17

24 sierpnia 2018, piątek.

Wczorajszej nocy zadzwonił do mnie z prośbą o spotkanie. Nie wiedziałem, o co może chodzić. Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia? Cholera? Piątek? Już minął tydzień? Jakim cudem tego nie zakodowałem? Dlaczego tak nagle urwał się film? Jestem na głodzie, znowu wyrzuciłem kolejne opakowanie tych cholernych tabletek tylko po to, aby po godzinie odkopać je ponownie. Jestem zdecydowanie za słaby, moja silna wola powoli umiera, to takie poniżające! Silny, niezależny morderca, będzie się płaszczył przed jakimś marnym człowieczkiem?! Haha! Zabiję go, zabiję! C-co? J-ja go nie zabiję! Pierdzielę od rzeczy, zaraz sam siebie zabiję! Nie pozwolę przejąć mu kontroli, bo w innym wypadku spadnę do bram piekielnych. Śmierć odwiedzi piekło? Ach, jakież to ironiczne! Jednak wracając do wątku spotkania z Davidem... Ma się ono odbyć dzisiejszego wieczoru, zaprosił mnie do jednego z barów pod ratuszem na drinka... Czy to normalne? Tak robią normalni? Propozycja jest niebywale kusząca, zwłaszcza, że nie umiem się oprzeć urokowi tego młodzieńca... Co prawda jest starszy ode mnie o kilka lat, dokładniej trzy, ale to nic nie znaczy! Jesteśmy kimś w rodzaju znajomych? Przyjaciół? A może nawet i namiętnych szekspirowskich kochanków?!  Zawsze uwielbiałem dramaty... Były tak bardzo podobne do mojego życia, tak bardzo proste i idealne! Idealne i tworzące trwogę w swoim cholernie genialnym spokoju! Och... Dlaczego ja sam nie żyłem w czasach tego geniusza? W końcu nie każdy artysta musi malować, nie każdy psychopata musi zabijać, a nie każdy człowiek musi żyć normalnie! To w końcu są nieosiągalne cele, normalność? Hahaha! To przereklamowane!

Śmierć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top