Pożegnanie
No i pojawił się drugi rozdział. Wreszcie! Przepraszam, że tak długo to trwało, ale no tak jakoś wyszło. Od razu mówię, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, ale zapewniam, że będzie :)
Chciałam jeszcze podziękować kilku wyjątkowym osobom, które mocno mnie wspierały podczas pisania, a są to:
Wodorus - za to, że dawała dyskretnego kopa do działania
own_hurricane - za to, że podzieliła się ze mną mocą twórczą
viperaseth - za to, że tyle lat ze mną wytrzymujesz i jeszcze ci się nie znudziło i że twój psiak posłużył mi za wzór do Makkachina :)
Oczywiście jak kto widzi błędy... czy coś nie tak proszę pisać w komentarzach, albo na priva. Poprawię :)
No i jeszcze ciekawe zaproszenie. Idąc w myśl znanego tekstu z reklam postanowiłam je lekko zmodyfikować, by pasowały do opowiadania:
Czy jesteś gotów na mocne wrażenia? Yuri już podjął wyzwanie STRACHU! Wszedł na pokład Aeroflota :)
No i po tym miłym akcencie zapraszam do lektury...
*****
Dni, które pozostały do wyjazdu Yuri'ego mijały w zastraszająco szybkim tempie. Przez ten czas Viktor próbował udowodnić wszystkim, a zwłaszcza swojemu partnerowi, że da radę być zarówno trenerem jak i zawodnikiem jednak im bardziej się starał tym gorzej wychodziły mu treningi.
Brunet siedział na ławce rozkoszując się chwilą zasłużonego odpoczynku, oglądając próby rosyjskich zawodników. Szczególną uwagę zwracał na swojego trenera, który mimo usilnych prób zawalał każdy skok po kolei. Ciszę, którą do tej pory zakłócał jedynie dźwięk ostrzy sunących po lodzie, lub sporadycznie odgłos upadku nagle został przerwany przez okropny wrzask.
- Paszoł won mi z tego lodu, bo se jeszcze nogi połamiesz cholero jedna! – Yakow, trener rosyjskiej kadry łyżwiarskiej wrzeszczał na najstarszego podopiecznego. – Już ci totalnie ten mózg wyżarły te amory! Złaź z lodu i to już, bo sam cię zwlekę!
- Przecież było dobrze. Nie zrobiłem żadnego błędu – odburknął Nikiforov. Podjechał do bandy, gdzie stał trener, próbując się dowiedzieć, co tym razem zrobił źle. Przeszedł przez drzwiczki oddzielające taflę lodowiska od parkietu i siadł na ławce biorąc przy okazji wodę mineralną. Reszta łyżwiarzy zatrzymała się podziwiając z wielkim entuzjazmem rozgrywającą się scenę.
- Ty to nazywasz jazdą... to raczej zarzynanie niewinnego kota za pomocą łyżew. W życiu nie widziałem tak niechlujnie wykonanej sekwencji kroków. Już nie wspomnę o tym najeździe do Axela. Co to miało być? Ranisz moje oczy i to bierne lodowisko. – Słowa te spowodowały, że na ustach bruneta zagościł lekki uśmieszek. Do tej pory pamiętał, jak podczas Hasetsu na lodzie w Ice Castle Viktor wypowiedział dokładnie takie same słowa do niego. Reszta łyżwiarzy przebywająca nadal na lodowej tafli również przysłuchiwała się temu jak Yakow rugał siwowłosego. Największy ubaw miał naturalnie Jurij, który cały czas rzucał kąśliwe uwagi w stronę starszego kolegi. Georgij i Mila z kolei w ogóle się nie odzywali przenosząc swój wzrok z trenera na Viktora i na Yuri'ego.
- Przepraszam, masz rację nawaliłem – westchnął. Dalej jednak wysłuchiwał kazania, jakie przygotował mu Feltsman.
- Zabierz tą niemotę i to jak najszybciej, bo naprawdę nie wytrzymam z nim dłużej. Jeszcze jaką krzywdę sobie zrobi i tyle z niego pożytku będzie. – Staruszek zwrócił się do bruneta, ale nieco łagodniejszym głosem i szczerym uśmiechem. Ten nic nie mówiąc, chwycił towarzysza pod rękę wyprowadzając go z hali. W oddali dało się jeszcze słyszeć wrzaski Yakow'a, który tym razem uwziął się na najmłodszego – Jurija. Przeszli przez długi korytarz, kierując się w stronę szafek, gdzie zostawili niepotrzebne rzeczy.
Wyszli razem przez oszklone drzwi, które oddzielały ciepłe wnętrze Pałacu Lodowego, od mrozu panującego na dworze. Z uwagi na fakt, że brunet nie tolerował zbytnio tak niskich temperatur od razu naciągnął mocno na głowę czapkę, owinął szczelnie szalik wokół szyi i wsunął dłonie do kieszeni, aby złapać, chociaż trochę więcej zbawiennego ciepła. Siwowłosy widząc, że jego ukochany niemal trzęsie się z zimna od razu przygarnął go ramieniem do siebie, chcąc przynajmniej odrobinę ogrzać drożące ciało partnera. Japończyk spojrzał z wdzięcznością na wyższego mężczyznę i mimo, iż jego zabieg nie pomógł za wiele to i tak poczuł przyjemne ciepło w swoim sercu. Uczucie, jakim darzył go Rosjanin było niesamowite, cenił sobie każdą wspólną chwilę spędzoną razem. Do tej pory czasem łapał się na tym, że ciężko mu uwierzyć, iż ktoś taki jak sam Viktor Nikiforov zwrócił uwagę na tak niepozorną istotę, jaką był Japończyk. Wziął go pod swoje skrzydła, trenował, a w końcu został jego partnerem. Był naprawdę szczęśliwy i chciałby ten stan rzeczy trwał wiecznie. Ich wspólne szczęście zależało jednak od podjętej decyzji. Wiedział, że postąpił słusznie. Martwił się jednak jak Viktor poradzi sobie w czasie jego nieobecności. Zawsze sądził, że tego mężczyznę o hipnotyzującym spojrzeniu otaczają tłumy. I w istocie tak było otaczali go fani, dziennikarze, znajdował się w centrum uwagi, jednak dopiero, kiedy go poznał, gdy Rosjanin pojawił się w Hasetsu, Yuri zauważył i zrozumiał, że tak naprawdę był samotny. Oboje skierowali się na parking, gdzie stało kilka samochodów. Jednym z nich był granatowy Ford Fiesta, do którego zmierzali. Wrzucili torby do bagażnika, po czym weszli do środka. Viktor od razu odpalił silnik, włączając jednocześnie ogrzewanie.
- Wiesz co Yuri? – Viktor nagle zagadnął, zapinając pas bezpieczeństwa. – Mam świetny pomysł i liczę, że się zgodzisz – dodał z uśmiechem.
- Hmmm? Jaki? Chyba zaczynam się bać – odpowiedział nieco zaskoczony.
- Zabieram cię na coś dobrego do mojej ulubionej kawiarni. Taka nasza ostatnia randka, przed twoim wyjazdem – powiedział wesoło. Radość ta jednak była tylko pozorna, tak naprawdę serce Rosjanina przepełnione było smutkiem, żalem i tęsknotą.
- Dobrze, jestem za... Chociaż po dzisiejszym treningu nie powinna ci się należeć nagroda – odparł z politowaniem.
- No to ustalone, tylko najpierw może zajrzymy do domu. Trzeba by się było odświeżyć i przebrać. A poza tym trzeba sprawdzić czy Makkachin nie rozniósł mieszkania. – Ruszył z parkingu i skierował się w stronę mostu Aleksandra Nevskogo. Jechali dosyć wolno, a to ze względu na rozpoczynające się godziny szczytu i związane z nimi powroty petersburżan do swoich mieszka, po za tym warunki również nie były zbyt sprzyjające, aby jechać szybciej. Na ulicach zalegała cienka warstewka lodu, która utrudniała kierowcom jazdę. W końcu jednak dotarli do celu, w drzwiach naturalnie przywitał ich uradowany psiak.
- Chyba trzeba z nim wyjść na spacer – oświadczył brunet głaszcząc psiaka po łebku.
- Ok. to ja się nim zajmę, a ty idź się odśwież po treningu. – Nikiforov chwycił za obrożę, zakładając ją psiakowi na szyję razem ze smyczą. – Wrócę niedługo, a ty bądź już gotowy – po chwili słychać było tylko trzask drzwi i odgłos kroków na schodach. Idąc za radą partnera Yuri wziął czyste rzeczy, aby następnie skierować się do łazienki. Co prawda nie wiedział, w jakie miejsce chce go zaprosić Viktor, uznał jednak, że mimo wszystko wypadałoby się ubrać nieco bardziej elegancko. Postawił, więc na czarne spodnie oraz czerwony sweter, chciał wyglądać schludnie, ale bez zbytniej przesady. Poza tym znaczna część rzeczy i tak spoczywała już w kartonach oraz walizkach, dlatego też wybór był dość ograniczony. Zadowolił się szybkim ciepłym prysznicem, by rozgrzać ciągle jeszcze zmarznięte ciało, następnie założył na siebie czyste ciuchy i oczekiwał na powrót partnera.
Spacer z psiakiem nie trwał za długo. Makkachin podobnie jak Yuri nie za bardzo lubił zimę zwłaszcza, kiedy łapki ślizgały mu się na pokrytym lodem chodniku. Wyprawa ograniczyła się jedynie do szybkiego załatwienia sprawy i powrotu do ciepłego łóżka swoich panów.
- Jesteśmy już... Wezmę tylko prysznic i możemy iść – odpowiedział platynowo włosy wchodząc, kierując swoje kroki do sypialni. Brunet jedynie przytaknął skinieniem głowy na znak, że rozumie, uśmiechając się delikatnie w stronę partnera. Niecały kwadrans później szli już jedną z ośnieżonych uliczek wtuleni w siebie. Co jakiś czas ludzie zwracali na nich uwagę, nawet czasem się na nich patrzyli, ale spojrzenia te były na ogół ciepłe i przyjazne.
Czasem zdarzały się osoby, które spoglądały na ich związek krzywo. Zwykle były to rozczarowane fanki Viktora, które miały nadzieję, że ten idealny związek się rozpadnie, a wówczas one będą miały szansę. Yuri oglądał kolorowe witryny mijanych sklepów, zastanawiając się nad kupnem jakichś drobnych upominków dla rodziny oraz znajomych. Skoro i tak wracał do Japonii to wypadałoby także odwiedzić rodzinne miasto, a co za tym idzie również podarować im przynajmniej skromne prezenty przede wszystkim musiał pamiętać o trojaczkach Nishigori. Po zrobieniu szybkich zakupów, składających się głównie z tradycyjnych rosyjskich pamiątek, ruszyli w dalszą drogę.
- Dokąd ty mnie w ogóle zabierasz? – zapytał zdezorientowany Yuri, ponieważ nie kojarzył tej części miasta. Fakt mieszkał w Petersburgu krótko, do tego cyrylica nie była jego najlepszą przyjaciółką. Znając też Viktora, podejrzewał, że zabierze go do jakiegoś naprawdę dziwnego miejsca.
- Powiedziałem, to ma być niespodzianka... Nie martw się to już niedaleko. Gwarantuję, że ci się spodoba – odparł tajemniczo Viktor.
- Zaczynam się obawiać, chociaż znając ciebie... to mogę spodziewać się wszystkiego – odpowiedział z przekąsem.
- Ale i tak mnie kochasz – mruknął zadziornie. Mijali kolejne kamieniczki, gdzie parterowe pomieszczenia najczęściej zaaranżowane były na sklepy, czy najczęściej rodzinne lokale gastronomiczne. Rosjanin nagle stanął przed jedną takich kamieniczek dając do zrozumienia, że w końcu dotarli na miejsce. Budynek ten nie wyróżniał się szczególnie pośród innych znajdujących się w około, jedynym rzucającym się w oczy detalem był różowy kolor cegieł oraz napis, który brunetowi nie mówił za wiele.
Zeszli ostrożnie po schodach do kafejki znajdującej się w piwnicach kamienicy. Wchodząc do środka usłyszeli charakterystyczny dźwięk dzwoneczka. Stojąca za ladą młoda dziewczyna widząc gościa od razu obdarzyła go promiennym uśmiechem. Katsuki zaczął się rozglądać po lokalu, w którym się znajdowali. Na pierwszy rzut oka wydawał się dosyć mały i ciasny, ale i bardzo przytulny, urządzony z klasą i gustem. Po lewej od drzwi oraz na wprost znajdowały się wejścia do dwóch osobnych sal. Podłoga w głównym pomieszczeniu wyłożona była imitującą drewno jasną wykładziną, ściany w dolnej części pokrywały białe, bądź kremowe kafelki, u góry z kolei znajdowały się tapety przedstawiające uśmiechnięte i rozbawione dzieci. Na suficie znajdowały się podświetlane kasetony oraz przymocowane do nich lampy ledowe dające przyjemne ciepłe światło. Przy ścianie znajdującej się na prawo od wejścia stały dwa okrągłe stoliki, gdzie mogły usiąść łącznie cztery osoby. Naprzeciw stolików znajdowała się jasnobrązowa, dębowa lada, a także przeszkolona lada-chłodnia, gdzie wyeksponowane były ciasta, desery, praliny, jednym słowem wszystkie smakołyki serwowane przez kawiarnię. Za ladą stał także stylowy dębowy kredens z całym wyposażeniem potrzebnym do wykonania różnego rodzaju napojów. W różnych miejscach gdzie była jakakolwiek wolna przestrzeń, stały kwiaty bądź inne bibeloty, nadające temu miejscu oryginalny charakter. Całość dopełniała spokojna, nastrojowa muzyka, płynąca z głośników. Nie były to jakieś ciężkie, czy skoczne utwory, bardzie przypominały one muzykę klasyczną. Yuri uśmiechnął się poprawiając okulary, lubił takie urokliwe miejsca, w których czuć było rodzinną atmosferę, a ewidentnie kawiarnia spełniała te warunki.
- Viktor?! Dawno cię tutaj nie było. Już myślałam, że zapomniałeś o nas i poszedłeś do konkurencji? A wiesz, że bym ci tego nie wybaczyła. – Zza lady wyłoniła się przyjaźnie wyglądająca dziewczyna o rudych włosach i bardzo piegowatym nosie, witając się z mężczyzną. – A to musi być ten słynny Yuri Katsuki, który zawładnął twoim serduszkiem?! – dodała z przekorą. Brunet nic nie rozumiał ze słów Rosjanki, zarejestrował tylko fakt, że padło jego nazwisko. Zwrócił przez to na nią dokładniejszą uwagę. Była dosyć niziutką, szczupłą osóbką, a kręcone, rude niczym ogniste płomienie włosy sterczały we wszystkie strony, mimo próby ujarzmienia ich gumką do włosów (przyp. autora: już ja wiem, jakie mogą wam się myśli nasuwać xD). Liczne piegi na jej nosie dodawały uroku jej swoistego, a zielone oczy otulone ślicznymi brwiami zdawały się przenikać każdego na wylot niczym promienie Rentgena.
- Witaj Sofia. Jesteś okropna, jak mogłaś pomyśleć, że zapomniałem – obruszył się niebieskooki. – Tak to ten mój mały kochany skarb. Słodziak prawda? – Gdyby Yuri wiedział, o czym oboje rozmawiają, najpewniej odstrzeliłby przysłowiowego focha, ponieważ nie lubił być nazywany przez Viktora słodziakiem. Zawsze uważał, że mężczyzna nie może być słodki, czy uroczy, a zwłaszcza, gdy mówi to drugi mężczyzna. Dziewczynie można to jeszcze wybaczyć. Z uwagi jednak na fakt, że język rosyjski brzmiał dla niego jeszcze bardziej tajemniczo niż alfabet, chłopak nie był świadomy sensu tej rozmowy. Stwierdził natomiast, że Sofia dużo bardziej pasowałaby, jako partnerka dla Viktora, przez co poczuł się trochę niezręcznie i niepewnie.
- I to jeszcze jaki! Nigdy nie przypuszczałam, że Japończycy mogą być aż tak urodziwi. A co do ciebie to wszystkiego można się po tobie spodziewać, zwłaszcza, jeśli chodzi o twoją pamięć – powiedziała żywiołowo, akcentując ostatnie słowo.
- Ranisz me serce, przeszywasz je osinowy kołek przebija wampira. Tak masz rację, jest calutki mój i nikomu go nie oddam – szarowłosy przytulił swojego partnera.
- Cześć jestem Sofia Iwanienko. Cieszę się, że w końcu cię poznałam osobiście. Widzę, że ten tu osobnik o pamięci złotej rybki nareszcie znalazł sobie kogoś sensownego – przedstawiła się wyciągając rękę w stronę bruneta, aby się z nim przywitać. Młodszy łyżwiarz, mimo iż nie do końca rozumiał, co do niego mówiła to jednak z gestów wyczytał, że próbuje się przedstawić.
- Yuri Katsuki. Nice to meet you... (Miło mi cię poznać) - odpowiedział odwzajemniając gest.
- Zgaduję, że jesteście na randce i zapewne chcecie mieć ciszę, spokój i anonimowość. Chociaż dzisiaj nie będzie z tym ostatnim problemu, bo nie ma za dużo gości – szczebiotała zielonooka z entuzjazmem.
- No, jeśli mogłabyś nam to zapewnić. Nie podrywaj mi go... Wiem, że lecisz na wszystko, co słodkie i urocze, ale ten słodziak jest tylko i wyłącznie mój. – Viktor puścił figlarne oczko do rudowłosej, na co ta z kolei uśmiechnęła się promiennie ukazując białe, równe zęby.
- Proszę chodźcie, więc za mną – powiedziała wesoło Sofia.
Wprowadziła ich do drugiego pomieszczenia, również utrzymanego w jasnej kolorystyce. Jedna ściana pokryta była kwiatową tapetą imitującą kafelki, pozostałe z kolei kremowa farba. Czasami w niektórych miejscach wisiały obrazy, a także liczne lampy dające przyjemne światło. Zajęli jeden z wolnych stolików, który wskazała im zielonooka dziewczyna, po czym sama zniknęła w głównej części kawiarni.
- Podoba ci się tutaj? – zapytał Nikiforov.
- Jest... wspaniałe. Wyczuwa się w nim bardzo rodzinną atmosferę. – Chłopak dalej analizował wystrój pomieszczenia, w którym się znajdowali. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że w jednej ze ścian znajduje się wnęka, wykonana na kształt biblioteczki. Poukładane były w niej książki, jak za pewne przypuszczał rosyjskich pisarzy. Już dawno Yuri zorientował się, że w tym kraju przywiązuje się dosyć dużą uwagę do tradycji i kultury, a w szczególny sposób szanowali sławnych ludzi wywodzących się z ich narodu. Nawet sam Nikiforov, sportowiec, potrafił w ciekawy sposób opowiadać o klasykach rosyjskiej literatury oraz dziełach, które wyszły spod ich rąk.
- Ta kawiarenka jest w rękach rodziny Iwanienko już od czterech pokoleń. Przed rewolucją lutową gościły tu nawet koronowane głowy (przyp. autora: jak szaleć to szaleć na całego J). Później przeżywali spory kryzys, udało im się jednak utrzymać na rynku, aż w końcu rodzice Sofii postanowili stworzyć z tego lokalu miejsce dla ludzi z nieco niższych sfer. Mimo to nie twierdzę, że jest złe.
- To co panowie wybraliście coś już? – Jak z podziemi wyrósł przed mini rudowłosy wulkan pozytywnej energii.
- Nie, na razie cię obgaduję przed moim chłopakiem – odpowiedział Viktor.
- Oj uważaj, bo w tych wszystkich kolorowych pisemkach, gdzie widzę twoją wyszczerzoną twarzyczkę będą pisać, że cytują: „Sławny Viktor Nikiforov został potraktowany z bura przez właścicielkę kawiarni".
-Yuriś ratuj, ona chce mnie bić... - mruknął.
- Hah skoro ci się należy to nawet jej pomogę. – W odpowiedzi Rosjanin jedynie nadął policzki niczym chomik, obrażony na zarówno na kochanka, jak i na dziewczynę. Po dłuższej chwili złożyli jednak zamówienie, oczywiście Viktor musiał przetłumaczyć Yuri'emu wcześniej całą kartę by ten mógł coś wybrać. Kiedy dziewczyna po raz kolejny zniknęła, w celu wykonania zamówienia oboje wrócili do swojej rozmowy.
- Viktor proszę obiecaj, że jak mnie nie będzie to przyłożysz się do treningów. Pamiętaj mamy się spotkać w finale Grand Prix w tym sezonie i masz walczyć... Jak zobaczę, że dajesz mi fory to wtedy nie chciałbym być na twoim miejscu. To ma być uczciwa walka, a nie zabawa dzieci w piaskownicy – odparł poważnym głosem Japończyk. Viktor westchnął ciężko, ale przystał na warunki partnera.
- W takim razie ty przysięgnij, że przylecisz przynajmniej na wakacje, albo ja to zrobię.
- Ani się waż ruszać na krok z Petersburga. Jakbyś znów zwiał Yakow'owi to ja bym miał przerąbane. Przysięgam przyjadę – powiedział z uśmiechem.
Lokal opuścili dopiero późnym wieczorem, właściwie wyszli z niego niemal tuż przed samym zamknięciem. Początkowo planowali wrócić piechotą, jednak chłód nocy w połączeniu z zimnym wiatrem zmusiły ich do porzucenia tej myśli. Skierowali się, więc na najbliższy postój taksówek. Bez większego problemu złapali taksówkę, która zawiozła ich pod wskazany adres. W domu czekał na nich obrażony pudel, foch jednak szybko mu minął kiedy dostał solidną porcję czułości zarówno ze strony swojego pana, jak i tego Japończyka, który opiekował się jego panem (przyp. autora: no psia logika :D). Przed snem Yuri jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu szarowłosego, żeby być pewnym, iż zabrał wszystkie potrzebne rzeczy. Po tym oboje zasnęli wtuleni w siebie, ciesząc się ostatnimi godzinami bliskości, jakie im jeszcze pozostały.
Piątkowy poranek dla obu nastał zdecydowanie za szybko. Początkowo promienie słoneczne rozświetlające ulice Petersburga, jedynie nieśmiało wśliznęły się przez niedociągnięte zasłony, padając na białą ścianę. Z czasem jednak spoczęło na twarzach uśpionych mężczyzn. Młodszy z nich, który już od pewnego czasu znajdował się na granicy pomiędzy jawą a snem, mruknął niezadowolony, gdy złocista smuga drażniła nieprzyjemnie przymknięte jeszcze powieki. Naciągnął nawet nieco kołdrę na twarz, lecz to nie dało zadawalającego rezultatu. Niechętnie uchylił powieki ukazując światu piękno swych czekoladowych tęczówek. Zamrugał kilka razy, aby odgonić resztki snu. Na oślep próbował dłonią wyłapać okulary, które spoczywały na nocnej szafce, znajdującej się tuż za jego plecami.
- Ciekawe, która godzina? – mruknął wyswobodziwszy się z objęć partnera i wsuwając okulary na nos. Zerknął na czarny budzik, wskazujący dokładnie 6:45. Westchnął ciężko, mógł jeszcze trochę pospać, w końcu ten dzień będzie dla niego dosyć ciężki, ale skoro już wstał postanowił doprowadzić się do względnego porządku. Zanim jeszcze opuścił ciepłe i wygodne łóżko, odwrócił się na chwilę spoglądając na śpiącego obok spokojnym snem Rosjanina. Widząc ten cudowny obrazek przywołał uśmiech na twarzy i subtelnie pogładził platynową czuprynę.
- Yuri... - wymamrotał przez sen, wtulając twarz bardziej w poduszkę.
- Kocham cię Vitya – nachylił się całując jego policzek. Wstał i skierował się do łazienki, gdzie przesiedział około 30 min, po czym wyszedł ubrany jedynie od pasa w dół. Spojrzał jeszcze raz na łóżko, w którym leżał Nikiforov, po czym nie robiąc hałasu opuścił pokój. Ledwie wyszedł z pokoju, a już pod jego nogami zaczął się plątać brązowy psiak.
- Dzień dobry Makkachin... Pewnie jesteś głodny i chciałbyś zjeść śniadanko. Co? – kucnął głaszcząc pupila po puchatej sierści. – Będę miał teraz do ciebie bardzo ważne zadanie. Musisz dobrze opiekować się Viktorem, żeby nie był samotny kiedy mnie nie będzie – mówił dalej. Psiak kręcił łebkiem słuchając słów człowieka. Na koniec liżąc jego dłoń. Yuri uśmiechnął się, ten zwierzak bardzo przypominał ukochanego Vicchana i był tak samo mądry. Czasem nawet brunet zastanawiał się czy pies nie jest mądrzejszy od swojego pana. W końcu jednak Katsuki wstał z klęczek, kierując swoje kroki do kuchni. Postanowił przygotować śniadanie, wcześniej wsypując do miski psią karmę. Na reakcję zwierzaka nie trzeba było długo czekać, wystarczyły niespełna sekundy, a psi pyszczek zanurzył się w pysznym jedzeniu. Zaglądając do lodówki brunet stwierdził, że na śniadanie zjedzą omlet z warzywami, wyciągnął potrzebne składniki i zabrał się za gotowanie. Kroił starannie wszystkie składniki wrzucając je do przygotowanej miski.
- Dzień dobry. Jak ci się spało? – ciepłe dłonie objęły szczupłe ciało Japończyka, a na policzku wylądował szybki, ale pełen miłości pocałunek.
- Mogłeś jeszcze pospać. Trening masz dopiero na 12:00, dlatego nie trzeba było się zrywać skoro świt – odpowiedział. Ucieszył go jednak fakt, że może wtulić się w to kochane ciało, jeszcze raz poczuć jak te silne ramiona oplatają się wokół jego talii.
- Chyba zwariowałeś, że pójdę dziś na jakikolwiek trening. Jadę z tobą na lotnisko i żadnych dyskusji. Powiedziałem – dodał widząc, że brunet chciał coś powiedzieć.
- Yakow mnie zabije, jak się o tym dowie. Kolejny raz chcesz olać trening?
- Trudno. Nie puszczę cię samego, poza tym przez kilka miesięcy będę sam. O której ten samolot wylatuje? – dopytywał się.
- O 16:25 z portu lotniczego Pułkowo. Potem mam około godzinę czasu na przesiadkę i o 19:00 wylatuję z Moskwy – odparł poddając się. Wiedział, że Rosjanin i tak w tym wypadku postawi na swoim. – To jak już i tak wstałeś, przynajmniej wyprowadź Makkachina, ja za ten czas skończę śniadanie. Wolisz kawę czy herbatę?
- Nie ma to jak zacząć dzień od dobrej kawy i pysznego jedzenia przygotowanego przez miłość twojego życia – Viktor zawadiacko puścił oczko partnerowi, wchodząc z powrotem do sypialni.
W czasie, kiedy Viktor spacerował z psiakiem, Yuri kończył przygotowywanie posiłku, a także ostatni raz zerknął na stojące pod ścianą dwa kartonowe pudła. Na obu widniał adres ośrodka, w którym od jutra zamieszka. Westchnął cicho wracając do kuchennej części pomieszczenia i usiadł przy zastawionym stole oczekując powrotu partnera. Po powrocie zasiedli razem do posiłku, przez dłuższy czas nie odzywali się do siebie. Cisza ta jednak nie była niezręczna. Po prostu oboje pragnęli się nacieszyć swoją obecnością.
- Viktor, proszę cię nie zapomnij wysłać tych kartonów do Tokio, bo tam zamarznę – w końcu brunet odezwał się spoglądając w ukochane niebieskie oczy.
- Zaufaj mi chociaż troszkę. Czasem fakt jestem nieznośny jak dziecko, ale mimo wszystko dorosły ze mnie facet.
- Wiem Vitya, droczę się tylko – wstał i nachylając się nad stołem musnął lekko miękkie wargi partnera. Po posiłku pozmywali wspólnie naczynia wciąż okazując sobie drobne czułości. Około południa Yuri zaczął się powoli przygotowywać do wyjścia. Zaczął od gorącego prysznica oraz ubrania się w ciepłe, ale wygodne rzeczy, ponieważ czekało go prawie ponad 13 godzin lotu z przerwą na przesiadkę w Moskwie. Viktor w tym samym czasie stał przed szafą z ubraniami, w której starał się odnaleźć swoją biało-czerwoną bluzę. Wypatrzył ją i złożył w równą kostkę, po czym wsunął do bagażu ukochanego Japończyka razem z ich wspólnym zdjęciem. Uśmiechnął się smutno zamykając walizkę. Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi. Nie myśląc za wiele poszedł sprawdzić, kto zakłóca im spokój, lecz widząc swojego trenera przygryzł lekko wargę. Wychodząc z sypialni Yuri zamarł widząc w holu Yakow'a oraz wkurzonego do granic możliwości Jurija.
- Dzień dobry panie Feltsman. Mówiłem mu, żeby szedł na lodowisko, ale nie chciał i uparł się, że pojedzie ze mną – zaczął się bronić.
- Spokojnie chłopcze, sam doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, nawet wołami dziś nie da się go zaciągnąć na trening. Przyszedłem to z innego powodu.
- Tak? – Czekoladowe tęczówki śledziły uważnie starszego mężczyznę.
- Chciałem się z tobą pożegnać. Poza tym muszę pilnować tego tutaj, bo znając jego możliwości, pewno przeszmuglowałby się w kartonie, jako bagaż. A do tego nie mogę dopuścić – spojrzał srogim ojcowskim wzrokiem na swojego podopiecznego, który się skulił.
- Jakim cudem przejrzałeś mój misterny plan. Myślałem, że wszystko dobrze dopracowałem. Nawet już karton sobie kupiłem – jęknął zawiedziony niebieskooki.
- Po prostu za dobrze cię znam Vitya. Już raz żeś mi zwiał, drugi raz ci na to nie pozwolę. – Stojący z tyłu blondyn uśmiechnął się cwanie, pokazując język starszemu koledze.
- Ty serio chciałeś to zrobić? – Brązowooki spojrzał z politowaniem na partnera. Chociaż jakby się dłużej nad tym zastanowić mowa była tu o Viktorze Nikiforowie, osobie dość nieprzewidywalnej, o porywczym temperamencie. Po dłuższej chwili zaczął się jednak głośno śmiać, razem z resztą zebranych.
- Może się pan czegoś napije? – zaproponował Katsuki idąc w stronę kuchni. Siwowłosy staruszek pokiwał jedynie głową na nie.
Droga na lotnisko minęła w dosyć spokojnej atmosferze, jeśli nie liczyć marudzącego cały czas pod nosem Jurija, który twierdził, że został zmuszony do tej wyprawy. W dodatku musiał siedzieć na tylnym siedzeniu z Yakov'em i żywiołowym pudlem, próbującym lizać go po twarzy. Yuri siedzący z przodu patrzył cały czas przez okno, ostatni raz podziwiając piękno i potęgę tego miasta. Przymknął na chwilę oczy rozmyślając o różnych sprawach. Z jednej strony cieszył się, że wraca do swojego kraju, bo przynajmniej będzie rozumiał co ludzie mówią. Mimo to już tęsknił za błękitnymi oczami Viktora, za jego miękkimi ustami, dłońmi pieszczącymi jego ciało. Ocknął się dopiero w chwili kiedy gwałtownie zahamowali.
- Co się stało? – zapytał przerażony tak nagłym zatrzymaniem.
- Zaczynają się godziny szczytu – odpowiedział Viktor – i do tego wylegli na drogi niedzielni kierowcy. Dobrze, że wyjechaliśmy wcześniej.
- Taaaa z jednym niedzielnym kierowcą też mamy tu do czynienia – odgryzł się Jurij, który przy nagłym hamowaniu uderzył się o zagłówek fotela. Niebieskooki nie zwrócił uwagi na tę uszczypliwość ze strony blondyna, tylko skupiał się w dalszym ciągu na drodze. Do celu dotarli na czas, akurat na 2 godziny przed odlotem samolotu. Kiedy tylko Viktor znalazł dogodne miejsce zaparkował samochód, po czym cała ekipa wyszła z niego. Niespodzianką okazał się śnieg, który zaczął padać z ciemnych kłębiastych chmur. Yuri skrzywił się nieznacznie, zdawał sobie sprawę, że taki opad może opóźnić lot samolotu, a on nie miał za dużo czasu na przesiadkę w Moskwie. Zmarszczył lekko brwi zabierając torbę z bagażnika i kierując się w stronę budynku lotniska. Wchodząc do pomieszczenia oczywiście wywołali prawdziwą furorę wśród pasażerów, oraz ich bliskich. Ludzie zaczęli szeptać, jednak oni się tym w ogóle nie przejmowali. Szczególnie Viktor, który wolał spędzić ostatnie chwile ze swoim ukochanym Japończykiem, a niżeli słuchać głupich plotek i teorii.
- Jeszcze raz ci powtarzam, przykładaj się do treningów. Będę cię sprawdzał – ostrzegł poważnie Yuri wtulając się w tors starszego łyżwiarza.
- Będę, bo chcę żebyś jak najszybciej wrócił – wyszeptał wtulając nos w miękkie włosy. – Ale ty odzywaj się do mnie. Możesz dzwonić nawet w środku nocy, jeśli będziesz miał problem, będzie ci cię nudziło, lub po prostu będziesz tęsknił – Viktor starał się powstrzymać łzy, które cisnęły mu się do oczu.
- Naprawdę ten czas szybko minie... Jak będziesz grzecznie trenował to obiecuję wyskubać jakieś wolne w wakacje i przyjadę.
- Trzymam cię za słowo. I koniecznie daj znać jak dolecisz na miejsce, żebym się nie martwił. – Złapał twarz partnera w swoje dłonie całując z uczuciem i pasją spierzchnięte od zimna wargi. Spod przymrużonych powiek błękitnookiego spłynęła pojedyncza łza, która znaczyła ścieżkę przez cały policzek kończąc na marmurowej posadzce lotniskowego holu.
Obserwujący ich z oddali rosyjski trener westchnął cicho, zdając sobie sprawę z tego, że dla Viktora będzie to trudny okres w życiu. Jego uczeń pierwszy raz poznał smak prawdziwej, szczerej miłości.
- Mogę chwilę z tobą porozmawiać chłopcze? – Podszedł do tulącej się pary. Japończyk natychmiast oderwał się od partnera i odszedł kilka kroków dalej.
- Słucham panie Feltsman?
- Podziwiam cię, za to że podjąłeś taką decyzję. Wiem, jest wam obu ciężko, ale to dla waszego dobra. Viktor ma przed sobą jeszcze kilka lat kariery, a ty... - nie dokończył, gdyż przerwał mu brunet.
- A ja będę mógł udowodnić, że ten rok przerwy nie był stratą czasu dla niego. – powiedział ze smutnym uśmiechem.
- Wbrew pozorom cieszę się, że Vitya cię poznał. Wprowadziłeś w jego życie powiew świeżości, obdarzyłeś szczerym uczuciem i całym sercem jestem z wami. Więc daj z siebie wszystko i walcz – poczuł jak Yakow klepie go po ramieniu, niczym dobrotliwy ojciec.
- Wieprzowinka trzymaj się, pamiętaj masz być dla mnie godnym przeciwnikiem w następnych zawodach – za plecami staruszka nagle nie wiadomo skąd znalazł się Jurij, nadal w buntowniczym nastroju. Nie mieli już za wiele czasu dla siebie, ledwie starczyło go na kilka ostatnich pocałunków i krótkie pożegnania. Yuri jeszcze pomachał im zanim skierował się do doprawy paszportowej i bezpieczeństwa. W końcu po wykonaniu wszystkich procedur i dłuższym oczekiwaniu usłyszał zapowiedź.
- Uwaga pasażerowie lecący do Moskwy, samolotem Airbus A321 linii lotniczych Aeroflot, proszeni są o udanie się do terminalu nr 2. Planowany czas odlotu 16:25* – powiedział chrapliwy kobiecy głos. Wszyscy pasażerowie łącznie z Japończykiem skierowali się w wyznaczone miejsce, by w końcu zająć swoje miejsca w fotelach. Brązowe oczy ostatni raz spojrzały na budynek lotniska.
W tym samym czasie pewien platynowowłosy Rosjanin o niebieskich oczach patrzył tęsknym wzrokiem na samolot, który kołował właśnie na pas startowy szykując się do odlotu.
- Do zobaczenia – wypowiedział cicho, w chwili, gdy samolot wzbijał się w powietrze.
*****
*Nigdy nie leciałam samolotem, więc nie wiem jak wygląda zapowiedź. Jak ktoś wie niech napisze w komentarzu, poprawię. Dla mnie to żaden wstyd :)
*****
Mam jakieś takie uczucie, że ten rozdział jest dziwny. A wy co o tym myślicie? Komentarze mile widziane, zwłaszcza, jeśli coś jest źle...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top