Zapraszam do wariatkowa Akatsuki.

  W ciemnym, ponurym salonie rozległ się ogromny hałas. Od razu jak na zawołanie Pain, który przechodził akurat obok wleciał jak rakieta do pomieszczenia i zapalił światło by zobaczyć co się stało. Jakież było jego zdziwienie gdy zamiast ujrzenia ponurego pokoju, który nawet po zapaleniu światła był ciemny i nieprzyjemny dla oka zobaczył tyle kolorów, ilu jeszcze nigdy nie widział w swojej bazie. Czarne dotychczas ściany były pokryte różową i niebieską farbą. Nawet sufit był w tych samych odcieniach. Stół został oblany żółtym kolorem, a podłoga i reszta mebli takich jak: Lampy, szafki, puste wazony i dywany zostały pokryte całą paletą barw. Paina wybiło to z rytmu. Stał jak kołek, wzrok co chwila wędrował na kolejne meble, które właśnie w ten oto sposób zostały zniszczone. 

-Co się tu stało?!-Ryknął i spojrzał na chłopaka w masce, który w tej samej chwili leżał na ziemi otoczony pustymi puszkami po farbie.

-T-Tobi przeprasza... Tobi to niezdara.-Zaśmiał się niezręcznie, a gdy spojrzał na zdenerwowaną twarz rudowłosego od razu wstał i prawie ponownie wywracając się uciekł z pomieszczenia w popłochu.

-Wiesz, że potrącę ci za to z konta?-Zapytał się zamaskowany mężczyzna, który wszedł do salonu.

-Nie mam już siły.-Westchnął Pain i wyszedł zostawiając Kakuzu samego sobie.

Zdegustowany mężczyzna zaczął maszerować po zniszczonym pokoju i z politowaniem co chwila kręcił głową. Zaczął wyliczać straty, a gdy tylko zobaczył sumę pieniędzy, jaka pójdzie na naprawę zniszczeń o mało co nie wypluł płuc. 

-Zabiję cię Tobi.-Mruknął pod nosem wychodząc z salonu.

W tej samej chwili w kuchni rozgrywał się dramat pomiędzy Deidarą a Hidanem. Siwowłosy specjalnie prowokował blondyna do tego by zaczął on powoli formować swoje gliniane wybuchowe dzieła. Krzykom nie było końca a gdy już wybity z rytmu Deidara miał cisnąć swoją figurką w Hidana do kuchni wkroczył  nie kto inny jak Pain. 

-Mam już tego wszystkiego dość! Deidara... Tylko spróbuj zniszczyć kuchnię a posmakujesz metalowego pręta bliżej niż byś tego chciał!- Krzyknął i złapał blondyna za rękę.

-Oj Pain... Rozerwij się trochę... Nie każdemu musisz wkładać pręt w cztery litery.-Zaśmiał się z politowaniem Hidan.

-Zaraz ja cię rozerwę...-Syknął przez zęby blondyn.

-Ale ja nikomu nie wkładam...

-Tak się tłumacz.-Przerwał rudowłosemu Hidan wybuchając przy tym głośnym śmiechem.

-Wszyscy i tak poniesiecie koszty za zniszczony salon.

Zabójczy głos przerwał farsę w kuchni. Oczy wszystkich zebranych skierowały się na Kakuzu. Można było zobaczyć, że jest zirytowany całą tą sytuacją nawet jeśli miał zakrytą praktycznie całą twarz. Jego oczy mówiły tylko jedno:" Wszyscy zaraz zginiecie, ale najpierw Hidan". Od dawna wiadomo, że partner do zleceń z Kakuzu był najbardziej irytującą go osobą z całej tej społeczności. Niemniej jednak nie bez powodu osoba nieśmiertelna została przydzielona właśnie do niego. Jakież to musi być irytujące pracować z kimś kogo nie da się zabić, tak też uważał, lecz nie mógł nic z tym zrobić. 

-Uspokój się nadęty imbecylu, skoro masz tyle pieniędzy to pokryj straty sam. Mnie w to nie mieszaj.- Stwierdził siwowłosy.

Tak bardzo te słowa zirytowały Kakuzu. W jednym momencie jego ''macki'' ruszyły w stronę Hidana  oplatając jego szyję tak mocno, że normalny człowiek miałby już ekspresową przejażdżkę do świata zmarłych.

-Co ty robisz idioto!-Ryknął Hidan na którym i tak nie zrobiło to większego wrażenia.-I tak mnie nie zabijesz.

-Też bardzo mnie to zasmuca.-Wtrącił Deidara, który ciągle miał rękę w silnym uścisku rudowłosego.-Puścisz mnie w końcu?

Skierował słowa do Paina. Gdy lider upewnił się, że Deidara nie zagraża już nikomu, ani niczemu puścił go. Rzucił na odchodne by Hidan i Kakuzu rozwiązywali swoje sprawy gdzie indziej i wyszedł. Tak samo postąpił i blondyn, który przy tak pięknej okazji uderzył jeszcze w brzuch siwowłosego, który próbował wyplątać się z uścisku Kakuzu. 

-Ty...- Nie dokończył bo w tym samym momencie jego głowa powędrowała wprost pod lodówkę.-COŚ TY ZROBIŁ?! W IMIĘ JASHINA, ZABIJĘ CIĘ!

-Przydałoby się jeszcze zakleić ci mordę.-Rzekł Kakuzu puszczając bezwładne ciało Hidana prosto na kafelki przy okazji wychodząc z kuchni.

Jeszcze przez dobre parę godzin Hidan wykrzykiwał wyzwiska w stronę Kakuzu. Nie mógł znieść tego, że on sam nie może go zabić. Zirytowany próbował nawet językiem przemieścić się choć trochę bliżej swojego ciała, lecz nie przynosiło to żadnych rezultatów. W myślach błagał swojego boga o to  by ten pomógł mu skończyć w końcu żywot takiego imbecyla i nieudacznika jakim był według niego Kakuzu. Nagle zbawcze wołania do boga opłaciły się, bo do kuchni wkroczyła Konan, lecz pomimo tego, że siwowłosy przymilał się do niej na swój sposób tylko po to by ta zlitowała się nad nim i przyszyła jego głowę z powrotem do ciała, jednak ta ominęła go szerokim ługiem. Hidan nie mógł otrząsnąć się z szoku po takim zwrocie akcji. Uważał, że nawet bez głowy jest wstanie owinąć sobie dziewczynę wokół palca.

-NO KONAN BŁAGAM CIĘ! DO K***Y NĘDZY!-Zajęczał przeraźliwie smutno.

-Może jakieś proszę?-Spojrzała na niego kątem oka.

-P-Proszę?-Ledwo te słowa przeszły mu przez gardło. 

Niebieskowłosa tylko westchnęła i chwyciła głowę Hidana by po długich narzekaniach i krzykach spełnić jego prośbę. Po około piętnastu minutach przeniosła jego całe ciało do swojego biura. Używając swojej całej siły usadowiła jego głowę i resztę ciała na swoje biurko. Z  nie lada precyzją jaką mogła jej pozazdrościć niejedna szwacza zaczęła szyć. Po krótkim czasie Hidan był jak nowy, a ona mogła już w spokoju zjeść, lecz w pewnym momencie siwowłosy rzucił się na nią przygniatając ją do biurka. 

-Czas na nagrooodę!-Ryknął.

-CO TY WYPRAWIASZ?! JAKĄ NAGRODĘ?! CHYBA TYLKO DLA CIEBIE!-Krzyknęła Konan próbując wydostać się z rąk siwowłosego. 

W jednej chwili jego ręce powędrowały tam gdzie nie powinny nigdy się znaleźć. Ten incydent na tyle rozzłościł dziewczynę, że nim Hidan się obejrzał a już wisiał na ścianie przygwożdżony papierowymi origami. Niebieskowłosa nie mogła się powstrzymać i dała mu soczystego liścia w pliczek.

-To bolało...-Jęknął.

-WYNOŚ SIĘ STĄD JAK NAJSZYBCIEJ!

Siwowłosy nigdy wcześniej nie widział tak zdenerwowanej Konan. Uwolnił się od zabójczo ostrych origami i wyszedł niezaspokojony z biura dziewczyny. Jego nogi zaprowadziły go z powrotem do kuchni w której spędził ostatnie parę godzin. "Głód nie wybiera" stwierdził i otworzył lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.

-Co ty taki zmarnowany?-Zapytał Deidara, u którego emocje już dawno opadły po ostatniej sprzeczce z siwym.

-Chyba idę na baby.-Rzekł zdegustowany Hidan.

-Na baby?

-Na baby.

-Weź ze sobą Tobiego.-Stwierdził ostatecznie Deidara.

-NA BABY?!

-Na baby.

-Ktoś powiedział na baby?!-Do kuchni wbiegł nie kto inny jak Tobi.

-O mój Jashinie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top