30.
Patrzę na Toma, jak śpi spokojnie, czuję jego rękę zarzuconą na moje biodro i widzę wystający biały pysk Barry'ego po drugiej stronie łóżka. Spryciarz poszedł do Toma się poprzytulać. Wtulam się w niego i staram się zaczerpnąć jeszcze trochę snu, zanim będziemy musieli wstać. Czuję, że zaczyna gładzić moje plecy, zamykam oczy i sama błądzę rękoma po jego ciele, trafiając na bardzo przyjemnie twardą część jego ciała. Otwieram oczy i widzę, że uśmiecha się, jego sprawne dłonie odnajdują moje majtki i już po chwili dziękuję Bogu za jego palce.
Przyciąga mnie do siebie, całując zawzięcie każdy milimetr moich ust, siadam na nim okrakiem i poruszam biodrami, zmysłowo przygryzając jego wargę. Naprowadzam swoje biodra i opadam, czując go w sobie całego. Rękoma na mojej talii wyznacza rytm, patrzy na mnie skupiony, ale widzę w jego oczach całą masę miłości do mnie. Opadam na niego i wpijam się w jego miękkie usta, oplata rękoma moje plecy, kiedy głaszczę palcami jego policzek. Dochodzimy w podobnym czasie, opadam na niego wykończona i przytulam się do jego lepkiej od potu klatki piersiowej. Odgarnia mi z czoła mokre włosy i całuje.
— Wszystkiego Najlepszego Skarbie — szepcze mi do ucha.
— Czy to był prezent? — Daję mu buziaka w usta i unoszę brew.
— To tylko dodatek, prezent dostaniesz wieczorem.
Całuje mnie kolejny raz w usta, bierze za rękę i ciągnie w stronę łazienki.
***
Stoję przed szafą i zastanawiam się, jaką koszulę założyć do spodni, jest sierpień, ale noce już bywają zimniejsze. Jestem ciekawa, co Tom przygotował na wieczór, wiem tylko tyle, że Mendy zamknęła bistro po południu i szykują małą imprezę z okazji moich urodzin. Słyszę dzwonek, zbiegam po schodach i otwieram drzwi, w których stoi Mick. Zaczynamy rozmawiać, idąc z powrotem do garderoby. Odgarniam kolejne wieszaki z koszulami i nie mogę się zdecydować, widze kątem oka, jak Mick grzebie w moich sukienkach.
— Szukasz tam czegoś? — Pytam rozbawiona, widząc, jak zawzięcie odsuwa wieszak za wieszakiem.
— No chyba nie pójdziesz w spodniach i jakimś worze pokutnym, zwanym koszulą — prycha i dalej grzebie mi w ciuchach.
— Tak, właśnie pójdę.
— Załóż to — wciska mi w ręce małą czarną.
— Mick — wzdycham i patrzę raz na sukienkę, a raz na koszulę, którą wybrałam.
— Masz to założyć. Adonis się stara dla Ciebie, a Ty chcesz iść w tym czymś — wyrywa mi wieszak z koszulą i rzuca nią na półkę w garderobie szczerząc się.
— Nienawidzę Cię — biorę sukienkę i idę przebrać się do łazienki.
— Postaraj się trochę kobieto, masz faceta, którego wszystkie laski chciałyby mieć w łóżku. — Krzyczy jeszcze przez drzwi od łazienki, na co kręcę głową i wciskam się w tę cholerną sukienkę.
Stoję już ubrana w te piekielnie obcisłą sukienkę i patrzę na Micka, który dziwnie się uśmiecha. Podchodzi do mnie i zdejmuje mi spinkę z włosów, które swobodnie lekko pofalowane opadają na ramiona. Patrzę na niego zdziwiona i teraz już wiem, że coś kombinują.
— Nie wiem, co kombinujesz z Tomem, ale widzę, że coś knujecie.
— Właściwie, to i tak nic Ci nie powiem. — Wyszczerzył się do mnie i wziął za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
— Jeżeli będę musiała tańczyć w jakimś klubie, to Was zabiję — założyłam szpilki na nogi i wsiedliśmy do taksówki.
***
Kiedy dojechaliśmy do bistro było koło ósmej, niebo już było ciemne, a na patio paliły się lampiony, dostrzegłam wielki napis na tablicy przed wejściem Impreza Zamknięta i uśmiechnęłam się pod nosem. W środku przeżyłam szok. Byli tam chyba wszyscy ludzie, których znam. Na kanapie siedzieli moi rodzice i rozmawiali z Colinem, na kolejnej kanapie siedziała Emma z mamą Toma i Mendy. Przy okrągłym stoliku siedział Benedict wraz z Sophie i manager Toma, który był jego bliskim znajomym. Andrew z moją ukochaną szwagierką i Megan, moi pracownicy i kilka osób ze strony Toma. Nie wiedziałam, co Ci ludzie robią na moich urodzinach, a myśl, która przeszła mi przez głowę zaraz z niej uleciała. Patrzyłam na zapalone świece wokół nas, światło dawały tylko lampki na bocznych ścianach, a wszystko nadawało cudowny klimat. Nigdzie nie było Toma, zaczęłam rozglądać się za nim i poczułam, jak Mick ciągnie mnie za ramię w kierunku wyjścia na ogród.
— Chodź księżniczko, czeka tam na Ciebie — przytulił mnie do siebie mocno i pocałował w policzek, składając życzenia.
Nie wiedziałam, co się dzieje, Mick niemal wypchnął mnie na taras. Na schodach prowadzących na ogród były ustawione świece, a sam ogród rozświetlały lampiony ustawione na ścieżkach. Tom stał i czekał na mnie na środku ogrodu, w powietrzu czuć było zapach ziół i kwiatów, a po chwili do moich nozdrzy doszedł zapach jego perfum. Wiedziałam, że ma na sobie mój ulubiony garnitur, oczy niemal zaświeciły mi się na jego widok. Idealnie ogolona twarz, którą patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Widziałam, że denerwuje się czymś i serce zabiło mi szybciej, bo moja pierwsza myśl po wejściu na salę, choć niedorzeczna teraz wydawała się prawdziwa. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, widzę, że myśli nad czymś z uwagą lustrując moją twarz. Nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, patrzę mu prosto w oczy i nieśmiało się uśmiecham, choć w środku jestem naprawdę przerażona. Widzę, że klęka przede mną, w ręku trzymając pudełeczko z pierścionkiem, a ja szerzej otwieram oczy, patrzę na niego i czuję, jak łzy napływają mi do oczu.
— Chcę zawsze już być przy Tobie i cieszyć się Twoją bliskością, bo nie wyobrażam już sobie życia bez Ciebie, bez Twojego głosu, bez Twojego widoku, dotyku, ciepła. Godzinami mógłbym słuchać, jak opowiadasz mi o swoich troskach, choć dałbym wszystko, abyś tych trosk miała jak najmniej. Kocham Cię. Chciałbym, żebyś została moją żoną.
Jego słowa docierają do mnie z opóźnieniem, czuję rozpierające uczucie radości w sercu, patrzy na mnie uśmiechnięty, a jedyne co jestem w stanie zrobić to pokiwać energicznie głową i wyszeptać ciche Tak. Zaczynam płakać ze szczęścia, Tom podnosi się z kolan i zanim wsunie mi na palec pierścionek, rzucam się mu na szyję i zaczynam całować. Za nami słyszę oklaski i dźwięk otwieranej butelki szampana. Odrywam się od Toma i odwracam w kierunku tarasu, na którym stoją wszyscy i uśmiechają się do nas. Ledwo powstrzymuje kolejne łzy, kurczowo trzymając się jego marynarki, bierze moją rękę i całuje dłoń, by po chwili wsunąć mi na palec pierścionek. Podsuwam sobie rękę pod nos i oglądam to cudo na moim palcu.
— To najlepszy prezent, jaki mogłeś mi dać, dziękuję. Kocham Cię — całuję go znowu, zanim dopadną nas wszyscy i zaczną gratulować.
— Też Cię kocham, chodź, bo moja mama zaraz pęknie, jak nas nie wyściska.
Wchodzimy na taras, gdzie wszyscy niemal przekrzykują się z gratulacjami i ciągną mnie za rękę, żeby zobaczyć pierścionek. Łapię spojrzenie Toma, kiedy wisi mu na szyi moja mama i sama uśmiecham się do niego, żeby następnie przytulić się do jego mamy, która niemal płacząc, dziękuje mi za obecność w życiu jej syna. Słyszę, jak Mick obiecuje mojemu narzeczonemu, że urwie mu jaja, jeśli mnie skrzywdzi i widzę, że lekko pobladł na tą groźbę. Odchodzę od Bena i jego żony, żeby walnąć Micka w ramię, za gadanie takich rzeczy. Przytulam się do Toma i choć jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi, to chciałabym być już w domu, przytłacza mnie bycie w centrum uwagi.
Wieczór toczy się dalej swoim rytmem, są życzenia z okazji urodzin, na które robię się cała czerwona. Mick upiekł orzechowy tort, dzięki, któremu będę na cukrowym haju przez tydzień. Tom siedzi i trzyma rękę na moim udzie, co chwilę zerkając w moją stronę. Uśmiecham się do niego i cholera, chyba lepszego męża nie mogłabym mieć, a pomyśleć, że kiedyś chciałam wyjść za Jamesa. Odganiam od siebie tę myśl i wracam do dyskusji z bratem na temat tego, dlaczego nie polecimy z nimi na narty w grudniu.
Kiedy wszyscy zaczynają rozchodzić się do domów, jest koło drugiej w nocy, ja nie wiem, jak oni jutro będą tu gotować, ale w tej chwili nie obchodzi mnie nic innego poza Tomem, który lekko chwiejnie wsiada ze mną do taksówki. Czuję jego ciepły oddech, kiedy całuje moją szyję, szepcząc przy tym, co zrobi mi w sypialni, jak tylko dojedziemy do domu.
W drodze do sypialni zostawiamy na schodach nasze ubrania, a kiedy tylko przekraczamy próg, czuję, że pcha mnie stanowczo w kierunku łóżka, ale ostatecznie zatrzymuję się na komodzie, na której mnie sadza. Przylegam plecami do zimnej ściany, a ręce zaplatam na jego szyi, trzyma mnie za biodra i wchodzi we mnie powoli i delikatnie. Całuję go i zatracam się w tej chwili, z pewnością to będzie coś, co będę pamiętać do końca życia. Czuję dłonie Toma, jak wsuwają się pod pośladki, oplatam go nogami, a on przenosi nas na łóżko, gdzie kochamy się ze sobą, głośno, szybko i bez opamiętania. Nie mogę oddychać, jest mi tak duszno i dobrze, że zapominam, jak powinno się dostarczać tlen do mózgu, moje myśli krążą jedynie wokół jego zmęczonej i uśmiechniętej twarzy i tego, jak oświadczał mi się w ogrodzie. Całuję go w czoło, kiedy kładzie się na mnie wykończony, patrzy mi w oczy i bierze moją dłoń, na której znajduje się pierścionek i całuje ją.
— Dziękuję, że zgodziłaś się zostać moją żoną — patrzy na mnie szczęśliwy i całuje w usta.
— Dziękuję, że zapytałeś — kładę mu rękę na policzku i przejeżdżam kciukiem po kości policzkowej. — Kocham Pana, Panie Hiddleston — szepczę mu do ucha i całuję w policzek.
— Kocham Panią, Pani Hiddleston. — Uśmiecham się szeroko i całuję jego roześmiane usta.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Awwww😍
Mamy cukier, dużo cukru❤
Dajcie znać, jak Wam się podoba.
Kocham, Pola❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top