Dziady 2019 - wiersz i interpretacja
Chodźcie, chodźcie, ludzie! Ta noc zwie się DZIADY.
Obudzimy dziś dusze, które przez dekady
pałętały się w grobach niczym w korytarzach,
po omacku szukając ofiar na ołtarzach
będących tylko myślą, tylko senną marą...
Pałętały się dusze po tym świecie chmarą,
strasząc zlęknione serca, wzywając koszmary,
wyrzucając spokój na strachu bulwary;
wszak on płynął, tak płynął, rwąc swym nurtem dusze...
Pluski wody, szum życia — to były katusze!
Przyniesiemy im ciasta, co zrobiły dłonie,
niesiem chleba, co w piecu z naszych serc już płonie!
Przyniesiemy im wody z rajskiego ogrodu
i jabłuszek przez Ewę zebranych za młodu.
Niech się sycą, niech jedzą, trawią nasze winy,
niech w ich ustach się pławią nasze ludzkie drwiny.
Chciałoby się im oddać nasze drobne grzechy,
chciałoby się mieć z dusz tych choć trochę uciechy.
Lecz nie taka jest rola tej szczególnej nocy!
Bo nie takiej płomienie świec nadają mocy,
by oczyścić swe serca! Nie w tym dusz orszaku!
Zbieraj, prosty człowieku, niczym ziarnka maku
swoje winy i troski, swoje łzy i żale,
aż upieczesz mdłe ciasto na dziadowskie bale,
aż wyzionie twa dusza swego piekła ducha
i przez serce znów przemknie rajska zawierucha.
W dziadach nie o to chodzi, by się pozbyć grzechu,
lecz by nabyć pokory w dusz niebiańskim cechu.
By ucztować ciałem, a wnętrze ocalić.
By panowanie świata w swej duszy obalić.
Bo nie do tego królestwa nas przygotowano...
Mówił sam Bóg, że mieszkania w niebie zostawiano,
że ich wiele jest dla dusz, że tam miejsca wiele...
Czemu więc takie pustki w przedsionku — kościele?
Chodźcie tu wszystkie dusze! Widzicie pański krzyż?
Jesteście takie młodziutkie, jeszcze wy świata nie znacie,
jeszcze chęć pała w was zgubna, jeszcze pragnienia wy macie,
których wyzbywa dorosłość, wołając gromko — a kysz!
Widzimy pierwszą duszyczkę, jak zbliża się do nas powoli.
Można powiedzieć odważniej — nie zbliża, a się gramoli.
Chuda jest jakaś i nędzna, widmo przecieka przez palce.
Chyba poległa za młodu w jakiejś nierównej walce.
Co ci kochana duszo? Może chcesz kromkę chleba?
Dajcie miłości, najmilsi. Upić mi wargi nią trzeba!
Chcę poczuć smak pocałunku, chcę poczuć dotyk na dłoni,
chcę by ktoś składał co wieczór mi pocałunki na skroni,
a składa mi tylko raz w roku te sztuczne kwiaty rodzina.
A gdy mijają dni słotne, to każdy tak zapomina...
A ja się błąkam po świecie, płaczę za ciałem i życiem.
I tylko słońce kompanem, i tylko deszcz mi okryciem.
Do drzew przytulam się smutnie, całuję zziębnięte ptaki,
bo kto nie kochany za młodu, ten jakiś jest bylejaki.
Ten jakiś taki samotny, ten pełen łez i goryczy.
I tego dusza na Dziadach mrozi krew w żyłach i krzyczy!
Nie drżyjcie, mili zebrani, nie patrzcie na mnie w swej złości,
ale zrozumiecie, że stoi tu oto człek bez miłości.
Bo kto miłości nie znał, ten choćby i się nachodził
o tak naprawdę, najmilsi, nigdy się nie narodził.
Odejdź już od nas duszo. Dostałaś jadła, napoju.
Wieleś nam przysporzyła smutków i wiele znoju.
Idź od nas, czuj się kochana, czuj, żeśmy cię ugościli.
A my już może odejdźmy. Za dużo Dziadów dziś, mili...
Wiersz ten zajął mi jakieś 10 minutek i jestem z niego zadowolona. Strasznie chciałam poruszyć temat samotności i niekochania i udało się w ten szczególny wieczór, jakim są Dziady. Czekam na Wasze interpretacje, a oto moja mała :D
Dusze zmarłych szukały ofiar, czyli ludzi, którzy postępowali tak jak one. Szukały ich na ołtarzach, czyli życiach, będących chwilą, marą. Żyjemy szybko i bardzo często bezrefleksyjnie. MIeszamy w życiu spokój i smutek, aż w końcu ten pierwszy ustępuje i zostaje wyrzucony. Wtedy wpadamy w melancholię, poruszani przez szum życia, rzeczywistość.
Często chcemy łatwo pozbyć się tego, co złe, zrzucając to na innych, materializując w przenośni nasze emocje i ranimy nimi (grzech zamknięty w jabłku, nęcenie itd.) Uwielbiamy zrzucać winę na innych, jednak robimy to bez uwagi na to, co czują. "Niech się pławią", nie nasza sprawa, przecież się pozbywamy.
My sami powinniśmy zebrać każdą naszą winę i ją przetrwawić (stąd pieczenie ciasta - zakalca, proces rachunku sumienia, wyrzucenie win). Rajska zawierucha to Duch Święty, mój ukochany ziomek z Trójcy.
Dziady jako cech, czyli nabywanie pokory, uczenie się świętości na błędach, bo nikt nie rodzi się świętym. Chodzi o pozbycie się tego, co trzyma nas na tym świecie, by żyć rzeczywistością duchową, niebiańską, wyzbyć się tego, co cielesne dla sprawy ducha. Następnie pojawia się nawiązanie do Ewangelii i słów Jezusa "w domu mego ojca jest mieszkań wiele". Kościoł ma być przedsionkiem, korytarzem do tych mieszkań, jednak bardzo często pozostaje pusty.
Następnie mamy apel do młodych i zawołanie, by zastanowili się nad swoją duchowością, wspomagane strukturą z dziadów mickiewiczowskich (a kysz i pański krzyż)
Prowadzący dziady zauważa duszę, która niknie w oczach. To człowiek samotny, którego często nie zauważamy, nawet, kiedy jest obok nas.
Po nim wypowiada się dusza NIekochanego Samotnika, który wskazuje na swoje cierpienie. Miłość jest życiem, więc kto jej nie zna, ten się nie narodził. Cierpi z powodu opuszczenia nawet po śmierci i ma za towarzysza Przyrodę.
Wiersz kończą słowa Prowadzącego Dziady, który zapewnia duszę o zrozumieniu, jednak zaraz ją oddala. Chciałam tym pokazać, jak obłudne nieraz jest to "zrozumienie", jakie oferuje nam świat i o jakim jesteśmy zapewnieni.
To była moja krótka interpretacja. Mam nadzieję, że dobrze spędzicie ten czas i coś wyniesicie z tego wiersza.
Kocham Was mocno, zapraszam do innych prac i ściskam!
Wasza Awri
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top