Oniryzm ~ tagehaya

Praca napisana na konkurs, który niestety nigdy nie doszedł do skutku. Konkurs polegał na napisaniu One-Shota z jednym z moich ćwiczeń.

Piosenka w mediach prosto od autorki, która bardzo pomogła jej przy pisaniu. Swoją drogą bardzo podoba mi się jej początek.

One-Shot jest... mocny. A może tylko we mnie tak trafia? Porusza temat, którego unikam, niestety pojawia się on ciągle w książkach czy filmach. Bardzo podoba mi się przejście z jaźni do rzeczywistości i powiązanie snu z przeszłością. 

Parę słów od autorki, a... raczej słowo:

Jejku.

~ * ~

Doskonale to widziałam. Dzika kobieta biegła w panice, a jej bose stopy kuła ostra trawa. Wspierała się na starych, zamszonych pniach drzew, przebiegając przez gęstwinę. Zewsząd musiała słyszeć odgłosy walki i wrzaski cierpienia, które mnie wręcz ogłuszały. Gdzieniegdzie przez osłonę z gałęzi przebijał się dym pożarów, a niebo wydało się nagle przerażająco siwe, gdy stada dzikich ptaków przelatywały nad miejscem żałosnej bitwy, więc ja sama postanowiłam schować się w otworze w drzewie, by nie zostać ich posiłkiem. Skądś słychać było jastrzębia, jeszcze indziej kraczenie wrony. Dziewczyna zatrzymała się. Odgarnęła brudne, czarne włosy z twarzy i panicznym wzrokiem szukała drogi ucieczki. Futro, którym była okryta, było czarne od sadzy i ziemi. Przez ogólne odgłosy agonii przebijały się dźwięki strzałów z broni i obcy język.

Jako wódz wioski nerwowo poprawiała potężną maskę - głowę jastrzębia, którą nosiła niczym nakrycie, czapkę. Widziała jak wszyscy jej poddani giną, w okrutnym deszczu, spływającym po martwych roślinach i rosnących na ziemi ogniu Wśród pokracznych ptaków obserwujących to. Wśród nieznanych, ale jakże głośnych, morderczych strzałów. Wśród pożarów i bólu, bez krzty litości zostaną zabici, a ona tym samym zostanie zgubiona. Wszyscy o których tak dbała... upadła na ziemię, a jej dłoń leżała koło mojego miejsca ukrycia, wbiegłam jeszcze głębiej do dziury. Słyszałam, i ona zapewne też, kroki, tupot ciężkich butów, ale kobieta nie zwracała na niego uwagi. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, co myślała. Zawiodła poddanych, zawiodła bóstwo Mautsu i samą siebie. Jest teraz żałosnym wygnańcem, nie mogącym nic uratować. Zastanawiałam się, co z nią będzie. Oprawcy pewnie zabiorą ją by im służyła lub by ją męczyć. Pisnęłam nagle, gdy wybuchła płaczem i żałośnie jęknęła, dławiąc się łzami i popiołem ze spalonych domków i roślin.

Odwróciłam wzrok i spojrzałam w ciemność. Po chwili, poczułam jakby coś twardego przed sobą, co później okazało się ławką, na którą patrzyłam, próbując zmyć z niej resztki atramentu. Obok mnie zatrzymał się stary wykładowca i mocnych rysach twarzy. Gdy mówił, jego głos roznosił się po pustej auli.

- Z perspektywy czasu, każdy powiedziałby o niej jedno. Silna. Jak wiadomo, jej duchem, którego każdy członek ludu miał, był jastrząb, a przewodnikiem bogini walki i wytrwałości Mautsu. Dobrze zarządzała, ale nic nie wygra z naładowaną przegranej bitwie obdarto ją z płaszcza, splunięto na nią i pobito ją dłońmi, na których widniały jeszcze resztki krwi jej ludu. Robiono z nią co chciano, zwłaszcza, że wcześniej ją zakuli, a ona nie mówiła ich językiem, jak wiadomo. Zmarła na statku, gdy przewożono ją jako zdobycz dla królowej. Cóż, jak wiadomo cywilizacja jest okrutna. Chociaż, czy to nie oni byli bardziej dziki? - skinęłam głową na znak zgody. Mężczyzna kontynuował. - Jak wiadomo, istnieją opowieści, legendy. Jedna mówi, jakoby po jej śmierci, po śmierci tej wioski i jęk ludzi, ziemia stała się jałowa. Minerały z ziemi zniknęły. Jedyne co tam pozostało to potężne ptaki, oraz dżungla, która powoli pochłaniała i ukrywała miejsca po pożarze. I zawsze gdzieś na niebie krążył jastrząb, choć jak wiadomo ptaki te raczej tak nie robią, i wydawał żałosne kwilenia. Niczym matka płacząca nad martwym dzieckiem, która błaga o jego zmartwychwstanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top