Rozdział 17

                             Wiktor

Obudziło go budzące się słońce. Przez kilkanaście minut próbował walczyć z promieniami, które łaskotały jego twarz, w końcu się poddał i opuścił miękkie posłanie. Wskoczył pod prysznic, by rozbudzić ciągle śpiące ciało,  włożył szary dres i zszedł do kuchni. Ku jego zaskoczeniu domownicy jeszcze spali. Wstawił wodę na kawę, przygotowując śniadanie. Niepisana zasada domu Banachów. Śniadanie przygotowuje pierwsza osoba, która wstaje. Dzbanek wyłączył się. Zalał wcześniej przygotowane kubki i ustawił na stole. Chwilę później dołączyły jajka i kanapki. Postanowił wykorzystać kolorowe warzywa, które powoli trafiły swoją świeżość i na szybko skroił je do sałatki. Poszedł o krok dalej, i przygotował drugie śniadanie do Zośki, która nigdy nie miała czasu by sama coś dla siebie zrobić, zwykle zaliczała piekarnie i słodkie drożdżówki, lub śmieciowe jedzenie że szkolnego sklepiku. Kiedy wszystko było gotowe rozejrzał się po kuchni, pozbierał wszystkie brudne naczynia, pozmywał blaty, wstawił zmywarkę.
- takie poranne sprzątanie, nie wróży nic dobrego - ojciec Wiktora stanął przy stole, przyglądając się synowi z niepokojem. - co się dzieje?
- To takie dziwne, że zrobiłem śniadanie? - spokojnie obrócił się w stronę ojca, sięgając po swój kubek z kawą. Była zimna, skrzywił sie wylewając zawartość do zlewu. Kolejny raz wstawił czajnik który zaczął zagotowywać wodę. Banach senior spokojnie przyglądał się zachowaniu syna.
- Dziwne nie, ale niepokojące że przy okazji postanowiłeś zrobić porządki o tak wczesnej porze. Coś Cię trapi Wiki.
- spać nie mogłem, to chociaż na coś się przydałem. - wzruszył ramionami,i ponownie szykując kawę. - chcesz?
- dziękuję, moją Herbata mi wystarczy. - ojciec usiadł do stołu postanawiając nie drążyć tematu. Mieli te same charaktery więc doskonale zdawał sobie sprawę że nie wyciągnie od Wiktora nic, jeśli sam nie będzie chciał mu powiedzieć. W spokoju obserwował jak mężczyzna się miota, szukając zajęcia dla swoich myśli. Zauważył, że na stole pojawiło się więcej miejsc przygotowanych - mamy dziś gościa?
- Martyna śpi na górze.
- Teraz rozumiem powód..- zaśmiał się starszy Pan. Wiktor nabrał powietrza w płuca, aby nie powiedzieć czegoś, czego może żałować - no mów, co przeskrobałeś?
- a bo to zawsze ja muszę coś przeskrobać?- uniósł brwi , siadając przy ojcu. - przypominam ci że swoje lata już mam..
- To, że dorosły jesteś, nie oznacza że pozjadałeś wszystkie rozumy. A Twoje zachowanie pokazuje że z czymś walczysz. To co? Potrzebujesz wyglądać się staremu ojcu?
-  Dziękuję tato za wsparcie. Ale tu chyba nie ma o czym mówić - westchnął zdając sobie sprawę, jak bardzo bezsensowne się wydaje poddawanie wątpliwości uczucia Martyny.  Teraz myślał o czymś innym.. zdał sobie sprawę, że mimo oczywistych gestów, żadne z nich nigdy nie przyznało się do tego, co tak naprawdę czuje. Chociaż nie był człowiekiem, który lubił mówić o uczuciach, uważał że może Martyna powinna to usłyszeć? Powinien ją w ten sposób zapewnić że traktuje ją poważniej że ma co do nich plany, że jest dla niego ważna? Gdzieś tam również czuł, że potrzebuje to usłyszeć. To tak, jakby te kilka słów miało dać mu pewność że zaczyna wariować, a między nimi nic się nie zmieniło, że nadal jest dobrze..
- To może powiesz mi, skąd te potajemne spotkania? Skradacie się jak nastolatki, to chyba niegrzeczne tak umawiać się w środku nocy?
- To moja wina..- usłyszeli głos Martyny. - Wiktor odebrał mnie w nocy z klubu. Bardzo przepraszam za zamieszanie - stanęła przy Wiktorze, kładąc dłonie na jego ramionach. Schyliła się chcąc pocałować jego policzek ale woń alkoholu sprawiła że się odsunął. - ee.. tak, wypiłam morze alkoholu. Czy mogę jakąś tabletkę? Głowa zaraz mi eksploduje.. - usiadła na krześle, próbując zachowywać się zgrabnie.
- Damie nie wypada chodzić samej do klubu - skomentował ojciec Wiktora, przenosząc na niego surowy wzrok - a dobrze wychowany mężczyzna nigdy nie puściłby kobiety samej.
- Do damy to jak widać mi jeszcze wiele brakuje. - próbowała zażartować. - Bardzo przepraszam za kłopot, liczyłam że zostanę odtransportowana do swojego mieszkania. Mój dzisiejszy wygląd nie świadczy o mnie najlepiej - czuła się zażenowana. Zdawała sobie sprawę jak wygląda, w kusej sukience, bez makijażu, z potężnym kacem.. nim zdążyła coś dodać Wiktor postawił przed nią zestaw ratunkowy. W wodzie rozpuszczały się tabletki, pewnie mające postawić ją na nogi, a obok blister z tabletkami. Uśmiechnęła się wdzięcznie - dziękuję.
-  Martyna nie była sama, tylko z koleżankami. - wytłumaczył spokojnie - nie chciałem żeby naraziła się sąsiadom wracając po nocach w takim stanie, wiec zabrałem ja do nas.
- Odwieziesz mnie do domu? - poprosiła, czując że to nie był dobry pomysł, by tu ją przywoził. Banach senior nigdy nie zachowywał się w jej stosunku tak oficjalnie. Zabrała szklankę ze stołu, i poszła na górę.
- Tato.. - Wiktor utkwił w nim przez chwilę spojrzenie pełne dezaprobaty.

- przepraszam synu, czasem paplam bez sensu - przyznał senior, kiedy Wiktor odchodził o stołu. Pognał za Martyna do sypialni, po drodze budząc Zośkę by nie zaspała do szkoły.
Kiedy otworzył drzwi Martyna siedziała na łóżku, dopijając zawartość witaminowej bomby. Słysząc jak zamyka drzwi zerknęła na niego z miną zbitego psa.
- wyglądam okropnie?
- nie będę kłamać.. - zaśmiał się - alkohol ci nie służy.
- Nie znam jeszcze nikogo komu by służył.. - jęknęła przechylając szklankę. - ale dobre to.
- powinnaś poczuć się za chwilę lepiej - odebrał szklankę, stawiając na szafce nocnej, tuż obok łóżka.
- Mam nadzieję bo czuję się tak samo jak wyglądam. Chce przespać ten dzień. Zawiedziesz mnie? - utkiwła błagalny wzrok.
- Chyba najpierw powinnaś wziąć prysznic. To co piłaś czuć aż na korytarzu -wyciągnąć usta w uśmiechu - dobrze się bawiłaś?
- chyba nawet z bardzo.. ale było miło. Dziękuję że mnie odebrałeś, chociaż pewnie obudziłam po dyżurze?
-Nie spałem, nie umiem spać kiedy nie wiem czy jesteś bezpieczna - przyznał sam przed sobą. Nigdy nie zabroniłby Martynie spotkania z przyjaciółmi, nawet w klubie, jednak to zdecydowanie wychodziło poza strefę jego komfortu. Ucieszył się kiedy do niego zadzwoniła, mógł odzyskać spokój, wiedząc że nic jej nie grozi. Może to troska a może doświadczenie zawodowe, obcowanie z sytuacjami trudnymi codziennie sprawiało że przejmował się rzeczami względnie bezpiecznymi, widział drugie dno.
-Cały Ty.. zawsze zatroskany - cmoknęła jego policzek wybierając się pod prysznic.

Wywietrzył pokój pozbywając się nieprzyjemnej woni, zaścielił łóżko i zszedł na dół. Zośka właśnie jadła śniadanie, przeglądając jakieś filmiki w telefonie
- Dzień dobry- przywitała ojca jasnoniebieskim spojrzeniem.
- Dzień dobry- powtórzył siadając obok - nauczona na sprawdzian?
- Jak zawsze - wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od ekranu.
-licze na lepszą ocenę niż ostatnio - zniżył głowę, ale tylko pokiwała głową
- tak, ja też.
- Może odłożysz telefon, rozmawiając ze mną, co?
- Tato..- jęknęła, blokując urządzenie - będziesz mnie od rana strofować i przepytywać? Odrobiłam zadania, nauczyłam się materiału,. przygotowałam do szkoły..
- Cieszę się, że nie musiałem ci tego przypominać.
- Skoro jesteś w domu, to podrzucisz mnie do szkoły?
- podrzucę.
- świetnie, dam znać dziewczynom żeby czekały. Weźmiemy je też?
- weźmiemy.. Martyna pojedzie z nami, prosiła żebym odwiózł ją do domu.
- świetnie.
- co to miało znaczyć? - skomentował, kiedy nie spodobał mi się ton wypowiedzi. Zosia lubiła Martynę, miały dobry kontakt, i nigdy nie miała nic przeciwko temu, że się spotykają.
- Nic, po prostu.. nie ważne. - odłożyła niedojedzoną kanapkę na talerz. Wstając od miejsca spojrzała na zaintrygowane go ojca - Pójdę się przygotować.
- Zośka- zawołał kiedy wchodziła na schody - gdybyś chciała pogadać, jestem tu.
- wiem tato. Wszystko jest w porządku.

Przyglądał się jak znikała na pietrze. Dom wariatów. Ojciec nagle zaczął prawić mu morały, córka zachowuje się dziwnie, Martyna nazywa imieniem innego mężczyzny.. powariowali. Przejechał wzrokiem po stole i stwierdził, że najlepsze co może zrobić, to posprzątać ten bałagan. Uprzątnął resztki jedzenia i talerze domowników, zostawiając nakrycie dla siebie i Martyny, zagotował wodę na kawę, i usiadł nad dokumentami.
- Czy Ty kiedyś nauczysz się odpoczywać? - Martyna zeszła na dół. Zetknął na jej sukienkę, która z kusej mini zmieniła się jakimś cudem w elegancką sukienkę. Zamiast głębokiego dekoltu na jej górze znalazła się znana mu biała koszula. Przez chwilę miał chęć zaproponować inną, to chyba jedna z niewielu pamiątek które zostały po Eli. Kupiła ja jeszcze na studiach, kiedy stwierdziła że Panu doktorowi nie wypada chodzić w dresach. Później już sukcesywnie powiększała się jego kolekcja koszula jednak to z tą wiązało się najwięcej wspomnień.. - pożyczyłam z Twojej szafy, chyba nie masz nic przeciwko?
- Nie, oczywiście że nie. Na Tobie wygląda zdecydowanie lepiej - skłamał, upijając kawy by ukryć emocje. -wygladasz zdecydowanie lepiej.
- i tak też się czuję. Po porannym kacu nie ma śladu. - podeszła bliżej, patrząc na dokumenty przez jego ramię. Nim zdążyła coś powiedzieć zrobiło się zamieszanie. Ojciec Wiktora prosił go o pomoc, Zosia biegała z góry na dół ciągle czegoś zapominając, rozdzwoniły się telefonu.. stała w przedpokoju gotowa do wyjścia, przyglądając się całej rodzinie z uśmiechem. W końcu wszyscy wyszli z domu nerwowo idąc do samochodu. Wiktor sprzeczał się z Zosią, a ta nie zostawała obojętna w odpowiedziach. Jechali nerwowo, aż nagle wszystko się uciszyło kiedy przyjaciółki nastolatki weszły do samochodu. Uznała to za zabawne, jednak nie dała po sobie poznać. Zerkała ukradkiem na Wiktora i pasażerki które szeptały cicho po to, by głośno się roześmiać. W końcu pożegnały się wychodząc z samochodu i zniknęły na szkolnym dziedzińcu.
- Nastolatki..- westchnął Wiktor patrząc jak Zośka odnajduje się w towarzystwie rowieśników. Wrzucił bieg i samochód wolno wytoczył się z parkingu. Odwiózł Martynę pod blok. Nie chciał wchodzić, mając do załatwienia kilka rzeczy na mieście. Wyszła, wcześniej składając na jego ustach pocałunek, prosząc by znalazł dla niej czas wieczorem. Obiecał że spróbuję się wyrwać z papierologii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top