Zagadkowa przeszłość... Co się tyczy Sian'a..?


2 miesiące później.


Pogodziłam się już z myślą o tym, że jestem demonem, że chcą abym zniszczyła świat... Wszyscy moi przyjaciele są ze mną... Ale najbardziej Mikou-kun... On jest zawsze... Czuje, że mogę mu wszystko powiedzieć... Moje pierwsze wrażenie o nim... Było złudne... Wręcz powierzchowne... Mikou jest... Najwspanialszą osobą jaką znam... I moim największym wsparciem... Szłam lasem rozmyślając nad ostatnimi zdarzeniami kiedy to w oddali spostrzegłam Sian'a... Siedział nad jeziorem i puszczał kaczki po jego powierzchni... Podeszłam do niego.

- Hejka Sian! Co tam? – Uśmiechnęłam się wesoło. Odwzajemnił ten gest, ale jego uśmiech... Wydawał się być zmyślony... Taki smutny...

- Yoo Yui... - Powiedział... Usiadłam obok niego.

- Stało się coś..? – Spytałam niepewnie. Spojrzał na mnie.

- W sumie to nic... Myślałem tylko... Nad moją przeszłością... To co zdarzyło się Tobie... Było paskudne, ale pozbierałaś się po tym... A ja... Spójrz na mnie... Ja wciąż nie mogę... Mimo, że to było tak dawno... Ale ja pamiętam jakby to było wczoraj... - Szepnął smutnym, niepewnym głosem.

- Jeśli można... Czy mógłbyś mi to opowiedzieć..? – Spytałam...

- Jasne... - Powiedział obojętnie. – W sumie nie mam nic do stracenia...

- Obiecuję, że ja też Ci pomogę... Tak jak ty mi wtedy... Zrobię wszystko co w mojej mocy... Nie myśl, że Cię z tym wszystkim zostawię... - Powiedziałam, a on uśmiechnął się lekko i westchnął.

- Jakoś będę się z tym musiał pogodzić... Więc miałem trzy lata... Kochałem swoją rodzinę... Ona kochała mnie... Żyło mi się wspaniale... W beztroskim dziecięcym świecie... Wtedy jeszcze nie było w nim zła... Ani bólu... Była tylko miłość... Szczęście... Ale takie życie nie było mi przeznaczone... Pewnego pięknego dnia... Razem z rodziną wybraliśmy się na piknik... Słońce grzało... A ja jak to dziecko... Biegałem... Bawiłem się w lesie... No i oczywiście nie słuchałem rodziców... Wbiegłem do lasu... A rodzice pobiegli za mną, krzyczeli żebym nie wchodził tak głęboko... Bo las jest niebezpieczny... bo mogę się zgubić... Ale ja nic sobie z tego nie robiłem... Biegłem dalej... Ganiałem motylki... Skakałem po kamykach... W gruncie rzeczy bawiłem się wspaniale... Nie słuchałem rodziców... Jak zwykle... Przecież i tak nigdy nie było konsekwencji... Ale tym razem było inaczej... W jednej chwili krzyki moich rodziców żebym wracał... Ucichły... Żeby po chwili zmienić się we wrzaski... Wołanie o pomoc i o litość... Szybko zawróciłem... Pobiegłem w kierunku, z którego usłyszałem ostatni krzyk... Teraz było tam zupełnie cicho... Szedłem przed siebie... Aż doszedłem do polanki... Małej pokrytej kwiatami polanki... Niby nic urocza... Mała polanka... Na polance stał lekko pochylony nad czymś mężczyzna... Nie wyglądał... Zbyt... No po prostu miałem przeczucie... Że coś jest z nim nie tak... Wyglądał... Jakoś dziko... Podejrzanie... Po chwili usłyszałem za sobą szelest... Odwróciłem się... Bałem się... - Łzy spłynęły Sian'owi po oczach. – Przepraszam... - Szepnął i przetarł ręką swoje oczy... - Ale nic tam nie było... Potem spojrzałem... Z powrotem... W miejsce, w którym stał ten mężczyzna... Nie było go tam... Spojrzałem za siebie po raz kolejny... Nadal nic... Potem znów w miejsce, w którym stał ten gościu... Pusto... Dziwne pomyślałem... Obejrzałem się jeszcze raz za siebie... Wciąż bezpiecznie... Już chciałem wstać... Twarz... Twarz tego mężczyzny... Był może cztery mety... Cztery metry ode mnie... Patrzył w moją stronę... Jakby na mnie... Byłem spanikowany... Chciałem zniknąć... Krzyczeć... Uciekać... Ale tylko na niego patrzyłem... Na moje szczęście tylko patrzyłem... Po pięciu może dziesięciu minutach poszedł sobie... Ale dla mnie te minuty dłużyły się w nieskończoność... Miałem wrażenie jakby stał tam... Patrzył się na mnie... Godziny... Wstałem i podszedłem do miejsca... W którym widziałem go po raz pierwszy... A tam... Tam leżeli... Leżeli moi... Moi martwi rodzice... Martwi rodzice i pies... Płakałem... Płakałem po raz pierwszy w życiu... Krzyczałem... Błagałem... Dlaczego ja ich wtedy nie posłuchałem... Uciekłem... Biegłem... Nawet nie wiem ile... Przed oczami ciągle miałem ten widok... Widok moich rodziców... Zmasakrowanych... Całych we krwi rodziców... Nawet się nie pożegnałem... Uciekłem jak ten tchórz... To była moja wina... Moja wina, że zginęli... Gdybym ich tylko wtedy posłuchał... Nie... Nie skończyło by się to w ten sposób... Ale byłem głupi... Potem znalazła mnie policja... Nie byłem w stanie im pomóc... Nic powiedzieć... Mamrotałem tylko bzdury... Na następny dzień... Policja znalazła moich rodziców... Ja nawet nie byłem w stanie powiedzieć jak wyglądał... Ten człowiek... Ten morderca... Wysłali mnie do domu dziecka... gdzie poznałem Mikou... Miałem 3 lata... Kiedy Mikou został moim przyjacielem... Bratem... Zajmował się mną... Mimo, że był w tym samym wieku co ja... Z nim znowu czułem... Że mam rodzinę... Że nie jestem zupełnie sam... Że mam kogoś... Na kim mogę polegać... Dwa lata później... Na sierociniec napadły wampiry... Zabiły wszystkich... Niczego nie oszczędziły... Tylko ja i Mikou... Tego wieczora... Byliśmy poza sierocińcem... Jak zwykle się wymknęliśmy... Gdy wróciliśmy... Wszyscy byli martwi... Zmasakrowani... We krwi... Przypomnieli mi się moi rodzice... A tak dawno nie płakałem... Aż do teraz... Ale tu już nie byłem sam... Mikou był ze mną... Przytulił mnie, pocieszył... Nie zostawił... Uciekliśmy z miasta... Znaleźliśmy nasz teraźniejszy domek... Zamieszkaliśmy tu... A potem szukaliśmy... Tych wampirów... Jeszcze tego samego roku wszystkie były martwe... A my przygarnęliśmy do naszej rodziny Shinje... Zostaliśmy łowcami demonów i innych bestii kryjących się w tym lesie... Ale tak naprawdę gdyby nie Mi-chan... To już by mnie tu dawno nie było... Zawsze ze mną był... Wtedy kiedy było mi ciężko... I źle... Ale też wtedy kiedy było cudownie i wesoło... Nigdy mnie nie zostawił... Zawsze ze mną był...

- Naprawdę tak o mnie myślisz..? – Usłyszeliśmy głos Mikou dochodzący zza nas. Był taki ciepły i przyjemny...

- Mi-chan? - Szepnął pytająco Sian nie odwracając się...

-Tak braciszku... - Powiedział Mikou i usiadło obok Sian'a. Brunet lekko oparł się głową o ramie brata...

- Tak... Tak myślę... - Szepnął ledwo dosłyszalnym głosem Sian. Mikou lekko go przytuli i patrząc na niego powiedział:

-Nie płacz... Już jest w porządku... Jestem tu... Nigdy Cię nie zostawię... Obiecuję... Nawet mi by to przez myśl nie przeszło... Braciszku...

- Yhym... - Mruknął Sian i kiwnął głową. – Wierzę Ci... - Powiedział wtulając twarz w klatkę piersiową brata... Mikou Zaczął go gładzić dłonią po głowie... W tym Momocie z krzaków wybiegła uśmiechnięta Shinja.

- Pogaduchy?!! I to beze mnie?!! Jak śmiecie!!! – Krzyknęła śmiejąc się. W tym samym Momocie wszyscy wybuchliśmy śmiechem... Tak Shinja zawsze umie rozwalić poważną sytuacje... I obrócić wszystko w żart... Za to ją kochamy bez niej byłoby nudno... Nawet Sian śmiał się teraz z nami. Mimo wszystko razem jesteśmy szczęśliwi... Tworzymy taką dość nietypową rodzinkę... Ale najlepszą i najprawdziwszą... Jaką miałam... I o jakiej niektórzy mogą tylko pomarzyć... Kocham ich wszystkich... Nic nie może zmienić tego kim jesteśmy... Jacy jesteśmy... I że jesteśmy razem... Na zawsze...

Sian ^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top