I. Co to miłość?
Potrzebuję tylko miłości... Proszę, daj mi tę satysfakcję. Pokochaj mnie.
Przebrałem swoje buty jako ostatni, a przynajmniej mogłem to stwierdzić, spoglądając na pozostałe szafki przy wejściu do szkoły. Nie czułem zdziwienia, w końcu doskonale wiedziałem, iż za około dziesięć minut miała wybić godzina ósma, oznaczająca początek zajęć lekcyjnych. Miałem więc mało czasu, aby udać się do szkolnej pielęgniarki, by pozbyć się nowopowstałego bólu.
Skierowałem swoje kroki w stronę gabinetu kobiety, który znajdował się parę kroków od mojej pozycji. Od razu zauważyłem wiszącą na ścianie obok wejścia karteczkę z napisem "Zaraz wracam" i innymi słowami, jednak nie skupiłem się na niej. Zignorowałem ją, rozsuwając drzwi i wchodząc do środka.
Momentalnie uderzyła mnie rażąca w oczy biel, od której odbijały się oślepiające mnie promienie światła. Odruchowo zmrużyłem powieki, by pozbyć się tego dyskomfortu. W tymże momencie spojrzałem na Ciebie, siedzącą tuż obok. Ty także zaszczyciłaś mnie swym spojrzeniem, jednocześnie szeroko się uśmiechając. Trzymałaś się za głowę.
- Nie widziałeś nigdzie pielęgniarki? - spytałaś delikatnym głosem. Poczułem, jak kolana uginają się pode mną przez ten miły dla ucha ton. - Czekam na nią dobrą chwilę...
Pokręciłem głową, nie potrafiąc wydusić z siebie choćby słówka. Z nieznanych mi powodów ścisnęło mi się gardło, uniemożliwiając mowę. Stałem się zły na siebie, że akurat w tej chwili to się stało, choć próbowałem odnaleźć w głowie przyczynę tego stanu rzeczy. Wskazałem palcem na miejsce na kozetce obok Twojej osoby, chcąc zapytać, czy mógłbym usiąść przy Tobie. Jakby rozumiejąc me myśli, posłałaś mi jeszcze szerszy uśmiech.
- Siadaj śmiało - rzekłaś, przesuwając się lekko na prawo.
Z sercem przy krtani przysiadłem się, spoglądając na Twą dłoń, którą trzymałaś na swym czole.
- Co się stało? - spytałem z troską, jednocześnie będąc kłębkiem nerwów. Zapewne zauważyłaś to, gdyż mój głos stał się łamliwy oraz cichy.
- Powiedzmy, że jestem pechowa... Zagapiłam się - zaśmiałaś się w tym momencie. - Krótko mówiąc, potknęłam się o coś i moja głowa przywitała się z brukiem przed szkołą - mówiąc to, odsłoniłaś skaleczone miejsce. Nad Twoimi oczyma widoczne było lekkie rozcięcie, z którego leniwie sączyła się szkarłatna krew. Zrobiło mi się żal tej kruchej istotki, a także poczułem złość... Sam nie wiem, do czego bądź kogo. Do chodnika? Przecież to bez sensu. - A co z tobą?
Machnąłem lekceważąco ręką, chcąc uniknąć odpowiedzi. Nie lubiłem opowiadać o moim życiu rodzinnym ani o niczym, co bywało w jakikolwiek sposób z tym tematem powiązane. Nie odczuwałem bólu z tym związanego, jednak osamotnienie mocno zakorzeniło się w moim sercu.
- To nieważne - spoglądając na Twoją uroczą twarzyczkę, od razu zauważyłem zawiedzenie. Zupełnie, jakbym patrzył w oczy moich rodziców... - Jak się nazywasz, jeżeli mogę spytać?
- [Nazwisko i imię] - przedstawiłaś się, wyciągając do mnie wolną dłoń. Uścisnąłem ją lekko, jednoczenie mając wrażenie, iż cały drżałem.
- Mitsubuchi Yasuo... Ale mówią na mnie Yasu - odparłem, wciąż trzymając tę delikatną, małą rękę.
Dokładnie po tych słowach, które wypadły z mych ust, niczym smok wtargnęła do pomieszczenia blondynka, przez której wygląd miewałem odruchy wymiotne. Może i bywałem nieco wybredny w kwestii kobiet, jednak obok niej nikt nie przeszedłby z inną reakcją. Choć była ciepłą oraz troskliwą osobą, Bóg zdecydowanie poskąpił jej urody. Jej jasne włosy posiadały liczne ciemne odrosty oraz były suche i łamliwe, zupełnie jak siano. Na bladej twarzy widniały pryszcze i inne niedoskonałości. Figura kobiety także nie należała do najlepszych, ponieważ w przylegających ubraniach widoczne były fałdy tłuszczu.
- Cześć, dzieci - zaświergotała radośnie, podchodząc do nas z uśmiechem na ustach. - Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo.
***
Po pewnym czasie nareszcie opuściliśmy pokój pielęgniarki szkolnej, mogąc udać się na zajęcia, na które i tak byliśmy dość mocno spóźnieni. Mimo to szliśmy przez korytarze powolnym krokiem, rozmawiając oraz żartując z różnych możliwych tematów. Na Twym czole znajdował się tylko lekki opatrunek, gdyż rana została przez blondynkę uznana jako niegroźna. Postanowiłem odprowadzić Cię do sali, by upewnić się, że będziesz bezpieczna. Nie mógłbym postąpić inaczej. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby znowu stała Ci się krzywda, ponieważ nie byłoby mnie obok.
- Gdzie masz lekcje? - zapytałem cicho, nie chcąc przeszkadzać innym uczniom w zajęciach, które odbywały się za drzwiami.
- Na końcu tego korytarza. Sala 2-2 - odparłaś szeptem.
Skinąłem głową. Okazało się, że jesteś rok starsza ode mnie. Ale nie przeszkadzało mi to ani trochę. W końcu wiek to tylko liczba, prawda?
W końcu podeszliśmy do drzwi Twojej klasy. Poczułem ogarniający mnie smutek. Nie chciałem, by czas spędzony razem minął tak szybko. Byłaś pierwszą osobą, która sama z siebie postanowiła odezwać się do mnie w tej ponurej szkole. Pragnąłem całym sobą być blisko Ciebie. Nie miałem innego marzenia na ten moment.
- Do zobaczenia - zwróciłaś się do mnie, zamierzając rozsunąć drzwi. Odpowiedziałem ponuro tym samym, po czym weszłaś do środka. Zaraz po tym usłyszałem, jak nauczyciel podniósł głos, mówiąc o kolejnym spóźnieniu i wpisaniu uwagi.
Nieco się wkurzyłem. Nieco bardzo... Nie wiedziałem, dlaczego tak na mnie działałaś. Ale chciałem, byś była blisko mnie. Byś była szczęśliwa DZIĘKI MNIE. Postanowiłem, że zrobię wszystko, aby tak się stało. Zasługujesz na szczęście, [Imię]-chan. Nikt nie ma prawa tego zmienić.
Będę Twoim cichym bohaterem, niezależnie od wszystkiego. Ten dzień był najcudowniejszym dniem mego życia. Coś w końcu się zmieniło. Poczułem, jak moje serce pierwszy raz od dawna zabiło bardziej żwawo. Tego dnia zrozumiałem, że Cię kocham. A ten dziennik poświęcony będzie Tobie.
♡︎♡︎♡︎♡︎♡︎
I tak o to prezentuje się pierwszy rozdział mojej pracy! Czy opłaca się kontynuować historię Yasuo oraz [Imię]-chan?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top