8 // *you there?*
Do czytania: Aquilo - You There
Innsbruck, 4.03.2012
Do szpitala docieram po pierwszej w nocy. Na holu widzę zapłakanego Michaela oraz kobietę i mężczyznę w średnim wieku.
- Co z nią? - pytam w ich stronę.
- Co z nią?! - pyta widocznie niezadowolony moją obecnością mężczyzna o ciemnych włosach z lekko zaznaczającą się siwizną. - To przez Ciebie ona walczy teraz o życie!
- Felix. - kobieta przytrzymuje mężczyznę za ramię. Gdyby nie ona, pewnie by się na mnie rzucił. - Zostaw chłopaka w spokoju. To nie jego wina. To wina pijanego kierowcy.
- Tak..? A przez kogo nasza córka była dziś tak zdenerwowana? Powiedz mi, Marie! Płakała, sama musiałaś ją uspokajać, bo ten oto pan zawiódł ją dzisiaj. - Twój ojciec zmierzył mnie od góry do dołu. - To przez niego była rozkojarzona i to napewno przez niego wleciała pod to auto.
- Michael... - zaczynam mówić. - Państwo Ebner. Wiem, zawiodłem dziś Sophie, ale naprawdę ją kocham. Muszą to państwo zrozumieć. - już płaczę.
- Gregor, prawda? - Twoja mama kładzie mi dłoń na ramieniu i ociera łzę najpierw z mojego policzka, a potem ze swojego. Patrzy na mnie i już wiem po kim odziedziczyłaś swoją urodę i łagodność na twarzy. - To prawda, Sophie bardzo przejęła się twoją nieobecnością na tej wystawie, ale nie bierz do siebie słów mojego męża. To nasze jedyne dziecko. - tu pani Ebner spuściła głowę w dół, jakby chciała coś ukryć. - Nie chcemy jej stracić. To był zwykły zbieg okoliczności.
- Ja też nie chcę jej stracić. Kocham ją nad życie i będę obwiniał się o ten wypadek. - ukryłem głowę w rękach.
- Gregor. - Michael klepie mnie po plecach. - To serio nie jest Twoja wina. Pani Ebner ma rację. Wszystko będzie dobrze. - mówi drżącym głosem, jakby sam w to nie wierzył. - Sophie jest bardzo silna.
Jest środek nocy. W końcu drzwi prowadzące z sali operacyjnej na korytarz otwierają się i przez nie wychodzi lekarz. Cała nasza czwórka odruchowo wstaje.
- Państwa córka doznała wielonarządowych obrażeń. W wyniku połamania żeber nastąpiło do uszkodzenia narządów jamy brzusznej. Musieliśmy ją zoperować. Niestety obrażenia były na tyle duże, że koniecznością było wprowadzenie jej w stan śpiączki farmakologicznej. - tłumaczy doktor, a Twoja matka zaciąga się szlochem.
- Czy... Czy ona będzie pamiętać to co się działo przed wypadkiem? - pytam, po czym zaczynają trząść mi się ręce.
- Niestety nie możemy tego zagwarantować. Doszło również do obrażeń mózgu, wszystko okaże się po wybudzeniu dziewczyny. Ale kiedy to nastąpi? Też nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.
- Możemy ją zobaczyć? - pyta Hayboeck.
- Póki co przez szybę. Prosto i to będzie czwarty pokój po lewej stronie korytarza.
Podeszliśmy wszyscy do wskazanego przez lekarza pokoju. Na widok ukochanej osoby w szpitalnym łóżku pośród tych wszystkich rurek, kabli i aparatów znów się rozpłakałem. Próbowałem stłumić szloch, zasłaniając usta ręką. Niewiele to dało, więc pozwoliłem potokowi łez spłynąć po mojej twarzy, a z mojej krtani wydostał się dźwięk rozpaczy.
Nie mogę znieść Twojego widoku w bieli szpitalnego łóżka.
- Chłopcy, wracajcie do domu. - mówi pani Ebner. - Ja i Felix tu zostaniemy, jeśli coś się będzie dziać, zadzwonimy.
- Nigdzie się nie ruszam. - protestuję, a na moje słowa pan Ebner otwiera szeroko oczy.
- Skoro pan Gregor jest taki uparty to jedź do domu. Michael, zawieź proszę Marie do domu. - odrzeka i kieruje słowa w stronę kobiety. - Kochanie, wyśpij się. Rano po Ciebie przyjadę. - mówi starszy mężczyzna i całuje małżonkę w czubek głowy.
- Dobrze. Tylko nie zróbcie sobie nawzajem krzywdy. - jeden z kącików pani Ebner lekko się unosi. Podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek.
Kiedy Twój przyjaciel i mama wychodzą z oddziału nastaje zupełna cisza. Oprócz mnie i Twojego ojca nie ma na korytarzu nikogo innego. Przez najbliższą godzinę nie zamieniamy żadnego słowa. Chodzę po holu w tę i z powrotem. Denerwuję się. Nie chcę Cię stracić. Nie zostawiaj mnie. Proszę.
W końcu podchodzę do szyby salki, w której leżysz. Wyglądasz jakbyś spała. Z tą różnicą, że w otoczeniu tych okropnych sprzętów, które utrzymują Cię przy życiu.
- Przepraszam. - czuję na swoim ramieniu ciężką rękę Twojego ojca. - Gregor, przepraszam. -Mężczyzna zaczyna płakać, po czym zamykam go w swoich ramionach. - Teraz widzę, że ją naprawdę kochasz.
- Mówiłem to panu. Sophie jest miłością mojego życia, czy to się panu podoba czy nie. Też nie chcę jej stracić.
- Straciliśmy już jedno dziecko w wypadku. Syna. - Felix wydmuchuje powietrze z ust. - Nie chcę, żeby to się powtórzyło. Dlatego taka była moja reakcja. Byłem w szoku. Z resztą Sophie niedawno została skrzywdzona przez mężczyznę, który rzekomo ją kochał. Chcę ją chronić. Przed wszystkim.
- Ja... Ja nie wiedziałem, że Sophie miała rodzeństwo. Przykro mi.
- Słuchaj. Ona Cię naprawdę kocha. Widzę, że ty ją kochasz równie mocno co ona ciebie. Może początek naszej znajomości nie zostanie zapamiętany przez ciebie miło, ale wiedz, że akceptuję to co jest między wami. Naprawdę dobry z ciebie chłopak, Gregor. - na twarz mężczyzny leniwie wpełza uśmiech, po czym wyciąga dłoń w moją stronę na znak zgody . Chcąc wyciągnąć rękę przypominam sobie, że nadal jest zawinięta w suchy już ręcznik.
- Niech pan lepiej nie pyta. - śmieję się od niechcenia.
prawie 900 słów w tym rozdziale, wow
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top