Rozdział 14
Sprawdzał karty wyjazdów, i coś mu nie pasowało. Kilkukrotnie sprawdzał obłożenie na tablicy, oraz nazwiska pracowników na kartach. Wychodziło z nich.. to nie możliwe. Jak mógł tego nie zauważyć? Co prawda widywał się ostatnio z Martyną rzadziej, nie było okazji.. a to on miał zebranie w szkole, a to z ojcem na badania, a to Martyna nie mogła..
- Martyna.. - odezwał się cicho, aby nie obudzić pracowników. Usiadła na krześle przy stole. Postukał palcami w karty wyjazdów. - możesz mi to wyjaśnić?
- zastąpiłam Renate, i Alka..
- jesteś już 4 dyżur z zrzędu na nogach? - uniósł brwi, bo nie widać było u niej zmęczenia. Wręcz przeciwnie, zamiast korzystać z cichej nocy i spać, czytała książkę. Wzruszyła ramionami- tak wyszło..
- To nieodpowiedzialne Martyna. Narażasz życie swoje i pacjentów. Jakim cudem nic o tym nie wiem? Odwalacie tu jakąś samowolkę.. - zirytował się. Kiedy przestał panować nad sytuacją w bazie? Może pora przypomnieć wszystkim zasady? - To Ja tu decyduje o dyżurach, i w razie zmian ja chce o tym zostać poinformowany, zrozumiano?!
- przepraszam chciałam trochę dorobić..
- Masz jakieś problemy finansowe?
- Nie..
- to co jest takiego ważnego, by tak ryzykować, co?
- szefie.. śpi się- któryś z ratowników wychylił głowę znad oparcia kanapy.
- mam swoje powody- zirytowała się, idąc za Wiktorem do gabinetu - ale jutro mam wolne.
- to chyba za mało co? - usiadł na krześle obrotowym, przykładajac dłoń do brody. Obserwował jej zachowanie, ale kiedy upewnił się, że nie ma nic w nim niepokojącego- odpuścił. - wiesz jak może skończyć się chwila nieuwagi?
- wiem - skinęła głową. - ale przecież jesteś obok
- Naprawdę myślisz, że będę patrzył Ci na ręce? - uniósł brwi, od dawna nie musiał jej kontrolować, dlatego była w jego zespole. To wiadome, że wybiera ludzi, którym ufa, aby nie musieć ich kontrolować.
- Ja to wiem.. Mogę dokończyć dyżur?
- idź.. - skinął głową na zgodę. Nie miał wyboru, nie sciągnie nikogo w środku nocy na kilka godzin. Przez chwilę zastanawiała się czy jego kobieta nie wpakowała się w jakieś kłopoty. Miała do nich szczęście.. jego kobieta.. ciekawe.. ani się spostrzegł gdy tak zaczął o niej myśleć... podobało mu się to. Jego kobieta.
Mieli dwa wyjazdy tego dyżuru, ale dość szybko udało im się wrócić do bazy, aż w końcu nadeszła zmiana warty. Przeprowadził odprawę dla ratowników przejmujących karetki wspominając o sytuacji z Martyną i życząc powodzenia poszedł szykować się do domu. Obiecał Zosi że podrzuci ją i jej koleżanki do szkoły, więc musiał się spieszyć.
Zamknęła drzwi do mieszkania. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki, ale wierzyła że dzięki tym kilku nadprogramowym dyżurów i kilku które miała w planach uda jej się odłożyć pieniądze na własny samochód. Skoro coraz lepiej jeździła, częściej o tym myślała. Kupno samochodu to nie mały wydatek. Co prawda, mogła kupić go w kredycie, ale nie chciała z nich korzystać. Stracić na odsetkach, a wystarczy kilka miesięcy przycisnąć pasa.. Adam i Basia dobrze sobie radzą w tej materii, ona też da radę.. wzięła szybki prysznic I położyła się w sypialni.
Obudziła się spocona. Bolała ją głową, była rozstrzesiona, nie umiała pozbierać myśli ręce trzęsły jej się jak na głodzie, brzuch bolał niesamowicie.. nie wiedziała co się stało, nigdy nie miała takich ataków. Próbowała wstać ale organizm odmawiał posłuszeństwa.. kilka minut, wlekło się jakby jej na złość. W końcu usiadła na łóżku starając się opanować drżenie ciała. Walczyła sama ze sobą żeby wstać, udało jej się po dobrych kilkunastu minutach, powoli poszła do łazienki, odkręciła zimną wodę, weszła w ciuchach, próbując przywrócić organizm do porządku, jednak osiągnęła odwrotny efekt. Zrobiło jej się słabo, a na dodatek poczuła pieczenie w klatce piersiowej. Wyszła z kabiny siadając na toalecie, powoli zdjęła z siebie mokre ubrania. Najwyraźniej przesadziła z napojami energetycznymi. Wytarła ciało, I narzuciła na siebie byle jakie ciuchy. Położyła się do łóżka, wiedząc że jeśli uda jej się to przeczekać- będzie lepiej. Po godzinie była tak wymęczona swoim stanem, bólem, że była gotową zadzwonić po karetkę. Czuła że nie jest dobrze.. wachała się czy ma dzwonić po pogotowie czy do Wiktora.. i tu i tu się jej dostanie..
Podniosła telefon, wybierając numer. Jeden sygnał.. drugi sygnał.. trzeci sygnał..
- Martyna?- usłyszała zaspany głos mężczyzny.
- Wi.. Wiktor.. - szepnęła z łzami w oczach- przyjedź, proszę.
- co się dzieje?! - jego głos zmienił się diametralnie. Był zmartwiony, głos Martyny nie brzmiał dobrze. - zaraz będę u Ciebie.
Rozłączył się. Zamknęła oczy, czekając na to, co się wydarzy dalej..
To było najdłuższe dwadzieścia minut w jej życiu. Objawy nie ustawały, a co chwila dochodziły kolejne, ledwo zwlekla się z łóżka kiedy dzwonek zabrzmiał po raz kolejny. Opierając się ręką o ścianę przeszła przez przedpokój, otwierając łucznik. Nasisnęła na klamkę wpuszczając Wiktora do środka.
- Jezu, Martyna.. - skomentował widząc jak jest blada, jej ciało trzęsło się, ledwo stała na nogach. Zamknął drzwi, biorąc ją na ręce i zanosząc do sypialni. - Coś ty wzięła?
- chyba za dużo napojów energetycznych.. - wydyszała. Wiedziała jaki ma teraz wyraz twarzy, było jej wstyd że zachowała się jak gówniara. Słyszała jak rozmawia przez telefon, chciała tego uniknąć. Próbowała zaprostestować, ale Wiktor ani myślał jej posłuchać. Odłożył telefon na bok, I przykładając dłonie do jej nadgarstkach patrzył na zegarek. Przeklął widząc jak szybko bije jej serce.
- Moja córka jest mądrzejsza od Ciebie - warknął dodając coś ale już nie słyszała tego, tracąc świadomość tego, co się dzieje..
Przebudzenie było dziwne. Nie mogła się ruszyć, ani otworzyć oczu, a mimo wszystko słyszała jakieś głosy. Z początku rozmyte, z wielkim echem, ale im bardziej się koncentrowała, tym lepiej zaczynały docierać do niej pojedyncze słowa. Kilka kroków, zamykanie drzwi i cisza.. Gdzie była? Co się stało?
Ostatnie co mogła sobie przypomnieć to przerażenie w oczach Wiktora, pomieszane z wściekłością. Nagle dotarło do niej, że nie jest sama. Słyszała jak ktoś głośno wypuszczając powietrze. Próbowała skoncentrować się bardziej, usłyszeć coś, otworzyć oko, poczuć.. wszystko na nic. W końcu poczuła się lekko i błogo. Poddała się temu, zasypiając. Obudziła się, nie wiedziała czy spała, czy umarła, ani co się z nią stało. Nadal nie potrafiła otworzyć oczu, czuła przyjemne drętwienie dłoni, ktoś trzymał jej rękę, czuła jak owiewa ją ciepłym oddechem.
- Wybudza się- usłyszała znany głos, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo należy.
- widzę.. - odpowiedział Wiktor. To pewnie on trzyma jej dłoń.
- to co powiesz mi co między wami jest? - Sambor był dociekliwy. Sama była ciekawa odpowiedzi. Wiktor i Sambor przyjaźnią się od czasów studiów. Wiktor zawsze dobrze się o nim wypowiadał. Zresztą nie da się go nie lubić jest uśmiechnięty, żartobliwy..
- Nie masz innych pacjentów, co? - rzucił Banach, ale po tonie głosu poznała że się uśmiecha.
- mam.. Ale o tamtych nie chuczy cały szpital.. - zaśmiał się lekarz. - czemu się tak załatwiła?
- cztery dyżury z zrzędu wzięła.. - westchnął Banach - nie patrz tak na mnie, przecież wiesz że bym na to nie pozwolił.
- Nie obwiniaj się, za kobietami nie nadążysz.. - usłyszała kroki - wygląda że miała w tym dużo szczęścia.. nie doszło do uszkodzenia wątroby. Organizm po prostu ją ostrzegł..
- Więcej szczęścia niż rozumu.. - skwitował Wiktor, zaciskając mocniej jej dłoń. - Ty tak poważnie z tym szpitalem? Wszyscy gadają?
- Wszyscy nie, ale da się tu i ówdzie słychać pogłoski że wy dwoje jesteście razem..
- Martyna nie chciała, żeby ktoś wiedział.. chciała uniknąć sytuacji w której musiałaby przedkimkolwiek się tłumaczyć ze swoich decyzji..
- Rozumiem Wiktor. Sytaucja jest pogmatwana.. powodzenia życzę. Zajrze później. - usłyszała oddalające się kroki i przesuwanie drzwi. Próbowała otworzyć oczy, ale mimo wszelkich sił nie była w stanie. Scisnęła Wiktora dłoń, próbując pokazać mu ze słyszy. Nie zareagował.
- wiem że słyszysz.. - westchnął spokojnie - widzę jak Twoje ciśnienie skacze. Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna co? Mogłaś się zabić tym świństwem. Nie rozumiem, po co to zrobiłaś..
Słyszała jak bierze oddech. Chciała móc odpowiedzieć ale ciągle nic nie mogła zrobić aż w końcu znowu poczuła jak zapada w sen..
Kiedy się obudziła, w sali było zamieszanie. Ruszyła ręką, ale poczuła tylko pościel. Uchyliła powieki, ale światło wpadające przez okna sprawiło, że natychmiast zamknęła oczy. Widziała jakieś postacie w dali, rozmawiali o czymś. Kejny raz, tym razem ostrożniej otworzyła oczy rozpoznała kontury Piotra i Adama. Stali pod ścianą dyskutując o czymś. Po wsłuchaniu się w ich rozmowę, zrozumiała że dyskutowali o samochodzie. Adam z Basia zdecydowali się na kupno tańszego samochodu.
- no ładnie.. - skomentowała, próbując wyciągnąć usta w uśmiechu. Oboje natychmiast doskoczył do niej.
- Martynka! Miło Cię widzieć- zaśmiał się Adam, podsuwając niewielkie krzesełko pod łóżko i siadając na nim.
- Ciebie również. - odpowiedziała spokojnie.
- Wiesz jak się martwiliśmy?! - warknął Piotr, ale zaraz się uśmiechnął- witaj wśród żywych.
- Dziękuję za miłe przywitanie.. - odpowiedziała słodko. Przejechała po sali wzrokiem, nie było śladu po Wiktorze. Zastanawiała się czy naprawdę był, czy to wszystko jej się zdawało?
- Jesteś z Wiktorem? - wypalił natychmiast Adam.
- Daj jej spokój głąbie, dopiero sie obudziła- Piotrek szturchnął kolegę, na co ten mu oddał.
- Wszyscy już wiedzą? - jęknęła nie zwracając uwagi na ich popychania.
- Co mamy Ci powiedzieć Martynka? - Piotr odchrząknął, patrząc na kobietę - Najlepsza partia wśród kobiet wybrała akurat podstarzałego lekarza. Nie mam nic do Wiktora.. ale sama rozumiesz, on jest stary.
-ughhh.. -jęknęła, chowając się pod kołdrę - teraz nie dadzą mi żyć.
-Nie będzie tak źle, Wiktor już ustawił wszystkich do pionu.- dodał Adam. - przyszedł wkurzony na stację, a jeszcze jak słyszał rozmowy to wybuchnął.. Wiesz.. on strasznie się tym przejął. Rozmawialiśmy z nim, i mocno się obwiniał że nie widział tego wszystkiego.
-Tak, to cały Wiktor, myśli że zbawi świat.. -skomentowała.
-Musimy iść, ale wpadniemy jeszcze do Ciebie, gdybyś czegoś potrzebowała.. - Piotrek pocałował jej policzek wstając z miejsca - wiesz gdzie nas szukać.
- Tak, dzięki.. - odpowiedziałą i nim zdążyłą się zorientować już została sama. Narobiła problemów sobie i Wiktorowi. Mieli nie wychylać się, a tymczasem.. w sumie można było temu zapobiec, gdyby tylko nie wzywał tej pieprzonej karetki.. Nie obwiniała go. Rozozumiała, ze się przejął, na jego miejscu zrobiłaby to samo. Pociągnęła nosem, czując że teraz będzie pod ciągłym ostrzałem. Znała to, była świadkiem jak ludzie czepiali się Lidki, kiedy dowiedzieli się że była z Górą. To był koszmar, Lidka jakoś sobie z tym radziła, nie zwracałą uwagi na docinki, ale Martyna? Ona sobie nie poradzi..
- Dzień dobry - usłyszała wesoły głos Sambora. - chyba w końcu się wyspałaś?
- Długo spałam? - zastanowiła się. Czy to był nadal ten sam dzień?
- ohh całą dobę. Wiktor prawie skrzywienia kręgosłupa dostał tutaj - uśmiechnął się lekarz, sprawdzając parametry Martyny- Jak się czujesz?
- Dobrze..
- Miałaś wiele szczęścia, naprawdę. Skończyło się na strachu. Jak nic się nie zmieni, jutro wrócisz do domu.
- Dziękuję doktorze. - uśmiechnęła się - Wie pan może gdzie jest..?
- Jak znam Wiktora, pewnie pluje sobie sobie w twarz że Cię nie upilnował.. - roześmiał się - zawołam pielegniarkę, żeby poodpinała Cię ze sprzętu.
Wyszedł, zostawiając ją samą. Zerknęła na zegarek, dochodziła 11. Sięgnęła do szafki obok łóżka, licząc że znajdzie tam swoje rzeczy, ale wygląda na to, że oprócz różowego dresu nic więcej że sobą nie miała. Dzień mijał wolno. Nie miała się czym zająć, gdyby nie przyjaciele którzy wpadali w każdej wolnej chwili chyba umarłaby z nudów. Sambor przekazal jej że prawdopodobnie będzie musiała zostać dwa dni w szpitalu, bo coś tam wyszło w wynikach, ale nie skupiła się na tym co do niej mówił.
- Hej- Zosia weszła do jej sali. - Jak się czujesz?
- cześć Zosiu - usiadła na łóżku ciesząc się ze ja widzi, może przyjechała z Wiktorem? Cały dzień nie miał czasu żeby do niej zajrzeć. - żyję.
- strasznie się martwiliśmy o Ciebie wszyscy.. - usiadła na łóżku obok Martyny- przyniosłam Ci torbę z ubraniami. Tata miał ci przywieźć ale..
- jest zły? - zmrużyła oczy, próbując wyczytać coś z twarzy Zosi.
- Wiesz że mu nie przechodzi tak łatwo.. - uśmiechnęła się smutno - był z Tobą jak spałaś, a kiedy zaczęłaś się budzić wrócił do domu.
- Rozumiem.. - odpowiedziała spokojnie. Zosia nie została długo, porozmawiały chwilę i uciekła, aby zdarzyć na ostatni autobus nim zacznie robić się ciemno. Opadła na łóżko. Było jej przykro że Wiktor nie przyszedł, czekała na to cały dzień.. liczyła w ciszy że może wpadnie przed dyżurem, ale tak też się nie stało. Zajrzała do torby, wyjmując stamtąd kilka rzeczy. Wzięła prysznic i sięgnęła po książkę którą dopakowała jej Zosia. Typowy romans dla nastolatek nic górnolotnego, ale i tak postanowiła doczytać ją do końca, aby zająć czymś myśli. W końcu usnęła. Przebudził ją nagły hałas, nim zdążyła się zorientować co jest grane, drzwi od sali się zamknely. Pomyślała że ktoś szturchnął w krzesło i spłoszył się, więc poszła dalej spać.
- Dzień dobry- rano obudziła ją pielęgniarka. Kładąc na łóżku tackę, z probówkami na krew - doktor Sambor poprosił o kolejne badania.
- Doktor Sambor jest wampirem, że potrzebuję tyle krwi? - zaśmiała się wyciągając rękę z wenflonem w jej stronę. Wymieniły kilka słów i pielęgniarka wyszła zostawiając ją samą. Ubrała się w coś bardziej pasującego. Wiktor spakował do torby jej ulubiony szary dres na krótki rękaw. Założyła go na siebie. Po śniadaniu wyszła - za zgodą pielęgniarek do parku przy szpitalu.
- Martyna? - usłyszała znajomy głos i obróciła głowę w jego stronę. Wysoki brunet szedł w jej stronę - hej.
- co Ty tu robisz? - zmarszczyła nos, zakrywajac oczy dłonią przed słońcem.
- przywiozłem wam pacjenta, zapytałem o Ciebie jakiejś dziewczyny, która powiedziała że jesteś pacjentką. Wszystko w porządku?
- w porządku. Ochorowuję swoją głupotę.. - jęknęła. - po co mnie szukałeś?
- chciałem Cię zobaczyć. Nie odpowiadasz na moje wiadomości..
- Wiesz ..- zawahała się, siadając na ławce, aby zachować dystans - to nie najlepszy pomysł żebyśmy się widywali..
- Dlaczego? Myślałem że..
- Wydaje mi się, że oczekujesz ode mnie czegoś, czego nigdy nie dostaniesz - wzruszyła ramionami przepraszająco- nie jestem zainteresowana.
- Nie możemy się po prostu bliżej poznać?
- Nie. To tak nie działa.. - wzięła głęboki oddech - to był błąd że odpisałam Ci na pierwszą wiadomość. Nie wiem co sobie myślałam, ale teraz wiem że to był błąd. Mój facet mógłby pomyśleć że go oszukuję, a wierz mi, to ostatnie czego bym chciała..
- Rozumiem.. - odpowiedział niechętnie i odszedł rzucając szybkie cześć. Wzięła głęboki oddech, poszło gładko.. odrzuciła głowę do tyłu, zamykając oczy. Lubiła Daniela, ale wiedziała że nie ma opcji by to mogło skończyć się orzyjaznia jak z Adamem lub Piotrem.. to była inna bajka..
- opalasz się? - usłyszała głos Piotrka.
- Prześladujesz mnie?- odpowiedziała leniwie, nie otwierając oczu. Przesunęła się w bok klepiąc ławkę obok siebie. - przerwa?
- mam nadzieję, że dłuższa niż dwie minuty.. mm.. całkiem przyjemne to nicnierobienie..
- prawda? Można sobie wyobrazić że siedzisz na leżaku nad jakimś morzem, noszą ci drinki..
- gorące kobiety w kostiumach kąpielowych patrzą tylko na Ciebie..- rozmarzył się Piotrek.
- Ja ci dam gorące kobiety - Renata szturchnęła jego bok, wywołując uśmiechy na twarzach.
- Oczywiście ty byś była dla mnie najpiękniejsza - przytulił ją do siebie, reflektując się.
- fajni jesteście.. - uśmiechnęła się, widząc jak się drocząc ze sobą. - jeździsz dzisiaj w 21s?
- Tak, dostałam zaszczyt zastąpienia Ciebie - mrugnęła okiem do Martyny
- Tylko się nie przyzwyczajaj.. wkrótce wychodzę. - pokazała język.
- 21s - usłyszeli głos Rudej, I spojrzeli na sobie z jękiem.
- Zgłaszam 21s - usłyszała głos Wiktora w radiu. Czyli jednak jest w pracy.. pożegnała się z przyjaciółmi, siląc na uśmiech.. nie rozumiała czemu Wiktor się tak wkurzył. Okej, zrobiła błąd, ale przecież nic się nie stało..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top