Rozdział 43

Wiktor stał w milczeniu, jakby wciąż przetrawiał to, co się wydarzyło. Martyna również nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Wciąż czuła na skórze dotyk jego dłoni, chociaż już ją puścił.

- Nie pomyślałem… że mogłaby nas słuchać - odezwał się w końcu, głosem znacznie cichszym niż wcześniej.

- Ja też nie - przyznała. Przesunęła dłonią po ramieniu, jakby chciała z siebie zrzucić ciężar tej chwili.

- Pogadam z nią jutro.  - Westchnął ciężko - Wolałbym, żeby tego nie słyszała.
- Wiktor, ona się martwi. Widzi, co się między nami dzieje.

- To nie jej sprawa.

Martyna pokręciła głową.

- Nie, ale… nie udawaj, że nie czujesz, jak bardzo jest to dla niej ważne.- zawahała się - Przecież to wszystko, co się dzieje między nami, wpływa też na nią. Nie mogę udawać, że nie.

Jego spojrzenie spochmurniało.

- Martyna…

- Widziałeś ją przed chwilą. Widziałeś, jak bardzo to wszystko ją poruszyło. Może myślisz, że nie powinnam tego mówić, ale… boję się, Wiktor.

- Czego? - W jego głosie pojawiła się nuta zniecierpliwienia.

Martyna odetchnęła głęboko.

- Że moje pojawienie się w waszym życiu przyniesie więcej szkody niż pożytku.

Wiktor zmarszczył brwi.

- Naprawdę tak myślisz?

-A nie? - Spojrzała na niego uważnie. - Wszystko było poukładane. Byliście we dwoje, mieliście swoje życie, swoje zasady, swój rytm. I nagle ja…

- Nie „nagle” - przerwał jej. - Nie przyszłaś tu przypadkiem.

Martyna zacisnęła usta.

- Może. Ale to nie zmienia faktu, że ona to przeżywa.

- I dlatego uważasz, że powinna mieć coś do powiedzenia w tej sprawie? - Wiktor patrzył na nią, jakby nie dowierzał.

- Tak, myślę, że powinna - powiedziała szczerze.

Na te słowa coś w nim drgnęło.

- Martyna, to moja córka, a nie ktoś, kto będzie podejmował za mnie decyzje.

- Nie chodzi o to, żeby decydowała! - podniosła głos, ale zaraz się cofnęła, biorąc głęboki oddech. - Po prostu… chciałabym wiedzieć, co ona o tym myśli.

Wiktor pokręcił głową, wyraźnie spięty.

-Nie.

- Nie?

- Nie będziemy wciągać jej w nasze sprawy.

- Ale ona już w nich jest, Wiktor. Czy tego chcesz, czy nie.

- To ja jestem jej ojcem. I to ja decyduję, co jest dla niej najlepsze.

Martyna przygryzła wargę.

- Nie twierdzę, że nie. Ale… może zamiast decydować za nią, po prostu jej posłuchaj?

Jego oddech był cięższy niż wcześniej.

- Martyna, nie proszę o pozwolenie.

- A może powinieneś?

Ich spojrzenia zderzyły się ze sobą, napięcie w powietrzu było niemal namacalne.

- Starczy tego, Martyna. - uniósł się, podchodząc do okna. Przez chwilę patrzył w ciemność. Odwróciła się w jego stronę. Zrobiła dwa kroki kroki do przodu. Czekała. - Zosia Cię uwielbia, i akurat tu nie mam wątpliwości.

- ale? - pociągnęła, czując że jest jakieś "ale"

-ale..- zaczął, odwracając się w jej stronę - chcę, żebyśmy mieli jasność, kto jest jej rodzicem.

- Wiktor..- westchnęła, podchodząc bliżej - nie mam zamiaru tego podważać - zrobiła krok do przodu, kładąc dłoń na jego ramieniu

- Zosia jest moją córką, ale to nie daje jej żadnego prawa do decydowania o mnie. - powiedział twardo, kiwnęła głową na zgodę

- Rozumiem. - odpowiedziała spokojnie. Skupił na niej intensywne spojrzenie.

- Powinniśmy wrócić do tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej

-Powinniśmy? - Jej głos był cichy, jakby nie była pewna, czy naprawdę chce to kontynuować.

Westchnął cicho, a potem spojrzał na nią tak, jakby chciał zapamiętać każdą emocję, jaka przemknęła przez jej twarz.

- Nie pozwolę ci odejść. - powiedział z pełnym przekonaniem. - Może wielu rzeczy nie dostrzegałem, może nie chciałem dostrzegać.. ja też nie jestem idealny..

- Wiktor..

- Ja też popełniam błędy - kontynuował, bojąc się że jeśli za długo będzie milczał, straci ją. - Ale jestem Tu. Widzę Cię. I Jestem gotowy by być z Tobą. Nie chcę uciekać, zastanawiać się czy kalkulować. Chce być obok Ciebie. Chce, żebyś miała pewność, że nie odsunę się już nigdy więcej.
Martyna wpatrywała się w niego, jakby próbowała doszukać się w tych słowach choć cienia wątpliwości. Ale nie znalazła.

-Nie możesz tego obiecać. - Jej głos był cichy, ale pełen emocji. - Nie wiesz, co będzie dalej.

Wiktor pokręcił głową.

-Wiem jedno. Będę obok.

Martyna zamknęła oczy, a po chwili cicho westchnęła.

- Nie chcę już walczyć.

Wiktor ujął jej twarz w dłonie i zmusił, by spojrzała na niego.

-To nie walcz. Po prostu mi uwierz.

Patrzyła na niego długo, a potem delikatnie skinęła głową.

-Dobrze.

Nie powiedziała nic więcej, ale to jedno słowo wystarczyło. Wiktor przyciągnął ją do siebie, trzymając mocno, jakby bał się, że jeśli ją puści, wszystko zniknie.


Martyna siedziała na kanapie z nogami podciągniętymi pod siebie, wciąż trzymając Wiktora za rękę. Była spokojniejsza, ale jej spojrzenie wciąż było pełne emocji. Wiktor usiadł obok, blisko, ale nie przytłaczająco, dając jej przestrzeń na to, by mogła powiedzieć wszystko, co miała w sobie.

-Nie wiedziałam, jak do ciebie przyjść. - Jej głos był cichy, ale pewny. - Próbowałam odnaleźć się w tej rzeczywistości. Mówiłam sobie, że przecież wszystko jest dobrze. Że mamy siebie. Że jestem w związku, że nie jestem sama. Ale...
Zawahała się na moment, opuszczając wzrok na splecione dłonie. Wiktor nie ponaglał jej, czekał cierpliwie.

-Co mi po tym, skoro codziennie wracałam do pustego mieszkania? - Podniosła na niego oczy. - Budziłam się sama, zasypiałam sama, żyłam w pustym mieszkaniu... i czułam się tak, jakbym wcale cię nie miała.

Wiktor wciągnął powoli powietrze, po czym delikatnie przesunął kciukiem po wierzchu jej dłoni.

- Przepraszam. - Jego głos był miękki, niemal szept. - Nie powinno tak być. Nie powinnaś czuć się sama, mając mnie.
Martyna pokręciła głową, jakby chciała odgonić ciężkie myśli.

- Nie mówię tego, żeby ci wyrzucać, że zrobiłeś coś źle. -Odchrząknęła. - Może po prostu... bałam się przyznać, że tego nie chcę. Że chcę ciebie nie tylko „w razie czego”, ale naprawdę. Że chcę wracać do domu, w którym jesteś ty. Nie tylko w telefonie, nie tylko w wiadomościach.

Wiktor odsunął się tylko po to, by móc lepiej na nią spojrzeć. Była szczera. A on? On czuł coś dziwnego w piersi, coś, co przypominało ulgę.

-To już nigdy nie będzie tak wyglądało. - Jego ton był lekki, ale pełen pewności. - Nie chcę, żebyś znowu czuła się sama, nawet jeśli będę tuż obok.

Martyna odetchnęła głęboko, a Wiktor uniósł rękę i delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.

- Wiesz, co jest najważniejsze? - zapytał.

Spojrzała na niego pytająco.

- Że przyszłaś. - Uśmiechnął się lekko. - Że nie uciekłaś w tę swoją samodzielność, nie wmówiłaś sobie, że musisz to wszystko udźwignąć sama. Przyszłaś do mnie.

Martyna również się uśmiechnęła, chociaż w jej oczach wciąż błyszczało coś niepewnego.

- Bałam się, że mnie odsuniesz.

Wiktor pokręcił głową i objął ją ramieniem, przyciągając delikatnie do siebie.

- Nigdy więcej. - Mruknął, muskając ustami jej włosy. - Nigdy więcej nie chcę, żebyś czuła się tak, jak wtedy. Nie pozwolę na to.

Martyna zamknęła oczy i westchnęła, opierając się o niego.

-Dobrze.

Dobrze, bo już się nie bała.
Dobrze, bo wiedziała, że nie będzie musiała już żyć w pustym mieszkaniu.
Dobrze, bo mieli siebie.
Mimowolnie ziewnęła.
Wiktor spojrzał na nią, wyglądała na zmęczoną. Nie chodziło tylko o fizyczne zmęczenie - widział po niej, że nosiła w sobie zbyt wiele emocji, zbyt wiele myśli, których jeszcze nie wypowiedziała. Siedzieli razem na jego kanapie, otoczeni ciepłym światłem lampy. Było późno, a wieczór przeciągnął się w długą rozmowę, którą żadne z nich nie chciało kończyć.

- Może zostaniesz na noc? - zaproponował cicho, jakby nie chciał jej spłoszyć.
Martyna podniosła na niego wzrok, nieco zaskoczona.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł…

- A dlaczego nie? - Wiktor uśmiechnął się lekko, ale w jego spojrzeniu było coś poważniejszego. - Jesteś zmęczona, zrobiło się późno, a ja… nie chcę, żebyś teraz wychodziła.

Martyna przygryzła wargę, nie odpowiadając od razu. - Myślałam, że chcesz, żebym wróciła do siebie.
-
Nigdy tego nie chciałem.

Zamilkła, a on wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.

- Zostań. Nie dlatego, że się martwię, tylko dlatego, że chcę, żebyś tu była.

Martyna wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, jakby próbowała ocenić, czy mówi serio. W końcu westchnęła i skinęła głową.
- Dobrze. Zostanę.

Wiktor uśmiechnął się delikatnie, a ona poczuła, że po raz pierwszy od dawna coś w jej klatce piersiowej się rozluźniło. Jakby ten jeden wieczór, ta jedna decyzja mogła wszystko zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top