« 16 »

          

Dźwięki muzyki unosiły się w całym mieszkaniu, a delikatny jednocześnie bardzo męski głos Franka Sinatry, przerywany trzaskami, typowymi dla winylu, pieścił ich zmysły. Ostry, zimowy powiew wiatru wpadał do pokoju poprzez uchylone lekko okno, ochładzając ich zaróżowione policzki. Wendy podkuliła nogi i oparła brodę na kolanach, w dłoniach wciąż trzymając kubek ciepłej herbaty. Nie liczyła ile ich wypiła tego wieczora, bo wystarczało jej poczucie wewnętrznego spokoju i rozgrzania. Harry zajmował fotel naprzeciwko dziewczyny, również dzierżąc prawie pusty kubek herbaty, ułożył długie nogi na stoliku i ułożył głowę na zagłówku, mrużąc oczy. To niesamowite jak spokojny głos Sinatry potrafił ukoić jego skołatane nerwy, rozwiać wszystkie złe myśli.

        Nie robili nic szczególnego, żadne z nich nie miało ochoty na zabawę, korzystanie z praw młodości. Wendy chyba w końcu poczuła jak to jest być bezpieczną. Nareszcie poznała ulgę, gdy napięcie, zbierające się przez ostatnie lata, powolutku się z niej ulatnia. Harry zaś spoglądał w ogromnym zdziwieniu na swego gościa, który już od dobrych dwóch godzin siedział w milczeniu. To niemożliwe, Wendy Serene potrafi zamknąć buzie? Docenić to, co w ciszy lub starej, dobrej muzyce, jest najlepsze? Dziewczyna, jakby czytając w myślach, uśmiechnęła się i skinęła głową. zaraz potem rozwiała wszystkie zdziwienia towarzyszącego Harry'emu. Usiadła wygodniej, okryła się kocem i po upiciu sporego łyka stygnącej herbaty, spojrzała w ścianę, ciężko wzdychając.

- Myślisz, że prawdziwa miłość istnieje? – spytała leniwym głosem.

- Co to za pytanie? Skąd je w ogóle wzięłaś? – Harry uniósł brew, zakładając nogę na nogę i obserwując dziewczynę.

- Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Bo jeśli tak, to co jest prawdziwą miłością? Czy wszystkie moje przekonania na ten temat okazały się zwykłą pomyłką głupiej dziewczyny?

- Jeśli chcesz dyskutować na ten temat, to nie ze mną – rzucił cicho i nisko, podnosząc się powoli z miejsca.

- Dlaczego?

- Bo się na tym nie znam – wzruszył ramionami, podchodząc do okna i spoglądając na szarość budynków po drugiej stronie ulicy – Wszystko, co wiedziałem na ten temat do tej pory, zostało dosadnie zmieszane z błotem.

- Naprawdę? – szepnęła, układając się wygodniej i spojrzała na chłopaka wyczekująco – Masz mi coś do opowiedzenia?

- Tobie? – prychnął, spoglądając od niechcenia na zaciekawioną do granic możliwości, twarz Wendy.

- Tyle już razem przeżyliśmy, że chyba mam prawo poznać pana lepiej. – Wyrecytowała uroczym głosem, siadając prosto i nie odrywając wzroku od Harry'ego.

- A niby co chcesz wiedzieć? – wywrócił oczami i powrócił na swe miejsce, dokładnie odprowadzany spojrzeniem pary brązowych oczu.

- Każdy z nas ma swoją własną, bolesną historię miłosną. Niektórzy lubią się nimi chwalić, inni skrywają je tak głęboko, że wspomnienia stają się zakurzonymi pudełkami. Ty należysz do tej drugiej grupy ludzi.

- Minęłaś się z powołaniem, pani psycholog – chłopak westchnął ostentacyjnie, układając długie nogi na stoliku i pocierając twarz.

- Też tak myślę – wzruszyła ramionami i zgrabnie zsunęła się z kanapy, kierując w stronę kuchni – Opowiadaj – skinęła głową, stając za blatem i zajmując się przygotowywaniem kolejnej herbaty, zerkała wyczekująco w stronę chłopaka.

- Nie licz na to, Wendy. Nie chce o tym mówić. Jeśli liczyłaś na wieczór zwierzeń, to muszę cię zawieść.

- Przecież nie chce znać całej historii twojego życia,  choć w twoim przypadku o to o wiele łatwiej – dodała pod nosem, kręcąc głową i ciężko wzdychając.


*


- Dobrze, zróbmy to szybko – szepnęła, wzdychając ciężko, gdy stanęła przed blokiem.

- Spokojnie – ułożył dłoń na jej ramieniu i uśmiechnął się krzywo – Masz obstawę, nic ci nie będzie – zażartował nieumiejętnie, czym wywołał delikatny uśmiech na twarzy Wendy.

     Dziewczyna nigdy do końca nie była pewna czym zajmował się Chris, ale pamiętała godziny, o których mieszkanie mogło świecić pustkami. Właśnie wtedy, gdy Chrisa miało nie być w domu, postanowiła zabrać wszystkie swoje rzeczy.

      Mimo wielu obaw i niepewności, udało jej się zebrać wszystkie swoje rzeczy do dwóch, średniej wielkości walizek. Kiedy ona krzątała się nerwowo p całym mieszkaniu, sprawdzając czy na pewno wszystko zabrała, Harry stał przy drzwiach i kontrolował każdy jej ruch, raz po raz lustrując mieszkanie.

- Chodźmy stąd – szepnęła, przyciągając z trudem swoje bagaże i zerknęła na chłopaka.

     Zabierając dwie ciężkie walizki, przepuścił Wendy w drzwiach i w niezwykle szybkim tempie, opuścili budynek. Dziewczyna tylko raz zerknęła przez ramię na szare, klockowe i długie wspomnienie z jej życia. A kiedy ponownie zerknęła na Harry'ego, miała wrażenie, że przekręca stronę i na nowo chwyta długopis w dłoń. Czas napisać nową historię.

        Po obopólnym porozumieniu, Harry i Wendy postanowili wybrać się na szybki obiad do McDonalda. Zajęli miejsca przy najbardziej oddalonym stoliku i spojrzeli na siebie znacząco. Jakby każde z nich chciało spojrzeniem namówić drugie na ruszenie tyłka, by zamówić swój wykwintny obiad.

- Słyszałam, że jesteś dżentelmenem – odezwała się po dłuższej chwili uroczym głosem, a na jej twarzy pojawił się niezwykle szeroki i jeszcze bardziej cwaniacki uśmiech.

      Harry westchnął jedynie ciężko i bardzo dosadnie, wywrócił oczami i podniósł się z wygodnego miejsca. Wzrokiem zadał pytanie i bardzo szybko uzyskał odpowiedź.

- Dobrze, że chociaż zestawu dla dzieci nie chcesz – stwierdził bardzo wrednym głosem, uśmiechnął się cwaniacko i nie słuchając długiego komentarza dziewczyny, szybko skierował się do kasy.











       

          Tej nocy nie mogła zasnąć. Choć zmęczenie ścięło ją z nóg, nie mogła pozbyć się natłoku myśli i za każdym razem, gdy mrużyła oczy, czuła niepokój. Usiadła więc na wielkim łóżku, podkuliła nogi pod brodę i spojrzała w okno. Ta czynność stawała się powoli jej małą tradycją. Przez pierwsze kilka minut obserwowała bez ruchu jeden punkt, ale coś nagle pękło a z jej oczu popłynęły łzy. Chyba każdy z nas czasem tak ma. Kiedy zbyt wiele stresujących zdarzeń i zbyt wiele obowiązków spada na naszą głowę, tracimy w końcu siły. Szkopuł w tym, by potrafić odnaleźć samego siebie lub kogoś, kto pomoże nam zebrać siebie w całość.

        Łkała cicho, nie odrywając wzroku od tańczących na wietrze gałęzi drzew. Łkała cicho, świadomie poszukując w sobie choć jednego powodu jej łez, by  móc się go pozbyć i przestań kolejną noc z rzędu, wylewać niepotrzebnie łzy. Czasem miała wrażenie, że ma ich zbyt wiele. Bo jaki człowiek może płakać tak często i tak długo?

      Niestety, żadna jej metoda nie dawała upragnionego skutku. Wybuchła więc donośnym płaczem, chowając twarz w chudych kolanach i co chwilę pociągała nosem, modląc się w duchu, by jej gospodarz tego nie usłyszał. Próbowała, ale nie potrafiła być ciszej.

        Harry spał smacznie na kanapie w salonie, okryty kocem, cmokał co chwilę przez sen. Był zbyt długi i jego lewa noga nieustannie zsuwała się z mebla, uderzając z impetem o zimne panele podłogi. Automatycznie mrucząc z niezadowoleniem, walczył ze swoją kończyną całą noc. Już od bardzo dawna nic mu się nie śniło więc może właśnie dlatego, jego sen należał do jednych z bardziej spokojnych. Czasem nawet zbyt spokojnych.

       Pochrapywał cicho, wsuwając dłoń pod poduszkę i odpływał w przedostatnią fazę snu, kiedy donośne, mocne smarknięcie wybudziło go gwałtownie ze snu. Spadł z kanapy, uderzając ramieniem o mały stolik nieopodal i jęknął zduszonym głosem z bólu. Potarł rękę z niezadowoloną miną i leniwie otworzył oczy, a świat zewnętrzny wciąż jeszcze słabo do niego dochodził. Dopiero, gdy usłyszał kolejne  mocne smarknięcie, wyprostował się i opierając o kanapę, podniósł z podłogi. 

          Pocierając zaspaną twarz i przeczesując  niesforne kosmyki włosów, podążył w stronę swej sypialni, którą od kilku dni zajmował jego gość. Zapukał i po drżącym zaproszeniu, wszedł do środka, bardzo skupiając zaspany wzrok.

- Wendy? – szepnął zachrypniętym głosem, pocierając oczy.

- Obudziłam cię? – spytała drżącym głosem, po czym pociągnęła nosem i szybko otarła łzy.

- Co się stało? – podszedł powoli, nie spuszczając dziewczyny z oczu.

- Nic, skąd ten wniosek.

- Przecież widzę i trudno nie słyszeć – stwierdził wrednym głosem , ale szybko ugryzł się w język.

- Przepraszam – pisnęła i znów się rozpłakała, chowając nos w kolanach.

      Harry westchnął dyskretnie i kucnął przed dziewczyną, spoglądając znacząco. Uchylił usta, ale się nie odezwał. Wciąż był bardzo kiepski w pocieszaniu i okazywaniu współczucia. Po ekspresowym przeanalizowaniu sytuacji, przysunął się bliżej i chwycił delikatnie dłonie dziewczyny. Uniosła lekko zaszklony wzrok i pociągnęła ponownie nosem.

- Powiedz co się stało? Dlaczego płaczesz? Przecież dziś zaczęłaś nowe życie – zaczął cicho, obserwując Wendy i nie puszczając jej dłoni – Chyba za nim nie tęsknisz? A może byłem gorszy niż zwykle? – uśmiechnął się głupio, chcąc choć minimalnie rozluźnić atmosferę.

- Nie – pokręciła szybko głową, wzdychając i ocierając łzy – Ja się po prostu nie nadaję – Harry uniósł brew pytająco – Nie nadaję się do życia w samotności. Jestem głupią, nieodpowiedzialną i permanentnie potrzebującą czyjejś troski, dziewczyną. To, że znalazłam się w tym mieście było jedynie bezsensowną, nieprzemyślaną decyzją. A teraz, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam z niczym a wszystko co budowałam od nowego początku, runęło jak domek z piasku zmyty przypływem, czuję się bezsilna.

- Przecież nie jesteś samotna. Nie zostałaś z niczym. Czasem po prostu trzeba zaczynać kilka razy od początku, by w końcu złapać wiatr w żagle i znaleźć przeznaczoną sobie drogę. – Ściskając lekko jej dłoń, przysunął się bliżej i pokręcił głową.

- Harry, przecież ja nawet sama nie potrafię znaleźć mieszkania. Nie dorobiłam się niczego, co widać po ilości moich walizek – skrzywiła się i westchnęła ciężko – Dobrze, że chociaż mam pracę. Nie jest to, co zawsze chciałam robić, ale zawsze coś.

- Nie są to rzeczy, przez które trzeba tak bardzo płakać – stwierdził bezwiednie bardzo wrednym głosem.

- Ja już nie wiem dlaczego płaczę. Robię to co noc i powoli zatracam się w dziwnej przyjemności płynącej z ilości tych cholernych łez – szepnęła równie wrednym głosem. Ton chłopaka wcale nie zrobił na niej większego wrażenia.

- Wysmarkaj się i spróbuj wziąć się w garść – podniósł się powoli i podał dziewczynie chusteczkę, obserwując ją badawczo. – Jeśli tak bardzo potrzebujesz troski, możesz sobie wyobrazić, że to ja się o ciebie troszczę i wcale nie jesteś samotna. Działasz mi na nerwy, ale potrafię zadbać o drugiego człowieka – wyrecytował w pośpiechu, dziwnym głosem. Przywołał tym uwagę zapłakanej Wendy, która aż rozchyliła usta z wrażenia, jakie zrobiły na niej słowa chłopaka.

- Kiedy przestaniesz grać tego zamrożonego sopla? Przecież widzę jaki jesteś – szepnęła, unosząc lekko kącik ust. W odpowiedzi usłyszała jedynie stęknięcie niezadowolenia i chłopak skierował się w stronę drzwi.  – Harry?

- Co? – odwrócił się gwałtownie, wywracając oczami.

- Nie chce spać sama – szepnęła ledwo słyszalnie, bawiąc się nerwowo palcami. Chłopak napiął mięsnie i wyprostował się automatycznie, rozglądając ogłupiale po pokoju.

- Przykro mi, ale nie mam Przytulanek – zdecydowanie zniżył ton głosu, modląc się w duchu, by nie chciała tego, co przyszło mu na myśl.

- Nie chcę przytulanki. Położysz się ze mną? Tylko na tę jedną noc – dodała w pośpiechu, przygryzając wargę i uciekając wzrokiem.

- Po co? – uniósł brew, napinając mięśnie i kręcąc powoli głową.

- Po prostu. Zmęczyło mnie płakanie i ciągłe, chłodne miejsce obok mnie. To twoja wina, bo to twoje łóżko i jest za duże – stwierdziła bardzo poważnym, nieco sarkastycznym głosem. Harry wywrócił oczami i bardzo powoli podszedł do łóżka.

- Tylko ta jedna noc. Kładź się – wskazał palcem na łóżko, a Wendy uśmiechnęła się z satysfakcją.

        Z początku leżeli w bardzo bezpiecznej odległości, ale po walce ze swoimi pragnieniami, Wendy postanowiła zaryzykować i przysunąć się bliżej. Nie chciała niczego spoza sfery przyjaźni. Nie chciała jego ciała, ani pocałunków, ani niczego takiego. Nigdy nawet nie myślała o Harry'm jak o potencjalnym obiekcie westchnień. Była jedynie bardzo stęskniona bliskości drugiego człowieka, ciepła jakie może dać druga osoba. Bo czasami miłe słowa i spojrzenia nie wystarczą. Przychodzi czas, w którym pragniemy dotyku troski, czegoś więcej. I to coś wcale nie jest  związane z seksualnością. To prawda, Wendy nigdy nie spędzała aż tak wielu samotnych wieczorów, ale Chris nie zaliczał się wcale do kategorii ciepłych osób. Na jedyną bliskość, na jaką mogła liczyć ze strony swego byłego chłopaka, był zawsze tylko seks i krótkie przytulenie zaraz po.

      Gdy Wendy zbliżała się dyskretnie ku chłopakowi, ten zerknął na nią kątem oka i automatycznie napiął mięśnie.

- Nawet o tym nie myśl – rzucił wrogim głosem, uzyskując zupełnie inną reakcję od tej, której oczekiwał. Wendy uśmiechnęła się lekko pod nosem i wcale nie zamierzała rezygnować ze swoich prób.

- Wiesz – zaczęła cicho, udając, że patrzy w inną stronę – Kiedyś miałam przyjaciela. I on lubił się przytulać. I do niczego nigdy nie doszło. A ludzie mówią, że przyjaźń między dwojgiem płci jest niemożliwa. – Wyrecytowała i zerknęła na chłopaka.

- Dobrze. Jeśli tak bardzo tego chcesz, poświęcę się. W końcu to tylko jedna noc – westchnął teatralnie i powoli rozłożył ramiona, gapiąc się w ścianę naprzeciwko.

      Przygryzła wargę z satysfakcją i szybko znalazła się bardzo blisko chłopaka. Przez sekundę tylko zawahała się, by zaraz potem bezceremonialnie i szczelnie, wtulić się w jego  tors. Wtedy, jakby za sprawą magicznej różdżki, odetchnęła z ulga, której wcale nie oczekiwała. Jej ciało z początku ogarnęły przyjemne dreszcze, zaraz potem jej mięśnie rozluźniły się a nos poruszył uroczo, gdy przypadkiem  zaciągnęła się i zachwyciła wonią ciała Harry'ego. Świat bywa okrutnym miejscem z milionem problemów, ale problemy potrafi zamazać  zwykła, czasem banalna bliskość drugiej osoby. Zmrużyła oczy, oddychając spokojnie, ale potem stało się coś nieoczekiwanego. Chłopak bardzo niepewnie objął ją ramieniem i dyskretnie przyciągnął nieco bliżej siebie. Czuła jego napięte mięśnie i przedziwnie szybko bijące serce i uznała, że jego twarda skorupka wcale nie jest już tak twarda. Jego serce jakby topiło się pod wpływem każdej sekundy w jej objęciach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top