Rozdział 35

Śnieg na nowo zaczął spływać z nieba, przynosząc ochłodzenie. Informacje były optymistyczne, chociaż na drogach zrobiło się niebezpiecznie. Spacerowała, czując jak mróz wdziera się na jej twarz i szyję, mimo że szczelnie okryła ją szalem. Z słuchawek leciały polskie przeboje o miłości. Uśmiechała się, w głowie nucąc ich teksty. Święta minęły inaczej niż planowała, ale nie żałowała. Jej choroba sprawiła, że Wiktor zbliżył się do niej chyba nawet bardziej, niż sam chciał. Ale był, i nie mógł się wycofać. Dzisiaj ostatni dzień wolnego, od jutra czekała ich ciężka praca na bazie. Mimo wszystko cieszyła się na ten powrót, nie mogła się doczekać aż spotka wszystkich ponownie. To było jej życie. Praca była ciężka, obarczona dużym ryzykiem zawodowym ale też jej pasją.
Martyna szła przed siebie czując, jak śnieg skrzypi pod jej butami. Każdy krok wydawał się jej przypominać, dlaczego kochała te zimowe poranki. Mróz, choć przenikliwy, sprawiał, że świat wydawał się bardziej świeży, czysty. Po tym, co przeszli w ostatnich tygodniach, właśnie tego potrzebowała – oddechu, chwili spokoju, zanim życie znowu nabierze tempa. Przyglądała się ludziom, którzy spieszyli się do codziennych obowiązków. Szkoła, praca, zakupy.. zabiegani nawet nie zwrócili na nią uwagi. A jednak było w tym cosz co ją ujmowało. Nie była typem człowieka, który bezkarnie mógł całymi dniami być w domu. Musiała się ruszacz czuć adrenalinę, codziennie coś innego, coś nowego.. to sprawiało że miała wrażenie że czerpie z życia garsciamiz nabiera doświadczeń, wspomnień. Bała się bezczynności na dłuższą metę. Tego, że opadnie na kanapę i któregoś dnia zda sobie sprawę że jej życie mija, a ona nic z tym nie robi, nie korzysta.
To chyba było jej motto życiowe. Stanęła przy drzewie, aby ochronić ekran telefonu przed śniegiem. Pomyślała że napiszę do Wiktora wiadomość. Przez chwilę zastanawiała się co wpisać.
"Zima w tym roku jest dla nas łaskawa". - wysłała wiadomość, uśmiechając się do ekranu. Wsunęła telefon do kieszeni, a ten zawibrował informując o przychodzącej wiadomości.
" Nie wie o czym mówi ten, kto nie musi odśnieżać podjazdu. Czyżbyś wybrała się na spacer?" - Wiktor doskonale wyczuł ton jej wiadomości.
"Dość lenistwa. Pogoda idealna, żeby ochłodzić głowę, po ostatnich dniach" - wysłała wiadomość, ciekawa czy zrozumie, co ma na myśli. Odpowiedz zwrotna przyszła natychmiastowo.
"Jeśli potrzebujesz oddechu, po prostu daj znać. "
" Potrzebuję tylko pewności, że ostatnie dni wydarzyły się na prawdę.." zawahała się, ale postanowiła kuć żelazo póki gorące. Wysłała wiadomość..wrzuciła telefon do kieszeni płaszcza i wolnym krokiem kierowała się w stronę domu, gorąca zimowa herbata z malinami, goździkami i pomarańczą była tym, czego potrzebowała po spacerze.
Do domu wróciła zmarznięta ale zadowolona. Przebrała się do ciepłego dresu i usiadła nad książką z świeżo zaparzoną herbatą. Telefon zawibrował.

" Masz ją." - krótkie dwa słowa, a sprawiły że jej myśli znowu zaczęły wkraczać na tereny, w których nie powinnny się znaleźć. Odrzuciła je, blokując urządzenie i skupiając się na książce..

Rano wstała wcześniej niż zwykle. Co chwilę budziła się sprawdzając czy aby na pewno nie zaspała. W końcu postanowiła zaparzyć sobie herbaty. Wyjęła z lodówki kilka produktów na sałatkę, zrobiła kanapkę i usiadła przy stole. Chciała pobiegać, ale obiecała Wiktorowi, że nie będzie tego robić w taką pogodę, i postanowiła dotrzymać złożonej obietnicy. Jak na przywołanie telefon zawibrował.
"Dzień dobry, proponuję kawę przed dotarciem na bazę -  zgadzasz się?  "
Martyna zamyśliła się na chwilę. Wiktor zawsze wiedział, jak sprawić, żeby odpowiedź była oczywista. W końcu wpisała:
" Zgoda. Ale na Twoje konto - ja stawiałam ostatnio. "
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
" Niech stracę.. będę za 20 minut"

Nie dokończyła śniadania. Szybko zbierając się do pracy. Zrezygnowała z makijażu na rzecz wodoodpornego tuszu do rzęs, który jako jedyny nie spłynie w czasie akcji w śnieżycy. Nim zdążyła założyć płaszcz telefon zawibrował z informując że Wiktor czeka na dole. Sięgnęła po torebkę i szal leżący na komodzie i wybiegła z domu. Nim zamknęła drzwi wróciła po niewielka paczkę owiniętą ozdobnym papierem, którą ostrożnie wrzuciła do torebki.

- Co to za okazja? - zapytała, wchodząc do auta. 

- a to musi być okazja, żeby napić się kawy?- zerknął badawczo na Martynę. 

- Niby nie.. - uśmiechnęła sie, sięgając po pas. - Jedziemy? 

-Jedziemy. - Powtórzył kierując uwagę na śliską drogę. Sięgnęła do przycisku, aby podnieść temperaturę w samochodzie, czując nieprzyjemne zimno. Nachyliła się do deski rozdzielczej, zbliżając dłonie do wywiewu. Miłe ciepło szybko je otuliło. Uśmiechnęła się, czując przyjemny dreszczyk rozchodzący się po całym ciele.
Radio cicho grało najnowszy przebój młodej wokalistki, Wiktor w skupieniu prowadził samochód, co jakiś czas krótko zerkając w jej stronę.

- A więc, wróciłeś do pisania smsów? - zapytała nagle, nie patrząc w jego stronę.

- czasem łatwiej napisać, niż powiedzieć - przyznał spokojnie.

- Miło jest budzić się wiedząc, że czeka na mnie wiadomość. - uniosła kąciki ust, przenosząc wzrok na Wiktora.

- Taki był zamysł - odwzajemnił uśmiech, zerkając przelotnie na Martynę. Zatrzymał samochód na jednym z parkingów przed ich ulubiona kawiarnią.

- cholera!- warknęła, stojąc w zaspie po kolana. Zimny śnieg dostał się do butów mocząc spodnie i wnętrze butów. Każdy ruch powodował, że jeszcze więcej śniegu wpadało do środka, ale nie miała wyboru, musiała przejść przez resztę zaspy. Oparła rękę o maskę samochodu z drugą strzepując puch z ubrania. Kątem oka widziała jak Wiktor obserwuje ja z nieukrywanym uśmiechem - takie to zabawne? - zapytała sięgając do ziemii, lepiąc staranną kulkęz którą wycelowała w niego.

- Nie radzę. - ostrzegł stanowczo, ale głos zdradzał rozbawienie. Rzuciła delikatnie śnieżką, która trafiła prosto w jego ramię. Przez chwilę patrzył spod uniesionych brwi. Zawahała się chwilę, czując że obmyśla plan rewanżu.

- To zemsta za Twoje parkowanie - roześmiała się. Perlisty śmiech Martyny było słychać w całej okolicy, wtedy zdał sobie sprawę jak długo go nie słyszał.  Patrzył jak lepi kolejną kulkę, ale nie odważyła się nią rzucić.

- chodź, dzieciaku..  - westchnął, obracając się w stronę ulubionej kawiarni Martyny. Poczuł uderzenie w plecy, a zaraz za nim ręce Martyny, która otrzepała resztki śniegu. W odwecie zrzucił na nią śnieg z pobliskiego drzewa, który niefortunnie spadł na nich obu. Roześmiali sie, wyrzucając puch zza szalików. Otworzył drzwi, przepuszczając kobietę przodem. Już od progu przywitał ich zapach świeżo mielonej kawy. Usiedli przy stoliku pod oknem, w rogu pomieszczenia. Natychmiast pojawiła się kelnerka, czekając aż złożą zamówienie. Nie potrzebowali karty. Zamówiła standardowo Cappuccino, Wiktor pozostał wierny czarnej z odrobiną cukru.

- Zapowiada się ciężki dzień..- westchnęła, patrząc za okno, jak śnieg nie przestaje sypać. - obstawiam minimum 2 złamania.

- Jedno. - uśmiechnął się, pamiętając jak kiedyś razem z Piotrem zakładali się o powody ich wyjazdów. Na koniec dnia przegrany robił kawę dla wszystkich. Odebrał kawę od kelnerki, stawiając przed sobą. Chwilę się zastanowił, ale jego wzrok skupiony był na Martynie - i przełom ciśnieniowy.

- i minimum jedna stłuczka - dodała, upijając łyk gorącej kawy. Rozmarzyla się, czując jej smak - ale się za nią stęskniłam.

- Widzę - odpowiedział, widząc jak myślami jest gdzieś daleko. Jej wzrok był nieobecny, a uśmiech zniknął. Zainteresowała go ta zmiana nastroju - o czym myślisz?

- Przepraszam - popatrzyła zaskoczona na kubek z kawą. - takie tam..

- Martyna. - powiedział delikatnie, nachylając się bliżej.

- O rodzicach.. - przyznała niechętnie, mieszając łyżeczką w napoju. Powoli podniosła wzrok na Wiktora, szukając w jego oczach ukojenia. - ostatni raz widziałam ich właśnie tutaj, kiedy się pokłóciliśmy jak byłam na studiach..

- Na studiach? - uniósł brwi. To było dobre kilka lat temu. Nie wiedział w sumie nic o rodzicach Martyny, oprócz tego że jej ojciec dzwonił do niego jak tylko przyjęła się w ich bazie. Uznał że załatwi z nim zwolnieniez bo nie chciał żeby córka pracowała w karetce. Chyba dlatego dostała wtedy kolejna szansę od Wiktora. Na przekór zbyt pewnemu ojcu. Patrzył jak brunetka zbiera się w sobie, żeby coś powiedzieć. Nie mówił nic więcej, dając jej przestrzeń do własnych rozmyślań. Martyna wzięła głęboki wdech, skupiając w nim całą swoją uwagę.

- Pokłóciliśmy się wtedy właśnie o moje studia.. ja chciałam ratownictwo rodzice się sprzeciwiali - podniosła wzrok, skupiając się na spokojnych oczach Wiktora- mieli dla mnie już wybrane życie. Ale ja tego nie chciałam.. przyjechali żeby wybić mi ten pomysł z głowy, na siłę chcieli mnie zabrać do domu. Padło wiele bolesnych słów. Dla mnie, dla nich w końcu wykrzyczałam że ich nienawidzę i że nie chce więcej ich widzieć.-przerwała, a jej spojrzenie wróciło do kubka, jakby chciała znaleźć w nim odpowiedzi na wszystkie pytania, które ciążyły jej na sercu. Wiktor nie odzywał się, pozwalając jej mówić dalej, ale jego spojrzenie było pełne troski.

– Od tamtej pory się nie odzywaliśmy – kontynuowała cicho, wpatrując się w wirującą w kawie piankę. – Kilka razy próbowałam do nich zadzwonić, ale… nigdy nie miałam odwagi, żeby usłyszeć ich głos. A potem..

- zaszło za daleko? - podpowiedział delikatnie, wiedząc że szuka tych słów, kiwnęła głową.

- Przepraszam, że ci to wszystko mówię. - uśmiechnęła się, starając odsunąć od siebie wszystkie myśli - chyba te święta i ten widok sprawiły że wszystko do mnie wróciło.

Wiktor pokręcił głową, pochylając się jeszcze bliżej.

– Nie masz za co przepraszać. Czasem trzeba się wygadać, Martyna. Zwłaszcza jeśli coś cię tak długo męczy.

Spojrzała na niego z wdzięcznością, choć w jej oczach wciąż tlił się cień niepewności. Westchnęła, odstawiając kubek na stolik.

– Po prostu myślę, czy kiedykolwiek to naprawię – powiedziała cicho, jakby obawiała się głośno przyznać do swoich obaw. – A jeśli już za późno?

– Nigdy nie jest za późno – odpowiedział z przekonaniem. – Ludzie czasem potrzebują więcej czasu, żeby zrozumieć, co jest dla nich ważne. Może to dotyczy też twojej rodziny.

– Nie wiem, Wiktor. Tak długo żyłam w przekonaniu, że zrobiłam dobrze, idąc swoją drogą. Ale im więcej o tym myślę, tym bardziej czuję, że coś mi umknęło. Że nie zauważyłam, ile ich to kosztowało.

Wiktor oparł łokcie na stole, nachylając się nad kubkiem.
– To, co zrobiłaś, wymagało odwagi. Chciałaś być sobą, i to jest w porządku. Ale to, że teraz się nad tym zastanawiasz, pokazuje, że ci na nich zależy. I to jest dobry początek.

Martyna przygryzła wargę, jakby rozważała jego słowa.

– Może spróbuję do nich napisać. Chociaż krótką wiadomość.

-Myślę, że to dobry pomysł. Nic na siłę. Ale jeśli cokolwiek z tego wyniknie, będziesz mogła powiedzieć, że zrobiłaś pierwszy krok.

Martyna skinęła głową, a na jej twarzy pojawił się cień ulgi.

– Dzięki, Wiktor. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– Na pewno znalazłabyś sposób – odpowiedział, unosząc kubek z kawą w niemal toastowym geście. – Ale cieszę się, że mogę być częścią twojej historii.

- To co, czas się zbierać? - zauważyła, kiedy jej telefon wydał cichy dzwięk.

- koniec tego dobrego.. - westchnął, dopijając kawę do końca. Martyna poszła w jego ślady, chwilę później wychodzili z kawiarni. -trzymaj.

Martyna złapała w locie klucze od samochodu, które rzucilnwnjej stronę. Zerknęła zaskoczona w jego stronę, ale jej wyraz twarzy zdradzał zadowolenie.
- Żartujesz?

- Przecież masz już doświadczenie w prowadzeniu. Tylko ostrożnie. Jeszcze chciałbym kiedyś wrócić tym autem do domu.

Martyna roześmiała się, łapiąc klucze i ruszając w stronę samochodu. Wiktor zajął miejsce pasażera, obserwując, jak siada za kierownicą.

– Gotowy? – zapytała z przekornym uśmiechem, odpalając silnik.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top