24.
— Eli wstawaj — słyszę nad uchem jego głos, ale czuję, że coś jest nie tak. — Eli, telefon Ci ciągle dzwoni.
Otwieram oczy i widzę, jak siedzi koło mnie i trzyma w ręku mój telefon, który faktycznie ciągle wibruje. Uśmiecham się do niego i biorę w rękę telefon, na wyświetlaczu widzę, że Mendy dzwoni setny raz. Odbieram i czuję już, że coś się stało.
— Cześć, co się stało Mendy? — pytam i staram się zachować trzeźwy umysł mimo ilości alkoholu, jaką wczoraj wypiłam.
— Elizabeth na Boga, nareszcie! — słyszę, że głos jej drży, spoglądam na Toma, który też orientuje się, że coś się stało — musisz natychmiast przyjechać do Nerai.
— Mendy uspokój się, co się stało? — pytam jej nerwowo i wstaję z łóżka w poszukiwaniu swoich ciuchów.
— Przyjedź tu szybko — rozłączyła się.
Odłożyłam telefon i zaczęłam się szybko ubierać.
— Co się stało? — pyta Tom, kiedy zakładam na siebie spodnie.
— Nie wiem, kazała mi natychmiast przyjechać do restauracji — patrzę na niego zdenerwowana i kontynuuje ubieranie się.
Tom ubrał się od razu i po kilku minutach wyjeżdżaliśmy już z jego garażu. Martwiłam się, wiedziałam, że Mendy nie dzwoni z byle jaką pierdołą. Tom dodawał mi otuchy i mówił, że na pewno nic złego się nie dzieje, ale nawet on nie był w stanie ukoić moich nerw i wewnętrznego głosu, który mówił, że stało się coś złego.
Wjeżdżając na ulicę, widziałam dym i zastępy straży pożarnej, modliłam się w duchu, żeby to nie była prawda i żeby był to tylko głupi przypadek, ale im bliżej podjeżdżaliśmy, tym szybciej upewniałam się, że pali się dorobek mojego życia. Tom zaparkował samochód, a ja od razu wybiegłam z niego i skierowałam się do restauracji. Przepchnęłam się przez tłum gapiów i zobaczyłam coś, co złamało moje serce. Kilku strażaków gasiło resztki pożaru, kilku chodziło i oglądało zgliszcza, jakie zostały. Szyby były powybijane, elewacja osmolona i nadpalona, dach doszczętnie spalony, zostały tylko same belki. Patrzyłam na obraz tego, co tworzyłam przez niemal ostatnie osiem lat i łzy same cisnęły mi się do oczu. Zobaczyłam w oddali Mendy, jak stoi przed furtką i płacze, rozmawiając ze strażakiem. Musiała mnie zobaczyć, bo kiwnęła na mnie głową, pokazując strażakowi. Widziałam, że mężczyzna zbliża się do mnie, ale nie byłam w stanie nic zrobić, stałam tam, w głowie mając jedynie obraz tego, co właśnie się dzieje.
— Dzień dobry, Pani Bennett? — kiwnęłam tylko głową, patrząc na mężczyznę w podeszłym wieku, którego wąs nachodził na usta. — Pani jest właścicielką?
— Tak, to ja — nie potrafiłam znaleźć słów ani tego, co powinnam teraz powiedzieć, po dłuższej chwili jedno pytanie mnie dręczyło. — Co tu się stało?
— Ze wstępnych ustaleń wynika, że to było podpalenie. — W uszach brzmi mi jedynie ostatnie słowo, podpalenie.
Czuję, jak ktoś przytula mnie do siebie, nie wiem, kto to, ale odwracam się i przytulam od razu, wybuchając płaczem i wiem już, że to Tom trzyma mnie mocno w swoich ramionach i głaszcze po głowie, szepcząc do ucha, że wszystko się naprawi. Czułam okropną pustkę, całe moje życie poszło z dymem.
— Pani Bennett — odchrząknął jakiś facet, który okazał się policjantem. — Musimy porozmawiać, zapraszam — pokazał ręką, żebym poszła za nim.
Kurczowo trzymałam rękę Toma, idąc do radiowozu, gdzie dwóch policjantów trzymało w ręku wstępny protokół.
— Co Pani robiła o czwartej rano? — Zaczął policjant, a ja nie wierzyłam w to, co słyszę.
— Pan chyba żartuje, co Pan sugeruje? — Tom naskoczył na policjanta.
— Kim Pan jest? Zadałem pytanie Pani Bennett, musimy wykluczyć próbę wyłudzenia odszkodowania — policjant spojrzał na mnie.
— Spałam u niego, a wcześniej opijałam narodziny syna z kucharzem, który tu pracował — wychrypiałam.
— Może Pan to potwierdzić? — spojrzał na Toma, trzymając w ręku jakiś kajecik.
— Tak, przecież powiedziała, że spędziła u mnie noc. — Tom w tym wydaniu to dla mnie coś nowego, widziałam, że jeszcze jedna uwaga policjanta na temat wyłudzenia, a facet oberwie w szczękę.
— Proszę przyjechać na komisariat, złoży Pani dokładne zeznania, oraz spiszemy protokół.
Podeszłam do Mendy i przytuliłam ją, nie chciałam jej zapewniać, że wszystko będzie dobrze, nie tylko mój świat się zawalił, ona wychowuje samotnie dziecko i właśnie została bez pracy. Płakałyśmy obie i patrzyłyśmy, jak strażacy chodzą i zbierają jakieś spalone rzeczy.
Tom zawiózł mnie na komisariat, gdzie czekał już na mnie znajomy policjant i strażak. Po dwóch godzinach pisania protokołu oraz szczegółowego opowiadania tego, co robiłam dzisiaj w nocy, dowiedziałam się, że ktoś celowo wylał benzynę wokół restauracji i w środku, uprzednio wybijając szybę, żeby wejść. Dowiedziałam się również, że prawdopodobnie konstrukcja budynku nie została naruszona, ale tego dowiem się po wizycie rzeczoznawcy. Policja ma sprawdzić kamery, a ja mam się zastanowić, czy znam kogoś, komu zależałoby na tym, żeby moja restauracja spłonęła.
— Tak mi przykro Skarbie — przytulił mnie do siebie, jak tylko wsiadłam do jego samochodu.
— Osiem lat Tom — czułam, że znowu zaraz będę płakać — osiem lat, to było moje miejsce, a ktoś je tak po prostu spalił.
— Masz ubezpieczenie, wiem, że nie chodzi Ci o pieniądze, ale dobre i to. Staniesz na nogi za kilka miesięcy.
— Nie chce pieniędzy Tom, one nie oddadzą mi tego miejsca, wspomnień. Nic już nie będzie takie samo — rozpłakałam się, moczyłam mu płaszcz, ale on nic sobie z tego nie robił, głaskał mnie po głowie i uspokajał.
W drodze z komisariatu poprosiłam Toma, żeby jeszcze raz podjechał pod restaurację. Wyszliśmy z samochodu, nikogo nie było już w pobliżu. Otworzyłam furtkę i weszliśmy, nie wiem sama czemu, ale zaczęłam iść do ogrodu. Chodziłam po spalonych elementach budynku i patrzyłam na ogrom zniszczeń. Spojrzałam na okno, które zostało wybite i wśród popiołu i stopionych elementów coś mi błysnęło. Podeszłam bliżej i ostrożnie ręką zaczęłam odgarniać stopiony plastik, wyciągnęłam rękę i wyjęłam złotą bransoletkę. Niemal dostałam ataku mdłości, cofnęłam się i zaciskając ręce w pięści, ruszyłam do Toma. Znałam każdy szczegół tej bransoletki, odwróciłam ją i upewniłam się, że mam rację, kiedy spojrzałam na grawer pod spodem. Tom zobaczył mnie i podszedł, widząc, że coś znalazłam.
— Tom — spojrzałam mu prosto w oczy — wiem, kto to zrobił — wyciągnęłam przed siebie bransoletkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top