Rozdział 16: Magiczny kamień

   Kiedy najbardziej palące słońce zelżało, ruszyli dalej. Nadal trzymali się w bezpiecznej odległości od głównych szlaków, jednak już nie tak panicznie jak wcześniej. Nie szeptali i nie wzdrygali się, gdy słyszeli w pobliżu głosy innych ludzi. Mieli dość paniki prawie tak samo jak kolejnych podejść pod górę i stromych zejść bez ścieżek, które nie były może tak uciążliwe jak przed schroniskiem, ale jednak nadal się pojawiały.

   Czasem było całkiem pięknie i niekiedy czuli ukłucie żalu, że nie mają przy sobie aparatu, by uwiecznić te okoliczności. Po drodze spotkali na przykład sarnę z młodym, które stanęły w znacznej odległości od nich i zaciekawione przypatrywały im się, strzygąc uszami. Na ogół jednak przeklinali w duchu kierunek „góry" – nad morzem też przecież można zaszyć się w leśnej głuszy: bez ciągłych pagórków i kamieni sypiących się do butów.

   Mimo wszystko ciała nastolatków stopniowo zyskiwały na kondycji i sprawności. Filipa przestały już obcierać buty, a Igor musiał zacząć używać sznurka w swoich spodenkach koszykarskich, bo wszyty w pasie ściągacz nie wystarczał, by utrzymywały mu się na tyłku. Z kolei Adam z każdym dniem czuł się coraz bardziej zrelaksowany.

   Tym razem podróż do obranego celu upłynęła im nadzwyczaj szybko, zajmując nieco ponad dwie godziny. To była miła odmiana. Koniec wędrówki stał się dość ekscytujący, ponieważ szli w większości otwartymi, zielonymi terenami, niekiedy widząc kogoś w oddali.

– I tak nikt nas nie pozna – stwierdził Igor uspokajająco, mimo że jako pierwszy zaczął ten temat. – Wszyscy wyglądamy jak uchodźcy, i to tacy wyjątkowo po przejściach.

– Rany, Igor, nie żartuj sobie z takich rzeczy – żachnęła się Laura. O ile lubiła w swoim przyjacielu to, że jest lekkoduchem, czasem uważała go za ignoranta.

– Co to za głupia, polityczna poprawność? Przecież i tak nie ma w tym gronie nikogo, kto poczułby się urażony – oburzył się Igor, choć w duchu czuł dziką satysfakcję. Wiedział, że taki tekst od razu sprowokuje dziewczynę, a miał ochotę trochę podnieść jej ciśnienie.

– Chodzi bardziej o to, że w ogóle masz taką mentalność, żeby tak pomyśleć... – żachnęła się Laura. Wydawało jej się, że zobaczyła cień uśmiechu na twarzy chłopaka, dlatego zacisnęła zęby i nie dokończyła swojej wypowiedzi.

– Wszyscy ją mają, tylko boją się cokolwiek powiedzieć – kontynuował Igor jak gdyby nigdy nic.

– Ja nie mam – krótko odpowiedziała mu dziewczyna, ku jego rozczarowaniu nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

– A ja mam – powiedział Adam, chcąc poprzeć kolegę. Nie miał pojęcia, że wcale mu na tym nie zależało.

   Teraz wszyscy troje z ciekawością spojrzeli na Filipa. Chłopak w swoich wypowiedziach zawsze starał się zachować przynajmniej jako taką poprawność polityczną.

– No, mnie w sumie też śmieszą takie żarty – przyznał ze skruchą, na co Igor i Adam wybuchli szczerym śmiechem.

– Mnie też! – zawołała entuzjastycznie Kasia, na co jej starsza siostra jedynie przewróciła oczami.

***

   Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że zbiornik wodny Rudawa jest nawet większy, niż sobie wyobrażali. Niestety nie mieli także pojęcia o tym, że znajduje się tuż przy ośrodku wypoczynkowym, który o tej porze roku był wprost oblegany przez wakacjowiczów.

   Wiele osób przesiadywało na pomoście nad wodą, a w pobliżu kilkoro jeździło konno. Z oddali było słychać krzyki i śmiechy dzieci. Do nozdrzy nastolatków napływał także bardzo kuszący zapach grillowanego jedzenia. Z tego powodu niechętnie obeszli zbiornik wodny i ponownie osunęli się w głąb lasu.

   Chcieli poczekać do zachodu słońca, by nie zwracać na siebie nadmiernie uwagi. W gruncie rzeczy żadne z nich nie miało ochoty na powtórkę z rozgrywki przy schronisku.

– Rany, woda – westchnęła Laura, spoglądając tęsknie w stronę zalewu jeszcze odrobinę widocznego pomiędzy drzewami.

   Dziewczyna miała wrażenie, że i tu sięga ją delikatna, świeża bryza. Bardzo chciała zanurzyć się w zimnej wodzie, ponieważ dzisiejsza wędrówka pod znacznie mniejszą osłoną drzew wyraźnie zaogniła jej skórę na dekolcie, plecach i ramionach. Czuła także, że piecze ją nos i miała nieprzyjemnie suche spojówki.

– Tu jest tak spoko, że moglibyśmy zostać dłużej. Staw, rzeka... Na naszej trasie kolejny taki zbiornik to chyba dopiero to całe Darko – powiedziała, spoglądając z nadzieją na chłopaków.

– Nie no, przecież będą jeszcze – pouczył ją Adam, który akurat trzymał w ręku mapę. – Choć nie tak szybko. Najbliższa to chyba rzeka Hadinec w Górach Orlickich – sunął palcem po papierze. – Takie... 10-20 kilometrów? Zależy, gdzie uda nam się przeprawić przez Dziką Orlicę, choć ta rzeka to raczej nic imponującego.

– Dzika Orlica czy Hadinec? – dopytywała Laura.

– Właściwie to jedno i drugie – skwitował Adam, wzruszając ramionami.

– Słuchajcie – zaczął Filip. – To może rozbijmy się tutaj, w głębi lasu. Zobaczymy, jak będzie. Jeśli nikt nie będzie nas niepokoił, zostaniemy tutaj trochę dłużej, żeby nie musieć tułać się każdego dnia. Jak coś nam nie będzie pasowało, to pójdziemy dalej.

– Mądrze mówi, polać mu – skwitował Igor z uśmiechem. Perspektywa dłuższego postoju była dla niego tak samo kusząca jak dla Laury.

– Trzeba będzie tylko w jakiś sposób dowiedzieć się, gdzie jest jakikolwiek sklep – podsumował Adam rzeczowo. – Bo mapa nam tego nie powie – dodał. Chyba jako jedyny myślał teraz tak pragmatycznie.

   Kiedy tak wędrowali lasem, bardzo szybko doszli do rzeki, o której opowiadał Adam. Igor parsknął głośnym śmiechem na wspomnienie o „przeprawianiu się przez rzekę". Niejeden strumyk, który mijali po drodze, miał od niej znacznie bardziej wartki nurt. Mogli bez trudu przedostać się na drugi brzeg i to bosą stopą – wystarczyło pójść po wystających z dna kamieniach. Tak też zrobili, pragnąc odgrodzić swoje obozowisko prywatną fosą.

   W stosunkowo niewielkiej odległości mogli usłyszeć przejeżdżające samochody. W pobliżu musiała znajdować się utwardzona droga, o czym świadczył niosący się powietrzem charakterystyczny szum opon po jezdni. Postanowili jednak jej nie przekraczać – wtedy musieliby przechodzić przez nią każdego dnia, co stwarzałoby większe ryzyko od pozostania w tym bezpiecznym, odludnym miejscu.

   Drzewa rosły tu wyjątkowo gęsto i miłe urozmaicenie stanowiło to, że były to nie tylko iglaki, ale również dęby, wiązy, jesiony i topole. Ich korony dawały więcej cienia i tworzyły wrażenie przyjemnego zadaszenia. Ponadto podłoże nie lepiło się tak od żywicy. Bujna, nienaruszona wcześniej przez człowieka roślinność wskazywała na to, że od dawna nikt nie błądził po lesie w poszukiwaniu przygód – aż do teraz.

   Rozbili namioty pomiędzy dwoma dębami, stosunkowo blisko rzeki. Następnie, nie tracąc chwili na zbędne rozmowy, pobiegli boso do rzeki, by schłodzić w niej stopy. Woda okazała się zaskakująco zimna. Ich opuchnięte i zbielałe palce oraz pięty stopniowo odzyskiwały prawowity kształt oraz barwę. Kasia i Laura usiadły na brzegu rzeczki, a chłopcy brodzili w wodzie, spacerując. Relaksujący plusk i przyjemny chłód bijący od wody wprawiły ich w błogie nastroje. Ochlapywali spocone ciała, zmywając z siebie nie tylko kurz i pot, ale także wszelkie trudy minionych dni.

   W końcu prawie wszyscy usiedli obok siebie zadowoleni. Tylko Igor szedł dalej rzeką zamyślony – oddalił się od reszty na tyle, że stracił ich z oczu. W pewnym momencie poślizgnął się na porośniętym glonami kamieniu i wpadł do wody, mocząc spodenki i niefortunnie obcierając skórę na prawej piszczeli, przedramionach i gołej klatce piersiowej. Chłopak zaklął, boleśnie dźwigając się do półklęku. Wtem przed oczami błysnęło mu coś zjawiskowego.

   Chwycił w dłoń półprzezroczysty, przyjemnie oszlifowany przez wodę kamień o sinoniebieskim zabarwieniu. Nie miał pojęcia co to, ale zyskał wrażenie, że ma do czynienia z drogocennym klejnotem. Wstał i uniósł kamień do słońca, pozwalając, by promienie przepłynęły przez jego nierównomierną strukturę.

No dobra, było warto, pomyślał chłopak zadowolony. Schował kamień do kieszeni i poszedł w stronę przyjaciół.

   Po kąpieli w rzece nastolatkowie wrócili do obozu, postanawiając zrobić rekonesans swojego prowiantu. Wbrew pozorom mieli jeszcze sporo jedzenia – żywności instant, liofilizowanej, a także trochę konserw. Nie musieli narzekać również na niedobór wody, mogąc czerpać z rzeki kilkanaście metrów dalej i korzystając z tabletek uzdatniających. W rezultacie przygotowali sobie dotychczas najbardziej obfity obiad. W ruch poszły dhale z soczewicą i kurczak korma, które kupili w Decathlonie, a także kisiele i budynie na deser. Brakowało im jedynie alkoholu i słodyczy, które planowali kupić następnego dnia. Dziś jednak delektowali się odżywczymi posiłkami, świeżością skóry i komfortowym cieniem.

   Wcale nie zazdrościli pobliskim turystom, którzy mieli do dyspozycji miękkie łóżka, łazienki z prysznicami i szwedzkie stoły w porze posiłków. Właściwie to w ogóle nie zaszczycili ich swoimi myślami.

***

   Po poobiedniej drzemce Igor odpalił papierosa. Zaciągając dym tytoniowy głęboko do płuc, doznawał przyjemnych zawrotów głowy i delikatnego odrętwienia, jednak chłopak miał ochotę poczuć coś więcej.

   Niestety, nie mieli już przy sobie już wódki. Zresztą Igor znudził się tym stanem, ostatnio pijąc codziennie. Z tego powodu jego myśli swobodnie popłynęły w kierunku narkotyków, które zabrał ze sobą z Wrocławia.

Co tam było?

   Trochę amfetaminy, MDMA i grzyby. Po silnych emocjach ostatnich dni wcale nie kusiło go, by wprowadzać się w stan pobudzenia. Do zażycia MDMA zniechęcała go natomiast obecność Kasi. Za to grzybki – to mógłby być ciekawy trip. Tym bardziej że nigdy nie próbował ich na świeżym powietrzu, a podobno właśnie tak jest najfajniej. Krótko zastanawiał się, czy reszta da się namówić. Następnie po prostu zadał pytanie.

   Ku jego zaskoczeniu Filip bardzo szybko wyraził taką chęć, Adam wahał się, a Laura niemal natychmiast odmówiła. Kasi oczywiście nawet nie proponował, podświadomie uznając to za nieetyczne. Ponieważ nawet Adam się zdecydował, także Laura zaczęła odczuwać pewną pokusę. Bo czy naprawdę jeszcze kiedyś przytrafią się ku temu lepsze warunki?

   Gdy rozprawiali o tym, co zamierzają, Kasia przyglądała im się z niepokojem. Chociaż postacie w jej ulubionych serialach na Netflixie także brały narkotyki, nie czuła się komfortowo z tym, że osoby, które teoretycznie mają sprawować nad nią opiekę, nagle stracą nad sobą kontrolę.

   Dziewczynka nie miała śmiałości, by wyrazić jakikolwiek sprzeciw – w końcu to ona wprosiła się na tę wyprawę i nie chciała już sprawiać dodatkowych kłopotów. Dlatego kiedy Laura zapytała, czy nie ma nic przeciwko, Kasia odpowiedziała:

– Nie no, spoko. Pewnie będę mieć dużo beki z was.

– Chyba śnisz, nie będziemy tripować przy tobie – skomentowała Laura. Nie zwróciła uwagi na to, że Kasia wcale nie miała zawiedzionej miny.

   Mając nadzieję, że to uziemi dziewczynkę w obozie i nie będą musieli się o nią martwić, Adam pożyczył jej książkę: Nigdziebądź Neila Gaimana. Zabrał ją ze sobą ze świadomością, że będzie miał karę do zapłacenia w bibliotece. Czarno-pomarańczowa okładka z fantazyjną grafiką rzeczywiście zainteresowała dwunastolatkę, która od razu zaczęła czytać pierwszą stronę, gdy reszta dzieliła grzybki pomiędzy sobą.

   Umowa była taka – Kasia zostaje w namiocie i się nimi za bardzo nie interesuje. Nie chcieli, by wchodziła w rolę opiekunki, bo mogliby ją jedynie nastraszyć. Oni sami planowali oddalić się od obozu na bezpieczną odległość. Dziewczynka obiecała, że nie będzie spacerować nigdzie na własną rękę. Gdy znudzi jej się czytanie, po prostu pójdzie spać.

   Tak naprawdę to Kasia odetchnęła z ulgą, ponieważ w głębi duszy nie chciała się w to angażować. Miała jedynie nadzieję, że książka rzeczywiście będzie ciekawa. Igor mówił coś o pięciu-sześciu godzinach, a przez taki czas naprawdę można umrzeć z nudów, gdy nie ma się dostępu do internetu.

   Podział grzybów wcale nie był prosty – jedne okazały się malutkie, a inne duże – trudno było na oko ocenić ich gramaturę. Ostatecznie Laura wybrała kilkanaście malutkich, Igor wziął największe, a Adam i Filip zjedli średnie. Smak grzybków wcale nie różnił się od tych goszczących na co dzień w polskiej kuchni, choć Igor nie potrafił odpowiedzieć im, jaki to gatunek. Dokładnie przeżuwali każdy kawałek, obficie popijając wszystko wodą.

   W momencie picia wody Laura zaczęła głęboko żałować swojej decyzji. Poczuła, jak przyspiesza jej serce i czuje się jak w potrzasku. Zastanawiała się nad tym, czy nie sprowokować wymiotów.

   Jej pobladłą twarz niemal od razu zauważył Filip. Zbliżył się do niej, pytając:

– Laura, wszystko w porządku?

– No, n-nie do końca. Trochę mam wyrzuty sumienia, że jednak to zrobiłam. Nie chciałabym łamać drugiej ręki – powiedziała dziewczyna, nie będąc w stanie ukryć zdenerwowania w swoim głosie.

– Hej, spokojnie – ciepła dłoń Igora opadła na ramieniu Laury. – Teraz już za późno na stresowanie się. Będzie dokładnie tak, jak chcesz, żeby było. Przecież wiesz, że nie chciałbym dostarczać ci złych wrażeń?

– N-no tak... – westchnęła. Dotyk chłopaka skutecznie odwrócił jej uwagę od lęku.

– Ufasz mi? – Igor obrócił dziewczynę za ramiona i zbliżył twarz do jej twarzy, wpatrując jej się w oczy świdrującym wzrokiem.

– Chyba tak – odpowiedziała z zawstydzonym uśmiechem. Odsunęła się nieco, odwracając wzrok. Było jej głupio z myślą, że reszta to widzi.

– Dobra, może daj jej już spokój? – Filip wysunął rękę pomiędzy dwoje, nawet nie siląc się na kurtuazję. Chłopak poczuł, jak krew uderza mu do głowy.

   Igor natychmiast ustąpił, domyślając się emocji przyjaciela. Nie chciał psuć mu zabawy, choć w głębi duszy przeczuwał, że tych wakacji czeka ich jeszcze konfrontacja.

– Kiedy coś poczujemy? – zagadnął Adam, który postanowił nie odnosić się do wyraźnie żenującej go sytuacji.

– Która godzina? – zapytał go Igor.

   Adam zerknął na swój zegarek cyfrowy:

– Siedem po dziewiętnastej.

– To tak plus czterdzieści, może pięćdziesiąt minut. Pik będzie za około godzinę i może utrzymywać się kolejne trzy. Po tym czasie powinno już nam stopniowo schodzić. Rano będziemy całkowicie trzeźw – chłopak fachowo nakreślił sytuację.

***

   Przez pół godziny spacerowali po lesie, by zwrócić swoje myśli na przyjemniejsze tory. Nie było to trudne – już sam zapach letniego wieczoru po upalnym dniu był atrakcyjny. W tle wybrzmiewał wesoły śpiew ptaków, a korony drzew delikatnie szumiały. Najbardziej wyróżniał się równomierny plusk Dzikiej Orlicy, która zawsze była w pobliżu.

   Mimowolnie trochę się rozdzielili. Filip był mocno skupiony na tym, by to on pozostał w parze z Laurą. Bardzo chciał poprawić z nią relację, która pomimo tego, że byli cały czas obok siebie, osłabła w ciągu ostatnich dni.

   Dziewczynie nie przeszkadzało jego towarzystwo – wręcz cieszyła się, że mogą spędzić razem nieco czasu. Dlatego zgodziła się, kiedy zaproponował, by nie szli dalej za Igorem i Adamem, tylko usiedli nad rzeką i porozmawiali.

   Ośmielony perspektywą nadchodzącego haju Filip planował zbliżyć się do dziewczyny, powiedzieć jej o swoich uczuciach. Zanim jednak odnalazł w sobie odpowiednie słowa, to Laura odezwała się pierwsza:

– Widzisz, jak falują drzewa? – wpatrywała się z uśmiechem w dębowe pnie rosnące po przeciwległym brzegu rzeki – Ich kora trochę się mieni, prawda? Tak na tęczowo?

   Chłopak westchnął w duchu, rozczarowany. Trudno było mu na siłę skontrować to wyznanie własnym. Kiedy jednak zwrócił wzrok tam, gdzie patrzyła się Laura, Otworzył usta ze zdziwienia. Rzeczywiście zaobserwował to, co opisywała.

– Widzę – powiedział, uśmiechając się z zachwytem.

   Zaczęli rozglądać się naokoło, dostrzegając coraz więcej zmian w otoczeniu. Ściółka leśna pod ich stopami zdawała się unosić miarowo i opadać, jakby ziemia oddychała. Woda błyszczała intensywnie i płynęła raz szybciej, raz wolniej. Co więcej, czasem mieli wrażenie, że się cofa. Ich myśli swobodnie dryfowały przez meandry umysłów, wpływając po kolei do wszystkich zakamarków. Opierały się jednak na tym, co widzą i słyszą. Z czasem zaczęli natomiast widzieć i słyszeć to, o czym myśleli.

***

   Igor i Adam niemal od razu zorientowali się, że Laura i Filip rozdzielili się z nimi. O dziwo jednak to Adam był skłonny wrócić do nich.

   Igor machnął na to ręką i powiedział:

– Jeśli ma taką potrzebę, niech porozmawiają – w głębi ducha miał nadzieję na pewnego rodzaju rozstrzygnięcie pomiędzy tą dwójką.

– Ale mieliśmy trzymać się razem – stwierdził Adam, zastanawiając się przy okazji, kogo z tej dwójki Igor miał na myśli.

– Dajmy im takie piętnaście-dwadzieścia minut. Wtedy minie czterdzieści minut, od kiedy zjedliśmy grzybki. Idealnie, żeby wspólnie przeżywać tripa – stwierdził Igor. Nie spodziewał się jednak tego, co niebawem się stanie.

   Przez chwilę jeszcze szli, ale w końcu sami usiedli nad rzeką, by później łatwiej odnaleźć drogę do przyjaciół. Wrzucali drobne kamyczki do wody i żartowali z reszty ekipy. Tak naprawdę to Igor żartował, a Adam się śmiał, aż w pewnym momencie przestał.

– Ale mocno mi siadło – powiedział, mając wrażenie, że jego głos jest nienaturalnie przytłumiony. – Czy ty też tak się czujesz?

   Igor spojrzał na chłopaka. Rzeczywiście jego tułów, ręce, nogi i głowa trochę falowały. Taki rozdygotany wyglądał jak galaretka, którą ktoś dopiero co postawił na stole. Nastolatek zaśmiał się rozbawiony tą wizją.

– No ja już też mam fazę, ale nie jakąś mocną. A co masz na myśli? – zapytał.

   Adam starał się mówić jak najszybciej, ponieważ miał wrażenie, że za chwilę nie będzie mógł powiedzieć nic. Wpadał do głębokiej studni i Igor stawał się dla niego coraz bardziej odległy. Z tego powodu wyartykuował bardzo głośno, niemal krzycząc:

– Wszystko jest takie niepokojąco dziwaczne. Czuję się, jakbym miał mózg ciasno owinięty watą. Nie mogę zapanować nad... – tu zawiesił się na chwilę, próbując sobie przypomnieć to, co chciał powiedzieć. – Nie mogę zapanować nad tak dziwnie urywającymi się myślami.

   Nie był do końca pewien, czy to o to mu chodziło, choć właśnie o to mu chodziło.

– Stary, spokojnie... – Igor uśmiechnął się do niego najsympatyczniej, jak potrafił, choć twarz przyjaciela nie zareagowała w żaden sposób. Wyglądał tak, jakby go nie widział.

   Zanim Igor zdążył kontynuować zdanie, Adam wypalił:

– Czemu robisz do mnie takie głupie miny? – pomiędzy brwiami chłopaka pojawiła mu się głęboka zmarszczka, a jego nozdrza uniosły się gniewnie.

– Nic nie robię, to w twojej głowie – powoli i spokojnie powiedział Igor, choć przez myśl przeszło mu, że dostać wpierdol od Adama po grzybach to byłby jednak spory niefart.

   Zdesperowany Adam zamknął oczy. To jednak okazało się błędem. Pierwszy obraz, który wyświetlił projektor jego umysłu: zakrwawiona twarz ojca z odłamkami szkła pod potylicą, druga: woskowata twarz Dominika spoczywająca na białym aksamicie, trzecia: rozgniewana twarz matki Adama, która mówi: „Jesteś już dużym chłopcem, pomyśl o braciszku i siostrzyczce". Wszystkie głowy były karykaturalnie powykrzywiane.

   Chłopak wrzasnął i otworzył oczy. Miał ochotę zerwać się na równe nogi, ale jego ciało było sparaliżowane strachem.

   Niewiele myśląc, Igor instynktownie wyjął z kieszeni kamień, który znalazł dzisiaj nad rzeką. Przytknął go Adamowi blisko twarzy, tak by wypełniał mu całe pole widzenia:

– Patrz! Skup na nim uwagę! Widzisz, jaki jest piękny?

   Rzeczywiście minerał prezentował się w tym świetle naprawdę zjawiskowo. Stopniowo opadające słońce, które przesmykiwało się pomiędzy liśćmi drzew, podświetlało chalcedon, nadając mu nieco cieplejszy, fioletowawy kolor. W oczach chłopaków kamień miał wszystkie kolory świata. Cudownie błyszczał i mienił się na tęczowo.

Adam, którego gonitwa myśli znalazła tak zjawiskowy punkt zaczepienia, wyszeptał z zachwytem:

– Czy on jest magiczny?

– Biorąc pod uwagę to, że cofnął twojego badtripa, to na pewno – Igor po części zażartował, a po części intencjonalnie zaszczepił przyjacielowi takie przekonanie.

– Magiczny kamień... – powtórzył Adam, wodząc wzrokiem po wszystkich krzywiznach chalcedonu.

– Chcesz go potrzymać? – Igor podał Adamowi kamień z uśmiechem.

– D-dziękuję – w głosie chłopaka wybrzmiewała wdzięczność przeplatana wzruszeniem. – Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem.

– Nie ma sprawy, stary – Igor odetchnął z ulgą. Nigdy wcześniej nie zdarzyła mu się taka powalona akcja.

   Kamień trzymany w dłoniach okazał się przyjemnie chłodny i gładki. Adam miał wrażenie, że to klejnot, który stopniowo się topi, choć nie maleje. Jego magiczne właściwości wnikały do organizmu nastolatka przez pory skórne. Czuł się tak, jakby ktoś podał mu antidotum na zażytą truciznę.

– Skąd go masz? – zapytał przyjaciela.

– Znalazłem dzisiaj w rzece, jak się wypierdoliłem na kamieniach – zaśmiał się Igor.

– Czemu nie pochwaliłeś się reszcie? – dopytywał dalej Adam.

   Igor zawahał się. Nie był do końca pewien, czy chce obnażać tak miękką warstwę swojej emocjonalności. Jednak w przypływie poczucia braterstwa nie potrzebował wiele czasu, by wyznać przyjacielowi prawdę:

– Chciałem dać go Laurze, jak będzie lepsza okazja.

   Adam poczuł, jak ogarnia go niezwykle silna empatia. Spojrzał na Igora z lekko rozchylonymi ustami i wyrzucił z siebie:

– Ty coś do niej czujesz! – to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. I to takie, jakie mówi się, gdy nagle uświadomi się sobie coś oczywistego.

– No, chyba tak. To znaczy tak – powiedział Igor wymijająco. – Ale póki co mówię to tylko tobie, okay? Możesz zachować to dla siebie.

– Oczywiście, nikomu nie powiem – zadeklarował Adam uroczyście, a potem zamyślił się trochę. Nie rozumiał, co takiego ma w sobie Laura.

   Położyli się obok siebie na plecach, spoglądając w stopniowo ciemniejące niebo. Drzewa nad nimi dawały im poczucie jedności ze światem. Czuli, że są żywe i szepczą do nich swoje historie, a każda z nich była naprawdę ciekawa.

   Igor delektował się przyjemnym odrętwieniem ciała. Miał w sobie głębokie przeczucie, że wszystko będzie w porządku. Był przeszczęśliwy, że ma takich przyjaciół. Towarzyszyło mu wrażenie, że wszyscy są tym samym. On, Laura, Adam, Filip, a także Kasia czy nawet Dominik. Bo choć fizycznie przyjaciel nie był przecież z nimi, czuł go wszędzie wokół i wiedział, że gdyby nie on, nic z tego, co przeżywali w ostatnich dniach, nie miałoby miejsca.

   Adam czuł się bardzo wyróżniony tym, że Igor pokazał mu swój drogocenny klejnot, nadal pozwalał mu trzymać go w dłoniach, a także wyjawił sekret w postaci uczuć do dziewczyny. Miał ochotę się odwdzięczyć, dlatego powiedział, odwracając do niego głowę:

– Wiesz, ja też chciałbym się czymś z tobą podzielić.

– Ekstra, dawaj – niemal natychmiast odrzekł Igor.

– Ale obiecaj, że to nie zmieni niczego pomiędzy nami – pomimo euforycznego stanu chłopak nie był w stanie powstrzymać się od tego upewnienia się.

– Jasne, obiecuję – powiedział przyjaciel uspokajająco.

   Adam już otwierał usta, ale nagle usłyszeli kroki nadchodzących osób. Przez chwilę nieco się zaniepokoili, jednak szybko rozpoznali Laurę i Filipa. Z błogimi uśmiechami na twarzach szli w ich stronę, choć co chwilę coś rozpraszało ich uwagę.

– No i w komplecie – ucieszył się Igor, a Adam zapomniał o tym, co chciał powiedzieć. Na szczęście zdążył podać kamień przyjacielowi, który z powrotem schował go w kieszeni spodenek.

***

   Słońce schowało się za koronami drzew i po całym dniu gorąca zrobiło się chłodno. Czwórka przyjaciół jednak nieszczególnie zdawała sobie z tego sprawę. Nadal byli w stanie, który Igor wcześniej nazwał pikiem. Błądzili po lesie, nierzadko orientując się, że wrócili do obozowiska, podeszli blisko drogi lub że znajdują się przy zalewie.

   Można przyjąć, że zdążyli poznać każdy fragment tego zagajnika. Oni jednak mieli wrażenie, że cały czas okrywają go na nowo. Dotykali paproci i kory drzew. Wkładali dłonie do Dzikiej Orlicy i obserwowali, jak spływa po nich mieniąca się na tęczowo, jakby gęstsza i bardziej lepka ciecz. Nie zawsze mieli ochotę chodzić. Czasem siadali pod drzewami lub kładli się na ściółce i oddychali głęboko. W panującym już półmroku coraz więcej obiektów w otoczeniu przeistaczało się w różne zwierzęta: płazy, ptaki oraz gady. Wszystko znajdowało się w ciągłym ruchu, a las oddychał razem z nimi.

   Wrażenia po zjedzeniu grzybków nie dotyczyły jednak wyłącznie postrzegania świata wewnętrznego. Inaczej percypowali także swoje ciała. Każdy dotyk był przyjemniejszy i bardzo jednoczący. Chętnie przytulali się do siebie, dotykali swoich twarzy, ramion, dłoni czy pleców, bez cienia zażenowania. Dopiero w tym momencie Adam przekonał się do Laury, którą dotychczas darzył ambiwalentnymi uczuciami. Z kolei Igor i Filip na moment przestali odczuwać potrzebę konkurowania ze sobą.

   Myśli i uczucia nastolatków sięgały dalej. Przypominali sobie o trudnych chwilach, które spotkały ich na przestrzeni ostatnich miesięcy. I wybaczali wszystkim po kolei: znajomym, rodzicom, nauczycielom, a nawet Dominikowi, że odszedł. W tym momencie kazanie księdza, którego ze złością wysłuchiwali podczas mszy pogrzebowej, wydawało się mieć dla nich znacznie większy sens. Nieudolnie dzielili się ze sobą swoim przemyśleniami, ale mieli wrażenie, że doskonale się rozumieją.

   Może jednak dobrze, że Kasia zdążyła już usnąć nad sto pięćdziesiątą stroną „Nigdziebądź" przy lampce zapalonej w namiocie. Gdyby ich podsłuchiwała – usłyszałaby jedynie bełkot, który od czasu do czasu przerywały słowa takie jak „teraz już rozumiem", „jakie to cudowne", „kocham was" i „wszystko ma już sens".

***

   Siedzieli we czwórkę nad Rudawą, opierając o siebie głowy. W pewnym momencie Adam powiedział, że musi siku i oddalił się za potrzebą.

   Przez chwilę Laura zastanawiała się nad tym, czy ona w ogóle jest w stanie czuć taką potrzebę fizjologiczną. Nieco zestresowała ją myśl, że mogłaby bezwiednie zsikać się w spodnie. Na szczęście stopień odurzenia powoli spadał, więc upewniwszy się, że materiał szortów jest suchy, wyciągnęła się na ziemi, opierając głowę na udzie Igora i przekładając nogi przez uda Filipa. Czuła, jak Filip bezwiednie, a może świadomie gładzi ją po prawej łydce. Kiedy spojrzała w górę, zobaczyła, że Igor także się w nią wpatruje. Przyszła jej do głowy taka myśl, że trochę szkoda, że nie są jedną osobą, bo teraz jakby trochę nią byli. Przez moment zastanawiała się, czy daliby się namówić na trójkąt. Z refleksji tych wyrwał ją jednak powrót Adama, który wcale nie pociągał ją fizycznie.

   Chłopak miał wrażenie, że po oddaniu moczu nagle dość mocno wytrzeźwiał. Świat ruszał się coraz mniej i okazał się wyraźnie chłodniejszy niż jeszcze przed chwilą.

– Może już pora wracać do namiotów? – zapytał resztę. Zaczął odczuwać zażenowanie, obserwując dotykających się przyjaciół, choć jeszcze kilka minut temu sam w tym uczestniczył. – Zachciało mi się spać.

   Spojrzeli po sobie. Oni chyba też zaczęli wracać do normalności, która dość nieprzyjemnie przeplatała się z hajem. Z jakiegoś powodu mieli ochotę zasnąć, zanim trzeźwość stanie się rzeczywistością. Dlatego bez szczególnych sprzeciwów przystali na jego propozycję.

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top