1
Teraźniejszość...
(Z nieco innej perspektywy)
Promienie słoneczne wdarły się przez okno do mojego pokoju, tym samym brutalnie wybudzajac mnie ze snu...
Ruszyłam ręką w celu wytarcia ścieżki śliny, która bez mojej wiedzy spłynęła podczas długiej drzemki.
Mrugałam bez przerwy, próbując przyzwyczaić oczy do światła.
Spojrzałam na zegarek, stojący na stoliku nocnym, wskazywał 6:20
Miałam jeszcze trochę czasu do zajęć.
Niechętnie podnioslam się na rękach i ruszyłam w stronę łazienki.
Szybkim ruchem dłoni cyknęłam przełącznik od światła i stanęłam przed lustrem...
W odbiciu, ujrzałam inną siebie... jeszcze 4 lata temu moja waga, oraz figura doprowadzały mnie do mdłości i wstrętu do własnego ciała. Teraz widziałam swoje, może nie idealne ciało, ale takie które chciałam mieć... moja twarz nie wiele się zmieniła, jedynie nieco wydoroślałam. Jednak mój młodzieńczy trondzik nadal był widoczny, tak samo jak lekko sine wory pod oczami.
Zamiast dużej bagatelizować sprawę mojego ciała, wślizgnęłam się pod prysznic. Pochyliłam pokrętło to przodu, a z natrysku zaczęła lecieć cieplutka woda.
Sięgnęłam po mój truskawkowy żel pod prysznic i dokładnie wmasowałam w każdy skrawek mojego ciała. Uwielbiałam rozkoszować się słodkim zapachem owocowego płynu...
Zakręciłam wodę i wyciągnęłam rękę po ręcznik, którym zataczałam kółeczka na mojej mokrej skórze.
Gdy nie pozbylam sie ostatniej kropli wody, obiazalam się ręcznikiem wokół ciała.
Nim opusciłam łazienkę zrobiłam jeszcze inne rzeczy podstawowej higieny...
Otworzyłam szafę i... kolejny dylemat...w co ja mam się ubrać? To pytanie zadaje sobie chyba każda kobieta.
W końcu zdecydowałam się na czerwoną koszulę w kratę, oraz czarne leginsy... ogarnęłam resztę swoje wyglądu i byłam gotowa...na co? Na mój pierwszy dzień na uniwersytecie. Poszłam na kierunek programistyczny, już w czasach gimnazjalnych układałam sobie mój plan na życie, byle by jak najdalej od mojej rodziny...
Miałam spakowane wszystkie rzeczy, w końcu wyjeżdżałam studiować do Warszwy, zresztą wraz z moją przyjaciółką od dziecinnych lat,z Sarą...
Wykupiłyśmy sobie miejsca w domu studenckim, który miał być naszym tym czasowym lokum.
Wyszłam przed dom, zakluczając wcześniej drzwi i już z daleka mogłam zobaczyć uśmiechającą się do mnie brunetkę, oczywiście nie stała sama. Obejmował ją w talii nikt inny, jak uroczy blondyn, który od paru lat jest jej chłopakiem...
-hej Madzia-odezwał się chłopak.
Odpowiedziałam mu uśmiechem i posłałam pytające spojrzenie Sarze "co on tu robi?" Dziewczyna tylko się zaśmiała i zaczęła tłumaczyć...
-więc to było tak, że nie chciałam się tłuc na te studia pociągiem, a Tymek i tak jedzie do Warszawy więc...-wyszczerzyła sie szatynka, ukazując szereg swoich prostych zębów, kiedyś z ich powodów miała kompleksy, ale do niedawna nosiła aparat, a efekty są wyraźnie widoczne...
Po jeszcze krótkiej wymianie zdań, wsiedliśmy w końcu do samochodu, w którym panował istny skwar, w końcu początek września... ugh czyli mój makijaż niedługo już nie będzie tam gdzie powinien...świetnie.
Droga do stolicy wcale nie minęła nam tak szybko, zwłaszcza przez drobne trudności na drodze, takie jak brak paliwa, remont drogi, czy wypadek innych kierowców. Nic więc dziwnego że w Warszawie byliśmy dopiero o 20...
-Jezuuuu...my jechaliśmy do Gdańska czy co?-jeknęła znudzona Sara.
-jęki na później kochanie-usłyszałam śmiech naszego towarzysza...o nie, znowu się zaczyna...dobra ja wysiadam...
Uderzył we mnie powiew świeżego, chłodnego wiatru.
To od razu przywróciło mnie do rzeczywistości...
Otworzyłam bagażnik i wyjęłam swoje walizki, kierując się w stronę naszego domu... W krotce potem dołączyła do mnie Sara, która wcześniej czułe pożegnała się z blondynem.
-nareszcie wolność...-odetchnęła
-chodzi ci o Tymka?-spytałam zaciekawiona.
-tak troszeczkę...bo...bo on... ostatnio stał się strasznie nachalny i myślę że ta przerwa od siebie dobrze nam zrobi-dało się zauważyć, że ten temat nie jest dla niej łatwy.
-więc...jak sie czuje przyszła Pani psycholog? -zmieniłam go...
-A Pani przyszła programista?-zawturowała mi i razem zaczełyśmy się śmiać.
Dotarłyśmy do naszego pokoju, który był pod numerem 69...przypadek, nie sądzę...
Nie no żartuje, tak na prawdę to miałyśmy pokój numer 28.
Pokoik miał dwa pomieszczenia, w jednym stały łóżka i szafki, a w drugim był przedpokój w którym stały dwie dosyć spore szafy... przydałoby się tylko trochę udekorować i nie było by tak źle.
Rozpakowałyśmy się, oczywiście nie obyło się bez kłótni o szafki i łóżko,w końcu udało mi się wygrać i dostałam łóżko przy oknie...
Byłyśmy już bardzo zmęczone podróżą, więc od razu po przebraniu się w piżamy, odpłynełyśmy w krainy Morfeusza...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top