Rozdział 16 - Skutki kłamstwa (Część 1)
- Dobra, Anakin, mam tego dosyć!
Wystarczył jeden rzut okiem na surową minę Obi-Wana, by Skywalker zrozumiał, że ma kłopoty. I że jest kompletnie nieprzygotowany na nadchodzącą rozmowę. Spanikowany, zaklął w myślach.
Bantha poodoo!
Po aferze prysznicowej można było przewidzieć, że Kenobi prędzej czy później osaczy Padawana i zmusi do wyjaśnień (dostanie zjebki od pokrytego pianą Windu, któremu dyndało to i owo, złamałoby absolutnie każdego!), tylko Anakin nie sądził, że jego Mistrz przejdzie do działania tak... no... szybko. I w tak zdecydowany sposób.
Niecałe dwadzieścia cztery godziny od incydentu Obi-Wan zaczaił się na Padawana za filarem, jak drapieżnik na ofiarę, złapał zaskoczonego chłopca za kołnierz i odciągnął go od stada pozostałych dzieci, nie pytając o pozwolenie i nie tłumacząc, o co chodzi. Nie było to może tak samo upokarzające jak bycie niesionym na ramieniu, ale Skywalker i tak miał ochotę narzucić sobie kaptur na głowę i osłonić się przed zdumionymi spojrzeniami pozostałych Jedi. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążył zaprotestować!
Przypomniał sobie, jak się mówi, dopiero kiedy zatrzymali się w zagajniku w Komnacie Tysiąca Fontann. Miał przeczucie, że tym razem się nie wywinie, jednak chwycił się pierwszej lepszej wymówki i spróbował kupić sobie trochę czasu.
- Eee... wiesz, Mistrzu, chętnie bym pogadał, ale muszę dokończyć bardzo ważne wypracowanie i...
- Martwisz się, że droid popełni za mało błędów ortograficznych i wszyscy zorientują się, że oszukujesz? – chłodno spytał Kenobi.
Wyciągnął rękę, zagradzając chłopcu drogę i uniemożliwiając mu ucieczkę w stronę kwater Adeptów. Po karku Anakina spłynął pot.
- Droid? – Udając zdziwienie, Skywalker spojrzał na opiekuna. - Jaki droid? Nie wiem, o czym mówisz, Mistrzu!
- Doprawdy? – Obi-Wan uniósł brew. - Byłem pewien, że mały cwaniak, który próbował orżnąć mnie w kości, trochę lepiej zatrze po sobie ślady.
Na krótką chwilę marzenia o ucieczce kompletnie wyparowały z głowy Anakina. Chłopiec wbił zaciekawiony wzrok w Mistrza.
Nie zatarłem śladów? – zdziwił się. – Ale jak to?
Na programowaniu droidów znał się, jak mało kto. Był pewien, że oszustwo nie zostanie wykryte jeszcze przez co najmniej pół roku! Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, czy raczej: dokręcone do ostatniej śrubki. Droid tak świetnie imitował wołający o pomstę do Mocy styl małoletniego Pana, że nawet Mistrzyni Jocasta niczego nie podejrzewała. Co mogło pójść nie tak?
- W plikach kryje się mnóstwo istotnych danych – wyjaśnił Obi-Wan. - Zapewniam cię, że żaden człowiek nie jest w stanie napisać tysiąca wyrazów w trzydzieści sekund.
Nie panując nad tym, co robi, Anakin uderzył pięścią w otwartą dłoń.
- Szlag! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem!
Ta przeklęta Świątynia zrobiła ze mnie nieuważną ofermę! – pomyślał ze złością.
Na Tatooine w życiu nie pozwoliłby sobie na tak głupi błąd! Gdy starał się oszukać Watto, zawsze kilka razy wszystko sprawdzał i...
Dokładnie w tym momencie zauważył pełne dezaprobaty oczy Obi-Wan i zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki. O kurde! Jego reakcja chyba nie była pożądaną reakcją Adepta, którego przyłapano na więcej niż jednym przewinieniu.
Czerwieniąc się, spróbował naprawić błąd:
- Znaczy... eee... jest mi przykro. Bardzo, bardzo mi przykro, Mistrzu!
Obi-Wan przez chwilę po prostu stał i wpatrywał się w ucznia. Miał na twarzy tą swoją upierdliwą, niemożliwą do rozszyfrowania maskę, która stresowała Anakina jeszcze bardziej, niż konfrontacja z rozwścieczonym Windu.
Teraz, gdy o tym pomyślał, chłopiec uświadomił sobie, że minęło całkiem sporo czasu, odkąd widział u swojego Mistrza taką minę. Po powrocie z Fenis, Kenobi przestał być Panem Nieprzystępnym i zaczął pokazywać się wychowankowi z różnych stron. Uśmiechał się do Anakina, żartował z nim, przeżywał jego wybryki, pozwalał sobie na subtelne oznaki złości, a teraz...
Nic. Zupełnie nic.
Skywalker znowu miał przed sobą zdystansowanego Obi-Wana Kenobiego, który został mu przedstawiony na statku Padme. Tego samego milczącego Obi-Wana, z którym nie umiał dogadać się przez cały czas spędzony na Coruscant, aż do ich pamiętnej rozmowy w drodze na Naboo.
Jakby łącząca ich nić porozumienia, istniejąca od czasu rytualnego zaplecenia warkoczyka, rozpruła się i musieli ją zaplatać na nowo.
Po ciele Anakina przeszedł dreszcz. Chłopiec nie miał pojęcia, skąd ta zmiana w Obi-Wanie, ale czuł, że nie oznaczało to niczego dobrego. Dla żadnego z nich.
Widząc, że jego Mistrz otwiera usta, by coś powiedzieć, Skywalker wstrzymał oddech. Jednak ostatecznie nie doczekał się kary – osoba, która przez ostatni tydzień była dla niego źródłem wszystkich kłopotów, przynajmniej raz zrobiła mu nieświadomą przysługę.
Zza zakrętu nadszedł Quinlan Vos.
- A, tu jesteś, Kenobi! – Wesoło pomachał do Obi-Wana. - Wszędzie cię szukałem. Czujesz ten cudowny zapach?
- Chodzi o dobiegające spod twoich pach rozpaczliwe wołanie o mydło? – Unosząc brew, spytał mentor Anakina.
- O nasz sparing, mordko! – Dzikus przewrócił oczami. - To zapach ekscytującego, męskiego sparingu! Nie mogę uwierzyć, jak dawno ze sobą nie walczyliśmy. Coś czuję, że dzisiaj będzie ten cudowny dzień, gdy wreszcie zatriumfuję. No już, spinaj poślady i grzej mieczyk! Idziemy do Wschodniej Sali Treningowej.
Czując na swoim ramieniu dłoń Mistrza, Skywalker lekko podskoczył.
- Wybacz, ale dzisiaj spasuję – Kenobi zerknął na ucznia w taki sposób, że ten głośno przełknął ślinę. - Ja i Anakin mamy ważne sprawy do omówienia.
- Uuu, to brzmi poważnie! – Masując podbródek, Vos cicho zacmokał. - Co przeskrobałeś, Padawaniątko? – zainteresował się.
- Naprawiłem nieużywanego droida i przeprogramowałem go, by pisał za mnie wypracowania – bąknął Anakin.
- Droid piszący wypracowania? – Oczy mężczyzny z dredami pojaśniały od ekscytacji. - W mordę, przecież to genialne! Nie mogę uwierzyć, że nikt wcześniej na to nie wpadł. Och, ale...
Nauczyciel Aayli dramatycznie westchnął i zmierzył Obi-Wana zrezygnowanym spojrzeniem.
- Twój sztywniacki Mistrzunio pewnie nie będzie potrafił docenić tak kreatywnego pomysłu. Ech, co ci mogę powiedzieć, dzieciaku... ciężkie jest życie małego geniusza! Człowiek się napracuje i jeszcze dadzą mu za to zjebkę.
- Właściwie to nie chciałem dawać Anakinowi reprymendy za przeprogramowanie droida – ostrożnie zaanonsował Kenobi.
- Nie? – Vos najpierw zamrugał ze zdziwieniem, a potem wydał z siebie triumfalny okrzyk. - Kurde, stary, nie wierzę! – Szczerząc zęby, mocno poklepał kumpla po ramieniu. - A więc nauki Qui-Gona wreszcie trafiły, gdzie trzeba i postanowiłeś przejść na Niegrzeczną Stronę Mocy? Jestem z ciebie taki dumny! Nawet nie wiesz, jak tęskniłem za małym niedobrym Obi-Wankiem, który odwalał ze mną numery!
- Właściwie to chciałem...
- Tak, tak, dla zasady musisz dzieciaka ochrzanić, kumam. To zrobimy tak: demonstracyjnie pogrozisz mu paluszkiem, a droida oddacie mnie, by nikt się nie dowiedział.
Nie zważając na protest w oczach drugiego mężczyzny, Świątynny Niechluj zagarnął Anakina ramieniem i konspiracyjnie szepnął mu do ucha:
- Da się go przerobić tak, by odwalał za kogoś raporty?
- QUINLAN! – Czerwony ze złości Obi-Wan wydał z siebie zbulwersowany okrzyk.
Skywalker wodził wzrokiem od jednego Jedi do drugiego. To była jego szansa! Dyskretnie wysunął się spod ramienia Dzikusa i zaczął iść do tyłu, z każdym maleńkim kroczkiem oddalając się od dwójki mężczyzn.
- Raju, ale ten Mistrz Vos jest okropny! – zawołał dramatycznym tonem. - Wiesz, co, Mistrzu? Musisz koniecznie zgodzić się na sparing i spuścić mu porządne manto! Pozamiataj nim parkiet, ale tak, by szybko się nie pozbierał. A ja w międzyczasie zabiorę się za tamto wypracowanie. Skoro muszę napisać je sam, pewnie zajmie mi to całą wieczność!
- Anakin... - oczy Obi-Wana zwęziły się.
- Dziękuję, że nie nawrzeszczałeś na mnie z powodu droida, Mistrzu. Pójdę potem do Mistrzyni Jocasty i ją przeproszę. Teraz już sobie pójdę i...
- Ani. Kroku. Dalej. Padawanie!
Anakin zerwał się do biegu, lecz uświadomił sobie, że... o kurde! Jakimś sposobem wciąż tkwił w tym samym miejscu. Zszokowany, spojrzał w dół. Jego nogi się poruszały, jednak nie pozwalały mu przemieścić się do przodu – jakby miał pod stopami bieżnię, a nie twardą świątynną posadzkę. A kiedy zrezygnował z biegu, poczuł, że jakaś niewidzialna siła ciągnie go do tyłu. Obcasy wysokich butów z głośnym piskiem sunęły po podłodze.
Chłopiec zerknął przez ramię i na widok stojącego z wyciągniętą ręką Obi-wana, wydał ciche sapnięcie protestu. Wprost nie mógł uwierzyć... Jego Mistrz zatrzymał go używając Mocy. Normalnie, kurde, użył Mocy, by go zatrzymać!
Oszust! – w myślach jęknął Anakin. – Tak nie wolno, to nie fair!
- Wybacz, Quinlan, ale ja i mój uczeń – podkreślając te słowa, Kenobi położył dłoń na ramieniu rozżalonego chłopca - musimy odbyć poważną rozmowę. Powalczymy ze sobą kiedy indziej. A teraz byłbym wdzięczny, gdybyś zostawił nas samych!
- Samych? – Wargi Vosa ułożyły się w smutny dzióbek. - W takiej chwili? Chłopie, przecież od razu widać, że szykuje się między wami jakaś poważniejsza drama. A ja uwielbiam dramy!
- Naprawdę? – zakpił Obi-Wan. - Po awanturze z udziałem Mistrza Windu w życiu bym na to nie wpadł!
- A masz na myśli awanturę w hangarze, czy tamtą ostatnią akcję pod prysznicem? – dociekał Quinlan. - Bo zimną wodę to akurat odkręciło na ciebie Padawaniątko i powinno się po męsku przyznać! – wycelował w Skywalkera palec wskazujący, na co dziewięciolatek wydał cichy jęk.
- Nieważne, o którą aferę mi chodzi. – Wzdychając, Obi-Wan pokręcił głową. - Zdecydowanie wolę porozmawiać z Anakinem na osobności. A teraz bądź tak miły i idź sobie!
- Ech, cóż za mroczne czasy nastały... żeby własny kumpel się mnie pozbywał! Czuć w tym rękę Sithów!
Vos chwilę jeszcze skomlał, jak dzieciak, którego wyproszono z imprezy urodzinowej, ale ostatecznie odpuścił i sobie poszedł. Anakin i Obi-Wan odprowadzili go wzrokiem. Kiedy zyskali pewność, że znalazł się dostatecznie daleko, chłopiec spojrzał na Mistrza, wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie:
- Dobra, to ja odkręciłem na ciebie zimną wodę, ale to był wypadek! Chciałem ci tylko pomóc! Szampon leciał ci do oczu, więc odkręciłem wodę, byś mógł go spłukać.
Wytrzeszczając na protegowanego oczy, Kenobi otworzył usta i natychmiast je zamknął. Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale nieoczekiwana deklaracja Anakina sprawiła, że kompletnie stracił wątek. Po długiej chwili ciszy, potrząsnął głową.
- Mniejsza o akcje pod prysznicem i nieadekwatne korzystanie ze świątynnych droidów – mruknął, masując skroń. - To są pierdoły. I bardzo bym chciał, żebyśmy mogli pozwolić sobie na luksus dyskutowania o pierdołach. Ale nie możemy, bo mamy do omówienia znacznie poważniejszy problem.
Widząc, że jego Mistrz krzyżuje ramiona, Skywalker odruchowo przypomniał sobie swoją mamę. Zawsze stała przed nim w takiej pozycji i patrzyła na niego w taki sposób, gdy bardzo ją zdenerwował.
Nie, nawet nie tyle zdenerwował. Zawiódł. Rozczarował!
Gardło chłopca stało się nieprzyjemnie ciasne, jakby utknęła w nim mała kulka. Kulka złożona z kłamstw.
- Anakin... - Obi-Wan posłał protegowanemu ponure spojrzenie. - Chcę, żebyśmy szczerze i uczciwie porozmawiali o powodach, dla których unikasz mnie i naszych wspólnych treningów.
- Unikam? – wyjąkał chłopiec. - C-co, ale... Niczego takiego nie robię, Mistrzu! N-nie unikam cię!
W oczach Kenobiego na ułamek sekundy pojawił się głęboki smutek – kolejny gest, który wyglądał, jakby został skopiowany od Shmi Skywalker. Z każdą chwilą Anakin odczuwał coraz większe wyrzuty sumienia.
- Jestem dorosłym i wyszkolonym Jedi, Padawanie – zaanonsował Kenobi. - W dodatku mam z tobą Więź, dzięki której potrafię wyczuwać twoje emocje z dużą dokładnością. Myślisz, że nie wiem, jak bardzo jesteś teraz zdenerwowany? Zestresowany? Zmęczony wymyślaniem kolejnych kłamstw?
Skywalker, do tej pory z uwagą przypatrujący się swoim butom, poderwał głowę do góry, by spojrzeć na Mistrza.
To Obi-Wan wie, że kłamałem? – pomyślał, z bijącym coraz szybciej serduszkiem. – Wie, jak się czuję?
Uświadomienie sobie tego nie przyniosło jedynie kolejnej dawki wstydu, ale też swojego rodzaju ulgę.
Dziewięciolatek czuł się zdemaskowany, ale jednocześnie miał wrażenie, że zdjęto mu z barków wielki ciężar – ktoś dostrzegł jego wysiłek, jego zmagania nie zostały zlekceważone.
Może tego właśnie chciał od samego początku? Czyżby podświadomie pragnął, by Obi-Wan go rozpracował? By przyszedł mu z pomocą?
- A nawet gdybym nie wyczuwał twoich emocji... - ciągnął Kenobi - naprawdę uważasz mnie za osobę o tak małej inteligencji? Za niezbyt bystrego naiwniaka, któremu da się wcisnąć każdą wymówkę? Bo jeśli tak właśnie o mnie myślisz, to bardzo mi przykro.
Te słowa podziałały na Anakina jak chluśnięcie zimną wodą w twarz. Chłopiec gwałtownie wciągnął powietrze. Zranienie Obi-Wana było dosłownie ostatnią rzeczą, którą zamierzał osiągnąć, gdy układał swój plan!
- NIE chcę, żeby było ci przykro! – wyrzucił z siebie, błagalnie patrząc mężczyźnie w oczy. - I wcale NIE uważam, że jesteś głupi!
- A mimo to nie uważasz mnie za dość mądrego człowieka, by opowiedzieć mi o swoim problemie – z żalem podsumował Kenobi.
- P-problemie?
- Nie wierzę w zmianę osobowości o sto osiemdziesiąt stopni w przeciągu jednej nocy. Może i nie znamy się jakoś bardzo długo, ale zdążyłem się już trochę zorientować, jaki jesteś, Anakin. Przed awanturą na stołówce miałem szczerego i bezpośredniego Padawana, który nazywał członków Rady Jedi „Ważniakami" i nie mógł się doczekać wspólnych treningów. Tamten chłopiec może i nie był wzorem wszelkich cnót, ale lubiłem go za to, że był ze mną szczery. Że ufał mi i niczego przede mną nie ukrywał.
Ale to nadal JA, Mistrzu! – rozpaczliwie pragnął krzyknąć Anakin. – Wcale się nie zmieniłem! Ja tylko... no... Po prostu chciałem...!
Palce chłopca nerwowo miętoliły skraj tuniki. Właściciel łypał na nie, jakby to wszystko była ich winą, jakby to one były odpowiedzialne za to, że plan nie potoczył się, jak trzeba.
Obi-Wan klęknął przed przygnębionym dziewięciolatkiem. Jego dłoń spoczęła na ramieniu Anakina i lekko je ścisnęła. Padawański warkoczyk opadał na odsłonięty nadgarstek rudego Mistrza.
- Coś się wydarzyło, prawda? – łagodnie zagaił, Kenobi. - Coś, o czym mi nie mówisz. Dlaczego po prostu mi nie powiesz, Anakinie?
Pod wpływem troskliwego spojrzenia błękitnych oczu, chłopiec zaczerwienił się. Jak przez mgłę pamiętał, że MIAŁ jakiś bardzo ważny powód, by trzymać swój problem w sekrecie przed Mistrzem... mógłby się pokroić, że coś takiego było, ale za wszystkie banthy nie mógł sobie przypomnieć, co.
Kiedy Obi-Wan tak na niego patrzył – tak opiekuńczo i po ojcowsku – Anakin zupełnie nie potrafił rozmyślać o swoim planie.
Potrafił myśleć tylko o tym, jak bardzo chciałby w tej chwili przytulić się do swojego Mistrza i pożalić mu się, że wstrętne dzieciaki i okropni dorośli opowiadali o nich różne paskudne rzeczy i knuli, jakby tu ich rozdzielić.
Kenobi musiał to wyczuć, bo ostrożnie wznowił zachęty:
- Ostatnim razem tak dobrze nam się rozmawiało – przekonywał. – Kiedy wspólnie przeanalizowaliśmy problem, okazało się, że...
Nieoczekiwanie urwał i zamknął oczy. Na czole zapulsowała mu żyłka.
- MIAŁEŚ SOBIE PÓJŚĆ! – wydarł się, łypiąc na pobliskie krzaki.
Liście zaszeleściły i po chwili wypełzł spomiędzy nich umazany ziemią Quinlan Vos. Niewinnie się uśmiechając, pomachał do Anakina i Obi-Wana.
- No co tam, chłopaki? – Wstał i zabrał się za otrzepywanie spodni. – Nadal tu jesteście? Myślałem, że już sobie poszliście! Bo widzicie, upadła mi nakrętka od piersiówki i chciałem...
- Że Anakin ściemnia to jeszcze jestem w stanie zrozumieć! – Kenobi gniewnie wszedł kumplowi w słowo. – Ale ty chyba jesteś już odrobinę za stary, by chować się za wymówkami?
- E, tam! – Vos wyszczerzył zęby. – Na to nigdy nie jest się za starym!
- A co z byciem katapultowanym na drugą stronę tego pomieszczenia za pomocą kopniaka? – Obi-Wan uniósł brew. – Skoro twoje pośladki są tak młode jak kiedyś, to prawie tego nie poczują.
- Dobrze, już dobrze, już sobie idę! – Przewróciwszy oczami, dzikus uniósł ręce i zaczął oddalać się od Mistrza i Padawana. – Raju, ale się z ciebie sztywniak zrobił. Nawet na piwo nie można z tobą normalnie wyskoczyć, bo co chwilę masz jakieś obowiązki z Padawaniątkiem...
Kenobi odprowadził przyjaciela wzrokiem, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu, jakby chciał się upewnić, że na pewno sobie pójdzie. Przegapił przez to niewielką bruzdę, która pojawiła się na czole Anakina.
Ostatnie zdanie Vosa przypomniało chłopcu o powodach, dla których postanowił utrzymać swoje problemy w tajemnicy przed Obi-Wanem.
Nie chciał być dla swojego Mistrza ciężarem. Nie chciał odbierać Kenobiemu możliwości nacieszenia się życiem Rycerza Jedi świeżo po Próbach. A nade wszystko chciał... cóż... po prostu chciał być dla Obi-Wana dobrym, nieupierdliwym Padawanem!
Dlaczego mam zrzucać na niego rzeczy, z którymi sam mogę sobie poradzić? – pomyślał, zaciskając dłonie w piąstki.
Przecież to nie tak, że miał przed sobą jakieś nie wiadomo jakie wyzwanie! Nie mógł sobie teraz pozwolić na to, by zachowywać się jak mięczak...
Odzyskawszy determinację, uniósł podbródek.
- To nieprawda, że ci nie ufam! – wyrzucił z siebie, uprzedzając Obi-Wana, który dokładnie w tym samym momencie otworzył usta, by coś powiedzieć. – Ja po prostu... No... Potrzebuję jeszcze tylko trochę czasu! Daj mi jeszcze tydzień, Mistrzu, a wszystko załatwię i będziemy mogli spokojnie sobie trenować!
- Tydzień? – wytrzeszczając na protegowanego oczy, wykrztusił Kenobi.
- No, może dwa – westchnął Anakin. – Rzeczywiście mam taki mały problem, ale nic się nie martw, bo ze wszystkim sobie poradzę. Po prostu daj mi to ogarnąć i niczym się nie przejmuj!
Był dumny z tego, że tak świetnie to wymyślił i w pierwszym odruchu wywnioskował, że szczęka opadła Obi-Wanowi z podziwu. Że Obi-Wan zwyczajnie nie wierzył we własne szczęście i w fakt, że miał takiego samodzielnego i zaradnego Padawan.
Dopiero po dłuższym przyjrzeniu się chłopiec uświadomił sobie, że mina jego Mistrza wcale nie wyraża radosnego zdziwienia. Oczy Kenobiego były oczami kogoś, kto aktualnie przeżywał mało przyjemny sen i zastanawiał się, jak ma się z niego, u licha, wybudzić.
Musiało minąć dwadzieścia nieprzyjemnie długich sekund, by rudy mężczyzna wreszcie się otrząsnął.
- Nie wierzę – wyszeptał, patrząc na Anakina ze wzrokiem domagającym się wyjaśnień. – Znowu to robisz.
- Eee... ale że co robię? – zapytał autentycznie zdziwiony chłopiec.
Obi-Wan oparł dłonie na biodrach. Coś w tej pozycji sprawiło, że wydawał się większy i bardziej onieśmielający, zwłaszcza dla patrzącego nań z dołu dziewięciolatka.
- Znowu to samo – powtórzył. W jego oczach żal mieszał się z błaganiem. – Przed aferą w stołówce było dokładnie to samo! Wyjaśniliśmy sobie wszystko, zgodziłeś się, byśmy od teraz rozwiązywali problemy WSPÓLNIE, a potem coś się stało i zacząłeś mnie od siebie odpychać!
- W-wcale cię nie odpycham! – kłócił się Anakin.
Jego Mistrz puścił tę uwagę mimo uszu.
- Teraz też: widziałem, że chciałeś odpuścić i o wszystkim mi powiedzieć, ale potem przyszedł Quinlan, zdezorientował cię i zmieniłeś zdanie. To o niego w tym wszystkim chodzi?
- NIE! – urażonym tonem krzyknął chłopiec.
Choć ten Śmierdziel bezpośrednio przyczynił się do popsucia mu planu, Anakin nie chciał go skłócić z Obi-Wanem. Ani, tym bardziej, obgadywać go za plecami. Sam przekonał się, jak nieprzyjemnie jest być obiektem plotek i nie miał ochoty fundować podobnego doświadczenia komuś innemu.
Kenobi zmarszczył brwi.
- Skoro nie chodzi o Quinlana, to o co chodzi?
- O nic.
- Anakin!
- O nic, z czym nie umiałbym sobie poradzić! – przewracając oczami, poprawił się Skywalker.
Mam wszystko pod kontrolą, więc nie histeryzuj! – uzupełnił w myślach.
- A niby CO masz pod kontrolą, Anakin? – Obi-Wan jeszcze nie wkurzył się na tyle, by się wydrzeć, ale sądząc po coraz intensywniejszej czerwieni na jego twarzy, był tego bardzo bliski. – Unikanie własnego Mistrza i snucie się po korytarzach Świątyni z nieszczęśliwą miną ma być pokazem KONTROLI?
- Ale ja to niedługo ogarnę i...
Chłopiec urwał, gdyż dotarło do niego, że przegapił bardzo istotny szczegół.
„Mam wszystko pod kontrolą".
Nie powiedział tego na głos. O kurde!
Nie. Powiedział. Tego. NA GŁOS.
Nie zdążył nawet dobrze przetrawić tej informacji i przemyśleć sobie, co ona dla niego oznaczała. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zmierzył Obi-Wana oskarżycielskim wzrokiem.
- Grzebiesz mi w głowie?! – wyrzucił z siebie, z nutą paniki w głosie.
Pod wpływem spojrzenia protegowanego, Kenobi zaczerwienił się.
- Cóż... - wymamrotał, uciekając wzrokiem.
Anakin gwałtownie wciągnął powietrze. Jego Mistrz nie zaprzeczył!
W głowie chłopca zaczęło się gromadzić coraz więcej lęków – zalewały go, przez co czuł się tak, jakby tonął. Jakby miał w sobie niewidzialną tamę, która nagle pękła.
Obi-Wan czytał mu w myślach... Od KIEDY to robił? Kiedy to się zaczęło? Ile wiedział?!
- Anakin... - Kenobi zwrócił się do Padawana niewiarygodnie ostrożnym tonem, jakby miał do czynienia z nieoswojonym zwierzęciem. – Anakin, ja cię bardzo proszę, nie nakręcaj się!
Próbował położyć chłopcu dłoń na ramieniu, jednak dziewięciolatek odskoczył jak oparzony.
- Czemu włazisz do mojej głowy?! – krzyknął Anakin. – Jak możesz?! Kto ci pozwolił?!
- N-nie robię tego specjalnie! – bronił się Obi-Wan.
- Nie da się niespecjalnie grzebać komuś w mózgu!
Gdy tylko to powiedział, chłopiec uświadomił sobie, że skądś kojarzy podobne stwierdzenie. Wtedy, gdy schowali się w kanciapie na bokkeny i rozmawiali o wpadce z Windu. Wówczas to Anakin przysięgał, że nie zrobił niczego specjalnie, a jego Mistrz nie chciał w to uwierzyć.
Przyszło mu do głowy, że może powinien z tego powodu okazać Obi-Wanowi więcej wyrozumiałości, ale szybko odgonił od siebie tę myśl.
- Jak często to robiłeś? – zapytał, patrząc na Kenobiego w takim wyrazem, jakby chciał przepalić go wzrokiem.
- Czasami – wymijająco odparł jego Mistrz. – Choć starałem się tego nie robić. Uważam, że o wiele lepiej jest rozwiązywać problemy, gdy rozmawiamy ze sobą i...
- Nie chcę, żebyś właził mi do głowy! – zaciskając dłonie w piąstki, chłopiec wydarł się mentorowi w twarz. – Nie wolno słuchać cudzych myśli bez pozwolenia! Mistrz Yoda tak powiedział!
A zaraz potem wspomniał, że twoje myśli są strasznie głośne i ciężko je ignorować – przypomniał głosik rozsądku w głowie Anakina.
No i co z tego? – odparowała buntownicza strona Skywalkera. – Jak nie, wolno to nie wolno! – burknęła, tupiąc nogą. – Nie wolno i już!
Usta Obi-Wana ułożyły się w cienką linię. Na widok surowej twarzy Mistrza, chłopiec poczuł, że zaczyna tracić odwagę. O kurde. Z tym wydzieraniem się na nauczyciela to chyba posunął się „odrobinkę" za daleko!
Uznał, że dobrze byłoby przeprosić, ale zanim zdążył się o odezwać, Obi-Wan sięgnął do pasa i aktywował miecz świetlny. Na widok błękitnego ostrza, Anakin omal nie dostał zawału.
O KURDE! – z wrażenia aż podskoczył.
Fajnie, że udało mu się wreszcie wyczerpać cierpliwość Mistrza, ale, do piekieł Sithów, nie chciał zdenerwować go AŻ TAK!
Kenobi wziął zamach ręką, sprawiając, że jego uczeń skulił się w sobie, przekonany, że właśnie zbliża się jego koniec. Ale nie.
Jednym płynnym ruchem Obi-Wan ściął pokaźnych rozmiarów drzewo. Gdy zwaliło się na chodnik, okazało się, że do czubka przyczepił się Quinlan Vos.
- Czy ty nie masz własnych zajęć?! – gasząc miecz świetlny, Kenobi ryknął na kumpla. – Własnego życia?! Własnego Padawana?!
- Mam, ale wasze dramy są ciekawsze! – Stękając, dzikus rozmasował tyłek. Po chwili zczołgał się pieńka i posłał rozwalonemu drzewu smutne spojrzenie. – Właśnie ściąłeś ulubione drzewo Yody.
- Sam chciał to zrobić – Obi-Wan skrzyżował ramiona w obronnym geście. – Słyszałem, jak rano rozmawiał o tym z Mistrzynią Gallią.
- Taa? – Vos odpowiedział złośliwym uśmieszkiem. – A ja słyszałem, jak parę minut później zmienił zdanie. Stwierdził, że poczeka jeszcze kilka lat, by starczyło mu drewna na więcej mebelków.
W oczach Kenobiego błysnęła panika. Jednak zanim rudy mężczyzna zdążył poważnie się zaniepokoić, jego uczeń wyskoczył do przodu.
- I tak zwalimy to na ciebie, głupku! – fuknął na Vosa.
- Anakin! – syknął Obi-Wan. – Ile razy mam powtarzać, byś zwracał się do Quinlana per „Mistrzu"?! – Rozmasował podbródek, i po namyśle dodał: - Ale masz rację. Powiemy, że to przez niego.
- Co?! – jęknął urażony Quinlan. – Ale jak to, „przeze mnie"?
- Wlazłeś na nie, nie wytrzymało twojego ciężaru i się złamało. – Anakin wzruszył ramionami. - Proste.
- No dobra, dobra! – Dzikus niedbale machnął ręką. – Pójdziemy na kompromis i powiemy, że przewróciło się z przyczyn naturalnych. Że droidy go nie podlewały, albo coś w ten deseń. Co ważniejsze, mały... - Oparł dłonie na biodrach i szczerząc się od ucha do ucha, zwrócił się do Anakina. – Weź nie rzucaj się do Mistrzunia o to całe grzebanie w głowie! Poważnie, to nie jego wina. Czasem czyjeś myśli są tak głośne, że nie da się ich ignorować. Nawet mnie zdarzy się uchwycić jakąś twoją zagwozdkę, choć nie mamy ze sobą praktycznie żadnej więzi.
Skywalker zamrugał.
- Zaraz, zaraz... - wyjąkał, skacząc wzrokiem od stojącego z ponurą miną Obi-Wana do wciąż wyszczerzonego Vosa. – Czyli, że... Czyli... Ktoś może słyszeć moje myśli, chociaż wcale tego nie chce?
- Bingo! – Quinlan pokazał kciuk. – Fajnie, że wreszcie załapałeś.
Dłoń Anakina powędrowała do czoła. Strumień spanikowanych myśli znowu zalewał mu głowę, ale tym razem ze zdwojoną siłą.
Śmierdziel powiedział, że nawet jemu zdarzało się uchwycić zalążek jego wewnętrznych rozważań. Czy to znaczy... To znaczy...?!
- A... a inni Jedi? – Anakin niepewnie spojrzał na Vosa. – Czy oni...?
- Nooo, ci dobrze wyszkoleni to na pewno! – Cmokając, mężczyzna z dredami pokiwał głową.
- A dzieciaki? – W głosie Skywalkera zabrzmiało błaganie.
- Nie, małolaty raczej nie. Za słaba więź z Mocą.
To przyniosło dziewięciolatkowi ulgę, ale tylko na chwilę. Im dłużej Anakin rozmyślał o wszystkich Jedi, których widywał w ostatnich tygodniach, tym większe ogarniało go przerażenie.
Na Moc, te wszystkie rzeczy, nad którymi dumał w ich obecności! Uważał wnętrze swojej głowy za bezpieczną strefę, więc pozwalał sobie na bardzo wiele. Ile z jego tajnych planów... wyciekło? To DLATEGO był ulubionym obiektem plotkarzy? Bo wszyscy Jedi czytali mu w myślach?! Na Moc, a co jeśli to działo się nawet teraz?!
Spanikowany, wsadził sobie palce do uszu.
- To tak nie działa – rzucili jednocześnie Obi-Wan i Quinlan.
- No to JAK działa?! – histerycznie zawył Anakin.
- Moc umożliwia innym wsłuchiwanie się w twoje myśli, więc oczywistością jest, że aby je zablokować, również musisz użyć Mocy – cierpliwie wytłumaczył Kenobi. Spojrzał protegowanemu w oczy i ponuro dodał: - Wytłumaczyłbym ci to już dawno temu, gdybyś łaskawie przestał mnie unikać.
- Skoro wszyscy mogą słyszeć moje myśli, to nie mam ochoty widywać się z kimkolwiek! – drżąc na całym ciele, wybełkotał Anakin.
Twarz Obi-Wana momentalnie złagodniała.
Rudy mężczyzna klęknął przed uczniem i delikatnie rozmasował mu ramiona.
- Wbrew temu, co zasugerował ci mój durny przyjaciel – posłał Quinlanowi gniewne łypnięcie, po czym znowu skupił uwagę na Anakinie - słuchanie cudzych myśli nie jest takie proste. To nie tak, że wszyscy robią to na prawo i lewo. Większość dorosłych Jedi jest w stanie wychwycić jedynie niewielki zalążek myśli i uczuć. Qui-Gon kiedyś ci to tłumaczył. Zapomniałeś już?
Imię zmarłego Mistrza jak zwykle przyprawiło Skywalkera o lekkie zawroty głowy, lecz tym razem uczucie dyskomfortu nie było aż tak przytłaczające. Chłopiec przypomniał sobie, że rzeczywiście usłyszał na temat telepatii Jedi dość wyczerpujący wykład. Było w nim coś o tym, że aby jeden mógł wejść drugiemu do głowy, to musiał najpierw dostać zaproszenie.
To dlatego Anakin stracił zainteresowanie tematem. Założył, że nikt nie wejdzie mu do mózgu bez pozwolenia i kompletnie się wyluzował.
Potem usłyszał tamtą uwagę od Mistrza Yody, że jego myśli są ciut głośne, ale o tym też dość szybko zapomniał, no bo... Yoda to jednak Yoda, nie? Trochę inny poziom niż reszta. Dotychczas Skywalkerowi zdawało się, że ze stronny innych Mistrzów nie musi obawiać się żadnej... ugh... niepożądanej inwazji na swoją głowę.
Najwyraźniej się pomylił.
- Cóż... - Obi-Wan ponownie przemówił, przywołując chłopca do rzeczywistości. - Faktem jest, że niektórzy Jedi są wyjątkowi, przez co mają większe predyspozycje do wyłapywania cudzych myśli i są bardziej wyczuleni na podobne rzeczy. Na przykład osoby o zdolnościach psychometrycznych. – Kolejne spojrzenie na dłubiącego sobie pod paznokciem Vosa. – Albo naturalni telepaci, tacy jak Mistrz Saesee Tiin. No i oczywiście...
Kenobi spojrzał protegowanemu prosto w oczy i dokończył:
- Sporo zależy od tego, w jakim ktoś jest stanie. W przypadku kogoś tak zestresowanego i rozchwianego emocjonalnie jak ty, to zupełnie normalne, że na zewnątrz wypływa więcej myśli, niż trzeba.
- Nie jestem rozchwiany emocjonalnie! – krzyknął Anakin.
- Nie, wcaaaleee nie jesteś – zarechotał Vos.
- Wolałbym, żebyś nie wtrącał się do tej rozmowy – Obi-Wan syknął do kumpla. – Tak się składa, że ani trochę nam nie pomagasz. Przez ciebie Anakin tylko bardziej się nakręca. Może zrobisz wszystkim przysługę i sprawdzisz, czy nie ma cię we Wschodniej Sali Treningowej?
- Poszedłbym, ale nie chce mi się przeskakiwać drzewa, które zwaliłeś na chodnik – z niewinnym uśmieszkiem odparł Quinlan. – Znaczy... tego drzewa, co samo się przewróciło.
- Po tym, jak na nie wlazłeś! – chłodno przypomniał mu Anakin.
- Gdy będą mnie przesłuchiwać, powiem, że próbowałem je ratować! – odparował Dzikus.
- Jak nie chcesz iść sam, to ktoś ci pomoże – wycedził Obi-Wan.
Jak na zawołanie, zza zakrętu nadeszła Aayla Secura. Kręciła głową na wszystkie strony, najwyraźniej wypatrując Vosa.
- O, Aayla! – Kenobim posłał jej promienny uśmiech. – Mogłabyś sprawdzić, czy twojego Mistrza nie ma we Wschodniej Sali Treningowej?
Po tych słowach złapał Quinlana za kołnierz i praktycznie cisnął go w stronę Twi'lekanki. Śmierdziel omal nie wyrżnął twarzą o chodnik. Nie zdążył jeszcze dobrze się pozbierać, gdy Aayla zapodała mu mocnego kopniaka w tyłek.
- Słyszałeś, obiboku? – warknęła, ciągnąc go za skraj szaty. - Idziemy!
- Ale ja nie chcę iść! – robiąc smutne oczy, zajęczał Vos. – Wiesz, jaką oni mają tutaj ekscytującą dramę?
- To ich drama, nie twoja – mruknęła Aayla. – No już, przebieraj nogami! Obiecałeś mi trening.
Kolejny kopniak miał taka moc, że Quinlan praktycznie przefrunął nad zawalonym drzewem. Kiedy jego uczennica również zniknęła za pieńkiem, Obi-Wan zwrócił się do Anakina.
- Posłuchaj... - Wziął głęboki oddech i na moment zamknął oczy. – Przepraszam, że nie uszanowałem twojej prywatności, ale po raz kolejny podkreślam, że nie wyłapywałem twoich myśli celowo.
Skywalker nie był już tak wzburzony jak wcześniej, ale nie miał jeszcze nastroju na wybaczanie, więc postanowił nie odpowiadać. Jedynie wpatrywał się w Mistrza ponurym wzrokiem. Obi-Wan zareagował na to głębokim westchnieniem.
- Kiedy zaplatałem ci warkoczyk, uprzedzałem, że coś takiego może mieć miejsce. Więź między Mistrzem i Padawanem istnieje między innymi po to, by swobodnie wymieniać się myślami, co jest bardzo przydatne podczas treningu, już nie wspominając o... Anakin, co ty wyrabiasz?
Niewielkie palce chłopca ściskały dużą dłoń Kenobiego tak mocno, jakby chciały wbić się w skórę i wyssać krew. Sam Anakin marszczył czoło tak intensywnie, że po skroni spływał mu pot.
- Wchodzę ci do głowy! – wyjaśnił, patrząc na Obi-Wana spode łba. – Skoro ty widziałeś moje myśli, to teraz ja chcę poznać twoje. Żeby było sprawiedliwie!
Kiedy ostatnim razem próbował, odniósł klęskę, ale przecież to było tak bardzo dawno temu! Teraz on i Kenobi byli Mistrzem i Padawanem, więc bez problemu powinno się udać. Zresztą, zrobił tak wielkie postępy, że na pewno... na pewno...
Po pełnej minucie tkwienia w miejscu, nie usłyszał absolutnie nic. Na policzkach zakwitł mu rumieniec wstydu.
- Nie żebym wątpił w twój talent, Padawanie, – wzdychając, Obi-Wan pokręcił głową – ale nie sądzę, byś na tym etapie szkolenia był w stanie poznać moje myśli.
- Ale mówiłeś, że mamy tą całą Więź! – Anakin spojrzał na swojego Mistrza, jak dziecko domagające się od ojca wyjaśnień, dlaczego nowa zabawka nie działała. – W dodatku TY widziałeś już moje myśli. Dlaczego mi nie wychodzi?
- Jak mówiłem, na tym etapie treningu...
Obi-Wan nagle urwał, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk. Jakby bunt. Jakby ten facet, który dotychczas cierpliwie znosił wyskoki Anakina i odgrywał rolę wyrozumiałego nauczyciela, postanowił przez jedną, jedyną chwilę dopuścić do głosu swoje prawdziwe uczucia.
Spojrzał protegowanemu w oczy i bezlitośnie oznajmił:
- Nie wychodzi ci, ponieważ moje uczucia cię nie obchodzą. A nie obchodzą cię, ponieważ to jestem JA, a nie...
I właśnie wtedy, gdy serce Anakina niemal wykonało salto z emocji, Obi-Wan ugryzł się w język, a bunt w jego oczach zniknął.
Delikatnie, lecz stanowczo, Kenobi wyszarpnął dłoń z uścisku chłopca. Dokładnie jak w dniu, gdy się poznali i podali sobie ręce na powitanie. Albo jak wtedy, na Naboo, gdy Anakin podejmował pierwszą próbę poznania czyiś myśli. Było dokładnie tak samo.
Z jednym wyjątkiem.
Tym razem, zanim ich dłonie się rozłączyły, gdy jeszcze skóra stykała się ze skórą, przez dosłownie ułamek sekundy, Anakin mógłby przysiąc, że coś usłyszał. Zrezygnowany głos Obi-Wana, rozbrzmiewający w okolicach głowy Obi-Wana, a jednocześnie w głowie Anakina, a zarazem jakby w powietrzu. Wypowiadający tylko jedno słowo:
Qui-Gon.
Kolejny rozdział w poniedziałek za dwa tygodnie (14.12.2020)
Uff, jak widziliście, Anakin i Obi-Wan właśnie przeżyli swoje pierwsze poważne spięcie. Oczywiście to jeszcze nie jest szczyt ich możliwości, potrafią się pokłócić jeszcze ostrzej, ale na wszystko przyjdzie czas i miejsce ;)
No i, oczywiście - wszystko skończy się dobrze.
Dziękuję wam, że tak cierpliwie wyczekiwaliście kolejnego rozdziału. Teraz, gdy mam trochę więcej wolnego czasu, "Człowiek Czynu" powinien ukazywać się częściej.
A swoją drogą - macie jakieś pomysły odnośnie tego, co się wydarzy?
Jak uważacie - w jaki sposób Anakin i Obi-Wan poradzą sobie z kryzysem w swoich relacjach?
Jestem bardzo ciekawa waszych pomysłów ;)
Za pomoc w korekcie bardzo dziękuję Arienkowi.
Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top