29.
Jutro wielki dzień, pierwszy weekend czerwca i otwarcie bistro. Siedzimy właśnie wszyscy w dużej sali i pijemy wino, za otwarcie i uporządkowanie wszystkiego po pożarze. Ogród jest gotowy na przyjęcie gości, są hamaki, leżaki i ławki, dużo kwiatów, ziół i miejsce do zabawy dla dzieci. W środku znowu stanął fortepian, a sale wyglądają świetnie przy ciemniejszych ścianach i innym oświetleniu. Znacznie bardziej podoba mi się ten wystrój niż wcześniejszy. Siedzę z Mickiem i Colinem nad planem na jutro i menu, Tom rozmawia z Mendy, a Meg kołysze w wózku Chrisa. Wszyscy są zadowoleni, uśmiechnięci i odrobinę zmęczeni dzisiejszym dniem. Patrzę na chłopaków, jak dyskutują, czy mają podać paelle z kurczakiem i chorizo jako talerzówkę, czy zrobić bufet. Odwracam głowę i jeszcze raz patrzę na całą salę i czuję dumę, zatrzymuje spojrzenie na Tomie, który przygląda mi się i uśmiecha do mnie, posyłam mu całusa i wracam rozstrzygnąć spór, zanim Mick pobije Colina.
— Robimy bufet — oznajmiłam, patrząc na Micka wymownie.
— To sama sobie będziesz na nim stać — obrażony założył ręce na piersi i zaczął się bujać na stołku. Przewróciłam na to oczami i zobaczyłam Toma, który razem z Mendy obserwuje nas i się śmieje, pokazuje mu palcami gest strzelenia sobie w głowę i przyciągam tego bujającego się gamonia z powrotem do stołu.
— Będę na nim stać, a Ty razem ze mną i nie będę słuchać Twojego marudzenia, a teraz pokaż mi jeszcze raz menu na jutro. — Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, wzięłam kartkę i zaczęłam czytać na głos. — Paella z kurczakiem idzie na bufet, Gazpacho też, Tabbouleh do bemara. Zrobimy jeszcze jakieś dwie sałaty, jedna może być z komosą ryżową i coś słodkiego, ale to już pójdzie w pucharkach. Myślę o Tiramisu, Kokosowym deserze z chia i musem truskawkowym i coś jeszcze. Jakieś sugestie? — Popatrzyłam na nich, jak patrzyli na mnie lekko przerażeni.
— Licząc to, co mamy już gotowe w lodówce, to sporo tego, a jak nikt nie przyjdzie? — Colin patrzył na mnie zmartwiony.
— Przyjdzie, nic się nie bój, a teraz proponuję toast. — Wstałam od stolika i podeszłam do Toma, żeby nalał mi jeszcze wina, przyciągnął mnie do siebie, sadzając na kolanach i pocałował szybko w usta.
— Nie pij tyle, bo rano nie wstaniesz. — Uśmiechnął się do mnie i nalał wina.
— Nie ma szans, żebym nie wstała, za bardzo się podniecam na jutrzejszy dzień — pocałowałam go w czoło.
— A myślałem, że tylko ja tak na Ciebie działam — mruknął mi do ucha i przejechał ustami po mojej szyi.
— Jak wrócimy do domu, to pokaże Ci, jak bardzo na mnie działasz — uśmiechnęłam się cwanie i zwilżyłam usta językiem, zanim go pocałowałam.
***
Rano zerwałam się z pierwszym dzwonkiem budzika, Tom spał w najlepsze, więc postanowiłam zrobić nam śniadanie. Jestem podekscytowana i zadowolona, bo strasznie brakowało mi gotowania dla ludzi. Zjedliśmy śniadanie, dyskutując o tym, czy Tom powinien być tam dzisiaj ze mną, on twierdzi, że pojedzie i będzie nam pomagać, a ja boję się, że ludzie go zamęczą o zdjęcia i autografy.
Tom stawiając na swoim, zawozi nas do bistro i pomaga ustawiać stoły z Mendy, kiedy my w pocie czoła gotujemy. Otwieramy za trzy godziny, do tego czasu wszystko powinno już być gotowe. Na dwadzieścia minut przed otwarciem idziemy wszyscy zapalić, żeby skorzystać z ostatniej wolnej chwili. Nie wiedzieliśmy, nawet kiedy ludzie zaczęli przychodzić.
Przy bufecie stałam z Mickiem i Colinem, a pomocnicy dorabiali jedzenie. Ludzie przewijali się i rozmawiali z nami, gratulując ponownego otwarcia, nie zdawałam sobie sprawy, ilu ludzi chciało tu przychodzić. Stałam uśmiechnięta i rozmawiałam, cieszył mnie widok rodzin z dziećmi, które beztrosko biegały i zajadały się kurczakiem. Widziałam wśród tłumu kilku stałych gości, którzy o dziwo nie przyszli w garniturach, co było miłą odmianą. Dostrzegłam Richarda z żoną, którzy podeszli do nas na chwilę, żeby zamienić kilka słów o tym, jak im się tu teraz podoba. Moi rodzice przyjechali specjalnie z Harrow, mama Toma razem z Emmą też przyjechały na otwarcie. Meg przyszła z Chrisem, a Mick już nie mógł skupić się na niczym poza jego żoną w letniej sukience.
Kiedy tylko zrobiło się trochę luźniej, zostawiłam chłopaków samych i razem z Tomem wyszłam na ogród, patrzyłam na ludzi, którzy przy lemoniadzie siedzieli i jedli nasze jedzenie, uśmiechając się. Poczułam w sercu niesamowite ciepło, jedno z moich marzeń nareszcie się spełniło.
— Wygląda jak w Twoich snach? — Zapytał Tom, całując w czoło i obejmując ramieniem.
— Zdecydowanie lepiej, jak kolejne spełnione marzenie — odpowiadam i zagryzam wargę, patrząc mu w oczy.
— Co jeszcze było Twoim marzeniem? — Odwraca mnie do siebie i się uśmiecha.
— Ty — uśmiecham się i wspinam na palce, żeby go pocałować.
***
Późnym wieczorem siedzę z Tomem na tarasie i piję wino, jestem zmęczona i szczęśliwa. Moje nogi wołają o ciepłą kąpiel i tydzień wolnego od chodzenia, ale to jest właśnie coś, dzięki czemu czuję, że było warto. Widzę, jak Tom szczelniej owija koc wokół naszych nóg, kiedy siedzę plecami oparta o jego tors. Całuje mój kark i szepcze mi do ucha, jak ważna jestem dla niego i jak bardzo mnie kocha, a ja tylko mocniej ściskam jego dłoń i patrzę w ciemne niebo, czując naprawdę chyba pierwszy raz w pełni szczęście i radość. Odchylam głowę i patrzę w jego niebieskie oczy, które wyrażają wszystko, patrzę na jego przydługie i poczochrane włosy i wiem, że go kocham, prawdziwie, szalenie, bez opamiętania. Nie potrafię znaleźć słów na to, jak jestem mu wdzięczna za to, że przy mnie jest, za to, że mi pomaga i wspiera.
— Kocham Cię — szepczę, patrząc mu w oczy.
— Też Cię kocham i chyba już wiem, co dam Ci na urodziny — całuje mnie namiętnie, a ja proponuję, żebyśmy przenieśli się do sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top