Rozdział 61
Następnego ranka Martyna obudziła się, czując delikatny zapach kawy unoszący się w powietrzu. Przeciągnęła się leniwie, rozkoszując się chwilą, zanim usiadła na łóżku i spojrzała w stronę drzwi. Wiktor stał oparty o framugę, trzymając w jednej ręce kubek z parującą kawą.
- Mówiłaś coś o kawie? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz - mruknęła, podchodząc do niego i odbierając kubek. - Gdybyś to zrobił, to chyba musiałabym poważnie przemyśleć ten związek.
Wiktor uniósł brew.
- Tak? To dobrze, że nie ryzykowałem.
Martyna uśmiechnęła się, upijając łyk gorącego napoju.
- Masz szczęście, że jesteś rozsądny.
- I że parzę dobrą kawę - dodał Wiktor, zakładając ręce na piersi.
Martyna spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Aż tak pewny siebie?
- Po prostu znam swoje mocne strony.
Zaśmiała się, a potem spojrzała na zegarek.
- Która godzina?
- Siódma.
Martyna skrzywiła się lekko.
- Tak wcześnie?
- Niektórzy pracują - przypomniał jej z lekką kpiną.
- Czysta niesprawiedliwość - mruknęła, opierając się o niego plecami. - Gdybyś mnie nie zawiesił, też bym pracowała.
- Gdybyś nie wchodziła do walącego się budynku, nie musiałbym cię zawieszać - odpowiedział spokojnie.
Martyna westchnęła ciężko.
- I znowu wracamy do tego tematu...
Wiktor położył dłonie na jej ramionach i nachylił się lekko.
- Dobra, już nie będę - powiedział łagodnie. - Ale masz się porządnie wyspać i odpocząć, skoro masz wolne.
Martyna zerknęła na niego podejrzliwie.
-Mówisz tak, jakbyś naprawdę wierzył, że dam radę siedzieć w domu i nic nie robić.
Wiktor uśmiechnął się pod nosem.
- Nie wierzę. Ale chciałbym się kiedyś miło zaskoczyć.
Martyna szturchnęła go łokciem i wróciła do picia kawy, a Wiktor spojrzał na zegarek.
- Muszę się zbierać.
- A Zosia?
- Wstanie za chwilę. Jakby co, przypilnujesz jej, żeby wyszła na autobus?
Martyna westchnęła teatralnie.
- No dobra, ale tylko dlatego, że mnie przekupiłeś kawą.
Wiktor pocałował ją krótko w czoło.
- Doceniam poświęcenie.
Chwilę później wyszedł, zostawiając Martynę samą z kubkiem kawy i myślą, że ten dzień zapowiada się naprawdę spokojnie. A przynajmniej na razie.
Martyna przeniosła się na dół, i jeszcze przez chwilę siedziała na kanapie, dopijając kawę i ciesząc się ciszą w domu. Kiedy usłyszała dźwięk budzika Zosi dobiegający z jej pokoju, uśmiechnęła się pod nosem. Jeśli dziewczyna odziedziczyła po Wiktorze cokolwiek, to na pewno nie był to poranny entuzjazm.
Po kilku minutach drzwi sypialni Zosi uchyliły się i nastolatka wyłoniła się na korytarz, zaspana, z telefonem w ręce.
- Cześć - mruknęła, idąc w stronę kuchni.
- Dzień dobry - odpowiedziała Martyna. - Zjesz coś, czy jak zwykle planujesz przeżyć na kawie i nadziei, że autobus się spóźni?
Zosia spojrzała na nią z lekkim rozbawieniem.
- Na kawie i nadziei.
- Tak myślałam..- zaśmiała się.
Po kilku minutach dziewczyna zebrała się do wyjścia, a Martyna odprowadziła ją do drzwi.
- Miłego dnia - rzuciła Zosia, wkładając słuchawki do uszu.
- Ty też się trzymaj. I nie zaśnij na lekcji.
Zosia przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się lekko i wyszła, zostawiając Martynę samą w domu.
Kiedy drzwi się zamknęły, Martyna oparła się o framugę i westchnęła.
Cały dzień tylko dla niej.
Mogła zrobić cokolwiek.
A jednak czuła, że zaraz zacznie się nudzić.
Sięgnęła po telefon i przewinęła listę kontaktów, zatrzymując się na imieniu Wiktora.
Miała ochotę do niego napisać, ale w końcu odłożyła telefon i zdecydowała, że spróbuje wytrzymać kilka godzin bez przeszkadzania mu w pracy.
Zamiast tego przebrała się w sportowy strój i postanowiła pójść pobiegać, żeby rozładować energię.
Bo wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, to jeszcze przed południem zacznie się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinna pojawić się na stacji i „przypadkiem" zobaczyć, jak idzie Wiktorowi dzień.
Martyna wróciła do domu po bieganiu, czując przyjemne zmęczenie. Prysznic i śniadanie zajęły jej kolejną godzinę, ale mimo to wciąż miała przed sobą cały dzień bez większego celu. Sięgnęła po telefon i przez chwilę przewijała wiadomości, ale nie napisała do Wiktora.
Nie chciała być tą, która pierwsza się odzywa.
Zamiast tego zadzwoniła do mamy.
- I co, już się nudzisz? - usłyszała w odpowiedzi na swoje „cześć".
Martyna przewróciła oczami, choć uśmiechnęła się lekko.
- Absolutnie nie - skłamała. - Po prostu chciałam sprawdzić, co u was.
- U nas wszystko dobrze. Tata nadal zastanawia się, jak Wiktor to wytrzymuje.
- A ja nadal nie wiem, czy powinnam być obrażona - westchnęła Martyna.
- Martwił się, jak byłaś u nas, to się martwi i teraz - skwitowała jej mama. - A Wiktor?
- W pracy - odpowiedziała Martyna, próbując zabrzmieć obojętnie.
- No tak. A ty? Masz jakieś plany na resztę dnia?
- Myślałam o odwiedzeniu mieszkania - powiedziała Martyna, choć dopiero w tej chwili przyszło jej to do głowy. - Zobaczyć, czy się jeszcze nie rozpadło bez mojej obecności.
- No proszę. A już myślałam, że Wiktor przekonał cię do przeprowadzki na stałe.
- Nie zaczynaj - jęknęła Martyna, co tylko rozbawiło jej mamę.
Martyna rzuciła telefon na kanapę i westchnęła. Nie zamierzała siedzieć w domu przez resztę dnia, ale wizja powrotu do pustego mieszkania też jakoś jej nie kusiła.
Spojrzała na zegarek. Było jeszcze wcześnie. Może kino?
Chwyciła telefon z powrotem i szybko sprawdziła repertuar. Jeden z filmów, który chciała obejrzeć, miał seans za niecałą godzinę. Idealnie.
Wyskoczyła z kanapy, przebrała się w coś wygodnego i ruszyła do kina.
Samotne seanse miały swój urok - nie musiała się martwić o to, czy ktoś będzie chciał zobaczyć to samo, mogła wybrać najlepsze miejsce i po prostu odpłynąć w historii na ekranie.
Zamówiła popcorn, kupiła bilet i zajęła miejsce w sali, rozglądając się po nielicznych widzach. Większość przyszła w parach albo grupach, ale nie przeszkadzało jej to.
Film wciągnął ją bardziej, niż się spodziewała. Przez dwie godziny kompletnie zapomniała o wszystkim - o pracy, o zawieszeniu, o rozmowach z Wiktorem.
Dopiero gdy wyszła z sali, wracając do rzeczywistości, odruchowo sięgnęła po telefon.
Wiadomości od Wiktora nadal nie było.
Zastanowiła się przez chwilę, czy do niego napisać, ale ostatecznie schowała telefon do kieszeni.
Zamiast tego ruszyła w stronę kawiarni. Skoro miała dzień tylko dla siebie, mogła go jeszcze trochę wykorzystać.
Martyna zamówiła kawę i usiadła przy stoliku przy oknie, obserwując ludzi przechodzących ulicą. Wciąż miała w głowie film, który właśnie obejrzała, ale jej myśli powoli wracały na inne tory.
Nagle usłyszała zamieszanie przy sąsiednim stoliku. Kobieta w średnim wieku, która jeszcze chwilę temu spokojnie piła herbatę, teraz opadła na krzesło, ciężko oddychając. Drżały jej dłonie, a twarz momentalnie straciła kolor.
Martyna natychmiast zerwała się z miejsca i podeszła do niej.
- Proszę się nie martwić, jestem ratownikiem - powiedziała szybko, kucając obok. - Jak się pani czuje?
Kobieta próbowała coś powiedzieć, ale głos jej się załamał. Martyna szybko oceniła sytuację - mogło to być omdlenie, spadek cukru albo coś poważniejszego, jak zawał.
- Ktoś może zadzwonić po karetkę? - zwróciła się do ludzi wokół, ale nikt się nie ruszył. Westchnęła i sama wyciągnęła telefon.
- Tu Martyna Kubicka, jestem w kawiarni przy Nowym Świecie, kobieta około pięćdziesiątki, duszność, blada skóra, zimne poty, prawdopodobnie problem kardiologiczny.
Dyspozytor potwierdził zgłoszenie i przekazał, że karetka jest w drodze. Martyna tymczasem poprosiła obsługę o trochę wody i sprawdzała kobiecie tętno.
- Proszę się nie martwić, pomoc już jedzie - powiedziała spokojnym tonem. - Czy ma pani jakieś choroby serca?
Kobieta ledwo skinęła głową.
- Leki?
- W... torebce... - wyszeptała.
Martyna sięgnęła do jej torebki i znalazła pojemnik z lekami. Podała jej odpowiednią tabletkę i czuwała przy niej, aż usłyszała dźwięk syren.
Chwilę później do kawiarni wbiegł Wiktor, zaraz za nim Adam i Piotr.
Ich spojrzenia od razu spotkały się z jej wzrokiem, a Wiktor przez ułamek sekundy wyglądał, jakby naprawdę miał ochotę przewrócić oczami.
- Naprawdę nie możesz usiedzieć na miejscu? - rzucił pod nosem, ale szybko skupił się na pacjentce.
Martyna tylko wzruszyła ramionami.
- Byłam akurat pod ręką.
- Aha, akurat.
Adam i Piotr wymienili spojrzenia, ale nic nie powiedzieli, zajmując się kobietą.
Wiktor zerknął na nią jeszcze raz, jakby upewniając się, że nic jej nie jest, po czym wrócił do pracy.
Martyna odsunęła się, pozwalając im działać, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Los naprawdę miał dziwne poczucie humoru.
Martyna obserwowała, jak Wiktor i Adam przejmują sytuację, podłączając kobiecie tlen i monitorując jej stan. Wiedziała, że zespół ma wszystko pod kontrolą, ale nie potrafiła się odsunąć całkiem.
- Co pani dokładnie poczuła? - zapytał Wiktor pacjentkę, notując coś na karcie.
Kobieta, wciąż blada, ale już spokojniejsza dzięki podanej tabletce i tlenoterapii, odpowiedziała słabym głosem.
- Ścisk w klatce... Nagle zrobiło mi się słabo.
- Ból promieniował gdzieś? Do ręki, szczęki?
- Tak... do lewej ręki.
Wiktor spojrzał na Adama i Piotra.
- Zabieramy Panią. Prawdopodobnie problem z sercem. EKG i troponiny wyjaśnią.
Piotr kiwnął głową i razem zaczęli przygotowywać kobietę do transportu.
Wiktor zerknął na Martynę, która nadal stała obok, jakby czekając na jego reakcję.
- No co? - zapytała, unosząc brwi.
- Nic. Po prostu czekam, aż zaczniesz mi tłumaczyć, że to przypadek i wcale się nie wpakowałaś w kolejną akcję.
Martyna przewróciła oczami.
- Wiktor, byłam tu i pomogłam. Czy to coś złego?
- Nie. Po prostu zastanawiam się, czy w ogóle odpoczywasz.
- Odpoczywałam. Byłam w kinie, zamówiłam kawę...
- I znowu skończyło się na ratowaniu ludzi.
Martyna westchnęła, ale na jej twarzy błąkał się uśmiech.
- Może po prostu los mnie testuje?
- Może - mruknął, patrząc na nią z mieszanką irytacji i podziwu.
Adam zaśmiał się pod nosem.
- Dobra doktorze, niech pan przestanie się czepiać. Martyna zrobiła to, co każdy z nas by zrobił.
- Tak, ale ona jest na urlopie.
- Przymusowym.
- Nie wchodźmy w szczegóły - uciął Wiktor, ale w jego głosie zabrzmiała lekka rozbawiona nuta.
Piotr i Adam wynieśli kobietę do karetki, a Wiktor ruszył za nimi.
- Jedziesz z nami? + rzucił przez ramię do Martyny.
- A pozwolisz mi wejść do karetki? - zapytała z niewinną miną.
- Nie.
- No właśnie. Więc chyba zostanę przy swojej kawie.
Wiktor spojrzał na nią jeszcze raz, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale w końcu tylko pokręcił głową i wszedł do ambulansu.
Martyna patrzyła, jak karetka odjeżdża, i uśmiechnęła się pod nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top