Wiadomość

Cześć wszystkim... Wrzucam, wam kolejny rozdział tego dziwacznego tworu, który wychodzi spod moich rąk. Szczerze to zastanawiam się jak wy możecie czytać te bazgroły. Przecież to nie ma ani ładu, ani składu, że już o stylu nie wspomnę... Przyznam się, że sama jakoś nie jestem zadowolona z tego rozdziału.Ale skoro lubicie moją pracę, to bardzo się cieszę i jestem wzruszona. Oczywiście jak widzicie jakieś błędy, dajcie mi znać poprawie.

Dzisiaj dedykuję rozdział:
MiszaPL za natchnienie mnie do napisania tego wątpliwej, jakości dzieła (mamy zarezerwowany jeden pokoik w piekle xD)
asami-chi za to, że po prostu jesteś
own_hurricane bo twoje opowiadanie również natycha mnie do pracy i Viktor pierwszy raz w rozdziale nie zjebał :)

Chcesz wiedzieć, w jakim celu Chris pojechał do Tokio. Odpowiedź znajdziesz w najnowszym rozdziale Wiadomość. Zapraszam na kolejną część opowiadania Czy się jeszcze spotkamy....

***


     Całonocna podróż samolotem odbiła się dosyć niekorzystnie na samopoczuciu młodego Japończyka. Mimo tego, że znaczną część życia spędził latając na różnego rodzaju zawody to jednak ten lot był jednym z gorszych. Będąc jeszcze na pokładzie marzył, żeby wylądowali jak najszybciej, a to za sprawą uciążliwego dzieciaka, siedzącego na miejscu za nim. Yuri nigdy nie mówił źle o dzieciach, nawet jeśli chodziło o trzy diablęta swojej przyjaciółki Yuuko, które w porównaniu z tym gówniarzem były wręcz aniołkami. Nie dosyć, że przez dłuższy czas głośno się zachowywał, - bo matka oczywiście nie zwracała na to uwagi, co bardzo irytowało pasażerów, - to dodatkowo, gdy stewardessa zwróciła uwagę kobiecie - chłopak zaczął kopać nogą fotel zajmowany przez bruneta. Na całe szczęście samolot wylądował na płycie lotniska planowo, czyli o 11:35. Yuri wyszedł z pokładu przeżuty jak guma do żucia przyklejona do chodnika i przedeptana milion razy, ale szczęśliwy, że ten feralny lot wreszcie dobiegł końca. Jęknął jednak zdołowany, uświadamiając sobie, że musi jeszcze odebrać bagaż, a następnie dostać się do tego ośrodka sportowego. Z tak pesymistycznym nastawieniem skierował się po odbiór swojego ekwipunku. Uśmiechnął się wymuszenie, kiedy w końcu po ponad dwóch kwadransach wreszcie mógł skierować się do wyjścia. Przeszedł przez halę nie spodziewając się żadnych dodatkowych niespodzianek, czy utrudnień.

- Katsuki? Katsuki Yuri? - Słysząc, że ktoś go woła podniósł zaspany i lekko otępiały wzrok, aby zlokalizować osobę, do której należał ów głos. Rozejrzał się po hali, jednak zmęczenie odbierało jasność myślenia. Nie mogąc przez dłuższą chwilę ustalić źródła dźwięku stwierdził, że najzwyczajniej w świecie się przesłyszał. Począł się kierować dalej w stronę wyjścia, gdy nagle napotkał na swojej drodze, przeszkodę w postaci dosyć wysokiego mężczyzny, o blond włosach oraz przenikliwych zielonych oczach.

- Przepraszam czy....

- Ty jesteś Katsuki Yuri? Miło mi cię poznać Katsuki - odparł radośnie mężczyzna, wyciągając w kierunku bruneta dłoń w celu przywitania - Jestem Tetsuhiro Nakamae i począwszy od dziś będę twoim osobistym trenerem. Wyglądasz strasznie, podróż musiała cię wykończyć - dodał z uśmiechem.

- Mnie również miło pana poznać. Nie przypuszczałem, że ktoś będzie tu na mnie czekał - odwzajemnił gest, kłaniając się dodatkowo. Mimo zmęczenia ucieszył się z faktu, że nie będzie musiał sam tłuc się do ośrodka. Yakow pomyślał o wszystkim, nawet o tym by załatwić mu trenera, w dodatku jednego z lepszych.

- To jak możemy ruszać, czy masz tu jeszcze coś do załatwienia?

- Nie, nie już wszystko mam - ziewnął zasłaniając usta dłonią. - Przepraszam naprawdę jestem zmęczony i jedyne o czym marzę to wygodne łóżko.

- W takim razie chodź, zaparkowałem tu niedaleko samochód. Złapanie taksówki z lotniska o tej porze i tak graniczyłoby z cudem.

     Jadąc samochodem rozglądał się po okolicy. Ostatnim razem widział to miasto nieco ponad 3 miesiące temu, gdy wraz z Viktorem opuszczali Japonię, aby przeprowadzić się do Petersburga. Miasto tętniło życiem, co można było stwierdzić po zmianach, które dostrzegało się na każdym kroku. Tłumy ludzi jak zawsze sunęły ulicami w sobie tylko znanym kierunku, tysiące samochodów przemierzało drogi, aby dotrzeć do celu podróży. Brunet cieszył się, że nie musiał samodzielnie tułać się do Itabashi taksówkami, czy autobusami. Przymknął nieco zmęczone powieki, chcąc przynajmniej trochę odpocząć. Pierwsze, o czym a właściwie, o kim pomyślał był jego partner, który zapewne o tej porze jeszcze o tej porze smacznie spał lub został wyciągnięty przez Makkachina na poranny spacer. Twarz automatycznie przyozdobił delikatny uśmiech. Wyobraził sobie zaspanego Viktora, przecierającego oczy i mruczącego coś w stylu, że pudel nie ma serca dla swojego właściciela i budzi go o tak nieludzkiej porze.

- Co powiesz na to byśmy zaczęli treningi od jutra? Poza tym muszę się zapoznać z twoimi układami i podkładem muzycznym - bruneta z zamyślenia wyrwał głos nowego trenera. Wyprostował się, poprawił pas bezpieczeństwa, a następnie spojrzał na mężczyznę, próbując ogarnąć, co mężczyzna do niego powiedział.

- Jasne pasuje - odparł po dłuższej chwili namysłu.

- W takim razie zaczniemy przed południem, może koło 10:30. Odpowiada ci taka opcja...

- Uhm... - przytaknął jedynie gestem głowy. Chciał już wrócić do spokojnego półsnu, kiedy nagle jego komórka obwieściła nadejście wiadomości. Odblokował telefon i przeczytał treść. Delikatny rumieniec pojawił się na jego bladej twarzy, w trakcie czytania wiadomości od Viktora. „Czyli jednak Makkachin wyciągnął cię na ten poranny spacer. Biedny" pomyślał, rozczulając się na samą myśl o zaspanym rosyjskim łyżwiarzu, który zapewne został zmolestowany (przypis autora: i znów coś dziwnego se pomyślicie xD) przez ukochanego pupila. Wystukał zwrotną wiadomość informując partnera, że dotarł bezpiecznie do Tokio i teraz pod okiem nowego trenera jedzie do ośrodka, który przez najbliższe miesiące będzie jego domem. Podróż z lotniska zajęła im bardzo dużo czasu, przede wszystkim ze względu na fakt, iż dzielnica Itabashi położona była o ponad godzinę drogi od lotniska Narita, a dodatkową przyczyną były również korki, czy inne napotkane utrudnienia.

- Niedługo dotrzemy na miejsce. Powinieneś od razu położyć się spać, a od jutra zaczynamy ciężką pracę. W końcu twoim celem jest zdobycie złota - powiedział Tetsuhiro, przemierzając kolejne ulice i skrzyżowania. - Oto i jesteśmy... - dodał po chwili zatrzymując, granatowe Suzuki Swift przed jednym z wyższych budynków w okolicy, który z pozoru wyglądał, jak przeciętny blok mieszkalny. W rzeczywistości jednak ten siedmiopiętrowy budynek, o ścianach w kolorze oranżu pełnił rolę akademika. Brunet niespiesznie opuścił pojazd, rozprostował nieco wciąż zesztywniałe mięśnie jednocześnie rozglądając się po okolicy. Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy mężczyzna o przyprószonych siwizną włosach podszedł do nich witając się z panem Nakamae. Wymienili między sobą kilka zdań, aby następnie zwrócić się do bruneta.

- A to musi być nasza narodowa gwiazda. W reszcie mogę pana poznać, panie Katsuki - powiedział kłaniając się.

- Yuri, to pan Torosuke... pełni rolę portiera tego budynku. Jeśli będziesz miał jakieś problemy, zawsze możesz zgłosić się do niego po pomoc.

- Och, mnie również bardzo miło pana poznać - czekoladowe tęczówki młodego łyżwiarza spojrzały na staruszka z uznaniem. Krępa budowa ciała pozwoliła wnioskować, że mężczyzna wiele w życiu przeszedł, mimo to w jego oczach koloru płynnego karmelu dostrzegało się wielką radość, ale także coś na kształt ojcowskiej troski.

- Pański pokój już czeka przygotowany - oświadczył pogodnie siwowłosy mężczyzna. Po tych słowach cała trójka skierowała się na drugie piętro, gdzie znajdował się pokój, który oficjalnie miał być zajęty przez Katsukiego. Będąc już na miejscu pan Torosuke wyjął z kieszeni kluczyk otwierając drzwi do niewielkiego, dosyć skromnie urządzonego pokoiku i wręczył je brunetowi, po czym oddalił się. Trener zamienił jeszcze kilka słów ze swoim podopiecznym, w końcu jednak opuścił pomieszczenie zostawiając bruneta samego. Korzystając z ciszy i spokoju Yuri opadł na łóżko znajdujące się przy oknie, przymknął zmęczone powieki, wzdychając cicho. Chciał już tylko zakopać się w świeżą pościel i nie myśląc o niczym zasnąć. Niestety musiał się przynajmniej nieco odświeżyć po tej męczącej podróży, niechętnie, więc zwlókł się wygodnego posłania, poszperał w torbie poszukując przyborów do mycia oraz jakieś ubrania na zmianę. Będąc już gotowym ułożył się wygodnie na materacu i wtulając w poduszkę pozwolił sobie na sen.

     Dni spędzone w Tokio upływały bardzo szybko, wypełnione ciężką pracą na treningach. Trzeba przyznać, że łyżwiarz nie próżnował i począwszy od pierwszego dnia po przylocie zaczął ostro ćwiczyć nowe układy. Jego motywem przewodnim na najbliższy sezon zawodów z cyklu Grand Prix miało być „Wspólne szczęście". Właśnie przy pomocy tego układu oraz dosyć skomplikowanej kombinacji skoków chciał pokazać ludziom na całym świecie, jak bardzo jest szczęśliwy. Pozostawał tylko jeden zasadniczy problem, kombinacji poczwórnego z potrójnym i podwójnym toeloopem, wciąż jednak nie potrafił zgrać z całością programu.

- Powinieneś już na dziś skończysz. Musisz być potwornie zmęczony Yuri, w końcu trenujesz od kilku godzin - donośny głos trenera rozszedł się po pustej już hali lodowiska. Słysząc te słowa młody Japończyk zatrzymał się niemal natychmiast w miejscu, w którym się znajdował, po czym spojrzał w stronę bandy. Zielone oczy trenera obserwowały go bardzo uważnie, mężczyzna widział zaciętość i determinację w brunecie nie mógł jednak pozwolić by się przetrenował. - Zejdź z lodu zanim coś ci się stanie - dodał. Katsuki posłusznie skierował się w stronę wyjścia z lodowiska, wewnętrznie jednak czuł niedosyt i rozczarowanie swoją postawą.

- Może wprowadzenie tej kombinacji do programu dowolnego nie było dobrym pomysłem. Ciągle nie potrafię jej zgrać z resztą układu - westchnął, zdejmując z obolałych stóp łyżwy.

- Wydaje mi się... - trener Nakamae zaczął, dalej stał jednak z twarzą skierowaną w stronę lodowiska - ... że po prostu za bardzo się starasz. Nie zrozum tego opatrznie. Kiedy wykonujesz samą kombinację wychodzi ci bezbłędnie, jednak starając się ją wykonać w układzie za bardzo się na niej skupiasz. Inaczej mówiąc, starasz się na siłę wykonać ją dobrze i to cię dekoncentruje. Pozytywne nastawienie to podstawa sukcesu - dodał odwracając się w stronę Yuri'ego. Oparł się o bandę zaplatając ręce na torsie, posłał mu promienny uśmiech.

- Czy jest w tym coś złego, że chcę wykonać idealnie układ? - odparł zdołowany brunet.

- Nie, ale postawa już tak. Założę się o milion jenów, że podczas wykonywania układu w myślach powtarzasz sobie: „muszę to wykonać" albo „chcę zaskoczyć wszystkich, pokazać  im, a zwłaszcza Viktorowi, że coś mogę osiągnąć" - mężczyzna zaśmiał się widząc jak policzki bruneta z bladych zmieniły kolor na lekko czerwony.

- Ale?

- Żadnego „ale"... Staraj się być naturalny, wszak zawsze przekazywałeś swoje emocje i uczucia właśnie poprzez jazdę na łyżwach. Wykonując skoki nie myśl o tym, że musisz być najlepszy, albo musisz wszystkim, że stać cię na jeszcze więcej. Podczas skoków nie zaprzątaj swych myśli niepotrzebnymi pytaniami, a tym bardziej nie analizuj, czy masz szansę wykonać daną kombinację czy nie. Pomyśl raczej o tej jednej osobie, którą chcesz oczarować, a wszystko wyjdzie. Gwarantuję - oboje wyszli z hali kierując się w stronę szatni, gdzie w szafkach zostawili swoje rzeczy.

- Eeee panie Nakamae, mam jeszcze jedno pytanie - zaczął Yuri.

- Chyba nawet wiem, o co chcesz zapytać. Pod jednym warunkiem, a właściwie pod dwoma. Przemyślisz to, co powiedziałem no i w końcu wykonasz czysto cały układ dowolny. Jeśli ci to wyjdzie mogę się zgodzić na miesiąc wolnego. Do programu krótkiego nie mam zastrzeżeń, jest wyćwiczony idealnie. Umowa stoi?

- Skąd...? - zażenowany spuścił wzrok. W tym momencie zwykłe, proste adidasy, wydawały się zdecydowanie ciekawsze, a niżeli patrzenie w zielone oczy trenera.

- A tak jakoś zgadłem - zachichotał. - Więc jak przystajesz na te warunki?

- T-tak? - o ile to możliwe policzki bruneta przybrały wyjątkowo czerwonej barwy. Mimo to podali sobie ręce, chcąc przypieczętować zawarty układ.

     Po zakończonym treningu Katsuki nie chciał jeszcze wracać do domu. Pogoda była wprost idealna na spacer, promienie majowego słońca rozgrzewały ziemię, z kolei łagodny wiatr przynosił ukojenie. Grzechem byłoby, zatem siedzenie w czterech ścianach. Pożegnał się, więc z trenerem, a następnie udał do pobliskiego miejskiego parku. Włożył do uszu słuchawki, puścił ulubioną play listę, po czym ruszył chodnikiem w stronę parku Akatsuki. Kiedy dotarł do celu podróży rozejrzał się w około, w poszukiwaniu cichego, spokojnego i ustronnego moejsca, gdzie nikt nie mógłby zobaczyć. Przechadzając się parkowymi alejkami wzbudzał nie małe zainteresowanie wśród odwiedzających. Jakby nie patrzeć był jedną z rozpoznawanych osób w Japonii, zwłaszcza po ubiegłorocznych zawodach oraz oświadczeniu, iż jest w stałym związku z żywą legendą łyżwiarstwa figurowego.

- Satori spójrz! Przecież to Katsuki Yuri! - głośny pisk licealistki dotarł do uszu brązowookiego, pomimo, iż ten wciąż słuchał muzyki. Faktycznie po kilku sekundach podbiegły do niego dwie nastolatki w szkolnych mundurkach.

- Czy możemy sobie zrobić z tobą zdjęcie? I prosić o autografy? - zapytała dziewczyna ufarbowana na niebiesko z różowymi pasemkami (przypis autora: no cóż jakby nie patrzeć - Japonia - kraina cudów xD).

- Oczywiście - odparł. Uśmiechnął się nawet, lecz wprawne oko dostrzegłoby, że nie był zbyt szczęśliwy takim obrotem sprawy.

- Naprawdę? Naprawdę? Naprawdę? Naprawdę? Słyszałaś Yumi! - druga dziewczyna niemal zaczęła skakać z podekscytowania. Całe zamieszanie przyciągnęło znacznie więcej gapiów i „fanów", który marzyli o zrobieniu sobie zdjęcia z wicemistrzem.

     Wybawieniem z dosyć kłopotliwej sytuacji okazał się sms od tajskiego przyjaciela. Przeczytał ją szybko, po czym przeprosił wszystkich ludzi informując ich, że ma pilną sprawę do załatwienia. Nie minęło kilka sekund, a chłopak oddalił się przy akompaniamencie jęków zawodu. Wychodząc z parku odpowiedział na wiadomość, po czym szybko wrócił do akademika. Do bloku dotarł akurat w chwili, gdy tarcza słoneczna prawie całkowicie skryła się już za horyzontem. Wszedł na klatkę schodową, po czym udał się w stronę swojego pokoju. Po drodze minął kilkoro innych mieszkańców ośrodka, jednak ograniczył się jedynie do powiedzenia „dzień dobry". W końcu jednak znalazł się bezpieczny w swoim pokoju. Rzucił torbę gdzieś w kąt, a zaraz potem uruchomił laptopa. Nie minęło kilka minut, a urządzenie dało znać, że czeka go rozmowa na skypie. Przysiadł, więc na krześle, klikając jednocześnie słuchawkę odbierającą połączenie.

- Yuuuuuuri! - po drugiej stronie rozległ się entuzjastyczny głos Tajlandczyka. - Co tam u ciebie? Jak ci życie mija? - zapytał z szerokim uśmiechem na ustach. Katsuki czasem zastanawiał się czy przez przypadek jego przyjacielowi na stałe ktoś nie przykleił uśmiech, ponieważ nigdy nie widział go smutnego, zawsze wręcz tryskał radością i optymizmem.

- Cześć Phichit, u mnie jest nawet OK. Trochę ciężko na treningach, ale nie narzekam. Ten trener, którego teraz mam też jest w porządku.

- Czyli jednym słowem ci się podoba? - zapytał żywo Chulanont.

- No jest... nie mam co narzekać. Lepiej powiedź co tam u ciebie? Ćwiczysz do tegorocznego Grand Prix?

- Weź daj mi spokój Celestino zamienił się w istnego rzeźnika - zaśmiał się serdecznie Tajlandczyk. - Cały czas mi marudzi nad uchem, że nie mam tyle czasu spędzać na Instagramie i nie robić tyle selfie. No, ale ja muszę wiedzieć, co się dzieje na świecie. I muszę informować świat o tym, co ja wiem - dodał z chytrym błyskiem w oku.

- Co na przykład wiesz? - zapytał brunet poprawiając okulary, które ześliznęły mu się z nosa (przypis autora: Yuri jak ja znam ten ból xD).

- A chociażby to, że Chris się chwali, że chce spędzić wakacje marzeń z tym swoim Masumim w gorących źródłach należących do twojej rodziny.

- Eee no prawda... Chris ma przylecieć w piątek po południu tutaj do Tokio. No w sumie to jutro. Ma tu spędzić weekend, bo ten jego facet ponoć przyleci z USA dopiero w niedzielę. No to mu zaproponowałem, że go trochę oprowadzę i przede wszystkim odbiorę z lotniska - wyjaśnił Yuri.

- Też by sobie uciekł na wakacje - wyjęczał. - Niestety Ciao Ciao mnie pilnuje. Normalnie jest gorzej niż w więzieniu. Łeeeee Mimi nie wolno!!! - Japończyk, aż podskoczył słysząc nagły wrzask przyjaciela, który niespodziewanie zniknął sprzed kamerki.

- Phichit? - zapytał zaskoczony. Nie uzyskał jednak odpowiedzi, słyszał jedynie jakieś dziwne odgłosy dochodzące z bliżej nieokreślonego miejsca w domu Taja.

- Wybacz Yuriś, Mimi dobrała się do smakołyków. Nie wolno jej tyle jeść, bo ostatnio się jej przytyło - po krótkiej chwili śniadoskóry wrócił na poprzednie miejsce trzymając swoje trzy chomiczki na rękach.

- Mogłem się domyślić, że to chodzi o te twoje małe łobuzy... - zachichotał brunet.

- Mimi, Łatka, Pari...* przywitajcie się z wujkiem Yuri'm - zwierzaki nie były zbyt zainteresowane przywitaniem się, co dało się bardzo łatwo zauważyć. Każda chomiczka niemal natychmiast poszła w swoją stronę. - Kochane są, ale tak jak mówisz to małe łobuziaki i do tego straszne cwaniary - dodał po chwili Phichit. Obaj łyżwiarze rozmawiali jeszcze długo, o różnych głupotach, czy śmiesznych sytuacjach, jakie przydarzyły się im w ostatnim czasie. Oczywiście przygody, jakie przeżył brunet nijak się miały do tych, o których opowiadał mu Phichit. Zresztą nie było się czemu dziwić. Tajlandczyk zawsze był otwartą i śmiałą osobą, więc potrafił szybko nawiązać rozmowę z każdym człowiekiem.

- Phichit wiesz... chyba powoli będę już kończył - okularnik spojrzał na zegarek w rogu komputera, który wskazywał 22:15.

- Czemu? Tak źle ci się ze mną gada? Nie... nie jasne, że nie, tylko po prostu chciałem się iść trochę odświeżyć, bo jeszcze będę rozmawiał z Viktorem.

- Ale przecież już prawie noc? Viktor chyba śpi...

- Eeee, ale z ciebie gapa... Przecież on jest w Petersburgu. Różnica czasu Phichit, różnica czasu - puścił oczko do przyjaciela.

- A no fakt... dobra to ja się roz.. - Tajlandczyk zamarł na chwilę, tak jakby ktoś odciął mu zasilanie, po czym uderzył się otwartą dłonią w czoło. - Kurcze Yuri! Już wiem co miałem ci jeszcze powiedzieć! - wrzasnął z takim podekscytowaniem, jakby właśnie został mianowany przez chomiki na króla.

- No co jeszcze chciałeś mi powiedzieć? - dopytywał się.

- Nie uwierzysz jak ci powiem... Siedzisz?

- Tak siedzę, ale chyba zaczynam się bać, co takiego wymyśliłeś tym razem - w głosie Yuri'ego dało się słyszeć lekkie wahanie.

- W przyszłym roku szykuje nam się ślub! Celestino się oświadczył! - Chulanont obserwował jak szczęka przyjaciela dosłownie leci w dół na spotkanie z podłogą. - Ale zgadnij z kim? - dodał tajemniczo.

- Nie mam pojęcia bladego?

- Z tą twoją nauczycielką baletu, Minako... - wiadomość ta wywołała nie mały szok u bruneta, jednak w jego czekoladowych oczach dało się zauważyć wielką radość, związaną ze szczęściem bliskich mu osób.

     W końcu jednak pożegnał się z przyjacielem i dalej w dobrym nastroju skierował się do łazienki, a także zjadł na szybko jakąś kolację. Siedząc na łóżku oczekiwał na połączenie z Rosjaninem. Wieczory były najgorsze, ponieważ Yuri zawsze spędzał je samotnie. Westchnął cicho spoglądając na fotografię stojącą na nocnej szafce, która przedstawiała uśmiechniętego Viktora witającego się z Makkachinem po powrocie z Barcelony. „Cholernie za tobą tęsknię Vitya" przeszło mu przez myśl, kiedy wtulał się w bluzę byłego trenera. W takich momentach to właśnie ona, a także kawałek złotego metalu na palcu były jedynym namacalnym dowodem, że związek z Viktorem Nikiforovem nie był snem a prawdą. Po bladym policzku pociekła samotna łza, która szybko wsiąknęła w materiał. Drgnął nieznacznie, kiedy usłyszał charakterystyczny sygnał nawiązywania rozmowy.

- Hej Viktor... Co tam u ciebie? Byłeś na treningu? - ledwie odebrał rozmowę, a po drugiej stronie ujrzał mężczyznę swojego życia.

- Cześć Yuriś, u mnie jak zawsze jakoś leci, chociaż tak tu smutno bez ciebie - odparł Rosjanin. - Nie martw się grzecznie chodzę na treningi. Yakow nawet jest ze mnie dumny, że nie chcę mu uciekać - mimo, że Viktor próbował żartować to jednak dało się wyczuć w jego głosie tęsknotę i smutek. Zresztą nie było się, czemu dziwić, Katsuki sam też bardzo tęsknił i chciał być teraz razem z ukochanym, a nie z dala od niego.

- Ooo Makkachin, cześć piesku - powiedział Yuri, w chwili gdy pupil dołączył do opiekuna. - Co tam u ciebie? Pilnujesz swojego pana tak jak mi obiecałeś? Nie opuszcza treningów? - pies jakby rozumiejąc słowa bruneta spojrzał na Viktora z nutą podejrzliwości, tak jakby chciał w nim wzbudzić poczucie winy. Nikiforov nie mógł po dłuższej chwili znieść tego oskarżycielskiego wzroku i wybuchnął łamiącym się głosem.

- No dobrze już dobrze przyznaję się - wyjęczał. - Tylko już nie patrz na mnie takim oczami. Nie było mnie wczoraj ani dzisiaj na lodowisku. Po prostu mi się nie chciało trenować i zrobiłem sobie wolne - wyznał na jednym wydechu (przypis autora: pies kabel xD). W tym momencie Yuri nie wiedział, czy ma opieprzyć partnera za to, że nie dotrzymuje słowa, czy płakać ze śmiechu na widok załamanej miny, jaką zrobił Viktor. - Yuri coś ty zrobił mojemu kochanemu psiakowi. Czemu on bardziej trzyma twoją stronę, a nie jest za swoim panem.

- Po prostu, chyba nawet twój pies jest bardziej odpowiedzialny niż ty sam - odparł płacząc ze śmiechu.

- Ale ty jesteś niedobry - prychnął platynowowłosy, strzelając pospolitego focha. Rozmawiali ze sobą dosyć długo, niestety w końcu zmęczenie wygrało. Brunet praktycznie już przysypiał, więc powoli trzeba było zakończyć rozmowę.

- Kocham cię Vitya - powiedział z uczuciem patrząc w morskie oczy Nikiforova.

- Ja ciebie też mój słodki Katusdonku. Wyśpij się i obiecuję, będę grzeczny. Paaaaa - rozmowa została zakończona.

     Dzień, jak to zwykle ma w zwyczaju, nadszedł zdecydowanie za szybko. Natarczywe promienie wiosennego słońca wtargnęły przez niezasłonięte okno do pokoju Japończyka, zatrzymując się właśnie na łóżku. Czując nieznaczny dyskomfort śpiący chłopak odwrócił się od natarczywego źródła światła, dodatkowo zakopując się całkowicie w pościeli. Długo jednak nie pospał, ponieważ natarczywy dźwięk budzika obwieszczał, że najwyższy czas wstawać. Niezadowolony z tego faktu Yuri wyłączył piekielne urządzenie, mimo wszystko podniósł się niechętnie przecierając zaspane oczy. Wyciągnął w końcu rękę w poszukiwaniu okularów, które najzwyczajniej świecie leżały sobie na szafce obok. Odzyskując ostrość widzenia, zerknął na godzinę, po czym wygramolił się z łóżka.

- Co prawda Chris ma przylecieć dopiero po 14.00, ale lepiej wyjechać wcześniej. Korki i te sprawy, poza tym muszę jeszcze iść odebrać samochód z wypożyczalni - mruknął do siebie. Podszedł do szafy stojącej w przeciwległym rogu pokoju i wyjął z niej jasne jeansy oraz pierwszą lepszą koszulkę. Nie zapomniał również o zabraniu bielizny, a następnie zamknął drzwi szafy.

- Co jest? - nagle poczuł, że cały budynek nieznacznie zadrżał. Nie był to jakiś silny wstrząs, a wręcz przeciwnie. Po krótkiej chwili Japończyk uświadomił jednak sobie, że musiał to być lekki wstrząs ziemi i teoretycznie nie powinien się tym przejmować, ze względu na fakt, iż takie zjawiska  są w Japonii czymś normalnym. Przypomniał sobie jak na geografii w liceum nauczyciel tłukł im do głowy, że ze względu na ciągłą aktywność geologiczną kraj ten uznawany jest za jeden z najmłodszych, a procesy go kształtujące zdarzają się także i obecnie**. Brunet, więc nie zaprzątał sobie więcej głowy tym wstrząsem, który trwał krócej niż mrugnięcie okiem. Wszedł do łazienki zdejmując ciuchy służące za piżamę, po czym odkręcił kran, nastawiając odpowiednią temperaturę wody. Ciepłe krople spływające po nagim ciele pozwalały się odprężyć, odganiając resztki snu. Będąc już gotowym wyszedł spod prysznica, wysuszył się, a następnie założył przygotowane wcześniej ubrania. Po wszystkim wyszedł z pomieszczenia wycierając jeszcze wilgotne nieco włosy, założył na palec pierścionek i już chwytał za bluzę Viktora, kiedy poczuł kolejny wstrząs. Ten jednak był zdecydowanie silniejszy. Zaniepokojony wyjrzał przez okno, jednak ludzie chodzący po ulicach zdawali się nie przejmować tymi drganiami. „Widocznie tutaj wstrząsy są silniejsze. W Hasestu tak silne wstrząsy rzadko są spotykane, a ostatnie trzęsienie ziemi tragiczne w skutkach miało miejsce ponad 40 lat temu" przypomniał sobie opowieści rodziców. Wrócił, więc do przerwanej czynności, starając się nie panikować. Niestety spokój trwał jednak bardzo krótko, w niedługim czasie po drugim wstrząsie przyszedł trzeci - najsilniejszy. Siła drgań ziemi pozbawiła Yuri'ego stabilności, który upadł na podłogę. Nie wiedział, co ma w tej chwili robić, patrzył tylko jak strop w okolicy drzwi opada zasypując gruzem jedyną ewentualną drogę ucieczki. Z uwagi na brak lepszego pomysłu wgramolił się szybko pod biurko, nie myśląc nawet czy robi dobrze. Leżąc na ziemi czuł, że drgania stają się coraz silniejsze, a blask słońca powoli zastępowała ciemność. Sterta gruzu całkowicie odgrodziła go od świata zewnętrznego, miał jedynie świadomość, że nad nim leży pięć kondygnacji tego cholernego budynku.

- Przepraszam Vitya - to były jedyne słowa, jakie zdołał wypowiedzieć nim jego umysł również pochłonęła ciemność.

     W Petersburgu wciąż panowała noc. Większość ludzi spała, próbując w domowym zaciszu wypocząć przed kolejnym pracowitym dniem. Jedną z takich osób był niebieskooki rosyjski łyżwiarz figurowy, pięciokrotny złoty medalista. Na uśpionej twarzy panował błogi spokój, nieświadom, jaki horror w tym samym momencie przeżywał jego partner. Idealna cisza, przerwana popiskiwaniem śpiącego, beżowego pudla, została jednak zmącona przez dziwny, niezidentyfikowany odgłos. Czujny pies natychmiast otworzył czarne ślepka, rozglądając się za źródłem tego hałasu i nastawiając uszu. Dźwięk ten powoli napawał przerażeniem psie serduszko wstał, wobec tego z posłania, po czym skierował ciche kroki w stronę łóżka, na którym spał jego ludzki towarzysz. Zaskomlał cichutko, chcąc zwrócić na siebie uwagę, gdy jednak to nie pomogło wskoczył na posłanie, trącając swojego pana łapką.

- Mmmmm.... Yuri daj mi jeszcze pospać - jęknął. Pupil jednak nie dawał za wygraną zwłaszcza, iż ten dziwny dźwięk znów powrócił. Dalej trącał mokrym noskiem śpiącego mężczyznę. Łyżwiarz w końcu po dłuższym czasie otworzył zaspane oczy. Ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie skąpane nadal w mroku.

- Makkachin, czemu mnie obudziłeś. Jest 4:10 zwariowałeś, nie pora ma spacer - powiedział nieco ostrzej, patrząc groźnym wzrokiem na kudłatego psa. Ten jedynie w odpowiedzi zaskomlał wystraszony. - No już, już nie jestem zły, ale nie rób tak więcej - nagle do jego uszu doszedł również ten nieznany dźwięk. Dopiero teraz zrozumiał, że pisak mógł się przestraszysz, pogłaskał, zatem pupila po łebku i sam począł nasłuchiwać skąd dochodzi ten dziwny odgłos. Spuścił bose stopy na drewniany parkiet, chciał odnaleźć źródło dziwnego dźwięku, odpowiedź jednak znajdowała się dosłownie w zasięgu jego nóg. Przesuwając nieco jedną stopę szturchnął jakiś przedmiot, który znów kolejny raz zaczął brzęczeć. Dopiero wówczas uświadomił sobie, że ktoś próbował się do niego dodzwonić, a ten dźwięk wywołany był po prostu telefonem wibrującym na drewnianej podłodze. Przez parę chwil zastanawiał się, czemu telefon leżał akurat w takim miejscu. Szybko jednak przypomniał sobie, że w przed snem przeglądał zdjęcia ukochanego Japończyka, kiedy zasnął telefon najpewniej musiał zsunąć się z pościeli. Podniósł aparat z zamiarem zobaczenia, kto tak natarczywie próbuje się z nim skontaktować, w tej samej jednak chwili jego oczy zostały oślepione, przez przeraźliwie jasny wyświetlacz. Załzawionym wzrokiem spojrzał na ekranik. Udało mu się jedynie ustalić, że dzwonił do niego "Chris", Rosjanin nie wiedział, czego może on chcieć, ale postanowił odebrać i zdrowo ochrzanić natrętnego Szwajcara. Przycisnął zieloną słuchawkę, przyłożył ją do ucha i już chciał się odezwać, jednak uniemożliwił mu to głos z drugiej strony.

- No wreszcie odebrałeś Nikiforov. Dzwonię do ciebie od 20 minut - powiedział z wyrzutem Szwajcar.

- Chris jakbyś nie zauważył jest po czwartej rano, normalni ludzie o tej porze spokojnie sobie śpią. A jak ty nie masz nic ciekawszego do roboty to przynajmniej daj odpoczywać innym - burknął zirytowany całą sytuacją.

- Gdyby ta wiadomość nie była ważna to chyba bym nie dzwonił - słysząc zdenerwowany głos Chrisa, platynowowłosy, aż wstrzymał oddech. Jego kolega z lodowiska nigdy nie był tak poważny i stanowczy, a to mogło świadczyć tylko o jednym. Sprawa była naprawdę bardzo ważna.

- Dobra mów, o co chodzi?

- Miałem dzisiaj, a właściwie wczoraj lecieć do Tokio, bo planowałem krótkie wakacje w gorących źródłach razem ze swoim chłopakiem - zaczął tłumaczyć Szwajcar.

- Spóźniłeś się na samolot i dzwonisz, żeby mi przekazać tę wiadomość osobiście - prychnął przerywając wywód blondyna.

- Nikiforov! Może dasz mi do cholery skończyć! - krzyknął. - Czekam teraz w Pekinie na lotnisku, mieliśmy wylatywać o 9:50 lot jest jednak odwołany, ponieważ... - nabrał nieco powietrza w płuca - Lotnisko Narita zostało zamknięte z powodu silnego trzęsienia ziemi jakie nawiedziło Tokio - słysząc te słowa Viktor zamarł w szoku, przykładając dłoń do twarzy. - Dodatkowo najsilniejsze wstrząsy odnotowano w dzielnicy Itabashi, tam gdzie przebywa Yuri. Z informacji, jakie zostały podane do mediów wynika, że niemal cała dzielnica legła w gruzach. Nie chcę źle wróżyć, bo może go tam wtedy nie było, ale nie odbiera ode mnie telefonów, więc... 

     Reszty słów wypowiedzianych przez szwajcarskiego przyjaciela, Rosjanin już nie słyszał. Telefon jeszcze do niedawna trzymał w dłoni wysunął się z niej spadając ponownie na podłogę. Błękitne oczy w jednej chwili zaszkliły się od łez, które niekontrolowanie zaczęły płynąć po policzkach. Przed oczami stanęła mu nagle uśmiechnięta twarz partnera. Nie mógł uwierzyć, że jego ukochany Yuri, z którym rozmawiaj jeszcze kilka godzin temu, prawdopodobnie teraz walczy o życie uwięziony pod warstwą kamieni. Oboje w tamtym momencie niestety nie byli świadomi, że ta rozmowa może być ich ostatnią.

***
*Imiona chomiczków Phichita, to tak naprawdę imiona moich chrzestnych szczurków, a właściwie szczurzyczek, które są bardzo słodkie i kochane. Potrafią być jednak strasznymi łobuzami i cwaniarami xD. A scena ze smakołykami też miała miejsce, kiedy się nimi opiekowałam pod nieobecność ich mamy :').
** Nie ma to jak pochwalićsię swoją pracą licencjacką w opowiadaniu :D
 
No i tak na zakończenie, to przepraszam pewne osoby, z którymi przez tak długi okres czasu pogrywałam. Ale zastanawia mnie, to że uwierzyliście, że Yuri mógłby zdradzić Viktora z Chrisem xD. Sorry nie bądźcie źli i nie mordujcie mocno... Jeszcze raz szczerze przepraszam, ale to też było odreagowywanie studiów :). No to pozostało czekać na kolejny rozdział. Bay xD

P.s. Rozdział po korekcie, bo znalazłam kupę baboli i pousuwanych wyrazów. Nie wiem czy to w całości moja wina, czy też nie przyczynił się do tego wattpad.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top