Noc 14. Tożsamość
With your feet in the air and your head on the ground
Try this trick, spin it, yeah
Your head will collapse but there's nothing in it
And you'll ask yourself
Where is my mind?
Siedzieli w pokoju Czternastego długo, choć światło w pomieszczeniu było niezmiennie białe i nieskazitelne do bólu.
Akemi wiedziała, że nie może dłużej przed Allenem ukrywać prawdy. Było jej wygodnie, gdy nie wiedział, ale nie było to wobec niego sprawiedliwie. Czuła także, że wszystkie kłamstwa prędzej czy później by się na niej zemściły.
- Muszę wyznać ci prawdę. - oznajmiła, wyswobadzając się z objęcia chłopaka.
- Nie musisz, jeśli nie jesteś gotowa. - odparł jasnowłosy.
- Tu nie chodzi o mnie, a o ciebie Allen. Zasługujesz, aby wiedzieć. - upierała się niebieskooka.
Dotknęła dłonią jego lewego policzka, tam gdzie zaczynało się przekleństwo.
- To twoje życie i żeby zdecydować, potrzebujesz wszystkich informacji. Nie tylko tych, które mój klan ci łaskawie daje.
Zakrył jej dłoń swoją i wtulił policzek jeszcze mocniej w ten delikatny dotyk.
- Ufam ci. - wyszeptał, a na dźwięk tych słów jej (niegdyś lodowate) serce zadrgało.
- Ja tobie też, dlatego ci wszystko powiem. Począwszy od tego, jak zabić swojego Noah.
Wzięła głębszy oddech. Jego milczenie oznaczało, że jej słucha.
- Aby zabić wspomnienia swojego Noah, a jednocześnie zachować swoje geny Noah, trzeba zabić wszystkie wspomnienia. Łącznie z tymi, które się posiada. Wszyscy członkowie Klanu Uśmierconych, może z wyjątkiem Vana, są już po takim kontrakcie. Zabili swoją tożsamość, aby nie przejść na złą stronę. Zapomnieli, kim byli, czy mieli jakichś bliskich... Zaczynają życie z czystą kartą.
Przerażenie na twarzy Allena, było tym czego się obawiała. To, kim był, pamięć o Manie, to go pchało naprzód. Zapomnieć o tym, było jedyną rzeczą jakiej zrobić nie chciał i nie mógł. Teraz to rozumiała. Musiał jednak znać wszystkie fakty, aby podjąć decyzję.
- Jest jeszcze coś. - stwierdziła, nim by jej na to zabrakło odwagi. - Ponieważ my jesteśmy pojemnikami na obce wspomnienia i nie posiadaliśmy aktywnych genów Noah, kontrakt jest też trochę inny. Aby zabić tożsamość tych wspomnień, które ktoś we mnie zakorzenił, musiałam zgodzić się, aby moje wspomnienia były regularnie wymazywane. To jest moją zapłatą za wolność, Allen i cały czas płacę te cenę.
Zrozumienie jej słów, wprawiło go w czysty horror. Nawet nie myślał w tej chwili o sobie. Zdał sobie sprawę, że Aki co chwilę traci ważne wspomnienia, które ją kształtują, cały czas traci część siebie. A on jej zarzucał, że jej nie zna, gdy ona sama siebie chwilami musi nie znać. Jak okrutnie zabrzmiały dla niej jego wczorajsze słowa? Było mu wstyd.
- Przepra...
- Nie przepraszaj. - przerwała mu. - Przecież nie mogłeś wiedzieć, nie chciałam ci powiedzieć. Bałam się, że przez to spojrzysz na mnie inaczej. Zobaczysz kogoś złamanego, słabego. Nie chciałam twojej litości. - tłumaczyła.
- Nie jesteś słaba, jesteś silna. Zdecydowałaś się na to i decydujesz się za każdym razem, na coś, na co ja... ja nie znajdę odwagi. Aki, ja nie mogę tego zrobić. Nie chce zapomnieć Many, przyjaciół, ciebie. Nie chce zapomnieć, że cię kocham.
- Nie musisz, Allen. Na szczęście ty nie musisz. Póki tu jestem, nie będziesz musiał. - uspokajała go, gładząc obiema dłońmi jego policzki.
Łzy, które popłynęły z jego oczu, nie były ze strachu, a z bezsilności. Nie umiał pomóc osobie, którą kochał, a na dodatek ta osoba poświęcała tak wiele, aby pomóc jemu. Nie mieściło mu się to w głowie.
Szybko jednak uświadomił sobie jedną rzecz.
- Aki... Ty zapomnisz.
Zapomni, jak pierwszy raz spotkali się kilka miesięcy temu, jak pierwszy raz go pocałowała. Zapomni ich pierwszy taniec, zapomni, jak wyznał jej miłość, a ona jemu. Akemi zapomni.
Dziewczyna westchnęła ze smutkiem, ale w jej oczach była determinacja, jakiej się po niej nie spodziewał.
- Zapomnę niektóre wydarzenia, ale to nie wymaże moich uczuć do ciebie, ani tym bardziej twoich do mnie. Wierzę w to, bo zakochuję się w tobie codziennie na nowo i codziennie coraz mocniej.
Oparła swoje czoło, o jego czoło i przymknęła oczy.
- Przypominaj mi o tym, Allen. Nie pozwól zapomnieć.
- Kocham cię. - wyszeptał.
I wreszcie mogła odpowiedzieć, w sposób, jaki nigdy sobie nie wyobrażała, że będzie mieć kiedykolwiek okazję.
- Ja ciebie też kocham.
Uśmiechnęła się, gdy nieco się odsunęli i spojrzeli sobie w oczy. Jednak, gdy jeszcze jedna rzecz zakradła się do jej umysłu, uśmiech jej zbladł. Została jeszcze jedna prawda do wyznania. Jeszcze jedna rzecz, której nie chciała dłużej ukrywać.
- Wiesz, Allen. Jest jeszcze coś. Pytałeś mnie, skąd to wszystko wiem. Skąd wiem o Manie... o tobie. Ktoś mi powiedział. Ktoś kogo znasz i kto zna ciebie. I wie o tobie niemal wszystko.
- Kto? Powiedz mi, proszę. - dopytywał Allen, gdy Japonka na chwilę się zamyśliła.
Była w konflikcie, bo nie powinna tego mówić Allenowi. Ale z drugiej strony, Walker miał prawo wiedzieć.
- Ta osoba pewnego dnia zjawiła się w kryjówce naszego klanu i błagała mnie, abym ci pomogła. W zamian Ojin-san zdołał uzyskać protekcję królowej Wiktorii, a ja dostałam cel w życiu. Ale nie myśl, że kiedykolwiek byłeś, czy jesteś środkiem do celu. Ani dla mnie, ani dla naszego klanu tym nigdy nie byłeś.
Musiała się upewnić, że Anglik o tym wie, zanim mu oznajmi sedno sprawy.
- Aki, powiedz mi kto to. - rzekł bardziej stanowczo.
Nie wątpił w Akemi. Może nieco wątpił w jej klan, ale nie miał powodu by myśleć, że tylko go wykorzystali, gdy w końcu mu tak pomogli. Podejrzewał jednak, że wiązały się z tym korzyści i dla nich. Nie dziwiło go to nadto.
Niebieskie oczy Kuruko wyrażały czysty strach przed jego reakcją. Nadal się bała, że go straci przez kłamstwa. Dlatego musiała to powiedzieć.
- To twój mistrz, Allen. Generał Marian Cross.
Zamiast wybuchać złością, Allen ją przytulił. Wtulił się w nią i pozwolił sobie na kolejne łzy, tym razem ulgi.
Jego mistrz żył. Żył i posłał do niego Akemi, żeby mu pomogła. Był zły, że były generał nie odezwał się do niego nawet słowem, ale wiedział, że byłoby to ryzykowne. Przede wszystkim był szczęśliwy, że jego mistrz przeżył walkę z Apokryfem, choć stracił przez to swoje wyposażeniowe Innocence.
- Aki? Mogę cię pocałować?
Kiwnęła głową, a Walker się nie wahał nawet sekundę. Wargami zcałował jej całą niepewność i zwątpienie w jego niezachwiane uczucia. Nie był to ich pierwszy pocałunek, ale pierwszy, który Allen sam zainicjował, bo po prostu tego chciał. Nie musieli uśpić teraz Nei, ani nie był to też pożegnalny pocałunek, jak ten na balu. Nie dzielił ich już żaden mur kłamstw. Dlatego był to najlepszy pocałunek spośród wszystkich.
Nagle się odsunęła, przerywając pocałunek raptownie.
- Jeszcze jedno, Allen. Spóźnione, co prawda, ale wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Walker roześmiał się na te nagłe życzenia Akemi. To prawda, że miał wczorajszego dnia urodziny, ale przez wszystkie zawirowania z balu nawet o tym nie pomyślał.
Podziękował jej kolejnym pocałunkiem.
* * *
Promienie zachodzącego słońca wpadały delikatnie do pokoju Laviego. Rudzielec leżał na łóżku, zdrową rękę zadzierając za głowę. Po przesłuchaniu był zmęczony i nie miał ochoty udawać dłużej uśmiechu.
Co prawda, cieszył się z powrotu do Zakonu i z tego, że został odbity. Nie mógł jednak sobie wybaczyć, że był tak bezużyteczny w pomocy Bookmanowi. A raczej byłemu Bookmanowi, bo dziadek, którego nie widział od kilku miesięcy, został uznany za zmarłego, tym samym funkcja Bookmana została oficjalnie przekazana Laviemu.
Nie podobało się to rudzielcowi. Nadal nie uważał, aby stary Bookman był martwy. Nie chciał w to uwierzyć. Nie umiał całkiem przejąć sterów i porzucić miano zastępcy. Z drugiej jednak strony, wiedział, że obecnie nikt poza nim nie jest w stanie wypełniać obowiązków Bookmana.
Poza tym, Lavi nie wiedział, czy potrafi wciąż zachować swoją neutralnść, którą, jeśli miałby być ze sobą szczery, stracił już dawno.
Podczas tortur psychicznych i fizycznych, to nie brak emocji pozwolił mu zachować rozum. To była tęsknota za przyjaciółmi i miłość, którą czuł pomimo tych wszystkich zakazów i nakazów, jakie musiał pamiętać. Znał też mimo wszystko swoją powinność. Przede wszystkim musiał zapisywać historię. Tylko czyy będzie to robić w sposób, w jaki powinien?
Miał nieco za złe Lenalee i Allenowi, że okazali mu tyle ciapła i uczuć, bo to oni, no i Kanda też (pomimo gburowatej skorupy), sprawiali, że wątpił we wszystko, czego nauczał go jego Mistrz.
Przywiązał się. Złamał najważniejszą zasadę i się przywiązał, jak dureń, który nigdy nie powinien był zostać Bookmanem.
* * *
Caroline opatuliła się mocniej swoim szalikiem. Islandzka pogoda była rzeczywiście niebywale zmienna. Choć zimno utrzymywało się stabilnie, przez chwilę padał deszcz, a zaraz zerwał się wiatr, który rozproszał chmury, pozwalając słońcu na oślepienie małej populacji wyspy swoim złocistym blaskiem.
Kanda kontaktował się z Zakonem, a Lenalee opatrywała ranę jednego z poszukiwaczy. Walka nie trwała długo, Azjaci byli niezwykle skuteczni w pokonywaniu akum, imponując przy tym mieszkańcom, poszukiwaczom i samej Pergee.
Teraz jednak brązowowłosa stała w zamyśleniu, wpatrując się w horyzont. Miała bardzo złe przeczucie. Nie wiedziała skąd i czemu, ale coś tu nie grało. Nagle wiedza, której mieć nie powinna, pojawiła się w jej głowie, jakby przekazał jej ktoś swoje myśli.
- Coś jest nie tak. - stwierdziła cicho.
Kanda akurat skończył rozmowę przez golema z Kwaterą, a Lenalee zakończyła bandażować głowę rannego poszukiwacza. Lada chwila miała się otworzyć dla nich brama Arki.
- O czym mówisz, Caroline? - spytała zielonowłosa.
Nie podobał jej się zmartwiony ton głosu młodszej egzorcystki.
- Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale czuję coś dziwnego. Jakby przerwane połączenie z Innocence. - Polka próbowała wytłumaczyć swoje przeczucia.
Kanda zlustrował ją poważnym wzrokiem, szukając jakichkolwiek oznak, jakoby Innocence dziewczyny miało ją odtrącać.
- Nie wyglądasz, jakby Innocence cię odrzucało. - uznał w końcu, nie zaprzestając swojego przenikliwego spojrzenia.
Szatynka zaprzeczyła ruchem głowy, po czym udała się do otwartej bramy Arki. Nie chciała im wyjaśniać więcej, a w szczególności tego, czego wyjaśnić nie umiała. Czuła bowiem, jakby źródło Innocence odcięło się od całego świata, zostawiając egzorcystów i ich odłamki samym sobie w walce. I wiedziała, że konsekwencje tego odczują już niebawem.
A na te uczucia i wiedzę wyjaśnienia się zwyczajnie bała.
* c * c * c * c * c *
:)))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top