Rozdział 16 - Skutki kłamstwa (Część 2)

            Chłopiec gwałtownie wciągnął powietrze. Stał jak sparaliżowany, nie będąc w stanie poruszyć nawet jednym mięśniem.

Usta Obi-Wana zaczęły się poruszać, lecz wypowiadanie łagodnym i cierpliwym tonem słowa nie trafiały do niczyich uszu. Anakin był zbyt oszołomiony tym, co się przed chwilą stało, by zwracać uwagę na to, co mówił jego Mistrz.

Co to było? Co to było?! – zastanawiał się z bijącym coraz szybciej sercem.

To, co przed chwilą usłyszał... Czy to była myśl Obi-Wana? Czy naprawdę udało mu się...

- Anakin!

Pstryknięcie palcami tuż przed nosem przywołało dziewięciolatka do rzeczywistości. Wyrwany z rozmyślań chłopiec niepewnie skierował wzrok na nauczyciela.

- Mówię do ciebie. – Obi-Wan wpatrywał się w ucznia z miną zmęczonego życiem człowieka. – Dlaczego nie słuchasz?

Anakin otworzył usta, jednak uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, co odpowiedzieć, więc natychmiast je zamknął. Kenobi pokręcił głową.

- To jest dokładna esencja tego, co przed chwilą próbowałem ci wytłumaczyć. Toniesz we własnych myślach, Padawanie. Chociaż jestem do twojej dyspozycji, nie sięgasz w moją stronę!

Ostatnie stwierdzenie zdezorientowało chłopca.

„Nie sięgam?" – zdziwił się Anakin. – Ale co to właściwie znaczy?

Jego wzrok powędrował w stronę dłoni Obi-Wana, którą jeszcze przed chwilą ściskał swoimi małymi palcami. To po nią powinien sięgnąć? Ale... Jeśli jego Mistrz czegoś takiego chciał, to dlaczego wyszarpnął rękę?

Pod wpływem intensywnego spojrzenia protegowanego, Kenobi ukrył dłonie w rękawach. Zupełnie jakby miał w nich jakiś sekret, którego nie chciał zdradzić.

- Miałem na myśli to, że nie prosisz mnie o pomoc – wyjaśnił cierpliwym tonem. – Nie przychodzisz do mnie ze swoimi problemami. A ponieważ masz dużą... wręcz niewyobrażalną więź z Mocą, twoje uczucia gotują się w twojej głowie jak w wielkim kotle i same wypływają na zewnątrz, szukając ratunku. Właśnie dlatego wyłapywanie twoich myśli jest łatwiejsze niż zwykle. Ponieważ ty sam nie szukasz mojej pomocy, buzująca w twoim ciele Moc usiłuje zrobić to za ciebie. Czy teraz rozumiesz, Anakinie?

Chłopiec wciąż gapił się na pochowane w rękawach dłonie Mistrza.

- Dlaczego powiedziałeś, że nie obchodzą mnie twoje uczucia? – zapytał cicho.

Z ust Obi-Wana wyszedł głośny jęk. Sfrustrowany mężczyzna ścisnął nasadę nosa.

- Na Moc, Anakin! Czy chociaż RAZ doczekam momentu, gdy coś powiem, a ty uważnie mnie wysłuchasz? Właśnie wytłumaczyłem ci coś bardzo ważnego, a ciebie interesuje tylko...

- Najpierw powiedziałeś, że twoje uczucia mnie obchodzą – nie spuszczając wzroku z Mistrza, podkreślił chłopiec. – Dlaczego to powiedziałeś?

- To teraz nieważne.

Dłonie Anakina zacisnęły się w piąstki.

- Właśnie, że ważne!

- Anakin...

Obi-Wan podjął kolejną próbę uniknięcia tematu, ale gdy dostrzegł nieszczęśliwą minę stojącego przed sobą dziecka, zrezygnował. Z głębokim westchnieniem potarł oczy i przejechał dłonią po czubku głowy, zaczesując włosy do tyłu.

- Nie powiedziałem tego, bo uważam cię za egoistę, Anakinie – wyjaśnił cierpliwie. – Wiem, że jesteś wrażliwym i chętnym do pomocy chłopcem, któremu zależy na innych. Mnie chodziło tylko o to, że obecnie w twoim życiu wiele się dzieje. Twoje własne uczucia zajmują w twojej głowie dużo miejsca, a ponieważ musisz ciągle myśleć o tym, jak je okiełznać, jest ci bardzo trudno dostrzec emocje innych istot. Dopóki się nie wyciszysz i nie poukładasz sobie niektórych spraw, nie będziesz mógł wyczuć, co przeżywają inni Jedi.

To powinno załatwić sprawę, jednak Anakin nie dał się zbić z tropu.

- Wcześniej nie mówiłeś o innych Jedi – zauważył, marszcząc czoło. – Mówiłeś o sobie.

- To żadna różnica.

- Nieprawda! Powiedziałeś, że ty i ja mamy więź, więc...

- Jesteś w tej chwili tak skoncentrowany na sobie, że twoja więź z drugą osobą nie ma znaczenia – zniecierpliwionym tonem rzucił Kenobi. – Niezależnie od tego, czy chodzi o mnie, czy o kogokolwiek innego, wyczuwanie czyiś myśli, czy nawet samych emocji, wykracza poza twoje obecne możliwości, Anakinie.

Te słowa zabolały chłopca bardziej niż wszystkie uwagi od Windu i Adi Galli. Skywalker wbił wzrok w podłogę.

„Skoncentrowany na sobie".

Gdyby jego mama usłyszała, że ktoś powiedział o nim coś takiego, pewnie spaliłaby się ze wstydu. Jeszcze nigdy nie czuł się tak paskudną i bezwartościową istotą.

- Na Moc, Padawanie, nie miałem na myśli nic złego! – Obi-Wan wydał kolejny sfrustrowany jęk, a chwilę później znowu klęczał przed chłopcem.

Tym razem nie chwycił ramion protegowanego, lecz wziął jego małe ręce w swoje własne. Anakin spojrzał na swoje drobne paluszki schowane w dużych męskich dłoniach. Skóra Obi-Wana była tak bardzo ciepła i tak przyjemnie uspokajała...

- Anakin. – Kenobi lekko ścisnął dłonie ucznia, zachęcając chłopca, by spojrzał mu w oczy.

Dziewięciolatek ostrożnie zerknął na Mistrza. Czoło mężczyzny było pomarszczone, rude włosy wydawały się bardziej potargane niż zwykle, a w niebieskich oczach odbijała się troska.

- Masz dziewięć lat, Padawanie. Jest w tobie dużo odwagi i jesteś bardzo, bardzo dzielny, ale to nie zmienia faktu, że masz dziewięć lat. A ja jestem twoim Mistrzem. Opiekowanie się tobą i zwracanie uwagi na twoje uczucia to wyłącznie moje zadanie. Nie musisz tego odwzajemniać. Nie ma nic złego w tym, że jeszcze nie jesteś na to gotowy. Owszem, inni Adepci są lepsi w wyczuwaniu cudzych emocji, ale nie musisz martwić się tym, że jeszcze ich nie dogoniłeś. Właśnie na tym polega nauka. Mieszkasz w Świątyni zaledwie kilka miesięcy, a zobacz, ile już osiągnąłeś! Masz w swoim młodym ciele więcej Mocy niż niejeden dorosły Jedi, więc to zupełnie naturalne, że musisz najpierw nauczyć się panować nad sobą, a dopiero potem opanowywać zgłębianie innych istot. To po prostu kwestia pokonywaniu kolejnych etapów, Anakinie. Nie można brać do ręki miecza świetlnego, dopóki nie uzyska się absolutnej kontroli nad bokkenem. Rozumiesz już, co miałem na myśli?

- Ale ja też chcę się tobą opiekować! – zajęczał Anakin.

- Mocy dopomóż... - Obi-Wan wbił błagalny wzrok w sufit, jakby spodziewał się, że zobaczy tam nadprzyrodzoną istotę, która zstąpi na ziemię i go oświeci.

Zanurkował głową do przodu, dając protegowanemu możliwość powąchania rudych włosów.

Pachną jak herbata! – chłopiec uświadomił sobie z fascynacją.

Po dłuższej chwili mamrotania pod nosem trudnych do zidentyfikowania słów, Obi-Wan podniósł głowę. Ich twarze były tak blisko, że Anakin mógł zobaczyć drobne zmarszczki w kącikach oczu Mistrza. Wydawało mu się, że wcześniej ich nie było. Uznał, że znalazły się tam za jego sprawą i odczuł irracjonalną potrzebę, by je wygładzić.

Kącik ust Kenobiego uniósł się do góry, lecz oczy pozostały zmęczone i ponure.

- I co ja mam z tobą zrobić? – z rezygnacją patrząc na ucznia, zapytał udręczony mężczyzna

- Nie chcę, żebyś myślał, że twoje uczucia mnie nie obchodzą – z prostotą odparł Anakin.

- W porządku – Mina Obi-Wana wyrażała kapitulację. – Już tak nie myślę.

Usta chłopca ułożyły się w zawziętą linię.

- Właśnie, że myślisz!

- A na jakiej podstawie tak wnioskujesz? – Kenobi uniósł brew. – Chyba ustaliliśmy, że nie jesteś jeszcze gotowy, by poznać zawartość mojej głowy?

Fakt. Chłopiec musiał z żalem przyznać, że oprócz tamtego jednego razu, gdy usłyszał imię Qui-Gona, nie wyłapał już od Obi-Wana nic więcej. Przeszło mu przez myśl, że może jego Mistrz zasłonił się tą swoją okropną Tarczą, ale było to raczej mało prawdopodobne.

Co prawda Anakin nie wiedział, jak Tarcza działała w praktyce – bo niby skąd miał to wiedzieć, skoro w wyczuwaniu innych istot był kompletną nogą? - ale po tych kilku miesiącach, które spędził w Świątyni, był niemal pewien, że umiałby ją rozpoznać. Chociaż kłuło to jego dumę, musiał przyznać, że nie wyczuwa od Obi-Wana żadnego muru, a jedynie... pustkę.

To było tak, jakby Anakin mieszkał w wielkim kokonie, uplecionym z własnych uczuć, i ten kokon nie pozwalał mu zobaczyć niczego, co działo się na zewnątrz. Ech, chyba jednak powinien przyznać swojemu Mistrzowi rację... w tym stanie nie miał najmniejszych szans, by wyczuć emocje kogokolwiek!

Ale...

To nie zmieniało faktu, że nie potrzebował żadnego kozackiego czytania w myślach, by wiedzieć, że Obi-Wan nie był z nim szczery. Że nadal uważał go za kogoś, kto miał jego uczucia w poważaniu. Anakin nie umiał tego racjonalnie wytłumaczyć, ale nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.

Ten błysk, który wcześniej widział w oczach Kenobiego... Ten błysk był podejrzanie podobny do czegoś, co Skywalker widywał czasem we własnym odbiciu w lustrze. Zwłaszcza wtedy, gdy rozmyślał o Tazie, Yarenie i o powodach, dla których Obi-Wan wybrał go na Padawana. Nie wiedział, co oznaczało takie spojrzenie, ale podskórnie czuł, że nie było niczym dobrym.

Kciuki Kenobiego zaczęły delikatnie pocierać dłonie chłopca, jakby próbowały go ukoić.

- Powiedz, - łagodnie zagaił Obi-Wan – dlaczego wciąż tak się tym przejmujesz, Anakinie? Wiem, że moje uczucia cię obchodzą. Po prostu niefortunnie dobrałem słowa.

Skywalker chciałby w to wierzyć, jednak instynkt podpowiadał mu co innego.

„Nie obchodzą cię moje uczucia" wydawało się najbardziej szczerą i płynącą z serca deklaracją, jaką kiedykolwiek usłyszał z ust tego mężczyzny. Już nie wspominając o tym drugim, niedokończonym zdaniu...

„Bo to jestem JA, a nie Qui-Gon."

Co Obi-Wan chciał przez to powiedzieć? I dlaczego w ostatniej chwili ugryzł się w język, jakby uznawał swoje wyznanie za zbyt wstydliwe?

- Anakinie, proszę! – Kenobi nie ustępował w próbach wyciągnięcia z upartego dziewięciolatka czegoś więcej. – Porozmawiaj ze mną, byśmy mogli wreszcie zamknąć ten wątek. Dlaczego to dla ciebie tak bardzo, bardzo ważne, bym wiedział, że obchodzą cię moje uczucia?

- No bo...! – rozpaczliwie wyrzucił z siebie Anakin.

W ostatniej chwili urwał i zamknął oczy. Niemal natychmiast jednak uznał, że nie chce już dłużej ukrywać swoich powodów, więc wbił rozżalony wzrok w Mistrza i płaczliwym tonem dokończył:

- No bo ja właśnie dlatego cię unikałem! Jak możesz mówić, że mnie nie obchodzisz, gdy ja tak bardzo się starałem, by było ci łatwiej?!

Nie była to cała prawda, a jedynie jej mooocnooo okrojony fragment, lecz Skywalker uznał, że więcej z siebie nie wydusi. Nie miał ochoty zwierzać się Mistrzowi z obaw związanych z Tazem, Yarenem i plotkami. W tej chwili zależało mu tylko na jednym – pokazać niezbity dowód, że on, Anakin przejmował się uczuciami faceta, za którym tak strasznie tęsknił przez pierwsze dwa miesiące w Świątyni!

- Żeby „było mi łatwiej"? – z niedowierzaniem powtórzył Kenobi.

- N-no... no bo... no bo po misji byłeś taki zmęczony! – tłumaczył chłopiec. – I ja... p-pomyślałem, że nawet jak będziesz chciał sobie odpocząć, t-to i tak nic nie powiesz, b-bo... bo ty wszystko zawsze robisz idealnie i nie mówisz, jak coś ci nie pasuje. Ja tylko chciałem, byś sobie odpoczął i mógł spokojnie pójść na piwo ze Śmierdzielem.

Oczy Obi-Wana były okrągłe jak orbitujące wokół Tatooine księżyce.

- To dlatego wymyślałeś wymówki, by ze mną nie trenować? Anakin... zdajesz sobie sprawę, że to najgłupszy z możliwych powodów do unikania Mistrza?

- Ale co w tym głupiego? – kłócił się Skywalker. – Moja mama też czasem chciała sobie ode mnie odpocząć, ale nic na ten temat nie mówiła. Wiedziałem, że sama nie poprosi, więc znikałem na cały dzień, by mogła mieć trochę czasu dla siebie.

- Nie jestem twoją mamą – podkreślił Kenobi. Zmierzył Anakina surowo-troskliwym spojrzeniem i dodał: - I na twoim miejscu jeszcze raz przemyślałbym sobie ten temat i zastanowił się, czy twoja mama rzeczywiście miała taką frajdę, gdy jej znikałeś bez ostrzeżenia na cały dzień.

Chłopiec otworzył usta, by odpowiedzieć, jednak Mistrz go uprzedził.

- A następnym razem...

Dłonie Kenobiego mocniej zacisnęły się na rączkach protegowanego i nieznacznie nimi potrząsnęły. Obi-Wan spojrzał Anakinowi w oczy z takim wyrazem, jakby chciał wedrzeć mu się do mózgu i za pomocą niezmywalnego markera zostawić tam komunikat, którego nie dawało się zapomnieć.

- Bądź tak dobry i ZAPYTAJ, czy chciałbym zrobić sobie wolne od moich obowiązków wobec ciebie. Przysięgam, że gdybym rzeczywiście miał cię dosyć, powiedziałbym o tym wprost.

- Na pewno? – Chłopiec głośno przełknął ślinę.

Spojrzenie Obi-Wana złagodniało.

- Tak, Anakinie, na pewno! Zawsze... jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości co do moich uczuć, porozmawiaj ze mną zamiast bawić się w zgadywanie. Wtedy być może uda nam się uniknąć takich sytuacji, jak wczorajsza akcja pod prysznicem.

Anakin poczerwieniał po same uszy, ale kiedy dostrzegł w oczach Mistrza błysk żartobliwości, pozwolił napiętym ramionom nieco opaść.

- Przepraszam – odezwał się niepewnie. – Wiesz... za wczoraj.

- To była wina Quinlana, nie twoja – uspokoił go Obi-Wan.

- Więc nie jesteś na mnie zły?

- Jeżeli obiecasz, że nie będziesz unikał treningów, zasłaniając się tysiącem wyimaginowanych powodów, jestem gotów puścić całą sprawę w zapomnienie.

Chłopiec odetchnął z ulgą. Czuł się jak napompowany do granic możliwości balon, z którego zaczęło schodzić powietrze. Ach, jakie to przyjemne! Przez krótki moment zupełnie zapomniał, dlaczego tak bardzo obawiał się tej rozmowy.

Uznawszy, że sprawa jest zamknięta, chciał odsunąć się i zaproponować wspólny wypad do Wschodniej Sali Treningowej, ale, ku swojemu zdziwieniu, napotkał opór. Obi-Wan w dalszym ciągu klęczał i wpatrywał się w protegowanego dociekliwym wzrokiem. Jego palce mocniej zacisnęły się na dłoniach Anakina, uniemożliwiając ucieczkę.

Chłopiec posłał Mistrzowi pytające spojrzenie.

- Ustaliliśmy już jeden powód, dla którego mnie unikałeś – zaczął Kenobi. – A teraz chciałbym, żebyś powiedział mi o pozostałych.

Balon w brzuchu Anakina zaczął się od nowa napompowywać.

- Pozostałe powody? – udając nonszalancję, powtórzył Skywalker. – Mistrzu, daj spokój! Przecież już ci wytłumaczyłem, dlaczego...

- Anakin, ja cię proszę, przestań mi to utrudniać! – Wzdychając, Obi-Wan zmierzył ucznia błagalnym spojrzeniem. – Jeżeli masz jakieś problemy, to chciałbym ci z nimi pomóc, a nie udawać, że nie istnieją. Do jednego powodu już się przyznałeś i od razu zrobiło ci się lepiej. Co ci szkodzi przyznać się do całej reszty?

- Nie ma żadnej reszty.

- Anakin!

- No co? Jak mówię, że nie ma, to nie ma! Co ty się tak uparłeś, by...

Wzrok chłopca zatrzymał się na ich splecionych dłoniach. W pamięci rozbrzmiało echo głosu Qui-Gona, mówiącego, że kontakt fizyczny ułatwia telepatię.

Rozjuszony, Anakin natychmiast wyszarpnął ręce z uścisku Mistrza. Przycisnął jedną dłoń do piersi i opiekuńczo objął ją palcami, jakby była portfelem, z którego właśnie buchnięto forsę.

- Jak możesz?! – z zaczerwienioną od oburzenia buzią wydarł się na Obi-Wana. – Znowu grzebałeś mi w głowie, prawda?!

- Noż do piekieł Sithów, no!

Kenobi gwałtownie się wyprostował i zaczął krążyć tam i z powrotem, szarpiąc się za włosy, jak człowiek na pograniczu szaleństwa. Gdyby Skywalker nie był tak strasznie wkurzony, uznałby, że oglądanie Mistrza w podobnym stanie to fascynujący widok.

Mężczyzna i chłopiec stanęli naprzeciwko siebie. Każdy z nich wycelował w drugiego palec wskazujący.

- Jesteś niemożliwy! – krzyknęli równocześnie.

I zaraz potem zamarli, wpatrując się w siebie nawzajem wytrzeszczonymi oczami, identycznie zdumieni tym pokazem synchronizacji. Kiedy szok minął, potrząsnęli głowami.

- Ile razy jeszcze będziemy do wałkować?! – to pytanie także zadali we dwóch.

Zamrugali.

- Przestań mówić to, co ja! – wydali trzeci wspólny okrzyk.

Za czwartym razem Anakin nie dał się zaskoczyć i skorzystał z refleksu zawodowego ściganta, by odezwać się przed Obi-Wanem. Nie zastanawiając się, czy to, co mówi, ma jakikolwiek sens, wyrzucił z siebie potok słów:

- Jak mówię, nie włazić do mojej głowy, to nie włazić, to jest moja głowa, należąca do Anakina Skywalkera, mam ją, kurde, podpisać, „Własność Anakina Skywalkera", ja ci nie włażę do głowy bez pozwolenia, to ty mi też nie właź, i w ogóle bantha poodoo!

Kenobi nie pozostawał dłużny:

- Już ci, do licha, tłumaczyłem, że to nie jest moja wina, czy ja, do diabła, mówiłem do ściany, czy mówienie czegokolwiek do ciebie w ogóle ma sens, i nie udawaj aniołka, bo dobrze wiem, że gdybyś UMIAŁ wejść mi do głowy, to ciągle byś właził, i na pewno nie pytałbyś o pozwolenie, a tak w ogóle, to jak nie chcesz, by twoje myśli fruwały w powietrzu, to zacznij więcej medytować, i w ogóle dank farrik!

Gdyby obaj nie byli tak strasznie sfrustrowani, może nawet uznaliby całą tę sytuację za zabawną?

Niestety, póki co żadnemu z nich nie było do śmiechu. A już na pewno nie Anakinowi! Zdeterminowany, by ukryć swoje myśli przed „wścibskim nochalem Mistrza" (jak to ładnie określił we własnej głowie), chłopiec zaczął rozglądać się za czymś, co mogłoby odegrać rolę zamiennika przeklętej Tarczy.

Gromada na oko pięcioletnich dzieci wracała akurat z zajęć ze zdalniakami. Skywalker podbiegł do najbliższego szczyla i wyrwał mu spod pachy hełm („Ale ty wiesz, że ja nadal tu jestem i to wszystko widzę?" – jak przez mgłę usłyszał zrezygnowany głos Obi-Wana).

- HEJ! – mała Togrutanka wydała oburzony pisk. – Oddawaj, to MOJE!

Zacisnęła pomarańczowe rączki w piąstki i gniewnie tupnęła nóżką.

- Znajdź sobie drugie! – złośliwie odparował Anakin. – Jedi nie powinni się przywiązywać!

Przynajmniej RAZ to on mógł rzucić tym tekstem komuś, a nie ktoś jemu.

Pozostałe maluchy wyglądały, jakby chciały wesprzeć koleżankę, więc potraktował je tak, jak zawsze traktował naprzykrzającą się dzieciarnię, gdy jeszcze mieszkał na Tatooine. Gwałtownie wysunął do przodu głowę i klatkę piersiową, jak kogut szykujący się do zadziobania ofiary.

Podziałało. Wszystkie szczyle wydały przerażone piski i uciekły z pola widzenia. Wszystkie poza tą małą pomarańczową cholerą, która najpierw pokazała Anakinowi język i dopiero potem odmaszerowała za grupą. Skywalker zrewanżował się identycznym gestem.

- Brawo – sarkastycznie podsumował jego Mistrz. – Właśnie zniżyłeś się do poziomu pięciolatki. Możesz sobie pogratulować świetnego... Na Moc, poważnie?!

Ten ostatni jęk miał być komentarzem odnoszącym się do Anakina zakładającego sobie hełm na głowę.

Może to nareszcie coś da? – chłopiec pomyślał z nadzieją. – Nikt nie będzie mi bezczelnie grzebał w mózgu!

- Już ci to mówiłem, ale powtórzę znowu – usłyszał zrezygnowany głos Kenobiego. – To. Tak. Nie. Działa!

A skąd wiesz, co?! Może przez to, że nie widzisz mojej twarzy, trudniej ci będzie skoncentrować się na moich myślach?

- Ja jedynie nie widzę twojej twarzy, ale TY nie widzisz NICZEGO, Anakin. Weź to zdejmij, bo zaraz wpadniesz na coś i zrobisz sobie krzywdę!

Będący u kresu wytrzymałości psychicznej chłopiec zdarł sobie hełm z głowy.

- Bezużyteczne gówno! – warknął, ciskając przedmiot w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Anakin, jak ty się wyrażasz?! – groźnie patrząc na Padawana, syknął Kenobi. – Jak zaraz nie zaczniesz normalnie się zachowywać to...

Skywalker ostatecznie nie dowiedział się, co się z nim stanie, jeśli „nie zacznie normalnie się zachowywać", gdyż akurat w tym momencie rzucony przez niego hełm doleciał do celu.

A cel głośno zajęczał.

Mistrz Jedi i jego uczeń szarpnęli głowami w stronę źródła dźwięku. Spomiędzy traw wyczołgał się obolały Quinlan Vos. Szedł z ciałem pochylonym do przodu, intensywnie masując krzyż.

- Czy ty nie masz zlitowania, dzieciaku? – zaskomlał. – Najpierw gryziesz mnie w rękę, a teraz rzucasz we mnie kaskiem? Ktoś ci zapłacił, byś mnie wyeliminował, czy jak?

Anakin wytrzeszczył oczy. Jak można być AŻ TAK wścibskim?!

Kiedyś w Mos Espa rezydowała emerytowana Zeltronka, która wiedziała „wszystko o wszystkich". Skywalker zwykł myśleć, że nikt nie przebije tej starej plotkary w szlachetnej konkurencji, jaką było wtrynianie nosa w cudze sprawy. Cóż za naiwne założenie!

- Nawet nie wiem, jak to podsumować... - Łypiąc na kumpla, Obi-Wan załamał ręce.

- Ja wiem – rzucił Anakin. – Utopmy go w fotannie!

- Wykluczone. – Kenobi pokręcił głową. – Stamtąd idzie woda na całą Świątynię. Tego tylko brakuje, byśmy wszyscy kąpali się w Wywarze z Vosa.

- I tylko z tego powodu nie chcesz mnie utopić? – Udając wielce urażonego, Quinlan przycisnął sobie dłoń do piersi.

- Jakoś nie mogę znaleźć w sobie motywacji, by się nad tobą litować. Czemu tak bardzo się uparłeś, by podsłuchiwać mnie i Anakina? Ja nie wtrącam się do twoich spraw z Aaylą...

- Nie, i wcaaaleeee ni gracie ze sobą w gierkę „Moje najstraszliwsze wspomnienie z udziałem Vosa"! – Mężczyzna z dredami wyszczerzył zęby. – I wcaaaaleee nie wygrywasz czterdzieści dwa do trzydziestu siedmiu!

- G-granie z cudzym Padawanem w gry to NIE jest to samo co wtrącanie się w wychowywanie czyjegoś Padawana! – bronił się Obi-Wan.

- Jak to w ogóle działa? – zainteresował się Anakin. – Ta gra.

- Zapisują na datapadzie po jednym wspomnieniu ze mną, potem sobie pokazują, a ten, kto ma głupsze, dostaje jeden punkt – z uciechą wytłumaczył Quinlan.

Skywalker odruchowo przypomniał sobie swoje własne głupie zajścia z udziałem Vosa. Może powinien dołączyć do zabawy?

Gdy się nad tym zastanawiał, zza zakrętu nadbiegła zdyszana Aayla. Wyhamowała tuż przed grupką, oparła dłonie na kolanach i zaczęła stopniowo uspokajać oddech.

- Pilnowałam go... ale mi... uciekł! – wysapała przez zaciśnięte zęby. – Przeklęty... drań!

- Wiecie co? – odezwał się Obi-Wan. – Właściwie to dobrze, że wróciliście.

- A więc wreszcie postanowiłeś skorzystać z rad bardziej doświadczonego ziomka? – ucieszył się Quinlan. – Widzisz, mordeczko? Mówiłem, że pewnego dnia ci się przydam!

- Nie ciebie miałem na myśli! – Kenobi spojrzał na kumpla spode łba, po czym skierował wzrok na Twi'lekankę. – Aayla, mogłabyś wytłumaczyć temu upartemu stworzeniu, dlaczego nie warto ukrywać czegokolwiek przed Mistrzem? – poprosił, jedną ręką masując przestrzeń pomiędzy oczami, a drugą wskazując Anakina. – Kiedy ja coś mówię, to do niego nie dociera. Może przynajmniej ciebie posłucha...

Kwik, który wyszedł z ust Skywalkera, był mieszaniną paniki i oburzenia.

Tak NIE można! – pomyślał zbulwersowany chłopiec.

Proszenie Aaylę o interwencję było totalnym chwytem poniżej pasa!

- Anakin... - Twi'lekanka spojrzała na dziewięciolatka z miną pod tytułem: „Jestem twoją przyjaciółką, i z pewnością pamiętasz, że jeszcze nigdy źle ci nie doradziłam". – Czegokolwiek by nie dotyczył twój problem, ukrywanie go przed Mistrzem to bardzo... bardzo... BARDZO zły pomysł! Jesteście drużyną i powinniście radzić sobie z trudnymi sytuacjami we dwójkę.

- Wspaniała, prawda? – Obejmując Aaylę ramieniem, Vos wytarł spod oka łzę dumy. – Przy czym warto pamiętać, że jej nieprzeciętna mądrość i dojrzałość to efekty mojego genialnego wychowania! – podkreślił, unosząc palec wskazujący i zupełnie nie dostrzegając faktu, że „nieprzeciętnie mądra i dojrzała" dziewczyna patrzy na niego ze zniesmaczeniem.

- Nawet gdyby twój Mistrz był capiącym na kilometr durniem z zerowym poczuciem przyzwoitości – zdjęła owłosioną rękę ze swojego barku w taką samą ostrożnością, jakby zrzucała z siebie obsmarkaną chusteczkę - tak czy siak powinieneś mu o wszystkim powiedzieć. Bo Mistrzom trzeba mówić o wszystkim.

- Nie no, nie przesadzaj, o wszystkim to może nie! – Masując niewygolony podbródek, Quinlan zmarszczył brwi i skrzywił się, jakby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego. – Niektóre myśli i zajścia zdecydowanie warto zachować dla siebie.

- Może i tak – chłodno zgodził się Kenobi. – Ale nigdy nie powinno się oszukiwać, próbując komuś wmówić, że wszystko jest w porządku. JA nigdy nie okłamywałem mojego Mistrza!

Będący pod olbrzymią presją trzech osób Anakin już prawie złamał się i wyśpiewał wszystko, co tak skrupulatnie ukrywał przez ostatnie tygodnie. Kiedy jednak usłyszał, jak Obi-Wan deklaruje swoją stuprocentową szczerość wobec Qui-Gona, przypomniał sobie o pewnej sytuacji z przeszłości i w ostatnim szalonym akcie desperacji postanowił dopiec swojemu nauczycielowi.

- A właśnie, że go okłamałeś! – krzyknął, patrząc na Obi-Wana wyzywającym wzrokiem. – Doskonale pamiętam, bo zrobiłeś to przy mnie!

Twarz Kenobiego zrobiła się o kilka odcieni bledsza i w głowie chłopca zapaliła się czerwona lampka, ostrzegająca, że może to nie jest najlepszy kierunek, w którym warto skierować tę rozmowę. Jednak Anakin postanowił się nie wycofywać.

Chrzanić to! - pomyślał z determinacją.

Bolało go, że jego plan okazał się kompletną klapą. Bolało go, że zrobił z siebie okropnego Padawana, który nie dość, że oszukał Mistrza, to jeszcze nie kłamał z dostateczną skutecznością i w efekcie wyszedł na durnia. Instynktownie poszukiwał czegoś, co przyniosłoby mu odrobinę ulgi... potrzebował jakiejś skazy na idealnym obrazie, jakiegoś dowodu na to, że jego perfekcyjny do urzygu Mistrz, Obi-Wan Kenobi wcale nie był tak doskonały, za jakiego próbował uchodzić.

Oczy Vosa omal nie wyszły z orbit.

- Ty okłamałeś Qui-Gona? TY?!

- Chyba powinniśmy już pójść, Mistrzu. – Aayla złapała swojego mentora za rękaw i podjęła nieudolną próbę odciągnięcia mężczyzny od grupy.

- Miałbym przegapić historię o tym, jak Obi-Wanek był niegrzecznym Padawaniątkiem? – Oczy Vosa pojaśniały jak u szczeniaka, któremu pomachano przed nosem soczystą kością. – W życiu! No już, Kenobi przyznaj się, kiedy okłamałeś Mistrzunia?

- Nic takiego nie miało miejsca – chowając dłonie w rękawach płaszcza, chłodno odparł mentor Anakina.

- A właśnie, że miało! – nie ustępował chłopiec.

- Doprawdy? – Kenobi uniósł brew. – A kiedy?

Ostatnia szansa, żeby się wycofać. Ostrzegawcza lampka w głowie Anakina zamigotała ponownie, ale również tym razem dziewięciolatek postanowił ją zignorować.

- Kiedy lecieliśmy na Naboo, czytałeś mi w myślach! A potem, gdy Qui-Gon cię zapytał, powiedziałeś, że wcale tego nie zrobiłeś!

- Zaraz, zaraz, co?! – wykrzyknął zdumiony Vos. – Grzebałeś swojemu Padawaniątku w głowie jeszcze przed zapleceniem warkoczyka?! Łooo, stary...

- Nic takiego nie miało miejsca! – nie tracąc zimnej krwi, powtórzył Obi-Wan. – To po prostu coś, co Anakin sobie ubzdurał.

- Niczego sobie nie ubzdurałem! – Skywalker zacisnął zęby. – Możesz sobie kłamać, ile chcesz, ale i tak wiem, że mi się nie przywidziało! Kiedy gadaliśmy na statku Padme, czytałeś mi w myślach. Sam tak powiedziałeś!

- Już ci tłumaczyłem, że tylko się z tobą droczyłem.

- Wiem, co widziałem!

- Raczej ci się przywidziało...

- NIC MI SIĘ NIE PRZYWIDZIAŁO! – krzyknął sfrustrowany Anakin. – Wiem, co się wtedy stało! Wiem i już!

Był tak wymęczony ciągłym udowadnianiem czegoś, czego był w stu procentach pewien, że buzia mu poczerwieniała z wysiłku. Obi-Wan, ze swojej strony, pozostał niewzruszony.

- Chyba dalsza dyskusja nie ma sensu – stwierdził. – W przeciwieństwie do mnie, nie potrafisz wyczuwasz cudzych emocji, więc nie możesz przedstawić żadnego dowodu, że kłamię.

Bolesne, ale prawdziwe. Anakin mógł się rzucać, ile chciał, ale nie miał jak potwierdzić swojej wersji.

A co, jeśli od początku się mylił? Może niezbyt dokładnie zapamiętał wspomniane wydarzenia i niepotrzebnie pakował się w kłopoty, sprzeczając się w Mistrzem?

Wykrzykiwanie stwierdzeń, w które i tak nikt nie wierzył, tak go wymęczyło, że był już praktycznie gotowy, by się poddać. Chciał odpuścić i zaakceptować gorzką prawdę, że cała akcja w drodze na Naboo została podkoloryzowana przez jego wybujałą wyobraźnię.

Ale wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego.

- On może i nie potrafi wyczuwać cudzych emocji – złośliwie się uśmiechając, Quinlan uwiesił się na ramieniu kumpla – ale JA to co innego! Przykro mi to mówić, stary, ale właśnie oblałeś egzamin na nieprzenikalną Tarczę! – Zaczepnie pociągnął Obi-Wana za policzek, na co tamten skrzywił się z niesmakiem. – Pod tą pokerową twarzą skrywasz całkiem kłamliwą mordeczkę.

Sposobu, w jaki Kenobi zamknął oczy i zmarszczył nos, nie dało się zinterpretować w inny sposób niż „przyłapany na gorącym uczynku". Anakin wytrzeszczył oczy. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

- No dobrze – pokonanym tonem wymamrotał Obi-Wan. – Przyznaję. Kłamałem.

A JEDNAK!!! – myśli Skywalkera wydały ryk triumfu.

Dziewięciolatek czuł w sobie takie pokłady adrenaliny, jakby co najmniej powalił swojego Mistrza na łopatki. Niewiarygodne, że jednak mu się udało... przyłapał go! Przyłapał kogoś dorosłego na kłamstwie! I to nie byle kogo – Obi-Wana Kenobiego. Faceta, który tak pilnie strzegł swoich myśli, że dokopanie się do jego prawdziwych emocji graniczyło z cudem. A on, Anakin Skywalker, jednak go przyłapał!

Cóż, technicznie rzecz biorąc, to Vos go przyłapał, ale kto by się przejmował szczegółami...

- Rzeczywiście wyłapałem od ciebie tę jedną myśl, gdy lecieliśmy na Naboo – Obi-Wan spojrzał na protegowanego w taki sposób, jakby był zmęczony nadchodzącą dyskusją, jeszcze zanim się zaczęła. - Rzecz jasna, niespecjalnie.

- Wiedziałem! – triumfalnie celując w mężczyznę palcem, sapnął Anakin. - Czepiasz się, że nie chcę ci wszystkiego powiedzieć, a sam kłamiesz jak...

- Tak się składa, że miałem poważny powód, by nie powiedzieć prawdy – Kenobi wszedł chłopcu w słowo.

Jak na kogoś, kogo właśnie przyłapano na kłamstwie był zaskakująco pewny siebie. Co więcej - patrzył na ucznia dziwnie karcąco, jakby to Anakin z nich dwóch miał powody do wstydu. Co on sobie myślał?!

- Ważny powód, by nie powiedzieć prawdy – wycedził Skywalker. – No jasne. Ja mam tylko dziewięć lat, więc będę obrywał za każde kłamstwo, a jak ktoś jest dorosły, to już może sobie gadać, co chce?

- Moje kłamstwo było poparte wiedzą o zwyczajach Jedi, której ty wciąż w pełni nie poznałeś, Anakin – chłodno sprostował Kenobi.

To nieco zbiło chłopca z tropu.

Wiedza o zwyczajach Jedi?

Obi-Wan rozwinął swój argument:

- Być może zdążyłeś o tym zapomnieć, ale zanim Qui-Gon zginął, miał zostać twoim Mistrzem.

Anakin wydał zduszony jęk. Nie było szans, by kiedykolwiek zapomniał o czymś tak istotnym! Ale, co to w ogóle miało do rzeczy?

Rudy mężczyzna najwyraźniej wyczuł niewypowiedziane pytanie, gdyż uraczył ucznia ponurym uśmiechem i bardzo powoli wyjaśnił:

- Kiedy zostajesz Padawanem, Mistrz nie jest dla ciebie jedynie nauczycielem. Staje się najbliższą osobą w Zakonie, kimś, z kim łączy cię najsilniejsza Więź. A teraz rusz trochę głową, Anakin i zastanów się... Jak myślisz, jak by to wyglądało, gdyby dawny Padawan twojego Mistrza miał z tobą głębszą Więź niż twój Mistrz?

Zupełnie szczerze, Skywalker nigdy nie brał pod uwagę tej konkretniej kwestii, a teraz, gdy została poruszona, przeżył szok. Ale nie taki zwykły, jednorazowy szok.

To był tego typu szok, który wymagał od kogoś przeorganizowania wszystkiego, co zdążył sobie poukładać w głowie przez ostatnie miesiące. Jakby z ukrycia wyłonił się zupełnie nowy element, sprawiający, że konstrukcja myśli zupełnie traciła sens, więc trzeba było ją zburzyć i budować na nowo.

Anakin spuścił wzrok i zagłębił się w rozważaniach.

Dotychczas zakładał, że Obi-Wan okłamał jego i Qui-Gona tamtego pamiętnego dnia, bo... no... bo miał po prostu taki kaprys. Tymczasem okazywało się, że chodziło o coś więcej? Ale o co?

„Jak myślisz, jak by to wyglądało, gdyby dawny Padawan twojego Mistrza miał z tobą głębszą Więź niż twój Mistrz?"

Chłopiec zaczerwienił się. Pierwsza odpowiedź, która przychodziła mu do głowy, brzmiała:

„Pewnie wyglądałoby to dziwnie. Nienaturalnie. Podejrzanie."

Kenobi ponownie przemówił, wyrywając ucznia z rozmyślań:

- Widzę, że zaczynasz łapać, ale na wszelki wypadek rozwieję twoje wątpliwości. Gdyby ktokolwiek z Rady Jedi dowiedział się, że byłem w twojej głowie, podczas gdy Qui-Gon ledwo wyłapywał twoje uczucia, nigdy... przenigdy... za żadne skarby nie pozwoliliby ci zostać jego Padawanem.

- Co?! – Z wrażenia Anakin omal nie udławił się własną śliną. - Dlaczego?

- Bo Mistrz musi być dla swojego Padawana najwyższym autorytetem, a posiadanie olbrzymiej Więzi z innym Jedi mogłoby to skomplikować. To jedna z podstawowych zasad Kodeksu.

Na piaski Tatooine!

Ze wszystkich możliwych powodów... Ze wszystkich wyjaśnień, które Skywalker spodziewał się usłyszeć z ust Mistrza, to było to jedyne, którego w ogóle nie wziął pod uwagę. A kiedy uświadomił sobie, co oznaczało, na moment zupełnie zapomniał o swoim gniewie, a także o całym oburzeniu związanym z faktem, że Obi-Wan grzebał mu w głowie, a potem wszystkiego się wyparł.

A więc on skłamał, bo... Tak naprawdę nie powiedział prawdy, bo...!

- Widziałem, jak bardzo ci zależało, by Qui-Gon cię trenował, więc można powiedzieć, że trzymając język za zębami, zrobiłem ci przysługę.

Kenobi wreszcie wyjawił swój powód, jednak nie zrobił tego głosem pełnym mściwej satysfakcji. Przeciwnie: sprawiał wrażenie strasznie zrezygnowanego, wręcz niezadowolonego z faktu, że ktoś to z niego wydusił.

Anakin kompletnie tego nie rozumiał.

Nie rozumiał, jak można było podjąć decyzję o zrobieniu z siebie kłamcy, tylko i wyłącznie po to, by zrobić przysługę jakiemuś dziecku, a potem jeszcze nie chcieć się do tego przyznać! Właściwie to dlaczego Obi-Wan postanowił pomóc Anakinowi? W końcu nie był zbyt zadowolony, gdy Qui-Gon zaanonsował w obecności całej Rady, że bierze sobie nowego Padawana. A mimo to Obi-Wan... Praktycznie bez wahania...

To niemożliwe – patrząc na twarz Mistrza pomyślał chłopiec. – Nie można być AŻ TAK dobrym.

A przynajmniej on, Anakin nie byłby do tego zdolny. W życiu nie potrafiłby się zdobyć na zrobienie tyle dobrego dla kogoś, kto na oczach tylu ważnych osobistości podebrał mu Mistrza.

- Nie żeby moje kłamstwo ostatecznie wyszło nam na dobre – nieoczekiwanie rzucił Obi-Wan. - Tak się akurat nieszczęśliwie złożyło, że los postanowił zabić twojego wymarzonego Mistrza.

„Wymarzony Mistrz".

Ton, jakim Kenobi wypowiedział te dwa słowa, sprawił, że Skywalker zamrugał ze zdziwieniem. Może zbyt pochopnie uznał Kenobiego za perfekcyjnego Jedi?

Ten ponury, pełen goryczy głos nie brzmiał jak głos kogoś, kto nie miał w sobie żadnych negatywnych emocji...

- No dobra, stary, zresetuj system, bo teraz to zaczynasz się nad sobą użalać! – Dziarsko klepiąc kumpla w bark, Vos przypomniał wszystkim o swojej obecności. W sumie to dziwne, że Anakin tak łatwo o nim zapomniał, biorąc pod uwagę, że ten Śmierdziel wciąż wisiał na ramieniu Kenobiego. - To ty jesteś jego wymarzonym Mistrzuniem. Utworzenie Więzi przed zapleceniem warkoczyka jest prawie niemożliwe, a wy przylgnęliście do siebie jak Nautolańskie Ślimaki i to jeszcze na długo przed tym, jak staruszek Qui-Gon wyzionął ducha. Normalnie przeznaczenie jakie, czy co... Och! A tak z ciekawości... Co powiedzieli Mistrzuniowie z Rady, gdy się o tym dowiedzieli?

Obi-Wan poczerwieniał. Na ten widok Quinlan głośno wciągnął powietrze.

- Hyyy! – Odskoczył od przyjaciela i przycisnął dłonie do ust, tak że widać było tylko okrągłe ze zdumienia oczy. - Nie wie-rzę! – charczał każdą sylabę ledwo słyszalnym szeptem. - Nie po-wie-dzia-łeś im?!

Jakiś czas stał, jak skamieniały. A potem zaczął tańczyć, jak dziecko, które dostało przedwcześnie prezent na urodziny.

- Kenobi zataił coś przed Radą! – zapiszczał zachwyconym tonem. - Aayla, uszczypnij mnie, bo chyba śnię!

Twi'lekanka wyglądała na równie zszokowaną co jej Mistrz, choć okazywała to zdecydowanie subtelniej od niego.

Natomiast Anakin znowu poczuł się tak, jakby ujawniono przed nim nowy, tajemny element osobowości Obi-Wana, każący zburzyć całe wyobrażenie o rudym Mistrzu i zacząć budować je od nowa. Z każdą chwilą chłopiec był coraz bardziej zagubiony.

Powód, dla którego Kenobi kłamał, był już wystarczająco szokującą niespodzianką. A teraz okazywało się, że zataił coś przed Radą Jedi?! I to po tym, jak parę tygodni temu przechwalał się swoim wielkim zaufaniem do najważniejszych osób w Zakonie i opowiadał Anakinowi, jak to w ogóle nie bał się opowiedzieć o nielegalnej lekcji podnoszenia przedmiotów.

Kim on właściwie był? Czego jeszcze nie mówił protegowanemu? Ugh! Skywalker chciałby móc wedrzeć się do jego głowy i zmusić go, by wyjawił wszystkie swoje sekrety!

Niestety, póki co nie był do tego zdolny i musiał zadowolić się pytaniami.

- Nie powiedziałeś Ważniakom, że czytałeś mi w myślach? – zagaił, uważnie wpatrując się w Mistrza. - Dlaczego?

- Nie pytali – wymijająco odparł Kenobi.

- Mhm, jaaaaasne! – Szczerząc zęby, Quinlan dał przyjacielowi kuksańca w żebra. - Już ja dobrze wiem, czemu im nie powiedziałeś!

Ciekawość Anakina przekroczyła wszystkie możliwe normy.

- Czyli, że co...? – dopytywał chłopiec.

- Och, no wiesz, mały... – Vos porozumiewawczo do niego mrugnął. - Chodziło po prostu o to, by nie pomyśleli sobie czegoś durnowatego w tych swoich przemądrzałych łepetynach. Czaisz?

Nie, Skywalker kompletnie nie czaił. Miał ochotę zapodać wkurzającemu Śmierdzielowi kopniaka w łydkę i zażądać od niego, by łaskawie zaczął gadać po ludzku.

Obi-Wan wciąż wyglądał na lekko zafrasowanego.

- Ej, mordo, wyluzuj się! – Vos walnął go w plecy. - Przecież wiesz, że ja i kwiatuszek nie puścimy pary w ust. Prawda, słonko? - Gdy Aayla przytaknęła, skierował wzrok na Anakina. - Bardziej martwiłbym się o dyskrecję tego okazu. – stwierdził, kiwając głową i energicznie masując podbródek. – Ale mniejsza o to. Mistrzuniowie z Rady nic nie wiedzieli i niczego się nie dowiedzą, więc teraz mi powiedz: co na to wszystko staruszek Qui-Gon?

- Przestań nazywać Qui-Gona staruszkiem! – Wkurzony, że obrażono jego idola, Anakin zmierzył mężczyznę z dredami morderczym spojrzeniem. - A poza tym, on też nic nie wiedział, bo Obi-Wan go okłamał!

- Wiesz, co, Skywalker? – Quinlan głęboko westchnął. - Jak na tak sprytnego dzieciaka, to ty jesteś czasem zaskakująco naiwny.

Naiwny? Ale co...

Musiało minąć dobre dwadzieścia sekund, zanim chłopiec zrozumiał, co dokładnie mu zasugerowano.

- Zaraz? – Skierował pełne niedowierzania oczy na Obi-Wana. - To Qui-Gon... On... Qui-Gon wiedział?

- Był moim Mistrzem przez dwanaście lat i czytał ze mnie jak z otwartej księgi – Kenobi odparł sucho. - Oczywiście, że wiedział, że go okłamałem.

- No, przedzierał się przez te twoje nieznośne Tarcze jak miecz świetlny przez betonową ścianę! – wesoło uzupełnił Vos. - Ale mniejsza o to. Co powiedział, gdy zorientował się, że czytałeś jego potencjalnemu Padawaniątku w myślach?

Po krótkim zastanowieniu, Obi-Wan odpowiedział:

- Sam wiesz, jaki był. Uwielbiał sytuacje, gdy Moc działała inaczej, niż wszyscy oczekiwali. Tego typu przypadki fascynowały go jeszcze bardziej niż szczenięta Nexu. Nie robił mi żadnych dramatów. – Posłał własnemu Padawanowi znaczące spojrzenie i z nutą irytacji dokończył: - Mówienie Mistrzowi prawdy na ogół się opłaca!

Anakin kwiknął, jakby wbito mu szpilkę w tyłek. Nie tracąc ani chwili, przystąpił do kontry:

- W-wcale nie powiedziałeś mu prawdy. Zaczęliście o tym gadać, bo przyłapał cię na kłamstwie!

- Tak czy siak miałem zamiar mu powiedzieć. Po prostu nie chciałem robić tego w twojej obecności. I wychodzi na to, że miałem rację, bo, jak się okazuje, jesteś gadatliwym małym paplą, który nie umie utrzymać języka za zębami.

No i kolejne ukłucie. Skywalker zaczynał być tym wszystkim solidnie wkurzony. Wnerwiało go, że jakiej strategii by nie przyjął, zawsze pod koniec okazywało się, że to on był irytującym, niedoinformowanym dzieciakiem, a Obi-Wan idealnym Jedi bez jednej skazy na charakterze.

Ignorując przeczucie, że jest coraz bliżej zdobycia nagrody dla Najbardziej Bezczelnego Padawana w Świątyni, postanowił wyciągnąć z rękawa ostatniego – a zarazem najmocniejszego! – asa.

Z miną pod tytułem „jak to nie zadziała, to ja już sam nie wiem, co zadziała", wyrzucił z siebie:

- To nie był jedyny raz, gdy okłamałeś Qui-Gona! Jak poszedłeś z nim w krzaki...

- Co? Co? CO?! – Vos nagle się ożywił. – Poszedłeś z Qui-Gonem w krzaki?

- M-mógłbyś nie dochodzić do żadnych durnowatych wniosków? – Z niewiadomych powodów Obi-Wan zrobił się czerwony jak pomidor.

- Eee... myślę, że mimo wszystko powinniśmy sobie pójść, Mistrzu! – Aayla mocno pociągnęła Quinlana za tunikę, ale równie dobrze mogłaby ciągnąć głaz. Przyjaciel Kenobiego był podjarany na maksa i ani myślał ruszyć się z miejsca.

- Zwariowałaś, kobieto? – zawył. – Dzieciak opowiada, jak Obi-Wan chował się z Qui-Gonem po krzakach i ja w takiej chwili mam sobie pójść?

- Nie było żadnego chowania się po krzakach! – Obi-Wan wycedził przez zęby.

- Cicho bądź, ty i tak do niczego się nie przyznasz! – Vos zbył przyjaciela niedbałym machnięciem ręki i dopadł do Anakina. Złapał chłopca za ramiona i spojrzał na niego wytrzeszczonymi oczami szaleńca. – Mów mi zaraz, co oni robili w tych krzakach, bo nie wytrzymam i eksploduję!

Aayla i Obi-Wan byli wyraźnie zbulwersowani rozgrywającą się sceną. Zaczęli na zmianę warczeć na Dzikusa i próbować zmusić go, by odszedł i zajął się swoimi sprawami (rzecz jasna nieskutecznie).

Wokół zapanował taki chaos, że Anakin kompletnie nie wiedział, czy powinien się niepokoić, czy gratulować sobie sukcesu. Owszem, chciał odrobinę popsuć reputację Obi-Wana, ale nie przypuszczał, że osiągnie ten cel, wspominając o głupim chowaniu się po krzakach. Czym oni wszyscy się, u licha, podniecają?! Nie zdążył nawet zaserwować im najważniejszej informacji, a oni robią z tego nie wiadomo jakie halo!

Sfrustrowany, usiłował naprawić swój błąd.

- Tu nie chodzi o żadne głupie krzaki! – zawołał, gniewnie tupiąc nogą. – Chodzi o to, że Obi-Wan łaził po hutteckich knajpach, a Qui-Gon o tym nie wiedział i...

- Litości, dzieciaku, co mnie obchodzą jakieś knajpy? – zniecierpliwiony, Quinlan wszedł dziewięciolatkowi w słowo. – Chcę wiedzieć, co się działo w krzakach!

- Nic się tam nie działo! – syknął Kenobi.

- Gdyby nic się tam nie działo, to byś się tak nie wkurzał! – Vos uraczył kumpla chytrym uśmieszkiem, po czym znowu zwrócił się do chłopca. - Skywalker, błagam, powiedz mi, co tam się działo!

- Morda w kubeł, Anakin! – Groźnie zwężając oczy, Obi-Wan wycelował w protegowanego palec.

- Ja cię błagam, zaklinam, powiedz mi! Gadaj, co robili w tych krzakach, a oddam ci wszystkie moje kredytki!

Skywalker nie mógł się zdecydować, który z mężczyzn bardziej go irytował – jego Mistrz, czy ten przeklęty Śmierdziel! Ugh, miał już po dziurki w nosie tych przeklętych krzaków! Co oni się tak, kurde, uparli, by o tym gadać?!

- NIC SIĘ TAM NIE DZIAŁO! – krzyknął na całe pomieszczenie. – Po prostu stali, patrzyli sobie w oczy i...

- W oczy sobie patrzyli! – Quinlan aż sapnął z podniecenia. – Dobrze, dobrze... Kontynuuj!

- Ani słowa więcej, Anakin! – zawołał ewidentnie spanikowany Obi-Wan.

Czym on się tak przejmuje? – dziwił się chłopiec. – To chyba jasne, że jak się z kimś gada, to patrzy mu się w oczy, a nie nie wiadomo gdzie!

- Noo, chyba że Obi-Wan zwykle nie patrzył Qui-Gonowi w oczy – wymamrotał, zupełnie nie będąc świadomym faktu, że mówi na głos. – Pewnie było mu głupio, że dostawał zjebkę i nie chciał patrzeć. Ahaa, to dlatego Qui-Gon trzymał go wtedy za twarz! Musiał jakoś zmusić Obi-Wana, by gapił się na niego, a nie na drzewa...

Tym, co uświadomiło mu, że wcale nie zachował tych spostrzeżeń dla siebie, był odgłos dłoni, która z głośnym plaśnięciem wylądowała na czole Aayli. A także kolor policzków Kenobiego. Oraz reakcja Vosa.

- No, no! – Cmokając, Quinlan wymownie potarł ramieniem bark kumpla. – No, no, no, no...

- Bez komentarza, proszę – zasłaniając twarz dłońmi, wymamrotał Obi-Wan.

- Ech, stary, naprawdę... - wzdychając, mężczyzna z dredami pokręcił głową. – Na serio chciałbym wiedzieć, co on ci takiego nagadał, że aż bałeś się spojrzeć mu w oczy. Ja tam nigdy nie miałem z moim Mistrzuniem podobnych akcji! Podczas tych wszystkich lat razem, nie pamiętam ani jednej sytuacji, bym stresował się w jego obecności i...

Zza pleców Anakina dobiegło chrząknięcie. Na ten dźwięk, zarówno chłopiec jak i jego towarzysze nerwowo podskoczyli w miejscu. Tajemniczy przybysz podkradł się do nich tak cicho, że do ostatniej chwili nie zauważyli jego obecności. Był mniej więcej po pięćdziesiątce i sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby przyprawić o drżenie kolan nawet Windu. Ciemnoszare, zebrane w kitkę włosy miały kilka siwych pasm, a lewe oko przycinała budząca respekt blizna.

Choć i tak najbardziej fascynujące było to, jak zareagował na niego Vos.

Ku zdumieniu Anakina, najlepszy przyjaciel Kenobiego zaczął wyglądać na... onieśmielonego.

- M... M... Mistrzu Tholme! – odezwał się do przybysza piskliwym głosem, na przemian nerwowo się śmiejąc i przełykając ślinę. – T-to Mistrz... tego... ahaha... K-kiedy wróciłeś, Mistrzu? Myślałem, że wciąż jesteś na Tython?

Kącik ust mężczyzny nieznacznie uniósł się do góry.

- Jak zawsze miło cię widzieć, mój dawny Padawanie.

Kolejny rozdział w piątek za dwa tygodnie (25.12.2020)

Nooo, chyba, że uda mi się ukończyć go wcześniej ;) 

(większość z was pewnie teraz myśli: "BYLE NIE PÓŹNIEJ").

Przepraszam, jeśli błędów jest więcej niż zwykle. Bardzo mi zależało, by opublikować rozdział właśnie dzisiaj (po tych wszystkich ekscytujących wieściach od Lucasfilmu), a wszyscy dostępni korektorzy byli zabiegani i nie było kogo poprosić o pomoc. Zatem ogarnęłam poprawki sama.

Gdybyście chcieli zobaczyć nieco ładniejszą i lepiej wyszlifowaną wersję, zostanie ona wrzuca za parę dni na Ao3. 

Z zadowoleniem mogę was poinformować, że maleńkimi kroczkami zbliżamy się do baaardzo ekscytujących wydarzeń. Jak zapewne zauważyliście, atmosfera między Anakinem i Obi-Wanem już nie jest tak kolorowa - do kłótni pełną gębą jeszcze chłopcom daleko, ale ich "delikatne temperamenty" i wrodzona zawziętość powolutku zaczynają wychodzić na światło dziennie. Pozostaje tylko cierpliwie czekać na Wielki Wybuch ;) 

Przy okazji, mam nadzieje, że zauważyliście, że Anakin nie jest jedynym z naszej parki, który czuje się niepewnie i rozpaczliwie potrzebuje potwierdzenia, że jest "chciany" przez najważniejszą osobę w swoim życiu. 

No aleeee, na dokładne zgłębienie jego punktu widzenia przyjdzie jeszcze czas.

A tymczasem do akcji wkracza Tholme. I odegra sporą rolę w zmianie podejścia Anakina. A w jaki sposób? O tym przekonacie się w następnej części ;)

Dzisiejszą część dedykuję Padawanka_Skywalkera

Kto wypatrzył w opowieści małoletnią Ahsokę, bardzo proszę, ręka do góry!

Dziękuję wam za wszystkie cudowne komentarze i gwiazdki.

Gdybyście czuli niedosyt Star Warsowych dyskusji, zostawiam tutaj dwa koszyczki:

\___/ - koszyczek do podzielenia się wrażeniami po obejrzeniu najnowszego odcinku "Mandalorian" (jak ktoś się boi spojlerów, niech nie zagląda! Ja aż palę się do dyskusji <3)

\____/ - koszyczek do plotkowania o tych wszystkich dziesięciu serialach (DZIESIĘĆ! Czaicie, ludzie?! Ich jest DZIESIĘĆ!), którymi dzisiaj podzielił się Disney. Teorie, domysły, albo zwykłe "ochy" i "achy" są bardzo mile widziany. 

Och, a właśnie! Jeśli znacie jakieś fajne zbiory na Wattpadzie, w których dyskutuje się o wyżej wymienionych kwestiach, możecie się nie krępować i zrobić tutaj reklamę, oznaczając ludzi, czy też rzucając tytułami ;)

Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top