19. Uratuj mnie hyung.

Oczy blondyna otworzyły się równo pięć minut przed ósmą. Tej nocy spał twardo, mimo że gdzieś tam z tyłu głowy miał myśl o tym, że Minho wrócił do domu i prawdopodobnie śpi w salonie na beżowej kanapie lub ponownie wyszedł, zostawiając ich w tej chłodnej relacji. Druga opcja była jednak mniej możliwa, bo jakby... Przychodzić na pięć minut? To bez sensu. Ewentualnie mógł się chcieć odświeżyć, przebrać, zjeść coś. W końcu to było też jego mieszkanie, nie ważne jak bardzo się pokłócą - każdy z nich ma prawo przychodzić i wychodzić kiedy im się podoba.

Wracając do obudzonego już Hana, leżał jeszcze tak chwilę i z pozoru beztrosko zaciągał się świeżym zapachem nowej pościeli, chwila po prostu wyjęta jak z reklamy proszku do prania. Jednak... Właśnie - z pozoru. Tak naprawdę jego mózg pracował teraz na pełni obrotów. Myślami był oczywiście przy swoim współlokatorze, z którym relacja zaczęła mu się psuć w cholernie szybkim tempie.

Trochę otępiały wyślizgnął się z łóżka, starając się przy tym nie zbudzić śpiącej dalej Sang-Mi. Przeciągnął się, a zastygłe mięśnie się rozluźniły wprawiając go w zadowolenie. Pomachał jeszcze rękoma i odstrzelił kości palców przy dłoni. Po tym podrapał się po blond czuprynie i ziewnął, zasłaniając sobie przy tym szeroko otwarte usta, ręką. Podszedł na paluszkach, niczym prawdziwa balerina do ciemnych drzwi i najciszej jak tylko mu na to klamka pozwalała, otworzył je.

Wychylił się ostrożnie, ale tak jak się spodziewał niczego stamtąd nie widział. Niepewnie zrobił przed siebie pięć kroków, a przy ostatnim jasne panele tak głośno zaskrzypiały, że włosy mu dęba stanęły, cały się najeżył, ramiona podniósł do góry, a na twarzy miał grymas jakby zjadł właśnie całą cytrynę na raz.

Otworzył oczy i się wyprostował. Stanął na paluszkach i spojrzał na beżowy mebel, a tam spotkał ciemne oczy bruneta i złapali kontakt wzrokowy, który skończył się szybciej niż związek na moviestarplanet. Prawie dostał zawału. Starał się być tak cicho, a i tak musiał go obudzić. Czuł jak mieszanka strachu i stresu przeszywa jego całe ciało i umysł.

"Chodzę jak słoń to nie ma co się dziwić... Postanowienie na nowy rok: schudnąć dziesięć kilo, pamiętać." - pomyślał, a jego twarz była cała czerwona. Czuł jak jego żołądek ściska się w pętelkę mocniejszą niż przy sznurówkach od butów, które szybko chcemy rozwiązać.

Twarz bruneta natomiast była zwykła, obojętna... Chłodna? Może trochę, ale nie wydawał się być specjalnie zdenerwowany, czy smutny, a na pewno już nie szczęśliwy.

Han stanął w miejscu jak słup soli i znowu bił się z myślami: "zignorować go, czy może się przywitać?" Nie długo jednak się zastanawiał, bo z zamyślenia wyrwał go dziwnie niski, opatulony ranną chrypką i spragniony wody głos Lee.

— Cześć — jedno krótkie słówko, a Jisunga zaczął znowu okropnie boleć brzuch z nerwów. To było gorsze niż uczucie po zjedzeniu fasolki w miejscu publicznym, czyli istna masakra.

Odchrząknął cicho, prawą dłonią złapał za ukochany łańcuszek na jego szyi, który jakby dodawał mu sił w ciężkich chwilach, a wzrokiem błądził po tak dobrze mu znanym i ładnie urządzonym, dzięki pomocy ich matek salonie połączonym z małą, czarno-białą kuchnią. Po chwili odpowiedział:

— Cze-eść — prawie szepnął, a jego głos załamał się trochę przez co mocniej ścisnął łańcuszek.

Stał tak jeszcze dosłownie przez trzy sekundy i przeszedł do kuchennej części. Najciszej jak umiał grzebał po szafkach, aby zrobić śniadanie dla wszystkich, razem z Minho, z którym nie rozmawia.

Brunet w tym samym czasie dalej leżał w tej samej pozycji, nie ruszając się nawet o milimetr. Jego twarz również pozostała niezmienna. Westchnął jedynie cicho pod nosem i wpatrywał się to w biały sufit to w odsłonięte okno, przez które do środka wpadały jasne promienie słoneczne rażące jego ciemne i zmęczone oczy.

×××

Blondyn westchnął i zamknął jedną z białych szafek w kuchni. Sang-Mi siedziała grzecznie starszemu na kolanach i piła kakao, a w lewej ręce przytulała niebieskiego słonika. Oboje byli wpatrzeni w telewizor jak zaczarowani. Nawet Minho, który miał delikatnie ściągnięte brwi i dosyć poważny wyraz twarzy.

Jisung natomiast złapał do ręki swój potrzaskany telefon, odblokował go i spojrzał na godzinę. Była już dwudziesta i był zmęczony, ale właśnie zauważył, że czekoladowy proszek dla Sang-Mi się skończył, a rano z pewnością będzie chciała kakao. Planował jutro dłużej pospać, nie miał ochoty wstawać wcześniej tylko po to, aby po nie iść. Zresztą sklep nie był wcale tak daleko.

"Mleko ostatnio kupiłem, ale o kakale już nie pomyślałem, oczywiście... Poproszę jakiś order dla mnie i oklaski. Czerwony dywan na pewno dobrze by wyglądał pod moimi nogami..." — westchnął i przetarł twarz lewą dłonią.

Urządzenie schował do kieszeni spodni i ubrał na stopy białe buty. Był obrócony tyłem do pozostałej dwójki dlatego też nie widział szybkiego spojrzenia na jego osobę przez jego współlokatora. Zarzucił na siebie czarną bluzę i schował portfel do jej głębokiej kieszeni. Obdarzył ich wzrokiem na dosłownie mniej niż sekundę i powiedział cicho:

— Idę do sklepu.

Złapał za złotą klamkę i usłyszał jak Minho mruknął pod nosem na znak, że zrozumiał i prawdopodobnie ma gdzieś, gdzie młodszy się wybiera. Nic nie mówiąc wyszedł z mieszkania, pognał szybciutko po schodkach, a gdy wyszedł już na dwór chłodne letnie powietrze uderzyło w jego twarz, to było przyjemne uczucie. Zarzucił na głowę kaptur tego samego koloru co bluza i spokojnym krokiem ruszył przed siebie.

Było spokojniej niż za dnia, a niebo było już całkiem ciemne. Latarnie oświetlały seulskie chodniki, a po ulicach jechało mniej samochodów niż zazwyczaj, pomijając fakt, że nie była to główna ulica.

W pewnym momencie poczuł jak poluzował mu się but i spojrzał w dół, rozwiązała mu się sznurówka co bardzo zirytowało Jisunga. On już na prawdę chciał być w domu, w łóżku... Właśnie, w łóżku, ale... Razem z Minho? Czy chłopak znowu by spał na kanapie? Jisung już nic nie wiedział, cały dzień między nimi panowała cisza, a atmosfera była tak gęsta, że można by ją pokroić. Co prawda bawili się z małą Seo, ale wymiana zdań między nimi była czymś niemożliwym. Krótkie słowa sprawiały, że towarzyszyły im (a przynajmniej Jisungowi) ból, strach, gniew, smutek, stres - wszystko co złe jednym słowem.

Śniadanie, obiad i kolację zjedli "razem". Razem, bo siedzieli w jednym pomieszczeniu. Blondyn jednak nie chciał być wredny i nie robić też posiłku dla starszego. Poza tym... Mimo wszystko kochał go dalej i nie mógłby sobie wybaczyć tego, że jego sympatia chodzi głodna.

"Sympatia" za mało powiedziane...

Zmarszczył brwi, westchnął głośno i kucnął.

"Już nawet sznurówek wiązać nie umiem..." - przewrócił oczami, a za sobą czuł czyjąś obecność.

Miejsca było sporo, dookoła nie było nic otwartego... Han nie miał pojęcia na co czeka ta osoba. Aż zawiąże sznurówki? W myślach błagał oby nie chodziło o niego. Skąd ona się tu w ogóle wzięła? Aż tak się zamyślił, że nawet nie zauważył? Cholera, na milionera to raczej nie wygląda, więc o co chodzi?

Szedł jak gdyby nigdy nic, drżące dłonie schował do kieszeni, a w przypadkowych miejscach widział odbicie sylwetki za nim podążającej. To było już podejrzane, a on troszkę się wystraszył. Widząc oświetlony szyld całodobowego sklepu uśmiechnął się pod nosem. Szklane drzwi rozsunęły się, gdy do nich podszedł, przywitał się z brunetką w zielonym fartuszku i wszedł w głąb sklepu. Za nim oczywiście jak smród po gaciach dalej szła ta osoba, która w tym świetle na sto procent musiała być mężczyzną.

Miał ubrany cienki płaszczyk, na głowie widniała czapka z daszkiem, a twarz zasłaniała mu czarna maseczka. Dziwnym trafem oczywiście rozglądał się po regałach, przy których stał Jisung.

Blondyn był zmęczony tą sytuacją, a kątem oka widział, że mężczyzna wcale nie czyta tekstu na opakowaniu, które trzyma. Wyjął telefon z pajęczynką na ekranie i wszedł w kontakty. Miał nadzieję, że... Minho podejdzie po niego tutaj. Ukuło go w sercu na myśl o tym, że ten go wyśmieje i porzuci na pastwę losu, na prawdę zaczynał się martwić o swoje bezpieczeństwo.

Zaczął stukać palcami po klawiaturze i postanowił porozglądać się jeszcze po bezpiecznym sklepie. W końcu tutaj były zapewne kamery i była kobieta za ladą, tutaj nie powinno mu się nic stać.

Jisungie
Minho... Wiem jak jest, ale proszę przyjdź po mnie, jestem w sklepie.

Po mniej niż minucie jego telefon zawibrował, a ten szybko go odblokował. Jego serce bardzo szybko biło. Nieznajomy cały czas kroczył u jego boku i wyglądało na to, że nie zamierza wyjść ze sklepu do póki Jisung tego nie zrobi.

Minho
?

Zobaczył wiadomość, a on poczuł się bezradny. W sensie nie uważał, że to odmowa, dla Minho na pewno dziwny był ten nagły SMS po całym dniu nieodzywaniu się do siebie, ale... Nie było czasu, chciał wracać do domu.

Jisungie
Hyung... Błagam przyjdź. Boję się wrócić sam.

Tak, napisał do Minho "hyung". Rzadko kiedy go tak nazywał. Najczęściej kiedy czegoś bardzo chciał, albo właśnie w takich momentach... Nie żeby codziennie ktoś za nim łaził, ale można to nazwać słabszymi chwilami. Chwilami kiedy bardzo go potrzebował i nie zawracał sobie głowy swoim planem pod nazwą "dystans".

Minho
Zaraz będę.

Uśmiechnął się, ale oczy się zaszkliły. Czuł nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej, a on pewnie zaczynał robić się dziwnie nerwowy w oczach nieznajomego. Podreptał chwilę między regałami i podszedł do tego z gazetami. Złapał jedną do dłoni i starał się ją czytać. Chciał zachowywać się naturalnie i miał nadzieję, że szybciej mu zleci te czekanie, aż jego wybawca się pojawi.

Przestąpił z nogi na nogę, a ktoś do niego podszedł. Spojrzał w swój lewy bok i napotkał oczy tego dziwaka, który prawdopodobnie go śledził. Po oczach zobaczył, że mężczyzna się uśmiechnął pod maską, a ten poprawił ją odrobinę.

— Witaj — odezwał się, a Jisung miał ochotę zwymiotować z nerwów. Tego najbardziej się obawiał.

— Dobry wieczór... Znamy się? — opuścił ręce, w których dalej trzymał kolorową, losową prasę wyciągniętą ze stojaczka. Trzeba było zacząć grać na czas.

— Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, ale teraz widzę, że to jednak nie on — zaśmiał się cicho — ale to nic, nie jestem ani trochę zawiedziony — przytaknął głową, a nogi Hana były jak z waty — jak się nazywasz? Co robisz tu o tej godzinie?

— Go-dzinie? Jest dopiero po dwudziestej... — zignorował pierwsze pytanie. Nie miał zamiaru zdradzać mu o sobie najmniejszego faktu.

— Ah, faktycznie — zaśmiał się znowu cicho, zrobił krok w lewo, aby stanąć na przeciwko blondyna, gdyż stali obok siebie i złączył ze sobą swoje dłonie — więc? Mogę poznać twoje imię? — powtórzył, a w tym samym momencie szklane drzwi się rozsunęły, a w nich stanął Minho z małą zadyszką, roztrzepanymi włosami i Sang-Mi na rękach, nie mógł jej samej zostawić.

"Boże w końcu, dziękuję..."

— Oh, przepraszam, ale będę już szedł — uśmiechnął się ucieszony widokiem Lee.

Brunet rozejrzał się, a gdy dostrzegł wyraźnie zdenerwowanego Jisunga i obcego mężczyznę obok niego przeraził się i podziękował sobie w duchu, że jednak postanowił przyjść po chłopca i sprawdzić czego tak się boi.

— Już? Przecież... — nie dokończył i spojrzał w prawo.

— Oh tu jesteś, gotowy? — nie zwracał uwagi na nieznajomego. Wcisnął się między nich i przerzucił lewą rękę o jego ramię — Chodźmy, późno już. Zapłaciłeś już?

— Nie — szepnął.

— To płać i wracamy wspólnie do domu — uśmiechnął się. Han nie wiedział, czy szczerze, czy dla tego jebanego przedstawienia, ale odetchnął z ulgą.

Gdy był gotowy wyszli ze sklepu, a nieznajomy z maską na twarzy dalej był w środku. Pewnie się wystraszył i wolał odczekać. Lee czuł jak młodszy delikatnie drży, domyślał się, że to nie z chłodu. W końcu było całkiem ciepło. Widział jak w palcach prawej ręki trzyma swój łańcuszek, który od niego dostał na urodziny.

Wiedział też, że trzyma go, gdy towarzyszą mu nieprzyjemne emocje.

Sang-Mi nieprzytomna opadła na jego prawe ramię i spała niczym się nie przejmując. Rękoma trzymała się szyi bruneta i oddychała spokojnie. To była już jej pora, ale Minho po tej wiadomości nie mógł dalej ignorować Jisunga. Szli w ciszy, a brunet dalej obejmował młodszego.

— Hyung — szepnął bardzo cichutko, że Minho ledwo co usłyszał i spojrzał trochę zaskoczonym wzrokiem na blondyna — dziękuję, że przyszedłeś.

— Um... Nie bój się już... Kto to w ogóle był? — zmarszczył mocniej brwi.

— Nie wiem, po prostu jakiś... Stalker. Szedł za mną do sklepu, a później nie odstępował mnie na krok, bałem się... — mówił cichutko, a Lee westchnął.

— Już jesteś bezpieczny... Chcę wiedzieć jeśli to się powtórzy — powiedział stanowczo i łagodnie naraz. Spojrzał w prawo i wzmocnił uścisk na ramieniu wystraszonego chłopca.

_______________________________________
[wooah, naskrobałam w nocy 2004 słowa tutaj dla WasXD a chciałam utrzymywać rozdziały w granicy 1k słów]

[nie wiem jak to teraz będzie z rozdziałami więc... należy Wam się ಥ⌣ಥ♡]

[rozdział miał się najpierw nazywać: "SMS z prośbą o pomoc." aleeee... nah]

[ciekawostka: miałam podobną sytuacje jak wracałam z pociągu do domu, ale na szczęście byłam z koleżanką :p jakiś facet czekał na nas, aż koleżanka sobie poprawi but (bo ją ocierał i usiadła na krawężniku) i dosłownie tak stał obok mnie i się patrzył cały uśmiechnięty (wręcz się na nas gapił) T_T potem nagle zaczął nam śpiewać i coś tam mówić..yh, bałam się, wiem co czuje Jisungie xd (dodatkowo od stacji do miasta mamy całkiem duży kawał drogi i same pola, zero ludzi :p) koleżanka zignorowała bolącą nogę i uciekłyśmy XDDDDDDDD]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top