« 19 »

- Jesteś nie do wytrzymania – szepnął ledwo słyszalnie, pochylając twarz nad jej twarzą, a ich usta ponownie tego dnia, znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.

- Wiem –szepnęła ledwo słyszalnie, przełykając dyskretnie ślinę. Spoglądała w jego oczy, walcząc całą sobą z pragnieniami, coraz śmielej wychodzącymi na powierzchnię. – Myślałam, że już dawno mamy to ustalone – dodała po dłuższej chwili, bardziej pewnym siebie i wrednym głosem, unosząc lekko kąciki ust.

Każda sekunda wydawała się wiecznością, gdy czuła na swej twarzy jego niezwykle spokojny, ciepły oddech. Z całych sił starała się odwrócić wzrok, bo spojrzenie chłopaka świdrowało i przebijało na wskroś, ale najbardziej w tamtej chwili, chciała pozbyć się myśli, które narzucały się tak irytująco. Myśli i chęci złączenia ich warg w całkowicie niewinnym pocałunku, nie myśląc o konsekwencjach, nie analizując, nie rozważając.

I kiedy już miała się odsunąć, Harry zrobił coś niespodziewanego. Przysunął się bliżej, musnął opuszkami palców jej zmarznięty policzek, jednocześnie, odsuwając kilka niesfornych włosów z jej oczu. Nie odrywając wzroku, zwilżył i rozchylił swe wargi, bardzo dyskretnie przysuwając twarz bliżej.

- Wracajmy do domu – szepnął nisko, wprost do jej ust.

Zaraz potem uśmiechnął się cwaniacko i odsunął jak gdyby nigdy nic. Zamrugała tępo spoglądając na ciemnowłosego, kiedy ten odwrócił się od niechcenia plecami i ruszył w stronę parkowej alejki. Pozostawił Wendy oniemiałą, milczącą z wciąż rozwartymi wargami. Stała po środku zaśnieżonej polany, spoglądając na powoli oddalającą się sylwetkę i nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Harry tak łatwo i bez większego wysiłku zmroził jej zmysły i ciało, odbierając ostatki logicznego myślenia. Ale wystarczyła jedna chwila, by Wendy znów powróciła do świata żywych. Przystanął na moment i spojrzał wyczekująco przez ramię na skołowaną dziewczynę. Z jego twarzy nie znikał ten okropny, sztuczny, cwaniacki uśmieszek, który swoją pozornością przypominał ciche zwycięstwo.

Wendy schyliła się gwałtownie i szybko lepiąc dość sporą śnieżną kulę, rzuciła nią w głowę Harry'ego. Bez żadnego słowa, przy cichutkim akompaniamencie prychnięcia, wyminęła chłopaka, uderzając go barkiem i skierowała się w stronę bramy wyjściowej z parku.

- O co ci chodzi? – burknął za dziewczyną, masując się po całkowicie białej od śniegu, głowie. Ta machnęła niedbale ręką i przyspieszyła kroku.

- Idiota – rzuciła pod nosem, gdy Harry'eu udało się w końcu zrównać kroku z dziewczyną.

Spojrzał na swą towarzyszkę z nieukrywanym zdziwieniem i potarł czoło, kręcąc delikatnie głową. Naprawdę nie rozumiał o co może jej chodzić. Przecież nic złego nie zrobił. Czyż nie? – robiąc dziwną minę, rozmawiał ze sobą, co chwilę spoglądając na Wendy.


*


Wendy przez cały tydzień nie zamieniła z chłopakiem ani słowa. Jeszcze nigdy tak długo się na nikogo nie obrażała. Harry zaś był w niezwykłym szoku i pod wrażeniem, że jego lokatorka potrafi być tak cicho. Przechadzając się po mieszkaniu i zerkając na dziewczynę wciąż nie potrafił zrozumieć o co może jej chodzić, bo wciąż nie poczuwał się do winy. Wendy sama nie rozumiała o co tak naprawdę jej chodziło, ale chodziło o to bardzo mocno. Jak gdyby jej duma została urażona, poczuła się wykorzystana i zrobiona w bambuko.

- Chyba za bardzo wyolbrzymiasz. Przecież nic się nie stało – te słowa chłopaka dolewały oliwy do ognia, nakręcały ją bardziej i upewniały w nowym postanowieniu. Nigdy więcej nie rozmawiać z Harry'm.

Zachowywała się jak małe dziecko, chodząc po jego mieszkaniu z obrażoną miną i rzucając mu pogardliwe spojrzenia. Ale po niespełna dwóch tygodniach, coś w końcu pękło i Wendy odłożyła na półkę swoje pretensję o nieznane.

Tego popołudnia Harry wrócił wyjątkowo wcześnie, zastając dziewczynę przyklejoną do laptopa i poszukującą kolejnych, dobrych ofert. Chciał się przywitać, ale szybko przypomniał sobie o pakcie milczenia. Pokręcił więc głową, wzdychając ciężko i odwiesiwszy kurtkę, skierował się do kuchni.

- Wciąż ciche dni? – rzucił drwiąco, przeszukując szafki w poszukiwaniu pudełka z herbatą, które przecież zawsze trzymał na górnej półce, a którego nagle dziwnym trafem tam nie było.

Wendy prychnęła i pokręciła głową z pożałowaniem, udając skupienie na wykonywanej czynności. Ale nie wytrzymała, dwa tygodnie bez rozmowy były niczym tortura, którą sama sobie zadała. Westchnęła ciężko i nie odrywając wzroku od monitora, nareszcie wydała z siebie dźwięk.

- Herbata jest na dole. – Harry spojrzał na dziewczynę z nieukrywanym szokiem i uśmiechnął się pod nosem. Gdy się schylił, odnalazł poszukiwane pudełko.

- Po co je przestawiłaś? – spytał zwyczajowym dla siebie tonem, ale w głębi duszy był bardzo zadowolony.

- Bo znudziło mi się przystawianie stołka, żeby zaparzyć sobie herbaty? – prychnęła wrednie, zamykając laptopa i podniosła się gwałtownie.

- Słyszę, że już ci chyba przeszło – uśmiechnął się pod nosem, ustawiając kubek na blacie.

- Możliwe – rzuciła bardzo cicho, wciąż nie patrząc na chłopaka.

- To dobrze, bo mam dla ciebie propozycję. Przyjaciel zaprosił mnie na imprezę dziś wieczorem, a jakoś nie bardzo chce mi się iść samemu.

- Och, pan Styles chadza na imprezy? – uśmiechnęła się bardzo wrednie, krzyżując ręce na piersiach – Jakież to? Bal sztywniaków?

- Wyjątkowo zabawne – wywrócił oczami, opierając się o blat i obserwując Wendy. – Chcesz iść czy mam znaleźć sobie inne, mniej irytujące towarzystwo? – uniósł brew, lekko rozchylając wargi i nie spuszczając wzroku z wciąż jeszcze obrażonej dziewczyny.

- Skoro tak cię irytuję to po co mi proponujesz wyjście? Nie znalazła się do tej pory inna głupia, która nabrałaby się na twój pozorny urok?

Wendy nie dawała za wygraną, choć w duchu była bardzo ciekawa i bardzo chciała wybrać się gdzieś wieczorem z Harry'm. Zawsze interesowała ją ta druga, może nieco bardziej imprezowa strona swojego gospodarza.

- Wystarczyło powiedzieć nie, mądralo – westchnął teatralnie i odwrócił się plecami, zalewając herbatę.

- Niech ci będzie. Moja wyobraźnia nie jest tak wybujała i chciałabym zobaczyć imprezowicza w spodniach w kant.

- Przysięgam, że kiedyś przytemperuję ci ten język – rzucił nisko, mieszając w kubku i uśmiechając się pod nosem. Właśnie taką Wendy lubił chyba najbardziej.


*


Stanęli przed uroczym, małym domem na obrzeżach miasta, a Harry rozejrzał się od niechcenia. Jeszcze nigdy tu nie był, ale słyszał wiele dobrego o tutejszej okolicy. Poprawił koszulę i zerknął na towarzyszkę. Wendy rozglądała się z zaciekawieniem, rozchylając lekko usta i poprawiła kwiecistą sukienkę, zerkając na drzwi wejściowe.

Zaraz po przekroczeniu progu, przywitała ich głośna muzyka i gwar rozmów. Na twarzy chłopaka od razu pojawił się szeroki uśmiech, gdy gdzieś w tłumie dojrzał swego przyjaciela. Wendy zdawała się coraz bardziej denerwować. Miała wrażenie, że znajomi Harry'ego są jeszcze gorsi od niego, a ona w głębi duszy wcale nie jest tak wredna, jaka próbuje być przy chłopaku.

- Nareszcie jesteś – niski blondyn stanął przed parą z uśmiechem i przywitał się z Harry'm. Na początku nie zauważył, że jego przyjaciel przybył na zabawę z towarzystwem.

- Cześć, Paul – chłopak uścisnął dłoń przyjaciela.

Wendy odwróciła wzrok i aż rozchyliła wargi z wrażenia, cofając się o krok. Poruszyła ustami, chcąc coś powiedzieć, spoglądając na niskiego chłopaka wielkimi oczami.

- Paul? – szepnęła ze zdziwieniem, robiąc głupią minę. Chłopak zmarszczył czoło, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- A więc ty jesteś tą Wendy – kiwnął głową, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny . – Miło mi cię znów poznać. Już wiem skąd mogę cię znać.

- Czuję się trochę zdezorientowana – zaśmiała się głupio, ściskając dłoń blondyna.

- Wy się znacie? – Harry uniósł brew, spoglądając na przyjaciela i dziewczynę.

- Poniekąd. Wendy ostatnio bardzo mi pomogła. Bardzo – dodał ciszej, trochę innym głosem i poruszył śmieszni brwiami, spoglądając na brunetkę.

Paul nie zdążył dodać nic więc, bo u jego boku pojawił się nieco wyższy, przystojny brunet i spojrzał na nowo przybyłych gości z lekkim uśmiechem.

- A to nasz dzisiejszy solenizant – blondyn objął chłopaka ramieniem, szczerząc się jak głupi.

- Solenizant? Urodziny? Dlaczego ja nic nie wiem? – zaczęła kręcąc głową i podeszła do bruneta – Przepraszam, nie miałam pojęcia, że to impreza urodzinowa. Nie przygotowałam się – rzuciła cicho, zerkając morderczo kątem oka na Harry'ego. – Wendy – wyciągnęła dłoń.

- Lael, miło mi. – chłopak przedstawił się szarmancko i uścisnął lekko dłoń dziewczyny – nie potrzebuję prezentów, cieszę się, że jesteście – stwierdził sympatycznym głosem, zerkając to na dziewczynę, to na Harry'ego.

- Gucci – szepnęła, zerkając na Paula z cwaniackim uśmiechem, gdy do jej nozdrzy dotarła woń perfum solenizanta. Paul uśmiechnął się szeroko, kiwając energicznie głową.




- Napijesz się czegoś? – spytał Harry, gdy Wendy zajęła miejsce na kanapie, wciąż rozglądając się z zaciekawieniem i będąc już trochę mniej zestresowaną.

- Niech stracę. Może nie dosypiesz mi trucizny – rzuciła wrednie, uśmiechając się pod nosem i krótko zerkając na chłopaka. Ten wywrócił oczami i zniknął gdzieś w tłumie.

Oparła się o kanapę, założyła nogę na nogę i poruszała stopą do rytmu muzyki, jaka unosiła się w powietrzu, wspólnie z oparami alkoholu. Rozglądała się, uśmiechała i poznawała towarzystwo w jakim zwyczajowo poruszał się Harry. I nie potrafiła zaprzeczyć, była w ogromnym szoku. Zerkając raz po raz na swego towarzysza, który zawzięcie dyskutował z napotkanym znajomym, musiała przyznać – wcale nie był tak sztywny i wredny jak przy niej.

Kiedy Harry powrócił, wręczył dziewczynie drinka i opadł na miejsce obok niej, rozglądając się od niechcenia i popijając swój alkohol. Nie lubił imprez, ale tym razem czuł w sobie jakąś dziwną ulgę i rozluźnienie, czując u swego boku zaaferowaną całą sytuacją, Wendy.

- Słodcy są – rzuciła uroczym głosem, gdy jej wzrok zatrzymał się na Paulu i solenizancie, którzy witali kolejnych, przybyłych gości.

- Kto? – zerknął na nią kątem oka i powędrował wzrokiem w miejsce, w które się przyglądała – Ano racja. Miłość kwitnie już trzeci rok – wzruszył ramionami, podsumowując beznamiętnie.

- Ty i miłość to chyba bardzo szorstkie połączenie? – uniosła brew, popijając słodkiego drinka.

- Nie uznaje jej i tyle. Zakończmy ten temat raz na zawsze – odpowiedział nisko, wracając wzrokiem na prowizoryczny parkiet pomiędzy kanapą a sporym stołem pełnym przekąsek i alkoholu.

- Dobrze. To zatańczmy – podniosła się gwałtownie, odstawiając szklankę i wyciągając dłoń w stronę Harry'ego.

- O nie. Nie ma mowy – pokręcił szybko głową, marszcząc czoło.

- Nie bądź taki. Jesteśmy na imprezie – przeciągnęła, robiąc słodką minę.

- Twój foch już przeszedł? – uśmiechnął się wrednie, wciąż kręcąc przecząco głową.

- Daruj sobie – wyciągnęła dłoń w jego stronę, kręcąc głową. Wywróciła oczami, odwróciła się na pięcie i łapiąc sukienkę, ruszyła na środek parkietu, kręcąc uroczo materiałem.

Momentalnie wczuła się w rytm, jej ciało jakby zgrało się z muzyką. Poruszała biodrami, czasem chwytając materiał sukienki i drugą dłoń unosząc w górę, bawiła się z całkowicie nieznanymi ludźmi. Przez cały ten czas towarzyszył jej piękny uśmiech. Harry nie zmienił miejsca przesiadywania. Zmienił nieco pozycję na bardziej wyluzowaną i co chwilę unosząc rękę ze szklanką, obserwował Wendy. Robił to bardzo dyskretnie, bo za każdym razem, gdy ona powracała wzrokiem do chłopaka, ten spoglądał w zupełnie innym kierunku. Wendy świetnie wiedziała co robi Harry, za każdym razem kręciła głową z pożałowaniem i z nieznikającym uśmiechem, poruszała biodrami coraz śmielej i coraz bardziej kusząco. I wtedy chłopak po raz pierwszy spojrzał na dziewczynę w zupełnie inny sposób. Nie jak na obiekt irytacji czy nawet westchnień. Spojrzał na nią jak napraw dziwą kobietę, która ma w sobie więcej pokładów seksapilu niż mógłby się spodziewać. Bardzo chętnie obserwował jej ruchy, co chwilę upijając łyk alkoholu, który coraz śmielej krążył w jego żyłach.

Przez całą imprezę rozmawiali bardzo mało, ale każde z nich obserwowało. Wendy poznała drugą, wyluzowaną stronę chłopaka, a Harry poznał kolejną, jeszcze bardziej pociągającą stronę dziewczyny. I może właśnie dlatego, tego wieczora nie odmawiał sobie alkoholu. Bo musiał jakoś zagłuszyć głosy w swojej głowie, musiał pozbyć się pewnego pragnienia, które było jedynie pozornie, nie do okiełznania.

Wendy nie schodziła z parkietu, zaprzyjaźniając się ze znajomymi Lael'a, pochłonięta była zabawą. W pewnym momencie zapomniała nawet, że jest nieprzerwanie obserwowana. W oczach Harry'ego przestała już być irytującą i mała dziewczynką. Chłopak zaczął spostrzegać jej zalety, nie tylko cielesne. To jak się śmiała, jak dyskutowała, jak wspaniała była. To zaczęło go przerażać więc pił więcej. W pewnym momencie, chcąc czy nie, stracił kontrolę.


*


- Może jednak zostańcie? Sporo tu miejsca – stwierdził Paul, obserwując zataczającego się przyjaciela.

- Nie będziemy wam tu zgonować. Jakoś dam sobie radę – Wendy uśmiechnęła się lekko, próbując wsadzić całkowicie pijanego Harry'ego do taksówki.

- Dzięki za przybycie. Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy – odezwał się Lael, obserwując walkę dziewczyny z prawie bezwładnym ciałem chłopaka – Naprawdę miło było cię poznać – uśmiechnął się po chwili, kiedy dziewczyna podała mu rękę.

- Do zobaczenia – wsiadła do auta i pomachała przejętej parze.



Kiedy taksówka ruszyła, głowa Harry'ego osunęła się bezwładnie i znalazła na ramieniu dziewczyny. Chłopak zacmokał i ułożył się wygodniej, biorąc Wendy za miękką poduszkę. Harry przespał całą podróż, która wydawała się wiecznością, a Wendy co chwilę spoglądała na niego z troską, delikatnie głaszcząc po zmierzwionych włosach.

Kiedy dotarli, dziewczyna z trudem, ale zwinnie, wyciągnęła chłopaka z auta i przeprowadziła przez całą klatkę schodową, co zajęło im dość dużo czasu, zważając na kilkakrotne przystanki i stękanie chłopaka. gdyby nie ona, Harry już dawno smacznie spałby na schodach na półpiętrze.

Wciągnęła chłopaka do mieszkania i doprowadziła do sypialni. Tam padł niczym trup, od razu zasypiając i pochrapując donośnie. Dopiero wtedy Wendy mogła odetchnąć. Przeciągnęła się, prostując i masując ręce, bo Harry wcale nie był tak leciutki. Nienawidziła pijanych ludzi i trochę się ich bała, zważając na wszystkie akcje z Chris'em. Ale Harry po alkoholu był zupełnym przeciwieństwem jej byłej pomyłki. kiedy on słodko drzemał, Wendy przebrała się w pośpiechu i ponownie usiadła na łóżku, obserwując spokojną twarz zielonookiego. Lustrowała dokładnie jak jego klatka piersiowa unosi się w spokojnym tempie, a wargi rozchylają co chwilę, jak zaciska powieki i porusza się niespokojnie. Nie mogła się powstrzymać i wsunęła się na łóżko, układając obok chłopaka. ten na oślep wyczuł ciepło jej ciała i momentalnie przysunął się bliżej. Jakże zdziwiona była Wendy, gdy Harry wtulił twarz w jej piersi i zacmokał przez sen. Z początku napięta, szybko rozluźniła mięśnie i objęła powoli głowę chłopaka.

- Zdecydowanie wole tę wersję ciebie, Styles – szepnęła ledwo słyszalnie, głaszcząc go po głowie i uśmiechając się pod nosem.

Jeszcze tylko kilka chwil obserwowała spokojnego chłopaka, by zmrużyć w końcu oczy i usnąć snem bardzo delikatnym. Wciąż przytulając do piersi rozgrzaną twarz chłopaka. Ale jej sen nie potrwał długo. po pół godzinie drzemania, chłopak poruszył się niespokojnie, odsuwając gwałtownie od dziewczyny i otwierając zaczerwienione oczy.

- Co się stało? – szepnęła ledwo słyszalnie, pocierając oczy i zerkając na niego.

- Zły sen – rzucił zachrypniętym głosem, mrugając otępiale i zerkając na dziewczynę.

- Spokojnie. To minie – pokręciła głową, uśmiechając się słabo.

- Nie minie. To nigdy nie chce minąć – odpowiedział szybko, kręcąc głową i gwałtownie siadając na łóżku. Zachwiał się i w ostatniej chwili złapał równowagę, by ponownie nie upaść na plecy.

- O co chodzi? – podniosła się powoli, nie spuszczając chłopaka z oczu.

- To nie ma znaczenia – pokręcił znów głową, jak gdyby momentalnie trzeźwiejąc.

- Jak widać ma, skoro nie daje ci spać. Powiedz, Harry. Nie możesz się tak przed wszystkim bronić – przysunęła się dyskretnie i musnęła dłonią Jego napięte barki – Jesteś silnym człowiekiem, ale żadne z nas nie jest super bohaterem. Czasem trzeba coś z siebie wyrzucić – uśmiechnęła się lekko, choć chłopak wcale na nią nie patrzył. Westchnął ciężko i spuszczając głowę, potarł ociężale twarz. Alkohol, niczym mały kluczyk, otwiera wiele zakurzonych i zawzięcie bronionych skrytek, ukrytych gdzieś w głębi naszych serc.

- Obiecaj, że nigdy nie wrócisz do tego tematu – zerknął na dziewczynę wielkimi oczami, które straciły swój blask. Dziewczyna kiwnęła lekko głową i wyprostowała się powoli.

- Wciąż mi powtarzasz, że jestem zimny i nie znam się na miłości. Może to i prawda. Ale kiedyś było inaczej – napiął mięśnie i wbił paznokcie w swe dłonie. Nikt nigdy nie słyszał jego historii, jedynie Paul wiedział. Wiedział, ale nie znał całej prawdy. Bo Harry z niewiadomych powodów, bardzo się tego wstydził. – Swego czasu byłem bardzo zakochany. Ogłupiały nastolatek, który od pierwszego wejrzenia oddał swe serce najpiękniejszej dziewczynie, jaka stąpała po ziemi. Wtedy dałbym jej wszystko, zrobił dla niej wszystko. Zrezygnowałem nawet z własnych marzeń, by pomóc jej spełnić jej marzenia. Latałem za nią jak pies, za nic mając śmiech ówczesnych kolegów. Nie widziałem świata ani żadnych innych kobiet. Kiedyś nawet skomponowałem dla niej melodię, którą znalazłaś – westchnął ciężko, spoglądając na ścianę – po kilku latach nastał ten dzień. Byłem pewien jak niczego innego. Postanowiłem się oświadczyć. Wszystko było gotowe, postarałem się jak nigdy wcześniej. Przyjęła oświadczyny. Bardzo szybko nadszedł dzień ślubu. Byłem przejęty, zestresowany i cholernie zakochany. Stanąłem przy ołtarzu, do tej pory pamiętam jak cholernie się denerwowałem. Ale zobaczyłem ją w białej sukni i cały stres jakby wyparował. Uśmiechnęła się do mnie, a moje kolana się ugięły. Wtedy jeszcze nie dostrzegłem fałszu w jej pięknym uśmiechu. Dopiero kiedy stanęła obok i kiedy ksiądz miał zacząć, cofnęła się. Pokręciła głową i spuściła bukiet. W tamtej chwili nie dochodziło do mnie co mówiła. Dopiero po paru sekundach zrozumiałem. Przez cały czas mnie okłamywała. Przez cały ten czas, przez te wszystkie lata robiła ze mnie ślepego rogacza. Zostawiła mnie przy ołtarzu. Odeszła. Wybrała mojego pieprzonego, zdradzieckiego brata. Później oznajmiła mi, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochała. Że to była tylko zabawa i zdecydowanie bardziej woli starszego, bogatszego Stylesa. Otworzyłem przed nią serce, a ona rozszarpała je z premedytacją i zmieszała z błotem. Od tamtej chwili nienawidzę jej i mojego pieprzonego braciszka. To ona zamroziła moje serce i nauczyła tego, że nie wolno ufać innym. Szczególnie kobietom. Możesz wierzyć lub nie, ale kiedyś potrafiłem kochać. Teraz nie potrafię nawet okazać tego, że kogoś bardzo lubię – szepnął ledwo słyszalnie spoglądając w zaszklone oczy dziewczyny. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top