18 // *I tried to lift you up*
Innsbruck, 11 IX 2012
Od kilku tygodni codziennie budzę się w nocy z okropnym bólem głowy. Tej nocy jest tak samo, tyle że dziesięć razy bardziej odczuwam pulsowanie w głowie. Nie chcę martwić Sophie w trakcie przygotowań do ślubu. To napewno przez stres związany z tym wszystkim i dodatkowo treningi. Siadam na brzegu łóżka opierając czoło o dłonie.
- Gregor, wszystko w porządku? - mówisz cicho.
- Tak, jest okay. - okłamuję Cię, choć wiem że nie powinienem. To dla Twojego dobra, nie chcę dokładać Ci zmartwień.
Siadasz bliżej mnie i przytulasz się do moich pleców.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Od trzech tygodni nie śpisz w nocy, całymi dniami jesteś jakiś przemęczony. Nawet jeść nie chcesz. Martwię się o ciebie.
- No dobrze. - mówię w końcu. - Od jakiegoś czasu bardzo boli mnie głowa, ale nie chciałem ci dokładać stresu w ferworze przygotowań do ślubu. Przepraszam, jutro pójdę z tym do lekarza.
Wstaję z materaca i idę do kuchni po tabletki przeciwbólowe i szklankę wody. Nagle robi mi się ciemno przed oczami.
Budzę się w szpitalnym łóżku. Trzymasz mnie za rękę, ale kiedy patrzę w Twoje niebieskie oczy lekko się uśmiechasz.
- Musisz zostać na obserwacji. Zasłabłeś i mają robić ci jutro jakieś badania. - tłumaczysz ciągle ściskając moją dłoń. - Nie wiedzą co było tego przyczyną, ale jutro się dowiemy.
Kiedy zasypiasz na fotelu obok przychodzi do mnie lekarz mówiąc, że to podejrzenie jakiejś choroby, albo osłabienia organizmu. Okaże się jutro. Pyta mnie czy wyrażam zgodę na informowanie innych o wynikach. Spoglądam na Ciebie.
- Panie doktorze, nie ważne co by się działo, proszę nic nie mówić mojej narzeczonej.
- Jeśli taka jest pana wola, to nikogo nie będziemy informować.
Rano robią mi wszystkie potrzebne badania, każą czekać. Obawiam się wyników. Mówią, że będą koło piętnastej. Nie mam siły czekać.
Po wspomnianej godzinie lekarz w końcu woła mnie do swojego gabinetu. Wskazuje ręką na krzesło, każąc mi usiąść.
- Zrobiliśmy panu wszystkie badania. - zaczyna doktor, ale słowa ciężko przechodzą mu przez gardło. - Niestety wyniki nie są najlepsze.
- Co to znaczy? - pytam niecierpliwie.
- Panie Schlierenzauer. Przykro mi o tym mówić, ale... - zaczyna wirować mi świat przed oczami. - Zdiagnozowaliśmy u pana guza w mózgu. Niestety jest to złośliwy nowotwór.
Pośpiesznie wstaję z krzesła i wychodzę przed gabinet. Świat legnie mi w gruzach. Przede wszystkim Sophie nie może się o tym dowiedzieć, nie teraz. Muszę ją znów okłamać, żeby oszczędzić jej cierpień...
krótki i zwięzły (chyba) rozdział, zbliżamy się do końca i z góry przepraszam za te następne rozdziały :'(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top