Rozdział 13 - Przywiązanie (Część 3)

            Z Anakinem na ramieniu Obi-Wan oddalił się w bliżej nieokreślonym kierunku. Tak szybko opuścili Komnatę Tysiąca Fontann, że chłopiec nie zdążył nawet zerknąć na kolegów. Chociaż, może to i dobrze? Wolał nie wiedzieć, jakie mieli teraz miny. Wystarczyło mu, że wciąż miał w pamięci nieruchomą jak posąg twarz Mistrzyni Kentarry.

- Eee... Mistrzu? – niepewnie zagadał do Obi-Wana. – Mogę iść sam.

Mijani po drodze Jedi wytrzeszczali na nich oczy, jednak Kenobi nie zdecydował się na odstawienie Padawana na ziemię. Nieznacznie przyśpieszył kroku.

- Przysięgam, że nie ucieknę, więc postaw mnie, dobra? – Anakin spróbował po raz kolejny.

Żadnej odpowiedzi. Czyżby nadchodził moment, w którym Obi-Wan postanowił wreszcie wybuchnąć? Nawrzeszczeć na Padawana, a potem przełożyć go przez kolano i sprać pasem w rytm Hymnu Republiki? O kurde, ale chyba nie zamierzał zrobić tego publicznie?!

- Mistrzuuu – zdeterminowany, by wywołać w mężczyźnie jakąś reakcję, Anakin złapał garść rudych włosów i lekko pociągnął. – Gdzie idziemy?

- Gdzieś, gdzie nie ma Mistrza Windu – padła zwięzła odpowiedź.

- A-aha. O-okej, dobra.

- Gdzieś, gdzie Mistrz Windu nie pojawi się bez zapowiedzi, by usłyszeć, jak nazywasz go Owczarkiem Toydariańskim.

- Świetny pomysł! – nerwowo się śmiejąc odparł Anakin. – Kurde, Mistrzu, ale ty jesteś mądry! Już zawsze powinniśmy być czujni, żeby... O W MORDĘ!

Pomieszczeniem, które Kenobi upatrzył sobie jako „bezpieczną strefę" okazała się być kanciapa z zapasowymi bokkenami. Z koszyków wystawały drewniane miecze odpowiednie dla różnych grup wiekowych – od krótkich i bardzo lekkich, po te bardziej zaawansowane, gwarantujące zakwasy ramion po zaledwie kilku machnięciach. Skojarzenie Anakina było natychmiastowe! Zbyt długo był niewolnikiem i miał zbyt duże doświadczenie z karami cielesnymi, by nie wyobrazić sobie różnych rzeczy, które Obi-Wan mógłby chcieć zrobić z tymi bokkenami...

- Tylko nie bierz tego oznaczonego czerwoną kropką! – Chłopiec zawył, rozpaczliwie machając nogami. – Nie bierz go, bo on zostawia drzazgi! Każdy tylko nie ten, dobra?! Może być cokolwiek, byle nie kropka! Mistrzu, proszę, ja już kiedyś miałem drzazgę w tyłku i to było...

- Do ciężkiej cholery, Anakin! – Obi-Wan syknął, stawiając ucznia na ziemi. – Przyszliśmy tutaj, bo to najrzadziej uczęszczane miejsce w Świątyni! Przychodzą tu tylko droidy konserwujące.

Drzwi zostały zamknięte na zamek. Kenobi wyciągnął przed siebie usztywnione dłonie i zatrzymał je kilka centymetrów od buzi protegowanego, jakby chciał złapać chłopca za głowę i mocno nią potrząsnąć.

- Co. Ci. Strzeliło. Do. Łba? – wykrztusił, wytrzeszczając na Anakina oczy.

Wyglądał i brzmiał jak ktoś, komu siłą wciśnięto do gardła chalactańską papryczkę.

- Rozumiem, że nie każdy jest Wzorem Grzeczności i Posłuszeństwa, ale jakieś minimum instynktu samozachowawczego to ty chyba posiadasz? Tylu Mistrzów... w tej Świątyni jest tylu Mistrzów, do których mógłbyś palnąć coś głupiego! Dlaczego... Wytłumacz mi, dlaaaczeeeego właśnie Mistrz Windu?!

Pytanie zostało zadane tonem przypominającym wycie rannego kojota. Kiedy Anakin mieszkał na Tatooine i słyszał podobny dźwięk, zawsze wyobrażał sobie, że zdaniem powtarzanym przez nieszczęśliwego zwierzaka było: „Dlaczego... Dlaaaczeeeeego?!" Od teraz kojot już zawsze będzie kojarzył mu się z Obi-Wanem.

- Mogłeś sobie wybrać dowolną osobę! – Kenobi kontynuował zawodzenie. – Do tak wielu Mistrzów byłeś grzeczny! Dlaczego postanowiłeś radykalnie zmienić zachowanie akurat przed Mistrzem Windu?

- Wcale nie postanowiłem! – zaprotestował chłopiec.

- Tylu Mistrzów, Anakin... TYLU Mistrzów, a ty musiałeś wybrać akurat tego, który jest wyrozumiały jedynie dla swojej dawnej Padawanki i to tylko wtedy, gdy ma dobry humor! Dlaczego musiałeś wybuchnąć właśnie przed nim? Nie mogłeś pyskować do kogoś innego? Kogokolwiek?! Czemu nie mogłeś palnąć tych wszystkich głupot do osoby, która jest choć trochę mniej surowa? Albo ma poczucie humoru? Mistrzowi Yodzie mógłbyś podłożyć pierdziuszkę i jeszcze by się zaśmiał.

Anakin zamrugał.

- Pierdziuszkę? – powtórzył ze zdziwieniem. – Mistrzowi Yodzie?!

Obi-Wan przysunął sobie pięść do ust i cicho odchrząknął. Przez moment był całkowicie czerwony.

- Quinlan kiedyś... zresztą, nieważne! Chodziło mi o to, że gdybyś zachował się niegrzecznie wobec Mistrza Yody, nie byłoby z tego żadnej afery.

- Wobec Mistrza Yody nie da się zachować niegrzecznie – stwierdził Anakin.

- Wydawało mi się, że wobec Mistrza Windu też się nie da – Obi-Wan pokręcił głową. – Dopóki nie wyprowadziłeś mnie z błędu, Padawanie. Powiedz, ty naprawdę nie czujesz do niego nawet odrobiny respektu? Nie mogę uwierzyć, że rzuciłeś mu te wszystkie stwierdzenia prosto w twarz i nie zapaliła ci się ani jedna czerwona lampka...

- Zapaliła się! – rozpaczliwie wyrzucił z siebie chłopiec. – Milion lampek się zapaliło!

- Więc dlaczego je zignorowałeś?

- NIE zignorowałem! Mistrzu, przepraszam, że... J-ja naprawdę... Mówiłem, że to było niechcący!

- Tak wielu obelg nie da się powiedzieć niechcący!

- Ale ja NIE chciałem ich powiedzieć! Nie chciałem, tylko... Chodzi o to, że...

Anakin zacisnął zęby. Wcześniej czuł jedynie skruchę, ale teraz był rozdrażniony i pobudzony. Zirytował go sposób, w jaki Obi-Wan opisywał incydent z Windu – jakby jego Padawan to zaplanował, jakby z premedytacją był niegrzeczny! A przecież wcale tak nie było. Niegrzeczne zachowanie to była ostatnia... dosłownie ostatnia rzecz, na którą Skywalker miał ochotę, gdy szedł na lekcję prowadzoną przez Windu.

Chciał wytłumaczyć to Mistrzowi, ale emocje zamieniły jego mózg w papkę i czuł, że nie jest w stanie sklecić ani jednego sensownego zdania. Ostatecznie wbił w Obi-Wana zdesperowany wzrok, modląc się, by mężczyzna zrozumiał go bez słów. Chyba zadziałało, bo w błękitnych tęczówkach pojawiła się miękkość.

Kenobi zamknął oczy, głęboko westchnął, przemaszerował przez pomieszczenie i oparł się o jeden z koszyków na broń. Wplótł palce w opadające na czoło rude włosy i zaczesał niesforne kosmyki do tyłu.

- No dobrze, już mi lepiej – oznajmił, powoli wypuszczając powietrze z płuc. – Lepiej mi, jestem gotowy by się za to zabrać. Możemy porozmawiać na poważnie.

Co? – zdziwił się chłopiec. – To poważna rozmowa ma się dopiero zacząć? A ta dotychczasowa to jaka była? Dla beki?

Rudy mężczyzna wymamrotał coś pod nosem. Coś, co sprawiło, że jego Padawan napiął się jak struna. Chłopiec nie miał pewności, ale mógłby przysiąc, że wypowiedzianym przez jego Mistrza zdaniem było:

„Qui-Gon wiedziałby, jak to rozegrać."

Obi-Wan wziął jeszcze kilka uspokajających oddechów, po czym wreszcie otworzył oczy.

- Dwa miesiące – powiedział, patrząc na ucznia. – Nie było mnie dwa miesiące, Anakin, a ty...

- Narobiłem większego zamieszania niż większość Adeptów przez kilka lat – zaciskając paluszki na materiale spodni, chłopiec wszedł Mistrzowi w słowo. – Tak, wiem.

Kenobi posłał mu zrezygnowane spojrzenie.

- Chciałem powiedzieć coś zupełnie innego. To nie jest moment, w którym powinieneś mi przerywać, Padawanie. To moment, w którym powinieneś przez chwilę pomilczeć i uważnie wysłuchać tego, co chcę ci powiedzieć.

Ale po co? – opuszczając główkę, pomyślał Anakin. – Przecież wiadomo, co usłyszę!

Wszyscy dorośli mówili to samo.

- Przepraszam, Mistrzu – wymamrotał nieszczęśliwym tonem. – To wszystko moja wina. Przykro mi, że Rada się na tobie wyżyła.

- „Wyżyła"? – powtórzył zdumiony Obi-Wan. – Nic podobnego nie miało miejsca, Padawanie. Owszem, byli wściekli, ale...

- Powiedziałeś, że chcieli powiesić cię za jaja na suficie!

- Rzeczywiście, tak powiedziałem, ale miałem na myśli...

- Pójdę potem do Mistrza Windu i go przeproszę!

- Nie ma takiej potrzeby. Mistrz Windu nie oczekuje przeprosin. Jemu zależy na tym, żebyś...

- Ale przecież MUSZĘ go przeprosić! – Anakin krzyknął rozpaczliwie. – Jak go nie przeproszę, to będzie się na tobie mścił za to, że byłem dla niego niegrzeczny!

- Co? Mścił? – Kenobiemu opadła szczęka. – Skąd w ogóle wziąłeś taki wniosek, Padawanie? Ani Mistrz Windu ani Rada...

- Nie przeszkadza mi, że będę ukarany! Jak już muszą kogoś ukarać, to niech ukarzą mnie, nie ciebie! Ciebie tu nawet nie było, Mistrzu. Jak mogą mieć do ciebie pretensje o to, że byłem niegrzeczny? Sami posłali cię na dwa miesiące na jakieś zadupie, a teraz jeszcze mają pretensje, że...

- Dobra, dosyć tego!

Obi-Wan wyrwał do przodu i wyciągnął przed siebie rękę tak gwałtownie, jakby zamierzał strzelić uczniowi w twarz. Chłopiec wydał zaskoczony pisk. Jednak przeraził się niepotrzebnie, bo wcale nie oberwał, a jedynie zatkano mu usta.

- Anakin.

Kenobi wypowiedział to imię w taki sposób, jakby zwracał się do upośledzonej banthy. Ze zmęczeniem właściwym osobie, która miała już dosyć tłumaczenia najprostszych rzeczy po tysiąc razy.

- Anakin, ja naprawdę nie chcę ci niczego wypominać, ale robisz dokładnie to samo, co na Naboo. Trajkoczesz jak silnik myśliwca o jakiś nieistotnych głupotach i wcinasz mi się w prawie każde zdanie! Nie dajesz sobie niczego wytłumaczyć i stąd bierze się większość twoich problemów. Zabiorę rękę, ale na pięć minut masz się po prostu przymknąć!

Duża dłoń powoli odsunęła się od buzi chłopca, a Obi-Wan wydał głośne westchnienie.

- Po kolei. Po pierwsze, skończ z tym absurdalnym mówieniem, że wszystko, co się stało, jest wyłącznie twoją winą i Rada Jedi nie ma prawa mieć do mnie pretensji. To prawda, że to, co tutaj... eghm... odwaliłeś w ubiegłym tygodniu, odwaliłeś bez mojego udziału, ale to wcale nie znaczy, że ta sprawa mnie nie dotyczy. Jestem twoim Mistrzem. Wszystko, co ma związek z tobą, automatycznie ma związek ze mną. I kiedy robisz coś niewłaściwego, Rada Jedi ma pełne prawo... i wręcz powinna zmyć mi za to głowę. Nawet jeśli mnie tutaj nie było. Członkowie Rady nie robią niczego z zemsty albo po to, by się na kimś wyładować. Po prostu, jeśli mówią coś do CIEBIE i widzą, że to do ciebie NIE dociera, to wzywają do siebie MNIE, bo wiedzą, że jestem starszy i mądrzejszy i do mnie to DOTRZE, więc będę mógł ci to na spokojnie wytłumaczyć. Właśnie tak to działa, Padawanie. A to, że czasem...

Kenobi nieznacznie się wzdrygnął.

- To że czasem Mistrzów z Rady trochę ponosi, to już kwestia, na którą nie ma się wpływu. Na ogół świetnie nad sobą panują, ale to jednak żywe istoty, więc miewają momenty utraty cierpliwości. A nie ukrywam, Anakin, że nazywanie kogoś „droidem ze wścieklizną" świetnie się nadaje do testowania czyichś „granic tolerancji".

- Przepraszam – bąknął Skywalker. – Wiem, że nie powinienem tak mówić.

- Pięć minut jeszcze nie minęło – zrezygnowanym tonem przypomniał Obi-Wan. – Druga sprawa jest taka, że chociaż zajście w hangarze było... eghm... straszne, to nie jest ono głównym problemem. Znaczy, to JEST problem, bo mówienie w podobny sposób o Mistrzu Windu świadczy o niebezpiecznych ciągotach do adrenaliny, o braku szacunku do nauczyciela już nie wspomnę, ale, jak mówiłem, to nie jest najważniejsza sprawa, która niepokoi Radę. Albo mnie. Sądząc po tym, jaką miałeś minę, wydaje mi się, że do końca życia odechce ci się mówienia w podobny sposób o jakichkolwiek Mistrzach. Tak naprawdę główny problem leży gdzie indziej.

Zrobił krótką przerwę na wzięcie oddechu, po czym spojrzał Anakinowi w oczy i ponuro oznajmił:

- Prawdziwy problem leży w twoim ogólnym podejściu do nauczycieli. Ze szczególnym uwzględnieniem członków Rady Jedi. Wcześniej chciałem ci powiedzieć następujące zdanie: „Nie było mnie dwa miesiące, a ty nadal traktujesz Radę jak najgorszego wroga." Właśnie to najbardziej mnie zmartwiło.

- Wcale nie traktuję ich jak wrogów! – jęknął Anakin. – To ONI mnie nie lubią!

- Rzucanie podobnych stwierdzeń... to jest dokładnie TO, co mam na myśli. – Obi-Wan ścisnął nasadę nosa. – Padawanie, ja wiem, że słuchanie pochwał pod swoim adresem to najprzyjemniejsza rzecz pod słońcem, ale stajemy się Jedi przede wszystkim dzięki krytyce. W ten sposób się rozwijamy. Zakładanie, że cała Rada cię nie lubi, jest...

- No dobra, cała Rada to może nie – mruknął Anakin. – Ale Windu i Adi Gallia...

- MISTRZ Windu i MISTZYNI Adi Gallia!

- Ugh! Oni mnie nie cierpią!

- To nieprawda.

- Właśnie, że tak!

- Jak już postanowiłeś się ze mną kłócić, zamiast uważnie słuchać – Kenobi podkreślił, posyłając protegowanemu zmęczone spojrzenie – to rozwiń tę myśl, zamiast po prostu upierać się przy swoim. Dlaczego uważasz, że niektórzy Mistrzowie cię nie cierpią, Padawanie? Podaj mi argumenty.

Coś w tej rozmowie brzmiało znajomo. Po chwili Anakin przypomniał sobie, że podobne pytanie usłyszał od Qui-Gona, gdy burczał, że „Obi-Wan go nie lubi". Świadomość tego sprawiła, że chłopiec się zaczerwienił.

To nie to samo! – pomyślał z dziecięcą zawziętością. – Mój Mistrz to jedno, a wstręciuchy z Rady to drugie!

- Wiem, dlaczego mnie nie cierpią, ale nie wiem, jak to powiedzieć! – pożalił się.

- W takim razie ci pomogę. - Wzdychając, Kenobi rozmasował skroń. – Zacznijmy od Mistrzyni Gallii. Uważasz, że ona cię nie lubi, ponieważ powiedziała ci dużo niemiłych rzeczy. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Anakin posłał Mistrzowi nieufne spojrzenie. Podejrzewał, że w pytaniu kryła się jakaś pułapka, ale mimo to przytaknął.

- No dobrze. – Obi-Wan ponownie westchnął. – A czego dotyczyły te niemiłe rzeczy? Tego, że jesteś brzydki, odpychający i wstrętny?

- Nie.

- No więc, czego dotyczyły?

- Tego, że uderzyłem kolegę bokkenem.

- Uważasz, że Mistrzyni Gallia nie powinna niczego na ten temat powiedzieć? Sądzisz, że powinna milczeć?

Ściskające spodnie palce Anakina zaczęły się lekko trząść.

- Nie, ale... A-ale mogła to powiedzieć inaczej!

- Mistrzyni Gallia jest surową kobietą, Anakinie. I dość wymagającą Mistrzynią. Nie sądzę, by potrafiła „powiedzieć to inaczej".

- Dla kogoś innego byłaby milsza! Powiedziałaby to inaczej do kogokolwiek poza mną!

- Nie wiesz tego.

- Właśnie, że wiem!

- Ale SKĄD, Anakin?! – w głosie Obi-Wana zabrzmiała desperacja. – Powiedz mi, SKĄD możesz to wiedzieć? Dobrze znasz Mistrzynię Gallię? Ile razy z nią rozmawiałeś? Dwa? Masz porównanie? Widziałeś, jak odnosi się do innych? Nawet ja czasem czuję się przy niej jak wystraszony dzieciak, choć jestem już dorosły. Padawanie, proszę... Wiem, że masz dopiero dziewięć lat, ale spróbuj podejść do tego rozsądnie. Jak Jedi. Bierzesz argumenty z powietrza i nakręcasz się na nie, jeszcze zanim upewnisz się, czy są prawdą. Mistrzyni Gallia nie ma żadnych powodów, by traktować cię gorzej niż innych.

- Kogoś innego pochwaliłaby za to, że wygrał sparing. A mnie nie dość, że nie pochwaliła, to jeszcze zabroniła mi walczyć stylem, dzięki któremu zwyciężyłem! Tak jak wtedy, gdy Watto dał mi na wyścig swój ścigacz, ale nie chciał dać mi do niego wzmacniacza mocy, bo stawiał wszystko na durnego Sebulbę! Gdybym nie zbudował własnego ścigacza...

- Walka mieczem świetlnym to NIE wyścigi, Padawanie! – podkreślił Kenobi. – Dopiero uczysz się fechtunku Jedi. Chociaż masz nieprawdopodobny talent, twoja wiedza jest pełna dziur. Dlatego ważne jest, byś słuchał nauczycieli. Kiedy Mistrzyni Adi Gallia każe ci coś zrobić, powinieneś to zrobić. Nawet jeśli miałbyś przegrać...

- Dlaczego bierzesz JEJ stronę?! – wyrzucił z siebie zrozpaczony Anakin. – Myślałem, że chcesz, bym był w tym dobry! Jak pokazywałeś mi kata, mówiłeś, że każde cięcie ma wyglądać jak prawdziwy atak i...

- Chcę! – Obi-Wan złapał chłopca za ramiona i lekko je ścisnął. W oczach miał błaganie. – OCZYWIŚCIE, że chcę, byś był w tym dobry, Anakinie! I, na Moc, nie oskarżaj o trzymanie cudzej strony! Tutaj NIE ma stron, Padawanie! Wszyscy jesteśmy po jednej stronie. Twojej. Nawet gdy ktoś cię krytykuje, to robi to z myślą o twojej przyszłości.

- Akurat! – prychnął chłopiec. – Dobrze wiem, o co tak naprawdę chodzi! Wszyscy wciąż o tym gadają, a ja nie jestem głuchy.

- Nie wiem, czego się nasłuchałeś, Padawanie, ale musisz wiedzieć, że Świątynne plotki nie zawsze...

- PRZYJĘLI MNIE DO ZAKONU, A TERAZ TEGO ŻAŁUJĄ!

Wyrzucenie z siebie tego zdania coś w nim odblokowało. Hektolitry złych emocji, które do tej pory trzymał w dobrze zabezpieczonym zbiorniku, ale teraz tama pękła i zaczęły płynąć wartkim strumieniem. Czuł je nie tylko w sobie – również na zewnątrz. Buzię miał zaczerwienioną i wilgotną, a ubrania kleiły mu się do ciała. Nie mógł sobie przypomnieć, na jakim etapie rozmowy zaczął tak strasznie się pocić. Wyobraził sobie, że musi wyglądać i cuchnąć obrzydliwie.

Nie jak schludne, sprawujące perfekcyjną kontrolę nad emocjami, dzieciaczki Jedi. Te idealnie ułożone bachory tak fantastycznie nad sobą panowały, że nawet pociły się w elegancki sposób! Nie był taki, jak oni. Nic dziwnego, że nie podobał się Radzie.

- Nie traktują mnie tak jak innych – wymamrotał.

Zamiast na twarz Obi-Wana gapił się na własne buty. Bał się zobaczyć w oczach Mistrza tę samą dezaprobatę, jaką widział w spojrzeniach Windu i Adi Gallii.

- Nawet jak zrobię coś dobrze, okazuje się, że zrobiłem źle – wysyczał, zaciskając zęby. – Zawsze, jak cieszę się, że coś mi się udało, oni to psują! Robią tak, bo mnie nie znoszą! Gdyby ktoś inny brzydko odezwał się do Mistrza Windu albo do Mistrzyni Gallii, po prostu daliby mu karę. Kazaliby mu czyścić droidy, albo coś w tym stylu. Ale mnie nie chcą „po prostu" ukarać. Chcą, bym zobaczył, że jestem gorszy od innych. Przy każdej okazji pokazują, że się nie nadaję!

- Anakinie, Zakon Jedi nie rządzi się tymi samymi prawami, co sklep twojego właściciela na Tatooine – w głosie Kenobiego zabrzmiała troska. – Tutaj nie ma kar i nagród. Nikt nie próbuje cię zniechęcić ani złamać. Mistrzowie podeszli do tego, co zrobiłeś, w taki a nie inny sposób, bo interesuje ich przyczyna twojego zachowania, a nie sam fakt nazwania Mistrza Windu... różnymi określeniami. Proszę cię, zrozum! W Zakonie od bardzo dawna nie było kogoś z przeszłością podobną do twojej, więc Mistrzowie są niemal tak samo zagubieni jak ty. Wciąż uczą się, jak do ciebie podchodzić i choć efekt nie zawsze jest taki, jakby chcieli, nie poddają się i robią wszystko, by do ciebie dotrzeć! Traktują cię inaczej niż pozostałych, ponieważ CHCĄ, żebyś robił postępy.

Stwierdzenie Mistrza wydało mu się tak absurdalne, że Anakin podniósł wzrok.

- Serio?! – krzyknął, wyzywająco patrząc Obi-Wanowi w oczy. – Bo jak dla mnie chcą, żebym stał w miejscu albo się cofał! Słyszałeś kiedyś, by jakiemuś Adeptowi kazali od-uczyć się stylu, którego dopiero co się nauczył?! Albo kazali mu uczyć się podnoszenia mniejszych rzeczy zamiast większych?! Zrobią WSZYSTKO, bylebym tylko nie był lepszy od innych! NIE chcą, żebym został Jedi!

- Oczywiście, że chcą!

- Nie kłam! Nawet TY tego nie chciałeś! Powiedziałeś, że jestem niebezpieczny! Sam słyszałem, jak...

Wewnętrzny Alarm Skywalkera na szczęście zadziałał, choć o cztery i pół zdania za późno. Cały gniew, którym chłopiec emanował, w jednej chwili został zastąpiony przez wstyd.

O nie! – Anakin pomyślał z przerażeniem. – Mistrzu, przepraszam, ja NIE chciałem!

Dłonie Obi-Wana zupełnie zwiotczały i zsunęły się z ramion protegowanego, jak u droida, któremu odłączono zasilanie. Kenobi wytrzeszczał oczy w taki sposób, jakby najpierw trzaśnięto go w policzek, a potem chluśnięto mu wodą w twarz. A kiedy pierwszy szok minął... och nie!

- T-to prawda, że mówiłem pewne... - Obi-Wan wyszeptał słabo. – Że mówiłem różne...

Mrużył oczy w sposób właściwy osobie, która dostała udaru słonecznego i ledwo trzymała się na nogach. Anakin NIE chciał go takim widzieć! Nie planował doprowadzać swojego Mistrza do takiego stanu.

Obi-Wan, ja wcale nie chciałem tego powiedzieć! – pragnął krzyknąć, jednak miał tak ściśnięte gardziołko, że nie był w stanie wyprodukować ani jednego dźwięku.

Czemu dał się ponieść emocjom? Czemu powiedział Obi-Wanowi coś takiego? Przecież wiedział, z czego wynikało zachowanie Kenobiego z tamtego czasu. Gdy lecieli na Naboo, długo rozmawiał o tym z Qui-Gonem i Qui-Gon dokładnie mu to wytłumaczył.

Anakin czuł się absolutnie podle.

- M-Mistrzu... - wyjąkał głosem, który nawet jemu samemu wydał się żałosny. – M-mistrzu, bo ja... ja nie..

Urwał, gdyż dłonie Obi-Wana ostrożnie schwyciły jego głowę. Były wielgachne, ale... takie ciepłe. Chłopiec uświadomił sobie, że czoło Mistrza jest tak blisko, że niemal styka się z jego własnym.

- Przepraszam za wszystko, co wtedy mówiłem – Obi-Wan powiedział cicho. - Chciałem to zrobić już wcześniej, ale tak wiele się działo, że wyleciało mi to z głowy. Tak naprawdę powiedziałem, że jesteś niebezpieczny, bo byłem wściekły na mojego Mistrza, a on... ech.

Policzki dziewięciolatka spłonęły rumieńcem, a usta rozchyliły się w zdumieniu. Anakin zupełnie zapomniał, że kilka sekund temu chciał rzucić się do wyjaśnień. Zdarzyło się coś, czego za nic się nie spodziewał. Kiedy ostatnim razem ktoś dorosły go przeprosił? Czy w ogóle coś takiego miało miejsce? Przecież dorośli nie przepraszali dzieci!

- Wcale nie wierzyłem w to, co wtedy mówiłem – Obi-Wan ciągnął zbolałym głosem. - No, może w niewielkim stopniu, ale... Teraz już tak nie myślę, Anakinie. Ani trochę. Przepraszam, że nie wyjaśniłem ci tego wcześniej. Powinienem domyślić się, że tamta rozmowa nie pójdzie tak po prostu w zapomnienie, ale... ale chcę, żebyś wiedział, że wynagrodzę ci to! Zrobię wszystko, by wytrenować cię najlepiej, jak umiem. Naprawdę chcę, byś został Jedi. Udowodnię ci to. Obiecuję!

Nie wiedzieć czemu, umysł Anakina wybrał akurat ten moment, by przypomnieć sobie fragment rozmowy z Adi Gallią. Chłopiec nie pamiętał dokładnych słów Mistrzyni, ale pamiętał, że skrytykowała go za „ciągłe próby udowodnienia czegoś wszystkim dookoła".

Ciekawe, co by powiedziała na śmiałą deklarację Obi-Wana Kenobiego, gdy obiecał udowodnić Padawanowi, jak bardzo chce zrobić z niego Jedi?

Anakin uważnie przyjrzał się swojemu nauczycielowi. Jego rudej brodzie, emanujących dojrzałością niebieskich oczach i kilku zmarszczkom na czole. A może...

Może miał z tym mężczyzną znacznie więcej wspólnego, niż z początku założył?

- Wiem, że słowa, które wtedy powiedziałem, bardzo cię zraniły, ale... - Obi-Wan przysunął główkę chłopca jeszcze odrobinkę bliżej. Delikatnie nią poruszył, jakby chciał podkreślić znaczenie tego, co mówił. - Żeby być Jedi... Żeby znaleźć równowagę... Dopóki mi nie wybaczysz i nie zaufasz, nie będziemy mogli pójść dalej, Anakinie.

- Nie jestem na ciebie zły – chłopiec odparł nieśmiało. - I nie było mi przykro.

Właściwie to skłamał, bo owszem, BYŁO mu przykro, ale... Zupełnie nie miał ochoty wracać do swoich uczuć z tamtego czasu. Wolał się skupić na tym, co czuł teraz. Poruszyło go, że Obi-Wan poprosił o wybaczenie. Jak Anakin mógłby wciąż mieć pretensje, gdy mówiono mu takie rzeczy?

Z drugiej strony, nie powinien też łudzić się, że zdoła ukryć dawne żale przed Mistrzem.

- Nie musisz niczego się wypierać – Kenobi podkreślił, ponuro się uśmiechając. - To nic złego, że tak się czułeś.

- A Ważniacy z Rady twierdzą, że to źle! – odruchowo odparował Anakin. – Znaczy... Przepraszam, miałem już tak o nich nie mówić, ale... Kiedy się złoszczę, zawsze dają mi najgorsze kazania z możliwych! Albo kiedy jestem smutny... To tak, jakbym nie miał prawa być smutny! A najlepiej, żebym w ogóle nic nie czuł. Żebym był jak inne dzieci, które nawet jak się wkurzają, to przypominają droidy! Jakby miały w sobie takie same regulatory emocji, jak ten, który zainstalowałem C-3PO.

- Nikt nie każe ci pozbywać się uczuć, Anakinie – Obi-Wan wytłumaczył łagodnie. - Odczuwanie smutku, tęsknoty, a nawet... nawet gniewu jest w porządku, dopóki zachowujesz kontrolę. Tu chodzi tylko o to, Anakinie. O kontrolę. O nic więcej.

Chłopiec zmarszczył czółko.

„Kontrola". To pojęcie było mu znane, ale ilekroć je słyszał, czuł się strasznie zdezorientowany. Wolał rzeczy, które można było ściśle zdefiniować - jak części naprawianej maszyny. Kiedy na zajęciach padały polecenia w stylu „wyprostuj plecy", „trzymaj bokken nisko" albo „skoncentruj się na wodospadzie", Anakin nie miał żadnego problemu.

Ale to całe „kontroluj się, Skywalker!", które warczeli do niego Windu i Adi Gallia? Co to w ogóle oznaczało? Jak miał wykonać polecenie, którego NIE rozumiał?

On nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale najwyraźniej znał je jego Mistrz. Obi-Wan już drugi raz pokazał, że czyta z Padawana jak z otwartej księgi.

Zdjął jedną dłoń z główki chłopca, a drugą przesunął trochę niżej, na kark.

- Kontrola polega na tym, że jesteś panem samego siebie, Anakinie – wyjaśnił cierpliwie. – Że robisz tylko to, co naprawdę chcesz zrobić. A nie to, czego w danym momencie chce zdenerwowana albo nieszczęśliwa część ciebie. Pomyśl o sparingu przed Mistrzynią Adi Gallią. Albo o podnoszeniu kulki przy Mistrzu Windu. Kiedy walczyłeś z drugim chłopcem, chciałeś go tylko pokonać... ALE twoje uczucia postanowiły, że oprócz tego powinieneś solidnie mu przyfasolić. Spuściłeś koledze manto, jednak to twoje uczucia wygrały walkę, nie ty sam. A gdy usiłowałeś podnieść tylko jedną kulkę, buzujące w tobie emocje wpłynęły na Moc i sprawiły, że podniosłeś przedmioty, których NIE chciałeś podnieść. Właśnie tego chcieli od ciebie Mistrz Windu i Mistrzyni Adi Gallia. Żebyś miał nad samym sobą pełną władzę.

I nie był niewolnikiem własnych emocji – chłopiec dokończył w myślach.

Już któryś z kolei raz uderzyło go, jak bardzo przez minione dwa miesiące tęsknił za Obi-Wanem. Kiedy Obi-Wan mu coś wytłumaczył, brzmiało to jak tłumaczenie, a nie jak nieznoszący sprzeciwu rozkaz.

- Jak się uzyskuje nad sobą kontrolę, Mistrzu? – Anakin wyczekująco spojrzał na nauczyciela. – Jak się to robi?

- Przede wszystkim trzeba chcieć to zrobić. – Kenobi uśmiechnął się. Wyglądał na dumnego z faktu, że Padawan postanowił zadać mu to pytanie. – Natomiast potem... - W tym momencie nieznacznie spochmurniał. – Tutaj zaczyna się trudniejsza część, gdyż nie ma jednego sprawdzonego sposobu na odzyskanie nad sobą kontroli. Każdy z nas jest inny, dlatego każdy musi rozpracować to na własną rękę. To akurat jeden z treningów Jedi, który nie kończy się wraz ze zdaniem Prób. Uczymy się samokontroli przez całe życie, Anakinie. My wszyscy.

- Ty też?

- Naturalnie. Gdybym lepiej się kontrolował, powtrzymałbym się przed powiedzeniem tych wszystkich rzeczy, które mówiłem na lądowisku.

Rzeczywiście mieli ze sobą więcej wspólnego, niż mogło się wydawać. Chłopiec spojrzał Mistrzowi w oczy.

- Nie jest mi przykro z powodu tego, co wtedy powiedziałeś. Już nie jest.

Tym razem był całkowicie szczery. A kiedy moment później został delikatnie podrapany za uchem, poczuł, że to w nagrodę.

- Ufasz mi? – Obi-Wan spytał cicho.

Anakin potwierdził energicznym potakiwaniem. Spojrzenie Kenobiego spoważniało.

- Będziesz musiał spróbować zaufać również innym Mistrzom.

- „Rób albo nie rób, nie ma próbowania" – chłopiec odparł jak automat.

Obi-Wan wydał z siebie rozbawione parsknięcie.

- Widzę, że polubiłeś powiedzonko Mistrza Yody.

- Nie bardzo kumam, co ono znaczy, ale fajnie się je powtarza. – Anakin wzruszył ramionami.

Kenobi ponownie się zaśmiał.

- Ale, jak rozumiem, ufasz Mistrzowi Yodzie? – zapytał, uważnie wpatrując się w chłopca.

- Mistrz Yoda jest w porządku. Jak coś mówi, to wiem, że nie chce mi dokuczyć.

- A pozostali Mistrzowie? Potrafisz im zaufać, Anakinie? Zrobiłbyś to, gdybym cię o to poprosił?

Anakin na moment uciekł wzrokiem. Z jednej strony tak strasznie chciał pokazać Obi-Wanowi, że potrafi być grzecznym i posłusznym Padawanem. Ale z drugiej strony pamiętał wszystkie sytuacje, gdy chciał zadowolić nauczyciela, a efekt był... cóż. Kiepski. Afera z Windu była tego najlepszym przykładem.

- Tu nie chodzi o to, że nie chcę im zaufać – chłopiec usiłował tłumaczyć. - Ja po prostu... Czasami nie rozumiem, czego wszyscy ode mnie chcą.

- Twoi nauczyciele chcą dokładnie tego samego, czego TY chcesz, Anakinie. Byś wyrósł na najwspanialszego Jedi na świecie.

Skywalker posłał Mistrzowi sceptyczne spojrzenie. Obi-Wan zastanowił się chwilę, po czym dodał:

- Rzecz w tym, że gdy jest się małym chłopcem... Cóż... Gdy ja miałem dziewięć lat, też nie postrzegałem tego w taki sposób. Wydawało mi się, że moi Mistrzowie oczekują ode mnie czegoś innego, niż ja sam od siebie oczekuję. Potrzebowałem wielu lat, by zrozumieć, że w rzeczywistości wszyscy chcemy tego samego. Tylko tyle, że próbujemy osiągnąć to innymi środkami i mamy inne priorytety. Gdy byłem dziewięciolatkiem, moi nauczyciele uważali, że najbardziej brakuje mi cierpliwości. Natomiast ja uważałem, że zostanę świetnym Jedi, jeśli będę szybszy, silniejszy i sprytniejszy od wszystkich dzieciaków w moim wieku.

- Twój pomysł na bycie świetnym Jedi podoba mi się bardziej! – Anakin z aprobatą skinął głową.

Mistrz zaczepnie pociągnął go za warkoczyk.

- To naturalne, że pomysł dziewięcioletniego Mnie podoba ci się bardziej – stwierdził, kpiąco się uśmiechając. - W końcu sam masz dziewięć lat.

Anakin pomyślał w tym momencie, że fajnie by było poznać dziewięcioletniego Obi-Wana. Ciekawe, jak ten ułożony i skryty facet zachowywał się jako Adept? Patrząc teraz na jego ugodową minę, ciężko byłoby uwierzyć, że kiedyś zarzucano mu brak cierpliwości. Szkoda, że podróże w czasie nie były możliwe.

- A gdybym powiedział ci, tym, czego najbardziej potrzebujesz, jest samokontrola? – zagaił po chwili Kenobi. - Uwierzyłbyś mi? Nawet jeśli sam myślisz inaczej? Czy zaufałbyś mi na tyle, by uwierzyć?

- Tobie tak.

- Anakin...

- No bo TY nie jesteś wredny, Mistrzu! – chłopiec głośno jęknął. - Mistrzyni Kentarra też nie jest. I Aayla. Kiedy WY mówicie, że robię coś źle, to nie czuję się tak, jakbyście mi dokuczali. W sumie, to nawet ten cały Mistrz Vos jest całkiem spoko. To wstręciuch, ale przynajmniej wali prosto z mostu. Od razu mówi, o co mu chodzi! Nie to, co Mistrz Windu.

- Anakin...

- Rada Ważniaków wysłała Windu na nasze zajęcia, by mnie ukarać! Chcieli się zemścić, bo byłem niegrzeczny dla Mistrzyni Adi Gallii.

- Na Moc! – Obi-Wan wzniósł oczy ku niebu. Miał minę, jakby modlił się o cierpliwość. – Już sam nie wiem, co mogę powiedzieć, byś uwierzył, że Rada Jedi nie robi niczego z zemsty.

- Aha, więc zajęcia z Windu...

- Z Mistrzem Windu!

- Zajęcia z Mistrzem Windu to miała być nagroda, tak? – Skywalker spytał, krzyżując ramiona w sposób właściwy komuś, kto upiera się przy swoim.

Obi-Wan również skrzyżował ramiona.

- To było wyciągnięcie w twoim kierunku pomocnej dłoni, Padawanie. Pamiętasz, co ci przedtem powiedziałem? Możesz odczuwać różne emocje, pod warunkiem, że zachowasz kontrolę. A wiesz, kto jest naprawdę dobry w kontrolowaniu emocji? A zwłaszcza gniewu? Mistrz Windu.

- Ta, widziałem, jak świetnie kontroluje gniew – mruknął Anakin. - Jak się na mnie darł, to cała Świątynia słyszała!

- Jak mawia Mistrz Yoda, „nawet na najspokojniejszym morzu zdarzają się czasem fale". Zwłaszcza, jeśli pewien bezczelny dzieciak wskoczy na bombę do wody. – Kenobi posłał Padawanowi wymowne spojrzenie. - A poza tym, chciałbym zauważyć, że twoja głowa wciąż tkwi w tym samym miejscu. Podobnie jak moja. To o czymś świadczy, nie uważasz?

Po ciele chłopca przeszedł dreszcz. Taa, w tej kwestii należało przyznać Mistrzowi rację. Czarnoskóry Dyktator może i wykorzystał potencjał swojego gardła do maksimum, ale tak poza tym, raczej nie miał ciągot do znęcania się nad dziećmi. Nie dał nieposłusznemu dziewięciolatkowi żadnej strasznej kary, jak zrobiłby to Watto. Nie wcisnął Anakinowi do ręki pędzla, nie posadził go przed cuchnącym pisuarem i nie raził go prądem za każdym razem, gdy kropla farby spadła na podłogę.

W sumie, gdy o tym pomyśleć... To dziwne, że nie wyznaczył Skywalkerowi żadnego zajęcia za to, co ten nawyrabiał. Znaczy... dobra, nie musiał od razu tłuc go bokkenem, ale mógł mu chociaż dać coś do wysprzątania. Nawet Shmi okazjonalnie dawała synowi kary, choć była najłagodniejszą kobietą pod słońcem. Natomiast Windu ograniczył się do wrzasków. Dlaczego?

Czy to możliwe, że wściekł się na Anakina, ale jednocześnie w jakimś stopniu go rozumiał? Czy to możliwe, że on...

Nie, to głupota! – Skywalker parsknął w myślach. – Ten Łysy Gbur miałby mnie rozumieć? A co on może rozumieć?!

Kenobi zdawał się wyczuwać, nad czym zastanawiał się jego uczeń.

- Ty i Mistrz Windu macie wiele wspólnego, Anakinie – oznajmił. - Rada zdecydowała, że wyśle go na wasze zajęcia, żeby ci pomóc. Ze wszystkich Jedi tylko Mistrz Windu ma potencjał w miarę zbliżony do twojego. No, może jeszcze Mistrz Yoda.

- Więc dlaczego Mistrz Yoda nie przyszedł na te specjalne zajęcia? Dlaczego to musiał być Mistrz Windu?

- Ponieważ Mistrz Windu ma większe doświadczenie w radzeniu sobie z gniewem. Kiedy był młodszy, miał temperament bardzo podobny do twojego. I musiał sobie z tym poradzić. Anakinie, on naprawdę rozumie cię lepiej, niż myślisz.

Mhm... Jaaaasne!

Ten sztywniak tak fantastycznie rozumiał Anakina, że jako jeden z pierwszych krzyczał, by za nic, za żadne skarby nie pozwolić dziewięciolatkowi z Tatooine dołączyć do Zakonu! Znaczy... dobra, może nie krzyczał, tylko siedział na swoim wypasionym krześle z wyniosłą miną i ględził coś o wieku i o Kodeksie, ale we wspomnieniach Skywalkera i tak zapisał się jako wstrętny potwór.

Natomiast decyzja, by wysłać go na pomoc „Kłopotliwemu Wybrańcowi", była durnowata! Gdyby Rada rzeczywiście chciała wesprzeć Anakina, to powinna szybciej ściągnąć Obi-Wana z Fenis. Albo chociaż zezwolić na holorozmowę. Po tym, jak odizolowali go od Mistrza na długie dwa miesiące, chłopiec nie potrafił uwierzyć, że Członkowie Rady mieli na uwadze „jego dobro".

- Co z tego, że ktoś jest w czymś dobry, skoro nie umie tego wytłumaczyć? – mruknął Anakin. - Kiedy TY mnie uczyłeś, nie miałem ŻADNYCH problemów.

- Przy Mistrzu Windu tego nie mów – ostrzegł go Kenobi.

A mimo to pozwolił sobie na dyskretny uśmiech. Choć robił wszystko, by tego nie pokazać, stwierdzenie, że potrafił zrobić coś lepiej od przełożonego, ewidentnie sprawiło mu przyjemność.

Windu powinien obejrzeć nagranie, na którym Obi-Wan uczy mnie podnosić kość! – zdecydował Anakin. – Zobaczyłby, jak należy...

Chłopiec zbladł, bo właśnie coś sobie uświadomił. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniał, że niechcący wypaplał pewną tajemnicę. Ugh! A przez ostatnie dwa miesiące tak się pilnował, by nikomu nie powiedzieć.

- Mistrzu, ja... przepraszam, że się wygadałem – wyszeptał, nerwowo miętoląc skraj tuniki. - Powiedziałem, że uczyłeś mnie przesuwać przedmioty. Na pewno miałeś przez to kłopoty.

Ku jego zdumieniu, Obi-Wan nie wyglądał na jakoś szczególnie przejętego.

- Nic się nie stało, Padawanie – stwierdził, wzruszając ramionami. - Rada wypomniała mi tamtą sytuację, ale aż tak mi się nie oberwało. Powiedziałem im o naszej nielegalnej lekcji jeszcze przed moim wylotem na Fenis.

Anakin wybałuszył oczy. W pierwszym odruchu sądził, że się przesłyszał.

- Powiedziałeś im?!

- Cóż... tak.

- Ale czemu? Przecież mogłeś mieć kłopoty!

- Mogłem i miałem. – Kolejne wzruszenie ramionami. - Ale nie chciałem trzymać tego w tajemnicy przed Radą.

To nie mieściło się dziewięciolatkowi w głowie. Żeby z własnej i nieprzymuszonej woli przyznać się bandzie sztywniaków do złamania zasad? Kto decydował się na coś takiego?! Żeby to jeszcze był dzikus pokroju Vosa... Ale Obi-Wan? Ten posłuszny Kodeksowi, miłujący reguły facet?!

Chłopiec posłał mentorowi zdezorientowane spojrzenie.

- Dlaczego?

- Ponieważ ubiegałem się o to, by być twoim Mistrzem. – Oczy mężczyzny były poważne, ale kącik ust nieznacznie uniósł się do góry. - Żeby członkowie Rady się na to zgodzili, musiałem zdobyć ich zaufanie. A nie można żądać zaufania, jeśli samemu się go nie ofiaruje. Ufam Radzie Jedi, Anakinie. Wiedziałem, że gdy powiem im, co zaszło, będą niezadowoleni, bo złamałem zasady, ale też zobaczą, jak wielki masz potencjał i jak bardzo pragniesz poznać Moc. A poza tym, Mistrzowie cenią szczerość. Zawsze patrzą na ciebie przychylniej, jeśli niczego przed nimi nie ukrywasz.

Zabrzmiało to jak aluzja.

- Nie chciałem ukrywać przed tobą tego, co stało się z Mistrzem Windu – czerwieniąc się, wybełkotał Anakin. - Ja tylko nie chciałem, byś denerwował się, gdy dopiero co wróciłeś.

- Wiem, Padawanie. – Obi-Wan łagodnie się uśmiechnął. - Nie mówię tego, żeby cię skarcić. Chciałem ci tylko wytłumaczyć, dlaczego nie zataiłem przed Radą tego, co stało się w drodze na Naboo. Jesteś niezwykle utalentowany, Anakinie i przez to uczenie ciebie nie jest łatwe. To ja podejmuję większość decyzji odnośnie tego, jak wygląda twój trening, ale są pewne kwestie... wiele kwestii, w których mogę się mylić. Dlatego rozmawiam z innymi Mistrzami i staram się być wobec nich szczery. Ty też powinieneś być wobec nich szczery.

- Szczerze powiedziałem Mistrzowi Windu, że nie lubię, gdy na mnie patrzy – przypomniał Anakin.

Kenobi wzdrygnął się.

- No... może nie AŻ TAK szczery.

Chłopiec wydał sfrustrowany jęk. I znowu to samo... Tekst, który słyszał w tej Świątyni tak wiele razy, że na samą myśl o nim bolała go głowa. Idealne podsumowanie treningu Jedi!

„Rób coś... ale nie AŻ TAK"!

Podczas pokonywania toru przeszkód wolno pomagać kolegom, ale podanie koleżance ręki groziło ochrzanem. Wygranie sparingu było akceptowalne, ale trafienie przeciwnika bokkenem - już nie. I jeszcze te wszystkie zdumione spojrzenia posyłane Anakinowi – jakby znalezienie złotego środka było dziecinnie proste! Czuł się przez to tak strasznie niezrozumiany i wyobcowany.

Kiedy tak o tym rozmyślał, poczuł na ramieniu dłoń Mistrza. Obi-Wan szybko przebiegł wzrokiem po pomieszczeniu, jakby chciał się upewnić, że w kącie nie ukrył się żaden podsłuchiwacz.

- Tak między nami... - konspiracyjnym głosem zwrócił się do Anakina. – Ja też nie lubię, gdy Mistrz Windu na mnie patrzy.

To było jak znalezienie drugiego rozbitka na bezludnej wyspie! Chłopiec błyskawicznie zapomniał o swoich wcześniejszych zmartwieniach.

- Patrzy, jakby chciał kogoś zamordować, prawda? - wyszeptał do Mistrza.

- Taak... – Nieznacznie się uśmiechając, Obi-Wan rozmasował kark. – Nawet jak mnie chwali, robię się strasznie nerwowy i zastanawiam się, czy za chwilę nie dostanę za coś ochrzanu.

W oczach chłopca błysnęła radość.

Mistrzu, ty to jesteś swój człowiek! Możemy iść na oranżadę!

Ciekawe, czy Kenobi pozwoliłby Padawanowi „wepchnąć się na początek kolejki", przed Quinlana Vosa i Mistrzynię Kentarrę? Biorąc pod uwagę jego maniakalne przywiązanie do zasad, pewnie nie, ale warto spróbować.

Obi-Wan zdawał się myśleć o czymś podobnym. Kiedy ponownie zwrócił się do Anakina, nie miał już w sobie ani grama wcześniejszej powagi.

- Wiesz, co, Padawanie? Nie roztrząsajmy już tego, co się stało. Zamiast bez końca dyskutować o tym, czemu jesteś zły na Radę i czemu Rada jest zła na ciebie, skupmy się na przyszłości. Teraz, jak już wróciłem z misji, będę mógł poświęcić ci tyle czasu, ile potrzebujesz. Poćwiczę z tobą, żebyś odczuł tę samą satysfakcję, co ja.

- Tę samą satysfakcję, co ty? – Chłopiec zmarszczył czoło.

- Choć nie lubię, gdy Mistrz Windu na mnie patrzy, nie mam żadnych problemów z przesuwaniem przedmiotów w jego obecności. – Obi-Wan porozumiewawczo mrugnął. – To mi bardzo pomaga, wiesz? Skoro nawet Mistrz Windu nie jest w stanie mnie rozproszyć, nie martwię się, że w samym środku misji stracę pewność siebie. Nie uważasz, że takie coś daje ogromną satysfakcję?

Wcześniej Anakinowi nie przyszło do głowy, by pomyśleć o tym w taki sposób, ale teraz... W sumie...

- Obecnie każdy z nas jest niezadowolony – ciągnął Kenobi. – Ty jesteś niezadowolony, bo Mistrz Windu dał ci inne zadanie niż reszcie klasy, a ja i Mistrz Windu jesteśmy niezadowoleni, bo nie umiesz się kontrolować. Możemy się kłócić co do tego, kto jest bardziej niezadowolony... ALBO mogę z tobą poćwiczyć podnoszenie małych rzeczy i pomóc ci panować nad emocjami. Wtedy Mistrz Windu będzie zadowolony, bo nauczysz się robić to, o co poprosił. Ja będę zadowolony, bo zrobisz progres w panowaniu nad emocjami. Rada będzie zadowolona, że będziesz potrafił nie tylko uwolnić ogromne ilości Mocy, ale też poskromić buzującą w tobie energię. No i oczywiście... TY będziesz zadowolony z samego siebie. Prawda?

- No raczej! – entuzjastycznie odparł chłopiec.

- A więc zgadzasz się, byśmy jutro wspólnie potrenowali? Widziałem, że po śniadaniu masz przerwę.

Prywatna lekcja z własnym Mistrzem! Przez ostatnie dwa miesiące Skywalker nie marzył o niczym innym.

- Mógłbym z tobą trenować w każdej wolnej chwili! – zaanonsował radośnie. – Jeśli ty będziesz mnie uczył, to...

Posmutniał, bo o czymś sobie przypomniał.

- O co chodzi? – Obi-Wan spytał z troską.

- No bo... - Chłopiec zagryzł dolną wargę. –Przecież byłem niegrzeczny dla Mistrza Windu. Nie powinienem dostać kary? Jak będę miał z tobą lekcję, to będzie jak nagroda.

- Nagroda? – Kenobi wybuchł serdecznym śmiechem.

A kiedy się uspokoił, wplótł palce dłoni w krótko obcięte włoski Anakina i spojrzał na ucznia z taką czułością, że ten się zarumienił.

- Gdyby Rada cię teraz wiedziała, zgodziłaby się ze mną, że mam najlepszego Padawana w Świątyni – stwierdził. – Jak już ci wcześniej tłumaczyłem, Mistrzowie nie chcą cię karać. Oni tylko chcą, byś nauczył się nad sobą panować. A co do naszych wspólnych lekcji... Czuję się zaszczycony, że traktujesz je jako nagrodę, ale prawda jest taka, że nie musisz niczego robić, by na nie zasłużyć. Możesz je mieć, kiedy tylko chcesz.

- Naprawdę? – wyrzucił z siebie podekscytowany Anakin.

Mężczyzna skinął głową.

- Jestem twoim Mistrzem – stwierdził z powagą. – Mój czas należy do ciebie. Cóż... może nie CAŁY czas, bo wciąż jesteś Adeptem i chodzisz na lekcje, a ja mam obowiązki jako Rycerz Jedi i w każdej chwili mogę dostać jakąś misję.

- Kolejną?! – Chłopiec nie zdołał powstrzymać jęku.

Obi-Wan lekko poczochrał mu włoski.

- Tylko w obrębie kilku parseków od Coruscant – podkreślił. – Na bardzo krótki czas. I na pewno nie w najbliższym terminie, bo po tym, co się działo, Rada zdecydowanie woli, bym został tutaj i zajmował się tobą.

- Ja też wolę, byś został – ze śladem różu na policzkach, wymamrotał Anakin.

I choć nie chciał mówić tego na głos, przyznał Ważniakom z Rady kilka punktów. A więc nie zamierzali izolować go od Mistrza? Chyba ocenił ich trochę zbyt pochopnie. Może wcale nie byli tacy źli?

- Postarałem się, byś w najbliższym czasie miał mnie w zasięgu ręki – oświadczył Kenobi. – Popracujemy trochę nad podniesieniem drobnych przedmiotów. A, i jest jeszcze kwestia Piątej Formy walki mieczem świetlnym.

- Tej, której zabroniła mi Mistrzyni Adi Gallia! – Skywalker gniewnie szarpnął głową w bok.

Obi-Wan delikatnie chwycił ucznia za podbródek i zmusił chłopca, by spojrzał z powrotem na niego.

- Tak, Mistrzyni Gallia powiedziała, że nie możesz używać Djem So – podkreślił, unosząc brwi. – Ale ja... cóż...

Puścił podbródek Anakina i podrapał się za uchem. Z miną wskazującą na to, że przyznawał się do tego bardzo niechętnie, westchnął i dokończył:

- Ja się z tym nie zgodziłem.

- Nie zgodziłeś się?! – Skywalker wytrzeszczył oczy. – Ty?!

Nie znał swojego Mistrza jakoś bardzo dobrze, ale zdążył już poznać jego opinię odnośnie niezgadzania się z Ważniakami w jakiejkolwiek sprawie.

- N-nie wyraziłem otwartego sprzeciwu! – podkreślił Kenobi. – Ja jedynie zasugerowałem, by jeszcze raz przedyskutować tamtą kwestię. Mistrzyni Gallia sama przyznała, że podjęła decyzję dość szybko. Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale Mistrzowie potrafią przyznać się do błędu, Anakinie. Zwłaszcza ci o dużym doświadczeniu, zasiadający w Radzie.

Chłopiec przyznał kilka punktów Adi Galli, ale tak jak wcześniej w przypadku Rady, postanowił zachować to dla siebie. Obi-Wan mówił dalej:

- Powiedziałem, że jestem twoim Mistrzem, więc znam cię nieco lepiej. A zmuszenie cię do zrezygnowania z tego, czego dopiero co się nauczyłeś, na pewno źle na ciebie wpłynie. Ostatecznie ja i Mistrzyni Adi Gallia wypracowaliśmy kompromis. Możesz nadal używać Djem So, ale tylko podczas sparingów. I tylko pod warunkiem, że podciągniesz się w Soresu! Mistrzowie z Rady zgodzili się, byś walczył stylem, który ci pasuje, ale w zamian musisz im pokazać, że potrafisz... i CHCESZ walczyć defensywnie. „Samoobrona zamiast agresji" to podstawa filozofii Jedi. Wiem, że na początku nie będzie ci łatwo, ale jeśli naprawdę się przyłożysz...

Mężczyzna nie dokończył zdania, gdyż chłopiec rzucił mu się w ramiona. Małe rączki ściskały szyję Kenobiego tak mocno, jakby chciały go udusić.

- Dziękuję – wtulając czoło w ucho nauczyciela, wyszeptał Anakin. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteś najlepszym Mistrzem na świecie!

Zdawał sobie sprawę, że swoim pokazem czułości jednocześnie zrobił z Obi-Wana najbardziej speszonego Mistrza na świecie, ale w tej chwili miał ten fakt w poważaniu.

Po tym, co usłyszał, zwyczajnie musiał się przytulić! Fizyczna bliskość była jedyną formą wdzięczności, jakiej nauczył się na Tatooine. Nie umiał z niej zrezygnować – wydawała mu się tak naturalna jak oddychanie.

Zresztą, Kenobi chyba już trochę przyzwyczaił się do dziwnych zachowań Padawana, bo zamiast odepchnąć chłopca, jedynie wydał ciężkie westchnienie i wymamrotał, by „Anakin nie robił takich rzeczy przy ludziach". W odpowiedzi Skywalker ścisnął go za szyję jeszcze mocniej.

A kiedy jakiś czas później odsunęli się od siebie, obaj byli zupełnie rozluźnieni i uśmiechnięci. Obi-Wan wyciągnął dłoń i przez moment trzymał ją w powietrzu, ewidentnie nie mogąc się zdecydować, co chce zrobić. W końcu poklepał Anakina po ramieniu.

- To co? – zagaił. – Jutro po śniadaniu?

- Okej – chłopiec wyszczerzył zęby.

- I koniec z pyskowaniem do Mistrza Windu!

- Wiadomo. Co mi po naszych wspólnych treningach, jeśli ich nie dożyję?

Żart przypadł do gustu im obu. Jednocześnie zaśmiali się pod nosem.

- Zuch chłopak. – Kenobi skinął Padawanowi głową i ruszył w stronę drzwi. – Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli dzisiejszy wieczór spędzę z Quinlanem? – zapytał, kładąc dłoń na klamce.

- Spoko. Każdy zasługuje na to, by raz na jakiś czas się urżnąć się w trupa!

Anakin pokazał kciuk, ale tym razem nie spotkał się z entuzjastyczną reakcją Mistrza. Obi-Wan wbił wzrok w sufit.

- Padawanie, ja cię bardzo proszę... NIE cytuj Quinlana! – jęknął.

- To akurat był tekst Watto – wzruszając ramionami, sprostował Skywalker.

- Tak czy siak popracuj nad słownictwem. – Kenobi wycelował w chłopca palec wskazujący. – Nie chcę więcej słyszeć o „Ważniakach", „Owczarkach Toydariańskich" albo „Droidach ze wścieklizną"! I nie myśl sobie, że skoro dzisiaj tak łagodnie zareagowałem, to zawsze jestem taki pobłażliwy. Ja też mam swoje granice! Podobnie jak Mistrz Windu.

Wiem – pomyślał Anakin. – Z niecierpliwością wyczekuję dnia, kiedy wreszcie wybuchniesz!

Kusiło go, by powiedzieć to na głos, ale wolał nie ryzykować. To była jedna z chwil, których za wszelką cenę nie chciał zepsuć. Naprawdę miał najcudowniejszego Mistrza na świecie.

XXX

Biegł do Zachodniej Sali Treningowej cały w skowronkach. Nie miał pewności, czy koledzy z Klanu nadal na niego czekają, ale tak czy siak chciał się do nich przyłączyć. Byli świadkami tego, jak w upokarzający sposób został wyniesiony przez swojego Mistrza z Komnaty Tysiąca Fontann – o dziwo w ogóle nie bał się ich reakcji. Po rozmowie z Obi-Wanem był tak naładowany pozytywną energią, że nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi! Mknął przed siebie wyprężony i szczęśliwy, a mijani po drodze Jedi posyłali mu zaciekawione spojrzenia.

Wciąż nie mógł uwierzyć, że wszystko potoczyło się tak dobrze. Teraz, gdy było już po wszystkim, nie potrafił sobie przypomnieć, czemu aż tak strasznie bał się reakcji swojego Mistrza.

Aayla miała rację – Obi-Wan rzeczywiście stał po jego stronie. Nie sięgnął po przemoc ani po krzyk, tak jak zrobiłby to dawny właściciel Skywalkera z Tatooine. Nie naskoczył też na chłopca, ani nie rzucił mu w twarz tekstem w stylu:

„Zachowałeś się dzisiaj jak bezczelny gówniarz i przez to musiałem się za ciebie wstydzić przed Radą Jedi!"

Owszem, skarcił Anakina, ale nie w taki sposób, żeby chłopiec poczuł się bezwartościowym wyrzutkiem. Wręcz przeciwnie – dzięki rozmowie z Mistrzem dawny niewolnik na nowo uwierzył, że Świątynia może być dla niego właściwym miejscem. Wciąż nie rozumiał tutaj wielu rzeczy, ale przynajmniej miał kogoś, kto starał się mu to wszystko ułatwić. Kogoś, kto o niego walczył!

Skywalker wyobraził sobie Kenobiego stojącego przed surową i straszną Adi Gallią, zbierającego się na odwagę i oznajmiającego, że jego Padawan powinien mimo wszystko używać Djem So. To musiał być niezły widok! Ciekawe, jaką Obi-Wan miał minę, gdy to mówił? Albo wtedy, gdy uparł się, by zapleść Anakinowi padawański warkoczyk, chociaż z formalnego punktu widzenia jego uczeń nadal był Adeptem? Czy Kenobi kłócił się z Radą nieśmiało, kierując pokorny wzrok w podłogę... czy może wyzywająco unosił podbródek, tak jak Qui-Gon? Tak czy siak, Anakin wiele by dał, żeby to zobaczyć.

Ech, jego Mistrz był cudowny... absolutnie najlepszy! Jak dobrze, że wreszcie wrócił z misji. Gdy miał przy sobie Obi-Wana, chłopiec czuł, że nie było dla niego rzeczy niemożliwych! Póki on i jego Mistrz byli razem, nic nie mogło...

- To, że Skywalker trochę podciągnął się w walce, jeszcze nie znaczy, że nadaje się na Jedi!

Głos dobiegał z przejścia prowadzącego do Zachodniej Sali Treningowej. Anakin przewrócił oczami. A więc znowu ktoś go obgaduje?

- Partnerem sparingowym też raczej byłby kiepskim. Ale tego już się nie dowiem, biorąc pod uwagę, że go tutaj NIE MA. Miał przyjść razem z wami, ale nie trzymał żadnego z was za rączkę, więc pewnie się zgubił, co?

Skywalker ostrożnie wyjrzał zza zakrętu i zacisnął zęby, bo rozpoznał Yarena. Zdolny Twi'lek stał z bokkenem opartym na ramieniu i posyłał Adeptom z Klanu Nexu złośliwy uśmieszek. Koledzy i koleżanki Anakina wydawali się zażenowani jego „żarcikiem".

Tylko poczekajcie! – pomyślał. – Już do was idę! Walnę temu zarozumialcowi taki tekst, że zgubi obie lekku!

Był już w trakcie planowania swojego widowiskowego wejścia, gdy usłyszał wzburzony głos Shanti.

- On już od dawna nie gubi się w Świątyni!

- Pewnie nie chcesz na niego zaczekać, bo boisz się, że przegrasz! – Cooper triumfalnie wycelował w Yarena palec.

- Anakin nie mógł przyjść od razu, bo zatrzymały go ważne sprawy – ociekającym dojrzałością tonem, oświadczyła Dina. – Ale na pewno wkrótce je załatwi i tutaj przyjdzie. Jest bardzo honorowy!

Po sparingu z Tazem, Skywalker złożył samemu sobie obietnicę: nigdy więcej podsłuchiwania! Powinien niezwłocznie wyjść z cienia i zaanonsować pozostałym swoją obecność.

Ale z drugiej strony, jeszcze nigdy nie słyszał, by koledzy z Klanu go bronili, więc kusiło go... Tak bardzo go kusiło, by troszeczkę...!

Chyba nic się nie stanie, jeśli chwilę posłucha? Nie będzie się chował jakoś bardzo długo, tylko parę minut! Co złego w tym, że chciał się poczuć jak pełnoprawny członek grupy? Dostać namacalny dowód tego, że pozostałe dzieci wreszcie go polubiły? A poza tym, słyszał już tyle okropnych plotek na swój temat... Nic, co powie Yaren, nie mogło go zaskoczyć!

- Ważne sprawy, tak? – usłyszał prychnięcie Twi'leka. – Niech zgadnę? Pewnie to coś związanego z Kenobim?

Koledzy Anakina wydali zbiorowy jęk. Również sam Skywalker wytrzeszczył oczy. Wieści nie rozchodziły się aż tak szybko! Jego rozmowa z Obi-Wanem zakończyła się dopiero parę minut temu – to o wiele za wcześnie, by Świątynia zaczęła gadać.

- Czemu tak uważasz? – przestępując z nogi na nogę, spytała Bethany.

Yaren przewrócił oczami.

- Dajcie spokój. Wszyscy wiedzą, że Skywalker skomlał za swoim Mistrzem jak cielak za mamusią. Przez ostatnie dwa miesiące wył z tęsknoty praktycznie codziennie! Wciąż wypytywał Mistrza Yodę i Opiekunkę waszego Klanu, choć powtarzali mu, by przestał. A teraz? Łazi po korytarzach, praktycznie trzymając Kenobiego za nogawkę. Tak zachowują się małe dzidziusie, a nie Adepci Jedi!

A jednak Anakin się pomylił. Słowa Twi'leka nie tylko go zaskoczyły, ale i sprawiły, że serce prawie wyskoczyło mu z piersi. Bantha poodoo! Gdyby tylko był wierny swojemu postanowieniu i pokazał się innym dzieciom, gdy tylko zorientował się, że rozmawiają o nim.

Właśnie to powinien teraz zrobić. Wyjść z ukrycia i powiedzieć...

No właśnie – co powiedzieć? Nie mógł tak po prostu dołączyć do grupy i zmienić tematu. Wypadało, by odpowiedział na oskarżenie Yarena jakąś inteligentną ripostą. Przecież wcale nie trzymał się spodni Obi-Wana! Znaczy... Jasne, tęsknił za swoim Mistrzem, ale wcale nie skomlał za Kenobim w taki sposób, jak opisał to Twi'lek. On tylko... tylko... Do licha! Nie miał pojęcia, jak to powiedzieć!

Dobrze, że Dina była od niego mądrzejsza.

- Anakin wcale nie trzymał Mistrza Obi-Wana za spodnie – powiedziała ostrożnie. – Późno dołączył do Zakonu i nie umiał się przystosować. A poza tym, musiał się nieźle napracować, żeby nas dogonić. Wciąż są lekcje, na których jest bardzo do tyłu. Chciał, by jego Mistrz szybko wrócił i pomógł mu nadrobić zaległości.

W każdy inny dzień Anakin narzekałby na szybkość, z jaką nieoficjalna liderka Klanu wymyślała rozsądne argumenty, jednak dzisiaj odetchnął z ulgą.

Dzięki, Dina – pomyślał, powoli wypuszczając powietrze. – Było tak, jak powiedziałaś. Wcale nie „skomlałem" za Obi-Wanem. Ja tylko nie mogłem doczekać się jego powrotu, bo chciałem, żeby mi pomógł!

Cichy głosik szeptał, że chodziło o coś jeszcze – o zwykłą ludzką tęsknotę za członkiem rodziny – jednak Skywalker kazał mu się zamknąć. Gdyby zgodził się z tym stwierdzeniem, przyznałby Yarenowi rację.

- Jaaaasne, chodziło o nadrabianie zaległości – celowo przeciągając sylaby, powiedział Twi'lek. – Pytanie tylko: w czym? Może w śpiewaniu do poduszki?

- Mówisz tak, bo jesteś zazdrosny! – fuknęła Shanti. –Wkurzasz się, bo Anakin ma już Mistrza, a ty musisz czekać. Tak jak my wszyscy...

Pozostali zgodnie pokiwali głowami.

- Mam mu zazdrościć, że nie umie niczego zrobić, jeśli nikt nie trzyma go za rączkę? – zakpił Yaren. – Chyba żartujecie! Wy może i martwicie się, czy ktoś was wybierze, bo jesteście przeciętniakami. JA nie mam tego problemu! Jestem najlepszy na roku, więc nie martwię się, co będzie po Próbach. Mój przyszły Mistrz na pewno szybko mnie wybierze. I NIE dlatego, że ktoś mu kazał!

Dla Anakina to stwierdzenie było jak trzaśnięcie w twarz. Nikt nie miał wątpliwości, co sugerował zarozumiały Twi'lek. Skywalker poczuł, że trzęsą mu się kolana, lecz spróbował jeszcze zawalczyć o swój dobry humor i powiedział sobie, że ma słowa Yarena w kompletnym poważaniu. Przecież dopiero co rozmawiał z Obi-Wanem i wiedział, jaka jest prawda. I jeszcze ten cały Vos próbował podnieść go na duchu.

„Wybrał cię i koniec tematu!" – dokładnie tak mu powiedział.

Anakin powtarzał sobie te słowa jak mantrę.

- Co tak na mnie patrzycie? – Yaren odezwał się ponownie. – Nie mówcie mi, że o tym nie słyszeliście? Ceres i Duro już od dawna o tym wiedzą, nie?

Dina i Taz uciekli wzrokiem na bok. Pozostali wpatrywali się w nich z zaintrygowanymi minami.

- O czym wiecie? – zaciekawiła się Bethany.

- Właśnie. – Cooper zwrócił się do najlepszego kumpla z nutą pretensji. – O czym?

- Dajcie spokój, to nic takiego – Nieoficjalna liderka Klanu rozmasowała łokieć. – Nawet nie wiemy, czy to prawda. Co nie, Taz?

- Cóż... - Dawny rywal Anakina gapił się na własne buty. Zdecydowanie nie potrafił kłamać.

- Coś nagle taki cichy, Duro? – droczył się z nim Yaren. – Tydzień temu nie miałeś żadnych oporów, by o tym gadać.

- O czym? – dopytywał Chao-Zi.

- O tym, że Kenobi wziął Skywalkera na Padawana, bo Qui-Gon Jinn kazał mu tak zrobić – Twi'lek rzucił zniecierpliwionym tonem. - Ceres i Duro trajkotali o tym przed zajęciami z Mistrzynią Gallią. Wam pewnie nie powiedzieli, bo bali się, że wypaplacie wszystko Skywalkerowi.

Zastanowił się chwilę i ze złośliwym uśmieszkiem dorzucił:

- Choć on chyba i tak o wszystkim wie. Pewnie dowiedział się, że o tym gadaliście i to dlatego obił Duro tyłek.

- To nieprawda! – Dina posłała Twi'lekowi wyzywające spojrzenie. – Anakin może i nie zawsze zachowuje się, jak trzeba, ale przynajmniej jest szczery! Gdyby był na nas o coś zły, to by nam o tym powiedział. Uderzył Taza, ponieważ miał zły dzień!

Po skroni Skywalkera spłynęła kropla potu. Wiedział, do czego nawiązywała jego koleżanka – zapewne do tamtej rozmowy, którą odbyli tylko we dwoje. Gdy nie miał żadnych oporów, by powiedzieć jej, jak bardzo był wkurzony na Taza i na Klan.

Ale przecież nie mógł przyznać, że podsłuchał czyjąś rozmowę! Gdyby to zrobił, postawiłby w trudnej sytuacji nie tylko siebie, ale i kolegów! Jak można w ogóle oczekiwać od kogoś, by przyznał się do czegoś takiego? Jak Dina mogła oczekiwać tego od Anakina?! Nienawidził kłamstw, ale nie mógł być szczery w absolutnie każdej sytuacji! To było zwyczajnie niemożliwe.

- Plotka o Mistrzu Kenobim i Mistrzu Jinnie to też bzdura! – zawołał Chao-Zi. – Dzisiaj pytaliśmy o to Anakina. Powiedział, że Mistrzowi Obi-Wanowi spodobały się jego kata i dlatego go wybrał!

- Serio w to uwierzyliście? – Yaren uniósł brew. – Skywalker został wybrany na Padawana, jeszcze zanim zjawił się w Świątyni. Skąd niby miał znać kata?

- M-może... może ktoś potajemnie go nauczył? – nieśmiało podsunęła Shanti. – Przedmioty też umiał podnosić. Robił to już pierwszego dnia!

- Albo chodziło mu po prostu o to, że Mistrzowi Obi-Wanowi spodobał się jego styl walki – wymamrotał Taz. – Anakin mógł powiedzieć, że chodziło o kata, bo nie wiedział, jak to nazwać. A to w sumie ma sens. Widać, że ma talent...

- Tak naprawdę sam w to nie wierzysz! – triumfalnie odparł Yaren. – Zanim cię pokonał, mówiłeś co innego. Zmieniłeś śpiewkę, bo nie umiesz pogodzić się z tym, że pozamiatał tobą parkiet. Coś ostatnio jesteś w tyle, Duro! Mnie ta przybłęda znikąd tak łatwo by NIE pokonała.

- Nie możesz tego wiedzieć – powiedziała Bethany.

- Jasne, że mogę! – prychnął Twi'lek. – A wiecie, skąd? Bo JA umiem panować nad emocjami. Duro przegrał, bo stracił nerwy. Pierwszy raz zobaczył, jak ktoś wpada w furię i prawie zmoczył się w spodnie. Ja NIE popełniłbym takiego błędu. Nie dałbym się pokonać początkującemu, który dopiero od dwóch miesięcy trzyma bokken. A gdyby jakiś Mistrz wybrał mnie przed Próbami, nie ganiałbym za nim z wywalonym językiem. Właściwie to szkoda mi Kenobiego...

- Mistrza Kenobiego! – gniewnie poprawiła go Dina.

Aż dziw, że postanowiła powiedzieć coś dopiero teraz. W końcu Yaren mówił o Obi-Wanie bez szacunku już od początku tej przeklętej rozmowy. Anakin uznawał to za świetny pretekst do trzaśnięcia gnojka w pysk. I może by to zrobił - gdyby nie to, że tak strasznie rozbolał go brzuch.

Z jednej strony żałował, że nie powiedział kolegom z Klanu prawdy, gdy pytali o powód, dla którego został Padawanem Obi-Wana, ale z drugiej strony... gdyby nie skłamał, zupełnie straciłby u nich szacunek! Albo gorzej – zaczęliby patrzeć na niego z litością! A tego za nic by nie zniósł.

Zmajstrowane wcześniej kłamstwo było jak jadowity wąż, którego chwycił, by nie spaść w przepaść. Jeśli puści, poleci w otchłań. Ale jeśli będzie trzymał dalej, zostanie ukąszony. Co mógł w takiej sytuacji zrobić? Jak, na kupy banthów, miał z tego wybrnąć?

Nie zdążył nawet porządnie zastanowić się nad jedną kwestią, gdy jego powody do zmartwień zaczęły się mnożyć. W porównaniu do stwierdzeń Yarena, wcześniejsze docinki Taza wydawały się nieszkodliwymi zaczepkami. Twi'lek był bezlitosny.

- Mistrz Kenobi dopiero co został Rycerzem Jedi, a już wziął sobie Padawana. Nikt nie robi czegoś takiego z własnej woli! Sami powiedzcie... Chcielibyście uczyć kogoś zaraz po tym, jak sami przestaliście być uczniami?

- Pewnie nie – przyznał Cooper. – Ale może Mistrz Obi-Wan patrzył na to inaczej?

- Akurat! Wiecie, co wam powiem? Ta dwumiesięczna misja była dla niego jak wakacje! Miał jedną jedyną szansę, by poczuć się jak świeżo mianowany Rycerz Jedi, który nie musi być za nikogo odpowiedzialny. Opiekun mojego Klanu twierdzi, że okres po zdaniu Prób to najpiękniejszy czas w życiu, bo można poczuć się naprawdę wolnym. Podróżujesz po całej Galaktyce, wykonujesz misje i nie zawracasz sobie niczym głowy. Tak, jak zrobiły to osoby z Klanu Kenobiego. Są pełnoprawnymi Jedi już od kilku lat, a jakoś nie wyrywają się do wzięcia Padawanów.

- Quinlan Vos wybrał Padawan Securę zaraz po swoich Próbach – zauważyła Bethany.

- Rada przycisnęła go, żeby wziął ucznia. – Yaren przewrócił oczami. – Jakby tego nie zrobił, to w życiu nie nauczyłby się odpowiedzialności! Tak powiedział Opiekun mojego Klanu. ALE Obi-Wanowi Kenobiemu raczej nikt nie zarzucał tego, że był niedojrzały. Wszyscy wiedzieli, że był najlepiej ułożonym Padawanem w Świątyni. I na pewno nie był na tyle durny, by samemu z siebie chcieć ucznia zaraz po Próbach.

Rzeczywiście – nie był. W końcu sam tak powiedział. Wtedy, na Naboo...

„Branie odpowiedzialności za ucznia zaraz po przejściu Prób to fatalny pomysł. A gdy ostatni raz sprawdzałem, byłem zdrowy na umyśle."

Świadomość, że Yaren miał rację, bolała bardziej niż cios bokkenem.

- Skywalker jest egoistą – bezlitośnie zaanonsował Twi'lek. – Myśli tylko o sobie. Jeszcze przez kilka lat będzie Adeptem, więc mógłby zostawić Kenobiego w spokoju. Dać mu nacieszyć tytułem Rycerza Jedi. Tymczasem uwiesił się Mistrzowi na ramieniu, gdy tylko tamten wylądował. Powiedzcie... to prawda, że Skywalker wybiegł z zajęć, gdy tylko dowiedział się, że jego Mistrzunio wrócił? A potem rzucił się na Kenobiego i zrobił mu wstyd na cały hangar?

Milczenie Adeptów Klanu Nexu było boleśnie wymowne.

- Widzicie? – triumfalnie podsumował Yaren. – Dzidziuś i egoista! Przez ostatnie dwa miesiące Mistrzowie skakali wokół niego, by mógł szybciej zrobić postępy... Mistrz Ki Adi Mundi osobiście uczył go pierwszych kata. Każdy z nas skakałby z radości! A Skywalker? Kręcił nosem i tupał nogą, że chce Kenobiego. Mistrzyni Gallia i Mistrz Windu przyszli na zajęcia specjalnie dla „Wybrańca", a on odwdzięczył im się, robiąc aferę na całą Świątynię. Pewne chciał zwrócić na siebie uwagę swojego Mistrzunia. No i mu się udało, bo teraz Kenobi jest kompletnie uziemiony! Założę się, że Rada kazała mu zająć się Padawanem i przez to nie będzie mógł jeździć na żadne misje. Ale pewnie nie będzie otwarcie na to narzekał, bo jest dobrze wychowany.

Każde słowo trafiało w serce Anakina, jak dobrze wymierzony strzał z blastera. Skywalker zaczął myśleć, że nie może być już gorzej, ale wtedy Twi'lek zadał mu ostateczny cios.

- Wy też powinniście skończyć z tą udawaną grzecznością. Pewnie Opiekunka Klanu powiedziała wam, że powinniście być mili dla Wybrańca, ale po takim czasie chyba możecie już odpuścić, nie? Zrobiliście, co mogliście, by pomóc Utalentowanej Beksie się przystosować. Dajcie sobie spokój i przestańcie udawać, że go lubicie.

Jedynym powodem, dla którego Anakin nie zemdlał na miejscu, było wzburzone oświadczenie Bethany:

- Niczego NIE udajemy!

- Anakin jest w porządku! – Shanti zawtórowała koleżance. – Na pewno jest dużo milszy OD CIEBIE!

Policzki Yarena pokryły się warstwą różu. To był pierwszy raz, gdy utalentowany Twi'lek pokazał brak pewności siebie.

- Jesteś okropny nie tylko dla nas, ale i dla osób ze swojego Klanu. – Naśladując chłodny ton dorosłego, Dina skrzyżowała ręce. – Masz szczęście, że są tacy tolerancyjni i jakoś przyzwyczaili się do tego, jak bardzo jesteś w sobie zadufany!

- A Skywalker to niby nie jest zarozumialcem? – Yaren zacisnął zęby.

- Jest. – Cooper pokiwał głową. – Ale on przynajmniej próbuje nie być.

- W-właśnie! – Chao-Zi zebrał się na odwagę i również posłał Twi'lekowi wyzywające spojrzenie. – Anakin często zachowuje się jak głupek, ale widać, że się STARA! Wciąż narzeka na jedzenie ze stołówki, ale jak dostał od swojego Mistrza meiloroona, to wcale nie wziął całego dla siebie, tylko się z nami podzielił! A jak widzi, że zrobił coś nie tak, to zawsze jest mu przykro.

- I umie powiedzieć „przepraszam" – dodał Taz, cicho, ale pewnie.

Anakin jeszcze nigdy nie usłyszał od swojego Klanu tylu miłych rzeczy.

- Stara się tylko po to, by Mistrzowie się go nie czepiali – syknął Yaren. Był wyraźnie zdeterminowany, by nastawić inne dzieci przeciwko Wybrańcowi. – Tak naprawdę wcale mu na was nie zależy. Tylko poczekajcie... Zobaczycie, jak będzie się wobec was zachowywał, teraz, gdy jego Mistrzunio wrócił z misji. Zacznie kompletnie was olewać i każdą wolną chwilę będzie spędzał z Kenobim. Przyklei się do swojego Mistrza jak rzep, tak jak do Padawan Secury.

- Sam chciałbyś kleić się jak rzep do Padawan Secury! – chłodno stwierdziła Dina. – Tyle, że ona cię nie lubi.

- Muszę spróbować łazić za nią krok w krok tak jak Skywalker. Może wtedy się do mnie przekona?

- Anakin wcale za nią nie łazi – z nutą zazdrości mruknął Cooper. – Dzisiaj sama podeszła do naszego stolika, by go... eee... „porwać".

- I pewnie pobiegł z nią bez wahania, co? – Yaren obrócił się, by skinąć głową starszemu o kilka lat Adeptowi, który wołał go z drugiego końca Sali. – Nie jesteście dla niego dostatecznie fajni i gdy tylko ma okazję, zostawia was dla kogoś innego... Nooo, ale w tej sytuacji są też dobre strony, nie? – Posłał Adeptom z Klanu Nexu jeszcze jeden złośliwy uśmieszek. – Bez Skywalkera jesteście parzyści, więc nie musicie się martwić, że zostaniecie bez partnera do ćwiczeń, jeśli ja wam odmówię. Pogawędziłbym z wami dłużej, ale ktoś na mnie czeka! Na razie, panienki!

Twi'lek odszedł kilka kroków, lecz przystanął i postanowił dodać coś jeszcze:

- A właśnie! Nie wiem, czy już o tym słyszeliście, ale zbliża się pierwszy egzamin naszego rocznika, a mój Klan będzie go zdawał razem z waszym Klanem. Będziecie mieli okazję pokazać, że nie jesteście takimi łajzami, jak o was mówią. Tylko przypilnujcie, by Skywalker nie był za bardzo zdołowany, bo znowu straci kontrolę nad uczuciami i pociągnie was w dół.

- Dlaczego Anakin miałby być zdołowany? – spytał Taz.

Yaren rozmasował podbródek, ale wyglądało to strasznie sztucznie. Jakby tylko udawał, że się zastanawia i w rzeczywistości przygotował sobie odpowiedź dużo wcześniej.

- Biorąc pod uwagę, jak bardzo klei się do Kenobiego, pewnie szybko ich rozdzielą. Już teraz wszyscy mówią, że jest do niego zbyt przywiązany. Słyszeliście o Padawanie Uranosie? Kiedy Rada przydzieliła mu nowego Mistrza, ponoć się rozpłakał. Założę się, że Skywalker zniósłby to jeszcze gorzej. Lepiej się pilnujcie, bo znowu wpadnie w szał i rzuci się na któregoś z was z bokkenem. Do zobaczenia na zajęciach!

Po tych słowach już na dobre odszedł. Adepci Klanu Nexu wpatrywali się w niego z grobowymi minami. Zaś Anakin przylgnął plecami do chłodnej ściany i zsunął się w dół, aż usiadł na podłodze.

Gdy usłyszało się o czymś tylko jeden raz, można było zbyć to machnięciem ręki. Gdy usłyszało się o czymś dwa razy, wciąż istniała opcja olania sprawy i stwierdzenia, że „to nic takiego".

Problem w tym, że Anakin usłyszał o swoim nadmiernym przywiązaniu aż TRZY razy. Najpierw od Vosa, potem od Mistrzyni Kentarry, a teraz od Yarena. Czuł się tak przerażony, że ledwo mógł oddychać.

A więc on i Obi-Wan mogli zostać... rozdzieleni?

Pierwsza część kolejnego rozdziału w czwartek (30.07.2020)

Tak, WIEM, cliffhanger i w ogóle... Ale cóż mogę poradzić? Uwielbiam zostawiać ludzi w niepewności ;) 

W kolejnym rozdziale znowu będzie dużo Vosa, dużo śmiechu i duuuużo kombinowania ze strony Anakina. Dowiecie się też, kim jest tajemniczy Sabre. Więcej nie zdradzam, bo popsuję wam niespodziankę.

Za korektę wyjątkowo dziękuję Arienkowi.

Trzymajmy kciuki za licencjat Akaitori07! Jest cholernie mądra, więc wiem, że świetnie sobie poradzi, ale nie zaszkodzi wysłać jej trochę Mocy. 

A, i jeszcze coś. Nie bądźcie zbyt brutalni dla Yarena. Jemu się jeszcze oberwie ;)

Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top