« 3 »


       Wczesna jesień w Manchesterze, wydawała się być magiczna. Ludzie zwalniali nieco i podziwiali jak pięknie kolorowa staje się przyroda wokół nich. Korony drzew przybierały wszystkie barwy świata, promienie słońca przedzierały się przez liście, ocieplając lekko zmarzniętych przechodniów. Przedziwnym zjawiskiem był brak deszczu, na który wszyscy tak czekali. By móc znów ponarzekać na niesprzyjające warunki, brak słońca czy marzyć o przyszłorocznych wakacjach.

Harry kończył właśnie pierwszą tego dnia, lekcję. Był niezwykle pobudzony, przepełniony energią, dziwnie uśmiechnięty. Travis, jego dziewięcioletni uczeń, miał prawdziwe szczęście, trafiając na tak znakomity humor swego nauczyciela. Szczęśliwy chłopiec grał radośnie na pianinie i po raz pierwszy od tygodnia, nareszcie coś mu się naprawdę udawało. Klaskając z uznaniem i z niepodobnym do siebie uśmiechem, pożegnał chłopca i dziarskim krokiem, skierował się do kuchni, by tam należycie przygotować się do kolejnej lekcji. Radośnie przygotowując kawę, zerknął z zaciekawieniem do swego notesu, by sprawdzić nazwisko kolejnego ucznia. Jego mina zrzedła, a usta utworzyły linie prostą. Westchnął ciężko i kręcąc głową, wsypał dwie łyżeczki cukru do przygotowanego napoju.




Machając, pożegnała kierowcę srebrzysto czarnego motocykla. Uśmiechała się, ale wcale nie była szczęśliwa. Uśmiechała się, ale jej serce pełne było niepokoju. Lęku, do którego zdążyła już przywyknąć i chyba nie potrafiła już bez niego żyć. Westchnęła ciężko i odczekała, aż pojazd zniknął za rogiem. Z jej twarzy zniknął uśmiech. Rozejrzała się leniwie i dostrzegając sklep spożywczy nieopodal, skierowała się w jego stronę. Czuła się nieswojo z faktem, że jej nauczyciel gry na pianinie, niekoniecznie ją polubił. Nie lubiła wiedzieć, że musi spędzać czas z kimś, kto za nią nie przepada. Zawsze ostrożnie dobierała przyjaciół, choć może była to bardziej selekcja naturalna. Wendy nie była łatwym człowiekiem i naprawdę potrzeba było do niej wiele cierpliwości. Ale kiedy się otwierała, kiedy druga osoba poznawała jaka jest naprawdę, nie dało się jej nie lubić.


Wyłączając wszelkie myśli, przechadzał się leniwie pomiędzy swymi instrumentami i opuszkami palców muskał ich strukturę. Perfekcyjnie zapamiętaną strukturę każdej gitary, skrzypiec, pianina. Choć znał je wszystkie na wylot, każdego dnia zakochiwał się w nich na nowo. Podziwiał je, dbał o nie, traktował tak, jak niektórzy mężczyźni traktują kobiety. Dotykał ich z celebracją, pasją, podekscytowaniem. Każda gra była niczym najwspanialszy i przepełniony namiętnością, stosunek. Był im wierny, oddany, po prostu bez pamięci zakochany.

Dzwonek do drzwi wyrwał chłopaka z jego własnego, najpiękniejszego świata. Potrząsnął głową i otworzył kolejnemu uczniowi z całkowitym brakiem entuzjazmu.

- Cześć – ciemnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, w dłoniach trzymając papierowe pudełeczko, wypełnione truskawkami.

- Cześć – odpowiedział cicho i cofnął się o krok, wpuszczając Wendy do środka.

- Nie zaczęliśmy zbyt sympatycznie – odwróciła się na pięcie z nieznikającym uśmiechem i spojrzała wielkimi oczami na chłopaka – Ale mam nadzieję to naprawić. To dla ciebie. – wyciągnęła dłoń z papierowym pudełkiem wypełnionym owocami. Harry spojrzał na jej dłonie i zawartość szarego pojemniczka i skrzyżował ręce na torsie.

- Jestem uczulony na truskawki. – rzucił nisko, obdarzył dziewczynę przedziwnym spojrzeniem i nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się plecami – Koniec bzdur. Zaczynajmy wreszcie. – burknął i ruszył w stronę pianina, pozostawiając dziewczynę z wciąż wyciągniętą dłonią.

Bez żadnego słowa, zauważając stojący nieopodal kosz na śmieci, wyrzuciła do niego owoce, zdjęła kurtkę i odwieszając ją niedbale, podeszła do instrumentu. Spojrzała przed siebie, wydymając wargi, ale gdzieś w środku, poczuła okropne zażenowanie połączone zawodem. Ten z pozoru piękny dzień, zaczął się dla niej niezbyt dobrze i pokładała ostatnie nadzieje w małym przekomarzaniu się ze swoim nowym nauczycielem. Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo jej się podobało irytowanie zielonookiego chłopaka.

- Czyli jednak potrafisz się nie odzywać – rzucił z wrednym uśmiechem, zerkając kątem oka na dziewczynę.

Ona skinęła jedynie głową i spojrzała na przygotowane wcześniej, nuty. Zmarszczyła czoło i stukając palcem w dolną wargę, udawała, że powtarza sobie wszystko. Tak naprawdę, zapamiętała, to co miała, już za pierwszym razem. Dziwnym trafem, nuty, ich nazwy i ułożenie, wchodziły jej do głowy bez żadnego problemu. Robiła wszystko, by nie musieć rozmawiać z Harry'm.

Chłopak, w niemałym szoku, otworzył powoli klapę i musnął koniuszkami palców białe klawisze. Poczuł się nieco zdezorientowany, gdy dziewczyna nie skomentowała żadnego jego ruchu. Wzruszył więc dyskretnie ramionami i wyprostował się.

- Mogę chociaż liczyć na herbatę? Trochę zmarzłam. – odezwała się nagle, obciągnęła rękawy żółtego swetra i ułożyła dłonie na kolanach, zerkając na Harry'ego.

- Czemu nie. – skinął ledwo widocznie głową i leniwie podniósł się z miejsca.

Kiedy on zajmował się przyrządzaniem gorącego napoju, ona westchnęła ciężko i przyglądając się rękawom swojego swetra, nie ruszała się z miejsca. Zgubiła gdzieś w drodze na lekcje pianina, swoją codzienną maskę i nie potrafiła jej odnaleźć. Z jednej strony miała ochotę, by ta lekcja i ten dzień, już się skończyły. Z drugiej strony jednak, wcale nie miała ochoty wracać do domu. Czekając na herbatę i wpatrując się w jedną z gitar, poczuła w kieszeni spodni irytujące wibracje. Wywracając oczami, wyciągnęła telefon i szybko odczytała wiadomość. Zaraz potem jej mięśnie napięły się bezwiednie, a do oczu napłynęły łzy. Nie pozwoliła im się wydostać.

- Proszę – rzucił niedbale, podając dziewczynie kubek z parującym napojem. Pociągnęła nosem i odbierając go szybko, od razu zanurzyła wargi. Syknęła z bólu, bo zrobiła to trochę za szybko.

- Dziękuję. To co dzisiaj robimy? – spytała cicho, zerkając na chłopaka.

- A nauczyłaś się nut?

- Tak myślę. – wzruszyła lekko ramionami i spojrzała p oraz kolejny na kartki leżące na pianinie.

Harry skinął głową, przeczesał włosy i wyprostował się, patrząc na Wendy znacząco. Ta odsunęła kubek od ust, z myślą odstawienia go na pianino. Brunet pokręcił przecząco i dość stanowczo, głową i wskazał nią na pobliski stolik. Westchnęła teatralnie i odstawiła herbatę, powracając na miejsce, obok chłopaka.

Niecałą godzinę potem wciąż powtarzali umiejscowienie poszczególnych dźwięków, a Harry powoli tracił cierpliwość. Odnosił wrażenie, że sześcioletnie dziecko wszystko chwyta jakby trochę szybciej. Potarł twarz i zmrużył oczy, spuszczając głowę.

- Spróbuj jeszcze raz, powtarzając każdą nazwę. – rzucił cicho, nie patrząc nawet na Wendy.

Dziewczyna skinęła głową w milczeniu i lekko podniosła rękawy, skupiając się na prawidłowym wciskaniu klawiszy. W tym samym momencie, Harry zupełnie od niechcenia, spojrzał w stronę jej dłoni. Uniósł brew, dostrzegając dziwne ślady na nadgarstkach dziewczyny. Po dłuższym i dyskretnym przyglądaniu się im, stwierdził, że to na pewno muszą być siniaki. Wyprostował się powoli i spojrzał na Wendy z góry. Nie zauważając jego zainteresowania, uśmiechnęła się szeroko pod nosem, bo w końcu coś zaczęło jej wychodzić. Sama słyszała sensowne dźwięki, wychodzące spod jej palców.

Otworzył buzie, ale nie odważył się zadać tego pytania. Zamiast tego, napiął mięśnie i podniósł się z miejsca. Zerknęła na niego pytająco. Ten jedynie skinął niedbale palcem, by kontynuowała i podszedł do okna.

- A może wielki mistrz pokaże mi co sam umie? – odezwała się niespodziewanie, spoglądając w stronę chłopaka. Jej humor zdecydowanie się poprawił. Zdecydowanie za sprawą muzyki, albo raczej dźwięków, jakie sama wydobyła z pianina.

- Znowu zaczynasz? – odwrócił się powoli ze skrzyżowanymi na torsie rękoma i uniósł brew.

- Mam rozumieć, że jesteś przereklamowanym muzykiem, który coś tam pamięta z gry i dlatego naucza, a sam nic już nie potrafi? – uśmiechnęła się pod nosem, obciągając rękawy swetra i pocierając swe uda. Znów wracała do formy.

- A ja mam rozumieć, że bycie okropnie irytującą, to twój znak firmowy?

- Tak. – pokiwała energicznie głową, gdy z jej twarzy wciąż nie znikał uśmiech.  Harry westchnął ciężko i dość głośno, po czym podszedł do instrumentu i zasiadł przy nim, kręcąc głową. Zerknął na dziewczynę znacząco. W zawrotnym tempie, znalazła się na fotelu nieopodal i w skupieniu wpatrywała się w chłopaka.

Ułożył dłonie na białych klawiszach, a wszystko co działo się potem było niczym sekundowa podróż do innego świata. Piękniejszej i barwniejszej bajki. Zmrużył oczy, zwilżył wargi i przesuwał opuszkami po klawiszach, poruszając ledwo widocznie nogą, oddawał się muzyce. Oddawał się w całości swojej kochance, zapominając kompletnie o obecności Wendy. A ona? Siedziała w fotelu, czując jak każdy dźwięk przebija się przez jej skórę. Jak przeszywa ją na wskroś. Czuła dosłownie, jak pasja chłopaka, muska jej serce, jej słuch. Zmrużyła oczy, by móc poczuć lepiej, dokładniej. Miała wrażenie, że dzięki tej pięknej melodii, utraciła wszelkie smutki, zmartwienia i bóle. A to przecież tylko kilka nut.




    Gdy zmusiła się do uchylenia powiek i spojrzała na Harry'ego, wydawał się być zupełnie innym człowiekiem. Nie tym sarkastycznym, niecierpliwym, wrednym i chłodnym nauczycielem gry. Gdy skończył grać, ułożył dłonie na udach i spuścił głowę wciąż jeszcze nie otwierając oczu. Wyglądał niczym prawdziwy, zakochany w dźwiękach, artysta. Wyglądał tak potulnie.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top