II.Możemy być szczęśliwi.
Look at where you are
Look at where you started
Dipper był spokojny.
Chociaż początkowo miał kilka obaw odnośnie tych wakacji, teraz czuł się, jakby ktoś wreszcie zdjął z jego pleców ogromny ciężar. Wieści od Willa i Flawii ucieszyły go bardziej, niż by się tego spodziewał. Choć dalej miał mnóstwo pytań i nie potrafił sobie wyobrazić ich na co dzień, w związku, cieszył się ich szczęściem. Zresztą — ogólnie cieszył się przez Willa. Każda, nawet najdrobniejsza zmiana w nim budziła w Dipperze masę radości. Miło było patrzeć, jak ktoś, kogo uznawał za przyjaciela, wreszcie wyszedł z żałoby i ruszył przed siebie.
Równie miłe było wygrzewanie się na plaży w towarzystwie pozostałych przyjaciół, siostry i narzeczonego. Aż żałował, że nie przyjechali tu na dłużej; że w ogóle będą musieli w końcu opuścić to miejsce, a wrócą tu (o ile w ogóle) dopiero za kolejnych pięćdziesiąt lat, gdy wyspy znowu wynurzą się spod wody, a spowijająca je gęsta mgła, opadnie odsłaniając nietknięte budynki.
— Powinniśmy częściej robić sobie wakacje — powiedział Billowi, gdy ten obserwował pozostałych grających w siatkówkę. Dopiero po chwili do Dippera dotarło, że jego narzeczony używa mocy, by zmieniać trajektorię piłki, ilekroć ta zbliżała się do Killa. — Jesteś okropny, wiesz?
— To zemsta za zepchnięcie mnie ze schodów — oświadczył Bill i poruszył palcami, a piłka kolejny raz tego dnia skręciła w stronę morza.
— Dzieciak — podsumował Dipper, opierając się na łokciach. Słyszał, jak Kill przeklina, a Mabel próbuje go uciszyć, argumentując to wszystko obecnością dziecka, ale i tak najbardziej skupiał się na Billu. — Mówiłem poważnie. Powinniśmy trochę częściej odpoczywać — powiedział, odgarniając włosy z twarzy Billa.
Przez rolę, którą Bill pełnił w swoim świecie, rzadko kiedy mogli sobie pozwolić na takie chwile wytchnienia. W najlepszym wypadku siedzieli w nocy na kanapie i oglądali telewizje, a po pięciu minutach Bill zasypiał zbyt zmęczony, żeby zainteresować się dalszą częścią horroru, bądź komedii. Innym razem Dipper po prostu siedział w sypialni Ciphera i w kompletnej ciszy patrzył na to, jak drugi demon pracuje. Czasami wyznaczał mu przerwy, wiedząc, że Bill sam ich nie zrobi; że prędzej padnie nad tymi papierami, niż oderwie się od nich ot tak. W najgorszym wypadku widywali się jedynie wtedy, gdy odbierali od siebie dziecko. A były to spotkania szybkie i często chaotyczne, skupione tylko i wyłącznie na dziewczynce, dzięki której zresztą ich historia znalazła się w tym miejscu.
— Wieeem. — Bill przeciągnął się, a piłka gwałtownie wystrzeliła z rąk Mabel i niemal uderzyła Killa w twarz. — Jestem tu ledwie kilka godzin, a już czuję się odrobinę mniej martwy.
Dipper wywrócił oczami, słysząc kolejną wiązankę przekleństw. Naprawdę chciał skarcić Billa i przerwać te jego głupie sztuczki, ale widząc go uśmiechniętego i rozluźnionego, nie potrafił powiedzieć nic sensownego.
Właściwie — w tej chwili wiedział jedynie, że bardzo chętnie by go teraz pocałował.
Niestety, nim zdążył cokolwiek zrobić — piłka uderzyła Billa w czubek głowy, a Kill stanął przed nimi z dłońmi umieszczonymi na biodrach i uśmiechnął się okrutnie.
— Jeśli jesteś taki mądry, po prostu do nas dołączy — powiedział, w następnej chwili chwytając Billa za nogę i ciągnąc w stronę rozłożonej siatki oraz pozostałych demonów. Dipper westchnął, patrząc, jak jego narzeczony miota się na piasku i wykrzykuje coś na temat uduszenia swojego kuzyna.
Następne dwie godziny spędził patrząc, jak Kill i Bill próbują się pozabijać używać do tego dmuchanej, kolorowej piłki. W pewnym momencie nikt już nie traktował tego, jak zwykłej uroczej gry — płomienie buchały ze wszystkich możliwych dłoni, piłka pozostawiała po sobie dziury w piasku, a Cyntia dołączyła do Dippera.
— A miałam taką ochotę pograć — narzekała, pochłaniając kolejne ciastka.
Dipper roześmiał się mimowolnie, podał jej sok i ponownie skupił się na siatkówce. Na co dzień nie przepadał za nią, praktycznie zasypiał, gdy w telewizji leciały powtórki, ale teraz było inaczej. Teraz nie mógł oderwać wzroku od Billa podążającego za piłką, idealnie trafiającego w nią i zdobywającego kolejne punkty dla swojej drużyny.
Zastanawiał się czy pozostali mieliby pretensje, gdyby teraz wszedł na teren wyznaczony do gry i po prostu pocałował Billa.
Ostatecznie — widząc, jak piłka zaczyna płonąć, a przekleństwa latają teraz z każdej możliwej strony — wolał tego nie sprawdzać. Został więc z Cyntią w bezpiecznej odległości, na wygodnym kocu i dalej zajadał się słodyczami zrobionymi przez Flawię. Zresztą... On i Bill mieli dla siebie jeszcze mnóstwo czasu. Równie dobrze mógł go pocałować, gdy już będą wracać do hotelu. Albo przed obiadem.
*
Kill wepchnął się między Dippera, a Billa. Okrutnie wyszczerzony, z trzaskiem położył tackę na szklanym stole i omal nie zepchnął Dippera z jego miejsca.
— Może i wygrałeś w siatkówkę, ale założę się, że nie zjesz tych wszystkich pianek w dwie minuty. Poddasz się po dwóch opakowaniach.
A Bill przyjął wyzwanie, tym samym skazując Dippera na rozmowę z Willem i pozostałymi... nie to, żeby Dipper narzekał. Pozostali byli w porządku. Po prostu... jednocześnie nie byli Billem.
*
— Zaczynam rozumieć, czemu mężczyźni umierają wcześniej — powiedział Dipper, patrząc na swojego narzeczonego rozłożonego na łóżku.
— Chcę tylko przypomnieć — zaczął Bill, unosząc owiniętą bandażem rękę — że to Kill zaczął, a ostatecznie i tak wygrałem.
Dipper wywrócił oczami.
— I to wciąż jest o wiele zabawniejsze, niż papierkowa robota — kontynuował Bill.
— Polowanie na rekiny? O tak. Z całą pewnością. — Dipper przejechał dłonią po twarzy, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Kill miał tak idiotyczny pomysł. I że Bill po prostu się na niego zgodził. A Will nawet nie próbował ich powstrzymać. Nie miał pojęcia czy bardziej frustrował go sam ten pomysł, czy to, że Kill wciąż się wpychał między niego, a Billa. — W ogóle... o co chodzi z tobą i Killem? — spytał doskonale wiedząc, że najłatwiej będzie o tym po prostu porozmawiać, zamiast bawić się w dąsanie i udawanie, że temat nie istnieje.
— Hm?
— No wiesz, cały dzień biegacie za sobą i wymyślacie coraz to bardziej absurdalne wyzwania.
— Ach. To. — Bill wzruszył ramionami. — W sumie to nie wiem. Kill zaczął i... chyba trochę tego potrzebowałem? No wiesz, takiej bardziej dziecinnej, głupkowatej rozrywki. — Przeciągnął się leniwie, uprzednio schodząc z łóżka i wędrując na balkon.
Ich pokój mieścił się na najwyższym piętrze, w lewym skrzydle, przez co mieli idealny widok na plażę — na jasny, niemal biały piasek i wodę tak czystą, że aż nawet z tego miejsca dało się ujrzeć jej kolorowe dno. Bill uśmiechnął się, opierając o barierkę.
Nawet nocne niebo w tym miejscu zdawało się mieć o wiele ładniejszą barwę i jaśniejsze gwiazdy, niż to, które widywali na co dzień w swoich domach.
Rosnące na wyspie drzewa miały zielony i fioletowy kolor, a niektóre z roślin pięły się tak wysoko, że dosięgały nawet ich balkonu. Toteż Bill chwycił różowy pąk i zerwawszy go, przyjrzał się uważnie delikatnym płatkom. Milczał aż wreszcie Dipper nie wytrzymał i stanąwszy obok, spytał:
— O czym tak myślisz? — Wychylił się za barierkę, wciąż zafascynowany wyglądem wyspy. Była piękniejsza, niż w opisach i na zdjęciach. Może nawet całokształtem podobała mu się bardziej, niż pałac kiedykolwiek.
— O tobie i o mnie — odpowiedział Bill, zaskakując tym samym Dippera. Chłopak uniósł brew, czekając na jakieś wyjaśnienia, więc drugi demon kontynuował: — Wiesz, po prostu myślę, że to trochę niesamowite, że mieliśmy tyle różnych możliwości; mieliśmy tak fatalny początek i w sumie ogólnie nasze życia nie były zbyt piękne, a teraz jesteśmy tu. Ja jestem królem, ty jesteś moim narzeczonym, pozostali też mają spokojne życia, a i świat się nie wali.
Dipper uśmiechnął się, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie oraz każde następne.
— Masz rację. Jest coś niesamowitego, że po tym wszystkim skończyliśmy w tym miejscu. Razem.
Odruchowo pomyślał, że zaraz drzwi otworzą się i spokojna chwila pryśnie, a Kill znowu wywlecze Billa gdzieś na plażę, ale gdy nic takiego się nie wydarzyło — Dipper rozluźnił się i wreszcie sięgnął po dłoń Billa.
— Wiesz — zaczął — dawno temu, jak jeszcze miałem z czternaście lat, myślałem, że moje życie jest już idealnie zaplanowane i po prostu pójdę śladami wujka. Po prostu będą badać kolejne ciekawe zjawiska paranormalne, może nawet napiszę własne dzienniki, ale w porównaniu do niego pozostanę w dobrej relacji ze swoją bliźniaczką. Może co jakiś czas jakiś demon rozpęta armagedon, ale poza tym wszystko będzie się toczyć swoim spokojnym tempem.
— Żałujesz, że tak nie skończyłeś?
— Szczerze? Nie. Nieszczególnie. Wiem, że tamto życie oznaczałoby posiadanie rodziców, psychicznie też pewnie byłoby mi lepiej, ale... Ono oznaczałoby też brak demonicznych mocy. Brak ciebie po mojej stronie. Brak Selene, Killa, Willa, Flawii, Sam i Cyntii. Pewnie moja relacja z Mabel też byłaby inna, może nawet okazałaby się gorsza od tego, co mamy teraz. — Odgarnął włosy. — A co z tobą?
— Cóż, moje plany na tamtym etapie ograniczały się do chęci zniszczenia twojego świata.
— I... żałujesz, że się nie udało?
— W sumie to... nie. Wtedy wydawało mi się, że wreszcie jestem wolny; że mając tą wielka moc i wykorzystując ją przeciwko ludziom jestem taaki potężny i wspaniały, ale teraz... — Machnął ręką. — Myślę, że tamten ja wcale nie był taki wolny i cudowny. Był wiecznie zmęczony, zirytowany, szalony i ciągle tkwił w przeszłości, wierząc, że jego najlepsze lata skończyły się na jednej dziewczynie. Tamten ja nie potrafił pogodzić się z jedną katastrofą, więc tworzył dziesięć kolejnych, wciągając w to innych.
— Ale wiesz — wtrącił Dipper — tamten ty miał jedną zaletę.
— Jaką? — Bill uniósł brew.
— Cóż, byłeś całkiem uroczy w swojej trójkątnej formie.
— Dosłownie próbowałem cię zranić.
— Ale na tle wszystkiego innego, to wydaje się równie poważne, co dziecinne przepychanki.
— I tak nie powinno być. — Bill westchnął ciężko. — Wiesz, gdyby dało się coś zmienić, chętnie poprawiłbym nasze pierwsze spotkanie. Tak byśmy już przy nim byli sobie równi.
Dipper uśmiechnął się, wyobrażając sobie tę scenę — jego i Billa, dorosłych i jeszcze sobie obcych, ale równych pod względem statusu i mocy. Była to nawet ciekawa wizja; może w takim świecie Dipper wciąż miałby brązowe włosy, normalne żyły i ciemne oczy, ale... Aktualnie wcale nie chciał myśleć nad milionem różnych żyć, które mógłby wieść ❝Gdyby tylko coś gdzieś poszło inaczej❞. Zamiast więc dalej tkwić w swoim wyobrażeniu, przysunął się do Billa i wreszcie go pocałował.
Pamiętał, że gdy był nastolatkiem nie potrafił zrozumieć, dlaczego autorzy różnych książek rozwodzą się nad pocałunkami; dlaczego zwykłe zetknięcie ust jest opisywane dla kilka stron i z takimi szczegółami. Choć domyślał się, że pierwszy pocałunek faktycznie może wzbudzić tak wielkie emocje, nie potrafił sobie wyobrazić, by z każdym kolejnym było tak samo. Później wiele razy utwierdzał się w tym przekonaniu — choć było miło, nigdy nie czuł trzepotania motylich skrzydeł w żołądku, zawrotów głowy, a świat wcale nie stawał się bardziej tęczowy.
Z Billem było inaczej.
Wciąż nie tak wylewanie, jak w tych wszystkich romansach, ale wystarczająco idealnie. Jakby przy każdym pocałunku odpowiednie elementy wskakiwały na swoje miejsce, porządkując emocje Dippera i tworząc na ich miejscu harmonijny obraz.
Drzwi do ich pokoju otworzyły się gwałtownie.
*
Dipper uniósł brew, wpatrując się w ognisko. Co prawda Kill poinformował ich o nim, ale jednak widok płomieni nienależących do któregoś z demonów oraz koców rozłożonych na plaży, wywołał u niego dziwne uczucie. Jakby nagle znalazł się gdzieś w odległej przeszłości. Przez moment nawet zastanawiał się czy w swoim poprzednim życiu, czasach gdy był człowiekiem kiedykolwiek siedział przed ogniskiem z rodzicami albo wujkami. Ostatecznie nie mógł sobie tego przypomnieć; choć bardzo się starał, jego wspomnienia nie sięgały tak daleko. Uparcie zatrzymywały się na dniu, w którym wszystko stracił, a i ten po latach stał się mocno pourywany. Aktualnie Dipper nie potrafił już stwierdzić czy był w domu, gdy doszło do tragedii, czy też znajdował się daleko. Nawet nie do końca wiedział, co wtedy czuł.
I, aktualnie, wiedzieć nie chciał. Dlatego odgonił wszelakie myśli związane z przeszłością i zerknął na swoją siostrę. Mabel zajmowała miejsce na różowym kocu, między Sam i Flawią. Miała na sobie sukienkę we flamingi (Dipper nie wiedział czemu, ale rozbawiło go to) i własnoręcznie wykonany wianek. Wyczuwając jego spojrzenie oderwała wzrok od fioletowego napoju i przechylając głowę, pozwoliła, by ich spojrzenia spotkały się.
— Coś się stało? — spytała, cofając się i tym samym robiąc mu miejsce na swoim kocu.
— Dlaczego ognisko? — zapytał, siadając naprzeciwko.
— Nie pamiętasz? — Tym razem to ona uniosła brew, podczas gdy Dipper westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że jednak będzie musiał odbyć podróż do przeszłości.
— To jakaś nasza tradycja?
— Nie? — Roześmiała się, widząc konsternacje odmalowaną na jego twarzy. — Kiedy pomagałam ci się pakować, powiedziałeś, że w sumie niezbyt odpowiada ci leżenie na plaży za dnia; że pewnie i tak to zrobisz, i może nawet będziesz się jakoś bawił, ale najbardziej chciałbyś posiedzieć na plaży w nocy, przy ognisku.
— Och.
Dipper poruszył się niespokojnie.
Przy pakowaniu zazwyczaj mawiał wiele rzeczy — od tych, które faktycznie miały jakiś sens, po te, które były jedynie losowym potokiem słów zirytowanego człowieka. Nie spodziewał się, że Mabel zwróci uwagę na któreś ze zdań i jeszcze zrealizuje to.
— O czym tak gadacie? — Bill objął go i ułożywszy głowę na jego ramieniu, uśmiechnął się łagodnie. Pachniał czymś, co Dipperowi kojarzyło się ze słońcem i latem, a bijące od jego ciała ciepło wynagradzało chłopakowi brak bluzy na długi rękaw (o tej porze nie było już tak ciepło, a Kill popędzał ich tak bardzo, że Dipper ostatecznie nie wziął nawet telefonu i butów).
— Przypominam Dipperowi o rzeczach, które sam sugerował — odpowiedziała Mabel i przeciągnęła się leniwie.
— Czyżby wreszcie dopadł go alzheimer? — Kill wtrącił się do rozmowy, uprzednio rozłożywszy się na kocu, między Mabel a Dipperem i Billem. Leżał na boku, z głową podpartą o rękę i złośliwym uśmiechem odsłaniającym rekinie zęby.
— Demony nie mogą mieć alzheimera — skomentowała Selene. Do tej pory siedziała z Willem i Flawią, i wygrzewając się przy ognisku prowadziła rozmowę o wszystkim i niczym. Wciąż czuła się dziwnie bez długich sukni, szczelnie zakrywających większość ciała, ale widoki i atmosfera skutecznie odciągały jej uwagę.
Kill wywrócił oczami.
— Psujesz mi złośliwe uwagi.
— Ciężko zepsuć coś, co już samo w sobie jest głupie i bez sensu — mruknął Will, więc Kill dźgnął go stopą w brzuch.
— Sam jesteś głupi i bez sensu.
— Wow. Jeszcze zacznijcie jechać po swoich matkach. — Sam wywróciła oczami i sięgnęła po krewetkę.
Cyntia, znudzona bieganiem po plaży i zbieraniem kolejnych muszelek, przysiadła wreszcie obok nich i odrzuciła na bok wypełniony po brzegi koszyk. Ziewnęła. Normalnie o tej godzinie już dawno spała albo wykłócała się, że spać wcale nie chce. Teraz wyglądała, jakby marzyła tylko i wyłącznie o łóżko i chwili ciszy. Selene, zauważywszy to, powiedziała coś do Dippera, podniosła się i łapiąc dziewczynkę za rękę, a w drugą chwytając koszyk, ruszyła w stronę hotelu. Kill odprowadził je wzrokiem.
— Za rok też powinniśmy się gdzieś wybrać — stwierdziła Mabel.
— Może, dla odmiany, pojedziemy gdzieś w góry? — zasugerowała Sam.
— Na biwak do lasu! — oświadczyła Flawia.
Will uniósł brew.
— Chcesz jechać z kilkumiesięcznym dzieckiem do lasu?
— Czemu nie? Od małego miałoby ciekawe przygody. Może nawet porwałaby je jakiś niedźwiedź i musielibyśmy stoczyć z nim walkę na śmierć i życie? Nad krawędzią wodospadu???
Will wyglądał, jakby sam zaraz miał z tej krawędzi spaść.
— O bogowie — jęknął, pocierając swoje skronie.
— Obstawiam, że w miejscu do którego byśmy pojechali raczej nie byłoby wodospadów lub niedźwiedzi — wtrącił Kill, bardziej zafascynowany potencjalną walką, niż niebezpieczeństwem, ale jednocześnie zawiedziony faktem, że to wszystko nigdy się nie zdarzy.
— No to będziemy skakać po drzewach za małpami, które porwą nam dziecko.
— Będziemy skakać... za małpami... — powtórzył Kill i skrzywił się, nawet nie wiedząc od czego zacząć swoje narzekanie.
— Nawet nic nie mów. Nie psuj moich marzeń o niebezpiecznej przygodzie. — Flawia skrzyżowała ręce na piersi.
— Ależ ja bardzo lubię twoje pomysły. Po prostu... Może zasugeruj coś, co jednak ma szansę się zdarzyć?
— Albo scenariusz, w którym nie padnę na zawał po pięciu minutach — wtrącił Will.
Dipper uśmiechnął się, słuchając ich dalszej wymiany zdań. Dyskusja, ku niezadowoleniu Willa, przerodziła się w wymyślanie coraz to niebezpieczniejszych i dziwniejszych scenariuszy do następnych wakacji, ale Dipperowi to nie przeszkadzało. Z chęcią wsłuchiwał się w opowieści o wężach, krokodylach, niedźwiedziach i duchach oraz każdej innej potencjalnej przeszkodzie.
W pewnym momencie, gdy zrobiło się już naprawdę zimno, Kill podniósł się i, odrętwiały, przeciągnął się.
— Idę znaleźć Selene — oświadczył, a do Dippera dotarło, że faktycznie dziewczyna jeszcze nie wróciła.
— Pójść z tobą? — spytał, nagle martwiąc się też o Cyntię.
Kill, zauważając jego niepokój, machnął ręką.
— Dzieciak siedzi w hotelu i śpi, a ona poszła się przejść — oświadczył, wskazując na swój telefon. Dipper nie słyszał, by w ciągu godziny przychodziła jakaś wiadomość, ale postanowił mu zaufać i na nowo opadł na koce.
Bill wykorzystał jego ponowną obecność i na nowo rozłożył się na nim, a senne ziewnięcia coraz częściej opuszczały jego usta. Dipper uśmiechnął się, gładząc go po włosach.
— Moglibyśmy pojechać za rok do Gravity Falls — powiedział tak cicho, że tylko Mabel i Bill go usłyszeli. Sam nie wiedział skąd u niego ten pomysł, ale czuł, że wreszcie byłby gotów odwiedzić to miasteczko i zobaczyć jak bardzo się zmieniło. Może nawet, dzięki tej podróży, przypomniałby sobie kilka rzeczy z przeszłości i nie czuł żadnego żalu.
Bill poruszył się niespokojnie.
— Byłoby miło — przyznała Mabel. Jeśli temat ją w jakikolwiek sposób zaskoczył, nie dała tego po sobie poznać.
Uścisk Ciphera stał się mocniejszy, wręcz bolesny, więc Dipper dźgnął demona w bok.
— Auć — jęknął Bill, ale bez większego przekonania.
Dipper posłała mu krótkie spojrzenie mówiące ❝Wszystko jest w porządku❞ i wrócił do rozmowy z Mabel. Bardzo szybko od tematu wakacji przeszli do swoich planów na następne miesiące, a tu zaś do rozmowy wtrącili się pozostali.
— Więc... co zamierzacie? — spytała Sam, zerkając na Flawię i Willa. — Wracacie do pałacu?
— Och, zdecydowanie nie. — Flawia machnęła ręką. — Ale jest szansa, że wrócimy do naszego wymiaru — dodała po chwili i zerknęła na Willa.
— Myślałem nad odbudowaniem rozarium.
— Tam w ogóle jest cokolwiek do odbudowania? — spytała Mabel. Temat rozarium kojarzyła jedynie z czasów, gdy szkoliła się na emisariusza. W podręcznikach opisywano to, jako wielką tragedię, nazywano rzezią na różach, a samą wyspę: różanym grobowcem. Wiedziała, że od lat nikt tego nie ruszał, nawet ciał nigdy w pełni nie posprzątano.
— Cóż, niedawno pewien demon, emisariusz z rady, udał się tam w ramach własnych, niezależnych badań i odkrył, że sporo pism przetrwało. Do tego, używając niektórych zdolności i technologii, można by też przywrócić też te zapiski, które przepadły w płomieniach i pod wodą. Jedyny problem jest taki, że demony bardzo niechętnie podchodzą do tego tematu. Toteż nie ma zbyt wielu zainteresowanych pomocą.
— A tobie to nie przeszkadza? — spytała Sam. — Rozarium to dla demonów bardzo delikatny temat...
— Wiem, ale ostatnio rozmawiałem o tym z Selene i... cóż, ktoś i tak będzie musiał się za to zabrać. Zwłaszcza teraz, gdy ustalono, że da się naprawić chociaż część zniszczeń. Poza tym... zawarta tam wiedza pochodzi sprzed wielu, wielu lat; pracowali nad nią i ludzie, i demony... tak więc miło byłoby to odzyskać.
— Może nawet wreszcie udałoby się ustalić, co tam właściwie zaszło — wtrąciła Mabel, gdy udało jej się wygrzebać kolejne szczegóły.
— Cóż... przez to, że mówimy głównie o wampirach i ludziach z tym mogą być problemy, ale tak. Nie wykluczam tej opcji.
— Myślę, że moja rodzina mogłaby pomóc — stwierdziła, po chwili namysłu, Sam.
— Bill też pewnie chętnie pomoże — wtrąciła Flawia.
— Pfwbnie — wybełkotał wspomniany demon.
Pięć minut później Dipper podniósł się i tym samym pozbawiając Billa oparcia, sprawił, że demon wylądował na kocu, a jego gardło opuścił niezadowolony jęk.
— My już pójdziemy — powiedział, ziewając. — Cipher, wstawaj.
— Niebf mfnie na ręfkach — wybełkotał Bill nie ruszając się nawet o krok.
Dipper westchnął.
*
Kill znalazł Selene daleko od hotelu i miejsca, w którym urządzili sobie ognisko. Siedziała niemal przy samej wodzie i wpatrując się w nią, bazgrała coś na piasku. Nawet nie zareagowała, gdy usiadł obok.
— Długo będziesz się dąsać? Sama chciałaś takiej przyszłości — powiedział, odgarniając włosy z jej twarzy i zerkając na nocne niebo.
— Nie dąsam się — oświadczyła, kreśląc palcem kolejne koło. — Jestem jedynie zmęczona dzisiejszym dniem. I trochę chciałam pobyć sama.
— Ostatnio ciągle chcesz być sama.
— Być może tak właśnie działa moja żałoba. — Wzruszyła ramionami.
— Och, daj już se spokój. Thomas był chujem. Nie to, żebym cię nie ostrzegał.
— Nie mówię o nim.
— Ach. — Skrzywił się, wiedząc już, w którą stronę to wszystko zmierza i że w nim samym dalsza rozmowa obudzi wspomnienia, o których wolałby zapomnieć. — Chodzi o Cyntię.
— Jest taka śliczna. — Selene westchnęła, przenosząc dłonie na swoje włosy. Powoli zaczęła tworzyć warkocze.
— I zbyt podobna do ciebie.
— Wiem, ale...
— Och, tylko nie zaczynaj teraz. Wiele razy mówiłem ci, żebyś powiedziała im prawdę, ale nie słuchałaś, a teraz, gdy nagle ułożyli sobie życie, chcesz zrobić w nim przewrót?
Selene otworzyła usta i natychmiast je zamknęła. Nie przywykła do surowego wzroku Killa i karcącego tonu skierowanego w jej stronę.
— Poza tym — kontynuował — już samo to, że napisałaś do Dippera list i ujawniłaś, kim jest dziecko było problematyczne. Najlepiej dla niej byłoby gdyby żyła nie wiedząc. Zwłaszcza teraz, gdy przy nich kręci się rodzina Murphy, a i w podziemiach mówi się o następcach Helgi. Kanibale przeżywają pierdolony renesans.
— Wiesz, że Sam nigdy by nie...
— Nie mówię o nim. Jemu ufam. Nie ufam za to jego rodzinie. Oni wszyscy wiecznie spiskują, mają dziwne powiązania, a i przyczynili się do pozbycia poprzedniego króla. Gdyby dowiedzieli się, że istnieje ktoś, kto jest córką królowej, a i że ten ktoś ma dziecko... — Machnął rękami. — Zniszczyliby wszystko. A ciebie chcieliby nawet bardziej, niż dziecka. Znam twój punkt widzenia, ale bądźmy szczerzy... Nawet bez mocy poprzedniej królowej i nie dorównując Dipperowi, byłabyś dla nich ciekawsza, jako ktoś najbliższy ich bóstwu.
— No tak, bo przecież twój plan; twój pomysł na opuszczenie ich bez żadnego słowa wcale niczego nie niszczy.
— Mój plan pozwala przeżyć mi i tobie, a i dla nich skończy się dobrze.
— Taak. Will i Bill wcale nie będą tęsknić za swoim kuzynem.
— Myślę, że Will i Bill zawsze wiedzieli, że pewnego dnia nasze drogi się rozejdą. Już walka z Fią i tym dobrze udowodniła.
— A co z pozostałymi?
— Będą trochę cierpieć, ale ostatecznie wrócą do normalnego życia. Świat się nie skończy.
— Dalej mi się to nie podoba.
Kill westchnął.
— Gdy zaszłaś w ciążę, gdy dowiedziałaś się kim jest Thomas i zamordowałaś go też nie podobał ci się mój plan. Też mówiłaś ❝Kill, nie. Nie możemy mieszać przypadkowych osób. Nie możemy tak tego rozwiązać. Musimy działać inaczej...❞, a jednak ostatecznie wyeliminowałem ci wszystkich przeciwników i ocaliłem bachora.
— Właściwie... To Bill i Mason pozbyli się ich. Przy pomocy planu Willa — zauważyła nieco złośliwie.
— Ta, ale gówno by zrobili, gdybym wcześniej nie podłożył ciała Thomasa blisko Dippera, nie namieszał w badaniach i pomiarach, nie zabił jakiejś przypadkowej dziewczyny, żeby podłożyć jej ciało na twoje miejsce, nie podpowiedział Heldze, gdzie powinna się ukryć i jak szantażować pozostałych, i nie zrobił paru innych rzeczy.
— Skoro tak wiele rzeczy ci się udaje, to spraw, żebyśmy mogli tu zostać!
Kill wywrócił oczami.
— Wiesz, że nie mogę. Nawet jeśli moja zdolność potrafi oszukać zwykłe demony, nie oszuka Dippera. A potem Cyntia podrośnie, zacznie przypominać ciebie. Więc Dipper zacznie się zastanawiać. Pewnego dnia przyjdzie do ciebie i zada to niezręczne pytanie. A ty oczywiście wszystko wypaplesz kierowana jakimiś wiekami wyrzutów sumienia i bólu. W ten sposób jedna osoba pozna twój sekret, a potem tak jakoś to pójdzie i po tygodniu wszyscy będą wiedzieć.
— Bo oczywiście, jak odejdziemy, to nie zauważą podobieństwa.
— Będą nas pamiętać na początku — przyznał — ale z czasem ich wspomnienia się rozmażą. Nawet te wielkie wspólne chwile i długie lata staną się nic niewarte.
Selene westchnęła.
Chciała powiedzieć wiele rzeczy — wyrazić całe swoje niezadowolenie, cały żal i całą frustracje — ale nim zdążyła otworzyć usta, Kill przytulił ją.
— Nie myśl o tym — powiedział. — Jesteśmy teraz na wakacjach, więc po prostu ciesz się tymi dniami.
*
— Auć — jęknął Bill, gdy Dipper zrzucił go na łóżko, a sam powędrował do jednej z walizek. — Mógłbyś być trochę delikatniejszy — marudził, pocierając łokieć, którym uderzył w róg łóżka.
— Przypominam, że mogłem też po prostu zostawić cię na plaży.
— Nie zrobiłbyś tego. — Bill rozpiął spodnie i odrzucił je gdzieś na bok, a potem nakrył się kołdrą. Nie miał nawet siły na to, by przebierać się, jednocześnie jednak spanie w ubraniach brudnych od piasku wydawało mu się zbyt irytujące. Dlatego po chwili zrzucił z siebie też bluzkę.
— Niestety. — Dipper skrzywił się, świadom tego, że prędzej czy później wróciłby po Billa.
Wyciągnął z walizki czyste ubrania. W porównaniu do Billa jemu niezbyt odpowiadało spanie w samych bokserkach, toteż zaczął się rozbierać. Dwie minuty później leżał już w łóżku, obok drugiego demona i próbował zasnąć. Z naciskiem na — próbował.
Jak zwykle w takich chwilach, po dniu pełnym atrakcji, mając w końcu pod sobą miękki materac, nie potrafił zmrużyć oka. Wszystko było jakoś nie tak — materac jakiś taki tak naprawdę niezbyt miękki, bluzka zbyt luźna, poduszka za ciepła, kołdra zbyt gruba, Bill zbyt blisko. Wiercił się więc z jednej strony na drugą, aż wreszcie jego mózg zaczął mu złośliwie podsyłać wspomnienia z całe dnia — od plaży, na której po prostu chciał pocałować Billa i posiedzieć z nim trochę dłużej, po ich rozmowę w pokoju, zanim zjawił się Kill.
Właściwie... cały dzień chciał po prostu pobyć sam na sam z Billem, bez wszystkich dokoła i ilekroć myślał, że już ma na to szansę — ktoś (najczęściej Kill) wpychał się między nich. A teraz, gdy wreszcie byli sami... Bill spał. I oczywiście mieli jeszcze następny dzień. Nawet po wakacjach mogli jakoś zorganizować sobie wspólne spędzanie czasu, ale... Dipper chciał Billa teraz.
Chciał go przytulić.
Chciał go pocałować.
Chciał z nim rozmawiać.
Chciał się pośmiać z nim.
Chciał naprawdę wielu rzeczy, a nie mogąc ich dostać czuł się sfrustrowany.
— Moje życie to żart — podsumował, uświadamiając sobie, że dosłownie przeżył coś na kształt końca świata, walkę z Fią, nawet zmartwychwstał w pewnym momencie, ale choćby godzina z własnym narzeczonym pozostawała poza jego zasięgiem.
— To nic nowego, ale... dlaczego tym razem? — Bill uchylił powieki, a Dipper poruszył się niespokojnie.
— Nie śpisz?
— Chciałbym, ale dosłownie od dziesięciu minut kopiesz mnie i uderzasz łokciem.
— O. Wybacz.
— Więc? — Bill przekręcił się na lewy bok, by móc lepiej spojrzeć na Dippera. — Co cię dręczy?
— Dlaczego zakładasz, że cokolwiek mnie dręczy?
— Byłeś zmęczony, gdy tu szliśmy, ale teraz nie możesz zasnąć. Wiercisz się, kopiesz. I gryziesz swoją wargę. To ostatnie jest tu najważniejszą wskazówką.
— Głupi nawyk — jęknął.
— Więc? — powtórzył Bill.
— To żenujące.
— Och, uwielbiam takie wyznania.
Dipper wywrócił oczami, ale i tak zaczął mówić.
— Cieszę się, że tu jesteśmy i, że jesteśmy wszyscy razem. Cieszy mnie też, że ty się cieszysz i dobrze bawisz z Killem. Po prostu... Dosłownie cały dzień myślę o tym, że chciałbym pobyć z tobą. Bez nich.
— Cóż, teraz jesteśmy sami.
— I właśnie zamierzamy pójść spać.
— Meh. Jeśli tego chcesz, możemy olać sen i rozmawiać do rana.
— Bill, dosłownie przed chwilą byłeś zmęczony.
— Nieprawda.
— Dosłownie musiałem cię nieść na rękach.
— Ale to była kwestia lenistwa, nie zmęczenia.
Dipper roześmiał się i pokręcił głową.
— No cóż, przynajmniej się do tego przyznajesz.
— Tak, tak. A teraz mów.
Bill dźgnął Dippera w brzuch.
— Ale co?
— Nie wiem. Cokolwiek chcesz. — Ułożył się na brzuchu. — Byłem poważny, gdy mówiłem, że możemy gadać do rana.
Dipper spojrzał wreszcie na Billa. Cały dzień chciał jego obecności, a teraz mają ją... Nie miał pojęcia od czego zacząć. Co powiedzieć? Kiedy powiedzieć? Miał tak wiele różnych tematów do poruszenia i wszystkie wydawały się teraz równie nieważne... Może po prostu powinien poprosić Billa, żeby to on zaczął coś mówić? W końcu on zawsze łatwiej znajdował odpowiednie słowa. Z drugiej strony... czy to wszystko w gruncie rzeczy nie były tylko wymówkami?
Dipper westchnął walcząc z samym sobą.
Rzeczy, które na co dzień odrzucał dla własnego spokoju, teraz uparcie próbowały wydostać się i wywrócić wszystko do góry nogami.
— Dipper, przysięgam, jeśli kopałeś mnie przez dziesięć minut, żeby teraz zasnąć, to-
Pocałował Billa.
Demon zamrugał, zdecydowanie się tego nie spodziewając. Przez te lata zdążył zauważyć, że Dipper ma spontaniczne napady czułości, ale one nigdy nie zdarzały się w chwilach takich, jak ta. Były zarezerwowane tylko dla momentów, w których obaj byli w pełni ubrani, w pobliżu nie było żadnych łóżek, a na zewnątrz wciąż wszyscy pozostawali na nogach, jakby Dipper gdzieś tam wgłębi bał się, że nawet własny narzeczony go skrzywdzi, więc nieświadomie próbował zmniejszać ryzyko.
— Lubię twoje oczy — wyznał nagle Dipper, bez żadnego większego powodu.
Bill uniósł brew.
— To nie jest rzecz, którą myślałem, że teraz usłyszę — wyznał. — Ale lubię komplementy, więc kontynuuj.
— Mówię poważnie — fuknął, gdy kąciki ust Billa drgały, kiedy demon próbował powstrzymać śmiech. — Nie wiem, co czułem, gdy zobaczyłem je pierwszy raz — czy byłem zachwycony, jak teraz, czy może się bałem — ale wiem, że w tej chwili; że od dłuższego czasu je uwielbiam.
— Cóż, twoje też nie są najgorsze.
Dipper wywrócił oczami.
— Dzięki, Bill.
— Och, nie dąsaj się. Lubię je, ale kocham w tobie coś innego.
— Mój talent do pakowania się w kłopoty i podejmowania durnych decyzji?
— Też, ale głównie myślałem o twoim śmiechu.
— Moim śmiechu?
— Taak. Nie pamiętam czy kiedykolwiek ci to mówiłem, ale myślę, że to właśnie przez niego się w tobie zakochałem.
— Tak?
— Mhm. To było wtedy na festynie, gdy wyciągnąłem cię z domu. Chyba początkowo mieliśmy iść po jedzenie, ale później zacząłem cię ciągać po atrakcjach. Tak czy inaczej... rozmawialiśmy wtedy o czymś, a ty zacząłeś się śmiać.
— I to ci wystarczyło?
— W zasadzie... nie chodziło o sam śmiech. — Bill podrapał się po policzku, czując, jak jego twarz zalewa się czerwienią. — Po prostu, gdy tak się śmiałeś, pomyślałem sobie, że to niesamowite, że przez tyle przeszedłeś, a wciąż potrafisz się śmiać, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Pomyślałem, że to piękne.
— I teraz czuję się podlę.
— Dlaczego?
— Bo wychodzi na to, że miałeś wtedy jakieś głębsze przemyślenia, a ja po prostu pewnego dnia, bez żadnego większego kontekstu pomyślałem sobie: kurde, jest przystojny. No... może trochę to spłycam, al... ej. Nie śmiej się!
— W-wybacz, po prostu... — Starł łzę spływającą po policzku. — Pomyślałem, że to całkiem zabawne, jak bardzo różnimy się w tej kwestii.
Dipper przyglądał się Billowi jeszcze przez chwilę, nim w końcu pozwolił sobie na łagodny uśmiech. Potem podniósł się i pocałował go znowu. I o ile poprzednim razem zrobił to spontanicznie, bez żadnego planu, teraz wiedział do czego dąży.
— Bill?
— Tak?
— Mogę być z tobą szczery?
Bill zmarszczył brwi.
— Co to w ogóle za pytanie? — Odgarnął Dipperowi włosy. — Przecież to oczywiste, że możesz.
— Wiesz, myślę, że tak naprawdę wcale nie chciałem z tobą po prostu porozmawiać. Myślę, że cały czas szukałem pretekstu do zrobienia czegoś innego.
Bill przechylił głowę, obejmując wzrokiem cały obraz przed sobą i... Jego mózg zawiesił się na jedną zdecydowanie zbyt długą chwilę.
Jako król musiał być pewny siebie, musiał wydawać innym rozkazy i codziennie udowadniać, że w ogóle zasługuje na szacunek. Jeśli chciał rządzić sam, bez pomocy rady, nie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę słabości, ale teraz... Teraz czuł się bardzo, bardzo słaby. Jednocześnie chciał zatrzymać czas i przyśpieszyć go.
Dipper, widząc jego minę i nie otrzymując żadnej innej reakcji, odsunął się i uniósł dłonie.
— To znaczy... to nie tak, że wymagam od ciebie czegokolwiek. Nie zamierzam cię też zmuszać do seksu — paplał, wiedząc doskonale, że gdyby był człowiekiem jego serce właśnie wyskoczyłoby z klatki piersiowej, pozostawiając po sobie brejowato-paćkowaty bałagan. — Jeśli nie chcesz...
— Nie. Czekaj. Stop. Wróć. — Bill podniósł się gwałtownie. — Nie powiedziałem, że nie chcę uprawiać z tobą seksu. Jakby... Mason... naprawdę... czy ty widziałeś kiedykolwiek swoje ciało?
— Cóż, tak niefortunnie się złożyło, że widuje je codziennie w przynajmniej jednym lustrze.
— Więc powinieneś wiedzieć, że jest wspaniałe. Cały jesteś wspaniały. Nawet kiedy kopiesz mnie, chrapiesz i się rozpychasz. Serio. Po prostu... martwię się o ciebie. Nasza ostatnia próba...
— Była głupia. Wszystkie poprzednie takie były. W sensie... wiem, że pewnie są osoby, którym takie podejście odpowiada, ale dla mnie, to całe planowanie wszystkiego z przynajmniej tygodniowym wyprzedzeniem... To wcale nie działało. Zawsze byłem tylko bardziej zestresowany. Ale w tej chwili jestem spokojny. W tej chwili nie myślę o milionie rzeczy, które mogą pójść nie tak. Myślę tylko o tym, że chcę być z moim narzeczonym. I nie musi być idealnie. Niech i nawet milion rzeczy pójdzie nie tak. W porządku. Nie ma być książkowo, ma być billowato i dipperowato.
Gdzieś w środku Bill dalej miał obawy — bał się, że gdy wszystko pójdzie nie tak, znowu spadną na nich tygodnie samotności i milczenia; tygodnie, podczas których Dipper będzie zamknięty w sobie i zawiedziony samym sobą. Z drugiej strony...
Bill spojrzał na ich splecione dłonie i na twarz Dippera.
— Jeśli poczujesz się gorzej, chociaż na chwilę...
— Wiem. Powiem ci o tym. — Dipper uśmiechnął się, widząc wreszcie w oczach Billa ożywienie i faktyczne zainteresowanie. — Ale to też działa w drugą stronę, Cipher. — Dźgnął go palcem w klatkę piersiową.
— To raczej oczywiste.
— Czy ja wiem? W takich chwilach zawsze mam wrażenie, że tak bardzo skupiasz się na moim komforcie, że aż zapominasz o własnym. A ja... chcę mieć pewność, że wiesz, że twoje uczucia też się liczą.
Bo nigdy nie chciałbym choćby i nieświadomie skrzywdzić kogoś w sposób, który zostałem skrzywdzony ja — pomyślał, nie chcąc mówić tego na głos.
— No... może faktycznie tak jest — przyznał wreszcie Bill. — Ale to dlatego, ze wiem, że ze mnę będzie wszystko w porządku, tak długo, jak z tobą jest wszystko w porządku.
— Cóż, ze mną wszystko będzie w porządku, o ile z tobą będzie w porządku.
Bill wywrócił oczami. Chociaż na usta cisnęła mu się pewna złośliwa odpowiedź, odrzucił ją, by pocałować Dippera.
*
Dipper nie znał przyszłości.
Chociaż był moment w jego życiu, gdy wiedział wszystko i o wszystkim, teraz czuł, że nie wie nic. Mogło więc wydarzyć się mnóstwo rzeczy — tych złych i dobrych.
Być może pewnego dnia on i Bill znowu zostaną wrogami. Być może ich drogi pewnego dnia rozejdą się. Być może stanie się coś jeszcze innego. A być może po prostu wszystkie możliwe światy rozpadną się, nie pozostawiając przy życiu nikogo.
I być może Dipper kiedyś martwiłby się takimi możliwościami, ale w tej chwili wszystkie potencjalne ścieżki i problemy nie miały znaczenia. Bo dzisiaj jeszcze miał przy sobie Billa i wszystko było w porządku.
Dziś jeszcze był szczęśliwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top