Rozdział 12 - Najzuchwalszy z Jedi (Część 2)

Powrót Obi-Wana do Świątyni podziałał na Anakina jak podniesienie talizmanu szczęścia. Słońce jeszcze nie zaszło, ale Skywalker był już praktycznie zdecydowany zadeklarować ten dzień Najbardziej Udanym Dniem Swojego Życia Od Czasu Dołączenia Do Zakonu Jedi. Pomijając tamtą jedną nieszczęsną wpadkę z Quinlanem Vosem paplającym o „pyskowaniu do Windu", wszystko wydało się iść lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Mistrz Yoda pierwszy raz pochwalił chłopca z Tatooine za medytację, na datapadzie pojawiła się wiadomość o przeniesieniu do bardziej zaawansowanej grupy walki wręcz, a pomysł podzielenia się Meiloroonami z innymi dziećmi okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę!

Anakin nie miał pojęcia, że jedzenie obiadu z własnym Klanem mogło przebiegać w tak przyjemnej atmosferze.

- Pyszności! - rozpływała się Bethany.

- Są naprawdę dobre, Anakin - Taz nieśmiało zerknął na Skywalkera spod grzywki czarnych włosów. - Dzięki, że się z nami podzieliłeś.

Jego uśmiech wydawał się szczery, więc Anakin odpowiedział na niego przytaknięciem. W tak dobry dzień jak dzisiejszy był skłonny pozwolić sobie na trochę więcej optymizmu niż zwykle. Kto wie? Może za jakiś czas on i Taz naprawdę się zakolegują? Skoro ten koleś nie rzucił żadnego wrednego tekstu, gdy Anakin przyniósł Klanowi owoce od SWOJEGO Mistrza, ta opcja wydawała się coraz bardziej realna.

Kiedy nie próbuje zabrać mi Obi-Wana, to w sumie jest w porządku - Skywalker pomyślał, obserwując, jak czarnowłosy kolega rzuca się na kolejny kawałek Meiloroona.

- Twój Mistrz na pewno nie ma nic przeciwko? - dopytywała Shanti.

- Właśnie - zaniepokoił się Chao-Zi. - W końcu przywiózł te owoce dla ciebie!

- Spytałem go, czy mogę się z wami podzielić i powiedział, że nie ma problemu - Anakin wzruszył ramionami.

Starał się tego nie pokazać, ale czuł się naprawdę szczęśliwy. Pierwszy raz znajdował się w centrum uwagi pozostałych dzieci z innego powodu niż odwalenie czegoś podczas zajęć.

- A w ogóle to, Mistrz Obi-Wan bardzo o ciebie dba - zauważyła Dina. - Bardzo rzadko zdarza się, by Mistrzowie przywozili uczniom prezenty z misji.

Mówiąc to, posłała Anakinowi wymowne spojrzenie, jakby chciała mu dać coś do zrozumienia. Na przykład coś w stylu:

„Widzisz? Nie masz powodów do zmartwień! Nawet jeśli ktoś inny był zainteresowany twoim Mistrzem, nie ulega wątpliwości, że Obi-Wan wybrał ciebie."

No cóż... Skywalker sam zaczął się tego domyślać, ale nie miał nic przeciwko, żeby inni upewniali go w tym przekonaniu.

Ponownie zerknął na Taza i ucieszył się, widząc, że komentarz Diny nie wywołał w czarnowłosym chłopcu żadnych oznak zazdrości. Dawny kandydat na Padawana Obi-Wana jak gdyby nigdy nic wcinał Meiloroona i wydawał się zadowolony.

- Mistrz Obi-Wan chyba nie jest typem, który często przywoziłby prezenty - Anakin odezwał się po chwili. - Tym razem mi przywiózł, bo było mu przykro, że zostawił mnie samego na dwa miesiące. Znaczy... on nie miał wyjścia, bo i tak musiał jechać, ale przejmował się, czy sobie poradzę. Ej, a wiecie, że pomógł uwolnić niewolników? Na tym całym Fenis mogło dojść do Wojny Domowej, ale ją powstrzymał!

- Serio? - Cooper był wyraźnie podekscytowany. - Musi być naprawdę mądry i sprytny, skoro mu się udało!

- Mistrzyni Jocasta mówiła, że jak na jakiejś planecie jest niewolnictwo, to strasznie trudno je obalić - wbijając widelec w kawałek Meiloroona dodał Chao-Zi.

- Tak, bo sporo osób może na tym stracić! - wypinając pierś, błyskawicznie wtrącił Anakin. Ach, jak to dobrze od czasu do czasu być tą osobą w grupie, która wiedziała więcej od reszty! - Gdy uwalniasz jedną osobę, wkurzasz tym czynem tylko jednego właściciela. Zostawiasz za sobą jedną wściekłą jednostkę, która straciła „darmową siłę roboczą". Natomiast, jeśli uwolnisz setkę osób, to... eee... tego... stworzysz sobie dziesiątki wrogów w postaci ograbionych z „własności" biznesmenów. Wiecie, bogaczy, którym zależy tylko na zysku. Właśnie dlatego Fenis stanęło na skraju Wojny Domowej. Nawet władca planety nie może sobie pozwolić na akt dobroci, nie rozwścieczając przy tym... eee... nie rozwścieczając przy tym największych kozaków w swoim otoczeniu!

Wyrecytował niemalże kropka w kropkę to, co kilka godzin wcześniej usłyszał od swojego Mistrza i teraz prężył się z dumy, bo ewidentnie zrobił wrażenie na kolegach. Kurde, Obi-Wan to jednak potrafił mądrze gadać o takich sprawach! Anakin powinien częściej go słuchać. Choć oczywiście nie zawsze! Gdy Kenobi ględził o zasadach (na przykład dotyczących wpadania na jakieś mało ważne rzeźby), to sprawiał wrażenie strasznego nudziarza.

- Wiecie co? - Shanti niespodziewanie posmutniała. - Bycie niewolnikiem to musi być naprawdę okropne.

Ramiona chłopca z Tatooine napięły się jak struny. Miał szczęście, że wszyscy byli zajęci bitwą o ostatnie Meiloroony i nikt nie zauważył jego reakcji. Na stole zaroiło się od rąk.

- No pewnie, że jest! - Bethany złapała owoc o sekundę szybciej niż Cooper. - Pamiętacie te wszystkie lekcje o Imperium Zygerriańskim? Jak Mistrzyni Jocasta opowiadała, co robiono z tymi wszystkimi ludźmi...

- To było straszne - wzdychając, zgodziła się Dina. - Dobrze, że nasz Zakon pilnuje porządku. Szkoda tylko, że politycy tak mało nam pomagają. Mogliby robić więcej.

- Mistrzyni Kentarra powiedziała kiedyś, że jak ktoś rodzi się niewolnikiem, to zostaje nim do końca życia - szepnął Chao-Zi.

Anakin poczuł, że ciężko mu się oddycha. Jakaś Mistrzyni powiedziała coś takiego? Zaraz... nie „jakaś"! Opiekunka jego Klanu miała takie poglądy?!

Ale... chyba nie powiedziała tego w kontekście jakiejś konkretnej osoby? Na przykład jego?

- Co masz na myśli? - Skywalker spytał, starając się brzmieć w miarę neutralnie.

- No wiesz, wspomnienia takiego życia ciężko zostawić za sobą. Nawet jak ktoś nie jest już czyjąś własnością, to nie przestaje być Niewolnikiem Własnych Emocji.

- Ale chyba nie w każdym przypadku, no nie? P-przecież... przecież nie wszyscy są tacy sami.

- Anakin, nie denerwuj się - Dina posłała koledze przepraszający uśmiech. - Dobrze wiemy, co masz na myśli.

Z trudem powstrzymał cisnący się na usta jęk.

- W-wiecie? - wydukał niepewnie.

- No jasne. Wszyscy wiedzą.

- Wszyscy?!

- Cóż... tak, ale to chyba nie aż taki problem? W końcu Padawan Secura nie robi z niczego tajemnicy.

Ramiona Anakina momentalnie się rozluźniły. Och, a więc chodziło o Aaylę?

- Nie musisz złościć się na nas w jej imieniu - powiedziała Bethany. - Większość osób wie, że Padawan Secura została kiedyś złapana przez handlarzy niewolników, ale to nic nie znaczy, bo ona i tak nic z tego nie pamięta. Była wtedy bardzo mała.

- Tak - Skywalker bąknął, drapiąc się po uchu. - Mówiła mi o tym.

Przypomniał sobie, że to od niej po raz pierwszy usłyszał zwrot „Niewolnik Własnych Emocji". Tamto określenie już wtedy mu się nie spodobało, a teraz zaniepokoiło go dwa razy bardziej.

Odczuwał tak wielką ulgę, że koledzy z Klanu nadal nie mieli pojęcia o jego niewolniczej przeszłości. Miał fart, że jakimś cudem ta konkretna informacja nie wyciekła z komnat Rady Jedi, by wpłynąć do rwącego strumienia krążących po Świątyni plotek.

Choć podobny stan rzeczy miał też swoje minusy. Nie wiedząc, że siedzą przy jednym stoliku z byłym niewolnikiem, Adepci Jedi rozmawiali o „żywym towarze" bez jakichkolwiek oporów.

- A jakby Padawan Secura pamiętała swoją przeszłość - głośno zastanawiał się Chao-Zi - myślicie, że pozwoliliby jej dołączyć do Zakonu?

- Pewnie tak - bardziej zainteresowany wylizywaniem soku Meiloroona z palców niż tematem rozmowy, Taz wzruszył ramionami. - Anakinowi pozwolili dołączyć, chociaż pamięta całe swoje dzieciństwo. Skoro dla niego zrobili wyjątek, może mogliby odpuścić także innym?

Skywalker w życiu by nie pomyślał, że przyjdzie dzień, w którym ten chłopiec zostanie jego ulubioną osobą przy stoliku.

- A ja myślę, że jednak by się nie zgodzili - rzucił Cooper. - Zwykłe wspomnienia to jedno. Ale takie wspomnienia to zupełnie co innego!

- Pamiętacie, jak zaproszono byłych niewolników na specjalną sesję Senatu? - Chao-Zi wbił zasmucony wzrok w pusty talerz. - Byli tak bardzo pełni nienawiści! Chcieli tylko zemsty na dawnych panach. Takie osoby nie mogłyby zostać Jedi!

- Racja - biorąc łyk wody, Dina skinęła głową. - Nie poradziliby sobie z emocjami. Nie potrafiliby znaleźć wewnętrznego spokoju.

Rozmowa zaczęła zmierzać w bardzo niebezpiecznym kierunku, więc Anakin uznał, że najwyższy czas na zmianę tematu.

- Ej, a wiecie, kto jeszcze był niewolnikiem? Lemur! No wiecie, ten, który mieszka w Komnacie Tysiąca Fontann. Mistrz Obi-Wan powiedział mi, że jakiś jego znajomy uwolnił tego lemura od Zygerrian.

- Rzeczywiście! - ku jego uldze, Shanti natychmiast zainteresowała się zwierzakiem. - Mistrzyni Kentarra mówiła kiedyś, że u nas w Świątyni mieszka lemur.

- No, mówiła coś takiego! - Bethany wyglądała na równie zaciekawioną.

- Wspominała, że jest strasznie dziki - powiedziała Dina - i że prawie nigdy się nie pokazuje.

Skywalker uśmiechnął się. Jego teoria o dziewczynach lubiących małe puchate zwierzątka sprawdzała się w stu procentach.

- Nigdy go nie widziałyście?

Przecząco pokręciły głowami.

- Może i jest dziki, ale bardzo lubi mojego Mistrza - (W przeciwieństwie DO MNIE! - pomyślał, zagryzając zęby). - Jak siedzieliśmy z Mistrzem Obi-Wanem pod drzewem Satele Shan, to lemur zszedł prawie od razu. Wlazł mojemu Mistrzowi na kolana i w ogóle nie wyglądał dziko.

- To niesamowite! - zachwyciła się Shanti.

- Słyszałam od kogoś, że Mistrz Obi-Wan ma dobre podejście do zwierząt - powiedział Chao-Zi.

- Serio? - zdumiał się Cooper. - A ja słyszałem, że wręcz przeciwnie. Jeden z Padawanów mówił, że Mistrz Obi-Wan nie lubi ani zwierząt, ani mało rozumnych istot. Ponoć uważa, że są kłopotliwe, czy coś w ten deseń.

Przypomniawszy sobie Jar-Jara, Anakin zaśmiał się pod nosem. Taa, po konfrontacjach Obi-Wana z fajtłapowatym Gunganem rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że Kenobi nie przepadał za mało rozumnymi istotami.

Ale było to tylko pierwsze wrażenie.

- Dzieci, zwierzęta i ofermy irytują mojego Mistrza, ale to nie znaczy, że nie potrafi być dla nich miły - nie zdając sobie sprawy, że wypowiada swoją myśl na głos, rozmarzonym tonem westchnął Anakin. - Jak Jar-Jar gubił się w pałacu w Theed, to Obi-Wan zawsze pomagał mu znaleźć drogę. Gdy się go poznaje, mój Mistrz wydaje się strasznie zimny, ale w rzeczywistości...

Uświadomiwszy sobie, że pozostałe dzieci wpatrują się w niego z zaintrygowanymi minami, spłonął rumieńcem.

- Kim jest Jar-Jar? - zainteresowała się Shanti.

- Jar-Jar? - Anakin nerwowo rozmasował kark. - To... eee... tego... nikt ważny. Taka tam... lokalna niezdara. Jest Gunganinem. Mieszka na Naboo. Psuje wszystko, czego dotknie, ale poza tym jest w porządku. To mój kolega. A właściwie to... mój i mojego Mistrza. Może jeszcze kiedyś go spotkamy? Gdy już będę mógł jeździć z moim Mistrzem na misje, może pozwolą nam polecieć na Naboo?

I zobaczyć Padme - pomyślał z dziko łomoczącym serduszkiem.

- Zawsze możesz poprosić o trening poza Coruscant - podsunęła Bethany.

- Trening poza terenem Świątyni?! - oczy Skywalkera zaświeciły się. - To jest coś takiego? Zaraz... chyba Aayla coś na ten temat mówiła. Że niektórzy latają na Ryloth, by odbyć tam specjalny trening.

- Czasem Padawani są zabierani przez swoich Mistrzów na specjalne wypady - cierpliwie wytłumaczyła Dina. - Ale tylko Padawani. Adeptom nie wolno opuszczać Coruscant.

- Dlaczego nie?

Anakin słyszał o tej zasadzie już wcześniej, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że nigdy nie zapytał o powód. Nigdy nie dowiedział się, dlaczego mali Jedi są zmuszeni do życia w izolacji i tylko czasami są zabierani na oglądanie posiedzeń Senatu.

- Ponieważ to jest niebezpieczne - z powagą oznajmił Chao-Zi. - Jako przyszli Rycerze Jedi, jesteśmy sporo warci. Zarówno jako zakładnicy jak i... jak i ucięte głowy.

- Albo niewolnicy - mruknęła Shanti.

Skywalker zadrżał. Perspektywa utrata głowy jakoś strasznie go nie ruszała, ale na samą myśl, że mógłby znowu zostać czyjąś własnością, robiło mu się niedobrze.

- Gdy ktoś chce zrobić coś przeciwko Jedi, najczęściej obiera sobie za cel Adepta albo Młodszego Padawana - wzdychając, stwierdziła Dina. - Choć mało kto jest na tyle odważny, by zaatakować kogoś z Zakonu. Co prawda Kodeks zabrania zemsty, ale to nie znaczy, że ignorujemy agresję ze strony innych. Gdy Sabre zamordował swoją pierwszą ofiarę, wysłano za nim wielu Jedi.

Sabre?

Anakin był pewien, że już gdzieś słyszał to imię. Ej, zaraz! A czy to nie był przypadkiem koleś, o którego pokłócili się Qui-Gon z Obi-Wanem?

- Wszyscy wiedzą, że z naszym Zakonem się nie zadziera! - wojowniczo rzucił Taz.

- Co nie zmienia faktu, że od czasu do czasu znajdą się łowcy nagród, którzy atakują Jedi - nie ustępował Chao-Zi. - Jako młodzicy bez doświadczenia stanowimy łatwe cele.

- Zależy kto - krzyżując ramiona, Cooper zadarł nos. - Ty na pewno byłbyś łatwym celem! Ja nie oddałbym skóry po dobroci.

- Ach, tak? - Shanti pośpieszyła bronić kolegi. - Ciekawe, czy byłbyś taki mądry, gdyby wycelowano w ciebie prawdziwy blaster?

- Przestańcie się kłócić - Dina błyskawicznie weszła w rolę mediatora grupy. - Jak już zostaniemy Padawanami, będziemy mieli dużo okazji, by odwiedzić różne planety. Nic się nie stanie, jeśli jeszcze trochę poczekamy. A do tego czasu, Anakin może nam poopowiadać, jak jest na Tatooine i na Naboo. Prawda, Anakin?

Skywalker miał już na końcu języka pytanie o Sabre'a, a gdy koleżanka wymusiła zmianę tematu, poczuł lekką frustrację.

- Tak - przyznał niechętnie. - Jeśli chcecie, poopowiadam wam, jak tam było. Mogę też powiedzieć wam coś więcej o Fenis. Mój Mistrz opowiedział mi kilka fajnych historii.

Zaczął się zastanawiać, jak by tu zgrabnie skierować rozmowę w stronę człowieka, o którego kłócili się Obi-Wan z Qui-Gonem, ale nie zdążył, gdyż zadano mu kolejne pytanie.

- Twój Mistrz poświęcił ci dzisiaj sporo czasu, prawda? - Dina szeroko się uśmiechnęła.

- Eee... tak - Anakin nie miał pewności, czy było to coś, czego powinien się wstydzić, ale postanowił odpowiedzieć zgodnie z prawdą. - Przed zajęciami z Mistrzem Yodą byłem z nim przez cały czas.

- Widzieliśmy was przez krótki moment. Jak szliście korytarzem.

- Oł. Serio?

Anakin przypomniał sobie, jak kroczył u boku Obi-Wana, tuląc się do niego główką i barkiem. I jak Obi-Wan opiekuńczo obejmował go ramieniem. Czy takie coś było w porządku? Wcześniej wydawało mu się, że tak, ale teraz... nie miał pewności.

- Od razu było widać, że jesteście Mistrzem i Padawanem - powiedziała Shanti.

Okej, teraz już miał pewność - oczywiście, że było w porządku!

- Tak myślisz? - Skywalker spytał, kątem oka zerkając na Taza. Czarnowłosy chłopiec w dalszym ciągu nie okazywał żadnych oznak wzburzenia. On chyba naprawdę nauczył się, by nie tykać cudzych Mistrzów. I bardzo dobrze!

- Mistrz Obi-Wan traktuje cię zupełnie inaczej niż innych Adeptów - powiedziała Bethany. - Może i nie znamy go jakoś bardzo dobrze, ale widzieliśmy, jak wcześniej się zachowywał.

- Kiedy był Padawanem, nigdy nie rozmawiał z żadnym dzieckiem - podkreślił Chao-Zi. - Nigdy!

- Znaczy, rozmawiał, kiedy coś tłumaczył - szybko sprostowała Shanti. - Kata, albo coś. Ale nigdy nie rozmawiał z jakimś Adeptem... no wiesz, „tak po prostu". Ze swoimi przyjaciółmi zawsze dużo rozmawiał, ale do dzieci, takich jak my, był małomówny. Nie, że niemiły, albo coś... zawsze był bardzo miły, ale po prostu mało się odzywał.

- Jak ty to zrobiłeś, że z tobą rozmawiał tak entuzjastycznie? - z mieszaniną podziwu i zazdrości spytał Cooper. - Widzieliśmy, że się do ciebie uśmiechał! Do nas nigdy się nie uśmiechnął.

No i nie grał z wami w kości! - z dumą pomyślał Anakin. - I nie pożyczył wam swojego brązowego płaszcza. Nie kładł wam ręki na głowie, joganem was nie karmił! O, i nie woził was na plecach!

Pamiętał, jak się czuł, gdy dowiedział się, że Obi-Wanowi zdarzało się pomagać w treningu innym dzieciom - miał wtedy wrażenie, jakby coś mu odebrano. Teraz jednak udało mu się „to coś" odzyskać. I to z nawiązką! Nie tylko był dla Kenobiego wyjątkowy, ale też był dla niego ważniejszy od wszystkich innych dzieci!

A skoro czuł się tak pewny swojej pozycji, chyba nic by się nie stało, gdyby przedstawił swojego Mistrza kolegom z Klanu? Wiedział, że tak postąpiłby mądry i dojrzały chłopiec. Padme na pewno by tak postąpiła!

Ale nie on. Anakin rozumiał, że to z jego strony egoistyczne, ale nie chciał dzielić się uśmiechem Obi-Wana z innymi Adeptami. W pewien sposób zapracował sobie na to, że Kenobi zaczął się do niego odnosić tak a nie inaczej. To był jego sukces! Dlaczego inni mieliby dostać to za darmo?

- Obi-Wan to w sumie jest trochę jak ten lemur - stwierdził, wzruszając ramionami. - Wymyślił sobie, że będzie miły akurat dla mnie. Tak mu się po prostu... zachciało.

- Daj spokój, musiałeś czymś mu zaimponować! - nie ustępowała Bethany. - W końcu cię wybrał, prawda?

- Zostałeś jego Padawanem, ponieważ coś mu się w tobie spodobało - zawtórowała jej Shanti. - Nie masz pomysłu, co to mogło być?

Owszem, mam. Qui-Gon kazał mu mnie wytrenować.

Do wypełnionego radością serduszka chłopca na moment wkradła się gorycz, lecz Anakin odgonił ją jak irytującą muchę.

- Czy ja wiem? Nie zastanawiałem się nad tym.

- Oj, no weź! - jęknęła Bethany.

- My też kiedyś będziemy ubiegali się o Mistrzów - Chao-Zi ponuro wodził palcem po blacie stołu. - Więc może... Gdybyś nam coś podpowiedział...

Siedzące przy stoliku dzieci wpatrywały się w Skywalkera oczami pełnymi nieśmiałej nadziei. Wszystkie poza Tazem i Diną. Ci dwoje udawali zupełnie niezainteresowanych tematem, jednak Anakin bez problemu ich rozszyfrował.

Wiedział, że znali prawdę. Może od czasu niefortunnego sparingu nie dokuczali mu, ale doskonale pamiętał, o czym rozmawiali - wtedy, przed lekcją.

Insekt, którego Skywalker dopiero co odpędził, ponownie podleciał do ucha i wznowił irytujące bzyczenie.

Obi-Wan cię nie wybrał. Dostał polecenie, by wziąć cię na Padawana i po prostu je wykonał. Nie wybrał cię, ponieważ coś mu się w tobie spodobało. Skąd możesz wiedzieć, co mu się w tobie podoba? Czy COKOLWIEK mu się w tobie podoba! Przecież cię NIE wybrał!

Anakin przełknął ślinę. Nie miało znaczenia, ile razy Obi-Wan położył mu dłoń na głowie, pożyczył mu swój płaszcz, czy też pozwolił mu wleźć sobie na plecy... Wszystkie te czyny - jak cudowne by nie były! - nie mogły zmazać smutnej prawdy.

Kenobi sam nie wybrał swojego Padawana i tym samym postawił chłopca w trudnej sytuacji.

No bo... Co Anakin miał teraz powiedzieć kolegom z Klanu? Patrzyli na niego z takim wyczekiwaniem... Jak na dłoni było teraz widać to, o czym wcześniej mówiła Aayla. Oni wszyscy byli w rzeczywistości wystraszonymi dzieciakami, martwiącymi się o przyszłość. Liczyli na jakąkolwiek wskazówkę, która pomogłaby im zrobić wrażenie na potencjalnych Mistrzach. Anakin nie mógł ich zostawić bez odpowiedzi. Musiał coś powiedzieć!

- On... - Wrócił pamięcią do swojego wcześniejszego spotkania z Obi-Wanem, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. - Spodobały mu się moje kata.

- Kata?

Nastąpiło zbiorowe uniesienie brwi. Wszyscy wiedzieli, że kata Skywalkera nie należały do najładniejszych.

- Powiedział, że są niezdarne, ale w sumie lepsze, niż się spodziewał - Anakin sprostował po chwili. - Chyba trochę mu zaimponowałem, że tak szybko się ich nauczyłem - wymamrotał, drapiąc się po karku.

- No cóż, na pewno zrobiłeś ogromne postępy - Bethany pokiwała głową.

- Twoje kata może i nie są jakieś wybitne, ale są sto razy lepsze niż wtedy, gdy pokazywałeś je po raz pierwszy - zgodziła się Shanti. - A w sparingach jesteś teraz...

Wszystkie dzieci przy stoliku lekko się skrzywiły.

- No, jesteś najlepszy z nas wszystkich - dokończyła bardzo cichym i lekko podenerwowanym tonem.

Boimy się ciebie - wisiało w powietrzu. - Nie zapomnieliśmy, co zrobiłeś, gdy wkurzyłeś się na Taza. To było straszne!

- Czuję, że idzie mi lepiej, ale w sumie nie wiadomo, czy jestem najlepszy - oznajmił Anakin.

Wcześniej, gdy źle mówił o swoich umiejętnościach, zawsze zyskiwał przychylność kolegów. Miał nadzieję, że podobna strategia zadziała również tym razem.

- W końcu nie walczyłem jeszcze ze wszystkimi Adeptami z naszego rocznika. Ten cały Yaren... no wiecie, ten Twi'lek, wydaje się bardzo dobry.

Tym stwierdzeniem natychmiast przykuł uwagę Taza

- Jest świetny! - czarnowłosy chłopiec oznajmił z pasją. - Jak Mistrzowie chcą coś zademonstrować, prawie zawsze wybierają go do pokazowej walki. Zarówno z bokkenem, jak i... no wiesz, tak normalnie. Podczas zajęć z walki wręcz.

- No, rzeczywiście jest niezły - westchnęła Dina. - Jak miałam z nim sparing, to zupełnie sobie nie radziłam.

- Szkoda, że tak rzadko mamy wspólne zajęcia z Klanem Kryat - z żalem stwierdził Taz. - Jak się walczy z Yarenem, to zawsze można bardzo dużo się nauczyć.

- Miałeś z nim wcześniej jakieś sparingi? - zainteresował się Anakin.

Dziwnie się czuł, prowadząc tak normalną rozmowę ze swoim dawnym rywalem. Nie wpadłby na to, że gadanie o czymś z Tazem, może być takie... łatwe.

- Taak, kiedyś mieliśmy ze sobą serię sparingów i wygrał trzy do dwóch - padła ponura odpowiedź.

A-ha! To DLATEGO tak bardzo chciał z nim walczyć!

- Czemu po prostu nie poprosisz, by powalczył z tobą „ot tak"? - spytał Skywalker. - No wiesz, tak poza zajęciami.

- To nie jest taki proste! - prychnął Cooper. - Yaren to straszny zarozumialec!

- Nie lubi sparingów z Adeptami w swoim wieku - Taz mruknął niezadowolonym tonem. - Zawsze idzie trenować ze starszakami. Nawet jak Adepci z jego Klanu chcą z nim powalczyć, to prawie za każdym razem mówi im, że nie chce, bo i tak ciągle wygrywa.

- Jest strasznie arogancki! - prychnęła Bethany.

Anakin bardzo chętnie przyłączyłby się do zbiorowego narzekania na Yarena, gdyby nie jeden szczegół - właśnie uświadomił sobie, że on również wolał trenować z osobami starszymi od siebie. Głównie z Aaylą i jej znajomymi.

Te wszystkie rzeczy, które koledzy z jego Klanu mówili o zdolnym Twi'leku - czy to możliwe, że w podobny sposób myśleli o nim?

Jeśli tak, to chyba zaczynał trochę lepiej rozumieć ich punkt widzenia.

- Może... - zagadnął nieśmiało. - Może gdyby Yaren przegrał z kimś w swoim wieku, to wcale tak często nie chodziłby do starszaków? Uważam, że wszyscy powinniśmy specjalnie potrenować, a potem po kolei wyzwać go na pojedynek. Albo pokonać go, gdy znowu zostanie zaproszony na którąś z naszych lekcji.

W tych meiloroonach, które dostał od Obi-Wana, musiała kryć się jakaś magia! Jak inaczej wyjaśnić fakt, że tak świetnie radził sobie dzisiaj z rówieśnikami?

- Masz rację, Anakin! - z oczami, w których dało się dostrzec bojowego ducha, zawołała Bethany. - Koniecznie powinnyśmy tak zrobić!

- Zdecydowanie! - Chao-Zi energicznie pokiwał głową.

- Wiesz... - Dina rozmasowała podbródek i posłała Skywalkerowi zamyślone spojrzenie. - Mnie się wydaje, że ty już dałbyś radę go pokonać. Jakby nam się udało, to postaramy się, by na następnych łączonych zajęciach walczył właśnie z tobą.

To było niemal tak zarąbiste, jak zostanie wyznaczonym do pokonania Sebulby na wyścigach. Anakin nareszcie zaczynał się czuć z tymi dzieciakami jak ze swoimi.

- Gdybyś pokonał Yarena, to w pewien sposób kontynuowałbyś tradycję - stwierdził Cooper.

- Eee... tradycję?

- Nie wiedziałeś? - Taz zamrugał ze zdziwieniem. - Twój Mistrz, Obi-Wan Kenobi był najlepszym szermierzem ze swojego rocznika. Wiem to od jego przyjaciółki z Klanu, Mistrzyni Luminary Unduli.

Ciężko stwierdzić, co zaszokowało Skywalkera bardziej - reputacja Obi-Wana jako „najlepszego szermierza", czy może fakt, że Taz po raz pierwszy powiedział coś o Kenobim, używając zwrotu „TWÓJ Mistrz". Hm... po namyśle, brzmiało to całkiem nieźle! OBIE te rzeczy brzmiały nieźle.

Podoba mi się to - wywnioskował Anakin. - Dobrze wiedzieć, że MÓJ Mistrz był najlepszy ze swojego rocznika!

To poniekąd wyjaśniało, dlaczego Obi-Wan tak się ożywił, gdy pytał protegowanego o sparingi.

- W sumie, to nic dziwnego, że świetnie walczy - z uznaniem kiwając głową, stwierdził Skywalker. - Nawet jego kata są zupełnie inne niż pozostałych Mistrzów.

Oczy pozostałych dzieci pojaśniały z ekscytacji.

- Pokazał ci kata? - zapytał podekscytowany Cooper. - Raju, ale ty masz szczęście...

No pewnie, że mam! - Anakin pragnął odpowiedzieć.

Coś przyszło mu do głowy.

- Podobało mi się, że pokazał mi kata, ale sto razy bardziej wolałbym z nim powalczyć! - Na samą myśl zaczął szurać nogami pod stołem. - Ciekawe, czy zgodziłby się na sparing?

- Pewnie nie - z żalem westchnęła Bethany.

- Co? Dlaczego? Gdy prosiłem Mistrza Kita Fisto, to od czasu do czasu się zgadzał.

Zdążywszy już częściowo zanurzyć się w fantazji, w której wymieniał z Obi-Wanem zażarte cięcia bokkenem, Anakin poczuł się tak, jakby złapano go za fraki i siłą wywleczono z jeziora marzeń.

- Kiedy ja i Taz pytaliśmy Padawana... znaczy się Mistrza Obi-Wana, czy nie stoczyłby z nami pojedynku, za każdym razem odmawiał - układając usta w obrażony dzióbek, mruknął Cooper. - Powiedział, że ma zasadę, by nie uczestniczyć w sparingach z Adeptami.

- Mistrzyni Kentarra powiedziała, że on walczy bardzo agresywnie - powiedziała Dina. - Podobnie zresztą jak Mistrz Windu. Albo Mistrz Plo Koon. Tacy Mistrzowie często unikają sparingów z dużo młodszymi od siebie, bo mogą ich łatwo poturbować.

Skywalker nie zdołał powstrzymać jęku rozczarowania. Ech, niepotrzebnie narobił sobie nadziei!

- Ciekawe, jak walczy ten cały Quinlan Vos? - mruknął bardziej do siebie niż do rówieśników. - Lepiej dla niego, by umiał posługiwać się mieczem świetlnym! Jak znowu będzie mi dokuczał, to po prostu przypalę mu tyłek, zamiast gryźć go w rękę. Już ja mu pokażę! Wstręciuch jeden...

Kilkanaście sztućców zostało z głośnym brzdękiem odłożonych na talerze. Większość siedzących na stołówce dzieci (również spoza stolika Anakina) z cichym jękiem wciągnęło powietrze. A potem zapadła nieznośna cisza. Uświadomiwszy sobie, jak wiele osób wytrzeszcza na niego oczy, Skywalker zaczerwienił się.

- Eee...

- Quinlan Vos? - przełykając ślinę, szepnęła Shanti. - Ugryzłeś w rękę Quinlana Vosa? Tego Quinlana Vosa?

Wokół panowało ogromne poruszenie, ale nie takie samo jak wtedy, gdy Anakin niechcący przyznał się, że nie lubi Windu. Teraz nikt nie wpatrywał się w niego z oburzeniem. Adepci z Klanu Nexu mieli takie wyrazy twarzy, jakby nie mogli się zdecydować, czy ogłosić kolegę z Tatooine bohaterem, czy może kopać dla niego dół pod nagrobek.

A więc koleś jest dość znany? - Anakin pomyślał, drapiąc się po uchu.

W sumie nic dziwnego. Ciężko łazić po Świątyni capiąc na kilometr i nie zyskać przy tym żadnej reputacji.

- No, dokuczał mi, to go ugryzłem - Skywalker oznajmił, wodząc wzrokiem od jednego kolegi do drugiego. - Mistrz Obi-Wan powiedział, że gdyby Mistrz Vos mnie zaczepiał, to mogę się bronić, pod warunkiem, że potem przeproszę. Taa, wiem, nie powinienem go gryźć, bo nie wiadomo, gdzie koleś się szwendał, ale i tak było warto. Gdy to zrobiłem, miał strasznie głupią minę.

- I... nie bałeś się? - z mieszaniną szoku i podziwu wykrztusił Cooper.

- A czego miałem się bać? - Anakin przekrzywił głowę.

Jasne, ten cały Vos wydawał się dzikim i nieprzewidywalnym indywiduum, ale to jeszcze nie znaczy, że należało trząść przed nim portkami. Gdyby Skywalker uciekał przed każdym dziwadłem ze „zwierzęcymi" manierami, które stanęło mu na drodze, nie przetrwałby w Mos Espa nawet miesiąca! Och, ale przecież jego koledzy i koleżanki dorastali w cieplutkiej i bezpiecznej Świątyni Jedi. W sumie, gdy tak teraz na nich patrzył, wydawali mu się strasznie... wydelikaceni.

- Nie, serio - kpiąco się uśmiechając, skrzyżował ramiona. - Czego wy się tak boicie? Facet trochę śmierdzi i wciąż śmieje się z byle powodu, ale przecież nie robi nikomu krzywdy?

Nie tak jak Sebulba - pomyślał, nieznacznie się krzywiąc. - Albo Watto.

- No... niby nie robi, ale... a-ale - nawet Bethany zaczęła się jąkać. A była najtwardszą laską w ich grupie! Nie no, poważnie, o co jej chodzi?

- Jest znany z tego, że często dokucza Adeptom - kładąc Skywalkerowi dłoń na ramieniu, ponuro wyjaśniła Dina. - To takie jego ... eee... hobby.

- Lepiej mu nie podpadać - Chao-Zi żarliwie pokiwał głową. - Każdy, kto ma z nim do czynienia, prędzej czy później wpada w kłopoty.

- Kłopoty? - Anakin w dalszym ciągu nie czuł się jakoś specjalnie poruszony. - A jakie?

- Eee, ciężko to opisać - powiedział wyraźnie podenerwowany Taz. - Takie... no... różne kłopoty.

- Na przykład, jeśli do tej pory uważali, że byłeś bardzo grzeczny, to jak podpadniesz Mistrzowi Vosowi, przestają tak uważać! - wyrzuciła z siebie Shanti.

Ja tam i tak nigdy nie byłem grzeczny - Skywalker pomyślał z rezygnacją. - A raczej byłem, tylko Mistrzowie mają na ten temat inne zdanie. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego!

- Wszyscy Adepci wiedzą, że do Mistrza Vosa lepiej się nie zbliżać! - tonem, jakby przekazywał jedną z mądrości Yody, zaanonsował Cooper.

Anakin jedynie przewrócił oczami.

- Nawet gdybym chciał unikać tego całego Vosa, to nie za bardzo mam jak. Ponoć to najlepszy przyjaciel mojego Mistrza.

- Kurczę, naprawdę? - Dina posłała mu pełne współczucia spojrzenie. - Znaczy... Słyszeliśmy, że oni się lubią, ale myśleliśmy, że to tylko plotka.

- Trudno sobie wyobrazić, by Mistrz Obi-Wan chciał zadawać się z takim... - Bethany wzdrygnęła się. - No, z kimś takim jak Mistrz Vos.

- Jak nie chcecie, to nie musicie z nim gadać, ale ja NIE zamierzam przed nim uciekać! - dumnie zadzierając podbródek, prychnął Anakin. - Już ja mu pokażę! Niech sobie nie myśli, że będę się trzymał z dala od mojego Mistrza, tylko dlatego że on jest jego kumplem.

- Jasne, możesz robić, co chcesz, ale... - Chao-Zi głośno przełknął ślinę.

- Po prostu... no... nie wchodź z nim w żadne konflikty, dobra? - błagalnie poprosił Cooper. - Słuchaj, on jest naprawdę wstrętny! I nie znosi dzieci.

- Może i tak - powiedział rozbawiony dziewczęcy głos - ale Anakina akurat polubił.

Nie wiedzieć, kiedy, przy ich stoliku pojawiła się Aayla Secura. Na jej widok Chao-Zi, Cooper i Taz zaczerwienili się, a Shanti, Dina i Bethany wyraźnie straciły pewność siebie i zaczęły nerwowo szarpać się za kosmyki włosów. Tylko Anakin pozostał niewzruszony. Bardziej niż pojawieniem się pięknej Twi'lekanki przejął się słowami, które wypowiedziała.

„Anakina akurat polubił".

Hę? Że co? Vos polubił Anakina? Ale właściwie, za co?

- Cześć - gdy nadal nikt się z nią nie przywitał, Aayla cicho odchrząknęła.

Koledzy i koleżanki Skywalkera niepewnie skinęli głowami.

- Cz-cześć.

- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale mogę go porwać? - Twi'lekanka wskazała Anakina. - Jego Mistrz poprosił, bym go znalazła i przyprowadziła.

Zewsząd napłynęły chaotyczne jęki w stylu „Jasne", „Nie ma sprawy", albo „N-no pewnie, że możesz... tego... zabrać go... tego." Skywalkerowi zrobiło się trochę szkoda pozostałych. Starał się tego nie pokazać, ale on też nie czuł się przy Aayli tak swobodnie, jak zwykle. Kiedy ostatnim razem się widzieli, usłyszała od swojego meeegaaa dyskretnego Mistrza, że jej mały przyjaciel pyskował do Windu. Od czasu zajęć z Yodą wszystko szło tak dobrze, że Anakin niemal całkowicie zapomniał o tej nieszczęsnej aferze - nie zdążył obmyślić odpowiedniej strategii!

Przełykając ślinę, powoli wstał od stolika.

„Jego Mistrz poprosił, bym go znalazła i przyprowadziła".

Nie trzeba być geniuszem, by domyślić się, o co mogło chodzić. Obi-Wan zapewne będzie chciał poznać szczegóły „pyskowania do Windu". Jak Anakin mu to wytłumaczy? W ogóle nie czuł się gotowy!

Gdy nieco oddalili się od stołówki, Aayla przerwała milczenie.

- Słuchaj... Powinnam zrobić to wcześniej, ale nie za bardzo miałam, jak, więc... Ech. Przepraszam cię za zachowanie mojego Mistrza. On zupełnie nie potrafi być taktowny! Widziałam, że poradziłeś sobie z jego docinkami całkiem nieźle, ale... Chciałam tylko, żebyś wiedział, że jeśli w jakikolwiek sposób cię zranił, nie zrobił tego celowo. Czasem, jak on coś powie, to nie robi tego ze złośliwości, albo po to, by naprawdę kogoś skrzywdzić. On po prostu... cóż. No wiesz, on po prostu taki jest.

- Jasne - bąknął Anakin. - Rozumiem.

Przez pewien czas szli, nie odzywając się do siebie. Aż wreszcie na twarz Twi'lekanki wypłynął rozmarzony uśmiech.

- Wiem, co sobie myślisz - rzuciła, posyłając Skywalkerowi figlarne spojrzenie.

- Eee... wiesz? - wyjąkał, nieznacznie się czerwieniąc.

Jeśli rzeczywiście odgadłaby jego myśli, to poczułby się z tym strasznie, strasznie głupio!

- Uważasz, że trafił mi się najgorszy Mistrz w Świątyni - stwierdziła z rozbawieniem. - Zastanawiasz się, jak ja w ogóle wytrzymuję, trenując pod okiem takiego dzikusa.

Owszem - tak właśnie myślał! Policzki poróżowiały mu jeszcze bardziej. Nie miał odwagi, by otwarcie wyrazić potwierdzenie, więc postanowił milczeć.

- Nic nie szkodzi - Aayla klepnęła go w ramię. - Z początku wszyscy tak uważają. Nie mam o to pretensji. Nie da się ukryć, że mój Mistrz trochę się... wyróżnia.

- „Trochę!" - Anakin mruknął, zanim zdążył się powstrzymać.

Chciał natychmiast za to przeprosić, ale widząc, że przyjaciółka chichocze, zrezygnował.

- Nie jest kimś, kto potrafiłby przejść korytarzem, nie zwracając na siebie uwagi - przyznała, kręcąc głową. - No, chyba że podczas misji pod przykrywką! Przez nasz pierwszy wspólny rok, w ogóle nie chciałam się pokazywać w jego towarzystwie. Teraz już się nie wstydzę, ale nie zawsze otwarcie przyznaję, czyją jestem Padawanką. Gdy inni Jedi dowiadują się, że uczy mnie Mistrz Vos, często zaczynają dziwnie się przy mnie zachowywać. Rozumiesz to, prawda?

- Zdecydowanie.

Uczennica Dzikusa i Protegowany Zabójcy Sitha. On i Aayla mogli sobie podać rękę!

- Wokół mojego Mistrza krąży wiele plotek, ale mało kto wie, jaki on jest naprawdę - dziewczyna stwierdziła, patrząc przed siebie zamyślonym wzrokiem. - Pewnie po tym, co zobaczyłeś, ciężko ci będzie w to uwierzyć, ale... on jest naprawdę wspaniałą osobą, Anakin. Choć prawie cały czas zachowuje się jak głupek i rzuca teksty, po których mam ochotę zapaść się pod ziemię, nie chciałabym, by uczył mnie ktoś inny. Nie wymieniłabym go na żadnego innego Mistrza.

Chłopiec posłał jej sceptyczne spojrzenie. Odpowiedziała porozumiewawczym mrugnięciem.

- Padawani znają swoich Mistrzów dużo lepiej niż pozostali Jedi - zaanonsowała, łagodnie się uśmiechając. - Wkrótce i ty się o tym przekonasz. Patrząc po tym, jak ty i Obi-Wan się do siebie odnosicie, chyba już zacząłeś to rozumieć. Prawda?

- Ta... Chyba.

Stwierdzenie Aayli sprawiło Anakinowi przyjemność, ale też trochę go zasmuciło. Wiedział, że był na dobrej drodze, by stać się dla swojego mentora najbliższą osobą, ale wciąż znajdował się za daleko, by w ogóle dostrzec metę. To go odrobinę go frustrowało.

Nie, nie odrobinę. Bardzo.

W głowie migotała mu długa i irytująca lista ludzi, którzy znali Obi-Wana lepiej od niego. Na czele z cholernym Quinlanem Vosem...

- No a powiedz... - zagaił, starając się przemawiać znudzonym i tylko trochę zaciekawionym tonem. - Mistrz Obi-Wan i twój Mistrz... Oni długo są przyjaciółmi?

- Tak, znają się od dziecka. Byli razem w Klanie.

- W Klanie?!

- Mhm. Razem z Mistrzem Aresem Portokalosem i Mistrzynią Luminarą Unduli. To stara paczka przyjaciół. Choć Mistrz Obi-Wan i Mistrz Vos zawsze byli ze sobą trochę bliżej. Trzymają się razem, odkąd skończyli pięć lat.

Odkąd byli pięciolatkami... A więc Obi-Wan znał bezczelnego dzikusa jeszcze dłużej niż Qui-Gona!

Przyjaźnić się z kimś przez taki szmat czasu - Anakin spróbował to sobie wyobrazić. Stolik na stołówce, przy którym siedziała gromada dzieci, lecz zamiast Taza i Coopera byli Obi-Wan i Quinlan Vos. Niziutcy... jeszcze mniejsi niż teraz Anakin! Z obciętymi krótko włoskami, pyzatymi policzkami i piskliwymi głosikami. Rozprawiający o zajęciach z bokkenami, biegający po korytarzach w Świątyni, skręcający w ostatniej chwili, by nie wpaść na jakąś głupią rzeźbę.

Anakin dobrze pamiętał, jak to było, gdy on i Kitster mieli po pięć lat - tyle rzeczy robili razem, wycięli Watto tak wiele głupich kawałów... Nigdy nie dowiedzieli się, jak potoczyłaby się ich znajomość, gdyż Skywalker opuścił Tatooine, by zostać Jedi. Ciekawe, jak by to było, gdyby dorastał razem z Kitsterem? Gdyby trzymali się razem nie tylko jako mali chłopcy, ale też jako nastolatkowie, a później dorośli mężczyźni. No cóż, miał dopiero dziewięć lat, więc zupełnie nie umiał sobie tego wyobrazić, ale przypuszczał, że podobna więź byłaby...

Nierozerwalna - pomyślał, czując lekkie ukłucie zazdrości. - Nieporównywalna do czegokolwiek innego!

Tak to właśnie wyglądało w przypadku Kenobiego i Vosa. Znali się jako Adepci, potem jako Padawani i wreszcie jako Rycerze Jedi. Nieprawdopodobne, że byli w jednym Klanie! Ale zaraz...

- Kiedy Mistrz Vos wybrał cię na Padawankę? - Anakin spytał Aayli.

- Jakieś dwa lata temu - odparła z nostalgicznym uśmiechem. - Zrobił to zaraz po swoich Próbach. Ja byłam wtedy jakieś kilka miesięcy po Próbach Adepta.

- A więc Mistrz Vos... - Skywalker zmarszczył brwi. - Mistrz Vos został Rycerzem Jedi przed Obi-Wanem? Chociaż byli w jednym Klanie?

- Cóż... tak - dziewczyna powiedziała po chwili namysłu. - O ile mi wiadomo, twój Mistrz został samodzielnym Jedi jako ostatni ze swojego Klanu.

- To strasznie dziwne. Koledzy powiedzieli mi, że był najlepszym szermierzem ze swojego rocznika.

- Bo tak było. A właściwie to nadal tak jest. Twój Mistrz zawsze radził sobie z mieczem świetlnym lepiej od innych. Choć wydaje mi się, że Mistrz Vos jest niemal tak dobry jak on. A przynajmniej on tak twierdzi. Wciąż powtarza, że wygrywałby z Obi-Wanem sparingi znacznie częściej, gdyby „ten rudy cwaniak nie zastawiał na niego pułapek" - Aayla dokończyła, cicho chichocząc.

- Pułapek? - zainteresował się Anakin.

- Twój Mistrz jest bardzo sprytny. Zawsze ma w rękawie jedną czy dwie niespodzianki.

- Aha. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego...

- Obi-Wan tak późno został Jedi, skoro tak świetnie walczy?

Skywalker niepewnie przytaknął. Instynkt podpowiadał mu, że poznanie odpowiedzi na to pytanie znacznie zbliży go do rozwiązania zagadki, jaką był jego Mistrz.

- Gdy zdajesz Próby Adepta, tylko umiejętności się liczą - bezwiednie gładząc się po lekku, westchnęła Aayla. - Jeśli znasz Kodeks, opanowałeś wszystkie wymagane kata, umiesz przesuwać przedmioty, a poza tym radzisz sobie ze zdalniakami i nie robisz z siebie błazna podczas sparingów, to bez problemu zdasz. Jednak Próby na Rycerza Jedi to nie taka prosta sprawa. Mistrz Vos mówił mi, że ogromne znaczenie ma gotowość emocjonalna.

- I on niby był dojrzalszy od Obi-Wana?! - sapnął Anakin.

- Gotowość emocjonalna to nie to samo co dojrzałość emocjonalna - podkreśliła Twi'lekanka. - Tu nie chodzi o to, jak się zachowujesz. Bardziej o to, jak... hm... sama nie wiem. Prawdę mówiąc, sama tego do końca nie rozumiem. Ale to chyba normalne, bo gdyby tego typu sprawy były oczywiste, to Padawani zostawaliby Jedi znacznie szybciej - posłała młodszemu koledze ponury uśmiech.

Zgodził się z nią krótkim przytaknięciem.

- No ale - dodała po chwili - choć my tego do końca nie rozumiemy, to na pewno rozumieją to Mistrzowie. W końcu to oni podejmują decyzję, by zarekomendować Padawanów do Prób. Oni, no i oczywiście Rada. Tak więc, jeżeli ktoś zna odpowiedź na pytanie, dlaczego twój Mistrz tak późno został Jedi, to chyba tylko Qui-Gon Jinn. Wszyscy wiedzą, że przetrzymał Obi-Wana dłużej, niż było trzeba i...

Dziewczyna zdała sobie sprawę, czyje imię właśnie wymieniła.

- Anakin, przepraszam! - wyrzuciła z siebie, posyłając mu skruszone spojrzenie. - Ja... zupełnie zapomniałam, że nie powinnam o nim wspominać. Obi-Wan wyjaśnił mnie i Mistrzowi Vosowi, że Qui-Gon był dla ciebie bardzo ważny i... Znaczy, Mistrz Vos to tylko przewrócił oczami i stwierdził, że Obi-Wan za bardzo się z tobą cacka, ale JA nie chcę, by było ci przykro. Tak więc, wiesz... Dopóki nie powiesz, że jesteś gotowy, nie będę o tym wspominała.

- Dzięki - odparł bardzo cichym, niewiele głośniejszym od szeptu tonem. - To... to bardzo miłe z twojej strony.

Cieszył się, że nie była taka jak inne kobiety Jedi - jak te wszystkie dorosłe Mistrzynie, do znudzenia powtarzające mantrę „Nie ma śmierci, jest Moc"! Zarówno Adi Gallia jak i Depa Billaba nie miały żadnych oporów, by rozmawiać o Qui-Gonie - wielokrotnie dawały Skywalkerowi do zrozumienia, że miał wręcz obowiązek, by jak najszybciej dojść do ładu z utratą tego wspaniałego człowieka. Pfft! Chyba powariowały, jeśli myślały, że rzeczywiście to zrobi!

- A skoro już jesteśmy przy trudnych tematach... - Aayla dodała po chwili, zerkając na małego towarzysza kątem oka. - Obi-Wan wcale mnie po ciebie nie posłał. Zgłosiłam się na ochotnika, by cię poszukać. Chciałam ci coś doradzić.

- Doradzić?

Wzięła głęboki oddech.

- Anakin, słuchaj... Słyszałam różne plotki o tym całym... incydencie z Mistrzem Windu. To, co się wtedy wydarzyło, to nie do końca moja sprawa, ale...

- To było niechcący! - spanikowany, Anakin wszedł jej w słowo. - Ja wcale nie chciałem go obrazić! Tak naprawdę ta cała afera wydarzyła się przez zupełny przypadek i...

- Spokojnie, domyśliłam się - ucięła, kładąc mu dłoń na ramieniu. Spojrzenie miała łagodne. - Trochę cię już poznałam i wiem, że wcale nie chciałeś nikogo obrazić.

Wciąż był trochę podenerwowany.

- Na pewno? - zapytał, przełykając ślinę. - Ja... nie chcę, byś pomyślała, że ciągle pyskuję do Mistrzów. Albo coś.

- Przysięgam, że nie uważam cię za kogoś takiego. Cóż... faktem jest, że masz temperament i łatwo tracisz nad sobą panowanie, ale mnie też się to zdarza i nie chcę suszyć ci o to głowy. Wiem, że szanujesz swoich Mistrzów. Wspomniałam o tym incydencie, bo chciałam ci coś powiedzieć.

Prowadząc tę rozmowę, zdążyli przejść dobry kawał Świątyni i dotrzeć do hangaru. Aayla zatrzymała się przed rozsuwanymi drzwiami.

- Mistrz Vos i Mistrz Obi-Wan czekają tam na nas - wyjaśniła. - Właśnie rozmawiają z Mistrzynią Tiplee. Anakin... Podejrzewam, że ci się to nie spodoba, ale uważam, że powinieneś powiedzieć Obi-Wanowi, co dokładnie wydarzyło się z Mistrzem Windu. I to jak najszybciej! Najlepiej za chwilę.

Chłopiec nerwowo przestąpił z nogę na nogę.

- T-tak myślisz? - zapytał, nie będąc w stanie zapanować nad drżeniem swojego głosu.

- Zdecydowanie - przytaknęła, patrząc na niego ponuro.

- A nie lepiej chwilę zaczekać? Obi-Wan dopiero co wrócił z misji. Nie chciałem mówić mu o tym, co się stało tak... no wiesz, tak od razu. Pomyślałem, że może lepiej będzie, jak najpierw sobie odpocznie... No wiesz, odreaguje swoją misję, czy coś w ten deseń.

- Uwierz mi, tego typu spraw lepiej nie odkładać na później. A poza tym, dobrze by było, gdyby usłyszał o tym, co się stało, najpierw od ciebie, a dopiero potem od członków Rady. W ten sposób będziesz mógł choć trochę go przygotować. Zaufaj mi, mówię z własnego doświadczenia. Może i nie mam na koncie jakiś nie wiadomo jakich wybryków, a Mistrz Vos jest o wiele wyrozumialszy niż co poniektórzy, ale... Kiedy Mistrz dowiaduje się o jakimś incydencie z udziałem Padawana od kogoś innego niż własny Padawan, to jest bardzo, bardzo niedobrze!

Aż tak? - Anakin przełknął ślinę.

Aayla potwierdziła kolejnym przytaknięciem.

- A-ale... - Chłopiec zaśmiał się nerwowo. - Może jak powiem mu jutro, też będzie dobrze? Przecież ważnia... tfu! Członkowie Rady wcale nie muszą mu nic powiedzieć. Windu jest na Alderaanie, więc może poczekają, aż wróci? Ja... Ja nie chcę, by Obi-Wan był na mnie zły akurat dzisiaj - wymamrotał, pocierając ramię. - Gdy dopiero co wrócił.

I wysłuchał przez Holonet tych wszystkich pochwał pod moim adresem - dokończył w myślach.

- Nie wiem, jak mu to powiedzieć! - wyznał, posyłając dziewczynie rozżalone spojrzenie. - Nie mam żadnego planu!

Pokrzepiająco się uśmiechnęła.

- Nie potrzebujesz planu - zaanonsowała łagodnie. - Wystarczy, że będziesz szczery. On jest twoim Mistrzem, Anakinie. Twoim i nikogo innego. To nie jest taki sam Mistrz jak ten, który ma z tobą zajęcia, albo opiekuje się twoim Klanem. Zadaniem Obi-Wana nie jest traktowanie wszystkich dzieci po równo albo dbanie o dyscyplinę w grupie. Nawet wtedy, gdy cię karci, jesteś dla niego najważniejszą istotą w całej Galaktyce. Ale żeby mógł chronić cię, wspierać cię i pomagać ci rozwiązywać konflikty z innymi, musisz być z nim szczery.

Anakin zaczerwienił się.

- To brzmi bardzo... mądrze - wymamrotał.

I pięknie.

Być dla Obi-Wana Kenobiego „najważniejszą istotą w całej Galaktyce" - cóż za piękna myśl.

- To szczera prawda, Anakinie - powiedziała Aayla. - A przekazuję ci ją, bo sama potrzebowałam kilku lat, by zrozumieć. Wiem, że w tych pierwszych miesiącach razem ciężko jest tak po prostu komuś zaufać, ale w tej sytuacji to najlepsze, co możesz zrobić. I nie przejmuj się tym, że zmartwisz Obi-Wana. On właśnie od tego jest: by się od ciebie martwić. Na pewno nie chce, byś go pozbawiał tego przywileju.

Serio? Skywalker jakoś nie był co do tego przekonany. Wciąż pamiętał tamten ogromny wstrząs na twarzy Kenobiego. To, jak twarz rudego Mistrza pobladła, gdy temat z pyskowaniem do Windu wypłynął na powierzchnię.

Anakin, on żartuje, prawda? - w głowie chłopca rozbrzmiał spanikowany głos Obi-Wana.

Buzia Anakina ułożyła się w grymas.

Nie zrobiłeś tego, prawda? Nie pyskowałeś do Mistrza Windu? Nie zrobiłeś tego, prawda?

- To mu się nie spodoba - Skywalker bąknął bardziej do siebie niż do Aayli.

- Może i tak - westchnęła Twi'lekanka. - Ale jeśli usłyszy o tym najpierw od Rady, nie spodoba mu się bardziej. Po prostu po męsku mu to powiedz! Mam nadzieję, że to cię przekona - kpiąco się uśmiechnęła. - Mistrz Vos zawsze reaguje, gdy mówię mu, by zrobił coś „po męsku".

Anakin wzdrygnął się. Ciężko mu było to przyznać, ale jego chłopięce ego rzeczywiście było wyczulone na podobne teksty. Ugh! Naprawdę nie chciał być przyrównywany do „bezczelnego dzikusa"!

- No dobra - mruknął zrezygnowanym tonem. - Masz rację, powiem mu.

Wyglądając na bardzo z siebie zadowoloną, Aayla skinęła głową.

Ona i Anakin weszli do hangaru. O tej porze panował tutaj duży ruch - sporo statków wzbijało się do lotu bądź lądowało. Szum pracujących silników częściowo zagłuszał rozmowę, którą Obi-Wan i Quinlan prowadzili z Mistrzynią Tiplee. Anakin słyszał tylko krótkie urywki.

- Nie... - ponurym tonem mówiła czerwonoskóra kobieta. - Może i tak, ale... Nie sądzę, żeby... Mistrz Ares...

Skywalker zmarszczył brwi.

„Mistrz Ares?"

Ach, no tak, Ares Portokalos. Facet, którego Obi-Wan zareklamował jako „osobę godną zaufania" w pozostawionej dla Padawana holowiadomości. Aayla wyjawiła wcześniej, że wspomniany Jedi był w jednym Klanie z Kenobim i Vosem. Chłopiec słyszał o tym mężczyźnie kilka miłych rzeczy, ale jak dotąd osobiście go nie spotkał. Powiedziano mu, że Ares został wysłany na misję. Aż chciało się biedakowi współczuć - zadanie Obi-Wana na Fenis przeciągnęło się do strasznych dwóch miesięcy, ale przynajmniej się skończyło. Mistrz Portokalos opuścił Świątynię jeszcze przed Kenobim i jak dotąd nie wrócił!

Najwyraźniej Obi-Wan z Vosem postanowili to wyjaśnić. Obaj mieli na sobie długie brązowe płaszcze i chowali dłonie w szerokich rękawach - wyglądali przez to bardzo poważnie. Nawet dzikus! Po ukryciu podniszczonych ciuchów pod fałdami czystego materiału i zamienieniu głupkowatego uśmieszku na wyraz opanowanego spokoju, facet sprawiał wrażenie zupełnie normalnego Jedi!

Nieźle się zakamuflował! - Anakin pomyślał, zwężając oczy.

Dwaj mężczyźni póki co go nie zauważyli. Teraz, gdy podszedł bliżej, mógł wyraźnie usłyszeć, co mówili.

- Zwrócę Radzie uwagę na jego przedłużającą się nieobecność - Obi-Wan głęboko westchnął. - To strasznie dziwne, że przez tyle czasu nie skontaktował się ze Świątynią.

- I zupełnie do niego niepodobne - mruknął Vos. - Gdy chodzi o regularne raportowanie, jest prawie tak samo porządnicki, jak ty.

- Jak już wam mówiłam, poleciał do układu z ograniczoną komunikacją - Tiplee zmarszczyła brwi. - Brak kontaktu nie musi jeszcze niczego oznaczać.

- To fakt, ale... - Kenobi rozmasował podbródek. - Sam nie wiem. Mam jakieś złe przeczucia.

- Ty zawsze masz złe przeczucia - kącik ust kobiety lekko uniósł się do góry.

- No tak, ale ja nie mam - parsknął Quinlan. - Zazwyczaj jestem patologicznych optymistą. Ale tym razem ja również nie mogę się pozbyć złych przeczuć. Dwóch facetów martwiących się o to samo to coś więcej niż przypadek. A gdy dwa myśliwce, w których lecą goście z tego samego Klanu, zostają zaatakowane tego samego dnia to już zaczyna wyglądać na schemat. Plus zniknięcie Aresa, który TEŻ jest z nami powiązany... Coś tutaj mocno śmierdzi i wyjątkowo tym czymś nie jestem ja.

Fakt. Sądząc po lekko wilgotnych włosach, Mistrz Aayli najwidoczniej postanowił wziąć prysznic. Anakin przyznałby mu za to mentalną pochwałę, gdyby nie był zajęty rozmyślaniem nad inną kwestią.

A więc nie tylko Obi-Wana zaatakowano? - pomyślał, zaniepokojony. - Vos też był celem? Ktoś... chce czegoś od wszystkich Jedi z ich Klanu?

- Mówiłeś wcześniej, że masz w związku z tym jakąś teorię - Tiplee uważnie wpatrywała się w Obi-Wana.

- Mam - wzdychając, przyznał Kenobi. - I, sądząc po minie Quinlana, on ją podziela.

- Owszem, podzielam - potwierdził Vos. - Choć Rada pewnie uzna nas za parę bełkoczących gamoni z obsesją - burknął, przewracając oczami. - Jak na mój gust, ci nasi Mistrzuniowie coraz bardzo ostatnio przypominają Senat. Kiedyś wystarczyło ufać intuicji, a teraz wszystko trzeba mieć na papierku! Czasem to wydaje mi się, że nasza kochana Rada mogłaby mieć Lorda Sithów pod nosem i nawet by się nie zorientowała...

- To już lekka przesada, Mistrzu Quinlan! - oburzyła się Tiplee.

- Jesteś dla nich zbyt surowy - Obi-Wan pokręcił głową. - Kiedy któryś z nas zrobi coś niestosownego, to im obrywa się najbardziej. Pamiętacie tę całą aferę ze zniknięciem Sifo-Diasa? Niesłusznie oskarżono kilka osób, a Mistrz Yoda musiał publicznie przeprosić cały Senat. Śledztwa w sprawie Sabre'a też nie mogą wszcząć „ot tak". Potrzeba dowodów...

- Aha - Vos przewrócił oczami. - A co, twoim zdaniem, będzie wystarczającym dowodem? Jak ktoś zginie? Tak jak Qui-Gon na Naboo? Wiesz, co jest naprawdę przykre, stary? Że jakiś Sith musi ubić jednego z najlepszych szermierzy Zakonu, by Rada łaskawie uwierzyła w jego istnienie. Nie wmówisz mnie, że ciebie to nie wkurza! Gdyby Rada...

Aayla wymownie chrząknęła, zwracając uwagę trójki dorosłych Jedi. Na widok Anakina, dzikus z miejsca zapomniał o istnieniu dojrzalszego siebie i ponownie wszedł w tryb durnia.

- Ojoj - zaśpiewał, posyłając chłopu prowokujący uśmieszek. - Padawaniątko wreszcie się znalazło?

- Nie nazywaj mnie tak! - Anakin warknął, zaciskając rączki w pięści.

- Jak chcesz. „Kurdupel" też nieźle brzmi...

- NIE jestem kurduplem!

Pewnego dnia będę od ciebie wyższy, a wtedy będzie ci szaro i głupio! - chłopiec poprzysiągł mściwie.

Miał nadzieję, że Matka Natura okaże się na tyle hojna, by zdołał spełnić to postanowienie.

- Ech, do poziomu Mistrzunia jeszcze sporo ci brakuje - Vos westchnął, wskazując Obi-Wana. - Jego też nazywam kurduplem, a wcale nie daje się tak łatwo prowokować.

- Nie obrazisz się, jeśli zostawię na chwilę twoją nie-kurduplowatą osobę? - uprzejmie spytał Kenobi. - Chcę porozmawiać o czymś z Anakinem.

- Obrażę się!

- No trudno. Mogę z tym żyć. Anakin, chodź...

Natrętny małpiszon chciał poleźć za Mistrzem i jego uczniem, lecz Aayla zagrodziła mu drogę. A zaraz potem zaczęła wypytywać Tiplee o Luminarę Unduli, skutecznie odwracając uwagę Vosa. Anakin usłyszał, jak czerwonoskóra kobieta informuję Twi'lekankę, że przyjaciółka jego mentora jest zdrowa i jutro powinna wrócić do świątyni.

Chrząknięcie zmusiło chłopca do całkowitego skupienia uwagi na Obi-Wanie. Stanęli w pewnej odległości od reszty, ale nie opuścili hangaru.

- Może pójdziemy gdzie indziej? - nieśmiało zaproponował Anakin. - Pod drzewo?

Do ciebie? - pomyślał z nadzieją.

Ale nie ośmielił się zaproponować tego na głos. Bał się, że jeśli pójdzie do kwater swojego Mistrza, prędzej czy później poruszą temat wspólnego mieszkania, a Kenobi zaanonsuje, że nie chce żyć ze swoim Padawanem w tych samych czterech ścianach.

Bo przecież, gdyby chciał, sam by to zaproponował. Nie?

Jeśli nie chciał, to Anakin wolał tego nie wiedzieć.

- Zostaniemy - łagodnie powiedział Obi-Wan. - Wiem, że to kiepskie miejsce na rozmowę, ale ja i Quinlan mamy później coś do załatwienia. Chciałem na niego poczekać.

Chłopiec zazdrośnie zawiesił wzrok na przyjacielu swojego Mistrza. Kenobi bez problemu odgadł, w czym rzecz.

- Polubiłeś go? - zapytał.

- Nie - Anakin odparł bez zastanowienia.

I niemal natychmiast zaczął przeklinać swój niewyparzony język. Zaniepokojony, szarpnął głową w stronę Obi-Wana. Odczuł ulgę, gdy zobaczył, że rudy mężczyzna wygląda na bardziej rozbawionego niż wzburzonego.

- Quinlan raczej nie jest typem człowieka, którego lubi się od pierwszego wejrzenia - Kenobi stwierdził, śmiejąc się pod nosem. - No, chyba że jest się kobietą gustującą w... eghm... określonym typie mężczyzny.

- Ta, widziałem kilka takich w Mos Espa - zerkając w stronę Twi'lekanki, zgodził się Anakin. - Ale Aayla chyba taka nie jest.

- Nie jest - zgodził się Obi-Wan. - Lubi Quinlana, ponieważ go dobrze zna. Podobnie zresztą jak ja.

Chcąc nieco złagodzić swoje wcześniejsze „nie", chłopiec niepewnie oznajmił:

- Mistrz Vos nie jest taki zły.

Właściwie to udało mu się zapunktować u Skywalkera. Tamtym tekstem o ważniakach! Mało kto w obrębie murów Świątyni miał odwagę, by powiedzieć coś takiego o Radzie Jedi - trochę wbrew sobie, Anakin poczuł do Vosa szacunek.

- Nie jest tak samo wredny, jak Watto, albo... albo inni goście, których znam - dodał po chwili. - On po prostu jest...

- Nienormalny? - Obi-Wan podsunął z rozbawieniem.

Chłopiec nie ośmieliłby się powiedzieć tego jako pierwszy. No ALE, skoro jego Mistrz, zaczął...

- Ta, dokładnie. Zachowuje się, jakby urwał się z dżungli!

- Przekonasz się, że bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu. Kiedy nie jest się przyzwyczajonym do jego wybryków, wydaje się odrobinę... hm... przytłaczający i wnerwiający, ale w poważnych sprawach naprawdę można na niego liczyć. To człowiek, który wlazłby dosłownie wszędzie, by uratować ci skórę. Nawet do jamy wygłodniałych Nexu!

Anakin posłał Mistrzowi zdumione spojrzenie.

- Mówię serio - Obi-Wan oznajmił z powagą.

Gdyby Vos rzeczywiście taki był, Skywalker rzeczywiście byłby skłonny wybaczyć mu te wszystkie durne wygłupy - jak ciągłe wymienianie imienia Qui-Gona, wybuchanie śmiechem, robienie wszystkim zgromadzonym obciachu na całą Świątynię i dokuczanie dzieciom o delikatnych temperamentach. Rzecz w tym, że Anakin poznał bezczelnego przyjaciela swojego mentora tylko od tej „rozbrykanej" strony. Nawet jeśli istniała jakaś druga strona, to nie potrafił na razie w nią uwierzyć. Nie przed zobaczeniem jej na własne oczy.

- Uwierz mi, Quinlan irytuje nie tylko ciebie - widząc, że protegowany wciąż nie wygląda na przekonanego, Kenobi wydał ciche westchnienie. - Nasza przyjaźń wcale nie polega na tym, że ciągle przymykam oko na jego wygłupy. Nawet nie zliczę, ile razy wywalałem go kopniakiem z mieszkania i warczałem, że ma mi się nie pokazywać na oczy. Zdarzały nam się epizody, gdy nie mogłem znieść jego towarzystwa i przy każdym spotkaniu miałem ochotę zdzielić go w łeb. Cóż... on akurat takich epizodów nie miewa, bo zupełnie nie umie obrażać się na ludzi i ile razy nie pokazałoby mu się drzwi, zawsze wraca jak bumerang. To zarazem jego najlepsza i najgorsza cecha.

Anakin nie wiedział, czy cieszyć się z tego, co usłyszał, czy może załamywać ręce. Z jednej strony fajnie, że Obi-Wan czasem kopał Vosa w tyłek, ale z drugiej strony...

Kurde. Aayla z jakiegoś powodu stwierdziła, że jej Mistrz polubił Skywalkera. A skoro Quinlan „wracał do ludzi jak bumerang", czy to znaczy, że do Anakina też tak będzie wracał? Że będzie bez końca przyłaził, zawracał mu gitarę, dokuczał mu, nazywał go kurduplem i nie przestanie, choćby Anakin milion razy rzucił by mu w twarz ostrym „odpieprz się, Mistrzu Vos"? Tak właśnie będzie?

Ze współczucia na twarzy Obi-Wana, chłopiec wywnioskował definitywne „owszem". Nabrał ochoty na przeklinanie po huttecku! Niestety, chyba będzie musiał poczekać, aż będzie sam. Jego Mistrz znał zdecydowanie zbyt wiele języków - przeklinanie przy nim w jakiejkolwiek mowie byłoby dość ryzykowne.

- W normalnym wypadku poradziłbym ci, byś po prostu unikał Quinlana - Kenobi odezwał się po chwili. - Ale obawiam się, że w ten sytuacji to raczej niemożliwe - uśmiechnął się krzywo. - Nawet gdyby mój przyjaciel nie miał irytującego zwyczaju nachodzenia ludzi, których lubi, to nadal jest moim przyjacielem. Przykro mi to mówić, Padawanie, ale jesteś poniekąd skazany na jego towarzystwo. Pocieszę cię tym, że zawsze mogło być gorzej. Zaufaj mi, że Quinlan Vos NIE jest najgorszą osobą w tej Świątyni, która mogłaby się na ciebie uwziąć. O wiele gorzej byś na tym wyszedł, gdybyś skupił na sobie uwagę kogoś... hm... ważniejszego.

Anakin zebrał w sobie całą odwagę, jaką miał. Teraz albo nigdy!

- Na przykład Mistrza Windu? - zapytał ostrożnie.

Dłoń Obi-Wana powędrowała do szyi. Rudy mężczyzna odchrząknął, jakby coś utkwiło mu w gardle.

- Taaak - przyznał, energicznie masując kark. Wyglądał na tak sam zestresowanego jak Anakin. - Na przykład Mistrza Windu. A skoro już przy tym jesteśmy, Padawanie... To... Eee... Tego... Tak sobie myślę, że chciałbym cię o coś zapytać.

- Hahaha, co za zbieg okoliczności, bo ja chciałem ci o czymś powiedzieć - Anakin zaśmiał się nerwowo.

- Och! Naprawdę? - Kenobi odetchnął z ulgą. Pewnie martwił się, że protegowany będzie próbował uciec od tematu. - To świetnie! Zatem... eee... słucham.

Chłopiec wziął głęboki oddech.

- No więc... Eee... Mistrzu, bo wiesz... Jeśli chodzi o to pyskowanie do Mistrza Windu...

- Tak?

- Bo wiesz... Ja... Chciałem ci powiedzieć... Znaczy, mówiłem ci już wcześniej, ale nie wytłumaczyłem... Chodzi o to, że... Słuchaj, ja nie zrobiłem tego specjalnie!

Obi-Wan zastanowił się chwilę.

- Okej - uważnie wpatrując się w Anakina skrzyżował ramiona. - Niespecjalnie. To już jest jakiś... hm... jakaś... jakaś okoliczność łagodząca. Ale powiedz, Padawanie, co się właściwie wydarzyło? Nie mogę obiecać, że się nie rozzłoszczę, ale chciałbym, byś nie bał się mówić mi o tego typu sprawach, więc spróbuję... eee... jakby to ująć... mieć otwarty umysł? Delikatnie cię upomnieć zamiast krzyczeć? Niczego nie obiecuję, ale postaram się.

Spora część Anakina odetchnęła na to stwierdzenie z ulgą, ale niewielki ułamek osobowości chłopca poczuł się rozczarowany. Skywalker spędził większość życia pod czułym skrzydłem mamy, a o wściekłych męskich wrzaskach skierowanych do dzieci słyszał jedynie z opowieści. Nawet w jego własnej głowie brzmiało to głupio, ale był ciekawy. Chciałby kiedyś przekonać się, jak to jest - dostać solidną zjebkę od dorosłego faceta. Znaczy... niby słyszał już ryk Windu, ale to nie było to samo. Co innego dostać ochrzan od „jednego z wielu Mistrzów", a co innego od własnego. Od członka rodziny. Niemalże ojca.

- No więc - łagodnie zachęcił go Obi-Wan. - Słucham.

Ciekawe, jak by wyglądał, gdyby twarz poczerwieniała mu ze złości? Uch, Anakin chyba mimo wszystko NIE chciał widzieć u swojego Mistrza podobnej miny.

Czy chciał?

Po prostu mu to powiedz! - w głowie zabrzmiał mu głos Aayli. - Po męsku!

Jak po męsku, to po męsku.

- Dobra, no to słuchaj - postanowiwszy, że jak najszybciej wytłumaczy Obi-Wanowi, o co chodzi, by jak najprędzej mieć to za sobą, Anakin zaczął wyrzucać z siebie potok słów. - Zaczęło się od tego, że Windu przylazł do nas na zajęcia. Już samo to sprawiło, że się trochę zestresowałem, no bo kto by się nie stresował, gdy taki sztywniak, co ciągle warczy na ludzi jak Owczarek Toydariański, nagle zjawia się, tak ni z gruchy, ni z pietruchy i ma uczyć dzieci, jak się podnosi przedmioty. No powiedz! Ty byś się nie zestresował? Mógł chociaż wysłać jakieś ostrzeżenie, bym się mentalnie przygotował. Nawet Kanclerz informuje z wyprzedzeniem, gdy ma gdzieś przyjść... A nie zjawia się, kiedy chce, jak królowa!

- W-wiesz, co, Anakin? - jąkając się, Obi-Wan uniósł ręce. - Z-zmieniłem zdanie! J-jednak powiesz mi to później, dobra?

Zły, że mu przerwano, chłopiec szarpnął główką.

- Nie, nie! - zawołał, łapiąc za podniesione dłonie Mistrza i na siłę opuszczając je w dół. - Jak już zacząłem, to skończę!

Co, Obi-Wan myśli, że to tak łatwo - zebrać się na odwagę? Niech korzysta, że Padawan chce być wobec niego szczery, a nie ciągle mu przerywa! A w ogóle to czy mógłby z łaski swojej spojrzeć na Anakina? Czemu, kurde, ucieka wzrokiem w jakimś dziwnym kierunku, gdy uczeń się przed nim produkuje?!

- Możesz sobie potem na mnie krzyczeć, ale opowiem ci do końca! - Anakin zaanonsował i od razu poczuł się bardzo z siebie dumny.

A jak! Nawet jeśli Obi-Wan Kenobi potem na niego nawrzeszczy to on, Anakin Skywalker weźmie to na klatę, jak prawdziwy mały facet!

- N-nie ja... - po czole rudego mężczyzny spłynęła kropelka potu. - N-nie chodzi o to, że... S-słuchaj, naprawdę będzie lepiej, jeśli wrócimy do tej rozmowy później.

- Aayla mówiła, że takich spraw lepiej nie odkładać na później!

- Eee... M-miała rację, ale... Anakin, wiesz... G-gdybyś się odwrócił...

- Dobra, słuchaj dalej - zupełnie ignorując coraz wyraźniejsze przerażenie na twarzy mentora i nic sobie nie robiąc z prób przełożenia dyskusji, chłopiec kontynuował opowieść. - Jak Windu zjawił się na zajęciach, to strasznie mnie zaskoczył, ale powiedziałem sobie, że dam radę. Wiedziałem, że on mnie nie cierpi, ale pomyślałem sobie, że zrobię wszystko, byle tylko go nie wkurzyć. Obi-Wan, mówię ci, ja naprawdę się starałem... Wydawało mi się, że jak po prostu będę najgrzeczniejszy, jak umiem, to nic się nie stanie. Gdybym wiedział, że przylazł na tamte zajęcia z humorem, jakby miecz świetlny utknął mu w dupie, to chyba, kurde, nawiałbym z lekcji i...

- Czy możesz nie mówić o mieczu świetlnym wpychanym do... - wyraźnie załamany, Obi-Wan zakrył sobie twarz dłonią. - A właściwie to, w ogóle przestań mówić! - odsunął rękę i posłał protegowanemu zdesperowane spojrzenie. - Anakin, ja cię błagam... nic już nie mów! Po prostu przestań wydawać jakiekolwiek dźwięki, dobra?

Kenobi wyglądał na tak załamanego, że Skywalker przez moment rzeczywiście rozważał, czy nie zakończyć opowieści. Może i by tak zrobił, gdyby nie nagłe pojawienie się Vosa.

- Nie słuchaj go, Skywalker! - dzikus zawołał, wyskakując zza myśliwca jak małpa zza drzewa. - Dobrze ci idzie, dzieciaku! Mów dalej!

- Anakin, NIE! - zaraz po swoim Mistrzu pojawiła się zdyszana Aayla. - Nie słuchaj go! - najpierw posłała Quinlanowi rozwścieczone spojrzenie, po czym wbiła wzrok z Anakina. - Powiedziałeś już wystarczająco dużo! Obi-Wan wie, że nie zrobiłeś niczego specjalnie, więc możesz już... mghpf mghfp mhgh!

Reszta wypowiedzi została zagłuszona przez wielką łapę Vosa. Dzikus bezceremonialnie przycisnął do siebie głowę Padawanki i zatkał dziewczęciu usta.

- Trzeba kończyć, co się zaczyna! - zawołał, patrząc na chłopca oczami błyszczącymi z ekscytacji. - Dawaj, Skywalker, jedziesz z tematem!

- Anakin, NIE rób tego! - nie mogąc się zdecydować, czy trząść się ze zdenerwowania, czy warczeć na kumpla, Obi-Wan skakał wzrokiem od Vosa do jakiegoś nieokreślonego punktu za plecami Padawana. - Zaufaj mi i przestań mówić!

- Pokaż Mistrzuniowi, że nie jesteś siusiumajtkiem! - Quinlan wyglądał, jakby zachęcał ulubionego gracza do strzelenia gola. Dłoń, którą nie przytrzymywał Aayli, była zaciśnięta w pięść i rytmicznie wzbijała się w powietrze. - Bądź mężczyzną! Miej jaja! Dokończ tę cudowną opowieść, a przyrzekam, że już nigdy nie nazwę cię kurduplem!

Wykończony byciem szarpanym raz w jedną raz w drugą stronę przez osoby o zupełnie różnych opiniach, Anakin postanowił oddać decyzję w ręce swojego własnego wewnętrznego głosu - a ten ochoczo zachęcał go, by kontynuował (obietnica Vosa, by już nigdy nie nazwać go kurduplem, też nie była tutaj bez znaczenia).

- No dobra, więc, Windu stoi sobie na środku sali i gada do nas - Chłopiec przybrał srogą minę i zaczął przedrzeźniać poważny głos ciemnoskórego Mistrza. - „Dzisiaj będziemy się uczyć rozszerzania granic Mocy". Pomyślałem sobie: nawet brzmi fajnie. Chodziło o to, by podnieść więcej kulek, niż na początku. No, bo my takie kulki podnosiliśmy... Takie strasznie małe. I przysięgam, Mistrzu, ja naprawdę starałem się robić wszystko tak, jak on chciał. Skąd miałem wiedzieć, że ten wstrętny kłamczuch zastawił na mnie pułapkę?

- Ja cię bardzo proszę, nie nazywaj Mistrza Windu „wstrętnym kłamczuchem"! - Obi-Wan zawołał piskliwym głosem.

- Kiedy tak było!

- Właśnie, zamknij się! - Vos zamachał kumplowi przed nosem wolną ręką, jakby odganiał się od muchy. - Jak dzieciak mówi, że tak było, to tak było! Dalej, Padawaniątko, mów dalej! - patrzył na Anakina tak radośnie, że mało brakowało, a język zacząłby mu zwisać z podniecenia jak psu. - Cokolwiek by się nie działo, nie przerywaj!

- To chyba jasne, że jak ktoś mówi, że tematem zajęć ma być podnoszenie WIELU kulek, to nie wyskakuje pod koniec z jakimś dziwnym żądaniem, by podnieść jedną - Anakin wbił rozżalony wzrok w Obi-Wana.

Teraz, gdy już się rozpędził, coraz trudniej mu było zapanować nad słowami. Wewnętrzny głosik, który do tej pory doradzał mu, by choć odrobinkę się pohamował i może używał grzeczniejszych określeń, stawał się coraz cichszy.

- WSZYSTKIM kazał podnieść jak najwięcej kulek! WSZYSTKIM oprócz mnie! Tylko mnie jednemu kazał podnieść jedną kulkę. Równie dobrze mógł sobie wytatuować na tej swojej łysinie tekst „nie lubię Skywalkera"!

- Anakin, błagam cię, zaklinam... przestań mówić! - Obi-Wan wyjęczał to stwierdzenie tonem kapitana, którego łajba już niemal całkowicie poszła na dno. Zrezygnowany ton pokonanego człowieka, który wie, że samego statku już nie ocali, ale może chociaż zdąży chwycić jednego z pasażerów i go uratować.

Kurde, może jednak Anakin rzeczywiście powinien przestać? Na moment zawiesił wzrok na Aayli, która ostrzegała go energicznie potrząsając głową i wciąż mamrotała coś w dłoń Mistrza. Chłopiec wychwycił tylko jedno słowo.

„Windu".

Pfft! Wiele mu to dało, nie ma co! To jasne, że ta opowieść dotyczyła Windu... bo kogo innego mogłaby dotyczyć?!

- Chłopie, nie pękaj! - dziarsko zawołał Vos. - Co najgorszego może się stać?

W sumie racja. Nawet jeśli Obi-Wan miałby zrobić mu awanturę, to Anakin już pogodził się z takim obrotem zdarzeń. Czując buzującą w myślach adrenalinę, postanowił, że dokończy.

- Żeby nie było: NIE spytałem go, czemu kazał mi podnieść tę jedną kulkę! Nawet go o to nie zapytałem, bo chciałem być grzeczny. A potem, jak nie mogłem podnieść tamtej kulki, to wcale nie marudziłem, tylko próbowałem robić wszystko, by wreszcie mi się udało. Ja się. Naprawdę. Starałem!

- O-okej, starałeś się! - krzyknął spanikowany Obi-Wan. - Już wiemy, że się starałeś, ale już przestań!

- Kiedy to było straszne, Mistrzu! Wiesz, jak okropnie się czułem, gdy się tak bardzo starałem, a tamten wstręciuch tylko na mnie warczał? Tak sobie myślę, że on wcale nie chciał, by mi się udało! Gdyby rzeczywiście chciał, bym podniósł jedną kulkę, to powinien kazać mi to ćwiczyć na początku zajęć, a nie, kurde, na końcu!

- I jeszcze natrętnie się na ciebie gapił, chociaż powiedziałeś mu, by tego nie robił - radośnie podsunął Vos. - Co to za bezczelny nauczyciel, który gapi się na ucznia, zamiast zająć się czymś innym, gdy uczeń sobie spokojnie ćwiczy? No naprawdę, jak tak można! Kto to w ogóle słyszał, by jakiś Mistrz patrzył na Adepta Jedi podczas ćwiczeń i próbował go czegoś nauczyć?

Anakin instynktownie czuł, że w stwierdzeniu dzikusa kryła się jakaś pułapka, jednak podchwycił temat i mówił dalej.

- Właśnie! Gdyby choć na chwilę spojrzał w drugą stronę, to dałbym radę i w końcu podniósłbym tamtą kulkę! Zresztą, jak inni patrzą, to w sumie jest okej... Tylko Windu ma taki wzrok jak droid ze wścieklizną! Jak ty mnie uczyłeś, Mistrzu, podnosić kostkę, gdy lecieliśmy na Naboo, to się w ogóle nie wstydziłem i ani trochę się nie bałem!

Gdy tylko to powiedział, przeraził się, że - o kurde! - właśnie wypaplał, że Kenobi udzielił mu nielegalnej lekcji. Dobre przynajmniej to, że nie usłyszał o tym nikt poza Vosem i Aaylą. I że podekscytowany dzikus wydawał się zainteresowany czymś zupełnie innym.

- No, a potem, jak chłopina się zdenerwował, ty mu tak ładnie doradziłeś, żeby się wyciszył - powiedział, dramatycznie wzdychając. - Ech, biedactwo! Członek Rady Jedi, a sam nie wpadł na to, by się uspokoić. Dałeś mu taką dobrą radę, a on ci się odwdzięczył jakimś głupim kazaniem.

- No właśnie! Przecież nie powiedziałem mu niczego złego! Znaczy... dobra, powiedziałem, bo do Mistrza tak nie wypada, ale ja wcale nie chciałem i to wszystko przez niego! Obi-Wan, przepraszam... Ja naprawdę robiłem wszystko, by mu nie podpaść, ale on naprawdę się na mnie uwziął! Nie wiem, dlaczego uparł się, by nienawidzić akurat mnie... Czego bym nie zrobił i tak by się wściekł! No mówię ci, na tamtych zajęciach buczał na mnie jak jakaś bantha podczas okresu godowego!

Samice banth były wyjątkowo agresywne, gdy się goniły - a zwłaszcza wobec samców. Z początku Anakinowi wydawało się, że to trafne porównanie, ale zmienił zdanie, gdy Quinlan Vos puścił Aaylę i zaczął się głośno śmiać. Wył jeszcze głośniej niż wtedy, gdy odczytał przeszłość z małej kulki.

Chłopiec zmarszczył brwi. Jasne, z pewnego punktu widzenia tekst o banthcie mógł być zabawny, ale nie był aż tak dobry, by wywołać tak wielki atak wesołości.

Albo aż tak zły, by Obi-Wan z Aaylą patrzyli przed siebie z tak ewidentnym przerażeniem i mieli twarze jak trupy z krematorium.

Kiedy Anakin tak stał i próbował rozkminić, czemu ci wszyscy ludzie zareagowali, jak zareagowali, zza jego pleców dobiegło głośne chrząknięcie. Powoli odwrócił się i...

NIEEEEEE! - zawył w myślach.

Omal nie przewrócił się tam, gdzie stał. Natomiast jego pewność siebie nie wytrzymała i runęła z hukiem jak wieża, w którą przygrzmocił rozpędzony śmigacz.

Nagle wszystko stało się jasne. Reakcje Obi-Wana. Ostrzeżenia i prośby Obi-Wana. Fakt, że Aayla, która nie tak dawno temu zachęcała małego towarzysza, by „po męsku powiedział, jak było", nagle zaczęła go błagać, by się przymknął.

Miała rację.

„Co najgorszego może się stać?"

No to Anakin właśnie się dowiedział, co to było, bo TO COŚ właśnie się stało.

Windu stał tuż za nim.

Windu słyszał. Zakładając, że Obi-Wan zaczął panikować dokładnie w momencie, gdy go zobaczył, Windu słyszał WSZYSTKO!

Łącznie z Owczarek Toydariańskim, mieczem świetlnym w dupie i droidem ze wścieklizną. A, no i oczywiście, banthą podczas okresu godowego!

Zamiast być na przeklętym Alderaanie, Mace Windu stał sobie tutaj, na Corsuscant, w hangarze Świątyni Jedi, opierał plecy o myśliwiec i wpatrywał się w Anakina tymi swoimi czarnymi lodowatymi oczami.

Jak powiedział kiedyś Watto: „nie mógłbym mieć bardziej przerypane, nawet gdyby Bogowie nasrali mi na głowę!"

To powiedzonko jeszcze nigdy nie wydawało się Skywalkerowi tak adekwatne.

Cóż, dobrze przynajmniej, że była choć jedna osoba zadowolona z nadejścia tego miniaturowego Końca Świata. Quinlan Vos pochylił się nad uchem straumatyzowanego Obi-Wana.

- Nie wiem, czy już ci to mówiłem - wyszeptał pomiędzy rechotami - ale uwielbiam twojego Padawana!

Pierwsza część kolejnego rozdziału pojawi się w czwartek (16.07.2020)

Uch, ale się porobiło! To chyba odpowiedni moment, by zacząć robić zbiórkę na nagrobek dla Anakina ;) I na terpeutę dla Obiego. A zatem...

\___/ - proszę uprzejmie! Oto koszyczek na Wyimaginowane Kredytki.

Jestem po same uszy zawalona robotą, więc dzisiaj mam wam do powiedzenia bardzo niewiele.

Mam nadzieję, że "eksplozja bomby" przypadła wam do gustu.

Po cichutku liczę, że pełnoletni czytelnicy pójdą w niedzielę na wybory. Nie chcemy przecież, by na polskim tronie zasiadła Odmiana Sheeva Palpatine'a ;)

"Galaktycznych Absurdów" spodziewajcie się w sobotę.

"Jasnej Strony Miłości" spodziewajcie się zgodnie z harmonogramem.

Podziękowania za korektę (wszystkiego, co piszę, tak naprawdę) jak zawsze wędrują do Akaitori07

Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top