Rozdział 4 - Sugestia kanclerza (Część 2)
Chłopiec zamrugał. Przedstawić? Miałby poznać nauczyciela Qui-Gona? Propozycja brzmiała kusząco, ale też trochę strasznie. Anakin wciąż nie pamiętał, co Qui-Gon i Obi-Wan mówili o Dooku, ale mógłby przysiąc, że nie były to same pozytywne rzeczy.
Uświadomił sobie, że od dłuższego czasu milczy, więc posłał Palpatine'owi przepraszające spojrzenie.
- Ja... nie wiem, Ekscelencjo. Już tak wiele dla mnie zrobiłeś. Jeszcze nie podziękowałem za to, że pozwoliłeś mnie i Qui-Gonowi spać w swoim apartamencie.
- To drobiazg, drogi chłopcze – Kanclerz niedbale machnął ręką. – Na co komu dodatkowy kąt do spania, jak nie po to, by udostępnić go tym, którzy go potrzebują? Nie żałuję tego, że wam pomogłem. Dobrze wiem, jak bardzo Jedi są skryci. Przed oficjalnym przyjęciem do Zakonu nie pozwalają obcym spać w swoich skromnych progach.
Przykre, ale prawdziwe. Teraz, gdy o tym myślał, Anakin uznał, że to niefajne ze strony Jedi. To naprawdę niefajne, że ci szlachetni, bezinteresowni Jedi mieli tak straszny problem, by pozwolić małemu chłopcu spędzić kilka nocy na terenie świątyni. Zwłaszcza, że wspomniany chłopiec nie potrzebował wiele. Miękkie łóżko brzmiało świetnie, ale zadowoliłby się też kocem na podłodze. Serio.
- Wracając do Hrabiego Dooku - zagaił Palpatine – na pewno domyślasz się, dlaczego chciałbym was sobie przedstawić. Nie chodzi wyłącznie o to, że mój znajomy lubi przebywać w towarzystwie zdolnych młodych umysłów, a ty lubisz przebywać w towarzystwie mądrych Mistrzów Jedi. Czy też, byłych Mistrzów.
„Zdolny młody umysł?" Anakinowi spodobało mu się to określenie. Lecz nadal nie wyłapał, do czego zmierza rozmówca. Nie chcąc stracić reputacji mądrego dziecka, postanowił milczeć i zaczekać, aż Kanclerz sam mu to wyjaśni.
- Życie nie zawsze prowadzi nas drogą, którą sobie wymarzyliśmy – zamyślonym tonem powiedział starszy mężczyzna. – Ale może być tak, że zupełnie inna droga zaprowadzi nas do wymarzonego celu. Gdy byłem w twoim wieku, chciałem być żołnierzem. Walczyć za swoich. Ale życie chciało inaczej, więc zostałem politykiem. Nie skarżę się, bo wciąż robię dokładnie to, czego zawsze chciałem. Pomagam innym. Ty także mógłbyś pomagać innym, młody Skywalkerze. Mógłbyś nauczyć się korzystać z Mocy. Nawet gdybyś nie został Jedi.
Myśl o porzuceniu marzeń o Zakonie Jedi... Myśl o opuszczeniu Tatooine i ukochanej mamy na darmo była tak przykra, że buzia chłopca wykrzywiła się w zbolały grymas.
- Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby Rada jednak cię zaakceptowała – Palpatine uspokajająco uniósł ręce. – Jeśli są choć w połowie tak mądrzy, za jakich ich uważam, pozwolą ci na trening. ALE - tu mina Kanclerza stała się bardzo poważna – ich odmowa wciąż jest ewentualnością. Zaś mądry człowiek jest przygotowany na każdą ewentualność. Dlatego proponuję ci pomoc, drogi chłopcze. Jeśli jakimś cudem zostaniesz odrzucony przez Jedi, przedstawię cię Hrabiemu Dooku i spróbuję przekonać go, by przekazał ci te same umiejętności co niegdyś Qui-Gonowi Jinnowi.
- Co?! – Anakin nie potrafił powstrzymać zdumionego okrzyku. – Miałbym zostać jego uczniem?
- Cóż, tak. Jeśli zostałbyś w sytuacji bez wyjścia.
Umysł chłopca pracował na pełnych obrotach. Uczyć się bycia Jedi od kogoś, kto odszedł z Zakonu? Dotychczas nawet nie miał pojęcia, że podobna opcja wchodziła w grę! To zbyt niespodziewane, zbyt... ech.
Jeszcze trudniej było mu poukładać to sobie w głowie, biorąc pod uwagę fakt, że chodziło o nauczyciela Qui-Gona. Hmm... tak zupełnie teoretycznie, gdyby Anakin uczył się u tego samego Mistrza, co Qui-Gon, to pod koniec szkolenia byłby na poziomie Qui-Gona. Nie? Cóż, byłoby fajnie. Jednak Anakin był dostatecznie mądrym dzieckiem, by rozumieć, że w praktyce to tak nie działało.
Nie mógł się zdecydować, co o tym myśli. I czy ten pomysł w ogóle mu się podoba.
Tak czy siak, nie zaszkodziło dowiedzieć się więcej.
- Ten cały Dooku – chłopiec odezwał się niepewnie. – Czy on jest... miły?
Czy ma tak samo ciepłe oczy jak Qui-Gon? Albo Obi-Wan. Obi-Wan miewa czasami bardzo ciepłe oczy.
Palpatine chwilę się zastanowił.
- To zależy, co rozumiesz pod tym określeniem, młody Skywalkerze – powiedział wreszcie. – Największym wyzwaniem dla każdego nauczyciela jest znalezienie odpowiedniej granicy pomiędzy dyscypliną i pobłażliwością. Mistrz Dooku opanował podobną sztukę do perfekcji. To zarazem wymagający, ale i cierpliwy mentor. Tak... po namyśle wydaje mi się, że na swój sposób jest miły.
- Niby z której strony?! – zawołał wzburzony kobiecy głos.
Zza rogu nadeszła Padme. Choć Anakin potrzebował chwili, by upewnić się, czy to na pewno ona, a nie któryś z kolei sobowtór. Nadal nie przywykł do oglądania jej w makijażu Królowej. A tym bardziej do oglądania jej tak poruszonej!
Z wypisanym na buzi szokiem obserwował, jak dziewczyna staje obok Palpatine'a i władczo kładzie dłonie na biodrach.
- Zazwyczaj poradziłabym ci, byś słuchał naszego nowego Kanclerza, bo to ktoś, od kogo można się wiele nauczyć – mruknęła niezadowolonym tonem. – Jednak teraz nie mogę tego zrobić. Hrabia Dooku to naprawdę paskudny człowiek, Ani. I okropny materiał na mentora!
Paskudny? Aż tak?!
Anakin nie mógł uwierzyć, że Padme użyła właśnie tego słowa. Nie przyszłoby mu do głowy, że była zdolna mówić w ten sposób o kimkolwiek. Nawet o Wicekrólu Federacji, który przecież wyrządził jej poddanym tyle złego, wyrażała się co najwyżej z chłodną niechęcią.
Kim ten Dooku, kurka, był?
- To dość jednostronny i niesprawiedliwy punkt widzenia, moja droga - Palpatine teatralnie westchnął. – I, jak mi się wydaje, nie do końca obiektywny. Musisz wiedzieć, Anakinie, że Jej Wysokość spotkała kiedyś Hrabiego na Międzygalaktycznym Sympozjum. Nie pamiętam dokładnie, czego dotyczyło, ale wydaje mi się, że Hrabia niezbyt pochlebnie wyraził się o wygłoszonym przez Jej Wysokość wykładzie. Wytknął słabości przedstawionych wniosków i przedstawił kontrargumenty. Od tamtej pory za sobą... cóż... nie przepadają.
Padme zaczerwieniła się.
- No naprawdę, moja droga – Kanclerz pokiwał głową. – Nie mogę uwierzyć, że po tak długim czasie nadal jesteś uprzedzona do Hrabiego.
- A ja nie mogę uwierzyć, jak możesz znosić towarzystwo tego okropnego człowieka, Ekscelencjo – odparowała Królowa. – A poza tym... - Pierwszy raz odkąd się poznali, chłopiec zauważył u niej spadek pewności siebie. – Przestawiłeś wydarzenia z tamtego Sympozjum w dość łagodny sposób. Że Dooku „niepochlebnie wyraził się" o moim wykładzie to mało powiedziane! Tak naprawdę on mnie... - wyraźnie zawstydzona, zacisnęła zęby. – Do tego nazwał mnie...!
Anakin nie wiedział, jak dokładnie Hrabia nazwał Padme, ale był pewien, że kiedyś utnie mu za to głowę.
Że niby Wielki Mistrz? Koleś, któremu dorównują jedynie Yoda i Windu? A niech sobie nawet będzie lepszy od ich obu razem! Chrzanić to! Każdy, kto śmiał nie lubić Padme nadawał się jedynie do wycierania podłogi. Obciętymi kończynami.
- Doświadczeni wiekiem mężczyźni czasem mają niemiły zwyczaj lekceważenia młodszych od siebie – Kanclerz posłał dziewczynie pobłażliwy uśmiech. – Nie bierz tego osobiście, Pani. Są dużo gorsze zniewagi niż „idealistyczna smarkula".
Uciąć łeb to za mało – zdecydował Anakin. – Gnój umrze w męczarniach!!!
- Ty też jesteś doświadczony wiekiem, Ekscelencjo – powoli odzyskując opanowanie, zauważyła Padme. – A wcale mnie tak nie nazywasz.
- No cóż, znamy się już dość długo, czyż nie? – Palpatine poklepał ją po ramieniu. – Dooku też zapewne by zyskał, gdybyś lepiej go poznała. Ocenianie człowieka po jednym Sympozjum jest co najmniej krzywdzące.
- Zapewne, Ekscelencjo – westchnęła Królowa. – Ale Anakina nie znam po jednym Sympozjum. I jestem pewna, że nie byłby szczęśliwy, mając za mentora kogoś takiego jak Dooku. Skąd w ogóle taki pomysł? Z tego, co mi wiadomo, Hrabia opuścił Zakon. Ale chyba nie namawiasz Aniego, by zrezygnował z marzeń o zostaniu Jedi? – spytała zaniepokojonym tonem.
- Ależ skąd, moja droga! – starszy mężczyzna zaśmiał się serdecznie. – Po prostu podsuwam mu bardzo dobrą alternatywę, na wypadek gdyby inni uniemożliwili mu realizację marzeń. Ktoś powinien pomyśleć o jego przyszłości, nie uważasz?
- Ja również myślałam o jego przyszłości – Padme posłała Anakinowi łagodny uśmiech. – Ani, chcę żebyś wiedział, że w żadnym wypadku nie zostaniesz sam. Zawsze możesz zostać ze mną, na Naboo.
Chłopiec odwzajemnił gest. Przez chwilę wodził wzrokiem pełnym wdzięczności od młodej Królowej do Kanclerza. Choć mieli zupełnie inne koncepcje, cieszyło go, że tak się o niego troszczyli. Że pomimo obowiązków znajdywali czas, by o niego zadbać. By mu pomóc.
Może wcale nie będzie tak źle? Pomimo odejścia Qui-Gona...
- Nie mam wątpliwości, że Anakin byłby z tobą bardzo szczęśliwy, Pani – zaczął Palpatine – natomiast nie jestem pewien, czy Mistrz Jinn byłby szczęśliwy, widząc, że historia tego chłopca znalazło swoje zakończenie właśnie tutaj.
Zarówno Anakin, jak i Padme gwałtownie wciągnęli powietrze.
To prawda – z łomoczącym dziko serduszkiem uświadomił sobie chłopiec.
Qui-Gon zabrał go z rodzinnej planety... z ramion ukochanej mamy w konkretnym celu. Żeby mógł zostać Jedi. Nie pupilkiem pięknej dziewczyny.
Nawet tak czułej i zjawiskowo pięknej jak Padme.
- Zawsze podziwiałem tych, którzy zostali wyróżnieni przez ten dziwny byt zwany Mocą – kładąc chłopcu dłonie na ramionach, wyznał Palpatine. – Niewiele o niej wiem, ale uważam ją za dar, którego nie należy marnować. To twój dar, młody Skywalkerze. Dlatego sądzę, że jeśli Jedi cię odrzucą, powinieneś przynajmniej porozmawiać z Mistrzem Dooku.
- No naprawdę, Ekscelencjo... - Królowa wydała zrezygnowane westchnienie. – Nie chcę kolejny raz sprzeczać się z tobą o Dooku, ale uważam, że byłoby lepiej, gdybyś nie rzucał stwierdzeń w stylu „jeśli Jedi cię odrzucą". Nie powinieneś namawiać nikogo do martwienia się rzeczami, które jeszcze nie miały miejsca. Wystarczy, że Ani sam z siebie się tym zamartwia.
Miała rację. Odkąd uświadomił sobie, że może zostać wybrany do Zakonu, ale nie zostać wybranym przez Mistrza, zamartwiał się jak szalony.
Uwielbiał Qui-Gona, lecz myśl, że tylko Qui-Gon chciałby go uczyć, sprawiała, że czuł się kompletnie bezwartościowy. Jak popsuty miecz świetlny Obi-Wana. Czy raczej jego szczątki.
- A czy naprawdę możemy go winić za to, że się zamartwia, Pani? – spytał Palpatine. – Wybacz, ale jak dotąd nie słyszałem, by jakikolwiek Jedi pochwalił go za to, jak bohatersko ocalił naszą planetę. Hrabia Dooku może i nie jest ostoją wyrozumiałości, ale przynajmniej potrafi docenić czyjąś odwagę. Uwierz mi, moja droga, kieruję się jedynie dobrem naszego małego przyjaciela. Bardzo nie chciałbym, żeby skończył jako zmarnowany potencjał bez Mistrza. Albo, żeby czuł się niechciany...
- Anakin nie jest niechciany! – powiedział stanowczy męski głos.
Chłopiec, Kanclerz i Królowa jednocześnie obrócili głowy. Anakin rozpoznał głos Obi-Wana, ale dopiero kiedy zobaczył starszego kolegę na własne oczy, uwierzył, że śmiałe stwierdzenie naprawdę pochodziło od niego.
Kenobi stał nieopodal nich i wyglądał tak, jak zwykle. Opanowany wyraz twarzy, dłonie schowane w rękawach płaszcza... A mimo to, coś się w nim zmieniło. Ale nie w jego wyglądzie. Bardziej... w powietrzu.
Jakby nie był już tą samą osobą, tylko kimś wyższym i silniejszym.
- Anakin NIE jest niechciany – powtórzył, identycznym tonem, co wcześniej. – I będzie miał Mistrza.
Wprawił tym Kanclerza w kompletne osłupienie. Padme rozpromieniła się w sposób, jakby ktoś sprawił jej miłą niespodziankę. A Anakin...
Z niewyjaśnionych sobie powodów Anakin poczuł tę samą mieszaninę emocji, jak wtedy, gdy dowiedział się, że nie jest już niewolnikiem. Chciał zadać tak wiele pytań: Jak to? Czemu? Na pewno? A jednocześnie jakaś część jego już zaczęła przyzwyczajać się do myśli, że wszystko będzie w porządku.
- Proszę o wybaczenie, Ekscelencjo – Obi-Wan skłonił się przed Kanclerzem. – Powinienem dać znać o swojej obecności w nieco subtelniejszy sposób. Zwłaszcza, że wszedłem z butami w sam środek dyskusji. Podkreślam, że nie chciałem być niegrzeczny.
Palpatine wreszcie otrząsnął się z szoku.
- Ależ skąd, Mistrzu Kenobi! – zawołał, przyjacielsko rozkładając ręce. – Kocham demokrację i uważam, że różnorodność opinii jest... - widząc szok na twarzy młodego mężczyzny, urwał w pół zdania. – O? Czyżbym w jakiś sposób cię uraził?
Anakin, już nieco lepiej wprawiony w rozszyfrowywaniu starszego kolegi, bez problemu zinterpretował dziwaczną minę Obi-Wana. To była mina kogoś, kto bardzo chce wytknąć rozmówcy błąd, ale nie ma bladego pojęcia, jak się wytyka błędy osobom ważniejszym od siebie.
- Nie, Ekscelencjo – Jedi ostatecznie zdecydował się na pokorne spojrzenie i uprzejmy ton. – Po prostu przez całe życie byłem nazywany „Padawanem Kenobim" albo po prostu „Obi-Wanem". Dopóki nie przejdę prób i nie zostanę pełnoprawnym Jedi, nie oczekuję, by ktoś tytułował mnie „Mistrzem".
- Och! A więc Rada jeszcze ci nie powiedziała?
- O czym, Kanclerzu?
Palpatine uśmiechnął się, jak magik przeciągający napięcie, przed dokończeniem sztuczki. Miał teraz absolutną uwagę rozmówców. Ciężko stwierdzić, kto z otaczającej go trójki, był najbardziej zaintrygowany. Choć Obi-Wan ukrywał swoje zaciekawienie zdecydowanie najlepiej.
- Należą się gratulacje z okazji awansu – przywódca Republiki posłał młodemu mężczyźnie pełne uznania skinienie.
- Przepraszam... awansu? – Kenobi uniósł brwi.
- Gdy leciałem tutaj promem, miałem okazję usłyszeć fragment dyskusji, którą prowadziła Rada Jedi. Nie poszli do osobnego pomieszczenia, więc wywnioskowałem, że temat rozmowy nie jest tajemnicą. Mówili o decyzji, którą w zasadzie już podjęli. Uznali, że pokonanie Sitha było równoznaczne ze zdaniem Prób, i że nie musisz już przechodzić żadnych testów. Postanowili uczynić cię pełnoprawnym Rycerzem Jedi. Uważam to za uczciwe i bardzo zasłużone wyróżnienie. Gratulacje.
Powieki Obi-Wana osiągnęły chyba maksymalny poziom rozszerzenia. Przez moment do złudzenia przypominały wielkie gały C-3PO. Gdyby nie żal po Qui-Gonie, Anakin uznałby ten widok za zabawny.
Zamiast tego zafiksował wzrok na Obi-Wanie, czekając, co za chwilę powie. Jaka będzie jego pierwsza reakcja po opadnięciu szoku. Cóż, chyba odpowiednią reakcją byłaby radość?
Nie, błagam, tylko nie radość! – chłopiec pomyślał z przerażeniem.
Nie dlatego że nie cieszył się z awansu Obi-Wana. Przeciwnie, uważał to za dobrą wiadomość. Po prostu oglądanie zbyt wyraźnych oznak radości tak krótko po śmierci Qui-Gona byłoby... nie do zniesienia!
Nie wpadaj w euforię! – w milczeniu błagał Obi-Wana. – Proszę, tylko nie wpadnij w euforię!
Póki co Kenobi konsekwentnie nosił na twarzy wyraz kompletnego zdumienia.
- Zgadzam się z Kanclerzem – Padme niepewnie przerwała milczenie. – Uważam, że Rada podjęła bardzo dobrą decyzję. W moim oczach byłeś pełnoprawnym Jedi już w dniu, gdy cię poznałam – nieznacznie uśmiechnęła się do Obi-Wana. – To, jak broniłeś moich ludzi, tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
Młody mężczyzna lekko potrząsnął głową, jakby wyrywał się z otępienia. Etap szoku wreszcie dla niego minął. Ku uldze Anakina, nie zastąpił go wyraz euforii. Ani nawet wyraz radości. Zastąpiła go... cóż... nieco łagodniejsza odmiana zdziwienia.
- Proszę o wybaczenie, Ekscelencjo - Kenobi przemówił bardzo powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Nie chciałbym, żebyś pomyślał, że wątpię w twoją szczerość, ale... Mam powody przypuszczać, że być może źle zrozumiałeś intencje Rady? Przechodzenie Prób to bardzo stary zwyczaj Jedi. Jest powszechnie wiadome, że wszyscy członkowie Zakonu muszą zdać ten ważny egzamin, zanim staną się Rycerzami. Rada nie uczyniła dla nikogo wyjątku od... cóż... od tysiącleci.
- Podobnie jak od tysiąca lat nie mieliśmy w Galaktyce Sitha – uprzejmie zauważył Palpatine. – Nie oszukujmy się, młody człowieku... Stanąłeś oko w oko z bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem i wyszedłeś z tego starcia zwycięsko. Wielu na twoim miejscu, zdecydowałoby się na ucieczkę... zwłaszcza, że z tego, co słyszałem, miałeś taką możliwość. A mimo to podjąłeś walkę i pokonałeś potwora, który zabił twojego Mistrza. Nieprzyznanie ci tytułu Jedi po takim pokazie siły i męstwa, byłoby oznaką lekceważenia.
Anakin zgadzał się z tym. ON na miejscu Obi-Wana miałby ochotę coś rozwalić, gdyby okazało się, że po wszystkim, co przeszedł, musiałby jeszcze czołgać się przed wstrętną Radą i błagać, by łaskawie pozwolili mu przystąpić do Prób i zostać Jedi.
A za chwilę dowiedział się, że nie ma bladego pojęcia, jak to jest być ma miejscu Obi-Wana, bo Obi-Wan zareagował w zupełnie niezrozumiały dla niego sposób. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale w tęczówkach niebieskich oczu na moment błysnęło... wzburzenie.
Rzecz jasna błyskawicznie zastąpione opanowaniem.
- Ja nie postrzegam przestrzegania zasad jako oznaki lekceważenia, Ekscelencjo.
A potem – równie krótko jak w przypadku Kenobiego – w oczach Kanclerza także coś „błysnęło". Jakby rozczarowanie. Jakby Palpatine liczył na zupełnie inną reakcję.
- Zasady są ważne, naturalnie – pokiwał głową. – A mimo to zawsze mam to nieprzyjemne uczucie niesprawiedliwości, gdy widzę, że czyjeś umiejętności nie są docenione. Twoje muszą być godne Mistrza, skoro pokonałeś tak zdolnego przeciwnika.
- Twierdzenie, że zwyciężyłem tylko dzięki umiejętnościom, byłoby z mojej strony naiwne – wzdychając, Obi-Wan spuścił wzrok. – Nie bez znaczenia był fakt, że przeciwnik mnie zlekceważył. Gdyby nie popełnił błędu, sprawy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.
- Jesteś zbyt skromny.
- Wolę skromność niż arogancję. Wybacz mi, Ekscelencjo, ale zaczekam z zaakceptowaniem mojego awansu do czasu, aż usłyszę oficjalną decyzję Rady. Jeśli powiedzą mi, że powinienem jednak przystąpić do Prób, nie poczuje się urażony.
Padme była wyraźnie pod wrażeniem podejścia Obi-Wana. Zaś Anakin – poirytowany. Tym, że po raz kolejny nie zdołał rozgryźć starszego kolegi. Raju, czy on nie może po prostu podziękować za komplement jak normalny człowiek? W końcu nie co dzień jest się chwalonym przez samego Kanclerza.
- Mimo to... - Kenobi dodał po chwili. – Biorąc pod uwagę obecną sytuację, gdyby Rada rzeczywiście przyznała mi tytuł Jedi bez Prób, byłoby to dla mnie sporym ułatwieniem.
Teraz to on, dla odmiany, zaskoczył czymś Palpatine'a. I to nie tylko tonem, jakim to powiedział – tonem, który sugerował, że upragniony awans nie przyniósł żadnej radości, ale okazał się zwyczajnie... praktyczny. W tym było coś więcej.
„Ułatwienie".
Obi-Wan użył dokładnie tego słowa. Ale, co on, tak właściwie, miał na myśli? Ułatwienie do czego? I jaką sytuację miał na myśli?
- Cokolwiek sobie zaplanowałeś, jestem pewien, że ci się powiedzie – po dłuższej chwili milczenia powiedział Kanclerz. – Sądzę, że należysz do rzadkiego gatunku osób, które dojrzewają szybciej niż inni. Już jako młody człowiek emanujesz mądrością doświadczonego Mistrza. O, a skoro już o tym mowa... Słyszałem, że podobne cechę miał również Hrabia Dooku, o którym wcześniej rozmawialiśmy. Podobno zaczął trenować Qui-Gona, gdy był w twoim wieku?
Kenobi skinął głową, a pamięć Anakina wreszcie odszukała zaginiony fragment. Ach, no przecież! Właśnie TO Qui-Gon i Obi-Wan mówili o Dooku - że, jak zaczął trenować Qui-Gona, to był bardzo młody. I, podobnie jak Obi-Wan nie potrafił się powstrzymać przed doradzaniem innym. Qui-Gon stwierdził, że to cecha wspólna tej dwójki... Powiedział o tym w taki sposób, jakby cieszył się, że tych cech nie było więcej.
Podobne podejście do byłego Mistrza nie brzmiało zbyt pozytywnie.
- Mieliście może okazję się spotkać? – Palpatine spytał Obi-Wana. – Czy Mistrz Jinn przedstawił cię swojemu dawnemu mentorowi?
- Niestety nie. Obiecał, że pozna nas ze sobą, gdy zostanę pełnoprawnym Jedi. Kiedy Hrabia należał jeszcze do Zakonu, kilka razy widziałem go, ale nigdy z nim nie rozmawiałem. Podobnie jak inni młodzicy, wielokrotnie podziwiałem jego ćwiczebne sparingi z Mistrzem Yodą. Nie miał nic przeciwko demonstrowaniu swoich umiejętności, ale poza tym był dość... nietowarzyski. Poza byłymi Padawanami, trzymał innych Jedi na dystans. Po opuszczeniu Zakonu zerwał niemal wszystkie dawne więzi.
- Ale z twoim Mistrzem utrzymywał kontakt?
- Tak... Z tego co mi wiadomo, czasem się widywali.
Anakin usłyszał w głosie starszego kolegi wahanie. Jakby Obi-Wan wiedział w tej sprawie znacznie więcej, niż był skłonny zdradzić Kanclerzowi.
- Qui-Gon dobrze o nim mówił? – nie ustępował Palpatine. – Pytam, ponieważ ja i Królowa zaczęliśmy na jego temat dość żywą dyskusję – posłał Padme pobłażliwy uśmiech, na co odpowiedziała poirytowanym spojrzeniem. – Jej Wysokość twierdzi, że oceniam Hrabiego zbyt łagodnie, ja zaś twierdzę, że Dooku pada ofiarą zbyt pochopnych osądów. Może rzucisz trochę więcej światła na tę kontrowersyjną postać i pomożesz nam wypracować jakiś kompromis? Sam może i nie poznałeś Dooku, ale twój Mistrz na pewno opowiedział ci na jego temat kilka ciekawych historii?
- Ich relacja była... - Obi-Wan urwał, szukając odpowiedniego słowa – skomplikowana. A odejście Hrabiego z Zakonu jeszcze bardziej ją pogmatwało. Jedyna kwestia, której jestem pewien, to fakt, że on i Qui-Gon darzyli się szacunkiem. Mój Mistrz nie zawsze zgadzał się ze swoim dawnym mentorem, ale był bardzo wdzięczny za jego nauki.
- I z pewnością byłby wdzięczny, gdyby te same nauki zostały przekazane młodemu Skywalkerowi – Kanclerz posłał młodej władczyni triumfalny uśmiech.
- Nie zgadzam się z tym – Padme zawzięcie broniła swojego zdania. – Już i tak ciężko mi uwierzyć, by ktoś tak... tak zimny jak Dooku mógł wychować tak wspaniałego człowieka jak Qui-Gon. Być może wynika to ze zwyczaju Jedi. W waszym Zakonie to Mistrzowie wybierają sobie Padawanów, a nie na odwrót, prawda? – zerknęła na Kenobiego, a kiedy przytaknął, mówiła dalej. – Całkiem możliwe, że w kwestii bycia szkolonym przez Dooku, Qui-Gon nie miał wiele do powiedzenia. ALE, na pewno miałby sporo do powiedzenia, gdyby usłyszał, że Ani może wylądować u jego dawnego Mistrza. Jestem pewna, że wcale by się z tobą nie zgodził, Ekscelencjo!
- Och, a ja uważam, że przyznałby mi rację – Palpatine zbył gniewne spojrzenie dziewczyny kolejnym uśmiechem. – Co więcej, wydaje mi się, że wskazałby swojego dawnego Mistrza jako najodpowiedniejszego kandydata do szkolenia młodego Skywalkera. Wielka szkoda, że nie zdążyliśmy poznać jego zdania na ten temat.
- Tak, bo na pewno wyraziłby sprzeciw!
- Moja droga, Mistrz Jinn nie był...
- Wybacz, Ekscelencjo. Pani – uprzejmie lecz stanowczo, Obi-Wan zwrócił na siebie uwagę Kanclerza i Królowej. – Oboje przedstawiacie rozsądne argumenty, ale obawiam się, że prowadzicie tę dyskusję na próżno. To nieprawda, że nie możemy poznać zdania Mistrza Qui-Gona na... wspomniany temat. Tak się składa, że zdążył je wyrazić i to dość stanowczo. Przed śmiercią zadbał o przyszłość Anakina. I wybrał dla niego Mistrza.
Ta nowa informacja postawiła wszystko w zupełnie nowym świetle i wywróciła do góry nogami całą dotychczasową rozmowę. Anakin nie mógł uwierzyć!
Qui-Gon o niego... zadbał? Umarł, a mimo to wciąż zdołał o niego zadbać? A więc wcale nie zostawił go kompletnie samego w tym strasznym, obcym świecie? Zostawił mu kogoś, kto by go poprowadził? Sam nie zdołał zostać jego Mistrzem, ale kogoś mu wybrał?
To było jak promień światła pojawiający się w ciemnościach. Ciało chłopca powoli wypełniało się spokojem.
Wiedziałem – Anakin pomyślał z wdzięcznością. – Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz, Qui-Gonie!
Podobnie jak on, Padme wydała głośnie westchnienie ulgi.
- Domyślam się, że nie chodzi o Dooku? – spytała.
- Nie – Obi-Wan pokręcił głową.
- Świetnie!
Spojrzała na Kanclerza z miną zadowolonej z siebie triumfatorki. Kompletnie pokonany, Palpatine miał identyczny wyraz twarzy jak Anakin, gdy przegrał wszystkie kredytki w kości z Obi-Wanem. To samo niezrozumienie: ale co się właściwie stało? Jak to się stało?
Gdyby nie uważał tego za niestosowne, chłopiec poklepałby go po ramieniu i powtórzyłby mu jego własne słowa:
„Może być tak, że zupełnie inna droga zaprowadzi nas do wymarzonego celu."
Nawet jeśli ostateczną drogą Anakina nie miała być związana z Dooku (i dobrze, bo to wstręciuch, który obraził Padme!), to Kanclerz chyba mimo wszystko powinien się cieszyć? W końcu sam stwierdził, że zależało mu jedynie na „dobru młodego Skywalkera". A skoro o wspomniane dobro zadbał Qui-Gon, to na sto procent wiedział, co robi! Nie mogło być inaczej! Prawda?
Palpatine postanowił zatrzeć swoją pierwszą reakcję, klaszcząc w dłonie i wybuchając serdecznym śmiechem.
- Ach, cóż za miły zwrot zdarzeń! Doprawdy, nie przestaje mnie zadziwiać, jak bardzo Jedi troszczą się o swoich bliskich... Cóż za przezorny człowiek był z naszego Mistrza Jinna. I jaki odpowiedzialny! No naprawdę, wspaniali mężczyźni, tacy jak on, nie zdarzają się często. Będzie go nam brakować na tym świecie. A tobie to chyba w szczególności... prawda, Mistrzu Kenobi?
Obi-Wan ponownie wzdrygnął się, gdy nazwano go „Mistrzem", ale tym razem postanowił nie poprawiać Kanclerza.
- Mądrość mojego nauczyciela wiele razy była dla mnie pomocna – wyszeptał.
- Dla nas również – zgodziła się Padme. – I dla Aniego – posłała chłopcu troskliwy uśmiech. – Kiedy umiera ktoś bliski, niełatwo nam się pozbierać, a co dopiero myśleć o ważnych sprawach. Qui-Gon był wyjątkowym człowiekiem. Zapewne rozumiał, jak wiele bólu przyniesie jego śmierć... Nawet po opuszczeniu tego świata, zdołał zdjąć z naszych barków przynajmniej jeden ciężar.
- Masz rację, moja droga – Palpatine skinął głową. – Wszyscy będziemy spać spokojniej, wiedząc, że młody Skywalker nie zostanie bez Mistrza. Choć to nie sprawi, że całkowicie przestaniemy się o niego martwić. W końcu pozostaje jeszcze wiele nierozstrzygniętych kwestii. Chociażby pytanie, czy nauczyciel, którego wybrał Mistrz Jinn, zechce wziąć na swoje barki tak wielką odpowiedzialność.
Nieśmiała radość Anakina w jednej chwili zgasła, jak silnik ukochanego ścigacza na początku wyścigu Bunta. Chłopiec jednak nie zdążył dać się ponieść negatywnym myślom, gdyż zaraz usłyszał odpowiedź Obi-Wana.
- Tym akurat nie musimy się martwić.
- O? – zdziwił się Palpatine. - Skąd pewność, że ta osoba się zgodzi? Kogóż takiego wybrał twój Mistrz... jeśli oczywiście, mogę spytać?
Obi-Wan spojrzał Kanclerzowi w oczy.
- Wybrał mnie, Ekscelencjo.
Kolejny rozdział już w czwartek (14.05.2020)
Acz pierwsza część rozdziału zapewne pojawi się ciut wcześniej - koło niedzieli lub poniedziałku? ;)
Za korektę jak zawsze dziękuję Mishi Akaitori.
Wam wszystkim dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze! Nie zasługuję na tak wspaniałych czytelników - wymiatacie!
Osoby, które tęsknią za Qui-Gonem na pewno się ucieszą, bo Mistrz Jinn wkrótce pojawi się we flashbacku.
Wciąż przeżywam ostatni sezon Wojen Klonów, i jeżeli ktoś jest chętny, by podzielić się wrażeniami, niech się nie krępuje.
Równolegle z tym fanfikiem, piszę inne opowiadanie z Gwiezdnych Wojen, acz znacznie różniące się od tego - "Człowiek Czynu" jest w końcu bezpairingowy i dryfuje dość blisko kanonu. Tamten drugi fanfik to już AU pełną gębą (bo nie mogę znieść przejścia Anakina na Ciemną Stronę - chcę, by facet miał szczęśliwe życie, okej?) i zawiera pairing, który nie każdemu podchodzi do gustu :P I tamto opowiadanie na pewno nie będzie wychodzić tak regularnie jak to.
W kolejce czekają jeszcze gotowe rozdziały do fanfików z One Piece i Haikyuu, lecz najpierw muszę zrobić do nich okładki.
To tyle, jeśli chodzi o niusy :)
Do zobaczenia za parę dni, i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top