Rozdział 37
Nerwowo chodziła poprawiła poduszkę, słysząc ciche pukanie do drzwi. Wzięła głęboki oddech sięgając za klamkę, nie wiedziała co ją czeka. Nie była na to gotowa, ale chciała tego. Najbardziej na świecie. Otworzyła drzwi. Zobaczyła kobietę w eleganckim płaszczu, idealnie spiętej, od lat tej samej fryzurze, i oczach identycznych jak te które widziała w lustrze.
- Cześć mamo- uśmiechnęła się, odsuwając cały stres na bok. Odsunęła się w głąb mieszkania, aby wpuścić gościa do środka.
- Ale wydroślałaś- kobieta przyglądała się jej z zachwytemm -pięknie wyglądasz.
- Wejdź dalej -zaprosiła gestem ręki, i zamknęła drzwi. Mama spokojnie rozglądała się po mieszkaniu. Niewielkie, jednak jasne i czyste. Martyna w tym czasie parzyła kawę dla mamy, oraz herbatę dla siebie. Usiadła na kanapie, uprzednio stawiajac dwa naczynia na stole.
- przytulnie tu - cicho skomentowała mama. Jej wzrok przez chwilę utkwil w naczyniu z kawą- pamiętałaś?
- oczywiście. Kawa i papieros to był Twój rytuał.
- teraz pijam samą kawę -dumnie wyprostowała się kobieta- rzuciłam palenie dwa lata temu.
Martyna uniosła brew w zdziwieniu.
- przecież wypalałaś
dwie paczki dziennie, jak ci się to udało?
- uparłam się. Papierosy nie są ani zdrowe, ani kobiece a dodatkowo.. - wzruszyła ramionami - strasznie śmierdziałam nimi.
Martyna kiwnęła głową z uznaniem.
- to bardzo mądra decyzja.
-Sluchaj Martyna, wiem że minęło dużo czasu - mama spięła się, splatając dłonie -bardzo zaskoczyła mnie Twoja wiadomość.
- Tak, mnie też..- przyznała cicho, czując napięta atmosferę.
- Przepraszam. Za to, że nie potrafiłam wesprzeć Cię wtedy, kiedy tego potrzebowałaś. Uparcie próbowałam Ułożyć ci życie, którego nie chciałaś.. - zatrzymała się, by złapać oddech- nie było dnia, żebym tego nie żałowała.
Martyna słuchała jej uważnie, zaciskając palce na kubku z herbatą. Tyle lat czekała na te słowa, a teraz nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Ja również przepraszam, mamo.- odezwała się spokojnie, spuszczając wzrok na kubek z herbatą-gdybym nie była wtedy taka buntownicza, tylko usiadła z wami, porozmawiała.. może inaczej by to wyszło.
- Myślę, że każdy z nas powiedział za dużo, i za bardzo dał ponieść się emocjom. - zaczęła mama - ale to my z tatą jesteśmy rodzicami. I to my powinniśmy nad tym zapanować. Przykro mi, że tak się nie stało, Martynka.. chciałabym to naprawić.
-Czasu nie cofniemy, ale możemy spróbować zbudować przyszłość.. - odezwała się po chwili namysłu, zaskakując samą siebie. Wiktor byłby z niej dumny.
- Zmieniłaś się - zauważyła mama, upijając chłodnej kawy.
- chyba tak.. - wzruszyła ramionami.
- To może opowiesz jak żyjesz? - zachęciła mama - jak układa ci się w pracy?
- Dobrze - rozpromieniła się, opierając o kanapę- dużo pracuję i czasami jestem tak zmęczona że nie mam ochoty na nic innego, ale praca w stacji daje mi wiele szczęścia. Za każdym razem, kiedy uda się komuś pomóc.. to niesamowite że przez chwilę życie ludzi zależne jest od Twojej decyzji..
- To chyba również stresujące?
- To prawda, ale stres motywuje do dalszego działania.
- Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Szkoda, że nie widziałam tego wcześniej.
- Ale jesteś teraz - Martyna dotknęła dłoni mamy,.delikatnie ściskając chciała przekazać jak bardzo ważne jest dla niej te spotkanie.
- a masz kogoś? - mama zapytała zgrabnie- czy Tylko tą pracą żyjesz?
- Mam. - uśmiechnęła się, myśląc o Wiktorze. To był krótki ciepły uśmiech, pełen sentymentu.
- Opowiesz coś więcej? - zainteresowała się mama, odstawiając kubek na stolik. Położyła rękę na oparcie, opierając na niej głowę, jakby czekała na więcej szczegółów.
- Jesteśmy razem dość krótko, chociaż znamy się od dawna. - zrobiła przerwez próbując pozbierać myśli w słowa. Wiedziała, że nie może wyjawić zbyt dużo. Bała się, że to może być za dużo na jeden raz - zawsze miałam w nim ogromne wsparcie, potrafi zapanować nad moimi wybuchami, i po prostu być obok, kiedy tego potrzebuję. Chyba dlatego właśnie zbliżyliśmy się do siebie, przy nim mogę być sobą, z całą tą gamą emocji, które czasami mnie przytłaczają. I nie muszę niczego udawać, bo on rozumie. Nie ocenia.
- Brzmi dojrzale, Martyna. - powiedziała mama, jej głos był pełen zrozumienia, jakby dostrzegała, że to, co mówi Martyna, jest czymś głębszym niż tylko kolejnym zauroczeniem.
- i chyba właśnie takie jest - odpowiedziała spokojnie, zdając sobie sprawę z tych słów - może to zabrzmi banalnie, ale przy nim czuję się na swoim miejscu. I chociaż czasami ten jego spokój doprowadza mnie do szaleństwa, bo wolałabym żeby krzyczał.. to właśnie w nim odnajduje siebie.. W tym spokoju, który on daje, odnajduję równowagę, której szukałam.
Mama uśmiechnęła się delikatnie, jakby wiedziała że jej córka naprawdę odkryła coś ważnego
- Cieszę się, że znalazłaś kogoś, w kim nie tylko masz wsparcie, ale również bezpieczeństwo. To rzadkie.
Martyna poczuła ulgę.
- Zdecydowanie szczęście uśmiechnęło się i do mnie.
Ranek przywitał ją dobrym humorem, oraz słońcem które śmiało wyglądało zza chmur, wpadając do pomieszczenia. Wzięła szybki prysznic, przygotowała się do pracy, i usiadła w salonie z racząc się świeżo zaparzoną kawą. Wczorajszego wieczoru, po wyjściu mamy jeszcze długo rozmawiała z Wiktorem przez telefon. Opowiadała o spotkaniu, o emocjach które jej towarzyszyły o radości, że znowu mogła ją zobaczyć..
Mimo, że zdawała sobie sprawy jak wiele jeszcze mieli do wyjaśnienia, była pozytywnie nastawiona. Najważniejszy krok wykonali, teraz tylko musiała dbać o to, by nie stracić kontaktu. Wiedziała że z pomocą Wiktora da radę. A ten, wielokrotnie zapewniał ją, że jeśli będzie go potrzebować, zawsze będzie obok. Westchnęła..będzie obok..
Jednak Martyna nie potrafiła pozbyć się uczucia, że mimo jego słów, coś między nimi nie było już takie jak kiedyś. Rozmowy były pełne ciepła, ale brakowało w nich tej dawnej bliskości. Choć Wiktor zapewniał ją, że jest przy niej, że zawsze będzie ją wspierał, nie czuła tego w pełni. Potrzebowała czegoś więcej niż słów – chciała, by był z nią całkowicie, by nie tylko mówił, że jest, ale by to pokazywał.
Wieczorna rozmowa, choć miła, pozostawiła w niej niedosyt. Nie umiała określić, czy to przez dzielącą ich odległość, czy przez coś, co zmieniło się w nich samych. Jeszcze jakiś czas temu nie potrzebowała potwierdzeń – po prostu czuła jego obecność. Teraz, mimo że rozmawiali niemal codziennie, miała wrażenie, jakby Wiktor był obok, ale nie całkiem z nią.
Chciałaby z nim o tym porozmawiać, ale bała się, że zabrzmi to jak wyrzut. A nie chciała go obarczać swoimi wątpliwościami – zwłaszcza teraz, gdy sama jeszcze układała na nowo relację z rodzicami. Wiedziała, że to wymaga czasu, że nie wszystko da się naprawić od razu. Tylko czy w tej cierpliwości nie zgubi siebie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top