2. No to w drogę!
— Skarbie, zaraz jedziemy — powiedział młody mężczyzna wchodząc do różowego pomieszczenia, które było pokojem jego sześcioletniej córeczki.
Dziewczynka bardzo go lubiła, w sumie tak jak całe ich przytulne mieszkanko. Przepadała raczej za przebywaniem w domu niż gdziekolwiek indziej, a zwłaszcza wśród innych dzieci. Czuła się w nim bezpiecznie i kochana, wszelkie smutki odchodziły w kąt. Tutaj była ona, jej tatuś i braciszek, który był również jej mamą. Tutaj nie musiała słyszeć raniących słów, a te chwalące ją i wszystko co robi, nawet jeśli narysuje zwykłego kwiatka, dla Seo i Lee ta zwykła roślinka jest prawdziwym arcydziełem wart milion.
Sześciolatka popatrzyła na niego, a po chwili szeroko się uśmiechnęła, jej ojciec odwzajemnił gest i oparł się o brązową framugę drzwi uważnie przyglądając się niskiemu stolikowi w gwiazdki, przy którym siedziała.
Była właśnie na spotkaniu z królową, Panem Słonikiem i innymi ważnymi osobowościami. Pili herbatkę i jedli krakersy - było na poważnie, to nie było byle spotkanie. Razem planowali ślub króla Taty i księcia Felixa, wszystko miało być idealne, ale jak na razie wszystko było tajemnicą. Czarnowłosy stał tak chwilę i rozkoszował się tym uroczym widokiem, a jego serce intensywniej grało w klatce piersiowej. Ta mała istotka była jego wszystkim, jego sensem życia. Serce mu pękało, gdy pomyślał, że ktoś mógłby ją w jakiekolwiek sposób skrzywdzić.
Nie miło wspominał sytuacje w jej przedszkolu, która uspokoiła się na jakiś, bardzo krótki, czas. Wierzył, że mała jest silna tak jak on. Wierzył, że będzie dobrze i, że w przyszłości trafi na lepszych ludzi, tak jak jemu się to udało.
Po chwili z drugiego pokoju dochodziło wołanie czarnowłosego, które wyrwało go z zamyślenia. Gdy ponownie usłyszał swoje imię sprawnie odbił się od framugi i ostatni raz zerkając na jego małą księżniczkę w różowej sukience i małą diodą na ciemnej główce, wyszedł z pomieszczenia.
— Wszystko naszykowałeś? — zapytał farbowany blondyn pakując ostatnie rzeczy do torby starszego, nie darząc go nawet krótkim spojrzeniem.
Całą uwagę skupiał teraz na czynności, którą wykonywał. Uparł się, że spakuje ich oby dwóch. Wolał mieć pewność, że na pewno spakuje wszystko co potrzebne na dwutygodniowy wyjazd i tak, aby wszystko na pewno się zmieściło. Odznaczał kolejne rzeczy na małej, trochę pognieconej liście, którą wcześnie przygotował. Tak samo robił, gdy uczęszczał jeszcze do liceum, aby nie zapomnieć o żadnym zadaniu domowym, czy też kartkówce. Nie był tak zwanym kujonkiem, ale lubił pamiętać i mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.
— Chyba tak — odpowiedział łagodnie, podchodząc do chłopaka i objął go od tyłu.
Położył swoją brodę na jego ramieniu, tors piegusa oplótł swoimi umięśnionymi rękoma, a do nozdrzy młodszego chłopaka dostała się kusząca woń perfum jego partnera. Bin kochał takie czułości, miłe gesty i ciche słówka. Kochał Felixa.
Gdy urodziła się Sang-Mi wierzył w to, że do końca życia już zostanie singlem, bo nie można powiedzieć, że zostanie sam, skoro miał przy sobie takiego skarba jak dziewczynka. Matka jego aniołka nie była jego pierwszą i jak się okazało tą jedyną, na tamten czas bardzo cierpiał. Miał czasem słabsze dni, tęsknił, płakał i wspominał...
Los uśmiechnął się do niego, gdy poznał Felixa. Czyżby to był dar od Boga za dobre sprawowanie? Za opiekę nad małą, ciemnooką dziewczynką? Za to, że walczył i za to, że ją chronił? Jeśli tak, Bóg u niego wygrał. Postarał się i jeśli to na prawdę była jego sprawka był mu niesamowicie wdzięczny, czasem głupio mu było, że tak rzadko się modlił. Miał jednak nadzieję, że nasz Pan nie zmieni decyzji i nie zabierze mu piegowatego anioła z dość rzucającym się już odrostem na głowie...
Seo był szczerze szczęśliwy. Od związania się z Felixem minęły całe dwa lata, młodszy stał się pełnoletni, nawet zamieszkali razem, a teraz w końcu mają okazję wyjechać gdzieś razem, we dwójkę, tak aby nikt im nie przeszkadzał i mogli nacieszyć się sobą. Każdy dzień, każda chwila, sekunda razem spędzona wydawała się być cudownym snem, z którego nigdy nie chciał się wybudzać. Dla tego mógł nawet zapaść w wieczną śpiączkę byleby się nie wybudzić i, aby ten czar nie prysł jak mydlana bańka.
W końcu nawet matka Lixa ich zaakceptowała, no z jego ojcem było już trochę gorzej, ale nie można narzekać. Rodzice Changbina, cóż...Wyślą kartkę na urodziny jego lub Sang-Mi, wnuczkę widzieli jedynie na zdjęciach i tak już raczej zostanie. Nie było nawet sensu pisać im z dupy, że kogoś ma. Ich kontakt i tak już się nie naprawi, Seo nie miał nawet na to ochoty. Nie było ich, gdy najbardziej ich potrzebował, teraz też da sobie radę.
Piegus odwrócił się w stronę Seo i stali tak chwilę w swoich objęciach. Ciesząc się tą czułością. Lee odsunął się po chwili, aby spojrzeć drugiemu prosto w ciemne oczy pod fasadą czarnych rzęs. Mógł się w nich utopić i wcaleby nie wołał wtedy o pomoc.
W pokoju obok siedziała mała Sang-Mi, która w każdej sekundzie mogła zapragnąć zobaczyć co robią jej opiekunowie i bez zapowiedzi wparować do sypialni, ale jeden mały całus nikomu nie zaszkodził, prawda?
Jedno, malutkie, ciche zetknięcie ze sobą ust, które tak dobrze się znały, a mimo to, chciały poznawać się na nowo. Jeden całus... No może dwa lub trzy.
— Sang-Mi ma wszystko spakowane? — zapytał między pocałunkami.
— Oczywiście, że tak — odsunał się od Seo, on sam zaś cicho się zasmiał pod nosem, chciał kontynuować czynność, ale nie było mu dane. W końcu sam zaczął temat — tym zająłem się jako pierwszym. Ubranka na zmianę, czapeczka, cieplejsza bluza, ta z jednorożcem, jej kolorowe skarpetki, ręczniczek... Najważniejsze rzeczy są. Szampon i środki czystości pewnie dostanie, a do osobnej torby zapakowałem jej też parę zabawek, sama wybierała, które chce zabrać i oczywiście Pan Słonik, no. A i strój kąpielowy w razie czego, jakby chcieli iść na basen, jest w końcu ciepło... — wymieniał gestykulując palcami — mam też listę rzeczy, które lubi i nie lubi jeść i co robić w razie jakby źle się czuła. A pod spodem napisałem, żeby dzwonić w razie czego... P-Przesadziłem? — spojrzał na niego.
— Nie, dziękuje, że się tym zająłeś — szepnął i delikatnie cmoknął jego odkryte czoło, zgrabny nosek, a następnie ponownie, cudowne usta — kocham cię Lixie.
Młodszy szeroko się uśmiechnął pokazując przy tym szereg białych zębów, o które starał się dbać jak najbardziej.
— Ja ciebie też.
Oddał pocałunek i wrócił do wcześniejszego zajęcia.
×××
Starszy dokończył chłodną już kawę w swoim ulubionym kubku z napisem "Boski Tata", na którego dnie osadziły się fusy i sprawdził, czy wszystko w mieszkaniu jest w porządku. Wyłączone kable, domknięta lodówka i zamknięte okna i to nie ze strachu, że ktoś postanowi włamać się do mało kosztownego mieszkania, na drugim piętrze, a z nie wiedzy jaka będzie pogoda podczas ich nieobecności.
Było już lato, dni były długie i ciepłe. Powietrze często duszne, zwłaszcza popołudniu, ale nikt nie powiedział, że nagle nie może zacząć padać śnieg, grad lub będzie ostra wichura, która wparuje do środka i delikatnie mówiąc, rozwali cały dom.
Po skończonej dość szybkiej, ale dokładnej kontroli ubrali buty, zarzucili coś na ramiona, mimo dodatniej temperatury i wyszli, zamykając drzwi na dwa zamki, które trzeba było już wymienić, bo zacinały się przy tym grając na nerwach ich właściciela. W sumie powinien zrobić to dawno temu, na przykład wtedy, gdy się tu wprowadzał...
Lee wziął córkę swojego partnera na ręce, w drugiej trzymając torbę z zabawkami, a Seo zabrał resztę bagaży, które wbrew pozorom nie wiele ważyły. Na dole czekała na nich już taksówka od jakiś dobrych pięciu minut. Dwudziestolatek myślał jeszcze intensywnie, czy na pewno wszystko mają, a zwłaszcza Sang-Mi, czy aby na pewno niczego jej nie zabraknie.
Starszy mężczyzna leniwie wysiadł z samochodu i otworzył bagażnik swoim klientom. Po chwili, gdy wszyscy już wygodnie ułożyli się na tylnych siedzeniach pojazdu oznajmili kierowcy, że może ruszać. Jednym, sprawnym ruchem ręki przekręcił kluczyki w stacyjce i włączył cicho radio, na kanale muzycznym, który raczej nie puszczał muzyki w jego guście, jednak czego nie robi się dla klienta...
Mieli właśnie zjeżdżać z chodnika, gdy nagle dziewczynka zabrała głos, a na jej twarzy pojawiło się zmartwienie.
— Mój aparat! — słowa skierowała do jej ojca.
Od tygodnia nigdzie się bez niego nie ruszała. Odkąd Lee kupił jej aparacik, który zauważyła na wystawie jednego ze sklepów, nie mogła się z nim rozstać i ciągle robiła mnóstwo, czasem na prawdę udanych, zdjęć. Sama jego obsługa na szczęście nie była skomplikowana, a urządzenie nie kosztowało zbyt wiele. Kto wie, może akurat wyrośnie im pani fotograf? To była jej nowa pasja, a jej opiekunów cieszyło to, że wywoływało to uśmiech na jej uroczej buzi, bo czy jest coś piękniejszego niż roześmiane dziecko z promykami szczęścia w oczach?
Changbin wrócił na górę po urządzenie, które jak się okazało zostało na stoliku, przy którym wcześniej trwało posiedzenie królewskie, podczas, którego nie można było przeszkadzać. Pare pluszaków, wyobraźnia i już jest się w innym świecie... Coś wspaniałego.
Po dwóch minutach, z lekką zadyszką wrócił do pojazdu i poddał małe urządzenie swojemu aniołkowi.
— Lepiej teraz niż później — powiedział, a dziewczynka zrobiła mu zdjęcie z zaskoczenia.
Włączyli galerię zdjęć, a jako pierwsze pokazało się najnowsza fotka, na której widniał czarnowłosy, młody, przystojny mężczyzna ze zaskoczonym wyrazem twarzy.
— Nie jest takie złe — skomentował piegus, a wszyscy zachichotali.
— Mówisz, że miałem zostać modelem, a nie baristą? — zażartował.
Po dwudziestu minutach byli pod odpowiednim wysokim i podobnym do innych w okolicy blokiem, a w czasie podróży brunetka zrobiła jeszcze parę wspólnych zdjęć, które były urocze. Trochę rozmazane i nie wyraźne, przez poruszanie się taksówki, ale dalej wspaniałe.
Wysiedli z samochodu, z bagażnika zabrali jedynie bagaże Sang-Mi i weszli do odpowiedniej klatki.
— My zaraz będziemy — powiedział szybko do kierowcy, a ten jedynie kiwnął głową zanim się oddalili.
Od dzisiaj przez kolejne dwa tygodnie to był jej nowy dom.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top