Noc 17. Pamięć
Bo nie wszystkim pomógł los
Wrócić z leśnych dróg, gdy kwitły bzy
Niebo było jasne, ale towarzyszące mu opady śniegu utrudniały widoczność. Czarne trumny odznaczały się na białym puchu, tak samo jak stroje otaczających je egzorcystów i klanu Uśmierconych Noah. Srogi wiatr smagał twarze obecnych na ceremonii. Kilka osób szlochało za poszukiwaczami, którzy nie wyszli z walki cało. Nikt jednak nie płakał za uśmierconymi, którzy ponieśli najwyższą ofiarę.
Dziewiętnaście trumien czekało cierpliwie, aż pochodnie zbliżą się do nich, a płomienie strawią ciała umarłych. Pochodnie, która miała strawić ciała uśmierconych, trzymał Ojin Kim-Long. Natomiast pochodnię, która przeznaczona była dla poszukiwaczy Czarnego Zakonu, trzymał Komui Lee.
Akemi stała obok głowy swojego klanu, Allen natomiast stanął obok swoich przyjaciół z Zakonu. Stali naprzeciwko siebie, odgrodzeni rzędem trumien, ale i tak patrzyli sobie w oczy co kilka chwil.
Obok Allena stała Lenalee i Lavi, a nieopodal słychać było płacz Mirandy i pocieszającego ją Mariego. Chaoji i Timothy byli nieobecni, ten pierwszy z powodu ran, drugi z powodu przeziębienia, którego dodatkowo się nabawił podczas walki. Natomiast Caroline stała za Kandą, na szarym końcu rzędu. Nikt nie zdążył zamienić z nią nawet słowa, od kiedy odzyskała przytomność, ale wszyscy widzieli, że zachowywała się inaczej. Milczała, co było do niej niepodobne nawet w obliczu śmierci i żałoby. Jej oczy natomiast były puste. To, co przeżyła w trakcie bitwy, musiało nią mocno potrząsnąć, a niestety nikt nie wiedział, co się wydarzyło w ferworze walki.
Trumny zapłonęły, zaraz po przemowie Pierwszego Inspektora. Zaraz po tym towarzyszące mu kruki odeskortowały go do wejścia.
Allen otwarcie płakał za utraconymi członkami organizacji, którą przecież nazywał swoim domem. Akemi chciała go jakoś pocieszyć, ale od rana nie była w stanie. Ani nie mieli dla siebie czasu sam na sam, ani nie mogła być dla niego wsparciem, gdy sama przeżywała stratę Joy. Dziewczynka i jej siostra pojawiły się w klanie niedługo po niej i to one sprawiły, że dostrzegła dla siebie cień nadziei. One pierwsze okazały jej niekończące się ciepło i bezwarunkową miłość, nawet jeśli wtedy nie była w stanie tego docenić, a tym bardziej odwzajemnić. Stracić ten płomyk nadziei, którym była Joy, było bolesnym doświadczeniem. A sam fakt, jak bardzo to wszystko odczuwała, tylko udowadniał, jak mocno lód wokół jej serca stopniał.
Ten potok myśli przerwał jej widok z naprzeciwka. Lou Fa, dziewczyna z sekcji naukowej, pojawiła się obok Walkera, widocznie chcąc chłopaka pocieszyć. W pewnym sensie, nie spodobała jej się jej własna reakcja. Powinna w końcu poczuć ulgę, że chociaż ona nie może, to ktoś Walkera wesprze, mimo to zmarszczyła brwi na tę scenę. Obca dłoń na ramieniu albinosa tkwiła w miejscu stanowczo za długo w mniemaniu Kuruko i złość jaką poczuła sprawiła, że odwróciła wzrok.
Wtedy zobaczyła Yuki. Dziewczynka wyszła na dziedziniec boso, odziana jedynie w piżamę. Co gorsza, z daleka było widać szarość jej skóry. Nim jednak Akemi zdołała kogokolwiek ostrzec, włączył się alarm oznaczający obecność Noah w Kwaterze. A złowroga aura która otaczała dziewczynkę nie pozostawiała wątpliwości. Dla Akemi było jasne, że Yuki straciła kontrolę razem z utratą siostry. Były uśmierconymi, ale nic nie zmieniało faktu, że geny jakie nosiły, odpowiadały tym, które nosili Jasdevi. Widocznie kiedy pękła więź, znikła też kontrola nad genami, którą Yuki normalnie posiadała.
Ojin zrozumiał, co się dzieje w następnym momencie. Spojrzał na Akemi i kiedy reszta egzorcystów eskortowała poszukiwaczy i sekcję naukową do środka, klan Uśmierconych otoczył swoją członkinię, która wpadła w szał.
Angelo i Cynthia, którzy byli dla Ojina jego prawą i lewą ręką, pierwsi zaczęli formować znaki. W ślad za nimi ruszyła reszta, do której Akemi dołączyła ostatnia. Nie chciała tego, ale moc która wydobywała się z Yuki zaczęła materializować jej włosy w broń, niemal tak jak robi to Jasdevi w swojej kompletnej formie.
Niebawem bariera odizolowała dziewczynkę od otoczenia, a w następstwie, zaczęła ją również dusić. Była to bowiem bariera skonstruowana specjalnie na takie okazje i miała jedno zadanie - eliminację zagrożenia.
Gdy było po wszystkim, Angelo, wysoki hindus o szerokich barkach i piegach na nosie, wziął Yuki na ręce i położył ją pod wciąż płonącą trumną Joy. Tym razem członkowie klanu Uśmierconych nie kryli emocji, bo nikogo już nie było oprócz egzorcystów, aby to zobaczyć.
Akemi chwyciła pochodnię z ziemi, którą Ojin wcześniej upuścił. Tliła się wciąż lekko, pomimo wiatru i śniegu, które jedynie się wzmacniały. Cynthia podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu. Drobna Norweżka charakteryzowała się o wiele jaśniejszymi błękitnymi tęczówkami niż te Kuruko i rudymi lokami do pasa. Teraz jej niebieskie oczy wyrażały smutek, ale i zdecydowanie, co dodało białowłosej otuchy na ostateczny ruch.
- Tak trzeba. - odezwał się z tyłu Kim-Long, jakby chciał wytłumaczyć to, co się wydarzyło samemu sobie, jakby chciał to jakoś usprawiedliwić.
Dotknęła płomieniem ciała Yuki, aby mogła dołączyć do swojej siostry w pokoju, z dala od tego świata i gier Milenijnego Hrabi.
Z jej oczu, pomimo wszechobecnego chłodu, wypłynęło kilka gorących łez, a z gardła wydał się jęk rozpaczy. Nie była gotowa na pełnię emocji, którą właśnie doświadczała. Schowała się w ramionach starszej koleżanki, pozwalając Angelo na zabranie pochodni z jej dłoni.
Klan tego dnia stał na dziedzińcu wiele godzin, dopóki płomienie nie zgasły całkowicie. Podobnie kilkoro Egzorcystów, którzy tym razem stali z tyłu, pozwalając uśmierconym na ten akt cichej rozpaczy.
*
Caroline siedziała przy stole na przeciwko Kandy. Stołówka była prawie pusta, ponieważ dawno minęła pora kolacji. Jerry jednak przyjął ich zamówienia w ostatniej chwili przez zakończeniem pracy na ten dzień.
Pergee jadła w ciszy swoje pierogi, a Japończyk skupił się na swojej sobie. Kiedyś Kanda byłby wdzięczny za taką ciszę w trakcie posiłku. Teraz jednak dostrzegał, że coś było nie tak. Dziewczyna nie odezwała się nawet słowem, nawet do kucharza zwyczajnie pokiwała głową, gdy ten zapytał, czy zrobić jej ulubione polskie danie.
Yuu nie był zresztą typem osoby, która by dopytywała, więc przyjął, że jeśli nastolatka będzie chciała, to sama mu się wyżali. Wcześniej nic jej przed tym nie powstrzymywało, czemu więc teraz coś miało zacząć? Mimo tego, Pergee milczała jak grób.
W końcu Kanda westchnął i postanowił chociaż poinformować młodą Polkę o zmianie jej sytuacji jako egzorcystka.
- Zostałem mianowany na generała. - powiedział bez krzty przechwałki, jakby zwyczajnie komentował pogodę za oknem.
Zielone oczy dziewczyny skupiły się na Japończyku.
- Jako generał mam teraz za zadanie cię wytrenować. Chcę jednak jak najszybciej opuścić kwaterę i zamierzam zabrać cię ze sobą.
Szatynka zaczęła zaprzecza ruchem głowy, jakoby nie zgadzała się z tą decyzją.
- To już postanowione. Spakuj się. Jutro wyruszamy. - oznajmił twardo brunet, nawet na chwilę nie pokazując swojego zaskoczenia zachowaniem dziewczyny.
Kiedy chciał wstać od stołu, aby odnieść swój pusty już talerz, dłonie Caroline zacisnęły się na skrawku jego munduru i nie chciały puścić. Wyrwał się z łatwością, ale Pergee ponowiła 'atak'.
W końcu zdenerwowany już Kanda zwyczajnie wybuchnął.
- Powiedz, do cholery, o co ci chodzi! - wrzasnął na klęczącą na podłodze nastolatce.
Jej oczy momentalnie się zaszkliły, lecz zamiast się rozpłakać, postanowiła spróbować zakomunikować chłopakowi swój stan. Ręką dotknęła dziwnej formy szkarłatnego naszyjnika oplatającego jej szyję. Otwierała buzię i ją zamykała, nie wydając najmniejszego dźwięku.
Uświadomienie sobie tego faktu, przyszło zaskakująco łatwo, kiedy dodał wszystkie informacje w umyśle.
-Ty... Nie możesz mówić. - stwierdził.
Nie było to pytanie, ale dziewczyna pokiwała w odpowiedzi, spuszczając głowę w dół.
Kandę przez chwilę zamurowało. O dziwo, reakcja przyszła mu dość naturalnie na ten zwrot wydarzeń.
Yuu z obojętną miną ukucnął przed Polką, lecz zamiast mówić cokolwiek więcej, zwyczajnie położył swoją dłoń na jej głowie, jakby zamierzał poczochrać ją po grzywce, choć tego nie zrobił. Pozwolił, aby ten mały gest stał się dla Caroline wsparciem.
W myślach jednak postanowił, że nie będzie czekać do rana. Gdy tylko dziewczyna się uspokoi, każe jej się spakować. Zostawanie w Zakonie było niebezpieczne. Nie tylko ze względu na Pierwszego Inspektora, Leverriera, ale także ze względu na obecność Królewny i Kiełka fasoli. Oboje byli na celowniku klanu Noah i Centrali i Kanda nie mógł pozwolić, aby Caroline również pojawiła się w ich podejrzeniach.
Nawet jeśli chciał zostać, aby chronić Allena, czuł, że chroniąc Caroline, pomoże Walkerowi, ale również sobie. Tego postanowienia pragnął się trzymać
*c*c*c*c*c*
Surprise motherfuckers!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top