Rozdział 16
Od kiedy ich sekret ujrzał światło dzienne, życie Martyny stało się skomplikowane. Właściwie im obu się skomplikowało, ale nie wiedzieć czemu, to Martyna najbardziej odczuwała tego skutki. Starała się być silna, chociaż psychicznie czuła się totalnie wycieńczona. To przekładało się na ich związek. Była ciągle podminowana, każda nawet najmniejsza rzecz doprowadzała ja do furii. Tydzień temu wywołała kłótnie z tak błahego powodu, że nawet nie pamięta co było zapalnikiem, w każdym razie wyładowała na nim swoje emocje. Szczęście, że Wiktor nie poddawał się tak łatwo.
- już? - uniósł brwi, kiedy wykrzyczała mu wszystko co miała do powiedzenia. Nie czekając na odpowiedź przytulił ją do siebie, nie pozwalając by go odepchnęła - wiem, że nie jest łatwo Martyna.. ale poradzimy sobie z tym jakoś.
- Chyba mnie to przerasta. - westchnęła, wtulając się w jego ramiona. Chłonęła zapach perfum, których używał niezmiennie od wielu lat, słuchała bicia serca i cieszyła się że tu i teraz mogą być sami. W jej niewielkim mieszkaniu, z dala od ciekawskich spojrzeń, które śledziły każdy ich gest, byle znaleźć nowy temat do rozmów, lub..
- Wiedzieliśmy że tak będzie, na co się piszemy.. - westchnął, zastanawiając się czy może coś zrobić z plotkami. Chciałby je uciąć, ale im bardziej będzie próbował tym bardziej będą gadać. - wiedzieliśmy?
- Miałam nadzieję, że jednak będzie prościej.. - wzruszyła ramionami.
-wiem..- odpowiedział łagodnie, opierając brodę na jej głowie.
Kolejnego dnia dotarła na stację spóźniona. Siedzieli do późna a kiedy Wiktor wrócił do swojego domu, postanowiła posprzątać. Nic tak nie oczyszcza głowy jak porządek w mieszkaniu. Pomyła naczynia, blaty, zmyła podłogi i kurze. wyjęła kilka dekoracji jesiennych, odpaliła świece.. zamiast iść spać pomyślała że warto wykorzystać tę chęci na pielęgnacje. Zmyła makijaż, wzięła długi prysznic, nałożyła maseczkę i pomalowała paznokcie. Nim się spostrzegła dochodziła 3 w nocy. Przerażona umyła twarz i zniknęła w miękkiej pościeli. Wstała przed 6 i już wiedziała że nie zdąży. Wyszorowała zęby, spięła wlosy w wysoki kok, wrzuciła kilka kosmetyków do torebki i sięgnęła po ciasto cytrynowe, które przyniósł Wiktor,a które upiekła Zosia. Wybiegła z mieszkania i nie czekając na autobus potruchtala w stronę stacji. Poranny jogging zaliczony.
- Macie kogoś lepszego?! - usłyszała warknięcie Wiktora, kiedy wyjęła słuchawki z uszu. Zaskoczona podeszła do socjalnego, jednak nie chciała się wychylać.
- Jeśli nie ma chętnych na moje stanowisko, rozumiem że sprawa jest zamknięta?- nastąpiła przerwa, widziała jak przygląda się zebranym. - Nie słyszę. Jest zamknięta czy nie? - uniósł głos po raz kolejny. usłyszała potwierdzenia ratowników.
- Spóźniłam się, ominęło mnie coś? - weszła do socjalnego nim odprawa się skończyła.
- Tak Martyna. 6 minęła kilkadziesiąt minut temu. - Banach spojrzał w jej stronę surowo. Uniosła ręce do góry, i siadła obok Basi, która była wyraźnie zaskoczona.
- Coś się stało? - szepnęła, zdejmując torebkę z ramion.
-ciii- szturchnęła ją łokciem wskazując na szefa stacji, który przez chwilę przyglądał im się z nieokreślonym wyrazem twarzy, po czym przeszedł do dalszej odprawy.
- ale jazda.. - zaśmiała się Basia, kiedy tylko zostały same - Wiktor w końcu skonfrontował się z wszystkimi. Wyszedł z gabinetu kiedy chłopaki z Milena na czele coś podśmiewali się, nie wiem co bo akurat weszłam do bazy, ale wkurzył się. Chyba nigdy nie widziałam go tak wściekłego!
- może w końcu dadzą sobie spokój.. - uśmiechnęła się, marząc o spokojnej pracy bez tych głupich podtekstów.
- o, masz to jak w banku! - potwierdziła przyjaciółka uśmiechając się szeroko, ale zaraz zmieniła wyraz twarzy na poważny. - a jak u was, prywatnie?
- miesiąc miodowy minął.. - westchnęła- ale jest dobrze, po prostu łatwiej było kiedy nikt o nas nie wiedział... I Wiktor był inny, mniej spięty.. i ja.. łatwiej było nam się dogadać bez presji otoczenia, rozumiesz? Kiedy by nam nie wyszło.. nikt by tego nie wiedział. A teraz jesteśmy na językach całej stacji.. i to odbija się na nas.
- może dzisiejsza akcja to zmieni?
-może..
Kolejne dni płynęły spokojnie, powoli wszystko się wyciszało, ratownicy odpuścili tekst i spokojnie wrócili do swoich problemów. Życie nabrało innego tempa, w pracy nie było czasu na odpoczynek, a po pracy..
- Po jednym i na parkiet! - Basia sięgnęła po szoty stojące na stoliku, rozdając po jednym Martynie, Renacie oraz Rudej. Przechyliły je na raz, i łapiąc się za ręce pobiegły na parkiet. Martyna tęskniła za tymi wyapami do klubu, niestety ciężko było znaleźć termin, który odpowiadałby wszystkim jednakowo. Ale kiedy spotyka się z szefem stacji, czasami można ugrać coś dla siebie. Udało im się namówić Wiktora, by rozplanował grafik w taki sposób, by mogły wyskoczyć na miasto. Dostały ekstra bonus w postaci wolnego dnia następnego, dlatego nie ograniczały się w zabawie i napojach. Obiecały sobie że wypija wszystkie szoty z karty, po kolei sprawdzając ich smaki. Martyna czuła jak w jej głowę zaczyna szumieć, dlatego z chęcią wyskoczyła na parkiet, by spalić to, co przed chwilą w siebie wlała. Kiedy poczuła że od skocznej muzyki zaschło jej w gardle zatrzymała się przy barze, by zamówić kolejne trunki
- Martyna? - usłyszała męski głos z lewej strony,bo momentalnie spojrzała na jego właściciela - Hej, jak się masz?
- Damian.. -odparła zaskoczona jego widokiem. Ostatni raz gdy go widziałam chyba pod szpitalem, był mniej więcej o połowę chudszy, i mnie napakowany. Przydługie włosy ustąpiły miejsca krótko ściętej fryzurze zmieniając całą twarz, by pasowała do masy mięśni. - prawie cię nie poznałam! Siłownia działa, co?
- trochę - uśmiechnął się skrępowany jej bezpośredniością, jego oczy utkwiły w małych kieliszkach, które pojawiły się przed brunetką- ciężki tydzien?
- babskie spotkanie - odparła, przywołując jednocześnie koleżanki, aby dotrzymały jej towarzystwa. Przyszły natychmiast, wesołe, zziajane, zaintrygowane mężczyzną, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się brunetce.
- kto to? - ruda jako pierwsza zainteresowała się mężczyzna, sprowadzając Kubicką na ziemię. Szybko przełknęła płyn wyciągając rękę ku górze
-poznaj moje przyjaciółki: Basia, Renata, Ruda, a to jest Damian, również ratownik medyczny..
- przyszły lekarz. - uzupełnił, witając się z kobietami.
- no proszę.. ruda była pod wrażeniem mężczyzny - jaka specjalizacja?
- ciągle się waham- uśmiechnął się, skupiając swój wzrok ciągle na Martynie. Poczuła się niezręcznie, dlatego krzyknęła coś, i ruszyła w stronę tańczących ludzi. Wiła się się kręciła w rytm aktualnych piosenek, aż nagle dopadły ja koleżanki z milionem pytań, na które nie znała odpowiedzi.
- poznaliśmy się, kiedy ratował mojego sąsiada -odpowiedziała spokojnie - był wtedy o połowę lżejszy, i bardziej chłopięcy. - zaśmiała się, nie wierząc jak w ciągu kilku miesięcy można tak bardzo się zmienić. Więcej nie rozmawiały na temat mężczyzny, w końcu to miał być babski wypad. Skupiły się na plotkach, tańcu i piciu, aż w końcu przyszedł czas kiedy klub powoli zaczął pustoszeć.
- ja pasuje, potrzebuje do domu - jako pierwsza odpuściła Basia, wyjmując telefon z torebki. - Adam będzie po mnie za 10 minut.
- na mnie chyba też pora.. - poszła w jej ślady Martyna. Obiecała Wiktorowi że nie upije się jak ostatnio, kiedy musiał szukać jej po całym klubie, bo nie była w stanie ustać na nogach. I mimo, że jej krok był chwiejny była świadoma swojego stanu. Wspólnie wyszły z klubu, żegnając się i obiecując że powtórka będzie szybciej niż kolejnego roku. Usiadła na schodkach, czekając na taksówkę.
- może ci odwiozę? - Damian wyrósł przed nią znikąd, wzdrygnęła się słysząc jego głos. Zmrużyła oczy, próbując złapać ostrość.
- śledzisz mnie? - uniosła brew, chociaż nie wyszło to tak jakby chciała. Roześmiał się.
- za chwilę zamykają klub, a Ty siedzisz na schodach głównego wejścia - wytłumaczył nie kryjąc rozbawienia. - chodź, odwiozę cię pod blok.
- nie trzeba, zamówiłam już taksówkę. - wskazała na telefon, odblokowała ekran jednym pociągnięciem i dopiero teraz zdała sobie sprawę że zamowiła.. Wiktora. - albo i nie. Wiktor po mnie przyjedzie.
- Twój facet? - uniósł brwi. - Myślałem że nie jesteście razem..
- słuchaj Damian.. - wstała ostrożnie, by się nie przewrócić. - Fajnie było się spotkać. Dobrze widzieć Cię w formie, ale nie mam ochoty na żadne bliższe znajomości, w porządku?
- Rozumiem, nie chciałem się narzucać - uniósł ręce do góry. - po prostu to niezbyt kadrę by piękna kobieta siedziała sama, pijana przed klubem w którym kręci się tyle podejrzanych typów.
- w takim razie zrób mi przysługę, i poczekaj ze mną, aż odjadę do domu.
Zgodził się. Oparł plecami o budynek, zakładając ręce na piersi. Rozmawiali dobre kilkanaście minut, kiedy samochód Wiktora zatrzymał się na podjeździe. Szybko pożegnała się, i zniknęła w pojeździe.
- Dobry wieczór - odezwał się kierowca, przyglądając się mężczyźnie z którym rozmawiała Martyna. Stał przed wejściem z ciągle patrząc w miejscu w którym zniknęła. Nieświadoma niczego walczyła z pasami. W końcu, kiedy udało jej się je zapiąć opadła na oparcie. Ruszył wolno, uśmiechając się pod nosem - dokąd Panią zawieźć?
- przepraszam, że wyciągnęłam Cię z łóżka Wiktor, chyba mimowolnie wybrałam Twój numer. - uśmiechnęła się, opierając głowę o rękę. Ciepło i szum samochodu, morze alkoholu oraz zmęczenie sprawiły że oczy same się zamykały.
- Po to jestem. Mam nadzieję że dobrze się bawiłaś, hm? - zerkał na nią, nie gubiąc jezdni z oczu.
-najlepiej.. - powiedziała półprzytomna. Zaśmiał się widząc jak pogrąża się we śnie. Chciał odwieźć ja do domu, ale stwierdził że wchodzenie po klatce o tej porze, może wywołać niesmak u sąsiadów Martyny, którzy i tak patrzyli na nich z niezadowoleniem. Postanowił zabrać ją do siebie, o tej porze w domu wszyscy spali. Cicho wtoczył samochód na podjazd. Zamknął bramę i delikatnie wybudził Martynę, dając znać że są na miejscu. Przytaknęła że już wychodzi, i zamknęła ponownie oczy. Pokręcił głową, unosząc usta w uśmiechu. Pomyślał, że musiała się świetnie bawić z ale alkoholu to powinien jej zabronić. Kolejny raz wracała w takim stanie, że to prosiło się o kłopoty. Trochę zmartwił się, kiedy pod klubem była sama z obcym mężczyzną. Nie chciał wpadać w panikę, ale takie zachowanie prosi się o kłopoty. Może powinien mu podziękować za opiekę nad nią? Nie wyglądał jakby chciał ją wykorzystać, raczej jak ochroniarz.
- dawaj Martynka, idziemy - pomógł jej wyjść z samochodu i skierowali się w stronę domu. Cicho włożył klucz do zamka i przekręcił, otwierając je szeroko. Posadził ją na drewnianej skrzyni z butami. Zamknął drzwi z sprawdzając i nim rozpiął kurtkę zauważył że kobieta spi. Rozpiął guziki płaszcza, zsunął czarne botki, i zaniósł na górę. Położył w ubraniach do łóżka i zastygł, kiedy podziękowała mu imieniem innego mężczyzny. Pierwsze o czym pomyślał, to o wzroku chłopaka z pod klubu. Zacisnął szczęki, przyglądając się niczego nieświadomej Martynie..
Tej nocy nie mógł zasnąć. Mimo że ufał Martynie, nie umiał pozbyć się tych wszystkich natrętnych myśli, które napływały do głowy. Leżał obok śpiącej kobiety szukając w jej spokojnej twarzy odpowiedzi na pytania. Zszedł do kuchni, by napić się wody. Usiadł przy stole, obracając przezroczysty płyn w szklance. Do tej pory nigdy nie zastawiał się co by było, gdyby jednak nie było razem. Teraz poddawał wątpliwości uczucia. Swoje, jej.. doszedł do wniosku że za bardzo się tym przejmował. Była pijana, s między nimi przecież jest dobrze. Ani razu nie dała mu powodu, by tak bardzo się przejmować. Przechylił szklankę, dopijając jej zawartość i zniknął w sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top