Rozdział 6

*Zayn*
Wyszedłem z domu zamykając po chwili drzwi.
-Głupi kundel. - warknąłem pod nosem i ruszyłem do mojego ulubionego miejsca, był to opuszczony budynek, który znajdował się w lesie. 

Droga nie trwała długo i mogłem w końcu usiąść na starej kanapie. Nim się zorientowałem  było już ciemno, westchnąłem przeciągle po czym opuściłem dom i szedłem powrotną ścieżką.

-Kurwa... Zgubiłem się. - zacząłem gorączkowo rozglądać się na wszystkie strony. - Ha! Byle las nie przestraszy Malika! - uśmiechnąłem się, jednak szybko zamieniło się to w przerażenie, usłyszałem cichutki szloch. Niepewny ruszyłem za źródłem dźwięku mając przed oczami psychopatę oraz ofiarę, którą wykańcza przeróżnymi sposobami. Po chwili usłyszałem trzask i głośny płacz, zdezorientowany wyjąłem telefon i włączyłem latarkę.

Stałem na czyimś ogonie, szybko odskoczyłem uwalniając kitę.
-Auaa... - wyszlochała postać, odrazu nakoerowałem na nią światło i zamarłem.

Do drzewa był przywiązany na oko 16 letni chłopak, na jego głowie sterczała para śnieżnobiałych uszek.

-Hej um przepraszam... Pomogę Ci. - powiedziałem i wyciągnąłem rękę, jednak szybko ją cofnąłem, nasyczał na mnie.
-Ej spokojnie nic Ci nie zrobię. - po raz kolejny wyciągnąłem dłoń co było błędem. Ugryzł mnie.
-Auaa! Co z tobą nie tak! Chcę Ci pomóc! - hybryda spuściła głowę i pokiwała tylko głową pociągając nosem.

Czyli tak samo jak Louis boi się krzyku. - pomyślałem i zacząłem rozwiązywać węzły.

-No i gotowe! -  oznajmiłem i na wszelki wypadek chwyciłem chłopca za rękę by mi nie uciekł.

-No to idziemy do domku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top