9.

- Miało Cię tu nie być.- Mick, stał w wejściu z założonymi rękoma i bacznie mi się przyglądał.

- Ja z dobrą nowiną.- wyszczerzyłam się do niego.

Miałam naprawdę wspaniały humor, zebrałam ich wszystkich przy barze i patrzyłam na nich, śmiejąc się. Widziałam, że nie wiedzą kompletnie o co chodzi.

- Moi kochani, mam dla Was informacje.- stałam podekscytowana i przygryzałam wargę, patrząc na nich. Byli zdezorientowani- w marcu zamykamy restaurację.

Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Od razu zaczęły się szepty między sobą, przewróciłam na to oczami i zaczęłam mówić.

- Zamykamy restaurację i otwieramy bistro- wykrzyczałam a oni dalej nie wiedzieli o co chodzi.

- Zaraz, zaraz, co to znaczy?- Mick stał najbliżej mnie i patrzył z zaciekawieniem co mam do powiedzenia.

- To znaczy, że koniec z tym sztywnym uniformem, koniec ze sztywnymi zasadami obsługi, koniec ze sztywnym i nudnym menu. A to oznacza, że będziesz mieć swoje niedzielne bufety- widziałam jak oczy zaczynają mu się cieszyć, złapał mnie i razem z resztą załogi zaczął mnie przytulać.- A na wiosnę, ruszamy z ogrodem, będą hamaki, leżaki, plac zabaw dla dzieci. Będzie tak jak miało być, rodzinnie.- czułam, że zaraz będę płakać, cieszyłam się, że tak otwarcie przyjęli zmiany jakie nas czekają.

- Dobra, to skoro już wiemy, to wypad do domu- Mick, zaczął mnie wypychać na zewnątrz i widziałam, że zostawiam ich w dużo lepszym humorze.

***

Siedzę już trzeci dzień w domu i odpoczywam, nie powiem, podoba mi się to. W końcu się wyspałam i mam czas, żeby zobaczyć jak idzie budowa domu, a raczej już wykończenie. Jak tam dalej pójdzie to będę mogła wprowadzić się w lutym. Z zamyślenia wybija mnie pukanie do drzwi. Wstaje leniwie i idę z Barrym zobaczyć jakiego czorta niesie.
Tego kogoś się nie spodziewałam, otwieram niepewnie drzwi i patrzę mu prosto w oczy.

- Liam? Co Cię sprowadza?- mierzę go wzrokiem i widzę, że chyba nie miał wczoraj najlepszego dnia.

- Mogę wejść? Chciałem porozmawiać o Amy.

- Tak, wejdź- odsunęłam się i pokazałam na kanapę, żeby usiadł.

- Eliz, zerwij znajomość z Amy.- no nieźle, tak bez żadnego wstępu.

- Liam, dziękuję za troskę, ale radzę sobie.

- Ja mówię poważnie, ta dziewczyna Cię niszczy.

- A Tobie co nagle się wzięło na bycie dobrym wujkiem- zaperzyłam się

- Dobra, od poczatku. Od Jamesa wiem, że spotykałas się z tym, Tomem, natomiast od Amy, wiem, że teraz to ona się z nim spotyka bo poznała go u Ciebie na kolacji. Dalej uważasz, że wszystko jest w porządku?

- James, widział Toma tylko raz, skąd niby to wiesz?- patrzyłam na niego podejrzliwie i po chwili mnie olśniło- Amy.

- Tak, zadzwoniła pochwalić się, że wyrwała Ci sprzed nosa jak to ona nazwała cud ciacho. Posłuchaj mnie, to nie tak, że ja jestem bez winy. Zdradziłem ją, to prawda, ale to dlatego, że Amy wykorzystywała mnie od wielu lat, żadnego uczucia, czułości, troski, nic. W końcu znalazłem kobietę, która jest warta tego, żeby ją kochać.

Siedziałam na kanapie i coraz bardziej nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Moja mała Amy, to kawał podłej zdziry. Teraz jak o tym myślę to faktycznie zawsze wszystko robiłam dla niej a ona dla mnie niewiele.

- Eliz, jest jeszcze coś. Amy też mnie zdradzała.

- Wiem, ale nie wiem z kim. - odparłam obojętnie.

- Z Jamesem.

- Co?- zrobiło mi się słabo, opadłam głębiej w oparcie kanapy i złapałam się za głowę, nie wierząc w to co mówi.- Jak to? Wiedziałam, że on miał kogoś, ale nigdy nie sądziłam, że to ona.

- Przyznał się sam, wczoraj jak byliśmy na piwie.- nagle zaczęłam w nim widzieć innego faceta, faceta, którego skrzywdziła kobieta a nie na odwrót. Widziałam, że i jemu ciężko przychodzi ta rozmowa, bo uważał Jamesa z przyjaciela.

- Fajnych mamy przyjaciół, nie ma co. Chcesz wina? - zerwałam się z kanapy i poszłam do szafki, bo wiedziałam, że na trzeźwo nie zniosę więcej informacji.

- A masz wódkę albo whisky?

- Jedno i drugie.

- Daj wódkę. Też muszę się napić.

Postawiłam na stole dwa kieliszki i wyjełam z lodówki prawie nie ruszoną butelkę wódki. Zaczęliśmy pić i rozmawiać. Z większą ilością alkoholu, rozmowa zaczynała przypominać przyjacielską pogawędkę, mimo, że rozmawiliśmy o sytuacjach, w których nasi przyjaciele sypialni ze sobą.

- Ej, a ten zjazd dla tych, no kosmo świrów, co James pojechał na cztery dni?

- Też, wtedy twierdziła, że ma delegacje.

Wybuchamy oboje śmiechem, szczerze śmiejąc się z naszej naiwności wobec tej dwójki.

- I pomyśleć, że ja chciałam mieć z nim dziecko.

- Pomyśleć, że ja mogłem mieć z nią dziecko.

- A w ogóle to jest pewne, że ona była w ciąży?

- Pokazała mi test.

- Mi też, czekaj. Czy jej siostra przypadkiem nie jest właśnie w ciąży?

- Jest. Nie. Chyba nie myślisz, że mogła to zrobić, to za podłe nawet jak na nią.- z nadzieją w głosie było słychać, że nie chce w to wierzyć.

- Poczekaj, dowiemy się. Zadzwonię do Carmen.

Nie wiedząc za bardzo co robię, wesoła i w głowie mająca spisek swojej przyjaciółki, wybrałam numer do jej siostry i zaczęłam rozmawiać jak gdyby nigdy nic. Rozmowa zeszła na temat jej i Liama, na co Carmen sama wygadała się, że nasikała jej na ten pieprzony patyczek, żeby Amy zatrzymała go przy sobie.

- To podła suka!- wydarłam się i rzuciłam telefonem jak tylko się rozłączyłam.

- No, to co zrobimy?

- Tylko mi nie mów, że chcesz się mścić, jesteśmy dorośli Liam.

- Tak i dlatego Twój były będzie przez następny tydzień  nosił okulary.- wyszczerzył się kompletnie pijany.

- Dobra, ale ja jej nie uderzę, jestem kobietą.

- Tak, ale możesz uratować chociaż jednego faceta, przed tą piranią, na bank będzie go wykorzystywać.

- Niech sam sobie radzi, nie jestem żadną Super Woman, żeby ratować go z opresji.- prychnęłam i napisałam się znowu alkoholu.

- Chyba Wonder Woman.

- Jeden kij. Wiesz o co chodzi. Nie chce mi się w to wierzyć, naprawdę. Tyle lat uważałam ją za przyjaciółkę.- już nawet nie chciałam płakać, byłam tak wściekła na nią.

- Ja za żonę, zdrówko- stuknał swoim kieliszkiem w mój i wypiliśmy.

Poszedł pod wieczór, chociaż określenie poszedł jest na wyrost, wytoczył się z mojego mieszkania.

Całą noc myślałam o tym, co powinnam teraz zrobić. Najlepszym rozwiązaniem było czekać, czekać aż noga jej się podwinie i zacznie wykorzystywać kolejnego naiwnego faceta. Teraz nawet zazdrościłam jej tego, że potrafi sobie owinąć każdego faceta w okół palca, to musi być dużo prostsze, kiedy jakiś pajac jest na każde skinienie. Problem w tym, że ja zwyczajnie tak nie potrafię.

Oj Amy, tak bardzo mi Cię żal.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top