« 47 »
Mijały dni i miesiące. Robiło się coraz upalniej. Tak mijało lato. W miłości, odkrywaniu siebie nawzajem. W kłótniach, pocałunkach i niekończących się przekomarzankach. Bo choć Harry i Wendy kochali się bardziej niż wszystkie zakochane pary z książek i filmów razem wziętych, ich uczucie nie zmieniło tak bardzo ich charakterów. Wciąż bardzo się różnili, wciąż sobie docinali. Harry wcale nie zmienił się w ciepłą kluchę bez temperamentu, a Wendy wcale nie wydoroślała. Może to właśnie jej dziecięca radość i zachcianki powodowały, że ich związek wcale nie zamieniał się w rutynę.
Wszystko układało się po ich myśli. Wendy zaczęła studia i witała każdy dzień z szerokim uśmiechem na twarzy i rządzą wiedzy w sercu. Jednocześnie wciąż pracowała w sklepie z perfumami i zachwycała się pierścionkiem zaręczynowym koleżanki z pracy. Harry ograniczył dawanie prywatnych lekcji jedynie do kilku najlepszych uczniów. Chciał nauczyć ich, by z najlepszych zamienili się w jeszcze lepszych. Wendy z uśmiechem obserwowała jak zakochane w nim dziesięcioletnie dziewczynki robią postępy, gdy ona sama również radziła sobie z instrumentami coraz lepiej.
Wendy i Harry wychodzili co sobotę wieczór. Spotykali się z nową, wspaniała i bardzo uroczą – według dziewczyny – parą z przypadku. Bo Paul i Theo zrobili tak wielkie postępy w ciągu kilku miesięcy, jakie Harry'emu i Wendy udało się zrobić w ciągu jednego roku. Paul z początku był sceptyczny co do związku, ale Theo miał w sobie coś szczególnego. Coś, czemu nie można było odmówić. Życie, miłość i szczęście kwitło, a Manchester wydawał się być piękniejszy niż kiedykolwiek.
*
Niedzielne popołudnie Wendy spędzała w pracy. Odliczała minuty do wyjścia z pracy, bo ten dzień był wyjątkowo nieudanym. Dziękowała losowi, że to nie ona musiała wykładać nowe buteleczki z nowymi perfumami, bo na pewno akurat tego dnia, nabiłaby sobie ponad przeciętny dług u pracodawcy. Wszystko leciało jej z rąk, a każdy kolejny klient niemiłosiernie ją irytował.
Los postanowił jednak utrudnić jej ten dzień, zamiast zlitować się nad biedną, zdenerwowaną dziewczyną.
Stała przy ladzie, przerzucając faktury i narzekając Zoe, zajmującej kasę, jak to ciężko jej wytrzymać. Co chwilę wzdychała i zakładała włos za ucho. Za którymś razem uniosła od niechcenia wzrok, by jej oczy mogły odpocząć od piętrzących się cyferek. Nagle zamarła, a jej serce zadrżało. W drzwiach wejściowych dojrzała Chrisa. Odwróciła się gwałtownie na pięcie, chcąc udać, że wcale jej tam nie ma. Niestety plan się nie powiódł.
- Wendy? – w niskim głosie chłopaka słychać było uśmiech.
- Kurwa – szepnęła pod nosem, napinając mięśnie. Przybrała szybko maskę niewzruszonej, uniosła brew i bardzo powoli odwróciła się w stronę Chrisa. – Och, dzień dobry – zaczęła bardzo chłodno, nawet na niego nie patrząc. – W czym mogę pomóc?
- Wen, nie wygłupiaj się – zaśmiał się nisko, kręcąc głową. Na jego twarzy w magiczny sposób pojawił się jeden z tych najlepszych, szarmanckich i cwaniackich uśmiechów. – Co tam u ciebie? Nie sądziłem, że wciąż tu pracujesz – skłamał, robiąc niewinną minę.
- No jasne – wywróciła oczami, szepcząc do siebie. – U mnie wszystko dobrze – odpowiedziała pewnym, chłodnym tonem.
I właśnie po tych słowach mogła się swobodnie odwrócić i uciec na zaplecze. Ale znienawidzona przez nią siła, trzymała dziewczynę jak wmurowaną, tuż przed zbyt pewnym siebie chłopakiem.
- Widzę, że wciąż się jeszcze nie ustatkowałaś. Czyżbyś wciąż myślała o mnie? – uśmiechnął się cwaniacko, a Wendy aż wzdrygnęło.
Na myśl o jego pewności siebie, o tym jak niegdyś na nią działał. Na to, że przecież nie jest już słabą, naiwną dziewczynką i może wszystko. Również napluć mu w twarz na środku sklepu.
- To, że nie mam pierścionka nie znaczy, że się nie ustatkowałam. A ty w końcu skończ być taki irytujący pewny siebie. Chyba, że kazali ci trenować na kółku AA – rzuciła jadowitym głosem, który był tylko początkiem burzy. Chłopak nawet nie krył swego zdziwienia. – Zanim powiesz coś jeszcze – wyprostowała się i wyciągnęła dłoń w jego stronę, zakrywając nią jego twarz – albo załatw tu co masz załatwić i pomoże ci Zoe, albo spadaj stąd bo wezwę ochronę – dodała przez zęby i ręką odrzuciła włosy z pogardą, wywracając oczami.
- I co im powiesz? – prychnął z uśmieszkiem, kręcąc głową.
- Że molestujesz mnie i moje koleżanki. Steve bardzo mnie lubi i uwierzy we wszystko – wydęła wargi, odchylając lekko głową i wskazała nią na dojrzałego, dobrze zbudowanego i wysokiego mężczyznę przy drzwiach, który obserwował całą sytuację z zainteresowaniem.
- Zdzira – po krótkim przypatrywaniu się dziewczynie i nie mogąc pozbyć się zszokowania, Chris prychnął dość dosadnie i odwracając się na pięcie opuścił sklep.
- Dzięki! – rzuciła za nim z satysfakcją, jakby to co powiedział, było dla niej komplementem.
- Harry jest jednak cudotwórcą – uśmiechnięta z dumą Zoe, podeszła do dziewczyny i ułożyła dłoń na jej ramieniu.
- Nie wiem o czym mówisz – Wendy z nieznikającym uśmiechem, wróciła do przeglądania faktur, a raczej udawała, że to robi.
Kiedy wróciła do domu, szczęśliwa i dumna z siebie, pomimo spotkania dawnych koszmarów, zastała zdenerwowanego, krążącego po całym mieszkaniu Harry'ego.
- Już jestem – odłożyła powoli torebkę i podeszła do niego niepewnie – Coś się stało?
- Brat do mnie dzwonił – rzucił niskim, ledwo słyszalnym głosem i potarł nerwowo twarz.
- Wow – pokręciła dyskretnie głową i podeszła jeszcze bliżej – to chyba już jakiś postęp. O co chodziło? – uśmiechnęła się delikatnie, obejmując chłopaka od tyłu.
- Mówił, jakby nigdy nic się nie wydarzyło – wydął lekko wargi i zerknął na Wendy przez ramię – I zaprosił nas na kolację w piątek. Nas i moich rodziców – dodał niższym głosem i westchnął ciężko.
- Nareszcie ich poznam – uśmiechnęła się znów szeroko, zerkając mu w oczy badawczo – Czy to źle? Dlaczego się tak wkurzyłeś?
- Naprawdę się nie domyślasz? – uniósł brew, napinając lekko mięsnie – Po kilku latach nie odzywania się, dzwoni i zaprasza nas cholernie oficjalnie na kolacje. A musze przypominać ci z kim jest mój brat? – dodał poirytowanym, dalekim od miłego głosem.
- O kurde – rzuciła zduszonym głosem, orientując się o co chodzi, dopiero kilka sekund później i odsuwając się, zakryła usta robiąc wielkie oczy.
- No właśnie – wzdychając ponownie, opadł ciężko na kanapę i ułożył nogi na stoliku.
***
Dziękuję nielicznym za zgłoszenie się do konkursu. Przepraszam, że o rozwiązaniu piszę dopiero teraz, ale nie chciałam więcej zaśmiecać niepotrzebnymi rzeczami DM. Tak czy siak, serdecznie gratuluję i dziękuję za cudowne, urocze i romantyczne fragmenty. Jestem szczerze zachwycona pracą każdej z Was. Dziękuję z całego serca.
Proszę Was o prywatną wiadomość z Waszymi danymi i adresem, bym mogła wysłać książki. Jeśli macie ochotę i takie życzenie, mogę opublikować Wasze wersje zakończenia, tuż po moim epilogu. Dajcie znać, czy chcecie się pochwalić swoimi cudami.
Jednocześnie bardzo mocno zachęcam Was do zajrzenia na Szerokie Horyzonty. To dla mnie ogromnie ważna inicjatywa.
xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top