Rozdział 13 - Przywiązanie (Część 2)
Ta cała gadka o szczęściu, którą powtarzał w myślach kilka godzin wcześniej... Jak to, kurde, leciało? Że niby powrót Obi-Wana do Świątyni zapoczątkował najlepszy dzień, jaki Anakin kiedykolwiek przeżył w Zakonie? Eksplozja fartu i w ogóle?
No cóż, to już nieaktualne, bo od czasu zdania Kenobiemu szczegółowej relacji na temat incydentu z Windu, wszystko zaczęło się p...
Eghm! Sypać. Właśnie tak! Wszystko zaczęło się sypać.
Co prawda Anakin znał dużo brzydsze słowo na podsumowanie minionych wydarzeń, ale wolał go nie wypowiadać - nawet we własnej głowie! Lepiej nie ryzykować. Nie w sytuacji, gdy zaczął mieć tak wielkiego pecha.
Biegnąc na zajęcia zderzył się aż z pięcioma Jedi, włączając w to swojego idola, Mistrza Plo Koona. Oraz Mistrzynię Jocastę. I Opiekunkę swojego Klanu, która czekała na niego pod salą. Oczywiście, spóźnił się na lekcję i to o dobre piętnaście minut. Cały Klan musiał na niego czekać. Fantastycznie. Po prostu, kurde, wspaniale!
A jakby tego było mało, za nic nie potrafił się skoncentrować. Ćwiczenie, które wykonywał w parze z Diną, to była jakaś porażka!
Lekcja odbywała się w jednym ze Świątynnych Ogrodów, na dużej zielonej polanie. Na pierwszy rzut oka zadanie wydawało się proste – należało podnieść pokaźnych rozmiarów głaz, a następnie powoli opuścić go na ziemię. Jednak podchwytliwa część instrukcji kryła się w słowie: „razem". I właśnie tu zaczynały się schody...
Gdyby Anakina poproszono, by podniósł ciężki przedmiot samodzielnie, prędzej czy później by mu się powiodło. Jeśli chodziło o Moc, przy wystarczająco silnej motywacji radził sobie niemal ze wszystkim.
Rzecz w tym, że nie tego od niego wymagano. Podczas tej lekcji musiał podnieść głaz nie samodzielnie, ale Z KIMŚ. A tak się składało, że zupełnie nie potrafił tego ogarnąć.
- Wyczujcie Sygnaturę w Mocy drugiej osoby – mówiła Mistrzyni Kentarra. - Wyobraźcie sobie dźwignię. Żeby podnieść głaz ciągnięcie za dwie liny. Ale żeby wam się udało, musicie pociągnąć równocześnie! Zupełnie jakbyście grali tę samą melodię, ale na dwóch różnych instrumentach. Zsynchronizujcie się!
Innymi słowy, musieli zrobić to, w czym Anakin był kompletną nogą. Mógł uczyć się kata w ekspresowym tempie, podnosić coraz cięższe obiekty, ale dostrojenie się do drugiej osoby wciąż stanowiło dla niego górę nie do pokonania.
To była jedna jedyna dziedzina, w której nie zrobił absolutnie żadnego progresu. Nawet z przeklętą medytacją radził sobie lepiej! Ale Sygnatura w Mocy drugiej osoby? Nie miał bladego pojęcia, jak ją wyczuć, a co tu dopiero mówić o dostosowywaniu się do niej.
Przypominanie sobie słów Quinlana Vosa ani trochę mu nie pomagało.
„Dopóki ty i Mistrzunio nie zacieśnicie Więzi, to do mnie będzie należał tytuł Największego Znawcy Uczuć Obi-Wana Kenobiego".
Sfrustrowany, Anakin zacisnął zęby. Wszyscy Jedi potrafili w jakimś stopniu wyczuwać uczucia innych. Czemu ON nie potrafił wyczuć emocji swojego Mistrza? Albo uczuć kogokolwiek innego, skoro o tym mowa?
Tak się zapędził w swoich rozmyślaniach, że nawet nie zauważył, że spycha Dinę na bok. Znaczy... nie popychał jej dosłownie, ale jakby „w Mocy". Wydobywająca się z jego ciała energia dosłownie warczała na energię emanującą z czarnowłosej dziewczynki, wysyłając sygnał:
„No już, idź stąd! Nie umiesz tego zrobić! Ja sam to zrobię! Ja, ja, JA!"
Głaz poszybował w górę, jednak Anakin wcale się z tego powodu nie ucieszył. Krzywiąc się, pozwolił obiektowi opaść na dół.
- Podniosłeś go sam – skomentowała Dina. – Podobnie jak ten mniejszy. I ten jeszcze wcześniejszy.
- Przepraszam – szarpiąc się za włosy, jęknął Skywalker. – Dina, przepraszam, ja... naprawdę się staram.
Irytacja w oczach dziewczyny została zastąpiona przez współczucie.
- Chyba za bardzo wziąłeś sobie do serca wskazówki Mistrza Windu odnośnie poszerzania granic Mocy – łagodnie się uśmiechając, nieoficjalna liderka Klanu położyła koledze dłoń na ramieniu. – Za każdym razem rozciągasz swój tunel dalej, dlatego nie potrzebujesz mojej pomocy, by... oł.
Ujrzała skwaszoną twarz Anakina i uświadomiła sobie swój błąd.
- Wybacz – czerwieniąc się, rozmasowała kark. – Odnośnie Mistrza Windu... Zupełnie zapomniałam, że nie powinnam o tym wspominać. T-to mi się po prostu wyrwało! Naprawdę przepraszam.
- W porządku – spuszczając wzrok, wymamrotał Anakin.
- Słuchaj, najważniejsze to się nie poddawać! – Dina posłała mu dziarski uśmiech. – Teraz spróbujemy z tamtym wielkim, dobra?
- Okej...
- Może teraz ja poćwiczę z Anakinem? – zza pleców dziewczyny nadeszła Mistrzyni Kentarra. – Ty możesz pójść do Coopera.
Dina skinęła głową i wypełniła polecenie. Po jej odejściu, chłopiec nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Ćwiczenie w parze z opiekunką Klanu zazwyczaj sprawiało mu przyjemność, ale dzisiaj jakoś nie potrafił się z tego cieszyć. Kiedy nie udało mu się dostosować do Diny, poczuł, że w jakiś sposób zawiódł.
Podobnie jak wcześniej, gdy opowiadał Obi-Wanowi o Windu.
Ech, zupełnie nie potrafił skupić się na chwili obecnej!
- To co, Anakinie? – splatając dłonie na podołku, Kentarra posłała mu zachęcający uśmiech. – Weźmiemy się za ten największy?
Wydawała się odnosić do niego łagodniej niż zwykle, jakby wyczuwała jego nastrój. No tak. ONA nie miała żadnych problemów z wyczuwaniem cudzych emocji. Tak bardzo jej w tej chwili zazdrościł.
- Ukończyłam szkolenie Jedi, więc mój tunel w Mocy jest nieco większy od twojego – powiedziała. – Dostosowanie się do mnie powinno być dla ciebie łatwiejsze.
Równocześnie wyciągnęli dłonie. Głaz, który usiłowali podnieść, był większy od myśliwca. Ponoć tylko Mistrz Yoda był w stanie oderwać go od ziemi bez pomocy drugiej osoby.
Dopiero na tym etapie lekcji Anakin odczuł, jak daleko mu do poziomu niziutkiego przywódcy Zakonu. Poszerzał swój tunel, jak tylko mógł... rozciągał go do granic możliwości, ale to i tak nic nie dawało. Przeklęty kamulec ani drgnął!
- Nie sam, Anakinie – łagodnie upomniała go Opiekunka Klanu. – Zrelaksuj się. Nie próbuj zrobić tego na siłę. Dostosowałam do ciebie moją Sygnaturę w Mocy. Teraz musisz tylko ją wyczuć. Nie używaj wyłącznie swojej energii. Musimy podnieść ten głaz wspólnie!
Ta, jasne. Przecież to dziecinnie proste! Gdyby tylko zrobienie tego było równie łatwe, co mówienie o tym.
Choć Anakin i tak musiał przyznać, że szło mu nieznacznie lepiej niż z Diną. Wszystkie wcześniejsze głazy podnosił samodzielnie, więc mógł sobie pozwolić na luksus odepchnięcia drugiej osoby. Tutaj nie mógł tego zrobić, więc jego Ja w Mocy odruchowo poszukiwało innych rozwiązań.
Oho? Chyba wreszcie coś wyczuł. Energia Mistrzyni Kentarry, nieco większa od jego własnej, wisiała w powietrzu, emanując przyjemnymi wibracjami.
„Chodź do mnie!" – zdawała się mówić. – „Połączmy się!"
Energia Anakina skorzystała z zaproszenia. Czując, że wreszcie zaczyna łapać, o co w tym wszystkim chodzi, Skywalker skierował Moc na Opiekunkę Klanu a dopiero potem na głaz. To było trochę tak, jakby on i Mistrzyni Kentarra byli dwoma zbiornikami paliwa, które zasilały jeden ścigacz. Kiedy myślało się o tym w ten sposób, zadanie wydawało się o wiele prostsze.
Chłopiec przypomniał sobie awarię, która przytrafiła mu się podczas pamiętnego Wyścigu Bunta – zgubił wówczas ważną część, regulującą dopływ energii do jednego z silników. Żeby odzyskać prędkość, skorzystał ze sprytnej sztuczki i przeniósł moc z poprawnie działającej części ścigacza. Może tutaj musiał zrobić coś podobnego?
Głaz nieznacznie zadrżał.
- Bardzo dobrze, Anakinie – kobieta pochwaliła ucznia. – Ale musisz dać z siebie trochę więcej. Użyj całej swojej Mocy, tak jak wtedy, gdy podnosiłeś coś samodzielnie. Tyle że najpierw zsynchronizuj się ze mną.
Więcej Mocy? Nie ma problemu!
Głaz oderwał się od ziemi. I zapewne uniósłby się znacznie wyżej, gdyby chłopiec czegoś sobie nie uświadomił.
W wyobraźni Anakina on i Mistrzyni równocześnie trzymali dłonie na sterach ścigacza. Osobowość Skywalkera zareagowała na to buntem – niby dlaczego ktoś miałby kierować razem z nim? Nie chciał oddawać nikomu władzy nad swoją Mocą. To była JEGO Moc. Jego i TYLKO jego!
Zaczął robić to samo, co wcześniej z Diną, to znaczy przepychać się z drugą osobą w Mocy, zaciekle próbując odzyskać kontrolę.
- Nie walcz ze mną, Anakinie – wzdychając, poprosiła Mistrzyni Kentarra. – To nie zawody. Nie musisz dążyć do dominacji. Z tym jest tak jak z torem przeszkód. Rób to ze mną, nie obok mnie.
- Ale ja wiem! – rozpaczliwie wyrzucił z siebie chłopiec. Dłoń, którą wyciągał w stronę głazu, z każdą chwilą coraz bardziej się trzęsła. – Rozumiem, co powinienem zrobić, Mistrzyni, tylko że... Nie wiem, jak! Nie rozumiem, co robię źle! Nie wiem, czemu mi nie wychodzi...
- Nie możemy w pełni się zsynchronizować, ponieważ w głębi siebie mi nie ufasz – choć jej ręka również drżała, Opiekunka Klanu Nexu przemawiała bardzo spokojnym i opanowanym głosem. – Musisz mi zaufać, Anakinie. Tak jak zaufałbyś członkowi swojej rodziny. Tylko tyle. To wystarczy.
„Tylko" tyle? Skywalker powiedziałby, że to było „AŻ tyle"!
Miał jej zaufać tak jak członkowi rodziny? Tak jak swojej mamie? A niby dlaczego miałby to zrobić? Jasne, bardzo ją lubił i czuł się z nią swobodniej niż chociażby z Sicario i z Sobal, ale wciąż nie myślał o niej jak o swojej rodzinie.
Nie tego nauczyły go lata spędzone na Tatooine. Przywykł do walki o przetrwanie, nie do rozdawania zaufania na prawo i lewo!
Zaufał Windu, gdy ten kazał mu podnieść jak najwięcej kulek na początku lekcji. Zaufał Vosowi, gdy ten zachęcał go do mówienia... Uch! Czemu wciąż wracał pamięcią do tamtych wydarzeń! Non stop powtarzano mu, że „powinien myśleć o chwili obecnej". Mistrz Yoda załamałby się, gdyby zobaczył jego aktualną koncentrację. Czy raczej: jej brak.
Głaz uderzył w ziemię. Mimo to Mistrzyni Kentarra wyglądała na zadowoloną.
- Przynajmniej udało nam się trochę go unieść – zwróciła się do ucznia. – To duże osiągnięcie, Anakinie.
Zamiast się ucieszyć, chłopiec spuścił główkę. Jego przepełnione ambicją ego źle znosiło porażkę.
- To ćwiczenie jest bardzo ważne – po chwili powiedziała kobieta. – Masz większy potencjał niż rówieśnicy, dlatego jesteś w stanie podnieść niemal wszystko. Ale, niezależnie od tego, jak bardzo się rozwiniesz, znajdą się rzeczy, z którymi nie będziesz mógł poradzić sobie sam. Ten głaz nie będzie stanowił dla ciebie wyzwania zbyt długo. Ale być może pewnego dnia ujrzysz zawalający się budynek, lecący prosto na grupę ludzi. Żeby go złapać, będziesz potrzebował pomocy innych Jedi. Rozumiesz, prawda?
- Tak, Mistrzyni.
Wyjątkowo nie zgodził się z nauczycielką tylko dla świętego spokoju. W końcu sam był świadkiem sytuacji, gdy podnoszono coś ciężkiego. Czy raczej „kogoś". Anakin nie zapomniał ekscytacji, którą czuł, gdy obserwował, jak Qui-Gon i Obi-Wan wspólnie ratowali żołnierzy Kapitana Panaki. Pamiętał słowa, które wtedy padły:
„Cieszę się, że zostanę samodzielnym Jedi, ale podnoszenie przedmiotów we dwóch zawsze pozostanie moim ulubionym uczuciem."
- Naprawdę chciałbym to opanować – z nutą zazdrości wymamrotał chłopiec.
Gdy uświadomił sobie, że powiedział to na głos, zaczerwienił się. Mistrzyni posłała mu troskliwy uśmiech.
- Bardzo mnie to cieszy, Anakinie. Jestem pewna, ze wkrótce nauczysz się dostrzegać innych w Mocy. I dostosowywać do nich swoją energię. Zwłaszcza, że będziesz miał do pomocy kogoś, kto naprawdę się na tym zna.
Porozumiewawczo mrugnęła, a kiedy zobaczyła skołowaną buzię Anakina, sprostowała:
- Obi-Wan właśnie wrócił z misji, czyż nie? Słyszałam od Mistrzyni Jocasty. Na pewno jesteś wniebowzięty?
- Eee... tak.
Rzeczywiście – był. Dopóki nie wpakował swojego Mistrza w kłopoty.
Robił wszystko, by wyglądać na radosnego chłopca, którym był przed incydentem w hangarze, ale podejrzewał, że nerwowość, którą emanował w Mocy, i tak go zdemaskuje. Na szczęście Mistrzyni Kentarra wydawała się rozmyślać nad czymś innym, niż stan emocjonalny ucznia.
- Obi-Wan opanował synchronizowanie się z innymi do perfekcji - z uznaniem kiwając głową rozmasowała podbródek. – I w sumie trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, kogo miał za nauczyciela. Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale on i Qui-Gon Jinn byli jednym z najlepiej zgranych duetów wśród Jedi. Kiedy wspólnie coś podnosili to była klasa sama w sobie. Wielka szkoda, że Mistrz Jinn już nie... och. Wciąż ciężko ci o nim słuchać?
Być może miało to związek z wcześniejszymi słowami Vosa, ale Anakin czuł się jeszcze bardziej przeczulony na punkcie wymieniania imienia zmarłego mężczyzny. Żal i gorycz aż się z niego wylewały. Był takim kłębkiem nerwów, że nie tylko Kentarra skierowała na niego zmartwiony wzrok. Również Adepci Klanu Nexu przerwali wykonywanie ćwiczenia i zaczęli dyskretnie zerkać na kolegę.
- Spróbujcie jeszcze raz! – zawołała do nich Mistrzyni. – Potem jesteście wolni.
Odczekała, aż dzieci na powrót zajmą się lekcją i położyła Skywalkerowi dłonie na ramionach.
- Anakinie... - zwróciła się do niego wręcz matczynym tonem. – Rozumiem, jak ważny był dla ciebie Mistrz Jinn i staram się nie wspominać o nim, jeśli nie muszę, ale... Już czas najwyższy, byś zaczął uodparniać się na tego typu emocje. To, jak reagujesz na imię bliskiego ci człowieka ponad dwa miesiące po jego śmierci, jest oznaką nadmiernego przywiązania. A ono jest bardzo niebezpieczne dla Jedi. Nie powinniśmy zapominać o bliskich, ale nie możemy pozwalać, by negatywne emocje związane z ich odejściem przejmowały nad nami kontrolę. Dlatego nie będę już wzbraniała się przed wypowiadaniem imienia Qui-Gona. Dla twojego dobra, Anakinie.
Wytłumaczyła tę kwestię o wiele łagodniej niż Quinlan Vos, jednak chłopiec mimo wszystko poczuł do niej żal. Łatwo jej mówić! Ciekawe, czy sama doznała kiedyś straty kogoś bliskiego?
Obi-Wan był dorosłym Jedi, tak jak ona, a mimo to nadal miał opory z rozmawianiem o Qui-Gonie. A przynajmniej dopóki wstrętny Vos nie postanowił wyskoczyć do niego z tą swoją niedorzeczną „terapią szokową". Na samo wspomnienie chłopiec zacisnął zęby.
Kentarra najwidoczniej wyczuła zmianę w jego nastroju, gdyż nieznacznie się uśmiechnęła.
- Cóż... regularne rozmowy o Qui-Gonie Jinnie są nieuniknione, biorąc pod uwagę, kogo masz za Mistrza – stwierdziła pogodnie. – Swoją drogą, co słychać u Obi-Wana? Bardzo się zmienił od powrotu z Fenis?
- Ta, zapuścił brodę – mruknął Anakin. – I ma dłuższe włosy.
- Brodę zapuścił! – kobieta nieco odsunęła się od ucznia i oparła dłonie na biodrach. – Ładne rzeczy! A wydawało mi się, że już zawsze będzie krótko obciętym młodzieńcem. Na Moc, nie widziałam go całe wieki. Muszę w najbliższym czasie wyciągnąć go na piwo, byśmy mogli nadrobić zaległości. W końcu wiele nas teraz łączy...
- Wiele was łączy?!
Kentarra zareagowała na zszokowany okrzyk chłopca uniesieniem brwi. W jej oczach migotały ogniki rozbawienia.
- Miałam na myśli ciebie, Anakinie – wyjaśniła z uśmiechem. – Hologramowe raporty Obi-Wana zawsze rozmijały się z moim planem zajęć, więc nie mieliśmy jeszcze okazji, by o tobie porozmawiać. Zawsze przekazywałam wieści o tobie przez kogoś innego. Dlatego powinniśmy napić się razem i na spokojnie to przegadać. Dopóki nie przejdziesz Prób Adepta i nie znajdziesz się całkowicie pod jego opieką, jesteś naszym uroczym wspólnym tematem.
Lekko poczochrała mu włosy, lecz Skywalker nawet nie zarejestrował tego czułego gestu. Gdy usłyszał o wspólnym wypadzie swojego Mistrza z Opiekunką Klanu, zakręciło mu się w głowie.
- Strasznie zbladłeś – zaniepokoiła się Kentarra. – Ale chyba nie pomyślałeś, że chcę się napić z twoim Mistrzem, by na ciebie ponarzekać? Mam Obi-Wanowi do przekazania same dobre rzeczy, Anakinie. No i może parę krytycznych uwag, ale raczej drobnych i mało znaczących... rozumiesz, żeby sobie nie pomyślał, że ma idealnego Padawana.
Żarcik Mistrzyni ani trochę nie podniósł chłopca na duchu.
O to, że zostanę uznany za „idealnego Padawana" raczej nie musisz się martwić – Anakin pomyślał, przełykając ślinę. – Obi-Wan już zdążył się o tym przekonać. Jakąś godzinę temu.
Fakt, że Kentarra nazwała swoje uwagi „drobnymi i mało znaczącymi", nie był ani trochę pocieszający. No, no... ale Kenobi się dzisiaj nasłucha! Dopiero co zaproszono go przed oblicze Rady, a teraz jeszcze Opiekunka Klanu Nexu przymierzała się, by porozmawiać z nim o Skywalkerze. Zapowiadał się niezły maraton!
Anakin wolałby mimo wszystko, by narzekanie na jego osobę było dawkowane w umiarkowanych ilościach. Wypłynięcia incydentu z Windu nie zdołał odroczyć, ale może uda mu się nieco przyhamować Kentarrę?
- Jak Mistrzyni chce się napić z moim Mistrzem, to niech się Mistrzyni ustawi w kolejce – oznajmił z udawanym żalem. – Obi-Wan chleje dzisiaj z Vosem.
Oczy kobiety wytrzeszczyły się w szoku. O kurde! Chyba lepiej byłoby użyć elegantszego słowa niż „chleje".
- Więc Quinlan też wrócił? – wzdychając, Mistrzyni przycisnęła sobie dłoń do czoła. – W najbliższych tygodniach raczej nie będziemy narzekać na nudę. Ech, jakby w Świątyni już nie było wystarczająco dużo dram... No nic, trudno. Gdy będziesz rozmawiał z Obi-Wanem, to przekaż mu, że... eee... stoję w kolejce.
- Jasne, przekażę – nerwowo się śmiejąc, Anakin potarł kark. – Powiem mu, że ma wcisnąć Mistrzynię w najbliższy możliwy termin i żeby się nie ważył nawalać... to znaczy PIĆ z kimś innym, dopóki nie porozmawia z Mistrzynią. O, widzę, że wszyscy już poszli! Ja też mogę odejść, Mistrzyni?
Twierdząco skinęła głową. Chłopiec planował zaszyć się w okolicach Sali Zebrań Rady Jedi, zaczekać na Obi-Wana i przyjąć na klatę... cokolwiek miało nastąpić. Kiedy jednak wyszedł z zagajnika, ujrzał dość niespodziewany widok. Adepci Klanu Nexu nie rozeszli się, tak jak zwykle do pokoi, lecz stali na ścieżce pomiędzy drzewami i dyskutowali na jakiś temat ożywionymi głosami.
- O, jesteś! – Shanti zamachała do Anakina. – Mamy pewien pomysł.
- Kolega z Klanu Kryat powiedział, że Yaren idzie dziś wieczorem trenować w Zachodniej Sali Treningowej – oznajmił podekscytowany Cooper. – Pomyśleliśmy, że pójdziemy do niego wszyscy razem i osaczymy go, zanim znajdzie sobie partnera. Z tobą jest nas siedmioro, więc potrzebujemy jeszcze jednej osoby, żeby było parzyście.
- Będzie musiał się zgodzić – z uśmiechem stwierdziła Dina. – Bo jakby odmówił, to byłoby z jego strony niegrzecznie.
- Zawsze możemy powiedzieć, że Mistrzyni Gallia kazała całemu naszemu Klanowi trenować, a on został wyznaczony, by nam pomóc – podsunęła Bethany. – I tak nie będzie miał odwagi pójść do członkini Rady Jedi, by to sprawdzić.
Ten pomysł wywołał karcące uniesienie brwi przez nieoficjalną liderkę Klanu. Dina przez chwilę łypała na drugą dziewczynę, ale po chwili potrząsnęła głową i ponownie zwróciła się do Anakina.
- Jeśli plan ma wypalić, musimy pójść wszyscy razem. Dlatego liczymy, że się przyłączysz.
- Tylko z tobą Yaren jeszcze nie walczył – zachęcał Chao-Zi. – Na pewno będzie chciał być z tobą w parze. Co ty na to?
Skywalker cały się rozpromienił.
- No jasne, że w to wchodzę! Ale ekstra, że...
I właśnie wtedy przypomniał sobie o pewnej „nierozwiązanej" kwestii.
- Coś nie tak? – Taz popatrzył na niego przekrzywiając głowę.
Pozostałe dzieci były równie zaintrygowane.
Nie, no co wy, wszystko w porządku! – pomyślał Anakin. – Poza tym, że mój Mistrz właśnie rozmawia z Radą Jedi i nie wiadomo, w jakim stanie będzie, gdy wreszcie od nich wyjdzie.
Gdyby Obi-Wan szukał Padawana i nie znalazł go ani w okolicach Sali Zebrań, ani w pobliżu sali lekcyjnej, mogłoby to wyglądać na próbę ucieczki. Jakby Skywalker bał się kary i postanowił się schować. A przecież wcale tak nie było! Należało wysłać Kenobiemu wiadomość, żeby przypadkowo nie wziął Anakina za siusiumajtka! Tylko jak to zrobić?
Vos zrobił takie zamieszanie z kulką, że zapomnieli zsynchronizować urządzenia, by móc się ze sobą porozumieć. Anakin musiał jakoś zdobyć częstotliwość komlinka swojego Mistrza. Tylko od kogo?
Kiedy tak o tym rozmyślał, przypomniał sobie o obecności innych Adeptów i w myślach zaklął po huttecku. Stał jak kołek i milczał, a oni nadal czekali na odpowiedź. Najwygodniej byłoby po prostu im odmówić, ale nie chciał tego robić. Nie po tym, jak wreszcie się z nimi zakolegował! A poza tym, inicjatywa „utarcia nosa Yarenowi" wyszła od niego. Bantha Poodoo! Potrzebował kupić sobie czasu...
- A może... - zaczął niepewnie. – Może najpierw każdy z nas pójdzie do siebie się wykąpać?
- Wykąpać? – zdziwił się Cooper. – A po co?
- Myliśmy się po porannych zajęciach z bokkenami – przypomniała Shanti. – Potem nie mieliśmy kiedy się spocić.
- N-no ale ja bardzo długo gadałem z Mistrzem Vosem – Anakin rozpaczliwie szukał argumentu, którego moglibyśmy się chwycić. – Zaraziłem się jego smrodem.
- Serio? – Chao-Zi zmierzył go sceptycznym wzrokiem. – W ogóle nie czuć.
- Daj spokój, wykąpiesz się później – Bethany przewróciła oczami. – Musimy koniecznie być w Sali Treningowej przed Yarenem. Jeśli zdąży znaleźć sobie partnera, cały plan się posypie!
Pozostali zgodnie pokiwali głowami. Skywalker zaczął się zastanawiać, na ile wiarygodnie wypadłoby tłumaczenie, by „poszli przodem, bo on musi nakarmić lemura". Ugh! Czy on zwariował?! Za nic w to nie uwierzą!
Sądził, że nic już go nie uratuje, ale akurat wtedy usłyszał głos Opiekunki Klanu.
- Jak dobrze, że jeszcze nie odszedłeś, Anakinie! Przypomniało mi się, że chciałam z tobą o czymś porozmawiać.
- Akurat teraz, Mistrzyni? – jęknął Cooper. – Anakin miał iść z nami!
- Właśnie! – zawoła Shanti. – Bo widzi Mistrzyni, my mieliśmy takie... eee... plany i...
- Obiecuję, że zajmie to tylko chwilę – Kentarra uśmiechnęła się do Adeptów. Wyraźnie ucieszyło ją, że zaczęli traktować Skywalkera jak pełnoprawnego członka grupy. – Omówimy jedną sprawę i zaraz wam go oddam. Poczekajcie na niego w tamtym zagajniku, dobrze?
Anakin miał ochotę wyściskać tę kobietę. Normalnie spadła mu z nieba! Poprosiła pozostałych, by się oddalili, co oznaczało, że chciała porozmawiać z nim w cztery oczy. Już wiedział, co zrobi – kiedy usłyszy to, co miał usłyszeć, po prostu poprosi ją, by dała mu częstotliwość komlinka Obi-Wana. Ona i Kenobi mówili sobie po imieniu, więc prawie na pewno mieli zsynchronizowane urządzenia. Na Moc... Jak to dobrze chociaż raz nie musieć samemu ratować sobie skóry!
- Możecie już iść do Sali Treningowej – Anakin zwrócił się do kolegów. – Dogonię was!
Spora część chciała zrobić, jak poprosił, lecz zdanie nieoficjalnej liderki jak zawsze przesądziło sprawę.
- Nie, nie, zaczekamy na ciebie w zagajniku – Dina złapała Coopera i Taza za rękawy, przytrzymując ich w miejscu. – Tak będzie uprzejmiej!
Ech! Dlaczego niektórzy ludzie upierają się, by być kulturalnymi do porzygu?
Anakin nie był zachwycony słowami koleżanki tak jak promieniująca dumą Kentarra, ale nie poczuł się jakoś szczególnie zdenerwowany. I tak będą stali w pewnej odległości, więc raczej nie usłyszą jego wymiany zdań z Mistrzynią. Raczej. Jak na jego gust mogliby stanąć trochę dalej, ale już trudno! Najwyżej będzie mówił szeptem.
Skierował pytający wzrok na Kentarrę. Teraz, jak już rozwiązał kwestię skontaktowania się z Obi-Wanem, ciekawiło go, o czym Opiekunka Klanu chciała z nim pogadać.
- Anakinie - zwróciła się do niego łagodnie, lecz z powagą – miałam powiedzieć ci o tym już wcześniej, ale widziałam, jak bardzo ten temat cię denerwował, więc wolałam chwilę z tym zaczekać. Teraz, gdy Obi-Wan wreszcie wrócił do domu, odkładanie sprawy na później nie ma sensu. Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się między tobą i Mistrzem Windu...
Anakin nie zdołał powstrzymać głośnego jęku. Kentarra ponuro się uśmiechnęła.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że dobrze by było, gdyby twój Mistrz dowiedział się o wszystkim od ciebie. Pewnie nie miałeś pomysłu, jak to z nim rozegrać, albo uznałeś, że ja już załatwiłam tę sprawę, dlatego chciałam z tobą porozmawiać, by na spokojnie wszystko ci wytłumaczyć. Budowanie zaufania z własnym Mistrzem jest niezmiernie ważne, Anakinie. Nie jestem w stanie przewidzieć, jak Obi-Wan zareaguje na wieść o tym, co się stało, ale nawet gdyby miał na ciebie nawrzeszczeć, koniecznie powinieneś mu powiedzieć! I to jeszcze dzisiaj, dobrze? Wiem, że to będzie dla ciebie sporym wyzwaniem, ale chciałabym, żebyś załatwił to jak najszybciej. Możesz mi to obiecać? Znajdziesz dzisiaj wolną chwilę?
Jakże szczęśliwy był los ludzi, którzy ostrzegali przed bombą, nie wiedząc, że dawno już wybuchła! Skywalker nie widział swojej własnej twarzy, ale pomyślał, że musi mieć w tej chwili strasznie głupią minę.
Kątem oka zerknął na kolegów i koleżanki z Klanu. Zaczęli o czymś rozmawiać, ale słyszał tylko pojedyncze słowa. Oni też pewnie nie usłyszeli całej wypowiedzi Kentarry, a jedynie jakieś urywki. Choć nie musieli usłyszeć wiele, by domyślić się tematu rozmowy. Uch! Naprawdę mogliby stanąć dalej!
W pierwszym odruchu Anakin chciał złapać Opiekunkę Klanu za rękę i pociągnąć ją jak najdalej stąd, ale po chwili uznał, że wcale nie musi się denerwować. Czy to aż taka tragedia, że inne dzieci plotkują o jego starciu z Windu? Pewnie i tak robią to za jego plecami, więc co za różnica, czy pogadają sobie o tym jeden raz więcej? Zresztą, nie dowiadywali się niczego nowego. Byli tam. Widzieli, co się wydarzyło. Powinien się cieszyć, że po tym wszystkim nadal chcieli się z nim zadawać. A dobra, niech sobie gadają!
Anakin uniósł podbródek i spojrzał z powrotem na Mistrzynię Kentarrę. Starał się przemawiać spokojnym i zupełnie obojętnym tonem, nie zradzając więcej, niż trzeba.
- Właściwie to... - odchrząknął. – Właściwie to już powiedziałem Obi-Wanowi... znaczy, Mistrzowi Obi-Wanowi o tym, co się stało.
- Naprawdę? – Opiekunka Klanu spojrzała na niego z podziwem. – Och, Anakinie, to wspaniale! Jestem z ciebie taka dumna! Fakt, że sam postanowiłeś być szczery wobec Mistrza, świadczy o dużej dojrzałości.
- Właściwie to chciałem trochę z tym poczekać – Skywalker wymamrotał, masując kark. Gardził oszukiwaniem, więc chciał szybko wyprowadzić Mistrzynię z błędu. – Padawan Secura namówiła mnie, bym powiedział Obi-Wanowi już dzisiaj.
- No cóż... tak czy siak byłeś bardzo dzielny! – Uśmiechając się, Kentarra pokiwała głową. – W końcu mogłeś powiedzieć, że wcale tego nie zrobisz. Że to „twój Mistrz i twoja sprawa", albo coś w tym stylu. Do słuchania mądrzejszych koleżanek też trzeba dojrzałości. Większość chłopców w twoim wieku nie ma zamiaru przyjmować rad od dziewcząt. A szkoda, bo często są to bardzo celne wskazówki.
- Eee... tak. Bardzo celne!
Gdyby tylko Anakin posłuchał wszystkich rad Aayli, a nie tylko tej pierwszej.
Przestań mówić! – w pamięci rozbrzmiał mu głos przyjaciółki. – Przestań już mówić!
Przez ciało przeszedł mu dreszcz.
- Grunt, że mam już to za sobą! – myśląc o wydarzeniach w hangarze, jęknął Anakin.
- Prawda? – Kentarra pokiwała głową. – Przyznawanie się Mistrzowi do czegoś podobnego może i nie jest miłym doświadczeniem, ale czuje się po tym taką przyjemną ulgę, czyż nie?
O tak, taaaaak! Oglądanie sparaliżowanego Obi-Wana rozmawiającego z Windu przyniosło taką ulgę, że lepiej nie mówić! Jeszcze ŻADEN widok nie zrelaksował Skywalkera tak bardzo jak ten.
- Tak, Mistrzyni – chłopiec odparł słabo. – Od razu poczułem się lepiej.
Jak bantha w rzeźni, której zaaplikowano uspokajający zastrzyk w tyłek.
- Mam nadzieję, że Obi-Wan nie był na ciebie jakoś bardzo zły – westchnęła Kentarra. – No ale powiedz... Jak on w ogóle to zniósł?
- Czy ja wiem? Chyba... dobrze?
- Eee, jesteś pewien? Jak dla mnie wygląda trochę niewyraźnie...
„Wygląda"? – zdziwił się Anakin. – Ale jak to „wygląda"? Przecież go tu nie ma i...
Rozmowy Adeptów Klanu Nexu niespodziewanie ucichły. Mistrzyni Kentarra wpatrywała się w coś na prawo od Anakina z dość niepewną miną. Chłopiec powiódł wzrokiem w tamtym kierunku i omal nie dostał zawału, bo zobaczył Obi-Wana.
Twarz Kenobiego była niemal tak biała jak kartka papieru. Rudy mężczyzna szedł lekko się chwiejąc, ze sztywnymi rękami wyciągniętymi po bokach. Wyglądał, jakby przejechał go walec.
Dwunastoosobowy walec złożony z członków Rady Jedi. Musiało boleć!
- Anakin, czy on coś pił? – Kentarra spytała z niepokojem.
- Raczej nie miał kiedy... - Skywalker odparł nieprzytomnie.
Obi-Wan wytrzeszczał oczy w taki sposób, jakby nie widział niczego poza Anakinem. Co w sumie miało sens, bo Adepci byli zasłonięci przez drzewo, a Opiekunka Klanu stała w cieniu. Skywalker nawet nie zdążył wykrzyknąć ostrzegawczego „O nie, Mistrzu, proszę, NIE tutaj!", gdy poczuł na ramionach dygocące palce Obi-Wana i ujrzał przed sobą parę niebieskich oczu. Kenobi zwrócił się do ucznia w taki sam sposób, jak wcześniej do Windu – nieprzytomnie, piskliwie i z subtelną nutą histerii.
- Anakin, coś ty nawyrabiał w ubiegłym tygodniu?! Członkowie Rady byli tak wściekli, że do tej pory trzęsą mi się kolana! Normalnie myślałem, że powieszą mnie tam za jaja na suficie!
Czy była jakaś dobra strona tej sytuacji? Tak, jedna. A mianowicie taka, że Anakin odruchowo wyobraził sobie Obi-Wana wiszącego za jaja na suficie i poczuł się przez to odrobinę spokojniejszy.
Ale potem dotarło do niego, że zarówno Mistrzyni Kentarra jak i jego koledzy i koleżanki TEŻ to usłyszeli i oni RÓWNIEŻ wyobrazili sobie jego Mistrza w wiadomej pozycji. Kiedy Skywalker to sobie uświadomił, policzki spłonęły mu czerwienią. Czuł, że powinien coś powiedzieć. Do głowy przychodziło mu tylko jedno słowo.
- P-prze... p-przepra...
- Musimy pogadać! – syknął Kenobi.
- A-ale...
- Teraz!
Jakby ta sytuacja nie była już wystarczająco upokarzająca, rudy mężczyzna złapał Padawana za pasek i zarzucił sobie zaskoczonego chłopca na ramię. W tym samym momencie dostrzegł Mistrzynię Kentarrę.
- O, cześć, Tora – rzucił.
- Witaj w domu – odparła nieprzytomnie. – Ładna broda.
- Dzięki.
- Może zaparzyć ci meliski? Coś słabo wyglądasz...
- Nie trzeba. Poradzę sobie.
- W lodówce mam zapasową butelkę koniaku. Chętnie ci odstąpię.
- Półtora litra to za mało, bym mógł utopić się ze wstydu.
- A mogę ci pomóc w jakiś inny sposób?
- No jasne – Obi-Wan uśmiechnął się promiennie. – Jak masz jakiś sznur, na którym mógłbym się powiesić, gdy już zabiję Anakina, to będę wielce zobowiązany!
„Gdy już zabiję Anakina?!" – pomyślał przerażony Anakin. – O KURDE!
Kobieta wydała ciężkie westchnienie.
- Niech Moc będzie z tobą – kręcąc głową, poklepała Kenobiego po barku.
- I z tobą też!
Trzecia część rozdziału już w czwartek (19.07.2020)
Czas na pierwszą poważną mistrzowsko-padawańską rozmowę między Obi-Wanem i Anakinem! Za parę dni przekonacie się, jak wypadnie.
Ciekawostka przyrodnicza: "Człowiek Czynu" liczy już ponad 170 000 słów. Sama nie wiem, kiedy zrobiło się tego tak strasznie dużo ;) Ale cóż, taka po prostu jestem... Lubię czytać opowiadania, które są dłuuuugie i z tego samego powodu takie piszę.
Tym bardziej doceniam, że nadal ze mną jesteście i że chce wam się czytać tego długiego, długieeeego fika!
Przepraszam, ale w ubiegły czwartek wprowadziłam was w błąd. Napisałam, że nowy rozdział "Jasnej Strony Miłości" ukaże się następnego, podczas gdy jego publikacja została przeniesiona na poniedziałek.
Za korektę jak zawsze dziękuję Akaitori07
Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top