31.


Siedzę na metalowym blacie i przyglądam się, jak Mick wkłada ostatnie rzeczy do lodówki. Mamy iść na drinka, ale chyba zostaniemy tutaj, bo nie mam już siły nigdzie się ruszać. Tom pojechał na Comic Con w Seattle, a ja nie mam co ze sobą zrobić, jak go nie ma.

— Macie już datę ślubu? — Pyta Mick, zdejmując z siebie kitel.

— Tak, pobierzemy się w połowie maja — zaczynam bawić się pierścionkiem na moim palcu i głupio uśmiechać.

— Gdzie zrobicie wesele?

— Nie wiem, może tutaj? — Pytam się go specjalnie i widzę, jak w połowie drogi do drzwi staje i patrzy na mnie, jak na kosmitę.

— No chyba Cię pojebało, ja mam się upić na Twoim weselu, a nie gotować. Kurwa jego mać. — Widzę, że mój żart się sprawdził i go zdenerwowałam.

Zeskoczyłam z blatu i podeszłam do niego, pocałowałam go w policzek i wybuchnęłam śmiechem.

— Spokojnie, będą Cię wynosić z mojego wesela. — Wyszczerzyłam się i poszłam w kierunku baru.

— No ja mam nadzieję.

Oboje się śmiejemy i nalewamy sobie whisky do szklanek. Wychodzimy na patio, gdzie siadamy na białej ławce i zaczynamy rozmawiać. Opowiada mi o moim chrześniaku, który za dwa miesiące skończy rok, a ja zastanawiam się, kiedy ten czas tak szybko minął. Rok temu poznałam Toma, a teraz planujemy ślub. Opieram głowę o Micka i pijemy cały czas, rozmawiając. Czuję, że dzwoni mój telefon. Wyciągam go i widzę, zdjęcie Toma na Skype, odbieram wideo rozmowę i nie zmieniając pozycji, kieruję aparat na nas.

— Cześć Kochanie — krzyczę i macham do niego.

— Cześć Skarbie, znowu pijecie? — Widzę, że śmieje się z nas, a Mick pokazuje mu język i wypija zawartość swojej szklanki.

— Nie dużo, chociaż Mick ma ambicje na zostanie alkoholikiem tygodnia — szczerze się do niego i czuję, jak dostaje w żebra z łokcia od niego.

Rozmawiamy z Tomem jeszcze pół godziny, głównie o tym, jak jemu minął dzień, bo tu u nas nic ciekawego się nie dzieje. Kładę telefon na stoliku i znowu opieram się o Micka. Zaczynam opowiadać mu o tym, jak wyobrażam sobie ślub i wesele, zaczynam mu marudzić o tym, jaką bym chciała sukienkę, a on dzielnie mnie znosi, choć co drugie słowo każe mi się zgłosić do Megan po poradę, bo ja nawet nie wiem, kiedy zamawia się sukienkę. Mick dzielnie stara się odpowiadać na wszystkie moje fanaberie, a jak przesadzam, to każe mi się puknąć w głowę. Bierzemy jedną taksówkę i jedziemy do mnie pod dom, skąd Mick idzie do siebie, a ja wyciągam jeszcze listy ze skrzynki.

Siadam na kanapie z laptopem i przeglądam sale na wesele. Wszystkie, są piękne i w większości kojarzę te lokale, głównie z opowieści gości, ale żaden nie ma tego czegoś. Tom coś wspominał mi o jakiejś sali, którą polecili mu znajomi z teatru. Piszę do niego SMS-a z pytaniem, jak nazywał się ten hotel i nie muszę długo czekać, bo dostaję po pięciu minutach link do strony. Raddison Blu Portman Hotel, London. Oglądam zdjęcia i już wiem, że zakochałam się w tym miejscu. Ustaliliśmy, że jak Tom wróci, to umówimy się na spotkanie i jeśli będzie nam się podobać, to zarezerwujemy salę.

***

Sala zrobiła na nas niesamowite wrażenie, ale dostępny termin był pod koniec kwietnia, więc od razu zdecydowaliśmy, że jak pobierzemy się trzy tygodnie wcześniej to nic się nie stanie. Dostałam nagle dziwnego uczucia stresu, zaczynało do mnie docierać, że będę jego żoną. Nie to, żebym nie chciała, bo Tom jest cudowny, ja chyba po prostu za dużo myślę. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na zapalone latarnie na ulicy, którą właśnie jechaliśmy prosto do domu. Poczułam jego dłoń na moim udzie, jak lekko je ściska, spojrzałam na niego i widziałam, jak patrzy na mnie ze swoją zatroskaną miną.

— O czym tak myślisz?

— Czuję, że zaczynam świrować na temat naszego ślubu.

— Co się dzieje? Masz wątpliwości? — Usłyszałam w jego głosie odrobinę strachu.

— Nigdy w życiu, jedyną rzeczą, jakiej jestem pewna to, że chce wyjść za Ciebie. — Położyłam swoją rękę na jego dłoni i uśmiechnęłam się do niego.

— Więc w czym problem?

— Cholera Tom, ja sama nie wiem. Czuję, że nie jestem odpowiednią osobą do bycia Twoją żoną. Boję się, że wszyscy będą ode mnie wymagali czegoś niemożliwego, a ja nie będę umieć tego dać. Tak jakbym na Ciebie nie zasługiwała.

Odwróciłam głowę do szyby i zauważyłam, że zwalnia, zatrzymuje samochód w zatoczce i obraca się w moją stronę.

— Eli, proszę, przestań myśleć, że ktoś od Ciebie czegoś wymaga — położył swoje dłonie na moich policzkach i spojrzał prosto w oczy. — Kocham Cię i dla mnie jesteś idealna, jedyne czego od Ciebie wymagam, to żebyś zawsze patrzyła na mnie, tak jak patrzysz teraz.

Uśmiechnęłam się szeroko i ginęłam po raz tysięczny w jego oczach. Czułam się, jakby moje serce rosło z każdym jego słowem i uśmiechem. Poczułam jego ciepłe wargi na swoich ustach i od razu wszelkie złe myśli odeszły ode mnie. Kocham go i wiem, że on kocha mnie tak samo mocno, jak ja jego.

— Kocham Cię, chyba tego potrzebowałam. — Pocałowałam go jeszcze raz i przytuliłam głowę do jego szyi.

Jechaliśmy resztę drogi do domu, rozmawiając o tym, kogo zaprosimy i okazało się, że nie tylko ja mam milion ciotek i wujków, których trzeba zaprosić, bo tak wypada. Cieszę się, słysząc, że będą jego znajomi z planu i kilka osób z teatru. Tom opowiada mi w międzyczasie, że przy okazji ostatniego spotkania z Emmą, usłyszał od niej, że ona od razu wiedziała, że będę jego żoną, jak tylko zobaczyła mnie wtedy pierwszy raz w samochodzie. Uśmiecham się szeroko i zaczynam śpiewać piosenkę, która aktualnie leci w radio. Widzę, jak Tom patrzy na mnie kątem oka, a ja uświadamiam sobie, że skoro mnie kocha to i mój głos, którego w żaden sposób nie mam, też powinien kochać. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili zaczyna śpiewać ze mną i w towarzystwie Eltona Johna dojeżdżamy do naszego domu.


********************************

Dobry wieczór Kochani.

Rozdział jest trochę zapchaj dziurą, bo szczerze powiem, że ostatnio mam kilka sporych problemów osobistych i z dużą trudnością przychodzi mi pisanie o szczęśliwym związku. Mam nadzieję, że lada dzień minie mi taki nastrój i będę mogła jeszcze nie raz Was zaskoczyć.

Całuję, Pola.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top