Rozdział 32

Kolejne dni mijały spokojniej, jakby świąteczna atmosfera wszystkim się udzieliła. Śnieg przestał padać, jednak termometr nadal wskazywał kilka stopni poniżej zera. Wszyscy mieli ręce pełne roboty. Wezwania do wypadków, złamań, zawałów, środek sezonu grypy również nie ułatwiał pracy. Kwintesencja pracy w pogotowiu. Latem utopienia i udary, zimą złamania i sezon chorobowy.. nie ma gorszej i lepszej pogody.
Mimo wezwania za wezwaniem wszyscy byli uśmiechnięci. Większość z nich jutro wieczorem zasiądzie do kolacji wigilijnej razem z rodziną. Połamią się opłatkiem z zaśpiewają kolędy i będą cieszyć się bliskimi.
Siedziała na kanapie, przyglądając się temu świątecznemu szaleństwu na stacji. Piotr wyjął gitarę, przygrywając znane jej melodie, śpiewając w ich rytm.
Ktoś przygotował stół na jutro, aby wspólnie zjeść kolację.
Wiktor wszedł obładowany prezentami, zrzucił paczki na stół, po czym obrzucił wszystkich spojrzeniem, które kazało odłożyć inne zajęcia. Piotr zatrzymał się w pół ruchu z gitarą, Renata odstawiła kubek kawy, a Ada i Nowy, nowi w bazie, spojrzeli na siebie niepewnie. Basia i Adam, przestali szeptać coś między sobą i usiedli bliżej.
No dobrze, słuchajcie – zaczął Wiktor, opierając się o stół. – W tym roku postanowiłem, że wszyscy dostaniecie jednakowe paczki. Żeby nie było narzekań, że ktoś ma coś lepszego, a ktoś gorszego.
– W takim razie czekamy na weryfikację! – rzucił Piotr z szelmowskim uśmiechem.
Wiktor rzucił mu wymowne spojrzenie, ale kontynuował:– W środku macie trochę drobiazgów: kalendarze na nowy rok, kubki termiczne, czekoladki... i coś, co mam nadzieję, że przyda się każdemu z was. To wszystko zorganizowali dla was odgórnie.
Martyna uniosła brew z zainteresowaniem, a Piotr podszedł do stołu, wyciągając rękę po jedną z paczek.
– Coś, co przyda się każdemu? – zapytał, otwierając swoją. Wyciągnął z niej gruby polar z logo stacji. – No proszę! Teraz będę wyglądał jak zawodowiec!
-Tylko wyglądał? – rzuciła Renata, a śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Wiktor spojrzał na Piotra z ledwo skrywanym uśmiechem, po czym sięgnął do kieszeni kurtki.
– A teraz to, na co pewnie wszyscy czekacie najbardziej – powiedział, wyciągając koperty. – Premie świąteczne.
Pomieszczenie wypełniło się szmerem zaskoczenia. Nawet Martyna, która dotąd siedziała w milczeniu, spojrzała na niego z uznaniem.
– To dla was – kontynuował Wiktor, rozdając koperty. – Za ciężką pracę, za dyżury, za wszystko, co robicie, by ratować życie innych. To tylko mały gest, ale mam nadzieję, że umili wam te święta.-
Basia i Adam uśmiechnęli się do siebie, Renata od razu otworzyła swoją kopertę, a Piotr machnął nią w powietrzu.
– Szefie, a co z osobistymi podziękowaniami? – rzucił z przymrużeniem oka.
- Piotr, nie prowokuj – mruknął Wiktor, ale jego ton był bardziej rozbawiony niż groźny. Kiedy wszyscy zajęli się oglądaniem zawartości paczek i przeliczaniem premii, Wiktor usiadł na krześle obok Martyny.
– I jak? – zapytał cicho.
– Co jak? – odpowiedziała, wciąż przyglądając się swojemu polarowi.
– Czy te święta wydają się już trochę mniej straszne?
Martyna spojrzała na niego, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
– Może trochę – przyznała. – Ale wciąż nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.
– Martyna, w życiu rzadko kiedy jest coś, co od razu wydaje się dobrym pomysłem. Ważne, żeby dać sobie szansę.
Spojrzała na niego przez chwilę, jakby chciała coś powiedzieć, ale Piotr, który zaczął stroić gitarę, przerwał im:
– No dobra, śpiewamy kolędy czy nie? Nie po to zabrałem gitarę z domu, żeby mi się tylko zakurzyła!
Śmiech ponownie wypełnił pomieszczenie, a Wiktor wstał, rzucając Martynie ostatnie porozumiewawcze spojrzenie.
– Idę pilnować, żebyś nie fałszował – rzucił do Piotra, po czym zniknął w grupie swoich ratowników. Martyna przez chwilę patrzyła na niego, a potem odetchnęła głęboko. Może rzeczywiście warto dać sobie szansę..

Na parkingu przed stacją zapadła cisza. Śnieg skrzypiał pod stopami, a powietrze było mroźne, ale przyjemnie świeże. Dyżur dobiegł końca, a ratownicy zaczęli powoli wychodzić na zewnątrz. Martyna, Renata i Ada stanęły razem, rozmawiając cicho, podczas gdy Piotr i Adam wymieniali się żartami o świątecznych planach.
– Ej, Adam – Piotr nagle schylił się, nabierając w dłonie śnieg. – Zawsze mówiłeś, że masz refleks. Sprawdźmy to! - Nie czekając na reakcję, rzucił śnieżkę, która trafiła Adama prosto w ramię.
– Osz Ty..! – Adam udał oburzenie, ale już pochylał się po śnieg. – Dobra, sam tego chciałeś!
W ciągu kilku sekund na parkingu rozpętała się bitwa na śnieżki. Piotr biegał między samochodami, śmiejąc się jak dziecko, a Adam ruszył za nim w pogoń, z rękami pełnymi śniegu.
– Kobiety kontra mężczyźni! – krzyknęła Basia, dołączając do Renaty i Ady. – Zobaczymy, kto tu rządzi!
Martyna, choć początkowo stała z boku, nie mogła się powstrzymać. Kiedy Piotr rzucił śnieżkę w jej kierunku, zręcznie uniknęła uderzenia i odpowiedziała celnym rzutem, trafiając go w plecy.
– Martyna, naprawdę?! – Piotr udawał oburzenie. – Ty też?!
– Zawsze jestem po stronie wygranych – odparła, a jej oczy błyszczały z rozbawienia.
Wiktor stał nieco z boku, oparty o drzwi stacji, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Obserwował całą scenę z łagodnym uśmiechem. Śnieżki latały we wszystkie strony, śmiech niósł się po parkingu, a drużyny rywalizowały z nieskrywaną radością.
– No dobra, Martyna, za to dostaniesz – zagroził Adam, ale zanim zdążył coś zrobić, Basia obsypała go śniegiem od tyłu.
Renata roześmiała się, podczas gdy Piotr próbował schować się za karetką, wołając o wsparcie.
– Wiktor, ratuj! – krzyknął w stronę lekarza, ale Wiktor tylko uniósł brew.
– Nie mam zamiaru się w to mieszać – odpowiedział spokojnie. – Wygląda na to, że sam sobie świetnie radzisz.
Piotr zrobił dramatyczną minę, ale zaraz dostał śnieżką od Ady, co wywołało kolejny wybuch śmiechu. W końcu, zmęczeni, wszyscy padli na śnieg, łapiąc oddech i robiąc aniołki.
Martyna, leżąc na śniegu, zerknęła na Wiktora. Mężczyzna nadal stał z boku, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Jego spojrzenie było ciepłe, a w oczach błyszczało coś, co mogło być... dumą?
– Zapraszamy doktorze! – zawołała Renata. – Musisz zrobić aniołka!
– Nie jestem pewien, czy to odpowiednie dla szefa stacji – odparł, ale jego ton zdradzał, że bawiła go ta sytuacja.
– Ale szef jest też częścią zespołu! – dodała Basia, klaszcząc w dłonie.
Wiktor pokręcił głową, ale podszedł bliżej. Nie położył się na śniegu, ale przykucnął obok Martyny.
– Wesołych świąt – powiedział cicho, patrząc na nią z łagodnym uśmiechem. – Wesołych świąt! - powtórzył głośniej, wyprostowując się i kierując do samochodu.

Poranek wigilijny spędziła w łóżku, nie czując się najlepiej. Wczorajsza wojna na śnieżki nie wyszła jej na dobre. Czuła że coś ją rozkłada i modliła się by to tylko chwilową niedyspozycja. Jutro miała dyżur na który sama się zapisała, nie mogła dać plamy w święta. Nie chciałby przerywać komuś urlopu..
Roztopiła tabletkę w szklance wody licząc, że uda się jej przechytrzyć chorobę. Wypiła jeszcze musujący napój duszkiem. Nastawiła dzbanek na kawę i przygotowała  śniadanie. Usiadła na kanapie okrywając się kocem. Wyciągnęła nogi na stół, kładąc na nich talerz z kanapkami. Włączyła telewizor i oglądając program śniadaniowy popijała kawę, czując że zaczyna jej być coraz bardziej zimno.. zerknęła na telefon na stole. Może powinna poinformować Wiktora? Sięgnęła po urządzenie. Odebrał po trzecim sygnale.
-Martyna?
- Przepraszam Wiktor, ale nie spędzę z wami wieczoru - odezwała się chrapliwym głosem. Było jej przykro, bo mimo wcześniejszego wahania, cieszyła się że nie będzie sama tego dnia. Zdawała sobie sprawę jak ważna jest dla Wiktora, mimo że tak bardzo odsunął ja w ostatnim czasie. 
- Wszystko w porządku? Nie brzmisz najlepiej - usłyszała w jego głosie troskę.
- chyba się przeziębiłam wczoraj, nie czuje się najlepiej. - przyznała z trudem - przepraszam, ale nie chcę narazić was na święta w łóżku.
Nastała cisza. Przez chwilę miała wrażenie że Wiktor waha się czy mówi prawdę. 
- Nie wygłupiaj się, Martyna. - usłyszała spokojny głos - tym bardziej nie powinnaś być sama. Czekamy na ciebie.
- Bardzo bym chciała, ale w tym stanie najdalej gdzie się wybieram to do sypialni. - odpowiedziała, kaszląc jak na zawołanie. 
- Rozumiem - odpowiedział spokojnie. - Zadbaj o siebie, Twoje zdrowie jest najważniejsze. Potrzebujesz czegoś? 
- Wszystko mam. Wesołych Świąt dla was - uśmiechnęła się, wypowiadając te słowa, Wiktor również życzył tego samego i rozłączyła się. Chciała uniknąć spędzania Wigilii samotnie, ale się nie udało.  Z tej okazji miała zamiar spędzić cały dzień na kanapie przed telewizorem. Było za późno by wyjść do sklepu po jakieś zakupy, więc będzie musiała posiłkować się tym, co znajdzie w domu. Odstawiła na stół talerz z niedojedzoną kanapka oraz niedopitą kawę. Z minuty na minutę czuła się gorzej, i zaczęła żałować wczorajszych wojaży na śniegu. Podciągnęła nogi pod koc, i układając głowe na poduszce zasnęła prawie natychmiast. Obudził ją dzwonek do drzwi, podciągnęła się momentalnie, poczuła uderzenie zimna, bolał ją każdy mięsień, nie miała siły wstać z łóżka. Zignorowała niezapowiedzianego gościa za drzwiami. Dzwonek odezwał się ponownie. Westchnęła i niechętnie poczłapała w kierunku drzwi. Odblokowała zamek, uchylając drzwi. 
- Tylko przeziębienie?- usłyszała przejęty głos Wiktora, ledwo ją zobaczył. Odsunęła się aby wpuścić go do mieszkania, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła zimną dłoń na swoim czole. Skrzywiła się, ale nie prostestowała wiedząc że to i tak nie zmieni. - Jesteś rozpalona. Brałaś leki? 
- Ciebie też miło widzieć.. - wykrzywiła usta w uśmiechu i wróciła na kanapę. Naciągnęła na siebie koc, i nie zwracając uwagi na gościa, zamknęła oczy. Usłyszała dźwięk termometra, informującego o gorączce. Zdziwiła się, że tak łatwo udało mu się go odnaleźć w kuchennej szufladzie "na wszystko". Sama miewała problemy by cokolwiek tam znaleźć. Obiecywała sobie od tygodni że ja posprząta, ale nigdy nie było dobrej okazji. 
- Nie wygląda mi to na zwykłe przeiębienie, Martyna.. - usłyszała zatroskany głos Wiktora, i oprzytomniała. 
- Czemu nie jesteś w domu, z rodziną? - zapytała nie podnosząc głowy. 
- Martwiłę się o Ciebie. Przywiozłem kilka rzeczy na kolację, chciałem zobaczy jak się czujesz - wyjaśnił z kuchni. 
- Jak widzisz świetnie - wymamrotała półprzytomna., 
- Widzę. - Skomentował poważnie, szukając czegoś w kuchennej szafce - Nie masz żadnych leków? 
-Wyszły. 
- Martyna. - popatrzył na nią zirytowany - albo bredzisz, albo próbujesz mnie wkurzyć z okazji świąt, co? Masz prawie 40 stopni gorączki, wyglądasz.. - urwał nie chcąc kończyć. Prawda jest taka, że wygladała koszmarnie. Blada, z sińcami pod oczami, czerwonym nosem, i nieobecnym wzrokiem. -słabo. 
- Tak się właśnie też czuję. 
- szewc bez butów chodzi..- prychnął niezadowolony z tego powodu - połóż się, skoczę do samochodu po torbę. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, drzwi wejściowe zamknęły się, by po chwili ponownie się otworzyć. Wszedł do salonu, zerkając na nią z troską, upewniając się że nigdzie nie uciekła.
- Kolejny plus spotykania z Lekarzem - próbowała zażartować, żeby uspokoić atmosferę- zawsze mogę liczyć na wizytę domową.
Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Podał jej szklankę wody i tabletkę, która przejęła natychmiast.
- Chyba rzeczywiście bredzisz- skomentował.
- Dziękuję - oddała pustą szklankę. Widziała jak siada obok, przyglądając jej się dokładnie. - Powinieneś jechać do domu.
- Nie, dopóki nie upewnię się, że dasz sobie radę.
- Dam- zacisnęła rękę na dłoni Wiktora, upewniając go w swojej decyzji. Zabrała ją, chowając pod koc- mam wszystko co potrzeba. Leki, zapas herbaty i pizzę w zamrażarce. Prawdziwa uczta wigilijna.
- Jesteś niemożliwa - westchnął, ale widziała jak kąciki ust drgnęły, próbując wygiąć się w uśmiechu.
- Dziękuję że przyjechałeś, zaopatrzyłeś mnie w leki. Ale jedź do domu, Wiktor. Do rodziny. Czekają na Ciebie.
- Jesteś częścią tej rodziny, Martyna. - zapewnił ją.
- Jedź do Zosi i Taty. Ucałuj ich i życz ode mnie wesołych świąt. - poprawiła się natychmiast, nie mając ochoty wdawać się w rozmowy.
- Myślisz że będę mógł świętować, wiedząc że jesteś tu sama?
- Czy Ty musisz być taki uparty? - przerzuciła oczami - jedź już.
- Martyna..- zaczął, ale widząc jej zawzięta minę wiedział, że nie ma sensu dyskutować. - ale obiecaj, że gdybyś czuła się gorzej dasz mi znać.
- Obiecuję. - uśmiechnęła się ciepło.
- przyjadę wieczorem Cię skontrolować.
- Nie musisz.
- To nie podlega dyskusji, Martyna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top