11.
Kolejny dzień siedziałam w biurze od rana do nocy. Zbliża się koniec roku i muszę dostarczyć księgowej wszystkie faktury, ponad to muszę zrobić rozliczenie roczne, które już lepiej jak przygotuje teraz. Od nowego roku muszę zmienić dostawców, bo Ci są cholernie drodzy a wcale nie powalają jakością.
Siedziałam nad laptopem z kubkiem kawy i robiłam kolejne zestawienie kosztów, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Widziałam tylko blond włosy i wiedziałam, że to Amy.
- Cześć, mogę?- zapytała pokazując na fotel.
- Tak, co się stało?- nie odrywałam wzroku od laptopa.
- Eliz, jesteś na mnie zła, prawda?- przyjęła postawę zbitego psa i patrzyła na mnie smutno.
- Po czym to wnioskujesz?
- Nie dzwonisz, nie rozmawiasz ze mną, mam wymieniać dalej?
Gotowało się we mnie, miałam ochotę wykrzyczeć jej prosto w twarz co o niej myślę, ale jedyne co powstrzymywało mnie przed tym, była myśl, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Dlatego też przyjęłam postawę zmęczonej życiem i zapracowanej kobiety.
- Wydaje Ci się, mam po prostu mnóstwo pracy.- starałam się wysilić na jakikolwiek uśmiech w jej kierunku.
- Masz ochotę na drinka po pracy?
- A co Tom nie może?- mocniej naciskałam klawisze w laptopie i ledwo powstrzymywałam się, żeby jej czegoś nie powiedzieć.
- Jest u mamy. To co drink?- ochoczo spojrzała na mnie.
- Nie. Mam dużo pracy, zbliża się koniec roku, muszę zrobić podsumowanie. Może kiedy indziej, może jak Twój chłopak będzie.
- To nie jest mój chłopak- roześmiała się.
- A kto?
- Przystojny, bogaty i samotny facet, z którym miło spędzam czas, jeśli wiesz o co mi chodzi- oczy jej się świeciły z podniecenia a szeroki uśmiech nie schodził z twarzy. Trzasnęłam laptopem, zamykając go.
- Wykorzystujesz go- wycedziłam.
- Eliz, daj spokój. Jestem dorosła, on jest dorosły a to, że wykorzystam trochę znajomość z nim, żeby poznać sławnych ludzi i chodzić do restauracji, na które normalnie mnie nie stać, to nic złego.- nie wierzę, siedzę przed nią z wywalonymi szeroko oczami i nie mogę uwierzyć.
- Uważasz, że to jest uczciwe?
- Gdzie Ty żyjesz? Świat nie jest uczciwy.
- Zauważyłam. Wybacz, Amy, ale muszę wracać do pracy. Powodzenia.
- No nic. Poczekam, aż Tom wróci i wykorzystam jeszcze jego boskie ciało- puściła mi oczko i wyszła.
Minęło parę minut zanim ochłonęłam po jej wizycie, kiedy myślałam, że już trzymam nerwy na wodzy, złapałam figurkę konia, którą dostałam od Jamesa i rzuciłam nią w drzwi od biura. Patrzyłam jak kawałki porcelany leżą na podłodze i nie mogłam uwierzyć, że ona jest taka. Przecież taka nie była. Była cichą, uroczą blondynką, która była miła dla ludzi i pomocna. Nie wiem, kiedy z tej kochanej dziewczyny zrobiła się taka podła femme fatale. Podniosłam się i zaczęłam sprzątać kawałek po kawałku, trzymałam łeb tego konia i mocniej zacisnełam pięść, nie czując nawet jak ostra krawędź wbija mi się w dłoń, powodując ranę. Łzy jedna po drugiej leciały mi po policzkach, bo doskonale pamiętam moment, kiedy James dał mi go w prezencie. Wrócił wtedy z jak się ostatnio okazało rendez- vous z Amy i wręczył mi go mówiąc, że ten koń jest najpiękniejszy ze wszystkich, tak samo jak ja. Pieprzony arab czystej krwi.
Wyszłam do baru, odesłać Mendy do domu, która sprawdzała alkohole na barze i robiła porządki.
- Eliz, Twoja ręka.- zeszła ze stołka i podbiegła do mnie, widząc strużki krwi lecące z mojej dłoni.
- To nic, daj mi apteczke i wracaj do domu- mruknęłam, nalewając sobie whisky do szklanki.
- Elizabeth, okropnie wyglądasz- jej zmartwiony głos sprawił, że wypiłam zawartość szklanki na dwa razy i dolałam sobie znowu.
- Wiem.
- Eliz, martwimy się o Ciebie. Od paru dni siedzisz ciągle w biurze, pijesz i naprawdę, wyglądasz źle. Wiem, że zbliża się koniec roku i mamy dużo do ogarnięcia, ale coś musi się dziać skoro tak się zachowujesz.- trzymała mnie za ramiona i starała się złapać kontakt wzrokowy.
- Mendy, to nic. Naprawdę. Mam ostatnio trochę problemów na głowie, poradzę sobie. - ucałowałam ją w policzek i wróciłam do biura z apteczką.
Zaczęłam robić sobie prowizoryczny opatrunek i myśleć, że może ja za bardzo zawsze reaguje na stresowe sytuacje. Zamykam się w pracy, piję, nie śpię a mój pies mnie niedługo nie pozna. Odnalazłam w sobie resztki jakiejś siły i zebrałam do domu.
Szłam po ciemku, szczelnie owinięta płaszczem a w głowie miałam wszystkie sceny, w których myślałam, że ja i James, razem możemy mieć wszystko. Cztery lata, pieprzone cztery lata od kiedy nie jesteśmy razem. O ile z tym, że się rozstaliśmy mogłam spokojnie żyć, tak z tym, że zdradzał mnie z nią, jakoś nie mogłam. Dlaczego akurat z nią, czemu to nie mogla być jakakolwiek inna kobieta? W przypływie kolejej chwili bezradności, kopnęłam z całej siły, leżący na ziemi kamyk. Zanim podniosłam wzrok przed siebie, usłyszałam dźwięk uderzającego kamienia w blachę od samochodu.
- Co Pani robi? Normalna jest Pani?- mężczyzna krzyczał na mnie a kiedy zdecydowałam się spojrzeć na niego, przestał mówić.
- Bardzo Pana przepraszam. Oddam za naprawę.- kolejne łzy miałam w oczach.
- O kobieto, masz chyba zły dzień.
- Tak, na koniec złego tygodnia- mruknęłam - przepraszam jeszcze raz.
- To tylko kamyk, ale na przyszłość niech Pani patrzy gdzie kopie- uśmiechnął się i wrócił do samochodu.
Odetchnęłam głęboko i zaczęłam iść w kierunku swojej kamienicy. Wzięłam głęboki oddech, wchodząc do domu, rzuciłam torbę w kąt i zgarnęłam Barrego na krótki spacer.
Usiłowałam zasnąć, ale na marne. Wszystkie myśli krążyły w okół jego wyjazdów i jej uroczych uśmiechów, kiedy patrzyła na niego będąc u nas.
Starałam się zająć myśli czym innym, ale jak nie jego piwne oczy to niebieskie oczy kogo innego wkradały się do mojej głowy.
Wzięłam do ręki telefon i patrzyłam tępo na wyświetlacz, druga dwadzieścia trzy w nocy, czternasty grudnia. Cholera za trzy dni bal charytatywny, muszę się ogarnąć, nie mogę wyglądać jak potwór. Od jutra koniec alkoholizowania się i koniec z siedzeniem po nocach.
Ze zmęczenia zaczęłam zasypiać, myśląc już tylko i wyłącznie o tym, jak dobrze spędzę czas na balu.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Dzień dobry Kochani.
Jak myślicie, co się wydarzy na balu?
Dajcie znać jak podoba Wam się opowiadanie.
Buziaki, Pola❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top