3. Ratunek od stalkerów
Ciemno...
I ciężko...
I to mimo tego, że czuję, jak moje ciało leży bezwładnie na nieco twardym materacu.
Gdzie ja jestem..?
Otworzyłam niemrawo oczy, mrugając powiekami przez nagłe, wpadające w moje źrenice światło odbijające się dodatkowo od bladobiałego sufitu. Do nozdrzy docierał już specyficzny zapach kojarzący się z wiadomo jakim miejscem.
Szpital...
Czyli...
Ja żyję?
- Łołołoł - usłyszałam z boku, ale jeszcze nie spojrzałam w tamtym kierunku, a przetarłam oczy piąstkami, co było dosyć trudne... Nie wiedziałam czemu. - Obudziłaś się. To super!
W końcu spojrzałam z przymrużonymi oczami na mówcę. Skądś go znałam...
- Mark? - powiedziałam zachrypniętym głosem.
Chłopak na to pokiwał głową z lekkim uśmiechem. Siedział na białym krześle, opierając przedramiona na udach i bawił się jakby nerwowo swoimi palcami. Chciałam usiąść, ale czułam, jak moje ręce przez niewiadomo ile trwający sen straciły na siłę w mięśniach.
- Czekaj, czekaj - od razu chłopak zareagował. Podniósł się, poprawił mi poduszkę, a po chwili pomógł mi też usiąść. - Wygodnie?
- Tak... - wyszeptałam, znowu czując, jakby moje gardło było jakąś tarką.
- Pewnie chcesz pić... Zaczekaj moment, napiszę do chłopaków, to tobie też przyniosą coś.
- Chłopaków..? - spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Ach, bo nie wiesz... - podrapał się z tyłu głowy, cicho się śmiejąc. - Jest jeszcze Lucas i Johnny. Tuż przed twoim obudzeniem poszli po coś do picia. - po tym sięgnął po telefon i zaczął za pewne pisać do chłopaków.
Przyglądałam mu się przez moment, ale gdy tylko znowu podniósł na mnie wzrok, ja swój przerzuciłam na ręce i pościel. Wtedy zauważyłam i połączyłam wszelkie możliwe wątki.
Ręce były mocno zabandażowane, a do lewej dłoni miałam wbitą igłę, która podłączyła mnie do kroplówki. Aż mi się słabo zrobiło na samą myśl...
... Dopóki nie wyrwało mnie z zamyślenia otwarcie drzwi.
- Obudziłaś sięęę!
- Lucas, nie drzyj ryja, ty debilu! - zwrócił uwagę Mark, słysząc Lucasa i widząc towarzysza, czyli Johnnego.
Otworzyłam szeroko oczy. Lucas na to ze swoim szerokim uśmiechem zmienił mimikę na zaskoczoną, położył z plaśnięciem dłonie do polików i także zrobił wielkie oczy.
Johnny za to miał wielkie "disgusting"...
- Każesz mi trzymasz cztery kubki... - stwierdził, po czym podał Markowi jeden plastikowy kubeczek.
Chłopak odpowiedział ciche dzięki, a gdy Johnny miał już też tobie podać, Lucas w tym oczywiście przeszkodził.
- Nie! Sam jej dam - stwierdził, po czym zrobił co powiedział, siadając na moim szpitalnym łóżku. - Proszę bardzo.
Z nadal szeroko otwartymi oczami przyjęłam kubeczek i szybko połknęłam duży łyk.
Myślałam, że woda jest nijaka...
A ta ze szpitala jest jednak okropna w pewnym sensie. Ble.
- Jak się czujesz? - spytał mnie Johnny, wkładając ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki.
- Ciężko... - odpowiedziałam, na co chłopak razem z Markiem pokiwali głową.
- Czemu ja nadal tego nie rozumiem? - spytał nagle Lucas, który już ewidentnie nie grał wesołka.
- Lucas, nie teraz. - odparł ten stojący.
- Ile spałam? - postanowiłam zmienić temat.
- Dzisiaj by minął ósmy dzień. - odpowiedział Mark z nieco zmieszaną miną.
Spałam ponad tydzień...
Zaczęłam ślepo wpatrywać się w plastikowy, biały kubeczek. Sama czułam się dziwnie i nic nie rozumiem. Moja głowa była przepełniona samymi znakami zapytania, za którymi nikt nie raczył zapisać odpowiedzi. No chyba, że...
- Czy ja śpię czy wy tu naprawdę jesteście? - musiałam zadać to pytanie.
- A jak myślisz? - zapytał Lucas, który uważnie mi się przypatrywał.
- Myślę... Że nie wiem.
- Ugh, jakie to było głębokie! - uderzył otwartą dłonią w klatkę piersiową. - Aż mnie za serce złapało!
Zaśmiałam się praktycznie bezgłośnie (jak zwykle), a Mark zaniósł się śmiechem i zaczął co jakiś czas klaskać. Johnny pozostał jednak z kamienną miną, której spokojnie można nadać tytuł "Z kim ja kurwa muszę robić i za co". I w sumie to spowodowało, że w końcu zaśmiałam się trochę na głos.
- Oh my god, jak ty uroczo się śmiejesz! - usłyszałam znowu od siedzącego nieopodal chłopaka. Tym razem złapał się za serce obiema rękami i upadł na kolana. - Ja mam zawał!
Mark nadal się śmiał, Johnny zresztą już też. Ja za to czułam zawstydzenie, ale jak tylko patrzy się na Lucasa to każdy się śmieje. Nie można chyba inaczej.
Także na też nadal się śmiałam, ale zakryłam usta dłonią.
- O, mam plan! Mamy kamerę? - zadał nagle pytanie, na co Mark i kolega spojrzeli na siebie zdezorientowani.
- Ale... Jak kamerę? - znowu spojrzeli na chłopaka, który wstawał z ziemi.
- Nie mamy? To czekaj! - wyjął telefon i... - Uwaga uwaga, proszę o uśmieeech, bo od dzisiaj nagrywamy vloga pod tytułem "Lepsze życie cudownej Alice"!
Patrzyłam to na kamerę, to na Lucasa chowającego się z atelefonem, to na Marka i na Johnnego. I tak w kółko.
- Dobra, może lepiej powiedzmy jej co się zadziało i co my tu robimy, bo po minie widać, że myśli nadal czy to sen czy nie. - odparł Mark z cichym chichotem.
- Ooo, dobra! - odparł Lucas jakże entuzjastycznie, kierując na niego kamerę. - Ale ty zaczynasz.
- Ja? - zaśmiał się nerwowo. - Jak to ja? Przecież to wszystko to był twój plan!
Jaki znowu plan..?
- Okej okej, to Johnny zacznie. - i skierował tym razem obiektyw telefonu na kolegę opierającego się o ścianę.
- Dobra. Sam tego chciałeś. - odparł. - Tak więc Lucas jest zjebany i postanowił cię stalkować.
Spojrzałam na Lucasa wymownie, na co on spojrzał na mnie i widząc moją minę, zaśmiał się o zbliżył obraz na telefonie.
- No co? Nie można? Nikt mi nie zabronił!
- Ale też nikt nie pozwolił... - odparłam, krzyżując ręce.
- Łooo! - Mark złapał się za głowę.
- Dobra, no to oczywiście nie koniec - powiedział Johnny, więc kamera znowu poszła na niego. - Lucas wciągnął w to Marka. I razem cię stalkowali. I teraz kolej na niego. - wskazał na chłopaka siedzącego na krześle.
- Em... Okej? Tak więc ja i Lucas stalkowaliśmy cię tak ciężko, że wystalkowaliśmy gdzie mieszkasz.
- Ale weź! - znowu zawołał kamerzysta. - Myśmy mieli maski, jak z Jokera!
- Taaak, i nawet tak się czasami śmiałeś! Ale nie rób tego teraz, przestraszysz Alice.
- No ej...
- Wracając. Lucas jest zboczeńcem i chciał cię podglądać przez okno...
- Nie, to wcale tak nie było. - przerwał mu pomysłodawca.
- Jak to nie było?! - aż się Mark oburzył. - Nie gadaj głupot! Nie ładnie kłamać!
- Ale no... - i się zaśmiał zdenerwowany.
Co ja mam o tym myśleć?
- No i... Teraz będzie najcięższa część opowiadania, więc Lucas, kontynuuj! - uśmiechnął się złośliwie.
- Ale mój angielski! Znaczy... Ekhem! - odkaszlnął i spojrzał na mnie. - My... Chcieliśmy coś zobaczyć przez okno. Ale się nie dało.
- Przez zasłony? - dopytałam.
- Tak tak, przez zasłony! Ale jedno okno było uchylone. I było słychać jakieś krzyki, trzaskanie szkła... Więc zadzwoniliśmy po policję, bo myśleliśmy, że to jakiś... Napad czy coś.
- A tu się okazało - zaczął znowu Mark. - Że ty leżysz na granicy śmierci w łazience, a za wszystkim stoją pijani rodzice. Byli przesłuchiwani, ale żadne z nich nie miało jednego scenariusza. Zwalali to na alkohol, ale ostatecznie są oskarżeni o mobbing i wywieranie na tobie presji.
Byłam w niemałym szoku. Kiedy to opowiadali, aż wszystko znowu mi się przypomniało... Te krzyki, sprzątanie tego wina, wyzwiska... Ten cały koszmar powrócił.
- Weź - powiedział Lucas do Marka, na co ten wziął telefon z cichym "okej". Ten pierwszy za to zbliżył się do mnie i mnie przytulił, zaczynając się głaskać moją głowę. - Nie płacz... Już wszystko jest dobrze... Zajmiemy się tobą.
Wtuliłam się w niego, czując przyjemne ciepło i zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
Ja się i tak boję...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top