« 50 »

EPILOG



5 lat później


- Tatusiu! Wstawaj! – małe niecierpliwe rączki szarpały ramię śpiącego Harry'ego. Chłopak stęknął niechętnie i cmokając, zakrył głowę kołdrą. – Wstawaj! – niecierpliwy, słodki, dziewczęcy głos nie dawał za wygraną.

- Skarbie, proszę... - szepnął zaspanym, zachrypniętym głosem i niechętnie otworzył oczy.

Na jego biodrach siedziała chuda, słodka brunetka z wielkimi, zielonymi oczami i podniecona wciąż szarpała go za ramię. Jej aurą był niesamowity blask i niepojęta radość. Jej małe usta wciąż wygięte w uśmiech tylko dodawały jej uroku.

- A dlaczego ty już nie śpisz, Lola? – Harry objął dziewczynkę i usadził na miejscu obok siebie, uśmiechając się szeroko. Z jego twarzy również nie znikał uśmiech, odkąd małe istotki nareszcie pojawiły się na świecie.

- Mamusia kazała mi cię obudzić! Wujkowie już są! – sepleniła z poważną miną i podskakiwała radośnie na poduszce.

- Więc mamusia jest okrutna – pokręcił głową i leniwie zsunął się z łóżka. Nie musiał nic więcej robić, bo Lola od razu wskoczyła mu na ręce i łapiąc w malutkie rączki jego twarz, złożyła na policzku chłopaka bardzo soczystego buziaka.


Spokój jaki czuł, ulotnił się wraz z wkroczeniem do salonu. Salonu, w którym panował tak wielki rumor, że gdyby był starym Harry'm, momentalnie zostałby wyprowadzony z równowagi. W kuchni, połączonej z resztą pokoju wysokim blatem szalał Theo. Opowiadając o najgorszych klientach w restauracji, jakich musiał obsługiwać. Po drugiej stronie, tuż pod oknem, przy perkusji siedział Paul. Na jego kolanach podskakiwał szczęśliwy i podniecony Eddie, brat bliźniak Loli. Słodki, zielonooki brunet o szerokim uśmiechu. Wraz z wujkiem uderzali pałeczkami w talerze bez żadnego ładu i składu. Tylko Wendy, wydając się nadmiernie spokojną, leniwym krokiem krążyła po salonie. Co chwilę podnosiła jakąś zabawkę i wydymając lekko wargi, nuciła coś pod nosem.

- Dzień dobry – Harry przywitał się ze wszystkimi donośnym głosem. Spojrzenia wszystkich skierowały się w jego stronę.

- Patrz tatusiu! Umiem grać! – zawołał pewny siebie, sepleniący chłopiec i uderzył kilkakrotnie o bęben tuż przed nim.

- No proszę, nasz śpioch w końcu wstał – dziewczyna odwróciła się powoli i uśmiechnęła pięknie. Harry podszedł do niej i złożył na ustach wspaniale czuły pocałunek.

- Byłaś okrutna, posyłając naszego małego diabełka – zaśmiał się i poprawił Lolę na rękach.

- Uwierz mi, wiedziałam co robię – Wendy wystawiła język i pokręciła głową z uśmiechem, poprawiając córce podwinięty materiał sukieneczki.

Harry pokręcił głową i odstawił Lolę na podłogę, a jej małe nóżki momentalnie zaniosły ją do Theo. Wgramoliła się z trudem na wysokie krzesło po drugiej stronie blatu i chwyciła pewnie za chochlę, uśmiechając się szeroko, czym dała Theo do zrozumienia, że bardzo chce mu pomóc.


Wszystko w swym irytującym rumorze było niezwykle kojące. Wszystko, co kiedyś straszliwie denerwowało Harry'ego, teraz dawało mu spokój. A Wendy? Spełniała swoje najskrytsze marzenia. O dużej, radosnej rodzinie i szczęśliwym Harry'm, który zakochał się w swoich bliźniakach bardziej, niż sam się tego spodziewał.

Po krótkim prysznicu, chłopak powrócił do swej szalonej rodziny. Lola szybko znalazła się ponownie na ramionach tatusia, w którym była zakochana nawet bardziej niż Wendy. Eddie wciąż uczył się grać na perkusji z pomocą Paula, który stał się tym zabawnym wujkiem, kiedy Theo okazał się być tym troskliwym i odpowiedzialnym wujkiem.

W mieszkaniu zapanował delikatny spokój więc Wendy mogła wreszcie odrobinę odetchnąć. Opadła więc na fotel i potarła czoło. Tego dnia miała wyjątkowe szczęście. Obiadem i dziećmi zajął się ktoś inny.

- Tatusiu, a kiedy dasz mamie ten prezent, który ukryłeś w szafce? – odezwała się nagle Lola. Głosem słodkim, lecz bardzo dosadnym.

Wszystkie spojrzenia znów powędrowały w stronę zarumienionego chłopaka, a Wendy uniosła pytająco brew. Westchnął ciężko, kręcąc głową i pogłaskał dziewczynkę po główce.

- No i nici z jakichkolwiek niespodzianek – odezwał się w końcu, obserwowany przez wszystkich, przebywających w pokoju.

Wciąż trzymając na rękach Lolę, drżącą dłonią wyciągnął z kieszeni małe, granatowe pudełeczko. Theo od razu zakrył usta dłonią. Domyślił się co się zaraz stanie zaraz stanie.

- Skarbie... - Harry odchrząknął dyskretnie i kontynuował niskim głosem – Wiem, że minęło sporo czasu, ale chyba żadne z nas i tak nie miało do tego głowy – Eddie odłożył pałeczki i obserwował ojca wielkimi oczami i dokładnie to samo zrobił Paul.

- Tak? – Wendy podniosła się leniwie z fotela, nie odrywając wzorku od chłopaka, czując jak jej ciało bardzo powoli wypełnia niezwykle przyjemna fala ciepła.

- Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką poznałem w życiu. Zmieniłaś mnie i nigdy ci się za to nie odwdzięczę. Dałaś mi dwa najcudowniejsze skarby, o jakich nigdy nawet nie marzyłem i nigdy ci się za to nie odwdzięczę. Ale chciałbym spróbować. Jesteś miłością mojego życia...

- Klęknij tatusiu! – słodki, niecierpliwy dziewczęcy głosik, przerwał zestresowanemu Harry'emu. Kiwnął głową i zrobił dokładnie to, co nakazała mu córeczka. Lola odsunęła się, składając rączki przy ustach i obserwowała cała scenę wielkimi oczami.

- Uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? – szepnął drżącym ze zdenerwowania głosem, w tym samym czasie otwierając powoli pudełeczko, w którym lśnił przepięknym blaskiem skromny, ale zapierający dech w piersiach pierścionek z szafirowym oczkiem.

Wendy poczuła, jak uginają jej się kolana. Jak fala gorąca o niepojętej wielkości wypełnia jej serce. Zakryła usta, robiąc wielkie oczy i spoglądała z niedowierzaniem to na chłopaka to na pierścionek. Zatkało ją. Choć często rozmawiała i rozmyślała o tym momencie, nigdy nie sądziła, że naprawdę go przeżyje. Czuła jak radość, zaskoczenie, szczęście i niedowierzanie wypełniają jej serce. Jak rozsadzają ją od środka. Spoglądała w jego zielone oczy i czuła, że spogląda na swój cały świat. Spoglądała w jego zielone oczy i była pewna, że Harry jest miłością jej życia.

- Tak – szepnęła po dłuższej, stresującej dla wszystkich chwili i pokiwała głową. Z jej oczu nagle zaczęły płynąć pojedyncze łzy.

Radość i wzruszenie wypełniły serca wszystkich. Nawet bliźniaki zrozumiały co się właśnie stało.

Wszystko się zmieniło. Choć już od dawna byli rodziną, teraz miało się zmienić coś jeszcze.

Dźwięki muzyki unosiły się w pomieszczeniu...

Przy akompaniamencie miłości, pieluszek, zabawek i instrumentów irytująca Wendy i gburowaty Harry budowali swą przyszłość. Zakochani do szaleństwa w bliźniakach i sobie nawzajem.

 cdn...




***

Cóż mam powiedzieć. Jestem Wam ogromnie wdzięczna, że dotrwaliście ze mną do końca tej opowieści. Już dawno nie pisało mi się niczego tak lekko i przyjemnie, jak DM. Uwielbiałam patrzeć na Wasze domysły i komentarze. Właśnie to napędzało mnie do działania. Teraz cóż, wszystko musi się kiedyś skończyć, by coś innego mogło mieć swój początek. 

Jeszcze raz dziękuję z całego serca każdej/każdemu z Was z osobna. 

info: wygrane w mini konkursie powinnam wstawić w ciągu tygodnia; wkrótce również ruszę pełną parą ze Stalowymi Magnoliami.

wielka prośba: jeszcze raz bardzo bardzo mocno zachęcam Was do wzięcia udziału w badaniu, jakie przeprowadzam w ramach swojej magisterki. więcej w notkach poprzednich lub prywatnie u mnie, jeśli macie taką ochotę.

Zachęcam również do odwiedzenia rosie, może mieć dla Was coś ciekawego.

dziekuję za wszystko,

lilou xx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top