« 46 »
Patrzyli sobie w oczy, delikatnie ściskając swe dłonie. Zachwycali się każdą sekundą, głusi na jakiekolwiek odgłosy świata zewnętrznego. Wendy podziwiała przepiękny, chłopięcy uśmiech Harry'ego. Oddychała spokojnie, jej serce biło tak przyjemnie szybko. Nie potrafiła oderwać wzroku od błysku zielonych oczu. Zakochała się w tamtym momencie, w tamtym wieczorze. Wiedziała, że już zawsze pozostanie on w jej pamięci.
Uwielbiała być zaskakiwana przez chłopaka. Uwielbiała patrzeć, jak otwiera się przed nią i coraz częściej uśmiecha. Jednocześnie kochała z całych sił jego sarkazm, zbytnią dojrzałość i wciąż często sztywne zachowanie. Wszystkie, najmniejsze szczegóły składały się na ideał. Był jej przyjacielem, opiekunem i kochankiem w jednym. A to przecież największe marzenie chyba każdej kobiety. Wendy nigdy nie myślała o tak odległej przyszłości jak ślub i dzieci, ale Harry zmieniał wszystko. To właśnie z nim chciała założyć rodzinę, zestarzeć się i za pięćdziesiąt lat, siedząc w bujanych fotelach, przekomarzać się tak, jak robili to na samym początku swej znajomości.
I choć była zachwycona tamtym momentem, Harry dojrzał na jej twarzy jednoznaczne skupienie. Świetnie wiedział co ono oznacza i z uśmiechem pokręcił głową, wzdychając ostentacyjnie.
- Co? – uniosła brew, szepcząc.
- No zrób to. Widzę, że musisz.
- Ale co?
- Zepsuj nastrój. Twoja główka aż paruje – rzucił wrednie i uśmiechnął się cwaniacko.
- Sam go zepsułeś, sztywniaku – prychnęła, wywracając oczami i wtuliła się w jego tors.
- No słucham? – zerknął na dziewczynę z góry i przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, zatrzymując ją na pośladku Wendy.
- Chciałam tylko powiedzieć, że czekam na pierścionek – rzuciła niby od niechcenia i dyskretnie zerknęła na zdezorientowanego lekko, chłopaka. Bardzo długo utrzymywała powagę, po czym wybuchła śmiechem, przywołując tym samym uwagę Theo i Paula. – Żartowałam. Nie spinaj się tak, stary – uśmiechnęła się cwaniacko i klepnęła Harry'ego w ramię, odsuwając się lekko.
- Chyba coś nas ominęło – Paul uniósł brew, lustrując dokładnie przyjaciół.
- Nas chyba tez – Wendy pokazała język chłopakowi, po czym ostentacyjnie wydęła wargi i udając pocałunek, powróciła na zajmowany wcześniej pień.
Harry wciąż stał na skraju małej skarpy, przyglądając się przyjaciołom i dziewczynie. Powoli wsunął dłonie w kieszenie spodni i odwrócił się w stronę rozciągającego się przed nim spokojnego jeziora i uśmiechnął sam do siebie. Ten wieczór był wspaniały. Mimo zdarzeń ostatnich dni, wyjazd w rodzinne strony Wendy okazał się niezwykle owocny. Nie tylko w romantyzm, którego nawet on sam nie spodziewał się po sobie. Również w cudowne wspomnienia i przemyślenia, które całkowicie zmieniły życie chłopaka. Bo nawet, kiedy spotykał się z Emily, nie myślał o przyszłości tak poważnie jak w tamtym momencie. Czasy po rozstaniu z blondynką, były najgorszymi w jego życiu. Nawet kiedy starsi chłopcy wsadzali jego głowę do szkolnej toalety, nie czuł się tak okropnie, jak po rozstaniu z pierwszą – i jak mu się do niedawna wydawało – prawdziwą miłością. I choć nie cierpiał zmian, szczególnie w samym sobie, uwielbiał to jak Wendy na niego działała i jaki miała na niego wpływ.
Harry wcale nie przeraził się żartem dziewczyny. Bo ostatnimi czasy bardzo poważnie myślał o wykonaniu kolejnego ruchu. O przejęciu inicjatywy, steru, którym jak do tej pory, kierowała właściwie tylko dziewczyna. Skrzywił się i przeczesał niedbale włosy na samą myśl. Przecież musiał w końcu zachować się jak prawdziwy mężczyzna. A wizja Wendy w śnieżnobiałej bieli, napawała go zachwytem i niezwykłą radością.
*
Albert Serene jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy z powrotu do domu. Ze szpitala odebrała go cała świta, z Wendy i Harry'm na czele. Na stole czekał już na niego obfity obiad, a jedyna córka nie odstępowała go na krok. Dziewczyna korzystała z każdej możliwej sekundy, by być blisko ojca. Przez ten krótki, ale bardzo nerwowy czas, zdała sobie sprawę jak bardzo za nim tęskniła. A kiedy widziała, jak śmieje się, siedząc przy stole, nareszcie mogła odetchnąć z ulga i poczuć szczęście. Bo w miejscu, w którym się wychowała, miała wszystko, co kochała najbardziej. Swą rodzinę, przyjaciół i mężczyznę życia.
Po tygodniu odpoczynku na spokojnej angielskiej wsi, para wraz z Paulem i Theo, powróciła do Manchesteru. Znów trzeba było wpaść w szarą rzeczywistość. Jednak Harry nie zamierzał dać przepaść prezentowi, jaki przygotował dla Wendy. Ponieważ żadne z nich nie mogło już tak łatwo dostać tak długiego urlopu, jaki przeznaczyli na Rio, chłopak postawił na coś z mniejszym rozmachem, ale równie wspaniałego. Los postanowił z nim współpracować i jeszcze zanim Wendy zorientowała się w ogłoszeniach, on miał już bilety na Stereophonics ze specjalną niespodzianką. Jakby w ostatniej chwili, zespół ogłosił trasę po Wielkiej Brytanii, a Harry był jednym z pierwszych, który się o tym dowiedział.
- Harry! – podniecony i radosny pisk rozległ się po całym mieszkaniu, a chude ręce Wendy obejmowały mocno szyję chłopaka. Wisząc na Harry'm, całowała jego twarz i co chwilę podskakiwała radośnie na jego biodrach. Jej radość nie miała granic. Jej pisk również wydawał się nie mieć końca.
- Nie ma za co, skarbie. Ale mogłabyś trochę rozluźnić uścisk? – rzucił zduszonym szeptem, łapiąc za nadgarstki dziewczyny. Próbował ukryć uśmiech i udawać zdegustowanego jej zachowaniem.
- Kocham cię – powtarzała słodkim głosem i co chwile zerkała na trzymane w dłoniach bilety.
- To wiem – uśmiechnął się cwaniacko i poprawił sobie dziewczynę na rękach – Mam nadzieję, że wynagrodzisz mi to w jakiś sposób? – uniósł brew, układając dyskretnie dłonie na jej pośladkach i zerknął znacząco na dziewczynę.
- Dla ciebie wszystko, nawet największe perwersje, nudziarzu – pisnęła radośnie i soczyście ucałowała jego usta.
- Mówisz tak, bo nie wierzysz we mnie – uśmiechnął się tajemniczo i westchnął z dumą. Jej reakcja i jej zachowanie były tym, dla czego warto poświęcić wszystko inne. Nawet coś tak błahego jak ostatnie pieniądze.
*
- Nie wierzę – szepnęła ledwo słyszalnie, stając jak wmurowana i spuszczając bezwładne ręce wzdłuż ciała.
Jej oczy znacząco się powiększyły. Serce, jak gdyby stanęło na kilka sekund. Czwórka mężczyzn odwróciła leniwie głowy a Wendy poczuła jak jej nogi uginają się w kolanach. Szybko zakryła usta dłonią, czując jak niepohamowany pisk i inne nieokreślone dźwięki, chcą wydostać się z jej ust. Harry zrobił wszystko, by załatwić krótkie spotkanie z artystami. Nie oczekując niczego w zamian. No może prócz jej szczęścia i nieznikających uśmiechów.
- Ty musisz być Wendy – jeden z mężczyzn uśmiechnął się cwaniacko i powoli ruszył w stronę oniemiałej dziewczyny.
- Tak – szepnęła, obserwując ciemnowłosego i praktycznie nie mrugając. Rzadko kto potrafił ją zawstydzić, jednak przebywanie w tym samym pomieszczeniu z czwórką idoli, których uwielbiała od setki lat, była czymś odrobinę przytłaczającym.
Harry świetnie wiedział jak bardzo ich kocha i jak bardzo marzy o choć kilku minutach rozmowy z nimi. Poruszył niebo i ziemię, by ukochana mogła spełnić swoje marzenie. A w tamtym momencie, usuwając się w cień, obserwował jej reakcje. Opierając się o ścianę, skrzyżował ręce na torsie i uśmiechał się pod nosem.
- Nie wierzę, że nareszcie mogę was poznać – zbierając w sobie całą odwagę i przywołując dawną Wendy, dziewczyna odchrząknęła i podeszła do czwórki mężczyzn. – Kelly – nerwowo potrząsnęła dłonią wokalisty, starając się uśmiechać najpiękniej jak potrafiła. Ale jej nogi właśnie przy nim, były jak z waty. Przez długie lata to właśnie Kelly Jones był tym, który skradł prawdziwie jej serce. Dopiero potem pojawił się Harry.
Przywitała się z całą czwórką. Pozwoliła sobie na mocne uściski, który chciała zapamiętać do końca życia. W głowie nawet przemknęła jej myśl, by już nigdy więcej nie prać koszulki, w której wtedy była. Zdawało się, jakby zapomniała całkowicie o istnieniu Harry'ego, wdając się w dyskusję z mężczyznami. Ale co chwilę zerkała w stronę chłopaka, a jej twarz wprost promieniała. Chyba jeszcze nigdy nie widział tak pięknego i jednocześnie dziecięcego uśmiechu na jej twarzy.
Koncert okazał się jeszcze wspanialszym wydarzeniem niż Wendy sobie wyobrażała. Bawiła się znakomicie, nawet Harry odstawił gdzieś na bok swoją powagę. Ten wieczór był kolejnym cudownym wspomnieniem, który wspólnie namalowali. Teraz już miało być tylko dobrze. Teraz miało być już tylko pięknie.
***
Powoli zbliża się koniec konkursu. Widzę jednak, że chyba nie był on dobrym pomysłem i nie zdobył zbyt dużego zainteresowania. ;)
Do końca DM pozostało około 4 rozdziałów. Zapraszam na dwa nowe opowiadania, które rozkręcę (mam nadzieję, że dam radę) po zakończeniu tej historii.
x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top