Rozdział 6 - Pożegnalna wiadomość (Część 2)
Windu nawet nie podniósł głosu, ale i tak brzmiał ze sto razy straszniej niż Watto podczas najgorszego z napadów złości. Anakin skulił się w sobie.
- Dlaczego wydzierasz się na cały prom, Skywalker? – ostre spojrzenie czarnych oczu wydawało się przepalać chłopcu głowę. – I to w obecności członkiń Rady Jedi!
Akurat, gdy wydawało się, że Windu zrobi aferę, od której zadrży Galaktyka, Depa Billaba wzięła sprawy we własne ręce.
- Mace, daj spokój – rzuciła.
Posłał jej surowe spojrzenie, ale nie ruszył się z miejsca.
- Prześpij się, Mistrzu – dodała, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. – Mamy wszystko pod kontrolą.
Było coś szczególnego w sposobie, z jakim położyła nacisk na słowo „Mistrz". Chodź wcześniej Anakin uważał to za niemożliwość, ku własnemu zdumieniu ujrzał w oczach Windu... coś na kształt pobłażliwości.
W identyczny sposób Obi-Wan patrzył na Anakina podczas incydentu na lądowisku – wyraźnie chciał go skarcić, ale postanowił odpuścić.
Gdy czarnoskóry Mistrz wychodził, chłopcu przeszło przez myśl, że być może miał wobec Billaby jakąś słabość. Ale nie taką słabość, jaką Anakin miał do Padme. Bardziej jak do...
Czy to możliwe, że była kiedyś jego Padawnką? – patrząc na Depę, zastanowił się chłopiec.
Chciał o to zapytać, ale czuł, że po tym, jak się przed chwilą zachował, byłoby to nie na miejscu. Mistrzyni Billaba zaczekała, aż drzwi się zamknęły, po czym posłała mu łagodne spojrzenie.
- Rozumiem uczucie, jakim jest troska o Mistrza.
Fakt, że jej oczy na moment spoczęły na drzwiach sugerował, że rzeczywiście miała na myśli Windu.
- To zupełnie naturalne, że nie chcesz, by Obi-Wanowi coś się stało – mówiła dalej, patrząc Anakinowi w oczy. – Jednak nie możesz pozwolić, by strach o jego bezpieczeństwo przejął nad tobą kontrolę.
- Jedi muszą być w każdej chwili gotowi na śmierć – surowym tonem rzekła Mistrzyni Gallia. – Zarówno swoją jak i bliskich.
- Adi... - Billaba zmarszczyła brwi, jednak druga z kobiet nie pozwoliła sobie przerwać.
- Adepci Jedi są tego uczeni od najmłodszych lat! – podkreśliła, posyłając Anakinowi dobitne spojrzenie. – Odwlekanie trudnych lekcji nie ma sensu. Im szybciej Skywalker przyswoi sobie sposób myślenia właściwy dla Jedi, tym lepiej dla niego. Zanim umarł, Qui-Gon Jinn wyjaśnił ci, dlaczego powinno się unikać przywiązania... Czyż nie, Skywalkerze?
Chłopiec z trudem przełknął ślinę.
- T-tak – potwierdził niepewnie. – P-po tym jak Mistrz Yoda powiedział, że mam w sobie strach, Qui-Gon tłumaczył mi... znaczy... M-mówił, że czasem Jedi powinni unikać przywiązywania się do innych.
- „Czasem" – Mistrzyni Gallia pokręciła głową. – To takie typowe dla Qui-Gona, że dorzucił to maleńkie „czasem".
A nie powinien? – zaniepokoił się Anakin. – Czy to znaczy, że Jedi W OGÓLE nie powinni mieć uczuć?
- Mistrz Jinn próbował ci powiedzieć, że Jedi nie mogą zatracać się w uczuciach w taki sam sposób, jak inni – w przeciwieństwie do swojej surowszej koleżanki, Depa Billaba wciąż próbowała uspokoić chłopca. – Co nie znaczy, że nie mogą ich mieć. Uczucia są w porządku tak długo, dopóki to TY panujesz nad nimi, a nie ONE nad tobą. Qui-Gon Jinn pozwalał sobie na więcej uczuć niż inni Jedi, ale Rada przymykała na to oko, gdyż potrafił zachować kontrolę.
Qui-Gon, Qui-Gon... czemu musiały wciąż powtarzać jego imię? Czemu zaczęły w ogóle o nim rozmawiać? Czy nie rozumiały, jakie to było dla Anakina bolesne?
- Wyczuwam, że wypowiadanie imienia Mistrza Jinna wciąż wywołuje u ciebie burzę emocji – w głosie Adi Galli zabrzmiała przygana. – Zaś smutek po jego śmierci tylko napędza strach o człowieka, którego jeszcze nie straciłeś: twojego Mistrza, Obi-Wana Kenobiego. Te emocje ci nie pomogą, Skywalkarze, a jedynie utrudnią twój trening. Zarówno Qui-Gon, jak i Obi-Wan wiele zrobili, być mógł zostać członkiem Zakonu Jedi. Zamiast drżeć o życie innych, skoncentruj się na zgłębianiu Mocy. Nawet jeśli Obi-Wan zginie podczas swojej misji, Rada znajdzie ci innego Mistrza...
- NIE chcę nikogo innego! – zaprotestował chłopiec. – Obi-Wan jest moim Mistrzem!
Tholothiańska Mistrzyni już szykowała się do zmycia mu głowy, lecz powstrzymała się, słysząc stłumiony chichot drugiej kobiety.
- Cóż za oddanie! – dłonią zakrywając usta, Billaba posłała chłopcu figlarne spojrzenie.
Ze wzrokiem wbity w sufit Mistrzyni Gallia wydała pokonane westchnienie. Ciągłe doprowadzenie Anakina do porządku musiało ją zmęczyć i postanowiła odpuścić.
- Posłuchaj, Skywalkerze – zaczęła Depa – twój Mistrz, Obi-Wan Kenobi jest sprytnym i bardzo silnym mężczyzną. Nie mam wątpliwości, że poradzi sobie z misją na Fenis i wróci do nas cały i zdrowy. Wysłaliśmy go tam, ponieważ wierzymy, że jest najlepszą osobą do tego zadania. Już sam fakt, że z miejsca przyznaliśmy mu tytuł Rycerza Jedi świadczy o jego wysokich umiejętnościach. Rada nie wyróżniła nikogo w taki sposób od tysiącleci. Pokonanie w pojedynku Sitha to jeden z najtrudniejszych testów, przed jakimi może stanąć Jedi. Obi-Wan wyszedł z tej próby zwycięsko, chociaż wszystko było przeciwko niemu.
- Powiedział mi, że miał szczęście – szepnął Anakin. – Że Sith go zlekceważył.
Billaba zamrugała.
- Twój Mistrz jest bardzo skromny, nawet jak na standardy Jedi. Jeszcze nie zostałeś zaznajomiony z historią naszego Zakonu, więc nie rozumiesz, jak wielkim wyzwaniem jest zmierzenie się z Ciemną Stroną Mocy, ale zapewniam cię... NIKT nie wygrywa pojedynku z Sithem dzięki szczęściu! Nawet z Sithem, który jest nazbyt pewny siebie i lekceważy przeciwnika.
Chłopiec wierzył czarnowłosej Mistrzyni, ale wciąż był pełen obaw. W głowie dźwięczały mu słowa Adi Galli:
„Nawet jeśli Obi-Wan zginie podczas swojej misji, Rada znajdzie ci nowego Mistrza."
Nie powiedziałaby tak, gdyby wiszące nad Obi-Wanem zagrożenie nie było realne. Anakin może i był dzieckiem, ale na pewno nie głupim! Niech sobie nie myślą, że mogą w jednej chwili mówić mu, by nie bał się utraty Mistrza, a potem przekonywać, że nie ma się czego bać.
- Wiem, że Obi-Wan... że Mistrz Obi-Wan jest silny! – oznajmił, gniewnie zezując w podłogę. – Ale pojechał na Fenis zupełnie sam. Czy ja... - posłał najpierw jednej, potem drugiej kobiecie pełne nadziei spojrzenie. – Czy ja nie mógłbym do niego dołączyć? Mógłbym mu pomóc, albo...
- To oczywiste, że na obecnym etapie treningu nie możesz towarzyszyć swojemu Mistrzowi podczas misji – poinformowała go Adi Gallia. Jej głos nie był już surowy, tak jak przedtem, ale bezbarwny i informacyjny. Chyba rzeczywiście dała sobie spokój i zrezygnowała z prób nauczenia go kultury. – Nie masz jeszcze miecza świetlnego. Nie umiesz korzystać z Mocy. Gdybyś z nim pojechał, Obi-Wan nie mógłby skoncentrować się na zadaniu. Byłbyś dla niego jedynie ciężarem.
„Ciężarem!"
Jedno z najbardziej znienawidzonych przez Anakina słów, zaraz po okrutnym słowie „niewolnik". Świadomość, że mógłby być dla kogoś ciężarem, bolała bardziej niż uderzenia bata.
Strach w sercu chłopca został niespodziewanie zastąpiony przez złość.
- Skoro nie mógł mnie ze sobą zabrać, to dlaczego w ogóle pojechał?! – Dolna warga Anakina drżała, gdy szeptał rozgoryczonym głosem. – Nawet jeśli jest silnym Jedi, to przecież są jeszcze inni, tak samo silni jak on! Dlaczego Rada wysłała właśnie jego? Dlaczego musiała mnie z nim rozdzielić, chociaż dopiero co został moim Mistrzem? Jest tylu Jedi... Dlaczego właśnie Obi-Wan musiał pojechać? I jak on w ogóle mógł się na to zgodzić?! Obiecał, że będzie mnie uczył... powinien odmówić!
- Zapominasz się, Skywalkerze! – tym razem to Depa poczęstowała go warknięciem.
Podczas gdy jej towarzyszka straciła zapał, ona straciła cierpliwość.
Przestraszony, Anakin znowu skarcił samego siebie za brak kontroli. Ile by dał, by cofnąć się w czasie do momentu, gdy Billaba wciąż chciała być dla niego miła. Jeden pokaz niesubordynacji za dużo i nieodwracalnie wypadł z jej łask. Posłała mu surowe spojrzenie.
- Po pierwsze - podkreśliła dobitnie – nikt nie zapytał twojego Mistrza, czy się na cokolwiek zgadza. Nie wysunięto w jego stronę prośby. Jest Rycerzem Jedi, a Rada wydała mu po-le-ce-nie. Po drugie... tak, to MUSIAŁ być właśnie on. Nie wybraliśmy go ze względu na kaprys, albo dlatego że był pod ręką. Nie zdążyłam ci tego powiedzieć, młody Skywalkarze, ale mieszkańcy Fenis są od bardzo dawna uprzedzeni do Jedi. Ilekroć członek naszego Zakonu próbuje wylądować na ich planecie, z miejsca znajduje się pod odstrzałem. Jedyne wyjątki to Qui-Gon Jinn i jego protegowany, Obi-Wan Kenobi. Kilka lat temu mieli awarię statku i zostali zmuszeni do wylądowania na Fenis. W skutek serii dziwacznych zdarzeń, zdołali przekonać do siebie uprzedzonych ludzi i się z nimi zaprzyjaźnić. Kiedy Władca Fenis po raz ostatni kontaktował się z Radą, wyraźnie dał do zrozumienia, że spośród wszystkich Jedi, wpuści na swoją planetę tylko i wyłącznie tę dwójkę. Właśnie taki był oryginalny zamysł Rady. Zaraz po zakończeniu Kryzysu na Naboo chcieliśmy wysłać Qui-Gona i Obi-Wana na Fenis, zanim sytuacja wymknęłaby się spod kontroli.
Zrobiła krótką przerwę na wzięcie oddechu, po czym mówiła dalej:
- Niestety Qui-Gon zginął – w jej głosie przez krótki moment zabrzmiał żal. – Wobec czego nie mieliśmy innego wyjścia niż wysłać Obi-Wana samego. Nie tylko dlatego, że jest świetnym dyplomatą i jako jeden z nielicznych Jedi umie rozwiązywać problemy bez konieczności sięgania po miecz świetlny. Jest dosłownie jedynym Jedi, którego wpuszczą na Fenis po dobroci. Ze wszystkich osób, które braliśmy pod uwagę, tylko on już był na tej planecie, zna jej mieszkańców i posiada ich zaufanie. Tylko z nim zechcą współpracować. Ponieważ to właśnie on poleciał, jest szansa, że konflikt zostanie rozwiązany bez uciekania się do brutalności i nie będzie aż tylu ofiar. Rozumiesz, jakie to ważne, młody Skywalkarze?
Czując się najohydniejszym i najbardziej egoistycznym dzieckiem w Galaktyce, Anakin przełknął ślinę i pokiwał główką.
Oblicze Billaby nieco złagodniało. Może mimo wszystko postanowiła dać mu kolejną szansę?
- Nie myśl, że ta sytuacja jest trudna wyłącznie dla ciebie – westchnęła, kręcąc głową. – Twój Mistrz stracił wieloletniego mentora i zyskał ucznia. To naturalne, że wolałby polecieć z tobą na Coruscant. Jednakże, jako Rycerz Jedi ma zobowiązania nie tylko wobec ciebie, ale też wobec Zakonu. Nie zaprotestował, gdy Rada przydzieliła mu misję.
- Nie zaprotestował? – Anakin powtórzył słabo.
Ta informacja podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Ile by dał, żeby usłyszeć historię o tym, jak Obi-Wan kłócił się z przełożonymi i krzyczał, że za nic, za żadne skarby nie opuści swojego nowego Padawana! Nie teraz, nie tak szybko! Nie po tak krótkim czasie od śmierci Qui-Gona...
- Mam nadzieję, że gorycz, którą od ciebie wyczuwam, nie jest nakierowana na twojego Mistrza – milcząca od dłuższego czasu Adi Gallia na powrót włączyła się w rozmowę. – Kto jak kto, ale ON akurat jest ostatnią osobą, do której powinieneś mieć pretensje – mruknęła niezadowolonym tonem. - Zwłaszcza po tym, jak wymógł na Radzie pozwolenie podarowania ci padawańskiego warkoczyka.
Kolejny kubeł zimnej wody. Tym razem chłopiec autentycznie poczuł rozchodzący się po ciele chłód.
- To ja... nie miałem mieć warkoczyka? – te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
- Z formalnego punktu widzenia jesteś jeszcze za młody, by być Padawanem – rzeczowo odparła Mistrzyni Billaba.
Że co? „Za młody"?!
Teraz to już Anakin kompletnie nic nie rozumiał. To bezsensu!
- A czy Rada nie mówiła przypadkiem, że jestem za duży na trening? – zapytał, najostrożniej jak tylko potrafił, za wszelką cenę nie chcąc wyjść na kogoś, kto uważa członków Rady za głupków.
Chociaż poniekąd zaczął tak o nich myśleć. Niech się, kurde, zdecydują! Co z nimi nie tak, że najpierw do znudzenia powtarzają mu „za stary, za stary, za stary", a potem nagle stwierdzają, że jest „za młody".
- Szkolenie Jedi składa się z kilku etapów – Billaba zaczęła tłumaczyć. – Od momentu przybycia do Świątyni... czy raczej: zostania przyniesionym do świątyni, zostaje się Adeptem, albo, inaczej: młodzikiem. Wówczas uczysz się pod okiem wielu nauczycieli wraz z innymi dziećmi. To bardzo ważny etap, którego nie można pominąć. Nie tylko ze względu na to, że poznajesz Moc z wielu punktów widzenia i możesz trenować w bezpiecznym środowisku, przygotowując ciało i umysł na niebezpieczeństwa, które napotkasz podczas przyszłych misji. Chodzi też o to, by stać się integralną częścią Zakonu. By nieustannie być otoczonym przez innych Jedi... zacząć traktować ich jak braci i siostry. Jak rodzinę.
„Rodzina."
Podobna koncepcja bardzo przypadła Anakinowi do gustu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak rozpaczliwie pragnie rodziny. Ale czy naprawdę mogli nią zostać jacyś obcy ludzie? I to tacy, których uczono „panowania nad emocjami"?
Już wolałby stworzyć rodzinę z kimś, kogo zdążył choć trochę poznać. Z mężczyzną o opanowanej twarzy i ciepłych niebieskich oczach. Z Obi-Wanem.
Cierpliwie wpatrywał się w Billabę, czekając, co zaraz powie.
- Kiedy Adept kończy dwanaście, trzynaście lat i udaje mu się zdać Próby Adepta... – widząc zdumienie na twarzy chłopca, Mistrzyni uśmiechnęła się ponuro. – Tak, JEST coś takiego. Zanim uznamy, że ktoś jest gotowy, by zostać Padawanem, ta osoba musi najpierw wykazać się podczas egzaminów. Pokazać, że zna nasz Kodeks, dobrze posługuje się Mocą i potrafi używać miecza świetlnego. Chociaż dołączyłeś do Zakonu późno, nie jesteś w tym przypadku wyjątkiem, Skywalkarze.
Serce Anakina wydało kilka podenerwowanych drgnień.
Egzaminy? Będzie musiał pokazać, co potrafi?
- Dopiero po przejściu Prób, Adept staje się kandydatem na Padawana – ciągnęła czarnowłosa kobieta. - Wówczas wolno mu skonstruować własny miecz świetlny i może zostać wybrany przez mentora, który go sobie upatrzy. Kiedy to następuje, Mistrz składa mu przysięgę i następuje rytualne zaplecenie warkoczyka.
- A-ale... ale ja już mam Mistrza – instynktownie dotykając warkoczyka, bąknął Anakin.
- Tak, Obi-Wan Kenobi jest twoim Mistrzem – Billaba skinęła głową. – Nikt tego nie kwestionuje. A mimo to, nie jesteś jeszcze gotowy, by być jego Padawanem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie masz wystarczających umiejętności, by razem z nim brać udział w misjach. Zresztą, jesteś jeszcze na to o wiele za młody. Masz dopiero dziewięć lat. Jak mówiłam, Padawanem zostaje się, będąc minimum dwunastolatkiem. Z formalnego punktu widzenia jesteś Adeptem, dlatego większość Jedi w Świątyni będzie cię nazywać „Adeptem Skywalkarem" nie „Padawanem Skywalkerem". Twój Mistrz doskonale zdaje sobie z tego sprawę. A mimo to nalegał, by złożyć ci przysięgę i zapleść ci warkoczyk.
- Rada stanowczo się temu sprzeciwiła – wzdychając, wtrąciła Gallia. – Jednak Obi-Wan był nieugięty. Chociaż Mistrz Yoda i Mistrz Windu tłumaczyli mu, że w ten sposób tylko bardziej skomplikuje sprawy, uparł się, że z warkoczykiem będzie ci łatwiej. Stwierdził, że w bardzo krótkim czasie zmuszono cię do wyrzeczenia się zbyt wielu rzeczy naraz. Twoja mama została na Tatooine, a Qui-Gon zginął na Naboo. Obi-Wan przekonywał, że dzięki warkoczykowi będziesz miał namacalny dowód więzi z drugą osobą i to zrekompensuje ci... ewentualne kłopoty.
Kłopoty? Ale jakie kłopoty? A, zresztą, kogo to obchodzi! O jakie „kłopoty" by nie chodziło, chłopiec był Obi-Wanowi niewyobrażalnie wdzięczny. A co tam! Miał gdzieś, co czekało go w świątyni! Nawet gdyby musiał walczyć z wielkim i strasznym smokiem kryat, NIE odda swojego warkoczyka!
Ani swojego Mistrza, skoro już o tym mowa.
- Ale on będzie mógł mnie uczyć? – spytał Anakin. – Znaczy... Mistrz Obi-Wan będzie mógł mnie uczyć?
- Nikt mu tego nie zabroni – odparła Mistrzyni Billaba.
Chłopiec odetchnął z ulgą.
- Ale też nikt nie będzie go do tego namawiał – po chwili dodała Mistrzyni Gallia.
Zabrzmiało to tak, jakby Obi-Wan mógł w każdej chwili zmienić zdanie i pokazać protegowanemu drzwi. Anakinowi nie spodobało się, jak to zabrzmiało.
– Zapamiętaj, Skywalkarze – ciągnęła Tholothianka - póki nie przeszedłeś pierwszych Prób, jesteś Adeptem. A żeby w ogóle mieć szansę, by je przejść, będziesz musiał w trzy lata nadrobić umiejętności, których inni uczą się przez kilkanaście lat. Obi-Wan twierdzi... podobnie jak wcześniej jego Mistrz, że masz nieprawdopodobną więź z Mocą, i że podołasz każdemu wyzwaniu. Co jednak nie zmienia faktu, że czeka cię ciężka praca. Zamiast martwić się o swojego Mistrza, powinieneś wykorzystać jego nieobecność, by poświęcić się treningowi i odrobinę zmniejszyć przepaść pomiędzy tobą i innymi dziećmi. To najlepsze, co możesz w tej sytuacji zrobić.
Chłopiec dał sobie chwilę na przenalizowanie tych słów.
Gonić za innymi. Za wszelką cenę starać się ich dogonić, a nawet przegonić. Tak, chyba był w stanie to zrobić. Właśnie to robił przez całe swoje życie. Skoro tego od niego wymagano, zrobi to. Chciał, by Obi-Wan był z niego dumny! Kiedy Obi-Wan wróci ze swojej misji, Anakin pokaże mu, jak bardzo...
Ale zaraz. Brakowało tu pewnej ważnej informacji.
- A właściwie to kiedy Obi-Wan... znaczy, Mistrz Obi-Wan wróci z misji? – chłopiec zapytał, bojąc się odpowiedzi.
Uwalnianie zakładników i zapobieganie wojnie domowej – takie coś nie mogło przecież zajmować jakoś bardzo dużo czasu? Inwazja na Naboo sprawiała wrażenie dłużącej się w nieskończoność, ale w rzeczywistości trwała może z tydzień. Obi-Wan powinien wrócić w miarę szybko. Prawda? Prawda?!
- Ciężko stwierdzić – westchnęła Mistrzyni Billaba. – Wszystko zależy od tego, jak sprawy się potoczą. Niektóre konflikty zostają rozstrzygnięte w kilka dni. Inne ciągną się przez parę tygodni.
Tygodni?! – Anakin pomyślał z przerażeniem.
Dobre przynajmniej to, że nie „paręnaście". Choć patrząc na minę Billaby, zaczął mieć przeczucie, że powiedziała „parę" zamiast „paręnaście", by go bardziej nie przygnębić. No ale, kurde, mimo wszystko!
Parę tygodni bez Obi-Wana. W Świątyni Jedi, z jakimiś dzieciakami i nauczycielami, których będzie oglądał pierwszy raz w życiu. Otoczony przez rówieśników, z których każdy potrafił posługiwać się Mocą lepiej od niego. Nie martwił się tym, że ich nie dogoni – nawet nie brał pod uwagę możliwości, że miałoby mu się NIE udać. Nazwisko „Skywalker" jednak do czegoś zobowiązywało! On, Anakin, miałby nie doścignąć jakiś siusiumajtków w posługiwaniu się Mocą? Z Sebulbą dał sobie radę, ich też ogarnie. To nie problem.
Samotność. Brak rodziny. Brak chociażby jednej bliskiej osoby. TO był prawdziwy problem! To tego Anakin bał się najbardziej.
Nie mógł darować swojemu Mistrzowi, że postawił go w takiej sytuacji. Nawet jeśli to nie była wina Obi-Wana... nawet jeśli Obi-Wan nie miał innego wyjścia i tak jak w przypadku głupich droidów komandosów spełniał po prostu swój obowiązek, to mógł chociaż poświęcić protegowanemu czas i wszystko mu wytłumaczyć.
- Dlaczego nic mi nie powiedział? – rozżalonym tonem wyrzucił z siebie Anakin. – Rozumiem, że musiał polecieć na tę całą planetę Fenis, ale dlaczego zrobił to tak... tak... tak bez słowa?
Adi Gallia uniosła brew.
- Właściwie to Obi-Wan miał rozpocząć swoją misję już wczoraj – oznajmiła lodowatym tonem. – Ale powiedział Radzie, że powinien być z tobą, gdy będziesz odlatywał na Coruscant. Chciał spędzić z tobą jeszcze chwilę czasu i na spokojnie ci wszystko wytłumaczyć. Niechętnie wyraziliśmy zgodę. Jak widać, niepotrzebnie. Z tego, co nam wiadomo i tak nie dałeś swojemu Mistrzowi okazji, by powiedział ci o swojej misji.
Chłopiec zbladł. Dopiero teraz dotarło do niego, jak idiotyczne zadał pytanie... i w jak idiotyczny sposób się wcześniej zachował! Nagle wszystko nabrało sensu.
To dlatego Obi-Wan nalegał na rozmowę. To dlatego powiedział Anakinowi, że nie zdoła mu niczego wyjaśnić, gdy już wsiądą na prom... nie, poprawka! Gdy Anakin wsiądzie na prom. Sam. Bez niego.
To dosyć ważne, Padawanie. Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Głos Obi-Wana, gdy to mówił. I, co gorsza, oczy Obi-Wana w momencie, gdy Anakin wsiadał do windy.
Obi-Wan szykował się do trudnej misji. Wiedział, że może nie zobaczyć swojego ucznia przez... nie wiadomo ile dni. Próbował powiedzieć o tym Anakinowi – prawdopodobnie też trochę go uspokoić – ale Anakin mu nie pozwolił.
Dlaczego mu nie pozwoliłem? – wyrzucił sobie zrozpaczony chłopiec.
Doskonale wiedział, dlaczego – chciał pożegnać się z Padme. To było dla niego bardzo ważne. Istniała spora szansa, że więcej się nie zobaczą, dlatego poświęcił możliwość pożegnania się z Obi-Wanem na rzecz przekazania dziewczynie dysku.
Ale przecież nie miał pojęcia, że cokolwiek poświęca! Nie miał pojęcia, że ma ostatnią szansę, by porozmawiać ze swoim Mistrzem przed kilkutygodniową rozłąką. Jeśli nie ostateczną rozłąką. A co jeśli Obi-Wan zginie?!
Anakin próbował myśleć pozytywnie – powtarzał w głowie słowa Depy Billaby, gdy podkreślała, że Kenobi jest silny, że na pewno do nich wróci... ale przecież wciąż istniało prawdopodobieństwo, że mógł NIE wrócić! I co wtedy?! Gdyby się okazało, że rozmowa na lądowisku była ich ostatnią rozmową, to... to...!
Chłopiec czuł, że zaraz się rozpłacze. Nie mógł sobie podarować, że zachował się w taki, a nie inny sposób. Że pozwolił Obi-Wanowi odlecieć, racząc go jedynie krótkim lekceważącym wyjaśnieniem spomiędzy zamykających się drzwi windy! Powinien zrobić tak, jak mu kazano i po prostu przekazać dysk Padme za pośrednictwem R2. Gdyby mógł cofnąć czas, chciałby chociaż przytulić się do Obi-Wana... przylgnąć policzkiem do jego tuniki, poczuć jej ciepło i zapach. Mieć świadomość, że ich ostatniemu spotkaniu przed rozstaniem towarzyszyły dobre, pozytywne emocje.
Uparcie powstrzymywał napływające do kącików oczu łzy.
O nie, nie ma mowy! Nie zrobi tego! Już wystarczająco napłakał się na Naboo... Nie rozpłacze się przed członkiniami Rady Jedi. Nie rozpłacze się, nie rozpłacze się, nie rozpłacze się!
- Roztrząsanie minionych wydarzeń nie ma sensu – powiedziała Adi Gallia. – To przyszłość się liczy. Tak jak mówiłam, przyłóż się do treningu, Skywalkerze. Postępy, które uczynisz, ucieszą twojego Mistrza bardziej niż przeprosiny lub robienie sobie wyrzutów.
- Przed wylotem Obi-Wan nagrał dla ciebie holowiadomość – sięgając do sakwy przy pasie, szepnęła Depa Billaba. – Zanim wsiadł do myśliwca, poprosił, bym ci ją przekazała. Możesz odsłuchać ją w samotności.
Zagryzając dolną wargę, chłopiec wyciągnął drżącą rączkę po holoprojektor. Pożegnał się z Mistrzyniami Jedi, a gdy tylko wyszedł na korytarz, zerwał się do biegu.
Na promie było mnóstwo wolnych kajut z wygodnymi kanapami i pufami, jednak nie zaanektował dla siebie żadnej z nich. Zamiast tego podreptał do maszynowni. Umościł swoje drobne ciałko pomiędzy nieaktywnymi astrodroidami, tuż pod skupiskiem metalowych części i kabli, w których tak uwielbiał grzebać. Podłoga, którą czuł pod pupą, była twarda i zimna, ale nie chciałby być gdziekolwiek indziej. Podciągnął kolana prawie pod samą brodę, położył holoprojektor na podłodze, wziął głęboki oddech i kliknął przycisk do odtworzenia wiadomości.
Zamigotała przed nim postać Obi-Wana – półprzezroczysta i niebieska, wielkości dziewczęcej lalki. Wirtualny Kenobi stał z dłońmi ukrytymi w rękawach płaszcza. Wyglądał na bardzo czymś zmęczonego.
Tym czymś mogło być chodzenie po pałacu przez całą noc i szukanie zagubionego Padawana. Albo próby zwrócenia uwagi tego samego Padawana, gdy tamten rozglądał się za dyskiem.
Chłopiec poczuł, że w gardle tworzy mu się nieprzyjemna gula.
- Anakinie... - Obi-Wan zaczął, głęboko wzdychając. - Liczyłem, że powiem ci to wszystko w cztery oczy, jednak obawiam się, że zabrakło mi czasu.
Opanowanie, z jakim wypowiedział te słowa, bolało bardziej, niż gdyby zwrócił się do ucznia z pretensją w głosie.
Anakin czuł, że nie zasługuje na podobną wyrozumiałość. Nie zasługiwał na to, by jego Mistrz przekazywał mu wiadomość w tak łagodny sposób, jakby nic się nie stało, jakby rozmowa na lądowisku w ogóle nie miała miejsca. Chłopiec pamiętał smutek, który dostrzegł w oczach Obi-Wana tuż przed zamknięciem windy. Wiedział, że sprawił Obi-Wanowi przykrość. Wolałby, żeby Obi-Wan wyglądał na choć trochę urażonego, zamiast udawać, że nic się nie stało.
Wirtualny Kenobi mówił dalej:
- Rada naciska na mnie, bym niezwłocznie udał się z misją na planetę Fenis. Mam nadzieję, że któryś z Mistrzów dokładnie wytłumaczył ci, dlaczego tak ważne było, żebym to JA ułagodził panujący tam konflikt. Mieszkańcy Fenis są nieco uprzedzeni do Jedi, jednak kilka lat temu mnie i Qui-Gonowi udało się pozyskać ich zaufanie. Dzięki temu, że to właśnie JA polecę z misją na tę planetę, być może uda się rozwiązać problem bez użycia siły, a bezbronni cywile nie będą musieli tracić życia w bezsensownym konflikcie. To dla mnie ważne, żeby im pomóc. Mam nadzieję, że to zrozumiesz, Anakinie.
Żadna nowość. Mniej więcej to samo chłopiec usłyszał od Depy Billaby. Ale z jakiegoś powodu usłyszenie tego samego z ust Obi-Wana bolało dwa razy mocniej.
„Mam nadzieję, że to zrozumiesz, Anakinie".
Brzmiało to trochę tak, jakby Kenobi był zapracowanym ojcem, który już któryś z kolei raz wyjeżdżał w podróż biznesową i tłumaczył jedynemu dziecku, dlaczego nie może poświęcić mu czasu.
Najpierw droidy, teraz wojna domowa.
Anakin naprawdę NIE chciał być egoistą. Naprawdę miał w sobie mądrzejszego i dojrzalszego chłopca, który rozumiał, że wcale nie jest zaniedbywany... że zamiast mieć pretensje powinien być dumny ze swojego Mistrza, który zachowywał się tak, jak przystało na prawdziwego Jedi.
Rzecz w tym, że drugi chłopiec w jego wnętrzu, ten sam, który tęsknił za czasami, gdy wciąż mieszkał na Tatooine i posiadał pełnię uwagi jedynego rodzica... ten chłopiec nie przestawał zastanawiać się, kiedy wreszcie Obi-Wan poświęci uwagę wyłącznie jemu!
- Zostawiam ci tę wiadomość, byś nie czuł się aż tak zagubiony, gdy rozpoczniesz treningi w Świątyni – głos Kenobiego przebił się przez ścianę ponurych rozmyślań. - Domyślam się, że z początku będzie ci bardzo ciężko... zwłaszcza, że nie będzie mnie przy tobie i zostaniesz otoczony przez wiele nieznanych twarzy. Mimo to, spróbuj być dzielny! Nawet jeśli nie będziesz czegoś rozumiał, albo poczujesz, że nie idzie ci tak dobrze, jak byś chciał, nie pozwól, by smutek i strach przejęły nad tobą kontrolę.
Oczy wirtualnego Obi-Wana miały w sobie tyle troski. Anakin poczuł, że nie mógłby im niczego odmówić.
Dobrze, Mistrzu – pomyślał, ignorując spływającą po policzku pojedynczą łzę.
- Pamiętaj, że nie jesteś sam. Choć nie wszyscy Mistrzowie w Świątyni są tak mili jak Qui-Gon, to zapewniam cię, że każdy z nich zrobi wszystko, by ci pomóc. Nawet jeśli ktoś będzie cię krytykował, to wiedz, że ma na uwadze głównie twoje dobro. Nie bój się zadawania pytań i nie wahaj się prosić innych o pomoc. Mój najlepszy przyjaciel... Chociaż nie, do niego chyba jednak nie powinieneś chodzić z problemami, przynajmniej na razie.
Obi-Wan skrzywił się, jednak po chwili pokręcił głową i mówił dalej:
- W każdym razie, wiedz, że chociaż to ja jestem twoim Mistrzem, inni Jedi też są do twojej dyspozycji i możesz do nich pójść, gdy masz jakiś kłopot. Z członków Rady Jedi, Mistrzyni Billaba jest w miarę łagodna... choć nie myl jej uśmiechu z pobłażliwością.
Taaa, Anakin już zdążył się o tym przekonać.
- Jestem pewien, że chętnie odpowie na twoje pytania. Mistrz Plo Koon również jest bardzo miły. To najlepszy pilot Zakonu. Podobnie jak ty, uwielbia myśliwce. Na pewno znajdziecie wspólny język. Wśród Jedi spoza Rady, Mistrzyni Luminara Unduli i Mistrz Ares Portokalos są osobami, do których możesz się zwrócić. To moi bliscy przyjaciele i w pełni im ufam. Jeśli im powiesz, że jesteś moim Padawanem, nie zawahają się ci pomóc.
Anakin miał gdzieś innych Mistrzów – to od Obi-Wana chciał się uczyć i prosić go o rady! Powinien docenić fakt, że Obi-Wanowi chciało się nagrać tę wiadomość... I że Obi-Wan zrobił to z taką dokładnością, myśląc wiele kroków do przodu i podając imiona swoich przyjaciół, w razie gdyby jego uczeń czuł się zagubiony i nie miał do kogo się zwrócić. Anakin powinien być za to wdzięczny. Problem w tym, że był tylko dzieckiem i nie potrafił.
Umiał myśleć tylko o tym, jak bardzo tęskni za Obi-Wanem i jak wiele by oddał, żeby Obi-Wan nie musiał mu tego wszystkiego mówić. Żeby był z nim, zamiast wałęsać się po jakiś obcych systemach.
Przez moment wydawało się, że to już koniec nagrania, bo Kenobi przez długi czas milczał. Młody mężczyzna zaciskał wargi i patrzył w dół, jakby toczył wewnętrzną walkę. Aż wreszcie podniósł wzrok.
- Pewnie nie powinienem tego mówić, ale... - zawahał się, zamknął oczy i wyszeptał. – Już za tobą tęsknię, Anakinie. Proszę, nie mów nikomu, że powiedziałem coś takiego – dokończył zbolałym tonem.
Chłopiec gwałtownie wciągnął powietrze. W życiu nie pomyślałby, że Obi-Wan coś takiego powie! Że otwarcie przyzna się do tęsknoty za kimś, a już zwłaszcza za swoim niepokornym Padawanem! Zadziwiające, że tego opanowanego, prawie nigdy nie okazującego emocji faceta stać było na powiedzenie czegoś takiego!
Anakin był zauroczony, a jednocześnie nie rozumiał, dlaczego poproszono go o zachowanie usłyszanych słów w sekrecie. Dlaczego Obi-Wan miałby robić tajemnicę z powiedzenia czegoś tak... cudownego? Z czegoś, co wypełniło serduszko Anakina ciepłem, którego nie czuł od czasu opuszczenia Tatooine. Z czegoś, co dało mu nadzieję, że zdoła jakoś przetrwać te pierwsze tygodnie w Świątyni bez swojego Mistrza.
- Przykro mi, że nie będę mógł z tobą być, gdy zaczniesz stawiać pierwsze kroki w Zakonie – Obi-Wan mówił dalej, patrząc przed siebie z wyrazem, jakby kogoś szukał. Prawdopodobnie Anakina, który dopiero niedawno zniknął w windzie. – Ale mimo to wierzę, że sobie poradzisz. Jesteś mądrym i dzielnym chłopcem, który nigdy się nie poddaje. Nawet, gdy będzie ci ciężko, na pewno znajdziesz w sobie siłę, by wytrzymać do mojego powrotu. Na wypadek, gdybyś miał jakieś wątpliwości, obiecuję ci, że wrócę! Nie martw się o mnie, Anakinie.
Drobne wargi chłopca zadrżały od niekontrolowanych emocji.
„Obiecuję ci, że wrócę."
„Nie martw się o mnie."
Obi-Wan odgadł, że jego uczeń będzie się martwił. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie zdołał tak dobrze poznać Anakina?
Z głośniczka dobiegł głos nienależący do Kenobiego. Obi-Wan obrócił głowę, by popatrzeć na osobę, która go zawołała, a potem znów spojrzał na chłopca. Spojrzał na niego, choć nie mógł go widzieć – a przynajmniej nie w chwili nagrywania wiadomości.
- Do zobaczenia wkrótce – wyszeptał, uśmiechając się ponuro. – Niech Moc będzie z tobą!
I to był już koniec. Holoprojektor zaszumiał, a wirtualny Obi-Wan zniknął. Anakin włączył nagranie jeszcze raz i przewinął je do ostatniej linijki.
- Do zobaczenia wkrótce. Niech Moc będzie z tobą!
Po policzkach chłopca popłynęły łzy. Wyczerpanie wywołane nieprzespaną nocą, niespodziewane rozstanie z Mistrzem, a na koniec jeszcze przepełniona emocjami wiadomość – to było za wiele!
Dobrze, Mistrzu – cicho szlochając, pomyślał Anakin. – Będę mądry i dzielny. I na pewno się nie poddam! Będę ciężko trenował, tylko wracaj... wracaj jak najszybciej!
Tuląc do siebie maleńkie urządzenie, pozwolił górnej części ciała opaść na podłogę i zwinął się w kulkę. Wszechświat jeszcze nigdy nie wydawał mu się tak zimny, straszny i pusty.
Pierwsza część kolejnego rozdziału w niedzielę (24.05.2020), a druga w czwartek (28.05.2020).
Za korektę jak zawsze dziękuję Mishi Akaitori ;)
Do osób, które spodziewały się nieco "ostrzejszej" konfrontacji z Windu - bądźcie cierpliwi. To nie koniec spięć Anakina z Macem. Bomba jest już przygotowana, ale zostanie odbezpieczona w jednym z kolejnych rozdziałów.
Pewnie już się tego domyśliliście, ale na jakiś czas Anakin zostanie rozdzielony z Obi-Wanem. Naszemu biedactwu będzie trochę ciężko, ale nie martwcie się - kiedy Kenobi wreszcie wróci, zrobi się napraaawdę ciekawie.
Swoją drogą, jestem ciekawa, czy domyślacie się, kto odpowiada za wysłanie naszego dzielnego świeżo mianowanego Jedi na misję?
Dziękuję wam za wszystkie gwiazdki i komentarze! A także za dodawanie "Człowieka Czynu" do biblioteki oraz wszystkie prywatne wiadomości, które mi wysyłacie. Czuję się bardzo doceniana i kochana, a to naprawdę świetnie wpływa na Wenę <3
Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top