~ 2 ~

Jedenastoletni Syriusz przesiadywał na dziedzińcu wraz z trójką swoich najlepszych przyjaciół.

Był to całkiem ciepły i słoneczny dzień, mimo, iż był koniec lutego.

— Poróbmy coś — Zasugerował James, podnosząc się z ławki.

— Zaległe zadania na Transmutację? — Zapytał z nadzieją Remus.

Pozostała trójka spojrzała na niego z wyraźnym oburzeniem.

— Nie żartuj sobie — Syriusz rozejrzał się dookoła a na jego twarzy momentalnie rozkwitł przebiegły uśmieszek.

Jego przyjaciele podążyli za jego wzrokiem i dostrzegli Argusa Filcha – woźnego Hogwartu, którego nie darzyli szczególną sympatią. Rzecz jasna z wzajemnością.

— Co planujesz? — Zapytał Peter wyrzucając ogryzek po jabłku na trawnik.

Syriusz zwrócił się do nich i oznajmił:

— Zróbmy mu jakiegoś psikusa. Jutro w nocy!

Na te słowa Remus nieco zmarkotniał. Zmieszał się i rzekł poważnie:

— Jutro nie mogę. Moja mama jest chora...

— Znowu? — Wtrącił James, przyglądając się mu uważnie — Udajesz się do niej co miesiąc.

— To dość skomplikowane. — Mruknął Remus, zerkając nerwowo na swoich przyjaciół.

Syriusz zmrużył oczy, lustrując zawstydzoną twarz Lupina. Już dawno zorientował się, że coś jest nie tak z jego comiesięcznymi wyjazdami. Raz na miesiąc stawał się wyjątkowo blady i markotny. Owa bladość uwydatniała wtedy blizny, które zdobiły jego twarz. Na myśl przychodziły mu najgorsze scenariusze, toteż tego samego dnia, kiedy wszyscy już smacznie spali, wyszedł ze swojego łóżka i zbudził Remusa, mówiąc:

— Szybko, musisz mi w czymś pomóc.

Chłopak przetarł zmęczone oczy, rozejrzał się po dormitorium i zapytał:

— Która godzina?

— To nieistotne. Chodź za mną.

Wyślizgnęli się z sypialni, upewnili się czy nikogo nie ma w salonie po czym Syriusz przeszedł do sedna:

— Remus, ja chyba wiem co się z Tobą dzieje.

Na te słowa chłopak zbladł a w jego oczach dało się dostrzec strach oraz smutek.

— Nie wiem o czym mówisz, Syriuszu...

Black poklepał przyjaciela po plecach, mówiąc:

— Jestem Twoim przyjacielem, prawda? Przyjaciele muszą się wspierać w ciężkich chwilach. To nic złego, że wstydzisz się przyznać, że jesteś bity przez ojca...

Remus zmarszczył brwi, niedowierzając w to co właśnie usłyszał. Chciał zaprzeczyć lecz Syriusz kontynuował:

— Co miesiąc wracasz do domu by upewnić się czy z Twoją mamą wszystko w porządku. Twój ojciec jest agresywny wobec was, dlatego masz tyle blizn. Nie wstydź się, Remus... Moja matka raz tak się zdenerwowała, że zdzieliła mnie patelnią po głowie. Miałem po tym wielkiego siniaka. A gdybym opowiedział Ci o naszych Skrzatach Domowych...

Lupin nie mógł dłużej się powstrzymywać. Parsknął głośnym śmiechem, zapominając o śpiących w sypialniach uczniach.

Syriusz zmrużył oczy, zastanawiając się co tak rozśmieszyło jego przyjaciela. Westchnął głośno i zapytał zrezygnowany:

— Moja teoria jest błędna?

— Tak — Odparł roześmiany Remus — Ciekawe co na to mój ojciec jak opowiem mu, że został osądzony o terroryzowanie swojej rodziny.

Black wywrócił ostentacyjnie oczami, mlasnął z poirytowania i oznajmił:

— W porządku. Nie musisz nic mówić. Kiedyś i tak się dowiem.

Po tych słowach ruszył w stronę schodów, prowadzących do sypialni. Remus poszedł za nim, a z jego twarzy nie schodził rozbawiony uśmiech. Na krótką chwilę zapomniał o zbliżającej się pełni księżyca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top