22. Złota rada pani Lee.
— Wszystko w porządku Jisungie? — zapytała, gdy uważnie przyjrzała się młodzieńcowi przed nią.
Skubał skórki przy paznokciach, a na jego twarzy widniał smutny uśmiech. W jego oczach zgasł blask, a iskierki rozbawienia jakby zniknęły. Kobieta wyczuła od niego negatywną energię, niczym jakaś wróżka, którą oczywiście nie była. Nad jego blond czupryną wyobraziła sobie czarną chmurę, z której spadały ciężkie, lodowate krople deszczu, a przez chwilę wydawało się jej, że słyszała grzmoty jak przy burzy. Oj tak, coś było nie tak, a ona koniecznie musiała wiedzieć o co chodzi i jak może pomóc temu uroczemu chłopcu. Osobiście go uwielbiała i była szczęśliwa, że jej syn ma tak wspaniałego przyjaciela i współlokatora, na którego zawsze można liczyć.
Zmarszczyła brwi i lekko pochyliła głowę by złapać z nim kontakt wzorkowy, a gdy jej się to nie udało, położyła swoją prawą dłoń na tych Jisunga, a ten przez ten mały gest podniósł wzrok. W jego ciemnych oczach zaczęły zbierać się łezki, które brunetka doskonale widziała, ale Han dalej starał się grać silnego i trzymać fason ciągle się uśmiechając do niej. Ten uśmiech był tak wymuszony i smutny, że tylko ślepy by tego nie zauważył, a pani Lee była wyczulona na takie rzeczy, w końcu natura jej syna do najłatwiejszych nie należy.
Blondyn spiął się odrobinę i delikatnie poprawił na krześle, nie odezwał się słówkiem, ale po mimice jego twarzy dało się wywnioskować, że potrzebuję chwili, aby przemyśleć dokładnie to co ciśnie mu się na język i kobieta mu na to pozwoliła. Nie naciskała, po prostu czekała i z troską w oczach i małym uśmiechem wpatrywała się to w jego twarz, to w ich dłonie.
Żadne z nich nie wiedziało ile dokładnie minęło, ale to nie miało znaczenia. To był moment, w którym nic innego nie grało roli. Siedzieli w dwójkę przy drewnianym stole, a przez panującą wokół nich ciszę słyszeli swoje wzajemne oddechy, spokojny brunetki i troszkę głębszy Hana.
W pewnym momencie podniósł wzrok, a na usta widocznie cisnęły mu się słowa, po kolejnych pięciu sekundach rozchylił malinowe wargi i wypuścił z nich dwutlenek węgla i niepewność. Nabrał nowego powietrza do swych płuc i w końcu zaczął mówić, w głowie ciagle powtarzał sobie, że to może być jego szansa na lepsze samopoczucie i oczywiście poprawienie obecnej sytuacji, która była jednym z najgorszych doświadczeń w jego, jakby nie patrząc krótkim, żywocie.
— Pokłóciliśmy się. Nie rozmawiamy, dlatego nie pisnąłem Minho nawet słówkiem o pani odwiedzinach. Prawdopodobnie nienawidzi mnie, a ja... — zrobił małą pauzę i złapał za swój łańcuszek — Nie mogę z tym nic zrobić, nie potrafię — spojrzał w prawy bok i błądził wzrokiem po kuchennych szafkach — moje myślenie jest beznadziejne, ja jestem beznadziejny... Wszystko tylko psuję.
Jego serce przeszywały szpile smutku, rozczarowania i żalu, w tym momencie wyglądał jak wrak człowieka. Człowieka, którego szczęście zniknęło razem z tamtym wieczorem, a może to było jeszcze wcześniej? Może wtedy, gdy uświadomił sobie o swoich uczuciach. Chociaż... On wtedy zrobił się szczęśliwy, czy przestał być?
Teraz sądził, że te drugie, bo wszystko co działo się w okresie tych paru dni wydawało się być najgorsze na świecie. Raniące słowa i ten dystans, którego tak pragnął. Jednak, gdy go dostał czuł, że nie ma po co żyć.
— Ja... — zaczął — Mi bardzo na nim zależy, dlatego... Pomyślałem... W sensie... — westchnął i pochylił głowę.
— Spokojnie — powiedziała cichutko melodyjnym głosem, który od razu odrobinę uspokoił chłopaka — wydaje mi się, że wiem co chcesz mi powiedzieć... Tylko nie rozumiem dlaczego tak to się potoczyło. Czy wy, ty Jisungie rozmawiałeś o tym z Minho? Co powiedział? A może on cię...
— Nie, my... Ja... Uznałem, że łatwiej będzie jeśli odrobinę, ale na prawdę odrobinę go zdystansuje... Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli, a to co czuje ani trochę się nie zmieniło. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać i w końcu... Teraz się nawet do siebie nie odzywamy... W sensie... Nie tak normalnie, bez napięcia... Może i jestem głupi, ale widzę ten chłód w jego oczach, złość, rozczarowanie... Nienawidzi mnie, wiem to. Wszystko zepsułem, całą tą przyjaźń...
Kobieta uważnie słuchała jego słów. Było jej przykro słysząc to wszystko. Hana uwielbiała jak własne dziecko, miał dobre serce. Trochę się pogubił po drodze, ale ona to rozumiała. Minho był jaki był, a ścieżka do miłości jest bardzo kręta. Gdy czasem rozmawiała z synem to miała wrażenie, że oczy mu się świecą, gdy mówił o Jisungu. Wiedziała, że coś jest na rzeczy mimo, że głośno sam tego nie przyznał. Ona ślepa nie jest, a bruneta zna całe życie. Obu ich do siebie ciągnęło i obaj nie byli wstanie sobie tego wyznać.
Uśmiechnęła się delikatnie, a przy jej ciemnych oczach pojawiły się malutkie zmarszczki. Zachichotała cichutko, gdy ponowiła kontakt wzrokowy z blondynem tuż przed nią. Pogłaskała go po jego gładkiej dłoni i otworzyła usta.
— Jisungie, kochasz mojego syna? — zapytała, a jego mięśnie się spięły.
Tak, dokładnie tak było, dlatego tak cierpiał. Zapytała wprost, a on nie potrafił wydukać z siebie w tym momencie nawet jednej sylaby. Przełknął gęstą ślinę i przytaknął. Wzrok wbity miał w drewniany stół, a usta ściśnięte miał w cienką linię. W pomieszczeniu zrobiło się dziwnie duszno, a on czuł adrenalinę przepływającą w jego żyłach.
— Obaj jesteście tacy sami. Uparci i głupi jak bucior — zaśmiała się, a Han nie miał pojęcia o co jej chodzi. "Tacy sami?" W jakim sensie? Chciał znać odpowiedzieć, ale nie potrafił o to teraz spytać — co to za mina Jisungie — rozbawiona zasłoniła swoje usta lewą dłonią — chcę, żebyś wiedział, że mi to wcale nie przeszkadza. Cieszę się, że osoba taka jak ty pokochała mojego syna.
— A-Ale... — zająknął się.
— Niczym się nie martw. Jeszcze wszystko da się naprawić. Po prostu... Może zrezygnuj z tego swojego planu, okej? Uwierz mi, to tylko gorsze chwile, które ma każdy z nas. Wszystko się jeszcze ułoży, dajcie sobie trochę czasu. I najważniejsze, bądźcie ze sobą szczerzy.
— N-No dobrze, ale przecież j-ja nie mogę mu pow...
— Jisungie — przerwała mu — zaufaj mi. Nie, zaufaj Minho. Kochasz go prawda? — przytaknął głową — W takim razie chyba się rozumiemy.
— Ale c-co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę tak nagle udawać, że nic się nie stało, nie potrafię.
— Przed chwilą ci powiedziałam, że macie być ze sobą szczerzy, a nie udawać. Rozmowa. Rozmowa jest najważniejsza — podniosła prawą dłoń i wyprostowała wskazujący palec — nie mówię, abyś padł przed nim na kolana i prosił o wybaczenie. Minho nie jest księciem, a to wszystko to nie tylko twoja wina. Mogę go jedynie naprowadzić na odpowiednią drogę, reszta należy do ciebie Jisungie.
— Mówi pani jakby Minho, on... Jakby on też...
— Raz się żyje! Jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz, nie pozwól się rozpaść waszej relacji. Skoro on jest tak uparty i nie umie wziąć sprawy w swoje ręce to ty to zrób — powiedziała stanowczo i uderzyła dłonią w stół, a rudawa kotka siedziąca tuż obok jej nogi spojrzała w górę zaskoczona tym nagłym hukiem.
"Chwila, czy pani Lee właśnie powiedziała, że mam mu wyznać swoje uczucia? Ale przecież ja nawet nie wiem, czy on je odwzajemnia! W dodatku jestem przekonany, że tak nie jest, a w tym momencie jest na mnie obrażony na śmierć i nic tego nie zmieni... Boję się, że będzie jeszcze gorzej niż wcześniej. Jak ja mam to niby zrobić, zwłaszcza po tym jak go odpychałem od siebie? Czy to nie hipokryzja? Mam taki mętlik w głowie. Dlaczego to nie może być takie proste jak w wypowiedzi pani Lee... Dlaczego Minho nie może mi sam wprost powiedzieć, czy mnie lubi jako przyjaciela, czy lubi, że lubi... O nie, znowu zwalam na niego, no tak... Przecież tak najłatwiej, prawda? Głupie serce! Głupie uczucia! Głupia miłość! Głupi Lee Minho! Głupi ja!"
— No nic, będę się zbierać — odsunęła się na krześle od stołu — kawka wypita, a Minho dalej nie ma i raczej nie będzie... Za jakieś dwadzieścia minut mam autobus. Pozdrów mojego syna jak wszystko wróci do normy — puściła mu oczko.
Złapała za swoją torebkę i sprawdziła, czy aby na pewno wszystko w niej ma i niczego nie zapomniała. Po tym zaczęła ubierać buty na swoje stopy, które okryte miała ciemnymi rajstopami, a następnie włożyła kotkę do klatki, w którym był kocyk, aby nie było jej za twardo.
— Bezpiecznej podróży, do zobaczenia. Pa Soonie — pogłaskał kotkę po główce.
— Odezwijcie się od czasu do czasu. Powodzenia! — rzuciła, gdy wychodziła z mieszkania.
×××
Mama
Nie rań serca co Cię kocha.
Synuś
Co tak nagle?
_______________________________
[muszę się Wam Kids pochwalić, że ostatnio na pewnej kpopowej grupce, a dokładniej minsungowej [XD] był post o ulubionych ff i z ciekawości weszłam sobie w komentarze, a tam co? Jakieś trzy razy podany link właśnie tego ff! Bardzo się ucieszyłam, ale oczywiście pozostałam anonimem i nie zareagowałam, ani nic XDDDD ślicznie dziękuje]
[ah, no tak! jeszcze wam powiem, że changlix będzie!! I mean, ten dodatkowy rozdział z nimi tutaj ・ᴗ・!! [będzie trochę taki 🥵, ale nie oczekujcie nie wiadomo czego od osoby takiej jak jaXDDDDD]]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top