiąc! Słowo honoru!
PS. I jeśli się wyrobię, to może pojawi się dzisiaj wieczorem lub jutro rano jeszcze jedna część?..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top