Rozdział 22: 100 kilometrów

Część IV: Depresja

   Poczucie upływającego czasu. Coś ewidentnie zmierzało ku końcowi. Od celu wędrówki dzieliło ich około stu kilometrów. W linii prostej znacznie mniej, jednak planowali kluczyć lasami. Choć sto kilometrów to wciąż było więcej, niż dotychczas przeszli pieszo, cel wydawał się jednak bliższy. Z pewnością przybliżała go dodatkowo umowa, jaką zawarli. Jeśli teraz będzie ścigać ich policja, nie mieli zamiaru dłużej uciekać.

   Początkowo Adam oponował przed takim rozwiązaniem, ale ostatecznie dał się przekonać. Właściwie to nie miał wyboru, znowu został przegłosowany. Cel rodził pytania, na które wcale nie mieli ochoty odpowiadać:

Jak wrócimy? Co powiemy? Kiedy znowu się zobaczymy?

   Nawet nie myśleli o zakładaniu obozowiska, dopóki nie dopadli pierwszej rzeki, w której byli w stanie umyć się i wyprać śmierdzące ubrania. Lodowata Dzika Orlica pomogła im przynajmniej częściowo odzyskać hart ducha. Szorowali się tak, że aż poczerwieniała im skóra. Nie mieli też żadnej krępacji, by rozebrać się przed sobą całkowicie do naga.

   Przebrali się we względnie czystą odzież, którą ochroniły ich plecaki. Igor musiał pożyczyć koszulkę i spodenki od Filipa, by nie musieć zakładać mokrych ubrań. Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że na niego pasują.

   Po gruntownej kąpieli udali się na zachód od miejscowości Bohousová, gdzie na sporym wzniesieniu w sosnowym lesie rozstawili namioty. Mieli za sobą całą dobę bez snu i bez jedzenia, ponieważ ostatnie wydarzenia całkowicie odebrały im apetyt. Z tego powodu przespali ciągiem kilkanaście godzin, a gdy obudzili się, ogołocili całe swoje zapasy żywności. Igor musiał pożyczyć część ubrań i ekwipunku od reszty, ponieważ sam stracił własne wyposażenie. Nadal czuł się tym bardzo zawstydzony.

   Początkowo skupiali się na podstawowych potrzebach. Najtrudniej było ponownie udać się do sklepu, by uzupełnić zapasy jedzenia. Długo zastanawiali się, kto powinien pójść i jaką strategię obrać. Ostatecznie ciągnęli zapałki i wypadło na Filipa, który postanowił wybrać się na zakupy sam.

   Misja zakończyła się sukcesem – chłopak wrócił co prawda zmęczony dźwiganiem, jednak ku nieopisanej uldze reszty nie miał pobladłej ze strachu twarzy ani rozdygotanych rąk.

   Dopiero gdy zjedli i napili się piwa, chłopak powiedział do nich wyraźnie podekscytowany:

– Jest takie miejsce w lesie, gdzie na skraju zbocza nie rosną drzewa. Widać szeroką panoramę i jakiś zajebisty zamek.

   Zainteresowany Adam spojrzał w mapę i po chwili jej studiowania stwierdził:

– To pewnie zamek Litice.

– Ciekawe, jaka jest jego historia – zamyśliła się Laura.

   Nikt nie miał już odruchu sięgnięcia po telefon, by sprawdzić informacje na ten temat. Nawet o tym nie pomyśleli.

   Na jakiś czas zatrzymali się w tym samym miejscu, zbierając siły: zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Zainteresowanie zamkiem Litice wróżyło jednak poprawę samopoczucia po wcześniejszych, przykrych doświadczeniach. Parę dni spędzili dość nudno, choć nie narzekali na brak atrakcji. Wygrzewali się na słońcu, pili czeskie piwo i rozmawiali. Tego ostatniego było zdecydowanie najwięcej. Wciąż delektowali się możliwością kąpieli i prania w pobliskiej rzece. Okazało się, że zapach obornika bardzo trudno usunąć z ubrań, dlatego płukali je w wodzie niemal codziennie i suszyli na pełnym słońcu. Z czasem zauważyli, że materiały płowieją i bardziej nabrały woni glonów i mułu, choć zapach ten zdecydowanie był łatwiejszy do tolerowania.

   Jeszcze nigdy nie czuli się ze sobą tak zżyci jak teraz. Wspólne przeżywanie wstydu sprawiło, że dziś znacznie mniej krępowali się własną obecnością. Śmiało kąpali się w swojej obecności, a chłopakom zdarzało się czasami paradować nawet zupełnie nago. Akurat to nie podobało się Laurze, która tłumaczyła, że powinni oszczędzać takich widoków Kasi. Z pewnością jednak obcowanie ze sobą w chwilach grozy skłaniało do śmielszego dzielenia się własnymi uczuciami.

   Bez zbędnych wyjaśnień zażegnali wcześniejsze konflikty. Poniekąd przestali być bohaterami własnych historii i na moment stali się bohaterem zbiorowym.

To chyba musi być prawda, że trudne wspólne przeżycia zbliżają do siebie, myślał Adam, który dotychczas uważał zupełnie odwrotnie.

   Negatywny światopogląd chłopak zawdzięczał swojej rodzinie, w której złe doświadczenia nie spowodowały nic poza głębokim rozłamem. Okazało się jednak, że w przypadku przyjaciół może być inaczej. Adam zastanawiał się, czy tak jest zawsze, czy też po prostu ma do czynienia z wyjątkowymi ludźmi. Zdecydowanie skłaniał się ku drugiej opcji.

***

   Choć w dniu, gdy rozbijali obozowisko w pobliżu miejscowości Litice nad Orlici, byli tak zmęczeni i przybici, że trudno było im wyobrazić sobie dalszą wędrówkę, nastolatkowie odkryli, że upływ czasu może naprawdę wiele zmienić.

   Wysypianie się, jedzenie i czas spędzany na nicnierobieniu (w dobrym tego słowa znaczeniu) szybko przywróciły im chęci do życia. Powróciły rzeczy nadające życiu sens: ciekawość, pragnienia oraz refleksje. Znów mieli ochotę na przygodę i choć nikt nie chciał powiedzieć tego na głos – już czuli się na siłach, by wymykać się stróżom prawa pragnącym ukrócić ich wolność.

   Nie zmieniało to jednak faktu, że pod koniec lipca noce stawały się coraz ciemniejsze i chłodniejsze. Żadne z przyjaciół nie wiązało tego z faktem, że sierp satelity Ziemi zrobił się bardzo wąski, aż w końcu ledwie zauważalny. Byli przekonani, że sierpień okaże się znacznie chłodniejszy. Ponadto odczuwali już konieczność oszczędzania pieniędzy. Zapas gotówki znacznie stopniał, zwłaszcza że podczas ucieczki z Žamberku Igor zgubił niemal połowę swoich oszczędności.

   W końcu, wieczorem trzydziestego lipca postanowili, że następnej nocy zobaczą zamek Litice z bliska. Pod osłoną zmroku czuli się o wiele pewniej. Przeczuwali, że malownicze zamczysko piętrzące się na wzgórzu z pewnością stanowi niemałą atrakcję turystyczną. Tym bardziej nocna wyprawa wydawała im się rozsądną opcją.

   Żeby dodać sobie otuchy, następnego wieczora, zanim ruszyli na wyprawę, która miała nieco wprawić ich do dalszej wędrówki, napili się piwa i zapalili skręty z resztek zioła, jakie miał przy sobie Igor. Nawet Kasi udało się wybłagać siostrę o butelkę czeskiego radlera tylko dla siebie. Ostatnio dziewczynka naprawdę czuła się jak dorosła i gdy Laura jej uległa, miała wrażenie, że po powrocie do domu nie będzie potrafiła już wrócić do bycia dzieckiem.

   Gdy chmiel przyjemnie musował im w głowach, odprężeni ruszyli ciemnym lasem, oświetlając sobie drogę czołówkami. Czuli się nieustraszeni na tyle, że prawie wcale nie zmroziło ich, gdy nagle przed nimi z krzaków wyskoczyła sarna dająca susa w kolejny gąszcz.

   Trudno było dotrzeć do zamku. Błądzili w mroku, próbując nawigować się z udziałem kompasu i mapy. Na szczęście Adam nabrał w tym takiej wprawy, że w końcu udało im znaleźć u celu – przy kamiennym murze otaczającym zamek. Przeszli przez duży otwór, w którym nie znajdowała się żadna brama ani kraty.

– Myślałem, że będzie trudniej – skomentował Filip zadowolony z tego, że chociaż tym razem nie napotykają przeszkód.

   Przechadzali się po dziedzińcu zaciekawieni, świecąc latarkami to tu, to tam. Ciężko było stwierdzić, czy jest tu coś interesującego. Historyczna budowla znacznie bardziej intrygująco prezentowała się za dnia i z dystansu. Teraz widzieli jedynie nieco upiorne mury.

– Jak myślicie, ile osób tutaj zginęło? – zapytała Kasia.

– Przestań – syknęła Laura, po której plecach przeszedł zimny dreszcz.

– Och, na pewno tysiące – wtrącił się Igor, który odzyskał już swój zawadiacki nastrój. – Dlatego roi się tutaj od duchów – wyłączył swoją latarkę i zakradł się od tyłu do Laury, którą złapał za ramiona z głośnym „bu!".

   Dziewczyna krzyknęła z przerażenia i niemal od razu zaczęła przeklinać. Zaświeciła chłopakowi prosto w oczy, widząc jego głupkowaty wyraz twarzy. Przystanęli przy sobie na ułamek sekundy dłużej, niż byłoby to naturalne, a następnie pospiesznie się rozdzielili.

– Ej, może nie drzyjcie się tak – zwrócił im uwagę Adam. – Nie wiemy, czy nie ma tu jakiejś ochrony...

– Taak, Laura, właśnie – prychnął Igor. – Bądź cicho, bo obudzisz niewidomych strażników – postukał się po głowie latarką.

   Adam przewrócił oczami, choć nie znalazł kontrargumentu.

– Myślicie, że da się wejść do środka? – zapytał Filip, przyglądając się pustym oknom zamczyska.

– A jestesce pewne, że chcece wejsc do sorodka? – dobiegł ich obcy głos, który natychmiast zmroził nastolatkom krew w żyłach.

   Zaczęli rozglądać się na wszystkie strony, chaotycznie świecąc latarkami.

Přesně, jestesce pewne? (Dokładnie, jesteście pewni?) – odezwał się drugi, równie nieprzyjemny głos.

   Z muru, przy którym się znajdowali, zeskoczyła ekscentrycznie wyglądająca parka. Z pewnością byli Czechami, na co wskazywał łamany język polski, jakim się posługiwali. Mimo mocnego makijażu i jaskrawoczerwonych, najeżonych włosów kobieta wyglądała co najmniej na dobiegającą czterdziestki. Jej partner, wysoki i chudy, z zapadniętymi policzkami uwydatniającymi kości, prezentował się jeszcze starzej. Miał kruczoczarne, farbowane włosy z wyraźnym odrostem. Były tłuste i niechlujnie przylegały mu czoła i policzków. Oboje mieli na sobie zdobione pentagramami koszulki, skórzane, nabite ćwiekami spodnie i ciężkie obuwie.

– Wow, myślałem, że taka stylówka wyszła już z mody – skomentował Igor, nie chcąc dać po sobie poznać, że niespodziewani towarzysze wywołują w nim niepokój.

– Stylowka? – zaskrzeczała kobieta. – Chlapečeku, ty nie wiesz, w co se wpakowałes – żadnemu z przyjaciół te słowa nie przypadły do gustu.

   Mężczyzna zaśmiał się głośno, demonicznie odchylając głowę do tyłu. Co gorsza, zawtórowały mu upiorne chichoty w ciemnościach, które przywodziły na myśl odgłosy wydawane przez hieny. Wydawało się, że w ukryciu przebywa jeszcze co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście osób.

– Co to? Zebranie jakichś psychopatów-satanistów? – zapytał Adam agresywnie.

   Para nie udzieliła mu odpowiedzi od razu. Wpatrywali się w chłopaka z obłąkańczymi uśmieszkami, świdrując go wzrokiem. Wydawało mu się, że wcale nie mrugają. Kasia zauważyła, że mają na rękach brzydkie, rozlane tatuaże.

– To chyba jakieś ćpuny – szepnęła do siostry.

   Dziewczynka jednocześnie bardzo się bała, a z drugiej strony czuła także delikatne podekscytowanie zaistniałą sytuacją. Było niemal jak w podcaście. W wyobraźni słyszała, jak Justyna Mazur zaczyna odcinek o nich słowami: „Kochani, ta historia jest mi szczególnie bliska...". Dopiero w momencie, gdy mężczyzna wyjął zza siebie nóż z wielkim, błyszczącym ostrzem, zdała sobie sprawę, że mogą znajdować się w dotychczas najniebezpieczniejszej sytuacji, która stanowi realne zagrożenie życia. I przestała mieć ochotę na odcinek na swój temat.

Kurwa, zaklął w myślach Filip, któremu przypomniało się, że rozkojarzeni swobodnym stanem, w jaki wprowadził ich alkohol i marihuana, na wycieczkę nie zabrali żadnych narzędzi samoobrony. Tak przynajmniej mu się wydawało. Zerknął badawczo w stronę Adama, który miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Co do Igora był pewien – chłopak zgubił swój gaz pieprzowy i paralizator na terenie autokampingu.

   Laura wydała zduszony okrzyk i cofnęła się o krok, chowając za sobą Kasię, która była sztywna jak woskowa rzeźba.

Asi je to osud, przeznaczenie (To chyba szczęśliwy traf) – powiedział mężczyzna. – Co jsi čekali, když jsi vstoupili do tlamy lva? Dnes je nový měsíc. (Czego się spodziewaliście, wchodząc do paszczy lwa? Dzisiaj jest księżyc w nowiu).

– Nowy miesiąc? Przecież jeszcze jest lipiec – powiedział Igor, starając się jak najdłużej przeciągać rozmowę.

   Powoli posuwali się do tyłu, choć przerażająca para podążała za nimi. Bali się zerwać do biegu. Nie wiedzieli, gdzie czają się pozostali. Oczami wyobraźni widzieli, jak wpadają prosto w szponiaste łapska lub nadziewają się na wystawione w ciemnościach ostrza.

Ne, měsíc. V novoluní (Nie, księżyc. W nowiu) – odparł mężczyzna. – New moon – dodał poirytowany, wskazując na czarne niebo, na co chłopak zaśmiał się nerwowo.

Velký pán was nám poslal, abychom ho nakrmili tvoja krvía (Wielki pan przysłał nas, abyśmy nakarmili go waszą krwią) – dodała kobieta, obrzydliwie oblizując górną wargę, którą miała pomalowana ciemną pomadką.

   Kasia krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła. Jej wrzask poniósł się doniośle po całym dziedzińcu i sprawił, że wszyscy z zebranych (także domniemani sataniści) wzdrygnęli się odruchowo. Dziewczynka krzyczała, ile sił w płucach i przestała dopiero, gdy zobaczyła, jak mężczyzna i kobieta gwałtownie ruszają w ich stronę. Wtedy cała piątka równie szybko zerwała się do ucieczki.

    Adam wolniej. Kiedy miał pewność, że czerwonowłosa kobieta znajduje się wystarczająco blisko, błyskawicznie obrócił się i przechwycił jej lewą rękę, wykręcając ją za jej plecami. Do szyi kobiety przyłożył własny scyzoryk, który wyjął z kieszeni.

– Ani kroku, bo ją zapierdolę! – wrzasnął, a kobieta zaskowyczała z przerażenia.

   Ku satysfakcji chłopaka mężczyzna z nożem natychmiast się zatrzymał. Adam wręcz nie spodziewał się jego aż tak ukorzonej reakcji. Facet wyglądał na naprawdę przerażonego. Uniósł otwarte dłonie na wysokości twarzy, upuszczając broń pod nogi.

– Kopnij go! Odsuń! Nie ma być przy tobie! – ponownie krzyknął Adam, dociskając mocniej ostrze scyzoryka do gardła kobiety, która zaczęła płakać z przerażenia.

Co za jebane lamusy, pomyśłał w duchu chłopak.

   W międzyczasie reszta przyjaciół przestała biec, a nawet musiała potruchtać odrobinę w ich stronę, oświetlając całą scenę latarkami. Nerwowo rozglądali się na boki, czy ktoś zaraz nagle na nich nie wyskoczy.

   Mężczyzna starał się odkopnąć nóż butem, jednak w gęstej trawie, na której stał, broń nie przesunęła się daleko:

Klídek, prosím (Uspokój się, proszę) – powiedział błagalnym tonem. – Spokojne. Došlo k nedorozumění. (Zaszło nieporozumienie)

– Ano, spokojne! My jsme tě chtěli tylko vyděsit. Byl to hloupý dovtip. Omlouváme se. Pszeprasam. Nedělej žádnou škodu Adéli (Tak, spokojnie! Chcieliśmy was tylko przestraszyć. To był głupi żart. Przepraszamy. Nie rób krzywdy Adeli) – z ciemności za mężczyzną z czarnymi włosami wynurzyły się kolejne trzy osoby, które podobnie jak on miały przerażone miny.

   Mówili szybko i niewyraźnie. Na tyle, że Adam niewiele zrozumiał.

– Ani kroku dalej, bo poderżnę jej gardło! – wydarł się raz jeszcze. Wszyscy ponownie zamarli, łącznie z Igorem, Filipem, Laurą i Kasią.

   Przyjaciele nie wiedzieli, co mają robić. Z jednej strony coś podpowiadało im, że Adam nie powinien robić krzywdy tej kobiecie. Z drugiej to przecież im przed chwilą grożono nożem.

– To dlaczego groziłeś nam nożem, frajerze? – krzyknął Igor do mężczyzny, zbliżając się do Adama, który nadal trzymał czerwonowłosą w bolesnym uścisku. Pochlipywała cicho, powtarzając "prosím, prosím, bolí mě ruka, au" (Proszę, proszę, boli mnie ręka, aua).

My jeno posloucháme metalu. Toto je gotický hrad, castle. Setkáváme se zde s přáteli. Nejstesme skuteční satanisté. Jeno jsme tě chtěli vyděsit, scary you. Prosim, to byl hloupý dovtip (My po prostu słuchamy metalu. To gotycki zamek. Spotykamy się tutaj z przyjaciółmi. Nie jesteśmy prawdziwymi satanistami. Chcieliśmy was tylko przestraszyć. Prosimy, to był głupi żart) – raz jeszcze tłumaczył się partner kobiety. Klęknął na trawie i uniósł ręce w błagalnym geście, gdy zobaczył, jak po szyi jego partnerki cieknie jaskrawoczerwona, mała strużka krwi.

– Adam, może puść ją i po prostu sobie pójdziemy? – zapytał Filip powoli.

– Tak, prosím! – krzyknął zdesperowany facet.

– A niby dlaczego miałbym wam ufać? – zapytał Adam zdenerwowany. – Najpierw niech wszyscy się pokażą. Wyłaźcie!

    Do i tak już sporej grupy Czechów nieśmiało dołączyło jeszcze kilka osób. Jeden z nich miał otwartą butelkę piwa w ręce. Wszyscy nosili koszulki z nazwami różnych zespołów.

Jsme prostě metalisti (Jesteśmy tylko metalowcami) – powiedział jeden z mężczyzn w długich, zmierzwionych włosach. – Známe vaši kapelu Behemoth, Vader... (Znamy wasze zespoły: Behemoth, Vader...)

Musíme zavolat policii (Musimy wezwać policję) – stwierdził drugi, co wywołało emocje w całej zbieraninie. Ano! musíme zavolat policii, poniósł się szmer wśród nich.

   Dopiero te słowa nieco otrzeźwiły Adama ze scyzorykiem przy szyi bliskiej omdlenia kobiety. Zamaszystym gestem odrzucił ją od siebie, aż padła bezwładnie na ziemię. Szybko odsunął się do tyłu, a w tym czasie kilkoro Czechów podbiegło do niej, próbując ją podnieść i oglądając jej szyję.

   Nastolatkowie jeszcze przez chwilę stali w miejscu oniemieli i przyglądali się tej groteskowej scenie. Część Czechów również przypatrywała się im. Na ich twarzach złość mieszała się z oburzeniem i pogardą.

– Jak wy mogli – rzuciła jedna z kobiet w krótko ostrzyżonych, czarnych włosach.

– Jak WY mogliście – odpowiedział jej Adam.

   Powoli chłopak i jego przyjaciele wycofywali się. Nikt nie podążał za nimi. Kiedy znaleźli się po drugiej stronie muru, zaczęli biec.

***

   Tym razem nikt nie robił Adamowi wyrzutów o jego zachowanie. Mimo wszystko nikt też nie dziękował chłopakowi. Panowała dość niezręczna cisza, czasem przecinana komentarzami w stylu: „ja pierdolę, co to było" albo „kurwa, nie wierzę".

   Chłopak czuł się przytłoczony. W głowie świtała mu myśl: mogłem zabić tę kobietę. Wciąż czuł na swojej klatce piersiowej jej łomoczące serce, a do uszu dopływały mu jej błagalne jęki.

   Wędrówka do obozowiska upłynęła im bardzo szybko, choć po ciemku nieco błądzili. Filip i Igor rozpalili małe ognisko – potrzebowali ciepła i światła. Adam usiadł przy nim skulony. Wyglądał jakby coś go bolało. Podczas gdy chłopacy piekli kiełbaski nad ogniem, Kasia i Laura dosiadły się do niego.

– Postąpiłeś słusznie – powiedziała pokrzepiająco Laura. – Gdyby naprawdę chcieli zrobić nam krzywdę, twoja postawa by nas uratowała.

– No, nie wiem – stwierdził chłopak ponurym tonem. Płomienie nad wyraz odbijały się w jego szklistych oczach. – Gdyby naprawdę chcieli zrobić nam krzywdę, po prostu by nam ją zrobili – dodał gorzko.

   Być może właśnie o to mu chodziło. Przez moment czuł się sprawczy i myślał, że ma sytuację pod kontrolą. Okazało się jednak, że jego zachowanie odniosło skutek tylko dlatego, że wszystko było na niby.

– Ja uważam, że jesteś z nas wszystkich najdzielniejszy – wtrąciła się Kasia.

– Jak to? A co ze mną? – zagadnął Igor. – Nie widziałaś, jak odważnie uciekałem? Prawie byłem pierwszy, tylko Filip mnie wyprzedził.

– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne – skomentował Filip, który poczuł się zawstydzony swoją postawą.

Chciałbym być jak Adam, pomyślał, ale nigdy nie będę, stwierdził gorzko w myślach.

– Myślicie, że będą nas szukać? Będą chcieli się zemścić? – zapytała Laura z niepokojem.

   Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.

***

   Tej nocy spali niespokojnie. Parę razy między namiotami pytali się, czy wszystko w porządku. Wyraźnie czuli, że następnego dnia pora ruszać dalej. Jednak kiedy już przyszedł poranek, trudno było im się zebrać.

   Mimo ciepłego powietrza niebo zasnuwały chmury, a oni sami czuli się niewyspani. W ociężałej atmosferze zjedli śniadanie i napili się kawy. Tylko Laura zdecydowała się na kąpiel nad brzegiem rzeki, zanim wyruszą dalej. Miała nadzieję, że może ją to trochę rozbudzi, a poza tym nie miała pewności, kiedy będzie kolejna okazja, aby się odświeżyć.

Co za smrody, pomyślała sobie o reszcie.

   Po tym jak upewniła się, że jest całkowicie sama, dziewczyna rozebrała się do bielizny i weszła do wody. Momentalnie poczuła, jak na skórze robi jej się gęsia skórka, a krew w stopach nieprzyjemnie pulsuje z zimna. Przez plusk wody nie usłyszała, jak ktoś zbliża się do niej. Dlatego kiedy obróciła się w stronę brzegu, automatycznie krzyknęła głośno:

– Kurwa, Igor! Podglądasz mnie?

   Chłopak również wystraszył się jej reakcji, aż odskoczył do tyłu i potknął się o duży kamień. Przewrócił się na plecy i boleśnie uderzył w tył głowy. Przez chwilę leżał na ziemi zamroczony, aż zobaczył nad sobą zamgloną sylwetkę Laury. Dziewczyna właśnie ubierała koszulkę, zakrywając zziębnięte ciało suchym t-shirtem.

– Nic ci nie jest? – zapytała.

   Igor podniósł się do pozycji siedzącej, masując ręką potylicę i powiedział niemrawo:

– Chyba nie, chociaż dobrze, że nie jesteś Adamem, bo pewnie dostałbym kosę pod żebra.

– Po co tu przyszedłeś? – zapytała Laura, całkowicie ignorując jego żart.

– Może też dbam o higienę? – zapytał z udawanym wyrzutem. – No dobra... Wiesz, po prostu chciałem pogadać – dodał, poważniejąc.

– A o czym? – zapytała chłodno. Przez cały czas unikała kontaktu wzrokowego, udając, że jest zaprzątnięta ubieraniem się. Po części rzeczywiście tak było. Choć w ostatnim czasie naoglądali się swoich ciał w różnych sytuacjach, nie czuła się komfortowo w bieliźnie sam na sam z Igorem.

– Jak tam ręka? Doskwiera ci jeszcze jakoś? – zagadnął chłopak.

– Serio, po to przyszedłeś? – prychnęła, czując się coraz bardziej poirytowana. Nie do końca wiedziała, dlaczego właściwie zachowuje się w ten sposób. Przecież jeszcze wczoraj rozmawiali normalnie. Teraz jednak czuła przytłaczające napięcie. – Jest okay. Czasem jeszcze czuję taki jakby nerwoból, ale to chyba normalne, co?

– Chyba tak – stwierdził Igor, szukając w głowie jakichkolwiek innych tematów do rozmowy. Doskonale wyczuwał nieprzychylne nastawienie Laury i czuł zawód, bo miał nadzieję na znacznie lepszą atmosferę. W końcu westchnął zrezygnowany i zapytał – słuchaj, Laura, gniewasz się na mnie jeszcze o to, co powiedziałem na tym kampingu?

– Co? – zapytała nienaturalnie wysokim głosem, czując jak robi jej się nieprzyjemnie gorąco. – Nie, przecież już o tym rozmawialiśmy – odpowiedziała mu szybko, próbując zachować obojętny wyraz twarzy, ale już było na to za późno. Przez chwilę milczała, jednak nie zdołała powstrzymać się od pasywnego pytania. – Może po prostu zastanawiam się, dlaczego tak powiedziałeś.

   Igor nabrał powietrza do płuc, wypuścił je, a następnie przełknął ślinę. Błądził gdzieś wzrokiem, ale jednocześnie omiatał nim dziewczynę. Gdzieś tam dopatrzył się emocji. Nie wiedział dokładnie jakich, ale z pewnością to były emocje. Miał świadomość, że powinien ważyć słowa. W głębi uważał jednak, że pora na szczerość. W efekcie wymamrotał coś niezrozumiałego.

– Co? – zapytała Laura, marszcząc czoło. Dopiero teraz spojrzała na niego.

– Poczułem się zraniony – wypalił, czując jak się czerwieni.

– Ty, zraniony? – prychnęła, od razu czując jak wzbiera w niej wściekłość. – A niby dlaczego? – udało jej się wydukać, choć w głowie wirowało jej znacznie więcej niewypowiedzianych zdań.

Co za egoistyczny, narcystyczny frajer. Czy jemu wydaje się, że może sobie każdą owinąć wokół palca? Nawet nie jest na to wystarczająco przystojny, ani inteligentny, ani w żaden inny sposób pociągający. Nawet nie jest taki śmieszny, jak mu się kurwa wydaje.

   Uczucie zażenowania, które jeszcze przed chwilą miało w objęciach układ nerwowy Igora, jak na pstryknięcie palcami zamieniło się w złość.

Jak to, kurwa, dlaczego!? Wrzasnął w środku, choć jego usta były nieruchome. Wpatrywał się w Laurę, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zaczyna ciężko oddychać szczytami płuc. Miał ochotę wepchnąć ją do tej rzeki.

– Wiesz co, nie było tematu – stwierdził chłodno. Wstał, otrzepując spodnie.

   Przez moment oboje wpatrywali się w siebie z gniewem, wcale nie mrugając. Dopiero po chwili Igor dwrócił się i po prostu odszedł.

– No, chyba nie było tematu! – zawołała za nim wściekła Laura.

   Opuścili obóz niedługo po tym.

***

   Podróż nad Velké Dářko zajęła im znacznie mniej czasu, niż przypuszczali. Zamiast tygodnia wędrówki, który wcześniej i tak wydawał się ambitnym planem do zrealizowania, zmieścili się zaledwie w czterech dniach. Znacznie mniej przeszli lasami, których po prostu nie było po drodze.

   Bez trwogi przemierzali znów wsie, mniejsze i większe miejscowości. I ponownie, jak na zaklęcie, nikt nie zwracał na nich uwagi. Tym razem jednak sami również nie szukali zbędnych pretekstów do kontaktów z Czechami. Rozbijali namioty tam, gdzie się dało: w małych zagajnikach, na łąkach i polach – z dala od domostw i często uczęszczanych dróg.

   Krótka i śmiała podróż nastolatków wynikała jeszcze z jednej, prostej przyczyny – relacje w grupie ponownie uległy znacznemu pogorszeniu. Nie mieli ochoty rozbijać obozów i spędzać wspólnie czasu. Dłuższe, męczące fizycznie wędrówki wydawały się pewnym wyzwoleniem od napięcia, które istniało między nimi. Nawet Kasia nie protestowała, gdy każdego dnia szli minimum pięć-sześć godzin. W trakcie postojów zazwyczaj dzielili się na grupki.

   Do pewnego czasu Laura trzymała się z młodszą siostrą, a chłopacy spędzali czas osobno. Wszystko zaczęło się, gdy Igor wrócił znad Dzikiej Orlicy i chamsko odezwał się do Kasi. Dziewczynka zapytała jedynie, gdzie był i czy widział się z Laurą.

– A co cię to interesuje? Może zajmij się własnym życiem? A nie, sorry, przecież ty go nie masz – wycedził przez zęby jadowicie.

   Od tamtej pory właściwie każdy z grupy zauważył, że dotychczas zabawne żarty Igora przeobraziły się w karykaturę: podszyte sarkazmem ataki, gdy tylko jest do tego okazja. Stopniowo chłopak spędzał coraz więcej czasu w samotności, podobnie z resztą jak pozostali członkowie grupy.

   Ten czas na ogół poświęcali na wspomnienia, ponieważ nieszczególnie mieli ochotę fantazjować na temat przyszłości. Niekiedy odpływali myślami w krainę całkowitych fantazji, na przykład tych, w których Dominik jednak żył i był z nimi. Gdyby teraz dołączył do grupy, znowu mieliby z kim rozmawiać.

   Laura odnosiła się chłodno zarówno do Igora, jak i do Filipa. Sama nie wiedziała dlaczego, chyba tak było jej łatwiej. Po bliższych relacjach z chłopakami nie spodziewała się już niczego dobrego.

   Nie umknęło to uwadze Adama, który automatycznie chłodniej zaczął traktować Laurę. Nie podobało mu się, że kolejny raz dziewczyna wprowadza zamęt do grupy. Miał ją za egoistyczną i niedojrzałą.

   Przez większość czasu Laura czuła się więc odtrącona przez przyjaciół. Czas spędzany z Kasią wcale jej tego nie rekompensował. Zdarzało jej się odreagowywać złość na młodszej siostrze, przez co ona również miała jej dosyć. W tych dniach Laura więcej myśli poświęcała Dominikowi. Idealizowała wspomnienia z chłopakiem i snuła fantazje o tym, czy może zeszliby się, gdyby nadal żył. Mimo oschłej postawy, jaką miała względem Kasi, tak naprawdę cieszyła się, że jej siostra jest obok. Była pewna, że gdyby nie dziewczynka, w tym momencie po prostu odłączyłaby się od reszty i wróciła do domu.

   Filip czuł się dziwnie wypruty z emocji. Poniekąd miał wrażenie, że stracił jakikolwiek cel w życiu. Teraz, gdy już wiedział, że nie wyjdzie mu z Laurą, czerpał z ucieczki mniejszą radość. Poza tym widmo powrotu do domu coraz częściej nie pozwalało mu spać spokojnie. Chłopak czuł stałe, miarowe napięcie, którego nie potrafił się pozbyć. Stawało się to już bardzo wyczerpujące. Często myślał sobie, że skoro nawet tu i teraz jest tak źle, to po powrocie do rzeczywistości we Wrocławiu po prostu sobie nie poradzi. Nie odnajdywał tak dużej rekompensaty swojego napięcia w używkach jak Igor czy nawet Adam. Jak gąbka chłonął natomiast negatywną atmosferę panującą w grupie. Od kiedy zaczęli mniej ze sobą rozmawiać, sporo czasu poświęcał na wędrówki do swojego wnętrza – i nie przynosiło mu to niczego dobrego. Samoocena chłopaka szybowała w dół. Czuł odpowiedzialność za to, że się nie dogadują, choć nie potrafił dokładnie odpowiedzieć sobie, dlaczego.

Może to przez to, że jestem taki nijaki? miał wrażenie, że odkąd wyruszyli, każdy miał w grupie jakąś rolę. Adam był bohaterem, Igor miał najlepsze żarty, w Laurze wszyscy się kochali, a Kasia była ekscentrycznym dzieckiem do opieki. Tylko on był taki bezbarwny i nie miał nic ciekawego do zaoferowania w ramach swojego towarzystwa. Doszedł do wniosku, że dotyczy to nie tylko tej wyprawy, ale również tego co poza nią. Kiedy przestało określać go uczucie do Laury, całkowicie stracił swoją tożsamość. Trudno było mu odpowiedzieć sobie, co właściwie podoba mu się w tej wędrówce, poza tym że nie musi spędzać czasu ze swoją rodziną i nie bierze udziału w swoim dotychczasowym życiu. Którejś nocy, kiedy wszyscy spali, a on usiadł przed namiotem i spoglądał w gwiazdy, nagle poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. To właśnie wtedy pierwszy raz w jego głowie zaświtała myśl, że właściwie nie ma żadnej motywacji do dalszego życia.

Ale skoro chce mi się płakać na myśl o samobójstwie, to może jednak tak naprawdę chcę żyć? pytał sam siebie w myślach.

   Kasia była znacznie mniej refleksyjną osobą od swoich starszych przyjaciół. Jej głowę rzadko kiedy zaprzątały myśli na temat samej siebie. Znalazła całkiem skuteczny sposób na to, jak może je obejść. Mogła przecież oddawać się do woli rozważaniom na temat innych ludzi, wszelkim plotkom i ciekawostkom. W pewnym sensie miała ich tutaj pod dostatkiem. Lubiła przyglądać się relacjom starszej siostry z chłopakami. Wbrew pozorom wiedziała o nich znacznie więcej, niż Laura by sobie życzyła. Od paru dni nie działo się jednak nic ciekawego. Największy dyskomfort sprawiała dziewczynce właśnie nuda. Wtedy Kasia realnie tęskniła za wirtualnym światem, który w przeciwieństwie do rzeczywistości zawsze miał coś do zaoferowania. W domu wystarczyło jedno kliknięcie, by zająć czymś myśli. Chciała wiedzieć, co nowego wydarzyło się w Ekipie i co porabiają Deynn i Majewski. Łzy napływały jej do oczu na myśl o zniszczonym smartfonie.

Mama na pewno nie będzie chciała kupić mi nowego. 

   Najbardziej ciekawiło ją jednak, jakie nowe podcasty „Piąte nie zabijaj" powstały. Dwunastolatka wiązała swoją przyszłość z tematyką zbrodni. Marzyła o studiowaniu kryminalistyki i zgłębianiu meandrów najmroczniejszych ze spraw. Podróż ze starszymi od siebie nastolatkami traktowała jako pewnego rodzaju test charakteru. Tym bardziej teraz, gdy wszyscy chodzili naburmuszeni i najwięcej psów wieszali na najsłabszym ogniwie, czyli na niej. Miała taką fantazję, że nie może dać się im złamać. Z tego powodu Kasia czasami czuła jednak się bardzo samotnie. Zwykle w tych chwilach odpływała w marzenia na temat zbrodni, której uda im się być świadkami. Raz nawet przyśniło jej się, że z namiotu porwał ją jakiś mężczyzna. Wywiózł ją do swojego domu i przykuł kajdankami do kaloryfera. Kiedy obudziła się z przyspieszonym oddechem i łomoczącym się w piersiach sercem, nie czuła jednak nic poza podekscytowaniem.

   Igor miał w sobie ogrom złości, której nie potrafił rozładować. Był wściekły właściwie na wszystkich i na wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Nawet pozytywne wspomnienia z ich eskapady przybrały teraz zgniłozielony kolor z powodu skojarzeń, jakie budziły w chłopaku. Myślał sobie, że niepotrzebnie traci czas na to wszystko i całkowicie bez sensu wpakował się w kłopoty. Jeśli ucieczka miała dla niego jakiś charakter wyzwolenia, to chyba jedynie od rozczarowania, jakie odczuwał względem relacji ze swoimi rodzicami. Nie mając z nimi kontaktu, nie musiał dłużej czuć tych wszystkich mikroukłuć, jak wtedy gdy zapomnieli o jego urodzinach lub nie odwiedzili go w szpitalu po usunięciu wyrostka. Czy jednak to, jak spędza teraz czas, było warte takiego odcięcia? We Wrocławiu czeka na niego konsola, jedzenie na dowóz i ciekawsi znajomi. Rodzice może i mają go w dupie, ale z drugiej strony przynajmniej nie będą robili większego problemu, gdy w końcu wróci. Z satysfakcją rozmyślał zatem o tym, że to on wyjdzie z tego wszystkiego obronną ręką. Podczas gdy inni będą mieli przejebane, on powróci do swojego komfortowego życia. Cieszył się jeszcze z tego, że definitywnie udało mu się schudnąć. Nie wiedział, ile waży, ale wyobrażał sobie, jak staje na znienawidzonej wadze elektronicznej w łazience i widzi wynik wcześniej nie do wyobrażenia. Może nawet zainstaluje Tindera?

   Początkowa ulga, jakiej zaznał Adam po opuszczeniu Wrocławia, w ostatnim czasie zelżała, a miejsce po niej zastąpiło napięcie. Chłopak starał się je regulować, jak tylko potrafił. Bardzo zależało mu na tym, żeby czuć się dobrze, bo wiedział, że ma ku temu realne przesłanki. Najbardziej spośród całej piątki doceniał to, jak wygląda teraz jego życie. Co prawda nadal doszukiwał się wokół osób, które na nie czyhają (jak widać czasem całkiem słusznie), ale przynajmniej zasypiał ze względnym spokojem. Podobało mu się świeże powietrze zamiast zatęchłego smrodem, nieremontowanego od kilkudziesięciu lat mieszkania. Cieszył się, że otaczają go ludzie, którzy nie próbują go skrzywdzić. Nie musiał czujnie analizować ich samopoczucia, by ocenić, czy grozi mu cios w twarz. Od tygodni nie usłyszał pod swoim adresem żadnej obelgi, a przecież parę razy złoszczono się na niego lub się nim rozczarowywano. Kiedy jednak Adam myślał o powrocie do domu, czuł, jak grunt usuwa mu się spod nóg. Jego splot słoneczny żarzył się wtedy jaskrawym bólem, jakby ktoś pociął go żyletką. Brakowało mu tchu na myśl o tym, że ma wrócić do mieszkania, w którym żyje jego ojciec. Mieszkania z matką nawet nie brał pod uwagę – zbyt wiele razy odmówiła mu, by mógł mieć w tej sprawie jakiekolwiek nadzieje.

***

~~~

Hej! Dzięki za przeczytanie następnego rozdziału! 

Powoli zbliżamy się do końca wędrówki... Jak Twoje wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top